Najbardziej lubię rowerowe wyjazdy, gdy mam przed oczami jakiś fajny cel. Nie musi być to od razu Amsterdam czy Trogir, ale chociażby konferencja blogerów, na którą zostałem zaproszony do Poznania. Wydawało mi się, że trasa będzie nudna i po drodze nic ciekawego nie da się zobaczyć. Myliłem się i to bardzo, bo drogę wyznaczyłem tak, że miałem okazję po prostu poczuć pełną piersią Polskę :) A na końcu czekał mnie Poznań, ze Starym Browarem, który mnie bardzo pozytywnie zaskoczył.
Trasy jakimi jeżdżę, staram się zawsze wyznaczyć tak, by jak najmniej jechać głównymi drogami. Nadal łza mi się w oku kręci, gdy pomyślę o np. holenderskich drogach, gdzie przy każdej, po prostu każdej drodze, idzie szersza czy węższa droga dla rowerów. U nas wygląda to tak, że jeżeli chcesz jechać główną drogą, musisz liczyć się z wyprzedzaniem na gazetę przez TIR-y, o osobówkach już nie mówię. Takie pobocze, jak widzicie na zdjęciu poniżej spotkałem tylko RAZ. Przez 250 kilometrów. Czasem zdarzały się też drogi/ścieżki rowerowe, ale jedynie w większych miasteczkach, gdzie i tak TIR-y nie jeżdżą 90 km/h.
Moim pobożnym życzeniem jest to, żeby przynajmniej wszystkie drogi krajowe i wojewódzkie miały szerokie pobocza. Ale na razie pozostało mi wyznaczanie koślawych tras przez małe wioski, co też ma swój urok, tylko czasem trochę komplikuje sprawę.
Trasa, którą widzicie na mapce jest w miarę najkrótszą drogą z Łodzi do Poznania. Na 250 kilometrów jechałem może przez 20 km bardziej ruchliwymi drogami, bo inaczej po prostu się nie dało. Zmieniłbym jedynie końcówkę i wjeżdżając do Poznania, przy torach kolejowych skręciłbym do ulicy Kobylepole. Ja jechałem trasą wjazdową i nie było fajnie przeciskać się między autami jadącymi po trzech pasach.
Po drodze zahaczyłem o Jeziorsko, obok zalewu Sulejowskiego największy zbiornik wodny w okolicach Łodzi. Gdyby nie to, że było ponad 30 stopni w cieniu, pewnie posiedziałbym trochę nad wodą. Niestety nie miałem ochoty szukać cienia w tamtym miejscu i postój zrobiłem kilka kilometrów dalej w lesie.
Noc spędziłem w Starym Mieście. Widać to wyraźnie na mapie, gdzie ostro zbaczam z trasy w stronę Konina. Niestety jazda mniejszymi drogami ma ten „urok”, że o nocleg najlepiej wcześniej zadbać, rozglądając się w internecie co znajdzie się po drodze. Gdybym jechał z namiotem i planował spać na dziko, to co innego. Ale samemu i to w dodatku na jedną noc, nie opłacało mi się targać ze sobą namiotu, śpiwora i maty. Zatrzymałem się w Pensjonacie nad Zalewem, miejscu, które mogę Wam ze szczerego serca polecić. Chyba nigdy, będąc na rowerze, nie spałem w takich luksusowych warunkach :) I jeszcze śniadanie było w cenie. A sam pensjonat, jak sama nazwa wskazuje, znajduje się tuż przy zalewie.
Poza tym, że przed dwa dni było niesamowicie gorąco, nie działo się nic więcej. Nuda, nuda i polskie drogi. Najczęściej wyglądało to tak, jak na zdjęciu poniżej. Co Wam będę opisywał, warto wyznaczyć sobie trasę właśnie takimi drogami, a nie ruchliwymi krajówkami.
Fajnie, że czasami trafiały się drogi dla rowerów, ale tak jak pisałem wyżej, w terenie zabudowanym nie są one aż tak potrzebne. Ale fajnie, że były, nie ma co narzekać. Po prostu urywały się po wyjechaniu z miasteczek :(
Hello Poznań :) #poznan #rower #bicycle #bcpoznan #jadenabcp Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Łukasz Przechodzeń (@roweroweporady.pl)
Ostatecznie dojechałem do Poznania, gdzie zaczęła się blogowa konferencja. O samej konferencji napiszę tylko, że była bardzo fajnie zorganizowana i warto jeździć na imprezy branżowe, aby poznać nowych ludzi. Więcej nie będę się rozpisywał, bo dobrze wiem, że większości czytelników to i tak nie zainteresuje :)
Świetnym miejscem w Poznaniu jest ArtKontener. Miejsce nad Wartą, gdzie można przyjść, spotkać się ze znajomymi i posiedzieć na leżakach na piasku. Panuje tam bardzo fajna, luźna atmosfera i najlepiej gadało mi się z innymi właśnie tam :)
Bardzo podobało mi się w Starym Browarze, czyli centrum konferencyjno-handlowo-usługowym. To genialne miejsce do fotografowania i bardzo żałowałem, że nie wziąłem ze sobą lustrzanki. Utrzymano tam industrialny styl, który przywodzi mi na myśl łódzkie klimaty. Bardzo fajnie połączono obiekt z przylegającym do niego parkiem, gdzie można było poleżeć na leżakach.
