Rychleby i Kouty – czyli MTB po czeskiej stronie

W ciepły, październikowy weekend wybraliśmy się z Moniką do Czech, aby w ekspresowym tempie obczaić dwie kultowe, rowerowe miejscówki – Rychleby i Kouty. Oddalone są od siebie o ok. 45 km, więc nie było problemu z przetestowaniem obu miejsc i podjęciem decyzji, gdzie na pewno wrócimy w tym roku :)

Rychlebskie Ścieżki

Rychlebskie Ścieżki

Na pierwszy ogień poszły Rychlebskie Ścieżki, potocznie nazywane Rychlebami. To bardzo popularna miejscówka, także wśród Polaków – nasz język było słychać na każdym kroku. Można wystartować z Centrum Ścieżek, gdzie jest parking i knajpa (a także sklepik z częściami/akcesoriami rowerowymi, czy punkt z narzędziami).

Rychlebskie Ścieżki

Rychlebskie Ścieżki

Przed ruszeniem na trasy, koniecznie kupcie opaskę w sklepiku. Dzięki temu wesprzecie tych, którzy te ścieżki budują i remontują.

W Rychlebach znajdziecie dwie główne pętle – północną i południową. Północna jest przez większość czasu bardzo relaksacyjna, dość płaska i prosta do przejechania. Spokojnie można się na nią wybrać z całą rodziną. Jedzie się w ładnych okolicznościach przyrody, po utwardzonej nawierzchni.

Ale clou programu to południowa pętla (tu znajdziecie mapę), która zaczyna się dość stromym podjazdem Doktora Wiessnera. Gdybym nie był lekko przeziębiony, podjeżdżałbym tam jak kozica ;) Widoki są bardzo fajne, a sam podjazd potrafi wymęczyć, ale nie zamęczyć.

Na wjeździe znajduje się informacja o zakazie jazdy po zmroku, a także o tym, że rowery elektryczne nie są mile widziane u osób poniżej 55. roku życia.

Po dojechaniu na górę, mamy kilka możliwości aby zjechać na dół (bądź zostajemy na górze, katując kilka wariantów). My zjechaliśmy trasą Superflow, czyli singletrackiem, gdzie nacisk kładziony jest na płynność jazdy. Jest bardzo przyjemnie, nie powiem, choć czytając w internecie zachwyty nad tą trasą, miałem chyba zbyt wygórowane oczekiwania. Jest sympatycznie, ale szczerze powiedziawszy, bardziej podoba mi się Rock’N’Rolla i Twister w Bielsku-Białej.

Trasę Superflow da się przejechać w zasadzie każdym rowerem, także gravelem. Widziałem spore grupki trenujących cross-country na góralach z przednim amortyzatorem.

A tak wygląda przejazd trasą Superflow (nagranie nie moje):

 

Niestety brakło nam czasu na zaliczenie innych, trudniejszych ścieżek, bardziej w stylu enduro, które oferują Rychleby. O Velrybie, Walesie czy Hupcuku przeczytacie u Michała z 1Enduro.

Kouty

Kouty nad Desnou

Drugi dzień spędziliśmy w bikeparku w Koutach nad Desnou. I jak Rychleby to był spory podjazd, a potem fajny zjazd, tak tutaj podjazdów nie robiliśmy praktycznie wcale – była tylko jazda w dół!

Zapewne na górę da się wjechać o własnych siłach, ale nawet nie sprawdzałem jak to zrobić :) Na szczyt prowadzi wygodny wyciąg, podajemy nasz rower pracownikowi, a ten montuje rower na ławeczce. Wyciąg ma przystępną cenę: 6 wjazdów na górę to koszt 490 CZK (84 zł), 12 wjazdów (135 zł), karnet 1-dniowy 500 CZK (85 zł), 2-dniowy 860 CZK (145 zł), 3-dniowy 1200 CZK (205 zł).

