Grube dziecko to twoja wina

Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie niedawna wizyta na basenie. Wśród osób korzystających z uroków taplania się w ciepłej wodzie, zobaczyłem otyłego chłopca. Nie wyglądał może tak, jak ten ze zdjęcia poniżej, ale myślę, że niewiele mu brakowało. Twarz nalana, na brzuchu trzy „zakładki”, parówki zamiast paluszków. Miał na oko może 8 lat, może 10 – trudno powiedzieć. Siedział w brodziku dla małych dzieci i oddawał się zabawie. Być może był chory. Zdaję sobie sprawę, że jest wiele dzieci, które z różnych, często bardzo tragicznych przyczyn są otyłe, lub bardzo otyłe. Dlatego absolutnie nie oceniam ani rodziców, ani tym bardziej dziecka. Ale ten widok wzbudził moje zainteresowanie tematem, zacząłem trochę uważniej przyglądać się niektórym dzieciom. Wcześniej praktycznie nie zwracałem na to uwagi, a wystarczyło kilka minut, by obok mnie, w kolejce do zjeżdżalni stanął ojciec z synem. Tata z pokaźnym brzuchem, mocno zwisającym. Obok niego syn, na oko może 12-letni z… identycznym brzuchem!

W tym momencie zacząłem sobie zadawać w duchu pytanie: jak dwunastolatek może mieć takiego bęca? Przecież w tym wieku, powinien mieć przemianę materii jak elektrownia atomowa! Ojciec wiadomo, jest osobą dorosłą – sam podejmuje decyzje czy chce być otyły czy nie. Ale wciągać w to swoje dziecko? Przecież taki brzuchal nie bierze się z niczego.

Co robić dziecko odchudzanie
fot. chancedite

Pogrzebałem trochę w internecie, bez trudu znalazłem wiele osób, które myślą w podobny sposób (m.in. Natalia we wpisie o sporcie w życiu dziecka). Otyłość dzieci, Panie i Panowie, to nie coś, co możemy obserwować w telewizorze na przykładzie amerykańskich dzieci. Ta plaga dotarła już do nas. Zacząłem się zastanawiać nad przyczyną tego, bardzo poważnego moim zdaniem problemu.

Media mówią, że to wina słodyczy w szkolnych sklepikach. Pojawiają się akcje uświadamiające, jabłka i woda mineralna i tego typu historie. Z tym, że szkolne sklepiki były załadowane takim towarem również 20 lat temu, gdy ja byłem w podstawówce. Od małej słodkości jeszcze nikt nie umarł, ani nie zrobił się gruby. Oczywiście, lepiej zjeść jabłko czy napić się wody, ale nie oszukujmy się – kto nie ma co jakiś czas ochoty, na małe co nie co.

//Aktualizacja 2016: Ze sklepików wycofano sporą część słodyczy. Ciekawy ruch, ale bez edukacji oraz uświadamiania rodziców i babć nic z tego nie wyjdzie.

Media mówią, że to wina tabletów, komputerów, smartfonów, telewizorów. Dzieci godzinami przesiadują w domach, zamiast pobiegać trochę czy pojeździć na rowerze. Problem w tym, że 20 lat temu, gdy ja byłem w podstawówce – też były telewizory i komputery. Kanałów było mniej, a gry wymagały większej wyobraźni – ale to nie miało znaczenia, przyciągały tak samo jak dziś. Od dobrej, strategicznej gry jeszcze nikt nie umarł. A zręcznościowe gry wyrabiają refleks i spostrzegawczość.

Media mówią, że to spisek koncernów spożywczych, do spółki z branżą elektroniczną. Później skorzystać ma też branża farmaceutyczna (nadciśnienie, miażdżyca, cholesterol).

A ja Wam mówię – to tylko i wyłącznie wina rodziców. Nie chcą wziąć odpowiedzialności za małego człowieka i wyznaczyć mu granic. Granic jedzenia słodkości i granic siedzenia w domu. Od małego traktuje się telewizor jako idealną niańkę. Sadza się dziecko przed ekranem i nie trzeba się o nic martwić, maluch jak zahipnotyzowany będzie pochłaniał kolejne odcinki bajek. Do tego do ręki batonik, by mały się za szybko nie znudził i mamy perpetuum mobile.

Zaczynają kreować się schematy, z których później coraz trudniej się wyrwać. Rano kanapka z dżemem, na drugie śniadanie batonik, w międzyczasie czipsy w sklepiku, po powrocie do domu obiad z deserem, pod wieczór też coś słodkiego, żeby się dziecko nie denerwowało.

