W Polsce mamy klimat umiarkowany, który charakteryzuje się sporą zmiennością, o tym wszyscy bardzo dobrze wiemy. W styczniu potrafi być piętnaście stopni, za to w połowie kwietnia bywa, że temperatura spada do pięciu kresek, a w nocy nawet poniżej zera. Wyjeżdżając rowerem rano do pracy ubieramy się cieplej, a potem wracając grzejemy się w tym co mamy, bo słońce zaczęło przygrzewać. Cóż, taki mamy klimat i tego akurat nie zmienimy. Warto za to odpowiednio się przygotować, by jazda w każdych warunkach była przyjemnością i nic nas pod drodze nie zaskoczyło.
Podstawowa sprawa, wałkowana już nie raz – to ubieranie się na cebulkę. Lepiej założyć kilka cieńszych warstw, niż jedną grubą. Łatwiej później pozbyć się w razie czego jednej z nich. Rano, gdy jest chłodno – możesz założyć koszulkę, na to cieniutką bluzę i na wierzch jeszcze cienką kurtkę/polar. Gdy zrobi się cieplej – wystarczy zdjąć kurtkę, albo bluzę, by nadal jechać w komforcie cieplnym i ochronie przed wiatrem. Zdecydowanie przyda się albo plecak, albo sakwy/torba na bagażnik, aby schować niepotrzebne w danej chwili ubrania. Obwiązywanie się w pasie odzieżą albo wieszanie na szyi, nie jest ani trochę wygodne.
Dla mnie, obowiązkowym wyposażeniem przez cały sezon, ale wiosną i jesienią szczególnie – jest cienka kurtka przeciwdeszczowa. Zwinięta nie zajmuje wiele miejsca, waży tyle co nic, a zawsze uchroni nas trochę przed deszczem i jego zgubnymi skutkami. Można również pokusić się o zakup spodni przeciwdeszczowych, by jeszcze lepiej ochronić się przed wodą. Nie chodzi tylko o zamoknięcie, ale również przewianie. Od mokrych ubrań, mięśnie będą się bardzo szybko wychładzać. W ciepłe, letnie popołudnie, mały deszczyk jest nawet ożywczy. W chłodny, wiosenny dzień – nie do końca tak jest. Najlepsze moim zdaniem są dobre, dopasowane i ładnie uszyte ciuchy. Ale z deszczem, zwłaszcza na krótkie, miejskie dystanse można sobie poradzić płaszczem przeciwdeszczowym typu „krasnal”. Stawiają kosmiczny opór powietrza, wyglądają… jak wyglądają, ale swoje zadanie spełniają, a to najważniejsze.
Być może kolejna porada wyda się Wam banalna, ale przed wyjściem z domu, warto również sprawdzić prognozę pogody. Ja to robię oczywiście przez internet. Na przykład na stronie meteovista.pl wpisuję Lublin i sprawdzam, czego mogę się spodziewać po lubelskiej pogodzie, na najbliższe dni. Czekanie na pogodę w telewizji, uważam za kompletną stratę czasu.
Już nie raz było tak, że rano świeciło piękne słońce, ja się cieszyłem i wychodziłem bez przeciwdeszczówki, bo kto by się spodziewał. Niestety, w przeciągu dwóch godzin pogoda potrafi spłatać psikusa i odwrócić się o 180 stopni. Kiedyś się tak załatwiłem dość mocno. Pojechałem do kuzyna za miasto, było całkiem ciepło i wiosennie. Posiedzieliśmy trochę i gdy zapadał wieczór – zacząłem wracać do domu. Niestety, szybko pojawił się przymrozek i musiałem kilka razy stawać po drodze, ponieważ nie wziąłem rękawiczek z długimi palcami i bardzo marzły mi ręce, od pędu powietrza. Od tego czasu, gdy wiem, że jeszcze taka temperatura może się pojawić – w plecaku wożę czapkę i rękawiczki. Wolę sobie niczego nie odmrozić :)
W sumie, pamiętam jak kilka lat temu, na przełomie kwietnia i maja spadł śnieg – więc lepiej być przygotowanym na wszystko. Oczywiście wtedy śnieg momentalnie stopniał, ale można się było nieźle zdziwić. Na takie wypadki oczywiście ciężko się przygotować, ale z drugiej strony od wożenia czapki i rękawiczek w czeluściach sakw czy plecaka, jeszcze nikt nie zginął.
