ŠKODA MTB MARATON – moje pierwsze zawody MTB

To już coroczna tradycja, że w okolicach wakacji, ŠKODA zaprasza mnie do wystartowania w rowerowej imprezie dla amatorów. Poprzednie trzy razy był to Bike Challenge w Poznaniu, ale w tym roku nie będzie organizowane (zastępuje je Grand Fondo World Championship), tak więc przejechałem się na Słowację, by wziąć udział w maratonie ŠKODA Horal MTB.

Ładna zmiana, prawda? Z asfaltu na typowo górską trasę. Ale tak jak swoich sił próbowałem na ultramaratonach, tak i w tym przypadku chciałem zobaczyć z czym się to je. I nie żałuję, a ten start będę bardzo miło wspominał.

Pierwszy start w maratonie MTB

Pierwszy dzień to aklimatyzacja pod Tatrami. Odebrałem pakiet startowy, przeszliśmy się po dopiero powstającym miasteczku zawodów, cyknąłem fotkę na podium :)

Tradycją był także przedstartowy burger, na podbudowanie morale, ale nie mieliśmy już z Moniką siły szukać niczego w Popradzie, gdzie nocowaliśmy, więc skończyło się na kawałku ciasta w Hotelu 63, który mogę polecić, gdybyście byli w tamtych okolicach. Chciałem nocować w Svicie, gdzie odbywała się impreza, ale… wszystkie miejsca noclegowe zostały tam już wcześniej wykupione :) Ale z Popradu jest tam rzut beretem.

W sobotę, pewien czas przed startem, wybrałem się na kilkukilometrową, rozgrzewkową przejażdżkę. Warto to zrobić, tak aby po starcie organizm przeżył mniejszy szok :) Tym bardziej, że na górskiej trasie wygląda to trochę inaczej niż na płaskich odcinkach.

Dla rozluźnienia przeszedłem się także po miasteczku zawodów. Tu na startujących czekały przeróżne stoiska, na których można było kupić rowerową odzież, części, akcesoria, odżywki, czy… skorzystać z pompki :) Gdyby komuś wypadła niespodziewana awaria przed startem, śmiało można było dostać wiele części zamiennych do roweru.

Były też atrakcje dla najmłodszych i miejsca, aby spokojnie usiąść, coś zjeść i wypić. Fajnie, że organizator pomyślał także o porządnym zapleczu sanitarnym.

Na maratonie ŠKODA Horal MTB do wyboru było kilka tras:

Krejzi: 134 km, przewyższenie 4500 m. Najwyższy punkt trasy: Kráľova Hoľa (1948 m n.p.m.)
Lejzi: 78 km, przewyższenie 2500 m
Senzi: 43 km, przewyższenie 1350 m
Ízi: 28 km, przewyższenie 835 m
Dejzi: 17 km przewyższenie 350 m

Ten ostatni dystans przeznaczono dla dorosłych opiekunów z dziećmi do 14. roku życia.

Pierwotnie miałem startować na trasie Senzi, jednak tydzień wcześniej pojechaliśmy do Bielska na Enduro Trails. Można tam skorzystać z kolejki linowej, ale także o własnych siłach podjechać np. pod Kozią Górę. Pokonując ten podjazd pierwszy raz, już wiedziałem, że będę musiał się przepisać na trasę Izi :) Choć podjeżdżało mi się przyzwoicie, to jednak jest to element nad którym muszę jeszcze popracować i na dłuższe trasy przyjdzie jeszcze czas.

Nadszedł moment startu. Jako jeden z nielicznych odmeldowałem się na starcie z bukłakiem na plecach. Powoli robiło się gorąco, a ja bez picia po prostu nie potrafię jeździć (a wypić potrafię dużo). To była dobra decyzja, na całej trasie wypiłem dwa bidony 0,7l (uzupełniałem go na punkcie żywieniowym na trasie) + prawie 1,5l z bukłaka. Lepiej wypić te pół litra za dużo, niż miałoby zabraknąć.

