Stało się to już naszą małą tradycją, że zimą wyjeżdżamy z Moniką w jakieś ciepłe miejsce – najlepiej relatywnie blisko, tak aby nie spędzić zbyt wiele czasu w samolocie. Trzy lata z rzędu odwiedzaliśmy Wyspy Kanaryjskie (Teneryfa, Gran Canaria, Fuerteventura), tym razem polecieliśmy na południe Hiszpanii, do Malagi. Z Modlina leci się tam niecałe 4 godziny, a na miejscu, pod koniec lutego jest tam fajna, wiosenna pogoda.
Tym razem nie wypożyczaliśmy rowerów, także jeżeli będziecie ich szukać w tekście, to niestety nie znajdziecie (poza rowerami miejskimi w Maladze). Co nie znaczy, że nie ma tam gdzie jeździć, bo jest wręcz przeciwnie :) Po prostu tym razem nie wyszło. Natomiast chciałbym pokazać Wam kilka ciekawych miejsc, które można zobaczyć będąc w Andaluzji.
Torremolinos
Zatrzymaliśmy się w Torremolinos – to miasteczko przylegające do Malagi, leżące w ciągu plaż Costa del Sol. Jest tam spokojniej niż w samej Maladze, choć na pewno spotkamy tu więcej turystów (jeżeli nie żyją tu sami turyści ;) Jeżeli szukalibyście tu hotelu, to polecam Natursun, kameralne miejsce, leżące kilkaset metrów od plaży. I choć pod oknami biegnie ulica, w nocy praktycznie nikt nią nie jeździ.
W Torremolinos warto zajrzeć do parku La Bateria, który znajduje się w zachodniej części miasta, na wzgórzu. Jest tu fajny punkt widokowy oraz działa, które zostały tu z dawnych czasów.
Na tym zdjęciu widać, dlaczego mógłbym mieszkać w Hiszpanii od listopada do końca marca – pod koniec lutego na drzewach rosną mandarynki :) Podczas naszego wyjazdu, poza drobnym wyjątkiem, o czym później, temperatura oscylowała w granicach 15-18 stopni. Dla mnie bajka!
El Caminito Del Rey – Droga Króla
Na blogu u Moniki możecie przeczytać więcej o Drodze Króla. Ja napiszę tylko tyle, że jest to jeden z punktów „obowiązkowych”, jeżeli ktoś będzie w tych okolicach. To miejsce znajduje się godzinę drogi od Malagi i konieczna jest rezerwacja biletów wstępu (przez internet).
I choć przez cały wyjazd mieliśmy ciepło (nawet gdy padało, to nie było źle), to wjeżdżając w góry, temperatura ostro spadła. Ziemia o tej porze roku nie jest nagrzana i gdy słońce nie wyjdzie zza szczytów gór, potrafi być rześko :) Ale dość szybko temperatura wróciła w przyjemniejsze rejony.
Na Drogę Króla może wybrać się absolutnie każdy, nie jest wymagana sprawność fizyczna. Trasa jest poprowadzona drewnianym pomostem, zabezpieczonym przez cały czas barierką, także nawet osoby z lękiem wysokości, nie powinny mieć problemu z przejściem. Liczyłem trochę na „dreszczyk emocji” po drodze, ale okazało się, że z trasą poradzą sobie nawet dzieci :) Ale i tak warto się tam wybrać, bo widoki są genialne.
Na koniec przejechaliśmy się nad południową część zalewu Embalse Conde De Guadalhorce. Stanęliśmy na parkingu (współrzędne N 36.907086, W 4.816651) i zeszliśmy nad wodę. Gaje oliwne dodają zieloności temu dość jałowemu w roślinność miejscu.
Malaga
W jeden z bardziej słonecznych dni (Monika żałowała, że nie zabrała sandałów) wybraliśmy się do Malagi. Zaparkowaliśmy pod zamkiem Gibralfaro, skąd rozpościera się fajny widok na całe miasto i dalej ruszyliśmy pieszo.
Spacerując po mieście na pewno warto zahaczyć o Teatr Rzymski (Teatro Romano), a także zajrzeć na miejski rynek (Mercado Central de Atarazanas). Na targowisku oprócz całej masy świeżych warzyw i owoców, można kupić mięso, ryby, owoce morza, a także zjeść przyrządzane na miejscu przekąski (tapas). Duże wrażenie robi przepiękny witraż na jednej ze ścian targowiska.
A jeżeli zgłodniejecie, mogę polecić ciekawe miejsce – restauracja La Recova to połączenie miejsca, gdzie można coś zjeść, z mini-galerią staroci i rękodzieła. Ja tego typu kurzołapek nie zbieram, natomiast robią one tam specyficzny klimat, a jedzenie jest bardzo dobre.
W Maladze na pewno można zobaczyć jeszcze mnóstwo ciekawych rzeczy, natomiast my (jak zawsze zresztą), nastawiliśmy się nie na zwiedzanie, a na wczucie się w atmosferę miejsca. A nic w tym tak nie pomaga, jak tapasy i mandarynki z targu :)
Ronda
To miejsce polecił nam w komentarzu na Instagramie jeden z czytelników. Ronda to miasto, które zostało zbudowane przy wielkim urwisku, na dnie którego płynie rzeka. Widoki są świetne, zarówno z góry, jak i z dołu. Warto przejść się także pod most Puente Nuevo, gdzie robi się już trochę mniej turystów i można spokojnie odpocząć :)
Przez zupełny przypadek trafiliśmy też do cukierni Sabor a Espana (Calle Virgen de la Paz 5), gdzie na miejscu wyrabiane są słodycze, w dużej mierze z orzechów (ale nie tylko). Szkoda, że cały czas jestem na diecie, bo kupiłbym po sztuce wszystkiego co mają.
