Jeździłem wczoraj po okolicach Łodzi, dość ruchliwą trasą, spotykając po drodze wielu rowerzystów. Jeden z nich, jadąc z naprzeciwka pozdrowił mnie kiwnięciem dłoni, na co oczywiście ja mu odpowiedziałem. Zacząłem się wtedy zastanawiać, jak to w zasadzie jest z pozdrawianiem innych rowerzystów. I szczerze Wam powiem, że ten zwyczaj w zasadzie umarł. Ponoć kiedyś tak było, że na drodze pozdrawiali się wszyscy rowerzyści, być może dlatego, że było ich po prostu mniej. A może to komuna tak ludzi łączyła? :) Jeżdżąc po mieście, nie bardzo sobie wyobrażam pozdrawianie każdego napotkanego rowerzysty, zwłaszcza w ciepły, wiosenny weekend – jest nas po prostu za dużo – co mnie zresztą bardzo cieszy.
Poza miastem – cóż, rowerzystów też jest sporo, może po prostu się nie chce machnąć… Mi się kiedyś nawet zdarzało kiwnąć do jadących z naprzeciwka ręką, ale po tym jak wielu z nich nie bardzo wiedziało o co chodzi, przestałem. Coś co nie jest powszechne, dość szybko wychodzi z użycia.
Pozdrawianie się na rowerach, kojarzy mi się jedynie z jazdą z sakwami. Mazury, morze, ale centralna Polska również. Jadąc przez lasy, wioski i miasteczka, gdy widzi się jadącego sakwiarza – aż chce się pomachać. Ot tak, dla lepszego samopoczucia. Wiele osób mówi również o tym, że ludzie pozdrawiają się na górskich szlakach rowerowych. Niestety ja tego potwierdzić nie mogę, byłem na prawdziwym górskim szlaku rowerem tylko raz i byłem tam jedyną osobą na rowerze :)
Przeglądając w internecie opinie o pozdrawianiu się, spotkałem się z wieloma, często bardzo skrajnymi opiniami. Że nie ma sensu machać, że wszyscy powinni to robić, że niektórzy robią to wybiórczo itd.
Według mnie, nie musimy robić z takich pozdrowień przedstawienia i machać dosłownie wszystkim napotkanym rowerzystom. Lokalni mieszkańcy i tak pewnie nie będą wiedzieli o co chodzi, a tu chyba bardziej chodzi o pozdrawianie „wędrowców” :)
Nie zgadzam się również z wieloma głosami, że im ktoś ma droższy rower – tym większym jest ignorantem, wywyższa się i nikogo nie pozdrawia. Ja bym tego absolutnie nie generalizował i pozostawił tym, którzy nie chcą się pozdrawiać – wolną rękę – dosłownie i w przenośni :) Nic na siłę, taki gest powinien być absolutnie nie wymuszony.
Mi pozdrawianie najbardziej kojarzy się z górskimi szlakami pieszymi. Co jakiś czas bywam w górach i za każdym razem jest to bardzo miłe, gdy ludzie się pozdrawiają, tutaj akurat poprzez powiedzenie „cześć”. Chociaż, nie powiem, bywa to czasami ciut męczące, gdy na szlaku pojawia się nagle więcej osób :) Cóż, polecam wyjazdy w Bieszczady, tam na całe szczęście każdy ma daleko i jeszcze nie ma tam aż tyle „stonki” co w innych miejscach.
O pozdrawianiu się w górach, bardzo ciekawie napisała Sylwia z Piotrkiem z bloga Góromaniacy. Warto zerknąć, bo mają bardzo zdrowe podejście to tego tematu.
Czy warto wskrzeszać zwyczaj pozdrawiania się? To bardzo dobre pytania i liczę na Wasze głosy. Ja jestem za, choć bez odgórnego przymusu.
Tytułem uzupełnienia, bo odnoszę wrażenie, że ostatnie zdanie w moim komentarzu tylko niepotrzebnie namieszało.
W zasadzie podział kogo pozdrawiam i nie pozdrawiam tak naprawdę nie zależy od „kogo”, tylko „kiedy”. I wydaje mi się, że wszyscy mamy zbliżone zda co to tego.
