Prawie dwa tygodnie w szpitalu i co dalej?

Prawie dwa tygodnie temu, w sobotę, 26 lipca miałem rowerową stłuczkę z moim kuzynem. Jak to się stało, z jakiego powodu – tego za bardzo nie pamiętamy. Wjechaliśmy na prawie oddaną do użytku łódzką Trasę Górną i ja już potem obudziłem się w szpitalu – nafaszerowany lekami przeciwbólowymi. W zasadzie miałem największego rowerowego pecha w życiu. Kilka razy wcześniej miałem drobniejsze stłuczki – poślizg na torach tramwajowych, wpadnięcie do przydrożnego rowu, odbicie się od samochodu. Zawsze kończyło się to najwyżej na siniakach oraz drobnych stłuczeniach.

Tym razem było gorzej. Kończyny nadal mam całe, ręce oraz nogi jedynie sobie poobcierałem. Ale najmocniej oberwała głowa, na której nie miałem kasku. Przygrzmociłem nią tak nieszczęśliwie, że pękły mi jakieś kości i miałem bardzo szybko robiony zabieg, by poskładać głowę w jedną całość.

rowerowe-porady-szpital

Nie jestem lekarzem i nie znam się na tym wszystkim, ale na głowie mam sporo szwów. A kilka dni temu część z nich została wyjęta. Nie będę pokazywał Wam zdjęć głowy, ponieważ być może nie są drastyczne, ale naprawdę nie ma co oglądać pokiereszowanej makówki.

W każdym razie, przez dłuższy czas byłem pod wpływem leków nasennych oraz przeciwbólowych. Osoby, które mnie w tym czasie odwiedzały, wspominają, że kontakt ze mną był dość mocno ograniczony. Cóż, może lepsze to, niż ból z popękanych kości głowy. Wczoraj w pokoju obok ktoś bardzo donośnie dawał znać, że coś go boli – nic fajnego.

Złe myśli – kilka osób pytało się mnie, co teraz myślę o jeździe rowerem i kiedy planuję wrócić na dwa kółka. Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, jutro (szczęśliwym zbiegiem okoliczności moje trzydzieste urodziny) zostaję wypisany do domu i tam będę dalej się rehabilitował (śpiąc i czytając).

Staram się nie dopuszczać do siebie złych myśli – stało się to, co się stało. I w zasadzie biorę ten wypadek przez pryzmat pecha. Dość intensywnie chodzi mi po głowie jazda w kasku rowerowym (zawsze i wszędzie, nie tylko w mniej bezpiecznych miejscach), ale to wszystko okaże się dopiero za co najmniej kilkanaście dni.

Nadal mam głowę stłuczoną tak, że kręci mi się w niej, gdy idę szpitalnym korytarzem. O jeździe rowerem czy samochodem muszę jeszcze na jakiś czas zapomnieć.

Na całe szczęście ręce i nogi mam w porządku, a widoczne na zdjęciu powyżej kontuzje, bardzo szybko znikną. Do stałego pisania bloga pewnie niedługo wrócę, chociaż pisanie (oraz czytanie) nie przychodzi mi jeszcze z największą łatwością. Ale traktuję to trochę jako dobrą rehabilitację.

A gdybyście zastanawiali się, czy w polskich szpitalach można dostać na obiad coś niezłego – to potwierdzam! Chociaż przez pierwsze dni jadłem mało co, wolałem winogrona i jabłka – to później apetyt mi wrócił i na przykład wczoraj trafiłem na ryż z warzywami z sosem. Jak na szpital (Kopernika w Łodzi), super jedzenie – nie wygląda, ale smakuje świetnie.

szpital-jedzenie

Oby do przeczytania niebawem, niech się Wam rowerowa pogoda utrzymuje jak najdłużej, a ja liczę, że jeszcze we wrześniu wrócę na dwa kółka trochę pojeździć :)

Skomentuj Dawid Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

142 komentarze

  • Uuu człowieku, nie dziwię ci się ,że nie wiesz jak to się stało bo sam miałem 2 miesiące temu wypadek i nie wiem jak to się stało. Polskie drogi rowerowe są coraz mniej bezpieczne. Szkoda ,że nabawiłeś się takiej kontuzji. Miejmy nadzieję ,że będziesz w stanie dalej normalnie pisać :) Wracaj szybko do zdrowia. Dużo zdrowia z deszczowego ostatnio Trójmiasta :)

  • Szok! Szybkiego powrotu do zdrowia! od wiernego czytelnika bloga.
    Co do jeżdżenia w kasku, to pomimo początkowego sceptycyzmu, po śmierci kolegi, który „w biały dzień na prostej drodze jadąc rowerem …” kupiłem kask i praktycznie na rower bez niego nie wsiadam. Także polecam temat do przemyślenia.

