Nakolanniki Rogelli Softshell zakupiłem zimą (listopad 2012 roku), tak samo jak czapkę zimową Accent. Używam ich głównie podczas dojazdów do pracy, w bardzo zimne dni. Kiedyś używałem ich częściej, ale teraz robię to głównie przy temperaturach poniżej zera. Chwilę temu zdarzyło mi się przejechać w nich majówkę i uratowały moje kolana. Dlatego przeciętny zakres temperaturowy określiłem na -25 do + 15 stopni Celsjusza. Szukasz sposobu na ochronę stawów przed zimnem? Przeczytaj dzisiejszą recenzję nakolanników za 70 złotych!
Dlaczego akurat nakolanniki Rogelli Softshell?
W czasach gdy wszystko było zdrowsze, lepsze i piękniejsze, a więc dwa lata temu, miałem przewiewne, lekko ocieplane spodnie rowerowe, przez które wiatr hulał jak chciał (co było ich zaletą, jak i wadą). Ponieważ nie miałem pieniędzy na spodnie uszyte z softshellu, postanowiłem ochronić chociaż kolana. Rogelli softshell były jedynymi ochraniaczami z softshellu, dostępnymi na portalu aukcyjnym w momencie, w którym zdecydowałem się na zakup. W dodatku odbiór osobisty w moim mieście. Sweet! Osobiście nie jestem zwolennikiem zakładania nowych kont użytkownika w setkach sklepów internetowych, dlatego wybrałem ten konkretny produkt. Inną, osobną sprawą była chęć sprawdzenia jakości produktów firmy Rogelli.
Budowa i krój
Ochraniacze składają się z dwóch zszytych ze sobą kawałków materiału, stanowiących przód oraz tył ochraniacza. Jeden z nich to grubszy i „śliski” w dotyku (softshell) pokryty od wewnątrz warstwą ocieplającą. Drugi materiał jest cienki, elastyczny i nie posiada ocieplenia. Przód posiada odblaskowe logo producenta, a tył trzy odblaskowe kwadraty o zaokrąglonych bokach, ot miły dodatek zwiększający naszą widoczność. Wewnętrzna metka wykonana jest z delikatnego materiału, ale i tak przeszkadza. Nie drapie, jednak czuć ją na skórze. Rozmiar S/M posiada szerokość 19 cm w udzie oraz 14 cm pod kolanem. Górna część jest pokryta od spodu paskiem z silikonu. Po co? Do tego wrócę nieco niżej.
WWO = Wiatroodporność, wodoodporność i oddychalność
Wiatroodporność czyli najważniejsza cecha tego produktu. Według mnie w tej materii sprawują się wyśmienicie! Po ich założeniu nie czuję choćby zefirku na kolanach, nawet przy solidnej wichurze. Nieważne czy na zewnątrz było -10 stopni czy +10 stopni Celsjusza, materiał nie przepuszczał wiatru. Często w zimowe weekendy jeździłem pociągami. Około 8 – 10 godzin jazdy na dwa dni. Ochraniacze woziłem zawsze ze sobą. Świetnie sprawdzały się jako ochrona kolan przed nieszczelnymi uszczelkami(!) w oknach i drzwiach pociągu. Taki standard: siedzenia są gorące, a po nogach i uszach wieje lodowate powietrze. Bardzo dobrze poradziły sobie nawet, gdy na zewnątrz było -18 stopni. Bez ochraniaczy, po blisko dwóch godzinach jazdy, kolana były przemrożone. Z nakolannikami nie czułem żadnego dyskomfortu.
Test wodoodporności przeprowadzony został przeze mnie z czystej ciekawości, a jego wyniki spowodowały u mnie spore zaskoczenie. Softshellową część ochraniacza polewałem wodą z kranu. Pomimo nasiąknięcia praktycznie od razu, wewnętrzna ocieplana część pozostała sucha i to nawet pomimo zwiększenia strumienia oraz „wciskania” wody palcami w materiał. Wiadomo, że w końcu przemoknie, ale i tak jestem pod sporym wrażeniem. Podczas jazdy w ulewnym deszczu, całość przemoknie, jednak nie wpływa to na stopień ochrony przed wiatrem. Tylna część (co powinno być oczywiste) przemaka od razu.