Czas miałem szczelnie wypełniony przez dwa dni, także brakło mi możliwości żeby pozwiedzać bardziej Poznań. Następnym razem zobaczę wszystko, co jeszcze warto zobaczyć, włącznie z figurą Starego Marycha na rowerze :) Za dwa tygodnie szykuję się na kolejną blogerską imprezę, tym razem w Gdyni. Trasę mam już opracowaną, bo dwa lata temu byłem w Gdańsku. Do samego Gdańska, jeśli pogoda pozwoli, pojadę we wrześniu. Będę miał na koncie trzy blogowe imprezy w tym roku (poza Łodzią), na które przyjechałem rowerem. To niezły motywator do wyznaczania kolejnych tras rowerowych.
Pozdrowienia. Czy mógłbyś zdradzić parametry opon, które używasz ? Ze zdjęcia rozpoznaję Kojaka Schwalbe ? Nie masz z nimi problemów na mokrej nawierzchni ?
Są to Schwalbe Kojak 700x35C w wersji z kewlarową linką: https://roweroweporady.pl/schwalbe-kojak-test-dlugodystansowy/
Na mokrym trzymają się bardzo dobrze. Wracałem kiedyś do domu podczas koszmarnej ulewy (nie miałem się gdzie schować) i na opony nie narzekałem. Oczywiście jeżeli zacznie się hamować na dywanie bardzo mokrych liści, to będzie kiszka, ale staram się nie jeździć po takiej nawierzchni :)
Dzięki za szybką i wyczerpującą odpowiedź :-)
A miałeś wtedy błotniki ? Bo inaczej to 4litery są całe w wodzie nie mówiąc że od przodu też leje z koła no i oczywiście z góry. Do tego dochodzi spore oziębienie powietrza szczególnie jak nadchodzi wieczór więc chory można być w 10 min co na dłuższej trasie jest bardzo słabe. Czekanie na przystanku też jest niezbyt ok jeśli ma się tam pól dnia przesiedzieć no chyba że się zatrzyma w jakimś zajeździe :P. A choćby przestało padać to i tak błotniki są ważne po to żeby nie moczyły ubrań więc jestem zdziwiony że ich nie masz
Ogólnie mówiąc czy masz jakieś antidotum na deszcz jak jesteś 100 km od cywilizacij?
„więc jestem zdziwiony że ich nie masz” A ja jestem zdziwiony, że się dziwisz :)
A pytania o antidotum nie bardzo rozumiem – na opady nie mamy wpływu :) Warto mieć dobrą kurtkę przeciwdeszczową, można też mieć ewentualnie takie spodnie, ale ja akurat nie mam. Przydaje się to zwłaszcza gdy pada długo. Człowiek i tak prędzej czy później będzie cały mokry, jak nie od deszczu, to od własnego potu, ale przynajmniej będzie się trochę przyjemniej jechało.
Błotniki oczywiście też się przydają. I gdy tylko prognozy mówią, że możliwe będą deszcze, wtedy zakładam błotniki.
Chodziło mi o coś takiego jak sam powiedziałeś w komentarzu na youtubie:
„No tak, ale jeżeli przed Tobą byłoby jeszcze np. 100 km do celu, a
deszcz padałby cały czas, to w pewnym momencie robi się to nieprzyjemne,
poza tym można się wychłodzić.” – szczególnie jak jest powiedzmy 10 C co nie jest jakieś niespotykane choćby w jesień wieczorem
W deszczu chyba się mało przyjemnie jedzie więc głównie chodzi mi o to żeby było ciepło więc:
Czy da się jakiś większy dystans przejechać w deszczu bez zbytniego wychłodzenia czy też w komforcie (cieplnym) w takiej przeciwdeszczowej kurtce ?
