W dniach 14-20 sierpnia 2010 zorganizowaliśmy mały wyjazd rowerowy, trasą Świnoujście-Hel. Przejechaliśmy ok. 430 kilometrów w pięć dni (a tak naprawdę w cztery, o czym później). Nie mam pamięci fotograficznej, ani nie prowadzę notatek z wyjazdów – dlatego w tej relacji podzielę się z Wami, tylko tym co pamiętam :) Mam nadzieję, że ten opis pomoże Wam w planowaniu trasy przejazdu, choć muszę dodać, że wariantów jest sporo i dużo zależy od tego, czy wolicie jazdę asfaltem czy bardziej bezdrożami. My preferowaliśmy jazdę asfaltem, ale unikając wtedy kiedy się da, głównych dróg. Mieliśmy to szczęście, że o dziwo podczas wyjazdu ruch samochodowy był nieduży, może poza samym Helem, ale tam jest droga rowerowa.
Dzień pierwszy – Świnoujście – Łukęcin (51 km)
Dojeżdżamy do Świnoujścia po ok. 9 godzinach podróży pociągiem. Mijając kibiców Pogoni Szczecin zmierzających na derbowy mecz z Flotą Świnoujście ruszamy (na zegarkach siedemnasta). W lekkim deszczu robimy sobie zdjęcia przy tablicy „Świnoujście”, potem w Wolińskim Parku Narodowym czeka na nas kilka pierwszych dość stromych podjazdów i zjazdów – tak na rozgrzewkę. Zwłaszcza na śliskich zjazdach mamy możliwość oswojenia się z maksymalnie obładowanymi sakwami.
Jadąc cały czas wzdłuż wybrzeża mijamy Dziwnów i dojeżdżamy do miejscowości Łukęcin, gdzie rozbijamy się na bardzo sympatycznym kempingu. Niestety nazwy nie pamiętam, ale jest obok drogi, skręca się do niego na światłach w prawo. Był to w sumie najsympatyczniejszy nocleg – być może dlatego, że pierwszy i nie byliśmy jeszcze tak zmęczeni spaniem w namiocie. Rowery bezpiecznie stały przypięte pod dachem campingowej stołówki.
Na marginesie muszę dodać, że mieliśmy plan, by szukać możliwości rozbicia się gdzieś prywatnie u kogoś. Najbardziej zależało nam na schowaniu rowerów gdzieś w ustronnym miejscu. Jak się okazało już w Łukęcinie nikt nie jest chętny, by takich podróżników przyjąć – i trochę się im nie dziwię, bo przecież z toalety czy prysznica też chcą skorzystać, śmieci zostawią itd. A ceny noclegów pod dachem za bardzo nas nie interesowały ze względów ekonomicznych.
W każdym razie na następnych noclegach szukaliśmy już tylko campingów, zniechęceni doświadczeniami z pierwszego noclegu. Niewyluczone, że gdyby bardziej poszukać, ktoś by nas przenocował, ale uwierzcie – po całym dniu na rowerze – nikt z nas nie miał na to ochoty.
Dzień drugi – Łukęcin – Unieście/Łazy (110 km)
Przez Trzebiatów, Mrzeżyno, Kołobrzeg dojeżdżamy do Ustronia Morskiego.
Tędy prowadzi międzynarodowy szlak rowerowy R10 i mimo tego, że niektóre mapy tego nie pokazywały, jest przejazd z Ustronia do Gąsek – jest tam fajna droga przez las – cały czas oznakowana.
Później z Gąsek, przez Sarbinowo do Chłopów, dalej Mielenko, jak zawsze zatłoczone i zakorkowane Mielno, Unieście i camping. Camping znaleźliśmy wyjeżdżając dość sporo za Unieście – spaliśmy właściwie w połowie drogi między Unieściem a Łazami.