  • Ja też 2 dni temu wygrzmociłem na rowerze, zrobiłem skręt w lewo przy ok 25km/h wszystko po asfalcie ale nieco za szybko, nieco ostry zakręt i co najważniejsze:
    -zakręt zawalony był słomą ze skoszonego obok na polu zboża (tak przy okazji – jak można coś takiego robić na drodze??)

    Na sekundę przed skrętem poczułem, że polecę i chyba miałem możliwość reakcji (zwolnić lub objechać szerszy łukiem) ale – tak to jest jak intuicja/Anioł Stróż/znajomość praw fizyki ostrzega – a się to lekceważy.

    Rower poszedł w ślizg, a ja za nim, cała reszta to próba amortyzowania się i wytracenia energii. Ale jak to nie wiem bo skręcałem w lewo, a obitą mam głównie prawą stronę. Poza przytarciem kolana i łokcia i oraz siniakiem barku i mega-siniakiem biodra nic mi nie jest.

    Rower tylko chwyt kierownicy ma przytarty, więc generalnie wyszedłem z tego cało.

    Tak czy inaczej zdrowia życzę. A na słomę i liście (także suche) trzeba bardzo uważać.

  • Witam,
    Pozdrawiam, szczerze Ci współczuję. Niedawno (29 lipca) odniosłem upadek. Jednak miałem sporo szczęścia, ponieważ był on na dość ruchliwej drodze, a żaden samochód nie nadjeżdżał akurat. Ale przynajmniej byłem w centrum uwagi przebywających tam ludzi. Skończyło się jedynie na mocnym (bardzo mocnym i bardzo bolesnym) stłuczeniu lewego kolana, podarciu koszulki oraz siniakach i obtarciach łokci. Zapewne minie jeszcze parę dni, może tydzień, może dwa, ale wrócę na kółka jeszcze w sierpniu. Tobie również tego życzę. Wróć do domu, wsiądź na kółka i pisz na blogu.
    Pozdrawiam

  • No cóż, niebawem pewnie popełnisz jakiś test kasków :)
    Ja w końcu nabyłem hełmofon, jak skronią musnąłem krawężnik :)
    Zdrówka życzę!

  • Trzymaj się , u mnie na oddziale co rusz jakiś pacjent rowerzysta — dużo zdrowia — jestem też rowerzystką i dojeżdżam do pracy rowerem — — wszystkiego najlepszego z okazji urodzin !

  • Zapewne w kasku głowa by mniej ucierpiała. Tak to się dzieje, nie bierzemy pewnych rzeczy pod uwagę dopóki coś złego się nie stanie. Może to zbyt drastyczne porównanie, ale palacze rzucają papierosy po tym jak dowiadują się, że mają raka, rowerzyści natomiast zakładają kaski po wypadku. Sam jeżdżę bez kasku, bo nic złego mi do tej pory się nie stało. Twój wypadek powinienem potraktować jako przestrogę. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.

  • Łukasz życzę ci szybkiego powrotu do zdrowia, nie zastanawiaj sie teraz czy to pech czy cos innego, wypadki sie zdarzają. Pamietaj , lekarz opatrzy, ale najwazniejsza jest twoja wiara i nastawienie, uwierz w siebie i w nas swoich czytelnikow. Wiem ze jesli moze byc zrobione cos dobrze toTY to zrobisz .

  • Witam!
    Ja bez kasku i okularów /owady/ nie ruszam się z domu. W ubiegłym roku dojeżdżając do drogi z pierwszeństwem przejazdu nie zachowałem ostrożności i nastąpiło ostre hamowanie a że rower nie posiada ABS-u przeleciałem przez kierownicę i uderzyłem głową /kaskiem/ o asfalt. Po chwili lekko oszołomiony podniosłem się na nogi. Skończyło się tylko na obtarciu kolana.Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do zdrowia.

