Czy warto jeździć w kasku na rowerze?

Kaski rowerowe to w Polsce od wielu lat gorący temat. Rozpala dyskusje prawie tak samo jak szczepienie dzieci czy zarobki polityków :) Na ulicach możemy spotkać coraz więcej osób, które jeżdżą w kaskach, choć według moich obserwacji, jest to na razie nie więcej niż 10, może 15 procent rowerzystów w mieście. Większy odsetek uzbrojonych w kask możemy zobaczyć wśród jeżdżących na góralach oraz na rowerach szosowych. Kask w zasadzie przestał być „obciachem” czy ciekawostką, choć jeszcze piętnaście lat temu nie było to takie oczywiste. Na pewno spory wpływ na ich spopularyzowanie miał wprowadzony w 2003 roku przez Międzynarodową Unię Kolarską (UCI) obowiązek jazdy w kasku na wyścigach. Wymóg ten pojawił się po śmierci kolarza Andreia Kiwilewa, który zmarł po kraksie w wyścigu Paryż-Nicea.

„Zacznę od tego, że ja w kasku na co dzień nie jeżdżę. W zasadzie wyciągam go z szafy jedynie na dalsze trasy, po bardziej ruchliwych drogach. Wiem, że to trochę dziwne, tym bardziej, że większe ryzyko wywrotki na rowerze jest jednak w mieście. Ale robię to dla świętego spokoju, bo do jazdy w kasku przymusza mnie moja Monika.”

Te słowa pisałem we wrześniu 2013. Jak pewnie wiecie, w lipcu 2014 miałem wypadek po którym wylądowałem w szpitalu z połamanymi kośćmi głowy. Choć nie było kolorowo, na całe szczęście udało mi się z tego wylizać. Teraz po prostu cieszę się, że mogę dalej jeździć na rowerze i pisać dla Was na blogu.

Wśród wielu słów otuchy jakie od Was wtedy dostałem, pojawiły się też cierpkie głosy „taki specjalista, a bez kasku jeździł”. Cóż, ja po tym wypadku mogłem powiedzieć jedynie, że gdybym wiedział, że to się tak skończy, to bym wtedy kask założył.

I tu dochodzę do meritum, które jest odpowiedzią na pytanie czy warto jeździć w kasku. A więc nie warto. Chyba, że zdarzy się nam wypadek. Wtedy warto mieć go na głowie. A że wypadków niestety przewidzieć się nie da, wychodzi na to, że jednak warto jeździć w kasku.

Od tamtego czasu jeżdżę w kasku, choćby dlatego, że nawet niezbyt mocne puknięcie w to samo miejsce na głowie, może się skończyć bardzo źle. Smuci mnie to, że do jazdy z garnkiem na głowie zmotywował mnie dopiero wypadek, ale lepiej późno niż wcale.

Czy warto jeździć w kasku

Wokół samych kasków wyrosły dwie silne grupy: zatwardziałych zwolenników i zagorzałych przeciwników. Zebrałem kilka argumentów, które podają przeciwnicy kasków i pokażę Wam jak słabe one są. Podawałem je już w 2013 roku, więc nie jest tak, że to teraz się nawróciłem. Po prostu te argumenty od zawsze były bardzo kiepskie.

Zapraszam do obejrzenia odcinka Rowerowych Porad, w którym zastanawiam się, czy warto jeździć w kasku. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.

1) Większość urazów doznawana przez rowerzystów nie dotyczy głowy – mamy odruch obronny i dosłownie rękami i nogami bronimy się przed uszkodzeniem czaszki. Wszystko się zgadza, ale to nie znaczy, że urazy głowy się nie zdarzają. Po moim wypadku miałem jedynie trochę otarty łokieć i kolano oraz lekko przestawiony obojczyk, a w zasadzie całą siłę uderzenia przyjęła czaszka. Kiedyś miałem wypadek na skuterze, babka przywaliła we mnie samochodem tak, że przeleciałem jej przez maskę i upadłem na ulicę. Nie stało mi się wtedy absolutnie nic, poza tym, że byłem trochę potłuczony. Ale przywaliłem głową w asfalt tak, że gdyby nie kask na głowie, pewnie nigdy nie otworzyłbym tego bloga.

2) Jadąc w kasku człowiek czuje się bezpieczniej, więc „pozwala sobie na więcej” – cokolwiek to pozwalanie miało by znaczyć, nie jest to prawda. Jak człowiek jest głupi, to wmówi sobie wszystko. Osoby posługujące się mózgiem doskonale wiedzą, że kask nie chroni przed wypadkiem, ale to jest chyba tak samo logiczne, jak fakt, że pasy w aucie również przez żadnym wypadkiem nie uchronią.

3) Badania pewnego brytyjskiego naukowca dowodzą, że kierowcy mijając rowerzystę w kasku, robią to bliżej niż gdy się kasku nie ma. Kolejny przykład na to, że gdzieś ktoś puścił jakąś informację i zaraz jest podchwytywana przez osoby szukające podparcia swoich teorii. Na zdrowy rozum (w kasku czy bez) – czy myślicie, że kierowcy analizują w ogóle czy rowerzysta ma kask czy też go nie ma? Czy kierowca nie ma nic lepszego do roboty? Pisałem o tym trochę we wpisie „150 cm dla rowerzysty – dobry żart„. Odblaskowy pokrowiec na plecaku nawet nie pomaga i niektórzy kierowcy mimo, że nic nie jedzie z naprzeciwka potrafią wyprzedzić na gazetę.

4) Kask nie chroni podczas zderzenia z autem, ponieważ jest projektowany do zderzeń przy niewielkiej prędkości. Tylko Ci, którzy taki argument podają, zapominają, że zdarzają się jeszcze spotkania z samochodami, które nie poruszają się z dużą prędkością. Ba, zdarzają się spotkania z samochodami, które wcale się nie poruszają!

5) Jeżeli rowerzyści mają jeździć w kaskach, to może załóżmy je jeszcze pieszym, bo też mogą się przewrócić. Zdarzały się przypadki, że ludzie przy upadku tak niefortunnie uderzali się w głowę, że umierali. Ale mimo wszystko prędkość osiągana na rowerze oraz sam rower, który podczas upadku przeszkadza w odpowiednim ułożeniu ciała sprawiają, że rowerzyści są bardziej narażeni na upadki.

Wszystkie te „argumenty” legną w gruzach, gdy nasza głowa spotka się z krawężnikiem, kamieniem czy asfaltem. Wystarczy, że stracisz przyczepność, zagapisz się albo w coś wjedziesz – często nie ma czasu na reakcję, ruch obronny ręką czy nogą. Lecisz i uderzasz w co popadnie i czym popadnie. Pół biedy ciałem, najgorzej głową.

Oto co napisał Michał Kwiatkowski po pechowym wyścigu Mediolan – San Remo.

Michał brał udział w kraksie i później napisał: „Zawsze noś kask! Ten uratował mi życie!”.

Podsumowując – kask nie uchroni Cię przed głupotą (własną i czyjąś), nie uchroni przed bezpośrednim spotkaniem z TIR-em, nie ochroni innych narządów. Ale jeżeli tylko będzie poprawnie założony (na ten temat niedługo napiszę), pomoże uchronić głowę przed uderzeniem w coś twardego. Oczywiście nie całą głowę (chyba, że to kask typu FullFace, który chroni także szczękę, ale nadaje się raczej tylko do sportów ekstremalnych) i nie w każdym wypadku. Ale na pewno ograniczy ryzyko roztrzaskania głowy.