Co miałem jeszcze w plecaku? Zestaw podręcznych kluczy, dwa żele energetyczne, dwa batony (z których zjadłem tylko jednego), telefon, małą apteczkę, rękawiczki jednorazowe (mega przydatne, gdyby chociażby spadł łańcuch), łyżki do opon. Do tego pod koszyczkiem na bidon przymocowałem pompkę na CO2. Dlaczego nie zabrałem dętki? Giant Trance na którym jechałem, ma opony bezdętkowe – nie przewidywałem takich awarii jak poważne rozcięcie opony, gdzie dętka faktycznie może się przydać. Ale małe dziurki zalepia znajdujące się w oponie mleczko. Pompkę i łyżki miałem (może zupełnie niepotrzebnie) dla świętego spokoju, gdyby opona zsunęła mi się z obręczy. Na dłuższą trasę na pewno zabrałbym ze sobą dętkę.

Na starcie na tym dystansie stanęły 162. osoby (największa frekwencja była na oczko dłuższej trasie – ponad 300. uczestników). Przekrój wiekowy był bardzo duży, od piętnastolatków, po pana, który miał 72 lata (i do tego wyprzedził mnie o minutę!).

Ruszyliśmy! Na początku spokojnie, aby ustawić się we względnym szyku, nie wpaść na nikogo i przejechać przez obrzeża miasteczka. Po naprawdę krótkiej chwili – pierwszy podjazd. Nogi zaczęły mnie palić jak rozżarzone węgielki. SPOKOJNIE, jedziesz za mocno! Zrzuciłem na lżejszy bieg i zacząłem szybciej pedałować, czyli tak jak zwykle. Nie ma co się spinać, do podjechania jest kilka dłuższych podjazdów, nie ma sensu spalić się na pierwszym. I tak tego nie wygram ;)

Zaczęło wyprzedzać mnie sporo osób, choć i tak startowałem prawie z samego końca. Trochę mnie to zmartwiło, ale jechałem swoje. Jak się na końcu okazało, spora część z nich popełniła błąd początkującego (którego ja uniknąłem) i ruszyli za ostro. Na początku działa adrenalina i jedziemy na ambicjach, ale jeżeli w połowie trasy przemęczymy mięśnie, to będzie koniec i pozostanie spokojne turlanie się do mety.

Co jakiś czas spomiędzy drzew przebija się widok na Wysokie Tatry. To dodaje siły i cieszy, że tam nie będzie się jechać :) Na coraz bardziej stromych podjazdach wiele osób zsiada z roweru i prowadzi go, co nie jest złym rozwiązaniem – niejednokrotnie idzie się łatwiej, niż jedzie na najlżejszym przełożeniu.

Na zdjęciu powyżej wygląda to tak, jakbym prowadził rower po płaskiej, leśnej ścieżce. Absolutnie tak nie było! Fotografowie stali w zasadzie chyba tylko na podjazdach :)

Rower ścieżkowy na maraton XC

Tu pojawia się pytanie – czy rower ścieżkowy (trail) nadaje się do startu w maratonie MTB? W końcu skok zawieszenia 150 mm z przodu i 140 mm z tyłu, które ma mój Giant Trance to sporo jak na tego typu imprezę. Powiem tak – w mojej sytuacji nie zamieniłbym go na żaden inny! Już tłumaczę dlaczego – pod górę, okej, na rowerze dedykowanym do maratonów być może pojechałbym trochę szybciej. Być może później zmuszony byłbym z niego zsiadać. Niemniej, jeżeli nie ma się wyrobionej nogi, to nawet najlżejszy przecinak nie pomoże.

Ale czym innym były zjazdy. Tutaj ścieżkowiec czuje się jak ryba w wodzie! Oczywiście nie można puścić hamulców i zjeżdżać na łeb, na szyję. Ale to właśnie na bardziej wymagających zjazdach wyprzedziłem wiele zawodniczek i zawodników, którzy zapewne mieli technikę tak samo (słabą) jak ja, ale to mój rower przysłaniał te braki :) Reasumując – na fullu z większym skokiem to co straci się na podjeździe, często zyska się dwukrotnie na zjeździe :)

I upragniona meta :) Ostatecznie zająłem 77. miejsce na 100. w swojej kategorii (mężczyźni powyżej 19 roku życia). Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tak dobrego rezultatu, biorąc pod uwagę, że pierwszy raz w życiu brałem udział w maratonie MTB, a moje doświadczenie z jazdą po górach wiąże się bardziej z wycieczkami. Tak więc wyszło super!