Pytanie jeszcze o błotniki. Masz full na całe koło czy tylko tak żeby 4 liter nie oblało :)
dzięki za odpowiedzi
Nie ma na to uniwersalnej odpowiedzi. Są osoby, którym deszcz nie przeszkadza i ponoć kochają w nim jeździć ;) Ale większość po prostu unika takiej jazdy, jeżeli tylko może.
Ale jeżeli nie mamy innej opcji, trzeba się ubrać na cebulkę, i zdejmować lub zakładać kolejne warstwy, w zależności od temperatury. Nie mam na to innej rady. I jeżeli trzeba – szukać alternatywnego transportu/noclegu/schronienia.
A błotniki mam:
– na tył SKS X-Tra Dry XL, mocowany do wspornika siodełka.
– od tego roku komplet SKS Raceblade Pro XL, miałem je na wyjeździe w Bieszczady, założone do Gianta: https://roweroweporady.pl/giant-anyroad-1-test-roweru-szutrowego/
Podziwiam i gratuluję! Ja tylko samochodem pokonuję takie trasy ;)
Dla chcącego nic trudnego. Moi rodzice zaczęli więcej jeździć rowerami dopiero kilka lat temu i teraz zdarzają im się trasy po 10-14 dni, po 80-100 kilometrów dziennie. Także da się i nie trzeba mieć kondycji Rafała Majki :)
Czyli w każdym wieku można ;) Gratulacje dla rodziców!
Wyjeżdżając rowerem na nasze drogi, niestety czuje się jak żołnierz na patrolu w Afganistanie. Nigdy nie mam pewności czy wrócę cały do domu. :(
Już nie raz mnie kusiło, żeby dać sobie spokój z rowerem i powrócić do moich korzeni. To znaczy do biegania w lesie.
PS Jako mieszkaniec Dolnego Śląska mam często okazję obserwować samochody z czeskimi i niemieckimi rejestracjami. To wygląda tak jakby kierowcy z tamtych krajów brali jakieś leki uspokajające ;) Natomiast nasi chyba są na dopalaczach.
Ano niestety. Ja dokładnie takie same przemyślenia miałem po powrocie z Hiszpanii czy czeskiego Liberca: https://roweroweporady.pl/trasy-rowerowe-liberec-gory-izerskie/
Szkoda, że nie dałeś znaku, że jedziesz do Poznania ;). Co do samego wjazdu, to na Trasie Katowickiej (czyli tej 3 pasmówce) jest zacny asfaltowy ciąg rowerowo pieszy. Tylko trzeba wiedzieć jak się tam dostać ;) Trzeba po prostu zrobić małe kółko pod wiaduktem i jesteś na ciągu rowerowo pieszym. A potem już są zjazdy na DDRy, lub ciągi rowerowo – piesze doprowadzajće do centrum miasta. Dlatego dam Tobie Łukaszu mała poradę – daj znać na blogu jeśli jedziesz do innego miasta, a na pewno mieszkańcy okolic doradzą Tobie fajne rozwiązanie drogowe ;) Mapy google nie znają tak dobrze okolicy jak lokalni rowerzyści ;)
To się zgadza, ale czasami warto pozostawić sobie trochę spontaniczności i niewiadomych :)
Mogłeś dać znac, ze chcesz jechać rowerem przez moje dalsze okolice, wtedy bym oprowadził po ciekawszych okolicach jak chociazby punkt widokowy na w Żerkowie :)
Niemniej, odnośnie gps’a to warto wybrać takie rozwiązania z bateriami typu AA, wtedy nie byłoby problemy z ładowaniem rzeczy :)
Cześć.
Ten Twój Cube to jest hybryda/fitnessowy rower, prawda?
Pytam bo planuję kupić rower crossowy lub fitnessowy, głównie na asfalt. Cross raczej będzie wygodny, ale fitnessowy będzie lżejszy, tylko zastanawiam się czy nie odbije się to bardzo na wygodzie i bólach pleców przy dłuższych (może nawet kilkudniowych) wyprawach, nie wiem czy słusznie się obawiam. Typowej szosówki nie chcę, ale hybrydy są całkiem fajne bo widzę, że można obładować sakwami i sobie jechać. Czy może lepszy będzie cross z gładkimi oponami?
Pozdrawiam.
Ja nie chciałem crossowego roweru (miałem kiedyś), bo dużo częściej jeżdżę po asfalcie i amortyzator nie jest mi potrzebny do szczęścia. Zresztą bardzo spodobał mi się sztywny widelec i raczej do amortyzatora nie wrócę, no chyba, że kiedyś kupię sobie górala i będę miał dwa rowery :)
Odnośnie bólu pleców, to wszystko jest kwestią geometrii roweru i dobrego rozmiaru ramy. Brak amortyzatora raczej na to nie wpływa.