A nie jest to wielki wydatek. Cena podstawowych kasków zaczyna się od 50-60 złotych, a te bardziej markowe startują od 100 złotych. Najważniejsze aby spełniał normę EN 1078, czyli był dopuszczony do sprzedaży w Europie. Nie polecam kupować kasku na chińskich portalach aukcyjnych za kilkanaście złotych. Jak się to może skończyć, pokazał mój crash test kasku.

Na kask zawsze patrzyłem z rezerwą. Wiedziałem, że może pomóc, ale myślałem „ja przecież jeżdżę rozsądnie, patrzę tam gdzie jadę, nic mi nie będzie”. Każdy tak może myśleć. Dopóki nic mu się nie stanie. Czego i sobie, i Wam, nie życzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

478 komentarzy

  • @Maciek

    Gdybyś zachował większą ostrożność, to wyhamowałbyś bezproblemowo przed tym samochodem. Zachowanie odpowiedniego odstępu od poprzedzającego dotyczy także rowerzystów.

    Mam nadzieję, że wypadek czegoś Ciebie nauczył i że będziesz trzymać odpowiedni odstęp podczas jazdy rowerem. Pamiętaj, że kask nie chroni np. oczu i wpadając na tylną szybę samochodu możesz się ich pozbyć pomimo kasku na głowie.

    Kask ma znaczenie co najwyżej drugorzędne dla bezpieczeństwa zwykłego rowerzysty.

    Pierwszorzędne znaczenie ma odpowiednia, rozważna i rozsądna jazda.

  • @Anonim – cóż, jazda w full-face to chyba przerost formy nad treścią i trochę za gorąco :)
    I on wcale tak do końca nie chroni, bo zawsze może Ci się coś wbić w otwór na oczy :D

    Śmiać się oczywiście nie ma co, każdy niech jeździ w tym na co ma ochotę. Ale jazda w FF na dalszej trasie za miasto nie ma sensu – ugotowanie głowy murowane niestety.

    • Takie pytanie! Jeździłeś kiedykolwiek w kasku typu Full face? Jeżeli nie? To nie wypowiadaj się na temat komfortu jazdy w nim.

      Osobiście używam takiego kasku od pięciu lat. Faktycznie jest on troszeczkę cieplejszy od zwykłego kwasku (dużo większa jest różnica ciepła między jazdą w zwykłym kasku i bez).

      Dyskomfort w noszeniu tego typu kasku odczuwa się mocno w ruchu miejskim podczas postojów w słońcu na przejazdach (światłach) gdy temperatura przekracza 25 – 28 stopni w cieniu. Jadąc w takich samych warunkach z prędkością powyżej 20 km/h nie czuje dyskomfortu.

      Co do zasadności noszenia fulla a nie orzecha niech wypowiedzą się ci co jeżdżą na motorach oni dobrze wiedzą jaka jest wtedy różnica w urazach głowy!

      PODSUMOWUJĄC MAM GDZIEŚ ŻE KTOŚ PATRZY NA MNIE JAK NA WARIATA BO WIEM ŻE BLIZNY ORAZ NASTĘPSTWA URAZÓW ZOSTAJĄ Z NAMI DO KOŃCA ŻYCIA I JEŻELI JEST SPOSÓB ABY JE ZŁAGODZIĆ LUB NAWET WYKLUCZYĆ WART JEST POCZUCIA DYSKOMFORTU!!!

  • Witam,
    Rower szosowy kupiłem 2 tygodnie temu, tydzień temu miałem wypadek. Nie zachowałem odpowidniej odległości od auta, które jechało przede mną. W odległości ok 3 metrów wcisnałem obydwa hamulce, ale że byłem rozpędzony 20-30 km/h nie wyhamowałem i uderzyłem głową w tylną szybę (siła uderzenia była tak duża, że szyba zbiła się).

    Miałem rany cięto-szarpane na uchu wraz z ubytkiem małżowiny usznej oraz rozciętą skórę pod okiem. Ucho i przecięta skóra musiała być zszywana.
    Jeżeli miałbym kask, byłaby szansa że nie odniósłbym takich obrażeń – dlatego już szukam sobie odpowiedniego kasku dla siebie, bo gdy tylko będę mógł od razu wskoczę na moją szosówkę :)

  • Hm o tym, że kask zwiększa prawdopodobieństwo zmniejszenia lub wykluczenia urazu głowy w czasie kraksy jest niepodważalne.

    Osobiście widzę tu raczej problem, że w kasku nie jest się modnym a jak już go zakładać to tylko 'orzeszek’ bo w takim to kolarze jeżdżą i będziemy bardziej cool dzięki temu.

    Otóż moi drodzy fajnie, że ktoś chociaż orzeszek będzie nosił bo przy uderzeniu głową nie dozna wstrząśnienia mózgu lub pęknięcia czaszki.Jednakże, przy spotkaniu twarzą w twarz z asfaltem niewiele to da (i tak poobijamy sobie brodę i poobcieramy policzki).

    Dlatego też proszę nie śmiejcie się z ludzi którzy jeżdżą w full face bo dopiero taki kask naprawdę zapewnia sensowe bezpieczeństwo zarówno przed uderzeniem jak i otarciami.

    • Czy możesz mi powiedzieć jaka jest różnica w tzw FF a „orzeszkiem” i co to jest ten orzeszek ??

      • Ja wnioskuję, że chodzi po prostu o zwykły kask rowerowy. To w sumie ciekawe określenie, bo dla mnie „orzeszek” to kask BMX-owy :) Ale jak zwał tak zwał :)

        • Nie chodzi mi o same nazewnictwo lecz o umiejętność orientacji w temacie. Dokładnie tak samo to skojarzyłem orzeszek = BMX, FR, itp
          domyślam się że ten FF to pełny kask zjazdowy ale chciałem się upewnić.

          • Tak, FF to skrót od Full Face, czyli kasku, który osłania również szczękę. I to kask nie tylko zjazdowy, używa się go również podczas ostrych przejazdów po lesie czy na hopkach.

  • Jestem jak najbardziej za wkładaniem kasku na głowę. Trzy tygodnie temu miałem pecha, jechałem ścieżką rowerową w mieście ale przy krzakach, ok. godziny 22 a więc ciemno. Leciałem ok 30 km/h czyli nie była to jakaś ogromna prędkość, nagle z krzaków wyskoczył lis. Wybiegł tak niefortunnie, że może 2/3 metry przed moim przednim kołem. Nie wiem jak to zrobiłem, ale chyba za ostro skręciłem kołem hamując przy tym przednim hamulcem (całe życie używam głównie przedniego).

    Przeleciałem przez kierownicę, walnąłem brodą o chodnik, podniosłem głowę, a właściwie odbiło mi głowę od chodnika, po czym w tył głowy uderzyło mnie siodło roweru. Ponownie przyłożyłem głową o chodnik, tym razem bokiem głowy, rower odbił się stanął na koła i przewrócił się. Wstałem otrzepałem się, i poza obdartymi kolanami, rozwaloną lampką i cholernie bolącą ręką nie dostrzegłem innych obrażeń.