  • Morał z tego taki, że ten kask to jednak przydatna sprawa. Moje dziecię na rowerku biegowym bardzo niefortunnie się przewrócił (przy bardzo małej prędkości) i grzmotnął głową o krawężnik. Głowa cała, bo na głowie kask był.

    Szybkiego powrotu do zdrowia! :)
    I wszystkiego naj z okazji jutrzejszych urodzin.

  • Też zastanawiam się nad skupieniem kasku od kiedy moja znajoma przewróciła się na prostej drodze i leżała 3 miesiące w śpiączce. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i szybkiego powrotu do zdrowia :-)

  • Zdrowiej Łukaszu, kask nie jest złą rzeczą, mimo iż sam jeżdżę po Wawie głównie ścieżkami rowerowymi to zawsze na głowie skorupę mam – tak na wszelki wypadek. Wracaj do dawnej formy, czytaj, pisz, w końcu zaczniesz tęsknić za pędęm powietrza ;)

  • Zdrowka Kochany !!!!!!!!!! I pamietaj KASK, KASK i jeszcze raz KASK. Ja po wypadku juz nie rozstaje sie z kaskiem

  • Życzę szybkiego powrotu do zdrowia! Ja na początku maja miałem wypadek przy dużej prędkości gdzie przywaliłem głową (a właściwie to w pierwszej kolejności szczęką) o asfalt bardzo złej jakości. Oczywiście bez kasku. U mnie szczęście w nieszczęściu takie, że cały impet zamortyzowała moja jedynka. Ostateczny bilans – ułamany ząb, przetarte pół twarzy, obyło się bez mocniejszych urazów głowy. Wcześniej jeździłem w kasku (czy to na rowerze czy na rolkach) od czasu do czasu. Teraz zakładam go zawsze.

  • Ja po sylwestrze 2013/2014 rozglądam się za jakimś garnkiem na głowę. Jako że miałem samotnie spędzić sylwestra to kupiłem największe zimne ognie, chciałem je do roweru przyczepić i przejechać przez miasto. Było mokro. Wyjeżdżam z osiedlowej uliczki na nieco większą – pusto jest to i w korbę dałem ostrzej. Mam koło 35 km/h, nagle widzę z prawej strony jakiś ruch, coś pod koło leci i huk – ktoś petardę rzucił…

    Ja odruchowo tylny hamulec i rower bokiem stawiam (skrzyżowania w ten sposób pokonywałem więc byłem pewny siebie, aż za pewny…). Zdałem sobie sprawę z tego, że ślisko jest trochę za późno. Poczułem że rower za mocno wyrzuciłem w bok, poczułem szarpnięcie i… tyle. Później co zobaczyłem, to jak jakiś facet mną potrząsa i z przerażeniem się pyta czy żyję.

    Zimowa czapka i okulary leżały kilka metrów ode mnie, więc musiałem ładnie grzmotnąć. Chwiejnie się podniosłem, pozbierałem, biorę rower i chcę dalej jechać. Niestety koło tylne stoi – myślałem że śruby puściły i tyle. Niestety nie. Obręcz o szerokości 20 kilku mm była wykrzywiona solidnie (o dziwo w drugą stronę niż walnąłem o krawężnik kołem) o jakieś 5 cm…

    Na pogotowiu wyszło, że łokieć stłuczony porządnie, 3 kręgi szyjne przestawione minimalnie, solidny wstrząs mózgu i dość pokaźny obrzęk. Przez tydzień po moim locie gdy kichnąłem, potknąłem się, myślałem że mi głowa po prostu eksploduje, mózg uszami się wyleje, a ja padnę trupem. Rower ogarnąłem, kurtka mimo kilkumetrowego ślizgu minimalnie przetarta, nawet tego mocno nie widać. Ale garnek to podstawa, musi być.