Rowery schowaliśmy u sympatycznych właścieli w kanciapie i spokojnie mogliśmy posiedzieć zarówno nad morzem jak i jeziorem Jamno.
Dzień trzeci – Łazy – Ustka (ok. 47 km)
Po śniadaniu w Łazach ruszyliśmy w dalszą drogę. Pojechaliśmy małym skrótem przez Rzepkowo, Iwięcino i dalej skrótem na Bielkowo (tak by choć na trochę ominąć, dość ruchliwą drogę asfaltową). Skrót prowadził głównie przez betonowe płyty – więc jeżeli tylko nie masz wąskich opon – śmiało polecam tamtą drogę. Dalej przez Dąbki, Darłowo i trasą na Ustkę.
Niestety 10 km przez Postominem Piotrkowi wypadł pedał z korby. Już wcześniej miał z nim problem – a teraz kompletnie wypadł. Szybka diagnoza: twarda stal w pedale (nowe PD-M520) i mięciutkie ramię korby. Gwint z korby nawinął się na pedał i puściło.
Podjeżdżamy na raty PKS-em do Słupska i po wymianie ramienia korby znów korzystając z PKS-u jedziemy do Ustki. W Ustce po dokładnym spojrzeniu na mapę okazuje się, że „oszukaliśmy” kilometraż tylko o ok. 25 km dzięki PKS-om.
W Ustce gości nas camping Słoneczny OSiR, gdzie całego przybytku pilnuje dwóch bardzo sympatycznych panów, których z tego miejsca pozdrawiam :)
W Ustce pozwoliliśmy sobie na małe odstępstwo od rygorystycznej, rowerowej diety i zjedliśmy pizzę. Nie było to złe posunięcie, bo dało nam sporo siły następnego dnia.
Dzień czwarty – Ustka – okolice Choczewa (ok. 80 km)
Z racji bardzo kiepskiej pogody wyruszamy dopiero o godzinie 14. Z Ustki najlepiej ruszyć na wioskę Przewłoka, potem Objazda, Gardna Mała, Witkowo i potem zjechać na trasę.
Niestety my zrobiliśmy inaczej, ponieważ chcieliśmy dojechać do wsi Zgierz i zrobić sobie tam kilka zdjęć (wszyscy jesteśmy z Łodzi i spod Zgierza). Niestety jadąc na Wierzchocino, Równo i Rówienko drogi (dróżki) zaczęły się robić coraz gorsze i jazda niestety przestała być przyjemna.
Do Zgierza koniec końców nie dojechaliśmy, bo szkoda nam było czasu i w Główczycach wyjechaliśmy na trasę. Korzystając z okazji pozdrawiam pewnego wesołego koleżkę, który w Główczycach starał się nam „umilić” czas, co na początku było zabawne, a potem męczące.
Myśleliśmy, że nocleg znajdziemy w miejscowości Wicko, nawet Google podaje, że jakieś noclegi tam są. Niestety są to noclegi tylko na zamówienie, jak dowiedzieliśmy się w sklepie spożywczym. Postanawiamy atakować tyle kilometrów ile tylko się da zanim zapadnie zmrok i szukać jakiegoś noclegu na dziko.
Dojeżdżamy w okolice Choczewa, gdzie w całkiem ustronnym miejscu (polanka tuż przy polu) rozbijamy namiot. Gdyby nie chmary komarów – byłoby naprawdę świetnie.
Dzień piąty – okolice Choczewa – Chałupy (ok. 90 km)
Ruszamy z samego rana, we wsi Żelazno dostajemy wrzątek od przesympatycznej dziewczyny w sklepie i polujemy na osy, których zlatuje się coraz więcej.