    Po dojechaniu do domu wstawiłem rower i przetarłem oczy ze zdziwienia, siodło roweru (w miarę dobrej klasy, cena >400PLN) pękło od uderzenia w moją głowę. Kask na odcinku potylicznym wgnieciony, na szczęście głowa cała. Ręka nadal boli, w środę idę do ortopedy. Myślę, że powyższy opis mojego wypadku jest dobrym argumentem opowiadającym się za wkładaniem kasku. :-)

  • Hej
    Dlaczego jeżdżę w kasku (nie zawsze i nie wszędzie, ale jeżdżę)
    Po pierwsze kupiłem go bo kolega miał, też chciałem i nawet trochę tam myślałem o bezpieczeństwie, jakbym przypadkiem przyładował w słup.
    No to dlaczego:
    1.Bo nie zwiewa go z głowy jak czapki, gdy mocniej dmucha
    2.Bo chroni przed gałęziami w gęstwinie
    3.Bo miał taką fajną lamkę z tyłu – jak jadę z dzieckiem w foteliku to oświetlenia pod sztycą nie widać , a bagażnik na którym jest drugie oświetlenie muszę zdemontować.
    4.Bo przytrzymuje słuchawki jak akurat w nich jadę i słucham muzy
    5.Bo czasami wykorzystuję swój kask jako mini koszyk na zakupy czy do czego w tym stylu (pomysł pewnej rowerzystki, który wydał mi się ciekawy)
    6.Bo dziecko też jeździ w kasku i daję mu dobry przykład
    7.Bo wydaję się nierowerowym ludziom bardziej pro ;)
    8.Bo chroni przed słońcem – ale ja nie jeżdżę wyczynowo i to tylko moje odczucie

    O bezpieczeństwie jazdy w kasku wiem niewiele i jak powiedział inny rowerzysta traktuję go jako ubezpieczenie – mam ale nie używam.
    ps. Ostatnio kask był używany zgodnie z przeznaczeniem jak odpinałem rower od barierki – pochyliłem się i łuuup w poprzeczkę którą wyparłem ze swojej świadomości. Zadzwoniło aż miło.
    pzdr

  • też nie jestem zwolennikiem obowiązku jazdy w kasku, ale gdyby mój znajomy te kilka lat temu miał kask to mógłby przeżyć spotkanie z autobusem, skończyło się na pęknięciu czaszki, obrzęku mózgu, śpiączce i śmierci po roku, poza tymi obrażeniami głowy miał tylko kilka otarć, w tym wypadku kask mógłby go uratować.
    Tak czy inaczej, to nie są częste przypadki, wręcz sporadyczne, a przy wypadkach z udziałem samochodów o wiele częściej występują obrażenia narządów wewnętrznych, od których kask nie uchroni… no cóż, bywa, ale wpis ciekawy, tak samo jak i cała strona!

  • Oczywiście, że kask czasem bardzo się przydaje.

    Tutaj też pozostaje pytanie, czemu dziesięciolatek jeździł sam po mieście? Co nie zmienia faktu, że to bardzo smutna sprawa z wypadkiem.

    • „Tutaj też pozostaje pytanie, czemu dziesięciolatek jeździł sam po mieście?”

      Tak nie do końca w Holandii to nie jest rzadki widok. Ale jestem świadom kultury na drogach u nas i u nich. Niestety. Tam kierowca, potrącając dziecko <14 lat, ma poważne kłopoty, niezależnie kto był sprawcą (z automatu zakłada się, że z winy kierowcy).

  • Wczoraj dziesięcioletni chłopiec, kolega z klasy mojej córki, pojechał kupić prezent swojej mamie na Dzień Matki. Na rowerze, bez kasku. Został potrącony na przejściu dla pieszych przez samochód osobowy. Teraz leży w śpiączce w szpitalu i walczy o życie, a jedyne obrażenia jakie ma to poważne urazy mózgowo-czaszkowe. Gdyby miał kask, cała historia mogłaby się skończyć inaczej.

    Kask nie jest ani wielkim wydatkiem, ani wielką niewygodą, a tym bardziej nie jest obciachem. Dzisiaj po raz pierwszy poruszono ten temat w szkole, choć od kilku tygodniu dzieciaki przygotowują się do egzaminu na kartę rowerową. Szkoda, że dopiero w tak smutnych okolicznościach.

    Nigdy nie wiadomo, co czeka nas za zakrętem. Nasze mądre, prawie dorosłe dzieci mają chwile słabości, w których chcą pokazać innym, na co je stać. Chwile zamyślenia, kiedy nie zauważą nadjeżdżającego pojazdu. A w końcu popadają w rutynę, która najlepszych potrafi zgubić. Kask w niczym im nie przeszkodzi, a może uratować życie. Lub zdrowie.

    Mam nadzieję, że chłopak wkrótce się obudzi i wróci do klasy. Dzisiaj jednak moje myśli wracają ciągle do tematu: co by było gdyby?

    • Co do wydatków to niestety ale „prawdziwy” kask, który osłoni czaszkę i „złapie” uderzenie kosztuje i nie ma się co łudzić nie jest to 100 zł Jeśli ktoś myśli,
      że kask ala makrokesz uchroni w razie poważniejszego upadku to grubo się myli.
      Oczywiście lepszy kask za 70 zł niż żaden ale te poniżej tego pułapu cenowego
      to odradzam bo zamiast pomóc mogą zaszkodzić pękając przy uderzeniu i wbijając się
      w czaszkę. Kiedyś na pogadance o kaskach przy okazji masy krytycznej jeden
      z rowerzystów opowiadał o swoim koledze, który miał właśnie taki przypadek z tanim „kaskiem” rowerowym.

      • A ja myślę że są to legendy, ktoś opowiada, następny łapie i przekazuje dalej. Mnie głowę uratował kask za 50zł z lidla i nic się w czachę nie wbiło. Sianie takich teorii niczemu nie służy Panie Kolego. Chyba że masz jakieś oficjalne statystyki użycia tanich i drogich kasków.

        • Nie bez powodu w kaskach są stosowane różne technologie poprawiające ich wytrzymałość, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jedną z takich technologii jest in-mold, czyli stapianie styropianu z zewnętrznym plastikiem. To wpływa na cenę i często trzeba za to zapłacić, choć mniej niż parę lat temu.

        • Zacznę od tego, że moja opinia nie jest wydumana lecz wynika z opowiadań innych bardziej doświadczonych cyklistów (np uczestników wyścigów MTB czy ludzi, którzy mieli wypadek lub go widziel ) i jako lekcję edukacji opowiadają na zlotach jako zachete do „używania” kasku.

          Moja opinia jest MOIM subiektywnym odczuciem wynikającym również z doświadczeń w innych dziedzinach, które nauczyły mnie, że gdy kupisz coś tanio to albo ta „rzecz” nie spełni swej funkcji albo w tempie ekspresowym się rozleci w trakcie używania.

          Ta sama zasada funkcjonuje przy kaskach, ciuchach czy innych akcesoriach rowerowych dlatego twierdzę, że „kask” za mniej niż 70 zł nie ochroni naszej głowy w trakcie poważnego upadku. Trzeba tu również pamiętać, że czynniki atmosferyczne czy nasz pot – w dłuższej perspektywie – również mają wpływ na strukturę kasku zwłaszcza gdy ktoś używa go codziennie i przez wiele godzin.

          • Zgadzam się. Nie mam kasku, ale jakbym miał kupować, to nie lidlowy, nawet jakbym miał przepłacić za markę. Tak samo jak z hamulcami, oponami czy oświetleniem.

        • „Mnie głowę uratował kask za 50zł z lidla i nic się w czachę nie wbiło.”