My wybraliśmy jednodniowy ponieważ kosztuje praktycznie tyle samo co na sześć wjazdów, a nie wiedzieliśmy ile razy uda się nam zjechać. Jak się okazało – wyszło siedem zjazdów :)

Zjechać na dół można korzystając z czterech różnych tras (gdy tam byliśmy, niektóre fragmenty były zamknięte na czas remontu). Niestety miałem wrażenie, że trasy są oznakowane w dość swobodny sposób, tzn. trzeba mieć oczy dookoła głowy, aby w niektórych miejscach pojechać tam gdzie trzeba. Niemniej nawet jeżeli trochę się zgubicie, to nie wyjdzie wam to na złe, bo i tak cały czas jedzie się w dół :)

A tak wygląda przejazd trasami w Koutach (nagranie nie moje):

 

Niestety w październiku trasy były dość mocno porozjeżdżane i w kilku miejscach jazda była już niebezpieczna. Ale myślę, że na wiosnę wszystko będzie już jak trzeba. My najwięcej razy zjechaliśmy „najłatwiejszą”, niebieską trasą Uhlirska Stopa (resztę tras znajdziecie na mapie). Najłatwiejszą wziąłem w cudzysłów, żebyście nie pomyśleli, że Kouty to miejscówka dla absolutnie każdego. Choć czytałem gdzieś, że ten bikepark to świetne miejsce, aby wybrać się tam rowerem trekkingowym (?!), to jednak nie polecam fundowania sobie takich atrakcji :) Oczywiście może i trekkingiem da się przejechać, ale nie wiem czy byłaby z tego przyjemność.

Kouty to generalnie miejsce dedykowane rowerom z pełnym zawieszeniem i zdecydowana większość osób, które tam spotkaliśmy, jeździła właśnie na takich rowerach. Niebieską trasę spokojnie przejedzie się na góralu wyposażonym jedynie w przedni amortyzator, gravelem na szerokich oponach też można próbować, choć ja osobiście już bym w tym nie widział takiej przyjemności. Trasy czerwone czy czarną raczej polecałbym posiadaczom fulli lub sztywniaków z amortyzatorem o skoku większym niż 100 mm (i geometrią dedykowaną do takich zabaw). Nie twierdzę, że się nie da na góralu do XC, zapewne znajdą się osoby, które na takich rowerach się tam świetnie odnajdą, niemniej jednak dużo przyjemniej i bezpieczniej zjeżdża się rowerem z pełnym zawieszeniem.

Raz pojechaliśmy czerwoną Starą Niedźwiedzicą i sama trasa jest super, ale niestety (a dla wielu osób stety) pod koniec łączy się z czarną, downhillową ścieżką. A to już było trochę za dużo jak na moje czy Moniki umiejętności :)

Raz zjeżdżaliśmy także czerwoną Hrebenovką – bardzo fajną, ale tak rozjeżdżoną, że fragmentami nie było to ani przyjemne, ani bezpieczne. Mam nadzieję, że ją odnowią, bo dawała dużo frajdy z jazdy.

Kouty bikepark

Na czerwonej ścieżce (a może już czarnej) utrwaliłem sobie, żeby nie zapierdzielać trasą, którą się wcześniej nie jeździło. Nie ma tu takich fajnych tabliczek ostrzegawczych jak na Enduro Trails w Bielsku, tak więc nie wiedziałem o duuuużym dropie, który nagle się przede mną pojawił. Był spokojnie do zeskoczenia, ale spanikowałem i odruchowo zacząłem hamować, w wyniku czego spadłem z dropa i przykryłem się rowerem. Jadąca za mną Monika powiedziała, że w pewnym momencie po prostu zniknąłem :)

Z racji tego, że nasze poranne wstawanie trochę się przeciągnęło (+ dojazd z noclegu zajął chwilę), zaczęliśmy jeździć od 11:00 (wyciąg jest czynny od 9:00 do 17:00). Dlatego chcieliśmy „nadrobić stracony czas” i wycisnąć z wyjazdu jak najwięcej – zjeżdżając ile razy na ile pozwolą nam siły. Oczywiście robiliśmy przerwy, niemniej na końcu okazało się, że siedem zjazdów to wcale nie jest tak mało. Przez kilka kolejnych dni bolały mnie ręce :D

Na koniec aktywnego dnia tradycyjny dla naszych wyjazdów do Czech – smażony ser :)

Podsumowanie

To był mega aktywny, rowerowy weekend po czeskiej stronie. I w sumie dwa zupełnie różne dni. Ten w Rychlebach – spokojniejszy i bardziej wymagający kondycyjnie dla nóg. Ten w Koutach – z dużo większą dawką adrenaliny i bardziej wymagający dla ramion oraz nadgarstków. Jeżeli nie wiesz co bardziej Cię kręci – wybierz się w oba miejsca, bo zdecydowanie warto.

