Rowerem po Holandii – prawdziwy rowerowy raj!

Zwykle w relacjach z wyjazdów piszę Wam, co warto w danym miejscu zobaczyć, co zjeść, gdzie się zatrzymać. W tym wpisie też oczywiście co nieco o tym napiszę, ale tak naprawdę, największą atrakcją w Holandii, myślę dla każdego rowerzysty, jest ich rowerowa infrastruktura. Jeżdżąc po Amsterdamie i okolicach, nie mogłem wyjść z podziwu, jak to wszystko zostało przygotowane. Rowerzysta ma tam status prawie świętego (bywa, że czasami aż za bardzo), a rower to nie tylko sposób na miłe spędzenie czasu, ale zwykły środek transportu. Wybaczcie, jeżeli w tym tekście zachwyt będzie wylewał się z prawie każdego zdania, zdaję sobie sprawę, że nie wszystko jest tam idealne, niemniej po przyjeździe z Polski, można się zakochać w tym co się tam rowerowego dzieje.

Dzień pierwszy – spacer w okolicach Wijk aan Zee

Noclegu szukaliśmy pod Amsterdamem (bo taniej), najlepiej nad Morzem Północnym (bo ładniej i ciekawiej). I udało się znaleźć taki hotel, tuż przy plaży, z widokiem na morze (Strandhotel Het Hoge Duin). Na miejsce, w komfortowych warunkach, dojechaliśmy ŠKODĄ OCTAVIA SCOUT, za użyczenie której dziękuję partnerowi tego wpisu, marce ŠKODA.

Skoda Rowery

Wijk aan Zee Hotel

Pierwszy dzień szybko zrobił się pochmurny, a potem zaczęło lać, tak więc zdecydowaliśmy się na spacer po okolicach Wijk aan Zee. I to był dobry ruch, teren jest bardzo urozmaicony i pofałdowany, a widoki bardzo przyjemne i inne niż nad naszym morzem.

Rowery Holandia

Nad wodą jest wiele parkingów dla samochodów i rowerów. Mimo kiepskiej pogody, rowerów było sporo. Już tu zauważyłem, że dominującym kolorem rowerów w okolicy jest czarny :)

Wijk aan Zee

Tuż obok hotelu, na wzniesieniu, znaleźliśmy resztki bunkrów z czasów okupacji hitlerowskiej. Co ciekawe, w Wijk aan Zee ponoć mieszkają potomkowie polskich żołnierzy, którzy po wojnie nie mogli wrócić do kraju. Mieszka tu też spora grupa Polaków, którzy pracują w pobliskich zakładach pracy.

W centrum Wijk aan Zee mogę polecić Wam restaurację Be My Guest. Codziennie na oczach gości, gotuje tam inny kucharz, serwując dosłownie kilka dań. To fajne podejście do tematu, nie trzeba się zbyt długo zastanawiać nad tym co zamówić :) W niektóre dni pojawia się tam polska para – Paulina i Tomek, którzy przygotowują polskie potrawy, nam akurat nie udało się na nich trafić.

Dzień drugi – Zaandam – Amsterdam – Zaandam (52 km)

Plik GPX z trasą

Mapka z trasą na Stravie

Drugiego dnia podjechaliśmy z rowerami do Zaandam, tak aby mieć więcej czasu na zwiedzanie Amsterdamu. Prosto z parkingu ruszyliśmy trasą rowerową i… w zasadzie nie przypominam sobie ani jednego odcinka, aby nie było rowerówki :)

Amsterdam

Zapraszam do obejrzenia odcinka Rowerowych Porad prosto z Amsterdamu. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał :)

 

Aby dostać się do centrum Amsterdamu, trzeba przepłynąć się bezpłatnym promem, kursującym po rzece IJ, dzielącej miasto na dwie części. Rejs trwa dosłownie kilka minut i po chwili lądujemy przy Dworcu Głównym.

Po zejściu z promu, pierwsze co rzuca się w oczy, to duży, piętrowy parking rowerowy. Sporo osób kręci się tam, tylko po to, aby zrobić zdjęcie temu miejscu. To nietypowy widok, nie tylko dla nas.