          Wybacz, ale i dla mnie argument tego typu; czy to zachęta do taniego kasku czy kasku w ogóle (bo już i takie się pojawiały), nie przemawia.

          Pisząc takie teksty w pewnym sensie wpływasz na czyjąś decyzję zakupową, chcesz być odpowiedzialny za to jak kogoś jakiś marketowy kask zawiedzie?

          Czemu jak idzie o bardziej prozaiczną rzecz jak zapięcie rowerowe nikt nie poleci linki i zabezpieczenia 'no-name’, a z kaskami to nagminne? Ktoś mi to wytłumaczy? :D

          Zauważ, proszę, moje wcześniejsze wypowiedzi: nie mam kasku i absolutnie nikogo nie zamierzam zniechęcać do jego używania, o ile jest to świadoma decyzja, a nie na skutek w/w argumentów.

      • Bzdura. Kasku nie da się wyprodukować w szopie i wprowadzić do obrotu. Każdy kask na rynku musi posiadać atest dopuszczający go do obrotu. Jeździłem trochę motocyklem i dobrze wiem, że kask za 100 zł musi chronić tak samo dobrze jak kask za 600 zł. Reszta ceny to zastosowane technologie, wentylacje, systemy foniczne, odparowywania szybki, dodatkowe wentylacje tylnej części itp.
        Z rowerowymi jest podobnie – KAŻDY chroni głowę. Bez względu na to, ile kosztuje. Dodatkowe obciążenie cenowe oznacza np, że został nieco lepiej wykonany, ma więcej otworów wentylacyjnych, siatkę przeciw owadom na przednich otworach wentylacyjnych [wbrew pozorom bardzo przydatna] czy inne bajery.
        Każdy jednak kask, bez względu na cenę, ma swój „termin użyteczności”. Jest on naklejony na naklejce i po tej dacie generalnie kask powinno się wymienić. Ma to związek z jego obciążeniami na promieniowanie UV, wilgotność powietrza, pot itp. Warunki atmosferyczne zmieniają właściwości styropianu [a właściwie polistyrenu] więc nie da się zagwarantować, że po intensywnym użytkowaniu po 2-3 latach kask zaoferuje taki sam poziom bezpieczeństwa i twardości skorupy, jak ten bezpośrednio z taśmy produkcyjnej.

      • Swoją drogą. Co by się miało wbić w czaszkę rowerzysty w tanim kasku? Styropian czy ta nanometrowa powłoka plastiku go przykrywająca?

        Nie powielaj takich bajek.

        Wydaj 20 zł i kup najtańszy kask dla dzieci i uderz w niego młotkiem. Tak solidnie, bo mimo jego ceny nie będzie łatwo [właściwości styropianu] a następnie napisz nam, jak taki kask wygląda po rozbiciu.

        Albo nie, nie rób tego. Odpowiem ci… Kilkumilimetrowy płat styropianu pokryty minimalną warstwą plastiku. Jeszcze nie słyszałem, by styropian wbił się komuś w głowę i przebił jedną z najtwardszych ludzkich kości którą jest kość czaszki [jej kształt nie sprzyja przebiciu, podobnie jak zakrzywiony pancerz czołgu].

        Na potwierdzenie foty rozbitych kasków:

        http://blog.freeflowbikes.com/wp-content/uploads/2012/01/damaged-helmet1-550×410.jpg

        Ja tam nie widzę nic, co by mogło się przebić przez czaszkę :)

        • Nie będę się upierał, że mam 100% racji – to by było głupie – ale wole kupić droższy kask i mieć pewność, że „zadziała” gdy będzie trzeba.
          Co do zdjęć…..wybacz ale kask „giro” nie kosztuje 50 zł D przynajmniej z tego co wiem, i co innego walnąć kask młotkiem a co innego walnąć w drzewo, kamień czy grunt podczas upadku rowerowego to są całkiem inne nieporównywalne sytuacje.

          • Ale co jest innego w uderzeniu młotkiem? Chyba nie poważasz swojej siły i młotka 2 kg? Mnie się wydaje, że młotkiem większą krzywdę możesz zrobić niż randomowe uderzenie kasku w drzewo. Poza tym ty wspomniałeś o kaskach za 50 zł jako by się wbijały różne elementy w głowę, więc pokazałem ci jak wygląda rozbity kask. Czy to Giro czy Lidlowy, wątpię by różniły się po rozbiciu do tego stopnia, by ten tańszy miał platikowe osłonki w podbródku. Wiesz do czego służy ten plastik? To pewnego rodzaju ochrona przed promieniami UV i warunkami atmosferycznymi. Do tego celu nie jest potrzebny gruby plastik i prawdopodobnie właśnie dlatego to nie on jest elementem ochronnym lecz styropian… bo przed czym chroni sam plastik? Wg mnie przed niczym :)

          • Z resztą widziałem kiedyś w TV test kasku motocyklowego z kevlaru [sic!] w porównaniu do zwykłego, przeciętnego kasku… i wiesz co? Po zrzuceniu na niego 100 kg żelaza wyglądał dokładnie tak samo jak ten tani.

          • Ponieważ powyżej pewnych przeciążeń obie konstrukcje zachowają się tak samo.
            Plastik jest niezbędny żeby chronić przed penetracją skorupy kasku (do pewnego stopnia). Plastik chroni styropian przed uszkodzeniami (spodnia część kasku) i stopiony ze styropianem wzmacnia konstrukcję całości (in-mold).

          • Czegoś tutaj nie ogarniam. Gdy np. mówi się o zapięciach rowerów, to każdy wymienia jednym ciągiem: Abus, Trelock, Kryptonite i OnGuard. Wiadomo: dobre, ale „dopłaca się” za markę.

            A w przypadku kasków, które chronią życie i zdrowie już tego nie ma. I to wśród wyznawców kasków. Co jest grane?

            Argument w postaci uderzenia młotkiem w kask jest nietrafiony. Według tego „testu” dobry będzie hełm strażaka, garnek i poniemiecki hełm z Drugiej Wojny Światowej. Oczywiście w zderzeniu czołowym z taborem kolejowym albo tirem. Jednak nie chciałbym mieć skręconego karku; i przez wykonanie, i przez kształt skorupy. Jak miałbym nosić, to wolę „przepłacić”.

          • Wiesz dlaczego? Bo zapięcia rowerowe nie mają żadnych norm, które muszą spełniać. Możesz sobie w garażu wyprodukować zapięcie i je sprzedawać w marketach. Ochrona roweru a życia to dwie różne rzeczy. Rower [bez względu na cenę] nie jest wart tyle, co ludzkie życie. To właśnie dlatego kaski przechodzą przez procedury testowe, certyfikacje TUV itd. A zapięcia? No cóż, renomowani producenci chwalą się swoimi klasami twardości testami na ciekły azot i cięcia. Marketowe zapięcia chyba jedyny test jaki mają to test „za ile da się to sprzedać”.

            To tak, jak by powiedzieć, że poduszka powietrzna kierowcy w przeciętnej 12-letniej Astrze działa gorzej niż w Bentleyu. Pomijając inne, dodatkowe systemy ochrony, to poduszka kierowcy spełnia w samochodach takie same funkcje i chroni tak samo. Kask ma takie same funkcje – chroni cię a dopłacając za niego, pomagasz sobie lepiej chronić swoje życie.

          • „A zapięcia? No cóż, renomowani producenci chwalą się swoimi klasami
            twardości testami na ciekły azot i cięcia. Marketowe zapięcia chyba
            jedyny test jaki mają to test „za ile da się to sprzedać”.”