Ja jednak mam swojego osobistego faworyta i są nim Kouty :)

Skomentuj Udane Wycieczki Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

15 komentarzy

  • Objeździłam Rychleby już wiele razy ale nie wiedziałam, że tak blisko jest bikepark! Czy w Kouty można wybrać się góralem tylko z przednim amortyzatorem (Reba)?

    • Hej, dopisałem o tym akapit w tekście. Wszystko zależy od umiejętności i skoku amortyzatora. Niebieską trasę spokojnie się przejedzie, myślę, że nawet gravelem na szerokich oponach mogłoby być fajnie.

      Natomiast czerwone trasy i czarna moim osobistym zdaniem są dedykowane fullom lub sztywniakom o skoku amortyzatora większym niż 100 mm (i geometrii dedykowanej do zjazdów). Ale jeżeli ktoś ma dobrego skilla, to i na sztywniaku XC przejedzie.

      Jednak osobiście na sztywniaku ze skokiem 100 mm wolałbym jechać w Rychleby albo np. do Bielska/Szczyrku.

  • Witaj Łukaszu!

    Czy można tam się wybrać sztywnym gravelem? Na zdjęciach tego nie widać ale zastanawiam się ile korzeni i kamienistych odcinków kryją te szlaki :)

    • Do Rychleb jak najbardziej (mile widziane byłyby opony minimum 40 mm), przynajmniej na podjazd Wiessnera i Superflow, na pozostałe trasy – nie wiem.

      Natomiast w Koutach niebieską trasę przejedzie się gravelem, reszty nie polecam. Oczywiście zawsze znajdzie się harpagan, który napisze, że zjechał czarną trasą gravelem i daj mu Boże, nie mówię, że nie jest to możliwe. Ja jednak zdecydowanie odradzam,
      rower gravelowy to nie jest dobry wybór do bikeparku. Jeżeli szuka się większej dawki adrenaliny, wolałbym pojechać w Rychleby i na część tras do Bielska.

      PS Dodałem nagrania z Rychleb i Koutów, wideo oczywiście spłaszcza nachylenie stoku, ale można się plus minus zapoznać z warunkami.

  • Cześć,
    Mam pytanie dotyczące zdjęć z tego artykułu czym zostały zrobione? Jeżeli jest to screen z nagrań GoPro jesteś w stanie pokazać ustawienia kamery?
    Pozdrawiam.

    • Cześć,
      zdjęcia z widokiem na kierownicę to faktycznie GoPro i nie są to screeny, a zdjęcia. Ustawiałem kamerkę tak aby cykała fotkę co kilka sekund i potem w domu szukałem kadrów które wyszły.

      Reszta zdjęć to albo Canon M6 + obiektyw 22 mm F/2, albo telefon.

  • Mega wyprawa :) ja powoli zaczynam się rozkręcać i planuję nieco dłuższe i ciekawsze wyprawy niż do tej pory. Zobaczymy co z tego będzie :)

  • To miał być nasz pierwszy wiosenny wypad MTB do Czech w tym roku. Będzie, jak tylko pandemia zelżeje. Świetny tekst!

  • Na Rychleby na gravelu? To chyba przegięcie jest. Jeśli ktoś chce jako tako zjechać to pewnie i na składakusie by dało. Aby mieć odrobinę przyjemności a nie męczący powolny zjazd to przynajmniej XC na superflow. A na resztę szlaków tylko z fulem i sporym zapasem umiejętności. Nie doradzaj aby tam jeździć gravelem!!!

    • Nie napisałem o tym, że to będzie zjazd życia i że trasy są przygotowane pod gravele. Jednak zjechać się zjedzie, trzeba tylko mieć szerokie opony, najlepiej 45-50 mm. Jak sam napisałeś – na składaku na upartego też się zjedzie :)

      I pisałem tylko o Superflow. Reszta oczywiście się na gravele czy inne sztywniaki w ogóle nie nadaje.