Na mecie regeneracja w cieniu pod drzewem, potem wizyta na przydziałowym jedzonku (osób do wydawania posiłków mogłoby być trochę więcej), małe odświeżenie i… jazda w drogę powrotną do domu. Każdemu chcącemu sprawdzić się, poczuć trochę adrenaliny i po prostu dobrze się bawić, polecam udział w takim właśnie amatorskim maratonie MTB. Organizowane są w całym kraju, a także za granicą, więc jeżeli ktoś ma blisko na Słowację, ŠKODA Horal MTB to bardzo fajna impreza (w tym roku oprócz mnie, startowało jeszcze kilka osób z Polski :)

Skomentuj BIKE+PLUS Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

10 komentarzy

  • Kiedyś na Maraton Bike Atelier MTB pojechałem na stalowym góralu sprzed lat ale to był dobry rower a nie marketowiec, nie myślcie sobie był na rurkach Reynoldsa. Przy sztywnym widelcu trochę telepało na zjazdach ale nie przyjechałem ostatni. Łukasz dobrze prawi, grunt to moc w nogach a rower byleby był sprawny i bezpieczny na danej trasie.

  • Co to za spodnie z fotki z podium? Da się w tym rowerować po miescie w umiarkowanych dystansach? (plus solidnie kieszenie, wytrzymały na tyłku itp)

    • To spodenki Berghaus Vapour Baggy Short. Da się w nich jeździć na rowerze, choć w bardziej pochylonej pozycji nie są już takie super wygodne, ale na trekkingu/góralu – dają radę.
      Nie jeżdżę w nich za często, za to noszę je dość intensywnie i pod kątem wytrzymałości nie mam zastrzeżeń. Może nie są mega pancerne, ale dają radę. Kieszeni jest dosyć (bardzo przydatna pozioma kieszonka na nodze), ale to nie są spodenki transportowe :)

  • gratulacje, kilka lat temu też wystartowałem jak nowicjusz w jednym z wyścigów Maratonów Kresowych i też nie bardzo wiedziałem czego można się spodziewać. W minioną niedzielę był kolejny z tego cyklu maraton w Janowie (gmina chełm) wiele podjazdów niezle dało w kość a nie zabrakło szybkich zjazdów. Może się skusisz i odwiedzisz moje miasto Chełm z wieloma atrakcjami jak jedyne w Europie podziemia kredowe pod chełmską starówką liczące jak podają badania blisko 40 km korytarzy (oczywiście trasa udostępniona dla turystów nie jest taka długa ;) ) Nie brakuje również ścieżek rowerowych m.in przez Chełm przebiega Green Velo :)

  • Ten bukłak to w takich wyścigach bardzo dobry pomysł. Podczas jazdy nie tracisz czasu na sięganie po bidon i korzystanie z niego. Druga sprawa to fakt że unikasz kierowania jedną ręką bo druga trzyma wtedy bidon. A jak zasuwasz 20-30km/h w lesie czy po żwirze to ze względów bezpieczeństwa ma to spore znaczenie.

    • Szczerze mówiąc, wolę bidon :) Przy piciu z bukłaka potrafi bardzo szybko „zatkać”, zwłaszcza gdy pijemy podczas jazdy przy dużym wysiłku. A przynajmniej ja tak mam.

      Dlatego podczas maratonu, gdy cisnąłem pod górę i musiałem się napić, sięgałem po bidon. Z bukłaka piłem na mniej intensywnych odcinkach. Niemniej cieszę się, że go wziąłem.

  • Gratuluję !!! Bardzo ambitny dystans pod kątem wyników… Zwykle na dystansach ok. 30 km jest sporo sprinterów więc tym trudniej o dobry wynik. Ten rower sporo waży i z pewnością dało się to odczuć. Oczywiście przyjemność z jazdy musiała być olbrzymia w porównując do roweru XC. Pozdrawiam :)

    • Wagę czuć, niemniej trzeba mieć naprawdę mocną nogę, żeby atut niższej wagi wykorzystać. W moim skromnym przypadku, nawet jeżeli przyjechałbym na metę kilka minut szybciej, to i tak niewiele by to zmieniło :) A równie dobrze mógłbym przyjechać później, bo straciłbym na zjazdach.