Júzcar
Niedaleko Rondy znajduje się miasteczko Júzcar – czyli Wioska Smerfów. W 2011 roku, w ramach promocji filmu o tych niebieskich stworkach, Sony Pictures za zgodą mieszkańców, przemalowało tu wszystkie domy na niebiesko :) Gdy tam dojechaliśmy, akurat padało, więc nie pospacerowaliśmy zbyt długo po El pueblo de los pitufos, ale warto tam zajrzeć. A jeżeli wybieracie się do Hiszpanii z dziećmi – to jest to jeden z punktów obowiązkowych :D
Gibraltar
Odwiedzenie Gibraltaru to ciekawe doświadczenie. Jest to brytyjskie terytorium zamorskie, do którego wjeżdżamy lub wchodzimy przez przejście graniczne (Gibraltar leży poza strefą Schengen, także potrzebny jest dowód tożsamości – paszport lub dowód osobisty). Tuż za przejściem znajduje się pas startowy miejscowego lotniska, które jednocześnie stanowi dużą atrakcję turystyczną :) Po Gibraltarze jeżdżą piętrowe autobusy, bez problemu znajdziecie także czerwone budki telefoniczne. Można poczuć się trochę jak w Wielkiej Brytanii, tym bardziej, że walutą jest funt gibraltarski (ale sklepy przyjmują także funty brytyjskie i euro).
Natomiast po hiszpańskiej stronie stoi pomnik poświęcony Hiszpanom, którzy kiedyś na rowerach (obecnie także samochodami i skuterami) codziennie wyruszali na Gibraltar do pracy.
Natomiast najciekawszym miejscem Gibraltaru jest Skała (The Rock). To park krajobrazowy, znajdujący się na wapiennej górze. Na jej szczyt można się dostać pieszo, busem, a także kolejką linową. My wybraliśmy najtańszą opcję (przy każdym z wejść jest budka z biletami), czyli przemieszczanie się na piechotę. W niektórych miejscach jest bardzo stromo, dlatego wybierając się tam z malutkimi dziećmi, warto wziąć to pod uwagę.
Możemy tu zwiedzić wiele pozostałości po Royal Navy, miłośnicy militariów myślę, że będą zadowoleni. Jest tu też Muzeum II Wojny Światowej i inne atrakcje. Ale najciekawsze, poza widokami, są małpy – czyli półdzikie magoty gibraltarskie. Jest ich tu ponad 200 i na Skale można je spotkać w wielu miejscach. Monice niezbyt się podobały, natomiast ja byłem zachwycony i spotkanie tych makaków było dla mnie najciekawszym elementem tego wyjazdu :)
Małp nie wolno dokarmiać (grożą za to wysokie kary), ale one oprócz tego, że są karmione przez zarządcę Parku – potrafią sobie radzić same. Na naszych oczach jeden z makaków ukradł batonik ze sklepu, uciekł na dach budynku, następnie spokojnie rozerwał opakowanie i zjadł to, co „upolował” :)
Magoty nie robią ludziom krzywdy, ale przestrzegam przed zbytnim spoufalaniem się z nimi. To mimo wszystko dzikie zwierzęta i nigdy nie wiadomo co strzeli im do głowy. Tym bardziej, że wiele rzeczy opanowały do perfekcji, m.in. podróżowanie na dachach samochodów :D Tak czy siak, zdecydowanie dla tych uroczych małpek warto wybrać się na Gibraltar.
Jedzenie
Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o tutejszej kuchni. Co prawda jestem na diecie (o której niebawem Wam napiszę), ale nie mogłem sobie nie pozwolić na spróbowanie lokalnych specjałów. Samymi tapasami da się bez żadnego problemu najeść, choć czasami wydaje się, że są takie malutkie :) No i były moje ulubione, malutkie kalmarki (baby squids). Mógłbym jeść je codziennie, gdyby tylko dało się je kupić w Łodzi.
Właśnie sprawdziłem, że napisałem o tych kalmarkach w każdym wpisie z Wysp Kanaryjskich, więc to już oficjalnie miłość. I tym optymistycznym akcentem zapraszam Was do Andaluzji :)
Super spedzilismy czas w Marbelli jezdzilismy, zwiedzalismy bardzo duzo fajnych miejsc.
Polecam do odwiedzenia i pojezdzenia na quadach super przygoda.
Polecam gorąco miejscowość Nerja. Znajduje sie ok 100km od Malagi i jest to dla mnie jedno z najpienajpięknie miejsc w Andaluzji. Wszystko w jednym, morze , gorskie wycieczki w górę rzeki, jaskinie….
Polecam!!!
Pięknie tam. Muszę i ja z żoną tam się wybrać.
Jak juz jest sie w Maladze to warto odwiedzic tez Grenade, no ale to dodatkowe pare dni :) .
Fajne widoki i fajne małpki :D
Dzięki za inspirację na przyszłe wyjazdy :)
Wiadomo, nie samym rowerem człowiek żyje i trzeba zrobić nieraz coś nowego by powrócić do miłości udeptywania „różowych kanadyjczyków”. :)))
Rok temu wyjechałam na dwa tygodnie do Madrytu. Fajnie opisałeś swój wyjazd, może tym razem ruszę bardziej na południe :)