            A ART? Który czasem mocno weryfikuje deklaracje producenta.

            Z poduszkami ciut nie trafiłeś, tam jest mocno złożona sytuacja (SIL itp.)

          • Ale jak nie trafiłem z poduszkami? Nikt nie porównuje poduszki powietrznej do kasku ale o ich idee. Idea kasku jest taka, że ma chronić. Poduszka powietrzna też. I nie ma znaczenia, w jakim samochodzie to jest poduszka – mają chronić w przynajmniej tak samo dobrym stopniu.
            Mogę porównać też do fotelików samochodowych dla dzieci. Można kupić taki za 200 zł i on również będzie spełniał swoją rolę. Zabezpieczy dziecko, bo musi zabezpieczyć. Są oczywiście testy NCAP określające stopień bezpieczeństwa, ale każdy fotelik musi mieć atesty dopuszczające go do ruchu. Analogiczna sytuacja jest z kaskami, poduszkami i innymi rzeczami, które mają nas chronić. Zapięcie rowerowe nas nie chroni, stąd żeby je sprzedać, nie są potrzebne żadne dopuszczenia do obrotu. Mylisz wartość – w tym przypadku – roweru z ludzkim zdrowiem. Z resztą nawet zapięcie za 15 zł spełnia swoją rolę – uniemożliwia zwyczajne zabranie roweru. Kwestia tylko tego, jak bardzo lubisz swój rower. Ja swój lubię i nie używam żadnego zapięcia bo się z nim nie rozstaję. Wynika to ze specyfiki mojego użytkowania roweru, więc nie potrzebuję zapięcia. Potrzebuję za to kask i – żeby nie było – używam kasku markowego producenta. Moja żona również.

            Dlaczego ludzie wszystko wrzucają do jednego koszyka? Bo skoro zapięcia drogie są ok, to kask też musi być drogi. Tą samą drogą kierujesz się kupując samochód? Tzn mając do wyboru 3-letni za 40% wartości i tak idziesz do salonu po nowy?
            Cena czyni jakość, to fakt ale prócz tych „lepszych technologii” część płaci się też za markę. W ten oto sposób można kupić 6-letniego Citroena w cenie połowy Audi w tym samym roczniku. Czy to znaczy, że Citroen jest o tyle gorszy, a może Audi jest tak wybitnie lepsze że warto by kupić jego połowę zamiast całego samochodu?

          • Tak jeszcze apropos odniesienia do samochodów – mam wielu znajomych, którzy nie mogli sprzedać samochodu bo cena była za niska i nikt się nim nawet nie interesował. Po podniesieniu ceny o 2-3 tysiące nagle zaczęły się telefony i samochód się sprzedawał, więc niech nikt mi nie wmawia, że kask musi być drogi… bo idąc tą drogą to zaraz okaże się, że koszulka rowerowa żeby działała musi kosztować 300 zł a na samochód trzeba wydać 100k zł.
            Zacznijcie odróżniać przedmioty w sprzedaży od przedmiotów dopuszczonych do sprzedaży.

          • „Ale jak nie trafiłem z poduszkami? Nikt nie porównuje poduszki powietrznej do kasku ale o ich idee. Idea kasku jest taka, że ma chronić. Poduszka powietrzna też. I nie ma znaczenia, w jakim samochodzie to jest poduszka – mają chronić w przynajmniej tak samo dobrym stopniu.”

            W filozofii był taki koleś co zajmował się ideami. Tak BTW. Proszę poczytaj sobie o poduszkach powietrznych certyfikacji, wiarygodności (wspomniany SIL, który także jest stosowany w systemach p-poż), bo coś odnoszę wrażenie, że dyskutujemy o różnych sprawach.

            „Zapięcie rowerowe nas nie chroni, stąd żeby je sprzedać, nie są potrzebne żadne dopuszczenia do obrotu. Mylisz wartość – w tym przypadku – roweru z ludzkim zdrowiem. Z resztą nawet zapięcie za 15 zł spełnia swoją rolę – uniemożliwia zwyczajne zabranie roweru. ”

            Dobra, niepotrzebnie się uczepiłem zabezpieczeń, z podobnego kalibru masz choćby hamulce, opony itp. które zapewniają bezpieczeństwo czynne.

            „Dlaczego ludzie wszystko wrzucają do jednego koszyka? Bo skoro zapięcia drogie są ok, to kask też musi być drogi. Tą samą drogą kierujesz się kupując samochód? Tzn mając do wyboru 3-letni za 40% wartości i tak idziesz do salonu po nowy?
            Cena czyni jakość, to fakt ale prócz tych „lepszych technologii” część płaci się też za markę. W ten oto sposób można kupić 6-letniego Citroena w cenie połowy Audi w tym samym roczniku. Czy to znaczy, że Citroen jest o tyle gorszy, a może Audi jest tak wybitnie lepsze że warto by kupić jego połowę zamiast całego samochodu?”

            Nie stać mnie na tanie rzeczy, nawet jakby ktoś by chciał przyczepić łatkę snoba i naiwnego, który przepłaca za markę. Np. kupiłem rower, który na papierze (specyfikacja) powinien być tańszy 2-3 krotnie. Pewnie w nim 20% ceny to marka, ale wiesz co? Kolejny rok i zima i tylko raz mnie zawiódł gdy zerwałem linkę od przerzutek. Pomijam fakt, że już zaczyna „zarabiać” na siebie. Wygoda też ma znaczenie.

            Skoro na rowerze nie oszczędzałem, to nie będę tego robił na kasku, jak się na niego zdecyduję. I absolutnie nie będę też do tego namawiał innych, nie zamierzam ponosić odpowiedzialności za czyiś wypadek, nawet jakby to była tylko kwestia sumienia i samopoczucia.

            „Tzn mając do wyboru 3-letni za 40% wartości i tak idziesz do salonu po nowy?”

            Tak, o ile mnie stać na to. Doświadczenie życiowe (i moje i najbliższych) mnie nauczyło, że lepiej tak zrobić. Nawet będąc świadomym, że po wyjeździe z salonu auto straci ok. 30% wartości.

            Z każdym produktem tak masz: sprzęt Apple, gdzie płacisz za także markę i niektórzy za to wieszają psy na nim, podobnie z autami, gadżetami itp.

          • Nie chce mi się ciągnąć tego w nieskończoność. Widzisz, ja jeżdżę wielowahaczowym fullem Kellysa, który wg katalogu miał cenę 4500 zł… i jakoś nie czuję się gorszy od człowieka na tak samo wielowahaczowym Giancie [bez Maestro] w podobnej cenie na o wiele gorszym osprzęcie. Nie przepłaciłem za markę producenta ramy, a osprzęt mam w nim o 2 klasy lepszy. Nie mam wyrzutów sumienia, że mogłem trochę dopłacić za gorszego w specyfikacji Gianta żeby po prostu mieć Gianta. Dla mnie to specyfikacja roweru wygrała, bo oba to jednozawiasowe wielowahacze. Konstrukcyjnie to taka sama technologia, więc czemu miałem dopłacić za sporo gorszy osprzęt?