Ja ze swojej strony proponuje wziąć następujące rzeczy na każdą przejażdżkę:
Plecak a do niego włożyć:
– drugi bidon
– kurtkę z kapturem
– bluzkę/ koszulkę na zmianę
– telefon komórkowy z długo działającą baterią (na wypadek rozładowania się baterii w smartfonie/ telefonie)
– kompas
– sznurek (do oznaczenia drzewa obok które przejeżdżaliśmy w razie zagubienia się)
– kamizelka odblaskowa
Proponuje także gdy jesteśmy na obcym terenie tj: daleko od domu, wypatrywać opuszczonych budynków takich jak stodoła w celu schronienia się gdy nagle zacznie padać deszcz a wy jesteście nieprzygotowani na zmianę pogody.
Mnie pomogło schronienie się w starej opuszczonej stodole gdy nie byłem przygotowany na zmianę pogody a nagle zastała mnie burza i ulewy deszczu gdy byłem około 30km od domu.
Takie pytanie. Ktoś kojarzy spodnie przeciwdeszczowe, które można nałożyć na zwykłe (podczas ulewy, w nagłej sytuacji), ale muszą mieć dwie cechy:
– rozpinana nogawka w całości (od pasa, po sam dół), nie tylko sam dół
– nie powinna kosztować kilkuset złotych, bym się bał zostawić zwinięte spodnie, przyczepione na bagażniku.
Wiadomo: im więcej zamków, to szczelność spada, ale coś za coś.
Kiedyś wyczaiłem jakiś sklep w Holandii, ale wtedy nie szukałem czegoś takiego i zapomniałem który to był. A cena wynosiła zaledwie 10 euro (z lekką kurtką przeciwdeszczową). Z resztą taki zestaw byłby świetny na pieszych wycieczkach z softshellem, który spokojnie wystarcza na lekki deszcz.
I tak pół żartem, pół serio: po dzisiejszej jeździe w deszczu: zapasowe, suche gacie. Nie zauważyłem, że kurtka mi się podwinęła i elegancko woda spływała pod spodnie. ;-)
Oła, toście mieli pecha. A maju pogoda bywa bardzo niestabilna, potrafi śnieg padać po dniu względnie cieplutkim. Ja to na trasy >20km zawsze biorę polar, kurtkę, cieplejsze rękawiczki i getry. Jak się zapowida chłodny wiatr to nawet nauszniki, bo mam wrażliwe uszy na zimno. W sezonie ciepłym mam zawsze chustkę z daszkiem na głowie. Chroni przed wiatrem, nadmiarem słońca, małym deszczem i kurzem z drogi.
Mam pewne doświadczenia z tym tematem. Pewnego razu pojechaliśmy z narzeczoną do jej rodziny – ponad 45 km więc blisko.
Pogoda w majową sobotę piękna – ponad 30 stopni, lekki ale przyjemny wiatr i prawie 40 km lekko pod górę. Zapowiadało się cudnie, ale coś kazało mi do kilku normalnych rzeczy spakować bluzę rowerową.
Kiedy w niedzielę się obudziliśmy, wiedziałem że będzie to dzień którego nie zapomnę. W nocy burza i ulewny deszcz, nad ranem temperatura bliska 0 stopni, przed nami ponad 45 km drogi powrotnej a z zabezpieczeń tylko bluza i termobidon.
Do południa zrobiło się 7 stopni więc nie licząc na lepsze warunki, trzeba było giąć do domu… Średnia temperatura na trasie nie przekroczyła 8 stopni a gorąca herbata którą przed wyjazdem wlaliśmy w bidon przydała się już po 20 km. I chyba tylko ona dała jeszcze trochę nadziei i mocy na deptanie w korby… W rezultacie z powrotem dojechaliśmy ponad 25 minut szybciej :)
No właśnie. Komu się chce, jeśli tego praktycznie brak w głównym widoku? Przyglądam się to ja czemu innemu. A to się u mnie sprawdzało. No dobra, trzeba było te pół minuty poświęcić, żeby łyknąć, co to konwekcja…
E, wróć, jest konwekcyjny. Tylko trzeba się przyjrzeć. Przerywana czerwona linia na dole. To znaczy na pewno widać konwekcyjne na prognozie krótkiej, na długiej mi się nie chce sprawdzać ;)
Przewidywalność konwekcyjnych i tak była w sumie żadna, nawet nie zwróciłam uwagi, że ich już nie widać. Za to problemem są burze, tu trzeba szukać w innych miejscach. Niezły jest radar pogodynki. http://www.pogodynka.pl/radary ale jest też parę innych:
http://burze.dzis.net/?page=mapa&animacja=on
http://www.weatheronline.pl/weather/lightning/pl/euro/PL/201206161515/LOOP.htm
https://antistorm.eu/
No i serwis europejski, z zachmurzeniem, satelitą i innymi takimi.