  • Całe życie jeździłem na nartach bez kasku. Po wejściu na krawędź czyli przesiadce na narty carvingowe, miałem dwa dość spektakularne upadki i jedno zderzenie. Bez kasku, co niestety skończyło się olbrzymim siniakiem na łepetynie oraz sporym rozcięciem za uchem (o krawędź własnej narty). Od tamtej pory ZAWSZE jeżdżę w kasku.

    Podobnie na rowerze. Raz nie założyłem z powodu upału i od razu miałem czołowe zderzenie z drugim rowerzystą. O czym zresztą napisałem na Twoim blogu.

    Tak więc pamiętaj: ZAWSZE ZAKŁADAJ GARNEK NA GŁOWĘ! ZAWSZE!!!
    Szkoda zdrowia.
    Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do zdrowia i na rower.

  • Najgorsze już za Tobą :) Całe szczęście wyszedłeś z tego cały… pozdrawiam! :)

    ps. Nie było świadków zdarzenia? Ciekawe jak do tego doszło…

  • Niezależnie co postanowisz z kaskiem życzę Ci i wszystkim komentującym, żeby nigdy nie był potrzebny. Z okazji urodzin natomiast szybkiego powrotu do zdrowia i spełnienia marzeń rowerowych i nie tylko :)

  • Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i jak najszybszego przełamania się do jazdy na rowerze tak jak dawnej na 100% bez zahamowań

  • Ja od kiedy dość intensywnie jeżdżę na rowerze (jakieś 2 lata) to nie wyobrażam sobie wyjścia na niego bez kasku. Szybkiego powrotu do zdrowia i pisania kolejnych ciekawych artykułów :)

  • Odkąd kupiłem kask rowerowy, bez niego na żadne wycieczki nie wychodzę. Może się nie przyda, ale niechcę mieć 'składanej’ głowy. Aż sam się dziwię, jak dotąd jeździłem bez żadnych obaw o zdrowie… Życzę wszystkiego dobrego! Wracaj szybko do zdrowia! Pozdrower!

  • Współczuję, powrotu do zdrowia życzę szybkiego!
    Coś pechowy rok dla blogerów rowerowych ;/

    P.S. Kask, zawsze nosimy kask!
    P.S.2 A kuzyn też nic nie pamięta? Co w ogóle się stało? Ktoś Was potrącił autem i uciekł z miejsca wypadku? Czy się po prostu wywróciliście? Obaj naraz?

  • Również i podobnie jak wszyscy inni życzę szybkiego powrotu do zdrowia i aby to był ostatni raz. Podobnie też jak wielu moich przedmówców namawiam do zabezpieczenia „osobistego komputera i dysku twardego” i wyposażenia się w kask.

    Też miałem już nieprzyjemność dosyć gwałtownego zatrzymania się na płocie, kiedy to płot niespodziewanie wtargnął mi na drogę co poskutkowało kilkoma zdrapkami i siniakami w kolorze docelowo czarnym, ale chyba było za słabo bo w trakcie „zatrzymywania” i zaraz po myślałem tylko o tym aby moja piękna, wypolerowana na lustro maszyna się nie podrapała i nie podrapała się :-) i dalej dygam bez kasku, bo przecież do cruisera nie pasuje.

  • Kask i okulary zawsze i wszędzie, nawet do pracy, 7km. Jeżdżę od początku w kasku i już przed autem mnie uratował.

    Szybkiego powrotu do zdrowia życzę i kasku w prezencie! Pozdrawiam;)

  • Wracaj przede wszystkim do zdrowia, tak przy okazji skoro jutro masz 30-te urodziny to wszystkiego najlepszego, a najwięcej ponownie życzę zdrowia.
    Sam miałem kilka nieprzyjemnych sytuacji, szczęśliwie nigdy aż tak poważnych jak Ty teraz, ale to tylko potwierdza to że na polskich ścieżkach i drogach rowerowych wcale nie jest tak bezpiecznie. Miejmy nadzieję że się jeszcze to zmieni.

  • Wracaj do zdrowia, a przy okazji wszystkiego dobrego z okazji urodzin. No i rodzina niech jakiś dobry kask Ci z tej samej okazji podaruje :)

  • „Ja nikogo do jazdy w kasku namawiać nie zamierzam i jestem przeciwnikiem nakładania obowiązku jazdy w kasku. Ale czasami ręce załamuję słuchając argumentów przeciwników kasków” terez zdaje sie, ze zaczniesz drazyc temat :)
    wracaj do zdrowia!
    pozdRower.