Do tego dochodzi częsta nadopiekuńczość oraz przeświadczenie niektórych mam i babć, że zdrowe dziecko, to dobrze najedzone dziecko. W internecie można znaleźć masę pytań o to, co zrobić z dzieckiem-niejadkiem. Nie jestem dietetykiem, ale z tego miejsca mogę odpowiedzieć: nie robić nic! Póki nie jest to objaw choroby, dzieci same wiedzą ile mogą zjeść. Oczywiście, warto przeprowadzić małe śledztwo, czy nie obżerają się w szkole. Ale nie ma czegoś takiego jak dziecko-niejadek! Za to są babcie, które wpychają dzieciom kolejne serniczki, ciasteczka, czekoladki i inne słodycze. Ale znowu – w rozsądnej ilości – świetnie. Ja do dziś, gdy babcia robi jabłecznik – ślinię się jak głupi. Ale nie zjadam go tyle ile bym chciał, wystarczy kawałek.

A najgorszą rzeczą jest brak ruchu. Wiem, wielu już na to narzekało. Między innymi Maciek we wpisie „Wychowujemy przegranych”. Ja się z Maćkiem w dużej mierze zgadzam. Zaczynamy zamykać się na strzeżonych osiedlach, w sklepie spożywczym koło mnie, nigdy nie widziałem samych dzieci na drobnych zakupach, nawet plac zabaw jakiś taki pustawy. Wiem, wiem – niż demograficzny, ble, ble, ble. A może to media, które nieustannie straszą nas Trynkiewiczem i matką Madzi? Sam nie wiem.

Ale to niezaprzeczalny fakt – dzieciaki się nie ruszają. Rodzice chętnie wypisują im zwolnienia z WF-u (za to po szkole pędzą na angielski, grę na pianinie i kurs szydełkowania). Zapominając przy tym, że stare hasło „W zdrowym ciele, zdrowy duch” jest nadal aktualne i mózg bez aktywności fizycznej, pracuje dużo gorzej.

Myślę, że czytelników Rowerowych Porad nie muszę namawiać do jazdy na rowerze. Wierzę, że zabieracie swoje dzieci i nie myślicie o tym, by zakładać im silniki elektryczne do rowerów, by tylko jak najmniej się spociły. Pamiętajmy – dzieci biorą przykład z rodziców. Gdy ojciec leży tylko na kanapie, popija piwo i wrzeszczy na żonę – jest spore prawdopodobieństwo, że jego syn będzie robił podobnie.

Oczywiście, nic na siłę – nie ma sensu zmuszać dzieci do rzeczy, których po prostu nie lubią robić. Ale wystarczy zachęcić. Pokazać, że jazda na rolkach jest fajna. Że na basenie można się dobrze bawić. Że jazda na rowerze może być przyjemnością. Dzieci same złapią bakcyla i podążą za nami.

A rodzice grubych dzieci i tak będą szukać wymówek – przecież to wina komputerów i słodyczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

67 komentarzy

  • @Piotr – świetna historia, fajnie że nam o tym napisałeś. Wiadomo, zjeść coś słodkiego od czasu do czasu to żaden grzech. Tym bardziej jeśli spali się to zaraz na rowerze czy rolkach.

    Akurat co do bycia pośmiewiskiem, to jest też głupota rodziców. Zdaję sobie sprawę, że dzieci jak są małe – są bardzo szczere i wiele jest takich, które w bardzo bezczelny sposób potrafią wytropić najsłabsze dziecko w „stadzie” i mu porządnie dokopać. Nie musi to być otyłe dziecko, może być okularnik, może być to ktoś nieśmiały, niepełnosprawny. Wystarczy słabsza psychika.

    Ale to jest wina rodziców, że nie uczą dzieci tolerancji… Ech to temat na zupełnie inną dyskusję.

    W każdym razie i tak lepiej być szczupłym niż grubym. Głównie ze względów zdrowotnych.