            Nie przytaczajmy już żadnych porównań, bo robi się z tego odbijanie piłeczki a pointa tego jest i tak jedna:

            Jeździć w kasku! Nawet w najtańszym, ale jeździć i dać sobie choćby ten 1% więcej szansy. Chcesz wydać więcej, kupujesz lepszy kask i dajesz sobie kolejne punkty procentowe szansy – ot cała dyskusja.
            Nie będę jednak dyskryminował kasków za 50 zł, tylko dlatego że są sprzedawane w sieci dyskontów… a te za 600 zł chronią głowę w stopniu nie mniejszym niż te za 50, więc jeżeli masz wybór jeździć bez czy kupić byle kask to KUP BYLE KASK. Ale to tylko moje zdanie.

          • Panowie, rozmawiać o cenie w przypadku wielu produktów moim zdaniem nie ma sensu.

            To nie jest tak, że siada prezes Giant’a i mówi: Nasz rower jest gorszy od Kellysa, to musimy sprzedać go w niższej cenie. Może spróbujmy sprzedać go drożej, miłośnicy naszej marki go kupią, a potem i tak na wyprzedażach rocznika popchniemy je 30% taniej (na czym i tak ładnie zarobimy).

            Ustalanie cen sprzedaży to duża strategia (nie zawsze dobrze robiona) i sama cena oczywiście nie może być wyznacznikiem. Zwłaszcza, że w rowery są składane w większości z podobnych elementów i „łatwo” je porównać przynajmniej na pierwszy rzut oka.

            Trzeba starać się umiejętnie odróżniać buble od fajnych produktów i dopasowywać zakupy do własnych potrzeb. To jest ważniejsze od ceny.

            Prosty przykład. Szukałem lekkiego i małego śpiwora do spania w ciepłych warunkach. Kupiłem syntetycznego Fjorda Nansena za sto-kilkanaście złotych. Mógłbym kupić puchowy śpiwór za kilkaset złotych, ewentualnie jakiś za 50 złotych, choć akurat w tym przedziale cenowym nie znalazłem tak lekkich śpiworów.

            A że korzystam z niego raptem kilka razy w roku, nie rzuciłem się na puch, bo mimo, że jest trochę bardziej oddychający i trochę lżejszy i cieplejszy – nie potrzebowałem takiego zakupu. Ten kto używałby go przez kilka miesięcy w roku – prędzej by skorzystał z jego zalet.

            Ale… nie jeżdżę może jakoś bardzo, bardzo dużo, ale nie mam dobrych doświadczeń z tanimi koszulkami rowerowymi (tymi za 20-40 zł). Kiedyś w takich jeździłem i zawsze coś mnie obcierało, a na dalszych trasach w upale robiła się z nich szmatka.

            Teraz nie jeżdżę w żadnych topowych ciuchach, po prostu z ciut lepszej półki i już nie narzekam. Ale wszystko przyszło z czasem i zbieranym doświadczeniem, co mi pasuje a co nie. Tak samo miałem z oponami (te najtańsze to kompletny badziew, muszę kiedyś o tym zrobić wpis), licznikami, narzędziami, siodełkami, oświetleniem.

            Nie stawiam znaku równości, że droższe=lepsze. I ale często sprawdza się tu maksyma (sparafrazowana przeze mnie): „Nie wszystko co warto kupić, się opłaca. I tak samo nie wszystko co się opłaca, warto kupować.”

            Tak więc do wszystkiego trzeba podchodzić z głową i czasem chłodno kalkulować.

          • Co do opon ciężko mi się nie zgodzić. Żona w swoim Krossie miała jakiś wynalazek typu Impac Tripac czy Bóg jeden wie co. Brat z resztą też w Krossie miał podobny wynalazek.
            Efekt tego był taki, że w rowerach użytkowanych głównie na asfalcie po ok 600 km opona żony nie dość, że na środku nie miała bieżnika to o skali zniszczeń przekonałem się dopiero, jak ją ściągnąłem. Opona miała setki małych pęknięć na bocznych ściankach. Nie muszę chyba pisać czym by się mogło skończyć nagłe najechanie na kamień, korzeń czy zjazd z krawężnika. Rozerwanie nadmuchanej do 3,5 bara opony przy prędkościach nawet powyżej 15-20 km/h to raczej nic miłego, zwłaszcza dla kobiety, która nie bardzo ma technikę bo wsiada na rower po ponad 10 latach i zaczyna uprawiać aktywną turystykę :)

          • A spotkałeś kogokolwiek kto miał doświadczenia z wybuchającą z tego powodu oponą? :) Żeby było takie ryzyko szkielet opony, czyli to co znajduje się pod gumą, musiałoby być uszkodzone. Natomiast pękanie samego gumowego płaszcza opony/bieżnika to zjawisko dosyć powszechne, również w drogich i markowych oponach.

          • No nie wiem. Szlag mi trafił oponę (bok się wręcz rozszedł) przy 5 barach i ok 20km/h, koło dociążone sakwą i torbą na ramię. Jakiś wystrzałowych efektów nie widziałem. Ot, z głośnym sykiem natychmiast zeszło powietrze i powyłaziły druty (oplot) z opony.

          • Masz spora wiedze w tym temacie i przyznaje, ze moja wiedza jest czasów gdy kaski były jeszcze „nowością” dla zwykłego „zjadacza” roweru. Czy masz może jakieś namiary na bardziej precyzyjne opisy techniczne dzisiejszych kasków ? Jeśli tak byłbym wdzięczny za link.
            Ot życie, człowiek myśli, że już wszystko wie a w rzeczywistości musi po raz kolejny dokształcić się w temacie :)
            PS. Nie posiadam TV :D

          • Precyzyjne opisy techniczne dzisiejszych kasków?

            http://www.giro.com/eu_en/products/men/helmets/road/aeon.html

            po prawej stronie masz podane „specjalności” tegomodelu z opisem (po angielski niestety), firma jest wiodącym producentem na świecie.

            http://www.met-helmets.com/index.php?option=com_virtuemart&view=productdetails&virtuemart_product_id=75&virtuemart_category_id=20&Itemid=823&lang=en

            Tu w opisie też wytłumaczone jakie funkcje mają detale kasku; jeden z najlepszych producentów na świecie

          • Serdeczne dzięki za info jak przeczytam to dopisze w PS. swoje wrażenia :)
            PS. :(( Angielski jest dla mnie przeszkodą a sam „artykuł”wygląda mi bardziej na reklamę niż specyfikację :/ czy umiałbyś przetłumaczyć tabelę ?

          • Raczej nie ma czegoś takiego jak specyfikacja. To co jest podane to aspekty konstrukcji samego kasku jak też jego wyposażenia.
            W przypadku wskazanego Meta (wysoki model)
            Konstrukcja
            – in mold intelligent fusion – różna gęstość materiału zależna od charakterystyki modelu
            – full wrap – zewnętrzny plastik pokrywa całość skorupy, także od dołu, zabezpieczając ją przed uszkodzeniami
            – ultimalite- wstawki z kompozytu w strategicznych punktach skorupy
            Regulacja rozmiaru
            – safe t advanced – system lżejszy z większą powierzchnią styku z głową rozkładający równomiernie nacisk
            Poza tym kask ma zaawansowany system regulacji pasków, dopracowany system wentylacji i wkładek poprawiających komfort i higienę, naklejki odblaskowe, dostępne części zamienne.

            Podane przed myślnikami nazwy są kreacjami tej firmy, nie są standaryzowane w branży, choć inne firmy często robią to samo lub podobne.
            Niższe modele będą miały prostsze systemy dopasowania do głowy; będą cięższe, skorupa będzie „czystym” styropianem a nie połączeniem z innymi materiałami.