  • To teraz życzę spokojnego wypoczynku i skutecznej rekonwalescencji – i oby w przyszłości podobne wypadki nas wszystkich omijały… Trzymaj się!

    (A tak w nawiasie: mimo, iż piszesz z urazem głowy, to i tak – składniowo, ortograficznie, etc. – Twój tekst jest tysiąc razy bardziej czytelny, poprawny i zrozumiały, niż połowa wypowiedzi w internetach. Potraktuję to jako dobry prognostyk. ;) )

  • Sorry, ale tego się po Tobie nie spodziewałem… tyle porad, tyle pisania o ciuchach, o tym że kierowcy jeżdżą nieodpowiedzialnie a ty sam kasku nie stosujesz – nie nazwałbym tego „pechem”, zwłaszcza że jak sam napisałeś miałeś już w przeszłości kilka wypadków. Sam byłem świadkiem dwóch wypadków, w których osoby gdyby nie miałyby kasku miałby by to samo co Ty teraz, a tak skończyło się jedynie na pokiereszowanych „kończynach”.

    Radziłbym się zastanowić na przyszłość czy jednak nie zainwestować w SWOJE bezpieczeństwo no i w kask…

  • Szybkiego powrotu do zdrowia życzę. Sam nie lubię jeźdźcić w kasku, ale coraz częściej go ostatnio zakładam. Chyba moja ostatnia przygoda z taksówką i takie historie jak Twoja przekonują mnie, że jednak warto się do kasku przekonać.

  • Taka „stłuczka” nic przyjemnego, zwłaszcza, że oberwała głowa. Dobrze, że nie stało się nic poważnego. Bo swoim ostatnim orle na rowerze też się zastanawiałam nad kaskiem…tylko jakoś się przemóc nie potrafię.

    Szybkiego powrotu na dwa kółka;-)

  • To mnie zasmuciłeś takim wpisem. Tak to jest. Człowiek pojedzie 1000 razy opancerzony, raz nie założy kasku i akurat się coś wydarzy. Mam wielką nadzieję, że cię poskładają i fizycznie, psychicznie i mentalnie wszystko będzie bez zmian.
    Zdrowia!

  • Trzymam kciuki za Twój szybki powrót do zdrowia! Jesteś nam potrzebny ;)
    Dzięki Tobie wymyśliłam sobie prezent pod choinkę – KASK, bo za każdym razem uważam się za mądralę ;)

  • Po pierwsze – zdrowia.
    Po drugie – może nie ma miejscu w obecnej sytuacji, ale za swoją głupotę zapłaciłeś.
    Mieć kask i w nim nie jeździć? Poważnie?

    Pisze o tym człowiek, który wielokrotnie porusza temat bezpieczeństwa na drodze i tego, jak bardzo jest tam niebezpiecznie. Bloger, który wrzuca filmy z nieodpowiedzialnymi kierowcami, rzuca komentarze w kierunku durnych kierowców BMW czy w końcu uparcie komentuje nieodpowiedzialność kierowców nie ma pojęcia o tym, że kask nie jest od wiszenia na ścianie? No wybacz Łukasz… poważnie?

    Jak można być takim ignorantem, by mieć kask i nie zakładać go na byle przejażdżkę mając świadomość i [o zgrozo] pisząc o tym wielokrotnie co dzieje się na naszych drogach? To, że to zbieg wydarzeń nie ma tu znaczenia. Żaden wypadek nie jest celowy, wszystkie nieszczęścia to zbieg niekorzystnych okoliczności.
    Nie należę do osób twierdzących, że „kask kask kask, tylko kask” ale ty chyba powinieneś świecić przykładem ludziom, którzy czytają tego bloga z rowerowymi przecież PORADAMI.

    Ja mam jedną poradę – zakładajcie kaski nawet jak jedziecie tylko 2 km do sklepu. Nigdy nie wiecie co przed wami, a jednego może chociaż może uda wam się uniknąć.
    Mnie też nigdy się kask nie przydał i mam nadzieję, że jak się przyda to on pęknie zamiast mojej głowy.