  • Ja jestem jednym z rodziców który pozwolił na to żeby 4 letnia córka się roztyła ( 30kg) bo nie kontrolowałem tego co jadła i ile słodyczy w siebie potrafiła napakować, inna sprawa że ja tyłem razem z nią, a może ona ze mną?
    W każdym bądź razie otrząsnąłem się gdy zobaczyłem że w przedszkolu i na placu zabaw staje się pośmiewiskiem, że nie nadąża za dzieciakami w zabawie w berka bo po 30s biegu była zmęczona, nie potrafiła wejść na drabinki bo była porostu za ciężka itp .
    Teraz jest inaczej Ja i córka zaczęliśmy się odżywiać zdrowo zwracamy uwagę na to co jemy, zamiast jogurtów owocowych ze sklepu nafaszerowanych syropami i cukrem wolimy jogurt naturalny z owocami ale świeżymi posłodzone odrobiną miodu, desery własnej produkcji wszystko świeże i naturalne, oczywiści czasami zgrzeszymy i zafundujemy sobie jakieś łakocie ale to się zdarza raz na 2 tyg. włączyliśmy aktywność fizyczną do naszego życia rower, rolki, hulajnoga, basen i długie spacery.
    Myślę że żaden rodzic nie chciał by aby jego dzieci były pośmiewiskiem ze względu na tuszę, a moje zdanie jest takie że rodzice którzy dopuszczają do tego i nie reagują na to że ich dzieci są otyłe po prostu albo ich nie kochają albo są po prostu głupi.

  • 34 lata i nie zaliczyć zasadniczej służby to już nie powód do dumy :)
    Prawdopodobnie dziś inaczej byś patrzył na wiele rzeczy.

    A co do przemiany materii to wiem coś o tym, bo mam kolegę który w miejsce moich 2 bułek na śniadanie zjada 5 i po 40 minutach rozgląda się za jedzeniem.
    Musiał się wspomagać suplementami i uznał za sukces przytycie 3 kg. Ale myślę że akurat w jego przypadku to nie tylko przemiana materii ale i stres.

  • @Xau
    Tylko ten czas to trwa i trwa. 34 wiosny na karku, wojska nie było, nigdy nie paliłem i nie zamierzam, alkohol be. Ale z drugiej strony mogę wszystko jeść, to chyba jednak lepiej. Takie geny;)

  • Rodzice coraz mniej interesują się swoimi dziećmi, mimo iż niejednokrotnie robią wspaniałą otoczkę. Na posiłki fast foody, czekoladki i inne podobne nie za zdrowe jedzenie. „Ale moje dziecko chodzi na basen”, tak raz, czy dwa razy w tygodniu by posiedzieć w wodzie i na zjeżdżalni się pobawić, nie solidnie popływać. Reszta tygodnia? Nie na dwór tylko przed komputerem. Potem dziw że otyłe pomimo basenu

  • @Adrian
    Spokojnie, przyjdzie chyba na to pora. Jak miałem 21 lat to ciągle ważyłem 65/172.
    Jadłem co popadło, piłem alkohol normalnie i nic. Nie pomogły nawet regularne posiłki o stałych porach.
    W końcu poszedłem do wojska, zacząłem palić. Rzuciłem raz, przytyłem 5 kg, zacząłem znów i znów rzuciłem i kolejne 5 kg. I do dziś – 3 lata po rzuceniu palenia ważę o te 10 kg za dużo.

  • Kurcze, a ja chciałbym ważyć chociaż 70kg przy 180cm wzrostu, a nie marne 65 i ni grama więcej. Święta nie święta, ciasta, słodycze, golonka, banany, nic nie działa…

  • @HIHOT.MD: przepraszam, z tą pałą rzeczywiście przesadziłem. Co nie zmienia faktu, że chyba rzeczywiście nie zrozumiałeś przekazu tego tekstu, skoro widzisz tam „narzekanie na grubasów na basenie”.

    Ja sam po złamaniu nogi, pół roku o kulach nie zmieniając nawyków żywieniowych stałem się grubasem. 88 kg przy 1,76m wzrostu. I z tą wagą czułem się naprawdę strasznie. Głupie wchodzenie po schodach na 3 piętro stawało się problemem. Na basenie wstydziłem się jak cholera. Nie wspominając o masie innych rzeczy. I wiesz co? Moi rodzice nie widzieli problemu, i jak przyjeżdżałem na weekend do domu to zawsze słyszałem: „jedz,jedz,jedz”. Na szczęście byłem na tyle asertywny, żeby powiedzieć stop. Teraz po 3 miesiącach 78 kg. No ale samym pozytywnym myśleniem i niedostrzeganiem problemu nie schudłbym ani kilograma. Pozytywne myślenie TAK – ale nie w celu naginania rzeczywistości.

  • Konkret, konkret, konkret. Bo ja nigdzie nie napisałem, że to źle, że ktoś chodzi na basen. Jedynie, że to źle, że się tuczy dzieci. Ale każdy z nas widocznie przeczytał co innego.