Traci sens pozdrawianie wszystkich na drodze w mieście, w szczycie komunikacyjnym. Z drugiej strony jak trafię na jakaś zorganizowaną wycieczkę, która się „zaplącze” gdzieś w centrum Trójmiasta, to czemu nie. Są gośćmi i niech się czują, że są mile widziani.
Podobnie jak jedzie się turystycznie gdzieś dalej.
Ja marzę o jednym: żeby w zimę był taki ruch rowerowy, żeby po prostu nie dało się za każdym razem każdego pozdrawiać. Ale to jeszcze kilka lat.
U mnie w okolicy rowerzyści się pozdrawiają ale poza miastem . W mieście nie widziałem jeszcze nikogo kto by tak robił . Zazwyczaj jest tak że pozdrawiają się właśnie Ci którzy jeżdżą w kaskach czy ciuchach rowerowych ale nie zależy to od tego kto czym jeździ bo widziałem rowerzystów na wypasionych sprzętach pozdrawiających innych poruszających się starymi rowerami . Myślę że to nas różni od kierowców aut . Nie ważne kto czym jeździ..ważne że jeździ .
Też dziwi mnie podział na szosowców sportowych i tych co muszą. Czyli jak jadę Pradziadkiem z sakwami za miasto to zasługuję na pomachanie, a jak jadę po bułki do sklepu holendrem to już nie? Eee, nie łapię tego. Że jak ktoś musi na rowerze, bo nie ma samochodu to nie zasługuje na traktowanie go z życzliwością i kulturą?
pogląd autora podzielam w 100%, zawsze odpowiadam na pozdrowienia… Wzajemne pozdrawianie w warukach miejskich stało się niemożliwe, ponieważ liczba korzystających z roweru znacznie wzrosła i ma tendencję zwyżkową.
Pozdrawiam, jestem sakwiarzem ale pozdrawiam wszystkich. Kiedyś przeczytałem że tylko cham nie odpowiada na pozdrowienie. Nie wiem dlaczego to zpadło mi do głowy. Dużo mnie nie kosztuje a zawsze milej jest na trasie jak spotyka się miłych ludzi.
Chodzi po prostu o bezpieczeństwo. Odrywanie ręki od kierownicy grozi wypadkiem.
A na serio… w zeszłym roku, przejechawszy całe Morawy (z sakwami oczywiście), nauczyłem się tego sympatycznego gestu kiwnięcia dłonią, lub po prostu pozdrowienia słowem „ahoj”, „hej” itp. Tam, zwłaszcza na południu, machali sobie wszyscy; na początku nieco mnie to dziwiło, później weszło w krew… i wyszło – kiedy tylko przekroczyłem polską granicę. W większości przypadków miły gest z mojej strony wywoływał zdziwienie, często nie było odzewu, więc zaprzestałem procederu pozdrawiania „kolegów po fachu”. Teraz zdarza mi się to tylko w dłuższej trasie i raczej wówczas, gdy mijam „sakwiarzy” – bo oni wyraźnie odróżniają się od całych setek „niedzielnych” rowerzystów.
Gwoli ścisłości, doceniam każdą osobę, która wybiera dwa kółka zamiast czterech, nawet jeśli „pedałuje” 2 km dziennie. Słowo „niedzielni” nie jest nacechowane negatywnie…
Na szosie rowerzyści pozdrawiają się często, w mieście ten zwyczaj nie istnieje. Może dlatego, że w mieście jest już taki tłok rowerowy, że trzeba by cały czas do siebie machać a z odzewem mogłoby być różnie. Na szosie jest nadal trochę jak na wyludnionym szlaku w górach i pozdrowienie oprócz tego, że jest miłym gestem potwierdza, że „nasi tu są” :)
Zanim przesiadłem się na rower, co drugi wieczór biegałem. W normalną pogodę o normalnej porze dnia raczej nikt się nie pozdrawiał, ale podczas deszczu/śniegu/w trudniejszych warunkach prawie każdy napotkany biegacz pokazywał rękę. Miły gest.
Na rowerze jeszcze się z tym nie spotkałem, ale w sumie nie miałem też póki co bardziej wymagających wypadów.