Jak wspomniałem wcześniej, spodnia część jest wykonana z cienkiego elastycznego materiału. Dzięki temu, pot z tylnej części kolana jest odprowadzany na bieżąco. Pod przednią częścią noga ma tendencję to lekkiego zapacania. Im wyższa temperatura, tym uczucie rosy na skórze wzrasta. Podczas majówki przez 2,5 dnia lało, a temperatura wahała się pomiędzy 15 a 20 stopniami Celsjusza, jednak odczuwalna była niższa. Brak ochraniaczy skończył się „lekkimi odmrożeniami kolan” (ból, uczucie gorąca, odrętwienia). Czy kolana się zapociły? Nie wiem; były mokre od deszczu…
Dopasowanie i jakość wykonania
Dla siebie zakupiłem ochraniacze w rozmiarze S/M, mają wymiary 34 x 19 x 14 cm (długość x szerokość u góry x szerokość u dołu). Niestety ochraniacze zsuwają się z uda. Co jakiś czas trzeba się zatrzymać i poprawić nakolanniki. Ściągacz od wewnątrz jest pokryty silikonem, by zapobiegać temu zjawisku. Niestety nie zdaje egzaminu. Być może u osób z bardziej umięśnionymi udami będzie lepiej. Ochraniacze są za krótkie, by móc je komfortowo wcisnąć pod spodenki i zapobiec obsuwaniu. Wewnętrzna część jest miła w dotyku.
Po dwóch latach widać prujące się nitki, a silikon popękał na łączeniu materiału. Póki co nie ma dziur, a lycra się nie rozciągnęła. Odblaski na tylnej części po kilku miesiącach spękały i prawie całkiem się wykruszyły. Napisy na przedniej części dalej wyglądają jak nowe. Wewnętrzne ocieplenie nie wytarło się w żadnym miejscu. Początkowo bałem się, że nakolanniki rozprują się dokumentalnie po pierwszej zimie. Nic takiego się nie stało. Jak widać wykończenie detali nie jest ich mocną stroną, lecz poza tym, nic więcej się z nimi nie dzieje.
Podsumowanie
Według mnie nakolanniki lub nogawki rowerowe są produktem obowiązkowym w wyposażeniu rowerzysty, jeżdżącego czy to wczesną wiosną/jesienią, czy zimą. To na jakie się zdecydujemy, zależy od naszych preferencji. Pomimo w/w narzekania jestem zadowolony z wyboru. Rozumiem pewne braki w zakupionym przeze mnie towarze. Nie ma idealnych produktów, a w tym wypadku stosunek cena/jakość jest według mnie na akceptowalnym poziomie. Poza tym, z tego co zauważyłem to Rogelli jako jedyna firma oferuje nakolanniki wykonane z softshellu (stan na dzień 4.12.2014 r.). Pamiętaj by w komentarzach podzielić się swoim patentem na ochronę stawów przed zimnem i wiatrem.
Mam te same, z powodzenium używam ich też do jazdy na motocyklu, dobra jakość za niewygórowaną cenę. Ja nie zauważyłem u mnie problemu z zsuwaniem się. Na wiosnę chyba zafunduję sobie nogawki takie zwykłe z lycry, bo powyżej tych 15 stopni za gorąco w nich, a za zimno na gołe nogi szczególnie przy wietrznym dniu
Od jakiego czasu w nich jeździsz? A jak oceniasz ich wytrzymałość i zużycie?
Półtora zimowego sezonu za nimi. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to pękający siikon, o czym też wspomniałeś. Właśnie na nie spojrzałem i też odblaski i logo z przodu jak nowe, a tylne odblaski zmechacone jak u Ciebie. Żadnych nitek ani dziur. Ten sezon a pewnie i następny spokojnie wytrzymają.