http://sat24.com/
Kiedyś była jeszcze jedna mapa burz, ale mi znikła. Tzn. pewnie zmienił się link. Jeśli ktoś zna lepsze burzowe, to chętnie dorzucę do swojej biblioteczki :)
Cześć, możesz dorzucić jeszcze https://gdziejestburza.info
Meteo.pl wymiata i warto polecić ten serwis, nawet po raz kolejny tutaj. Skuteczność nie jest stuprocentowa, ale i tak chyba nigdzie lepiej nie jest. Szkoda, że od jakiegoś czasu serwis ten zrezygnował z wyróżniania opadów konwekcyjnych, co dla rowerzystów jest o tyle istotne, że są to przelotne, często bardzo przelotne prysznice, a nie jakieś długie ulewy. Szkoda także, że przynajmniej mnie znane aplikacje mobilne wykorzystujące dane z tego serwisu ignorują parametry wiatru, jak wiadomo, dla rowerzysty niekiedy nawet ważniejszego niż deszcz. Ale to chyba jedyne niedomagania, w sumie drobne przecież.
Dopiszę sobie to do listy tematów, niestety jest tyle różnych modeli i typów amortyzatorów, że można by na ten temat napisać książkę :) I w sumie książka z tym tematem jest, czyli „Zinn i sztuka serwisowania roweru górskiego”. Będzie najnowsze wydanie niebawem w księgarniach.
Ja będę myślał o opisaniu tego tematu, ale niestety w tej materii nie poruszam się zbyt płynnie :)
Panie Łukaszu, wiem, że nie posiada Pan w swoim Cube’ie amortyzatora, ale można mimo to liczyć na jakiś poradnik serwisowania takowych?
Na forach jest pełno sprzecznych informacji i wolałbym poczytać o tym na tej stronie :)
Dygresja
@PRZEMM: „Bardziej martwię się o aparat w torbie na kierownicy niż o swoje kości ;)”
Rozwiązanie tanie, skuteczne i niekoniecznie estetyczne: polecam woreczek foliowy na aparat + włożyć do niego pochłaniacz wilgoci (taki jak często dostaje się z butami, torbą itp.). I tak dla każdego obiektywu czy elektroniki. Kolejny pochłaniacz (lub więcej) luzem do torby. Nie sprawdzałem na rowerze, ale w pieszych wycieczkach jest to lepsze niż jakiekolwiek pokrowce na plecak i torby (ale je też używam, głównie jako ochrona przed błotem itp.). Raz na miesiąc, lub po ulewie wysuszyć pochłaniacze.
BTW jeśli to lustrzanka lub aparat z wymiennym obiektywem, to torba na kierownicy nie jest dobra: szybko pojawiają się luzy. Lepiej mały plecaczek, względnie torba na ramię.
Koniec dygresji.
Przypomniała mi się jeszcze inna zaleta poncza: chroni dłonie przed zmoknięciem — nie ma nic przyjemnego w jechaniu w mokrych rękawiczkach. ICM mnie wiele razy ostrzegł na pieszych wycieczkach. Suchy tyłek przy 5*C fajna sprawa.
Hej,
Macie rację o ICMie.
Od lat najlepszy ;)
Co do Bufa – jest wersja wełniana. Cieńka jak syntetyk a zimą poprostu – najlepsza. Właściwie to nawet dziś zabrałem szarą wełnianą wersję. Siła przyzwyczajenia.