Z tym machaniem to już tak średnio jest. Znacznie częściej ktoś odpowiada na mój gest niż pierwszy zacznie, tak mi się wydaje. W górach jest znacznie lepiej, w końcu tam nie każdy wybierze się na przejażdżkę.
Wczoraj, tj. w niedzielę, miałem nawet taki miły przypadek. Podjeżdżając na Czantorię, już blisko szczytu, pewna starsza Pani pozdrowiła mnie i powiedziała, że chyli przede mną czoła, za to, że jestem w stanie jeździć tu na rowerze;) Pogawędziliśmy kilka minut i pożegnaliśmy się życząc miłego dnia. Od czasu do czasu jeżdżąc po górach nawet takie miłe wyrazy uznania można otrzymać;)
Jeszcze odnośnie bieszczadów. Od mojego pierwszego pobytu do ostatniego, który miał miejsce dwa lata temu, turystów przybyło mnóstwo. Po połoninach wędrują prawdziwe pielgrzymki. Przynajmniej w sezonie wakacyjnym tak jest.
Różnie z tym bywa. Pozdrawianiem w sensie. W mieście to rzadkość, choć gdy kogoś wyprzedzam zawszę krzyknę cześć! Mało kto odpowie, to inna sprawa. Na trasie, no cóż z tym bywa różnie. Ja z automatu podnoszę rękę. Tak mi pozostało, w końcu brykam już trochę rowerkami i jakoś tak mi zostało. Ale zauważyłem, że jak jadę na szosówce czy też na moim wyprawowym (też baranek) to rzadko się zdarza by ktoś na MTB mi odwzajemnił pozdrowienia. I odwrotnie jadę MTB to szosa się nie odzywa. Dlaczego to w Polsce zanika? Cholera wie. Szkoda. Za granicami pozdrawianie pozostało.
A u mnie w okolicy każdy każdemu „odpowie” no chyba,że ktoś ciśnie akurat w pedał albo śmiga po wertepach to inna sprawa – wiadomo.
Ale ja mieszkam na prowincji i w ogóle tu jest już dość długa tradycja rowerowa, młodsze roczniki to niekiedy już 4 te pokolenie rowerowców a wielu „dziadków” pamięta czasy Szurkowskiego i wyścigu pokoju lub nawet sami w nich startowali – znam takich ludzi
i jestem z tego dumny, że traktują mnie jak swojaka chociaż mógłbym być ich wnukiem lub prawnukiem..
Z moich obserwacji wynika, że Ci co się pozdrawiają, to również najczęściej jeżdżą w sposób nieutrudniający życie innym – są grzeczniejsi i milsi dla pozostałych WSZYSTKICH użytkowników dróg.
Cham i burak będzie na rowerze takim samym chamem i burakiem, jak za kierownicą auta.
Drugą kategorię stanowią poczatkujący – na nowych, błyszczących w wiosennym słoneczku rowerkach i w nieskazitelnie kolorowych wdziankach. Pewny i zamaszysty ruch ręki wszystko zdradza, … ale ta niepewna mina jest naprawdę urocza ;-D
Drodzy Wszechmachający,
Ja Was Pozdrawiam!
Zawszeodmachujący
Bik4done
No widzisz Ja jestem początkującym rowerzysta. i mam nowiutki i błyszczący w swoich kolorach i kolarstwie szosowy rower, jestem też motocyklistą a kiedyś przez krótki czas byłem kierowcą ciężarówki ale jeśli chodzi o sport to biegam pływam zdrowo się odżywiam. A z opiniami jest jak z dziurami w dupie każdy ma swoją !
Hm, to akurat fakt, coraz mniej rowerzystów się pozdrawia. Prawdopodobnie jest to związane właśnie z tym, że rowerzystów przybyło i będzie przybywać na drogach. Kiedyś było nas mało i machanie nie dosc że nie było jakieś nadzwyczaj męczące, to jeszcze wszyscy znali ten zwyczaj. Teraz przybyło wiele osób korzystających z rowera wybiórczo. Tego zwyczaju nie znają i dla nich machanie oznacza po prostu że mija się kogoś znajomego. Zauważyłem za to taką tendencję, że im bardziej rowerowo jest się ubranym tym więcej rowerzystów jednak pozdrowi. Gdy jedzie się w zwykłych „cywilnych” ciuchach w dodatku bez kasku na głowie raczej nie ma co liczyć na gest ze strony innego rowerzysty. No i oczywiście miejsce ma znaczenie, bo pozdrawianie w mieście byłoby totalną paranoją. Ludzie idący chodnikiem widząc machających w koło rękami uznaliby rowerzystę za upośledzonego psychicznie albo pijanego. Dlatego w mieście raczej się już nie pozdrawia. Na trasie z kolei znaczenie ma przede wszystkim ubiór.