A jeszcze większy parking znajduje się po drugiej stronie Dworca. Liczba rowerów po prostu zapiera dech w piersiach. Z tego co słyszałem, władze Amsterdamu mają w całym mieście spory problem z porzuconymi rowerami, które niepotrzebnie zajmują miejsca parkingowe. Do tego dochodzą wypożyczalnie rowerów publicznych, które dodatkowo zabierają cenną powierzchnię. No cóż, życzyłbym sobie takich problemów u nas :)

Jeżeli lubicie takie klimaty, warto odwiedzić targ, ciągnący się wzdłuż ulicy Albert Cuypstraat. Można tam kupić sporo produktów, od mniej lub bardziej typowych ciuchów, przez pamiątki, po lokalne sery czy owoce morza. Da się też przekąsić co nieco z rozstawionych stoisk gastronomicznych.

Następnie przejechaliśmy do Vondelpark. Co ciekawe, nie spotkacie tam zbyt wielu spacerowiczów :) Ci, którzy się przemieszczają, robią to na rowerach i to różnych typów – widać czasami bagażówki z dziećmi w skrzyni, dzieci w fotelikach przed kierującym, tandemy itp.

Kręcąc się po mieście, zajrzeliśmy na tłumny i głośny Plac Dam, gdzie oprócz Pałacu Królewskiego, znajdziecie także Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds czy pomnik upamiętniający ofiary II Wojny Światowej.

Z romantycznymi kanałami kojarzy się nam Wenecja. Ale także w Amsterdamie jest cała masa wodnych traktów. W sumie gdzie się nie obrócić, znajdziemy mostki przerzucone nad wodą (i oczywiście rowery poprzypinane gdzie tylko się da). Na wodzie przycumowanych jest sporo pływających domów, kutrów, łódek, kajaków, gondol – normalnie jak w Wenecji :)

I jeszcze ciekawostka, w którą nie mogła uwierzyć Monika (inżynier budownictwa), dopóki tu nie przyjechaliśmy. Spora część budynków położonych nad kanałami jest krzywa :) Kamienice są pochylone w stronę ulicy, a dodatkowo na samej górze zamontowano haki, które umożliwiają wciągnięcie na piętro mebli. Budynki (a co za tym idzie – klatki schodowe) są tu bardzo wąskie, wynika z podatków płaconych kiedyś od powierzchni gruntu, jaką zajmowała dana kamienica. Aby ułatwić (lub w ogóle umożliwić) umeblowanie mieszkań, wyposażenie jest wciągane i wnoszone przez duże okna :)

Odnośnie okien o dużym rozmiarze, to nie mam żadnego zdjęcia, bo było mi trochę głupio je zrobić – ale sporo budynków mieszkalnych ma tu naprawdę spore przeszklenia, w dodatku niezasłonięte. Idąc ulicą można popatrzeć jak mieszkają Holendrzy, co jedzą, co oglądają w telewizji, czy wolą bardziej sok pomarańczowy czy jabłkowy ;) Trochę głupio tak zerkać, no ale aż samo się prosi. W sumie nic dziwnego, że to Holendrzy wymyślili program Big Brother.

Przyczyna zwyczaju pokazywania tego, co dzieje się w mieszkaniu, nie jest do końca ustalona. Mówi się o protestantach, którzy głosili hasło „nie mam nic do ukrycia – Bóg i tak widzi wszystko”. Może chodzić także o marynarzy, którzy zostawiając żony w domach, chcieli aby sąsiedzi mieli oko na to, co dzieje się w domu pod ich nieobecność ;)

Warto napisać także o ruchu ulicznym w Amsterdamie. Zdjęć mam mało, bo nie oddałyby one tego, co się tam dzieje, ale zapraszam do obejrzenia nagranego tam materiału wideo. Rowerów jest cała masa, są wszędzie, często pchają się na skrzyżowania na czerwonym świetle, nie zwalniają, gdy nieświadomi piesi (czyli turyści) próbują wejść na drogę dla rowerów; a to co się dzieje, gdy dwa potoki rowerzystów spotykają się na skrzyżowaniu równorzędnym – to trzeba przeżyć samemu :) Jednocześnie… czułem się tu jak w domu i to wyjątkowo bezpiecznym. Nie umiem tego wyjaśnić – choć mój mózg pracował momentami na najwyższych obrotach, tak aby jechać w szyku i nikomu nie utrudniać przejazdu, to każdy wiedział co ma robić i wszyscy poruszali się płynnie. Nic dziwnego, jeżeli w takim natłoku rowerów, mieszkańcy Amsterdamu poruszają się codziennie.