Dalej jedziemy na Żarnowiec, w Żarnowcu odbijamy w lewo na Dębki (kawałek przed Żarnowcem przy oczyszczalni ścieków jest całkiem niezła droga do Dębek). W Dębkach odwiedzamy wujka i jego kolegę odpoczywających na campingu i potem przez las przejeżdżamy do Karwii i Jastrzębiej Góry. Z Jastrzębiej jest rzut beretem do Władysławowa (szkoda, że droga jest wyłożona starą kostką). We Władysławowie łapie nas porządna burza, czekamy prawie godzinę zanim przestanie padać i przejeżdżamy ostatnie 8 kilometów do Chałup.
W Chałupach mieliśmy nocleg na campingu i bazę wypadową na Hel. Prowadzi tam przez większą część droga rowerowa i jedzie się bardzo przyjemnie. Z Chałup na sam Hel jest około 25 kilometrów i fajna, krajobrazowa trasa bez większych niespodzianek.
W Chałupach siedzieliśmy dwa dni i bezpośrednim pociągiem wróciliśmy do Łodzi.
Jeżeli ciekawią Cię inne moje rowerowe wyjazdy – zapraszam do lektury.
Witam! W tym roku w dniach 3-14.08 przejechałam razem z mężem trasę Świnoujście – Hel – Krynica Morska – Piaski – Krynica Morska, 750 km. Nasza trasa troszkę odbiegała od Twojej :). Obecnie przybyło wiele nowych ścieżek rowerowych, którymi się jedzie znakomicie. Trzymaliśmy się najbliżej morza jak tylko było to możliwe. Preferujemy ścieżki rowerowe, ale czasem wyższa konieczność kierowała nas niestety drogami samochodowymi – nie zaryzykowaliśmy jazdy z Kluk do Łeby szlakiem rowerom. Oczywiście musieliśmy ominąć jednostki wojskowe – to się nie zmieniło i pewnie nie zmieni :) Na przestrzeni 40 lat nasze polskie wybrzeże mocno się zmieniło. Warto jest podjąć takie wyzwanie by to dostrzec, przy okazji piękny sprawdzian sprawnościowy :) Pozdrawiam serdecznie :)
Ps. Też zamierzam przejechać się szlakiem Odra – Nysa w przyszłym roku
Muszę się kiedyś zebrać i znów przejechać tę trasę, bo faktycznie przez te ponad dziewięć lat sporo musiało się pozmieniać :)
A trasę Odra-Nysa bardzo polecam!
Też przejechałem tą trasę. Polecam
Zachęcam wszystkich do przyłączenia się do wyjazdu, poszukiwane jeszcze dwie osoby:) Chciałbym stworzyć czteroosobową grupę (na razie jestem ja i moja koleżanka oboje mamy 23 lata).
Wyjazd miałby charakter „rekreacyjny” jeśli można to tak nazwać. Bardziej zależy nam na samym przejechaniu wzdłuż wybrzeża i zobaczeniu ciekawych miejsc niż na pokonaniu tego dystansu w jak najkrótszym czasie.
Planowana trasa: Świnoujście–> Hel. Szczegółowa trasa do ustalenia. Tak samo jak wszystkie miejsca, które warto po drodze zobaczyć. ;]
Termin: Start: połowa lipca (wstępnie 14.07.2014), Powrót: do ustalenia.
Długość wyjazdu: 7, max. 9 dni.
Dzienny dystans: ok 50-80 km.
Nocleg: kemping/ kwatery/ schroniska
Trasa: R10/wybrzeże.
kontakt: tomek008_18@o2.pl lub czerwona.zielona92@gmail.com
Na pewno częściowo jechaliśmy R10, chociaż ja po prostu wziąłem papierową mapę i wyznaczyłem trasę.
Dzisiaj zapewne skorzystałbym z Google Maps i nieocenionego Street View.
Wybieram się w tym roku na bardzo podobną wyprawę, trasa Międzyzdroje-Gdańsk :) Czy korzystaliście z rowerowej trasy R10, czy raczej jeździliście 'własnymi ścieżkami’? Pozdrawiam serdecznie i podziwiam- 110 km drugiego dnia wymiata :D
Pozdrawiam ,ja też trochę kręcę się na rowerku.Narazie po Kotlinie Kłodzkiej.Życzę dużo wrażeń na nowych trasach.