To takie moje obserwacje i przemyślenia, bo też zauważyłem tendencję zaniku tego zwyczaju.
Zwyczaj umarł z prostej przyczyny, że rowerzystów jest coraz więcej. W cieplejsze dni u mnie jest tyle rowerzystek i rowerzystów, że traci to sens i dobrze; niech będzie nas jeszcze więcej. :-)
W zimę co innego, jak wiał Ksawery, to jadąc do pracy nie można było się nie pozdrowić z napotkanymi rowerzystami, którzy już nielicznie jeździli po Trójmieście. Teraz ich też mijam, ale pozdrawianie sobie darowaliśmy. Co nie zmienia faktu, że czasem wymienia się uwagi między sobą, np. o rowerach, o pogodzie, czy o życiu, czekając na światłach.
BTW, nie chwytam podziału wprowadzonego przez niektórych przedmówców: „sportowców” i tych, którzy używają roweru jako środka transportu. Pierwszy raz się spotykam z takim zjawiskiem.
Jadąc z sakwami czy na szosówce często spotykam się z pozdrawianiem przez innych sakwiarzy/kolarzy. Widząc kogoś na poboczu mam też zwyczaj zwalniania i pytania czy wszystko ok. W ten sposób poratowałem kilka osób multitoolem czy łatką/pompką i pogadaliśmy chwilę ;) Czasem przewiozłem też kogoś na kole (jak było kopyto to cisnąłem ile wlezie, co zwiększało satysfakcję i polepszało kondycję:D)
Zwyczaj pozdrawiania często poprawia nastrój gdy nie ma siły jechać, bądź po prostu poprawia humor i daje poczucie bycia członkiem w jakiejś „tajnej grupie” ;)
Jeżdżąc szosówką w okolicach Warszawy mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że ten zwyczaj wciąż żyje :) Macham zawsze kiedy widzę, że ktoś traktuje rower jako coś więcej niż tylko przymusowy środek transportu (albo przynajmniej sprawia takie wrażenie ;)), bardziej sportowo. W 90% przypadków jadący z naprzeciwka odmachują czy uśmiechają się – czy to szosowcy czy „górale”. Oczywiście jeżeli widać, że ktoś idzie w trupa, wstał z siodełka i ciśnie ile fabryka dała to nie oczekuję, że nagle zwolni, pomacha mi i jeszcze przy okazji pogadamy 15 minut o sprzęcie ;) Zazwyczaj w takich sytuacjach albo pojawia się w odpowiedzi kiwnięcie głową albo po prostu brak reakcji. Zabawnie jest, kiedy np. jedziesz samotnie przed siebie, z naprzeciwka jedzie grupka np. 10 kolarzy, podnosisz rękę i nagle w odpowiedzi do góry idzie 10 rąk na raz :) Jak dla mnie fajny zwyczaj, zwłaszcza w sporej odległości od domu, kiedy wiadomo, że spotyka się „swoich” :)
We Wrocławiu jest tak, że pozdrawiają się ludzie na ostrych kołach/singlach. Zazwyczaj kiwną głową, rzadziej machnie ktoś ręką. Generalnie też pozdrawiają się Ci którzy mają szprychówki. Tutaj już bez specyfikacji ;)
Ten weekend spędziłem z dziewczyną jeżdżąc po górach (ale nie szlakami górskimi). Tam na Międzynarodowej Trasie Rowerowej „Góry Stołowe” pozdrawiali się wszyscy:)
Z pozdrawianiem jest tak, że im cieplej tym mniej osób się pozdrawia ;D. Gdy jeździłem po okolicy Łodzi (promień około 60 km) w grudniu, styczniu, lutym spora część osób na rowerach ubranych na sportowo mnie pozdrawiała (głównie szosowcy). Oczywiście odpowiadałem, potem widząc taką osobę sam podnosiłem rękę.