Oczywiście tak duży ruch spotkamy głównie w ścisłym centrum, potem wszystko się rozjeżdża i jest dużo spokojniej. Natomiast jeżeli planujecie w samym centrum zrobić sobie „piknikowy przejazd z rodzinką” po jednej z dróg rowerowych – dobrze Wam radzę, jedźcie do parku :)

Dzień trzeci – Wijk aan Zee – Alkmaar – Wijk aan Zee (72 km)

Plik GPX z trasą

Mapka z trasą na Stravie

Drugiego dnia jeżdżenia wybraliśmy się do pobliskiego Alkmaar, a trasa częściowo biegła szutrowymi drogami Parku Narodowego. Przy wjeździe znajduje się automat, gdzie można kupić bilet wstępu. Za dwie osoby zapłaciliśmy 3,6 euro.

W Parku znajduje się sporo wydm, dlatego nie da się wszędzie wjechać rowerem. My o tym nie wiedzieliśmy wyznaczając trasę, stąd jeżeli będziecie korzystać z naszego pliku GPX z trasą, skasujcie jedną odnóżkę i małą pętelkę zaraz na początku – jedynym plusem pojechania taką ślepą uliczką było spotkanie z wyluzowanymi krowami :)

Czemu ten kosz wygląda tak dziwnie? Dzięki temu łatwo jest wrzucić do niego śmieci, nie zsiadając z roweru. Proste i bardzo praktyczne.

Alkmaar

Skoda

Alkmaar to też miasto niezliczonej liczby kanałów. A na głównym placu KaasMarkt (Rynek Serowy) w piątki, od kwietnia do września w godzinach przedpołudniowych, odbywa się przedstawienie, gdzie można obejrzeć handel serem według odwiecznych tradycji.

Alkmaar

Alkmaar to też cała masa uroczych, wąskich uliczek, z niezliczoną ilością barów, sklepów, restauracji. Warto zostawić rowery i się przespacerować.

A tu macie drogę, na której rowerzyści mają bezwzględne pierwszeństwo nad innymi pojazdami. Kierujący samochodami wyprzedzali dopiero wtedy, gdy z naprzeciwka nikt nie jechał. Nie wiem ile takich odcinków można znaleźć w Holandii, nam udało się trafić tylko raz. Był to wyjazd z dużego osiedla, więc taka trasa pozwalała na wygodny i bezpieczny przejazd.

Wiatrak Holandia

Jak Holandia, to oczywiście wiatraki! Spotkaliśmy ich sporo, ale teraz stanowią chyba tylko atrakcję turystyczną, nie wiem czy pełnią jakąś inną funkcję.

Infrastruktura, infrastruktura, infrastruktura. Wszystko pomyślane tak, by rowerzystom dobrze się jeździło. I w sumie nie tylko im, po drogach rowerowych poruszały się także skutery – ponoć zablokowane na maksymalną prędkość 25 km/h, ale mam wrażenie, że jednak większość miała je odblokowane – czy mikro samochody (naprawdę mikro).

Z tego co czytałem, w kwietniu tego roku miał wejść zakaz poruszania się skuterami po DDR-ach, z czym mogę się po tym krótkim pobycie zgodzić – zwłaszcza patrząc na to, że większość nie jeździła przepisowe 25 km/h. Niemniej my widzieliśmy ich sporo, więc może trwa właśnie okres przejściowy, zanim ludzie przestawią się na nowe przepisy.

Wracając do Wijk, zajrzeliśmy na osiedle w Heerhugowaard, założone na sztucznie usypanej, kwadratowej wyspie. To ciekawe miejsce pod względem architektury. Tu uwaga – jeżeli planujecie się tam wybrać, weźcie pod uwagę, że trwają tam solidne remonty i nie każdą drogą da się przejechać, co ma swój urok, gdy zacznie się krążyć po uliczkach tego osiedla :)

Kierowcy bardzo zwracają tu uwagę na rowerzystów i nie mieliśmy ani jednej sytuacji, która byłaby konfliktowa. Wynika to po pierwsze z faktu, że każdy z kierowców, jest też rowerzystą. Druga kwestia – infrastruktura jest tak przygotowana, aby maksymalnie ułatwić poruszanie się jednym i drugim uczestnikom ruchu. I nie jest tak, że rowerzysta zawsze i wszędzie ma pierwszeństwo. Bywają miejsca, gdzie trzeba ustąpić przejazdu autom, ale są one wyraźnie oznaczone.