          • Pewnie tej klasy kask sporo kosztuje :/ Ja mam MET’a ale już dość leciwego i zastanawiam się czy nie przyszedł czas na jego wymianę, jakby nie było czas robi swoje.
            Bardzo intensywnie go używam, prawie co dzień i po wiele godzin oprócz zimy i intensywnych opadów śniegu lub deszczu, chociaż parę razy mnie w nim zdrowo zmoczyło podczas letnich burz :D

          • Tak z ciekawości, jak sobie radzicie przy solidniejszych mrozach (min. -15*C) i kilku godzinach bycia na zewnątrz? Macie jakieś patenty?

            Ja bez ciepłego nakrycia głowy potem często mam problem z zatokami i — co mnie zdziwiło — z gardłem.

          • Zwykła „gładka” czapka i na wierzch kask o ile w kasku masz dobry system pasków i nie ma konieczności mozolnego przestawiania „uprzęży” . Ale powiem szczerze, że bardzo rzadko mi się zdarza wkładać kask w zimę, krótkie „przeloty” i wolna jazda jakoś mnie nie mobilizują do zakładania kasku.
            Dzisiaj można kupić specjalne „czapki” pod kask ponoć bardzo dobra sprawa – ja od dłuższego czasu planuje kupno takiej „czapki” tylko zapominam o tym gdy mam okazję być w rowerowym :)

          • Pod kask ubiera się buffa, czyli komin z elastycznego materiału, można go wywijać jak się chce, druga opcja to czapka, z wiatroszczelnymi panelami z przodu i na uszach, kominiarka w różnej formie.

          • Nienawidzę kominiarek bo zasłaniają uszy i częściowo twarz a nie jestem do tego przyzwyczajony. Lubię czuć powiew nawet mroźnego wiatru na twarzy. więc zaproponowałem „czapkę” pod kask bo jest mniejsza nie widać jej i grzeje głowę a nie uszy i kark :) prawdopodobnie jest też sporo tańsza od kominiarki.

          • Mam to samo, podobnie jak z kapturem w kurtce przeciwdeszczowej — obydwa może praktyczne ale odcinają częściowo od świata zewnętrznego, co ani nie poprawia przyjemności z jazdy rowerem, ani czasem bezpieczne.

  • Koledze kask uratował głowę i to wcale nie w czasie jazdy :)
    Przejechał prawie całą Sycylię na rowerze oczywiście i na stacji benzynowej niefortunnie się zatrzymał…poproszony o podjechanie kawałeczek dalej, podrzucił kierownicę by wjechać na krawężnik. Sakwy pociągnęły rower do tyłu i bam!! Przywalił tak głową o beton ,że kask poszedł w drobiazgi. Co by było gdyby go nie było? :/

  • @Mateusz – bardzo dziękuję za Twój Komentarz. Zapraszam jak najczęściej. Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowych wpisach – możesz zapisać się na newsletter po prawej stronie :)

    Co do kultury wypowiedzi i poprawnej polszczyzny – dzięki za docenienie. Staram się, z różnymi efektami, ale próbuję pisać w miarę poprawnie.
    W komentarzach też staram się pilnować poprawnego pisania, zwykle mi się udaje.

  • Witam,

    to mój pierwszy komentarz na blogu, więc zacznę od tego: gratuluję! Bardzo przydatne wpisy, kulturalne wypowiedzi, napisane poprawną polszczyzną – coraz rzadziej się na takie miejsca trafia, pośród zalewu wszechobecnego chłamu. No, ale do rzeczy – kaski…

    Na rowerze jeżdżę od dawna, ale dopiero od 2-3 lat wybieram się na dalsze wycieczki. Do tej pory jeździłem bez kasku, ale parę tygodni temu taki czerepowy ochraniacz kupiłem. Dlaczego? Nie wiem – może dlatego, że poczytałem trochę w internecie o tym, co na drodze przeżyli inni? Jak mawiają – mądry jest ten, kto uczy się na błędach – a jeszcze mądrzejszy ten, kto uczy się na błędach innych.

    Dyskusja „Kask – tak czy nie?” zapewne będzie trwała bardzo długo – od siebie mogę dorzucić jedną ciekawą rzecz, napisaną kiedyś przez osobę, która poznawała Włochy od strony motoryzacyjnej. Otóż Włosi bardzo często nie zapinają pasów. Dlaczego? Ich zdaniem, zapięcie pasów oznacza, że przewidują wypadek. „Po co mi pasy, skoro nie zamierzam się rozbić?” – podobnie, jak widzę po wypowiedziach powyżej, jest w temacie kasków…

    Na koniec jeszcze jedno – dziś jadąc przez Warszawę, na jednym ze skrzyżowań (na którym jechałem prosto) o mało co nie staranowało mnie Cinquecento – które skręcało w prawo, wymuszając pierwszeństwo. Całe szczęście, że udało mi się wyhamować (zabrakło centymetrów)… Dość powiedzieć, że dopiero w takim „krytycznym” momencie człowiek zdaje sobie sprawę, jak kruchy jest w starciu z toną blachy, tudzież z asfaltem.

    Pozdrawiam serdecznie.

    • Co do przewidywania, że można mieć wypadek. Gdy jeździłem na „szosie” wiedziałem, ze nawet upadek na prostej drodze może się skończyć nie ciekawie no bo trudno liczyć na coś innego gdy licznik oscyluje miedzy 30-50 km/h – jest to dla mnie logiczne i dlatego gdy zacząłem osiągać takie prędkości zakupiłem kask.
      Dzisiaj jeżdżę na MTB więc również mam kask bo mimo małych prędkości mogę zaliczyć glebę na byle korzeniu, dziurze czy kamieniu co nie znaczy, ze powstrzyma mnie to przed „szaleństwami” na rowerze :D

  • No, według Ciebie może nie można, taki masz pogląd. Ja mam inny :) Często słyszę, że kask to tylko dla tych co jeżdżą po szosie, ewentualnie MTB w terenie i że jak ktoś jezdzi sobie powoli po mieście to nie potrzebuje … śmieszne twierdzenie. Nie wiele trzeba, żeby ktoś/coś nas zrzuciło z roweru, a uderzenie głową o beton/asfalt/krawężnik/znak drogowy/sygnalizator (mozna wymianiac i wymieniać) to nie jest przyjemne a tym bardziej zdrowe …

    Pozdrawiam

  • Dobra, panowie – cenzura wkracza. Koniec z deb… :) Zdaję sobie sprawę, że to słowo nie jest może zbyt wulgarne, ale mimo wszystko obraźliwe (pomijam kwestie medyczne).

  • Podtrzymuję swoje określenie dla osób, które jeżdżą na rowerze bez kasku – deb…

    Ja nie jestem za tym, żeby wprowadzać obowiązek ich używania, ale mam prawo określać te osoby takim określeniem, tak samo określam tak osoby, które np. nie zapinają pasów w aucie (nawet jadąc samemu).

    Każdego indywidualny wybór i nikomu niczego nie mogę nakazać, ale mam prawo wyrazić opinie choćby była bardzo dosadna.

    Pozdrawiam :)

  • Wiem dokładnie o co Ci chodzi, ale z płynem do spryskiwaczy znów nie trafiłeś ;) Przecież tak samo możesz napić się Domestosa czy kreta do rur i wydaje mi się, że miałoby to jeszcze gorsze skutki niż płyn do spryskiwaczy.