Teraz w końcu marca, gdy zrobiło się ciepło, pozdrawiający wtopili się w większą ilość rowerzystów i trudno ich spotkać. Np w ostatnią sobotę podczas 3-godzinnej przejażdżki nikt mnie nie pozdrowił, a widziałem wiele osób ubranych na sportowo.
Konkluzja moja jest taka, że zimą (mimo że była ciepła) rowerzyści mają do siebie większy szacunek (np. bo widać że w styczniu wyjechał 60 km za miasto) i się pozdrawiają, albo inaczej – zimą jeżdżą najzagorzalsi, którym ten zwyczaj jest bardziej znany.
O!…i ja bym oscylował w to ostatnie:
(…) zimą jeżdżą najzagorzalsi, którym ten zwyczaj jest bardziej znany.(…)
@Natalia – to fakt, pozdrawiają się, zwłaszcza w mijających się tramwajach – mają blisko wtedy do siebie :)
Jestem z okolic Kotliny Kłodzkiej i powiem , że u nas dużo ludzi się pozdrawia jadących na rowerach a także zaobserwowałem to o motocyklistów . Pozdrawiam wszystkich
A ja pozdrawiam większość osób, które na rowerze jeżdżą dla przyjemności. Łatwo takie rozpoznać – strój bardziej sportowy, lekko szybsza jazda, tereny mniej miejskie (nie pozdrawiam, tych którzy używają roweru tylko jako przymusowego środka transportu). I oczywiście szosowców wszystkich. Czasem tylko cześć i podniesiona ręka, czasem uśmiech – jest miło. I chciałbym, żeby takie pozdrawianie zostało.
Podczas trasy po Pomorzu w ostatnie wakacje napotykaliśmy na naszej trasie wielu rowerzystów. Większość odmachiwała. Jeżeli byli to ludzie z zagranicy to chyba nawet w 100%. Takie pozdrowienie to taki mały doping, więc im więcej kilometrów ktoś przebył/ma zamiar przebyć tym chętniej pozdrawia innych. Dlatego sakwiarze i szosowcy najczęściej się pozdrawiają (ci drudzy jak zdążą podnieść rękę zanim nas miną :D )
Wśród biegaczy tez ten zwyczaj umarł. A szkoda, bo to takie miłe. W miastach tylko kierowcy MPK się jeszcze pozdrawiają. ;)
i motocykliści ;-)
Moje doświadczenia mówią o tym, że rzeczywiście sakwiarze są traktowani z dużym szacunkiem. Często zdarza mi się, że pozdrawiają mnie kolarze z miejscowego klubu. Nagle zaczyna mi machać kilkunastu mężczyzn jadących z naprzeciwka. Fajne to! Podobało mi się również we Francji, tam pozdrawiali nas (w mniejszych miejscowościach) nie tylko rowerzyści, ale też zwykli napotkani ludzie przy drodze. Nawet dzięki temu nauczyłam się wymawiać Bonjour z właściwym akcentem. W Niemczech nie pamiętam, ale odzew też był miły. Za to w Norwegii byliśmy niewidzialni, to jest jednak kraj kierowców, mimo że czułam się na jezdni dużo bezpieczniej niż w Polsce. Myślę, że pozdrawianie się nawzajem to miły zwyczaj i warto go propagować. Coś w stylu: A ty do ilu obcych osób uśmiechnąłeś się dzisiaj? :)
Relikt to wg mnie nie jest. Sam czesto pozdrawiam albo jestem pozdrawiany.Najgorzej to stosunkowo jest u szosowcow, moze po czesci to przez pozycje i kierunek wzrok >opona. W Wlkp raczej jak sie widzi, ze z przeciwka nie jedzie majster po bułki to nawet popularne jest.
Ja się pozdrawiam tylko z listonoszem z mojego osiedla, którego spotkałem parę razy gdzieś daleko od mojego domu na jakiejś wsi (pewnie bliżej jego domu)
Ja na rowerze, on na jakimś motorku – solidarność jednośladów?
Ale za pierwszym razem było konkretnie zimno – więc hardkory pozdrawiają się nawzajem ;)