Jeszcze jeden dowód na to, że rowerzyści są tu traktowani bardzo poważnie. Na swojej drodze trafiliśmy na remont – cały rowerowy objazd był doskonale oznakowany, można było jak po sznurku wrócić na właściwą trasę.

Podsumowując

To był bardzo udany wyjazd i chętnie powtórzyłbym go kiedyś, z opcją przejechania Holandii wzdłuż i wszerz. Czułem się tu jak u siebie, marząc abyśmy kiedyś w Polsce doszli, przynajmniej w pewnej części, do takiego rozwoju infrastruktury rowerowej jak tutaj, czego sobie i Wam życzę :)

A jeżeli Holandia rowerem to kuszący temat, zerknijcie do Szymona z bloga Znajkraj, który zwiedzał północne rejony tego pięknego kraju.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

10 komentarzy

  • Dopóki starczy mi sił i środków to co roku będę jeździł do Holandii , żeby chociaż przez 10 dni móc ten piękny kraj zwiedzać i podziwiać – moi znajomi jeżdżą tam już od 16 lat i ciągle im mało – i to jest właściwy progres .POLECAM

  • Holandia dla ludzi którzy kochają jazdę rowerem to kraina baśni , rewelacyjna infrastruktura jeśli chodzi o ścieżki rowerowe , rowerzysta jest tam przez Holendrów traktowany jak przysłowiowy król drogi , sami Holendrzy od 6 lat do 100 lat super życzliwi i chętni do pomocy , 0 śmieci / belgia już inna/ – dużo tu jeszcze można by pisać i ciągle byłoby mało ale szczerze polecam HOLANDIĘ

  • Z ogromna przyjemnością i ciekawością czytało się ten artykuł ;) Wszystkie zdjęcia bardzo mi sie podobają. Co do samego roweru, to ja bardzo podobne zjawisko widziałem w Niemczech, w Aachen, które w sumie jest bardzo blisko granicy holenderskiej. tez bardzo dużo ludzi jeździ na rowerach w centrum miasta akurat.

  • Dokładnie wiemy co czułeś w Holandii.
    To, że jest to raj dla rowerów to jedno, ale ta harmonia, brak reklam, wielkich bilbordów oddalonych od siebie o 2 metry….
    Próbujemy przenieść nieco Holandii do Polski tak wiec jeśli któryś czytelników ma rowerowe potrzeby prosto z Holandii to serdecznie zapraszamy.

  • „Budynki (a co za tym idzie – klatki schodowe) są tu bardzo wąskie, wynika z podatków płaconych kiedyś od powierzchni gruntu, jaką zajmowała dana kamienica.”

    Ja słyszałam od miejscowych, że kwota zależała od szerokości fasady od ulicy i dlatego budynki są wąskie, ale głębokie i wysokie.

    Nie czuliście się dziwnie w sportowych strojach pośród tych ludzi na starych damkach? ;)

    • Na pewno nasze kolorowe rowery rzucały się w oczy, na tle w większości czarnych mieszczuchów :)

  • Fajnie, ale czy Monika sprawdzila dlaczego te domy sa krzywe? O ile sie nie myle to przyczyna jest mniej wiecej ta sama dlaczego dawne XVI-wieczne zaglowce (galeony) mialy wiezowa zabudowe rufy – zwezajaca sie ku gorze z pokladem o malej powierzchni. Podatki naliczane byly od powierzchni pokladu a w Amsterdamie od powierzchni dzialki. Stad chcac zmaksymalizowac powierzchnie mieszkalna budowano krzywe domy.

    • Na oko widać było, że są krzywe :) Teorię o podatkach też słyszałem, choć być może krzywe są również dlatego, że woda podmywa fundamenty i budynki się poprzechylały :)

  • A u nas (@@@@) krawężniki…

    PS Byłem kiedyś w Holandii i bardzo mile wspominam :) Pamiętam jak mieliśmy stać 5 min przed rondem, żeby przez nie przejechać samochodem bo akurat dzieci ze szkoły wracały na rowerach i rondo zablokowane przez nie było całkowicie dopiero po pewnym czasie zrobiło się na tyle luzu, że można było samochodem na rondo wjechać :)

    • W Łodzi w większości miejsc już poobniżali krawężniki, ale faktycznie w wielu miejscach jest z tym problem. I wszechobecna kostka bauma, zamiast dużo lepszego asfaltu. Jeszcze trochę wody w Wiśle musi upłynąć…