    I fakt, pozytywne myślenie ma kolosalną przyszłość. Przekazujmy rodzicom pozytywne wibracje, że ich tłuste dziecko kiedyś „wyrośnie”, a zadyszka przy bieganiu jest spowodowana jedynie złym powietrzem i genami.

  • Odpowiem Łukaszowi P: „Pała z czytania ze zrozumieniem.” Zapewne tak lubisz sobie rozmawiać, skoro ci to nie przeszkadza.

    Co do „czepiania się”: naprawdę widok grubasa na basenie musi się skończyć staropolskim: „ale się spasł” zamiast pogodnym, ale kompletnie dla Polaka niezrozumiałym: „ale super, że dbają o to, żeby się ruszać”.

    Wiem, że to wam trudno zrozumieć, ale to nic nie kosztuje – pozytywne myślenie ma kolosalną przyszłość.

    Może na to wpadniecie, kiedyś, w odległej galaktyce. :-P

  • @Hihot – w którym miejscu widzisz „narzekanie na grubasów na basenie” i nienawiść?
    Gdzie tu widzisz pyskówki? Ech…

  • Daruj sobie pyskówki. Chyba (?) umiesz się zachować?

    Czytam tu co rusz czepialstwo w/s rodziców z dziećmi na basenie. Mają siedzieć przed TV? Może żeby nie naruszać czyjegoś (waszego) poczucia estetyki? Zdaje się, że właśnie walczą z otyłością ale mimo to ktoś musi się przyczepić. Zdaje się, że trafiłem w sedno.

    Jak tego nie doczytałeś, pozwij swoich nauczycieli od polskiego. :-D

  • @HIHOT.HD: Ja tu widzę narzekanie na postawę rodziców, którzy pozwalają dzieciom na tycie. Pała z czytania ze zrozumieniem.

    Trochę nie w temacie ale co tam: W czasie pisania inżynierki dopadła mnie prokrastynacja na maxa. Potrafiłem po 4-5 godzin dziennie siedzieć na kwejku/wykopie/forach/blogach/oglądać seriale. Ten program załatwia wszystko, można nim blokować aplikacje i poszczególne strony internetowe.

    http://getcoldturkey.com/

    Łatwo się go używa, może komuś pomoże zarządzać czasem. Ja sobie np wszystkie „niepotrzebne” strony ustawiam w półgodzinnym okienku w ciągu dnia. I potem tam nie wchodzę. Bo często udogodnienia, które w teorii mają nam oszczędzić czas sprawiają, że mamy go jeszcze mniej :)

    PS. Jak się już coś zablokuje nic nie zrobisz. Musisz czekać. Chyba że jesteś informatykiem. Mój kumpel jakoś to obszedł, ale nie chcę wiedzieć jak :)

  • Bawi mnie narzekanie na grubasów na basenie. Niedawno w GW jakiś koleś narzekał, że na „chodniku” (a może CPR?) minął go „grubas, co sobie robił kardio”.
    Ludzie walczą z otyłością, źle. Nie walczą, źle.
    Skąd ta nienawiść: zabierali komuś w szkole kanapki? :-D

  • Piszesz, że telewizory były, komputery były i słodycze w sklepikach i uważasz, że to wina nieodpowiedzialnych rodziców. A takich 20 lat temu nie było? Nagle się namnożyli?

  • @Anka – bardzo proszę o jakieś konkrety, bo na razie to Ty sobie podbijasz ego komentarzem tutaj. Temat jest chwytliwy i bardzo dobrze, może do niektórych zakutych pał dotrze, że przekarmianie dzieci to zło.

    @Jdg – jakość życia? Proszę bardzo – osoby otyłe mają większe problemy z nadciśnieniem, miażdżycą, kwestie wysiłkowe też tu dochodzą. Ale nie chodzi mi w tym wpisie o osoby dorosłe, one niech sobie robią co chcą. Chodzi o dzieci, które nie z własnej winy są tuczone.

    I nie mów mi co było 100 lat temu, bo wtedy ludzie umierali o wiele szybciej, z powodów innych niż otyłość, wcześniej do grobu zabierały ich inne rzeczy po prostu.

    To tak jak powiedzieć, że palenie nie zabija, bo przecież każdy z nas zna jakąś starszą panią, która ma 89 lat i pali paczkę dziennie. Ona może i tak, ale 99 jej koleżanek już dawno nie żyje.