Ciekawa relacja. Ja podczas jazdy używam programu na komórce o nazwie Endomondo. Aplikacja zapisuje w oparciu o sygnał GPS trasę oraz podaje kilka ciekawych informacji – prędkość średnią, maksymalną, spalone kalorie i najciekawsza informacja moim zdaniem – zapis wysokości na długości całej trasy. Nie mam pojęcia w jaki sposób program uzyskuje taką informację – czy również z sygnału GPS, czy jest to informacja zapisana w mapach. W każdym razie polecam, szczególnie jak się często jeździ nieznanymi trasami, do których chciałoby się kiedyś powrócić.
hej- po 15.lipca 2012 chcę się wybrać na taką wycieczkę – ktoś chętny>??? mój nr gg 3592422. pozdrawiam Radek
@Rafał – wystarczy trochę mobilizacji :) Nie jest to wymagający wyjazd – wystarczy tylko wcześniej się trochę rozjeździć :)
Fajna wycieczka. Ciągle myślę o przejechaniu całego polskiego pobrzeża, ciągle tylko na myśleniu się kończy…
@Agressiva – Ja zrobiłem, ale to był przegląd gwarancyjny. Jeżeli w rowerze nic się nie dzieje, taki przegląd można spokojnie zrobić samemu.
A jeżeli koniecznie chcesz oddać rower na przegląd – wybierz jakiś dobry, sprawdzony serwis, żeby się nie okazało, że zapłacisz za przetarcie go szmatką.
Dzięki za odpowiedź :)
A czy przed wyjazdem robiliście jakiś gruntowny przegląd maszyn w serwisie?
Ja na pewno pójdę do serwisu aby mi wszystko od a do z przejrzeli i upewnili się, że wszystko w rowerze gra.
@Agressiva – Na „szczęście” problem był w korbie. Z pedałem zupełnie nic się nie stało.
Witam serdecznie,
wielkie dzięki za prowadzenie tego bloga – jest bardzo przydatny i dostarcza wielku cennych informacji.
Ten wpis mnie szczególnie zaciekawił ponieważ za rok wraz ze znajomymi planujemy zrobić podobna trasę wzdłuż wybrzeża.
Zmartwiła mnie informacja na temat pedałów SPD M520, które btw zamierzam kupić – był to problem samych pedałów czy korby?
Pozdrawiam. Aga
Moje 3 grosze:
(Kołobrzeg-Hel w ramach weekendu majowego w tym roku)
Jeśli chcecie R10 w większości to polecam oponki PRZYNAJMNIEJ 1.6 – sporo piachu się trafia.
Jeśli nie przepadacie z pchaniem w błocie – odradzam wycieczkę przez Kluki (co za kretyn tam poprowadził szlak rowerowy to nie wiem). Same Kluki całkiem ładne, ale następne kilka km – koszmar (może wyschnie trochę do sierpnia). Szlak przyzwoicie oznakowany, nie gubiliśmy się za często – z map polecam laminowane z e-map.pl. Aż do ostatniej (Nadmorski Park Krajobrazowy) R10 jest na nich wytyczony.
My spaliśmy na kwaterach – teraz może być różnie ze znalezieniem spania na 1 noc, ale wróciłem z nad morza właśnie i wszyscy narzekali na brak turystów (cóż, z drugiej strony zawsze narzekają).
Całość trasy dość łatwa (tylko te Kluki…), nie trzeba być ze stali. Chociaż twardy zad zawsze się przydaje ;)
Ah, a jeśli najdzie was ochota na jazdę po plaży – polecam zabrać extra łańcuch, bacik i klucz do kasety, żeby to wszystko konkretnie umyć, bo po 10km napęd rzęzi aż przykro.
pzdr