Na co dzień jeżdżę z sakwą, więc zabranie windstoppera, czapki i rękawiczek nie jest problemem. Bardziej martwię się o aparat w torbie na kierownicy niż o swoje kości ;)
Nu, dzisiejszą zlewę w okolicach Żyrardowa ICM przewidział niemal co do minuty. A szkoda, mógł się pomylić o pół godziny, to bym może sucha do domu wróciła. Było tak ciepło, że nawet kurtki mi się nie chciało zakładać. Zgrzałabym się niepotrzebnie. ;)
Również ICM polecam.w google play prosta i szybka apka jest. co do transportu to gdy sie spodziewam, ze pozniej wroce to bluze i spodnie dl wiaze wokol ramy na sterach i przy dobrym zwinieciu problemu ze sterownoscia ani wkrecaniem nie ma
meteo.pl – ICM – zgadza się. Najbardziej trafna prognoza pogody. Korzystam za każdym razem przy planowaniu podróży.
Tfu, nie Ty, autor :)
Tak, ale napisałeś meteovista.pl a nie meteo.pl :)
Lavinka, ale przecież meteo.pl to ICM :) Bez sprawdzenia nie wyjeżdżam w trasę ;)
Jaka tam meteo coś tam coś tam, nie ma nic lepszego dla rowerzysty od ICMu. Jest tam nie tylko poziom chmur, temperatura itd. ale najważniejsze – godzinny rozkład wiatru wraz z jego kierunkiem oraz skoki opadów. To dokładna cyfrowa prognoza (lepiej korzystać z wariantu na krótszy okres czasu). Skuteczność 99%. Przy planowaniu dłuższych tras genialna.
Co do ochrony przed deszczem są dwie szkoły. Ty piszesz o pierwszej, czyli jak najmniej zmoknąć. Jest jeszcze druga – jak najmniej zmoczyć ubranie a jak najwięcej ciało. Jest to szkoła chowania większości ubrań do sakw, moknięcie, a po deszczu szybkie przebranie w suche ciuchy.
Bardzo polecam drugą metodę na ulewne lipcowe nawałnice, gdzie kurtka przeciwdeszczowa przemięka i w efekcie jedziemy w mokrych ciuchach pół dnia. Co prawda szybko schniemy, bo na wietrze ciuchy szybciej schną (takoż od temperatury naszego ciała), ale pod wieczór może być nieprzyjemnie.
Co do błotników, zdania też są podzielone. Przy błotnistej okolicy bardziej przeszkadzają niż pomagają. Człowiek i tak jest cały mokry, a tu jeszcze koła od błota się blokują. Już lepiej mieć worek na śmieci zatknięty na bagażniku, woda na plecy nie leci, a koła wolne. Gorzej z przednim kołem, ciągle jestem na etapie wymyślania czegoś innego niż błotnik. Sama jeżdżę bez i dramatu nie ma, a zaschnięte błoto łatwo odrywa się od nóg.
Polecam też stuptuty, bardzo ładnie chronią nogi od błota i wody, a szybko się je ściąga po wycieczce i suszy.
Buty lepiej mieć wodoodporne, z grubej skóry. Ludzie się czasem dziwią, dlaczego jeżdżę w butach turystycznych do chodzenia, z usztywnioną kostką. A one mnie chronią podczas przebijania się przez bagna. Opcja letnia – turystyczne sandały na rzemyki. Noga szybko schnie, sandał takoż momentalnie. I ochraniacz na but niepotrzebny. Pod wieczór pod sandał zakłada się ciepłą skarpetę (o ile nie ma mokrej trawy) i jest ok.
Pelerynkę rowerową testuję i na wolną jazdę i zwykły deszcz jest genialna, gorzej z wietrzną pogodą i szybką jazdą z górki na przykład. Podwiewa tył i trzeba na niej siadać, żeby nie mieć mokrych pleców. Już lepszy zwykły zabudowany płaszcz.
Z parasolem też jeździłam, ale tak można tylko na holenderce i przy bezwietrznej pogodzie. :)
Testuj, testuj, testuj …. – co innego akceptacja wilgoci i zimna przez 20-30 minut, a co innego kilkugodzinny przejazd w ulewie.
Rano zawsze patrzę za okno – przede wszystkim czy jest wiatr. Oprócz tego sprawdzam prognozę pogody (www.pogodynka.pl). Od tego uzależniam czy biorę trekking (błotniki, światła), czy szosówkę i ryzykuję powrót z plecami jak u borsuka.