    Akurat w tym przypadku chodziło o pomysłowych Dobromirów, którzy odzyskiwali alkohol z tego płynu, jak wiadomo, nie obłożonego akcyzą :) No i panów, którzy celowo taki płyn spożywali.

  • No tak, pominąłem ten fakt w swoich rozważaniach. Chodzi o te nieszczęsne pasy…

    Ale powtórzę. Nie dajmy se zwariować. W ogóle denerwuje mnie to, że Państwo na każdym kroku traktuje mnie jak idiotę, który np. może napić się płynu do spryskiwaczy dlatego zakazuje produkcji płynu z metanolu.

    Niemniej- polecam jazdę w kasku ale nikogo do tego nie zmuszam.

    • jak każda moneta tak i ta ma dwie strony ;)
      nie zabronili by robienia tego płynu …. gdyby nie to że byli ludzie którzy go pili
      z drugiej strony – owszem, często posuwają się za daleko
      ale jaki geniusz zdoła to wyrównoważyć ?

  • Nie zgodzę się w kwestii pasów bezpieczeństwa w aucie. Zwłaszcza, gdy jedzie kilka osób. Podczas zderzenia, nieprzypięta osoba staje się na ułamek sekundy śmiertelną bronią. Pasażerowie z tyłu uderzają w przednie fotele z olbrzymią siłą, mogą także uderzyć w siebie. Ci z przodu też wcale nie wyjdą na tym dobrze, bez zapiętych pasów.

    Nie mówię już o dachowaniu. Każdemu polecam sprawdzić to w symulatorze dachowania. Niezapięte pasy w takiej sytuacji to proszenie się o śmierć, albo przynajmniej ciężki uszczerbek na zdrowiu. I to nie tylko swoim, ale także współpasażerom można zrobić olbrzymią krzywdę.

    Jeszcze co do poczucia bezpieczeństwa i szybszej jazdy. Moim zdaniem nie wynika to z obecności pasów czy poduszek. ale po prostu z tego, że samochody są w środku coraz lepiej wyciszone, mają coraz mocniejsze silniki i przez to jeździ się szybciej.

    W Dużym Fiacie przy 100 km/h, miało się wrażenie jakby wchodził w przestrzeń kosmiczną. I dużo szybciej się nie jeździło, bo po prostu się nie dało :)

    • co do poczucia prędkości,
      wyciszenie, zawieszenie, silnik – to robi kolosalną różnicę,
      swoim peugeotem 106 z 1.0 l silnikiem, przy 140 – kierownica wyrywała się z rąk, w środku huk że głowa pękała
      po dwóch latach wsiadłem do mercedesa brata, w którymś momencie zwrócił mi uwagę ile ja jadę, czy mnie nie po…. przypadkiem ;)
      prawie 200 na liczniku, w środku cicho, kierownica reaguje na najdelikatniejsze ruchy, a samochód płynie – nawet nie zdawałem sobie sprawy że tyle lecę (nie śledziłem prędkościomierza, na autostradzie w peugeocie nie było takiej potrzeby ;)

  • Artykuł dosyć ciekawy, nawet przeczytałem wszystkie komentarze. I chciałbym się podzielić spostrzeżeniami.

    Otóż, dla jasności, jestem rowerzystą. I generalnie rozumiem tych co jeżdżą w kaskach i tych co nie jeżdżą ale totalnie nie rozumiem kolegi Olka. Co Cię to obchodzi, że ktoś nie jeździ w kasku? To jego wolny wybór i na pewno nie możesz o nim mówić że jest deb… Określenie deb… jest terminem medyczny i nijak się nie ma do ludzi którzy jeżdżą bez kasków…

    Do rzeczy. Ja nie jeździłem w kasku bo uważałem i dalej uważam, że przy prędkościach z jakimi jeżdżę ten kask mnie i tak nie uratuje a po za tym jazda w nim jest niewygodna. Po latach lekko zmieniłem zdanie. Kask kupiłem tylko z takiego powodu, że potrzebowałem go żeby wystartować w zawodach. Musze powiedzieć że całkiem dobrze się w nim jeździ, powiem więcej. Uchronił mnie ostatnio przed urazem głowy. Czyli generalnie kask jest OK. Ale nie dajmy się zwariować!! Nie wprowadzajmy obowiązku ich posiadania. Co mnie to obchodzi czy ktoś jeździ w tym kasku czy nie? Przecież ON mi krzywdy nie zrobi tylko sobie. Wolny wybór i już. Dokładnie takie samo mam zdanie na temat pasów bezpieczeństwa w samochodzie. Ja je zapinam nie dlatego, że ktoś mi każe ale dlatego że wiem, że możne mi to uratować życie!

    Osobną kwestią jest poruszany temat podświadomego poczucia lepszego bezpieczeństwa i jazdy z mniejsza ostrożnością. Tak jest czy sie komuś podoba czy nie. Podświadome czujemy sie bezpieczniej i podświadomie jedziemy szybciej… Dotyczy to tak samo samochodów.

  • „Idiotyczne”? „deb…”? szkoda, że takie „kulturalne” pacany jeżdżą w kaskach, może by im się uraz głowy przydał.

  • Witam.
    Też nie zawsze jeżdżę w kasku (raczej mniej niż więcej)ALE przy pierwszej jeździe na moim nowym rowerze po deszczu zaliczyłem wywrotkę i uderzyłem bokiem głowy o asfalt (szkoda,że nie miałem kasku)niezły guz.

  • Jezdze tylko w kasku. Gdyby nie kask, to juz dwa razy mialbym duzy klopot ze zdrowiem. Jeden kask pekl na pol, drugi popekal z przodu. Zona gdyby nie kask, to mialaby blat w czaszce. Dwie kolezanki z pracy, przeciwniczki jazdy w kasku, zaraz po pierwszych powazniejszych kolizjach kupily kaski. Kazdy moze zaliczyc upadek, a wtedy jadac bez kasku, moze juz byc za pozno, zeby pojsc po rozum do glowy.

  • Wiele lat jeździłem bez kasku i w ogóle nie byłem do nich przekonany. W 2010 roku gdy kupowałem nowy rower, w sklepie mogłem zakupić za 150 kask wart około 300, więc pomyślałem ze kupię, a gdy nie polubię jazdy w nim, to komuś odsprzedam z zyskiem :)
    No i od tego czasu nie wyobrażam sobie jazdy bez kasku. Przynajmniej 2 razy uratował moją głowę od ciężkich uszkodzeń. Jestem za tym aby promować jazdę w kasku, wśród rowerzystów, ale nie jestem za tym, aby kask był obowiązkowy.

  • @ktosiek
    Może i pozwala sobie na więcej, ale tylko w warunkach pewnego komfortu.
    To właśnie dlatego kierowcy tak łatwo sobie pozwalają na więcej gdy wiedzą, że COŚ im pomoże. Są chronieni z każdej strony, nawet sposób jazdy jest pod kontrolą i co? Gubią rozum i instynkt przetrwania, a skutki znamy.

    Kask dla rowerzysty nie pomoże uniknąć wypadku, ale zmniejszy skutki w prostych sytuacjach, które się każdemu mogą zdarzyć. Ja go traktuję jak element bezpieczeństwa biernego.
    W konfrontacji czołowej z autem nie pomoże i na to nigdy nie będę liczył, ale zdarzyło mi się najechać na krawężnik pod zbyt ostrym kątem, albo wjechałem pod niskie gałęzie.