Świetna wprawa. Podziwiam. Jaką najdłuższą trasę pokonałeś?
Jednego dnia czy ogólnie? Jednodniówki traktuję jako hmmm… ciekawostki. Kiedyś udało mi się przejechać z Łodzi do Częstochowy i z powrotem (260 km), ale mam plan ten wynik poprawić, bo na pewno mogę więcej (wtedy było koszmarnie gorąco).
A dzień po dniu, to ciężko mi powiedzieć, byłem na wielu wyjazdach i szczerze mówiąc nie przykładałem większej wagi do kilometrów :)
Łukaszu, jak nawigowałeś? Masz jakiś licznik z gpsem i jechałeś po ścieżce czy smartfon + powerbank?
Tu opisałem szczegółowo mój sposób na nawigowanie: https://roweroweporady.pl/wyznaczanie-trasy-rowerowej/
Nie używam nawigacji podczas jazdy, nie chciałbym montować dodatkowych rzeczy na rowerze, zwłaszcza takich, które trzeba ładować. Może się kiedyś przekonam do nawigacji, ale na razie trzymam się kartki papieru :)
„ale na razie trzymam się kartki papieru :)”
A myślałem, że tylko ja tak mam, przynajmniej w przypadku nowych tras. GPS leży sobie awaryjnie w torbie/plecaku. Wolę posiedzieć wcześniej nad mapą i potem podziwiać piękne okoliczności przyrody, niż rozpraszać się nawigacją.
Oczywiście nawigację w telefonie awaryjnie mam w kieszeni (i trzy razy skorzystałem). A mi nawet nie chodzi o rozpraszanie, bo jakby wprowadzić swoją trasę i jechać potem jak po sznurku, to jest świetna sprawa. Ale mimo wszystko pojawia się problem z dobrym mocowaniem/pokrowcem + zasilanie. Szkoda mi się bawić w takie rzeczy.
O, to jest już nas trzech. U mnie podróż najsampierw zaczyna się palcem po mapie.
A doświadczenia z GPSem u mnie wyglądają tak, że przez jego „nieomylność” kiedyś nie przekroczyłem ze znajomymi granicy z Rosją. To dopiero była by przygoda…
Co do nawigowania. Do tej pory używałem metody podobnej do twojej. Tzn. patrzyłem na mapę i starałem się jak najwięcej zapamiętać, wspomagając się street view. Niestety wadą tego rozwiązania jest to, że trzeba poświęcić sporo czasu na opracowanie trasy. Niekiedy aż za dużo. Z drugiej strony nawigacje gps są robione pod auta, tzn wyznaczają trasę wg. algorytmu, który do roweru nie pasuje. Algorytm rowerowy mógłby wyglądać tak: unikaj dróg krajowych i wojewódzkich, unikaj dróg gruntowych… Aż w zeszłym tyg. potrzebowałem pojechać w godzinach szczytu z centrum Łodzi do Konstantynowa. Droga 710 odpada, bo za duży ruch o tej porze i wąsko, przez Retkinię za daleko. wymyśliłem trasę przez jakieś nieasfaltowe drogi. Ale niestety bez nawigacji musiałem co chwilę się zatrzymywać i sprawdzać na mapie w telefonie czy dobrze jadę.
Ta męcząca przygoda natchnęła mnie do sprawdzenia czy nie da się w którejkolwiek aplikacji nawigować głosem i po wyznaczonej ścieżce.
Okazuje się że aplikacja z mapami openstreet – Osmand daje taką opcję. Rysuję trasę na komputerze, kopiuję plik gpx do telefonu. I aplikacja nawiguje po wyznaczonej ścieżce. A że są komunikaty głosowe, więc telefon może być w kieszeni. Wystarczy słuchawka w uchu. Przetestowałem na trasie Łdz-Jeziorsko-Uniejów-Łdz z modyfikacjami, których normalnie bym nie wprowadził w obawie przed stratą czasu na sprawdzanie trasy.
I powiem, że się sprawdza.
Osmand używam do pieszych wycieczek; czy to po lesie, czy w mieście i potwierdzam funkcjonalność programu.
Ale aplikacja ma ciężki interfejs, szczególnie te komunikaty głosowe, które jako pierwsze wyłączyłem, przypominają głos pijanej nastolatki, która za dużo amerykańskich filmów się naoglądała. ;-)
Niemniej program zawsze jest w użyciu tam, gdzie mapy online’owe są za mało dokładne, albo zbyt wolne (transfer).
A zapraszam do Gdyni. Ale rowerem to już będzie kawałeczek.
Swoją drogą dawno już nie byłem w Poznaniu.