Cienkie polarowe rękawiczki pod te rowerowe mam zawsze, czapeczkę również.
Wiatrówka odblaskowa ochroni także przed lekkim deszczykiem, a ochraniacze butów z neoprenu na 40 minutowy przejazd w deszczu wystarczą. Mam to zawsze przy sobie w małym plecaku dla biegaczy.
Jak kroi się coś dłuższego to cieplejsza kurtka przeciwdeszczowa, a na spodnie nie zwracam uwagi – bo dopóki się nie zatrzymam i mokre nie wystygną, to nie czuję wilgoci ;-))
Mój pierwszy wpis na Pańskim blogu, więc witam :).
Do sprawdzania prognozy pogody polecam niezawodny serwis: meteo.pl i model UM (60h). Ciężko o dokładniejsze dane.
Pozdrawiam
Moja kurtka wodoodporna wraz z woreczkiem kompresyjnym waży 180g. Po spakowaniu zajmuje tyle miejsca co puszka 0,33L. Noszę ją ze sobą zawsze i wszędzie. Gdy wiem, że mogę się spodziewać konkretnej ulewy, zabieram spodnie wodoodporne. Próbowałem też wozić ochraniacze na buty, jednak na krótkie dystanse jest to idiotyczny pomysł. Gdy wracam, zdejmuję mokre spodnie i buty i wieszam je na kaloryferze, a sam idę zrobić sobie gorącej herbaty.
Gdy wychodzę na cały dzień na rower (np. od 10:00 do 22:00) zabieram zawsze nogawki i rękawki oraz bluzę/softshell oraz przeciwdeszczówkę. Łącznie nogawki + rękawki ważą mniej niż koszulka, a dają wymierne korzyści. Z dzisiejszej perspektywy mogę wszystkim dookoła polecić bluzę z windstopperem na torsie i przedniej części rąk. Nieprzepuszczalność zimnego wiatru podnosi realne odczuwanie temperatury o dobre 4 do 6 stopni.
Nie wyznaję zasady, że muszę być przygotowanym na wszystko, ale staram się w miarę możliwości przewidzieć jaka pogoda będzie dziś panowała. Nie raz zmokłem jak kura, nie raz zmarzłem na kość, nie raz zdarzyło mi się wrócić przewianym. Nie raz mi się to wszystko zdarzy. Choć ostatnio coraz rzadziej czego i wam życzę ;)
Jak ciepło mi w głowę/twarz i dłonie to ciepło mi wszędzie ;) Dlatego w kieszeni albo podsiodłówce mam zawsze dodatkowego buffa, pod rękawiczki bez palców zakładam cienkie długie rękawiczki. Zdejmuję-zakładam wedle uznania.
Jedną rzecz zawsze wożę, choćby za oknem było +35*C; to ochraniacze przeciwdeszczowe na buty. Ubranie stosunkowo szybko schnie, zawsze mam zapasowe spodnie i koszulę w pracy, ale z butami jest dużo gorzej — potrafią schnąc nawet kilka dni.
Drugą rzecz, niemal zawsze: ponczo, które da się założyć na dowolne ubranie (nawet płaszcz zimowy) i chroni dodatkowo uda. Kiedyś miałem zestaw kurtka + spodnie przeciwdeszczowe, wygodniejsze od poncza, szczególnie przy wietrznej pogodzie. Ponczo jednak ma dwie zalety: nie jest tak łatwo się ugotować w nim (przy 1h jeździe) i jest lżejsze od kompletu spodnie-kurtka. Wada: cena — ja używam taniego za kilkanaście złotych, dedykowane na rower to często 200PLN (Brooks to nawet 500). Dedykowane są bardziej odporne na wiatr (zaczepy, inny krój) i mają kaptur, który nie ogranicza widoczności.
Z innych wad: uroda, wygląda się w nim jak małe działo samobieżne, ale w ulewie i tak nikt na to nie patrzy.
W mieście komplet: ponczo + ochraniacze na buty rozwiązuje problem niespodziewanych ulew i ryzyka przypadkowego ochlapania przez jadące obok samochody.
A co do roweru na co dzień: musi być odporny na każde warunki pogodowe + dobre światła oraz opony.