  • Jako że w temacie jest sporo pań – to i ja pozwolę sobie wsadzić…
    .. kij w mrowisko ;) :
    Moja córka jak się urodziła to był mały pulpecik – uda miały kształt trójkąta. Prawie równobocznego. I tak udało się utrzymać do ok. 3-4 latka. Dzisiaj (23 lata) batem by ją przeciął w talii.
    Po drugo – czy ktoś zna korelację między długością i jakością życia, a wagą (pomijając skrajną otyłość czy anoreksję)? Bo ja znam (z obserwacji) – zanim gruby schudnie, chudy umrze ;)
    Po trzecio – chudość to moda. I to wcale nie tak stara – raptem ze 100 lat. Przez tysiące lat w zdrowych społeczeństwach w modzie był „kawał chłopa” i „kawał baby”. A chuda była bida ;)

  • Widać kolejny mądry co się wymądrza a sam nie ma dzieci.
    Śmieszne to i żenujące że tacy najmądrzejsi to będą się ciskać i opowiadać co to nie oni i jacy inni źli. A głownie chodzi żeby autor bloga nabijał sobie wejścia i żeby mu rosło ego.
    Wię dla mnie prawisz głupoty Panie …

  • Mówiąc wprost – ludzie sa po prostu durni. Brakiem wiedzy na temat odżywiania nie można się bronić, ponieważ temat został przerobiony wszędzie i na wszystkie sposoby. Niektórzy po prostu nie używają mózgu. Przykład – dziewczynka w wieku 17 m-cy w ciągu 90 minut spożyła (tzn. została nakarmiona przez mamusię): 1/3 paczki prażonek, 300ml słodkiego napoju, banan, 3 ciastka, pół słoika zimnego obiadu, lizaka. Nie musze chyba dodawać, że dziewczynka wygląda jak beczka.

  • @DIABLEECA – dzięki Ci dobra kobieto. Takie drobiazgi mogły mi umknąć, tak to jest jak się nie czyta przez opublikowaniem :)

  • @Hihot.md: Komiksy to tylko komiksy, taki satyryczny komentarz na temat celowo przerysowanej rzeczywistości. ;) Słabą przemianę materii, owszem, można odziedziczyć po rodzicach, sama niestety mam ten problem. Skłonności do tycia mam pewnie po matce, tak jak mój mężczyzna brak możliwości przytycia ma po swojej. Jemy to samo (w miarę zdrowo), z tym, że on więcej, ruszamy się tyle samo, a wyglądamy zupełnie inaczej. Ale trudno, takie życie, po prostu pogodziłam się z faktem, że nigdy nie będę całkiem szczupła (diety, głodówki i katowanie się ćwiczeniami zwyczajnie mi nie odpowiadają), i pilnuję, żeby po prostu nie zostać w przyszłości Jabbą – czyli jem tylko tyle, ile mi potrzeba, tak jak on pogodził się z faktem, że czego by nie jadł, to i tak nie przytyje. Wydaje mi się, że jednak większość otyłych ludzi (łącznie z moją nieżyjącą już matką) ma szkodliwe nawyki żywieniowe – w pewnym momencie przestają kontrolować, co i ile jedzą, i potrafią zjeść na jednym posiedzeniu wspomniane w komiksie ciasto i pół świniaka. Po części „zajadają” w ten sposób gryzące ich problemy, a jeśli jednym z nich jest ich własna waga, to zaczyna się błędne koło. Grunt to pozbyć się tych złych nawyków i zacząć jeść normalnie.

  • @Łukasz Przechodzeń (wedle życzenia):
    1 akapit: „by w obok mnie” –> „by obok mnie”
    3 akapit: „min. Natalia” –> „m.in. Natalia”
    5 akapit: „a gdy wymagały większej wyobraźni” –> „a gry…”

    Przecinków za dużo do szybkiej poprawy, a tekstu nie da się skopiować, więc musiałabym go przepisać na nowo; jak na darmową korektę, trochę za dużo wysiłku. Usuń tego posta, jak już poprawisz, bo nie było moją intencją zostać czepialską małpą. ;)

  • Fajnie, że napisałeś o niejadkach, bo denerwuje mnie ten temat. Widziałam ostatnio w aptece syrop dla niejadków, napakowany syropem glukozowo-fruktozowym i innymi świństwami, dzięki którym jesteśmy grubi. Jak można ładować coś takiego w swoje dziecko?
    Jak będę mieć dzieci to będę nosić ze sobą podręczną bazukę w torebce na wszystkie ciocie/babcie i inne babiszony, jak będą mi marudzić, że nie je.

    Chodzę na basen regularnie i widzę to co Ty. Brzuchate rodziny. I pływam jeszcze szybciej, widok motywuje.