    Zdrówko!

  • Chciałbym opisać zdarzenie jakie miałem z rowerzystą. Nie zawsze rowerzyści są aniołami. W maju wybraliśmy się z grupą turystów na pieszą wycieczkę na Ślężę. Wszystko układało się dobrze, pogoda dopisywała, humory też. Na szczyt dotarliśmy bez problemów. Na górze zjedliśmy posiłek, była też msza polowa. Po odpoczynku przyszła pora na zejście do autokaru. Kto był na Ślęży wie, że zejście jest szeroką żwirową drogą, dość łagodnie prowadzącą w dół. W tym dniu na szlaku było wielu turystów, ale też niedzielni spacerowicze, całe rodziny z dziećmi.

    Mniej więcej w połowie zejścia nagle zrobiło się zamieszanie. Ja szedłem skrajem drogi, obróciłem się żeby zorientować się co się dzieje. W tym momencie wpadł na mnie debil na rowerze pędzący z góry pełną prędkością. Uderzenie było tak duże, ze padłem na ścieżkę. Całe szczęście, ze jestem dość sprawny fizycznie i padając instynktownie starałem się ograniczyć skutki. Mimo tego mocno się poobijałem i pozdzierałem skórę na rękach i nogach.

    Gówniarz, który jechał z góry nie zważając na spory ruch na szlaku, nawet nie zatrzymał się tylko pojechał w dół. Potem ludzie napotkani mówili, że widzieli rowerzystę z uszkodzonym przednim kołem. Z tego wydarzenia widać, że nie można się czuć bezpiecznie, nie tylko na drodze, ale nawet na górskim szlaku. Nie tylko samochody stanowią zagrożenie. Niebezpieczni są głupki na rowerach, o ptasich móżdżkach. Coraz częściej też spotykam debili na rowerach pędzących po chodnikach. Raz takiemu gnojowi, który omal mnie nie staranował, przywaliłem kijem po plecach.

  • @Monty
    Masz szczęście, że ten „gnój” się nie zatrzymał i z twojego kija użytku nie zrobił w lepszy sposób. Nie ma się czym chwalić. Oczywiście rowerzyści nie są aniołami, ale PRAWIE STARANOWAŁ a PRZYWALIŁEM KIJEM to dwie różne rzeczy.

  • A ja wybrałam się na wyprawę rowerową wyjątkowo bez kasku tym razem, bo miało być cholernie gorąco. Jadące obok mnie auta śmigały i wtedy myślałam sobie jak rąbnę to po mnie, a kask śpi na półce w domu. Wystraszyłeś mnie! Życzę szybkiego powrotu na szosę – w kasku!!!

  • Offtopic, ale ciężko nie zareagować.

    @Monty

    Też nie trawię podobne zachowania niestety dosyć sporej grupy rowerzystów. Częściej muszę uważać na takich niż na kierowców samochodów. W sezonie letnim bezpieczniej się czuję (jadąc rowerem) na ulicy niż na DDRach. W tym roku nie miałem ani jednej (przy min. 30km dziennie) stresogennej sytuacji z samochodem, a parę kiedy musiałem się ewakuować na pobocze, bo trafił się debil na rowerze np. jadący pod prąd (pozdrawiam tych co jeżdżą tak przy Klifie w Gdyni).

    Niepełnosprytni chyba siłą byli oderwani od pługa, bo nie wiedzą jak się jeździ w centrum większego miasta.

    „Chodnikowcy” to oddzielna sprawa; spokojnie jadący mi nie przeszkadzają (nie będę kłamał, że nigdy z chodnika nie korzystam, bo mam na sumieniu codziennie jakieś 200m), ale przeganianiu pieszych na chodnikach mówię stanowczo „nie”, nawet jakby miał taki przeze mnie zaliczyć spotkanie z ziemią, co się paru już zdarzyło. Czasem to jedyna metoda. Szkoda, bo nie lubię takiego czegoś, ale wolę takiego delikwenta od siebie odepchnąć.

    @Xau
    Może kij to nie jest zbytnio „etyczna” metoda, ale jedyna — obok mandatów — która uczy jakiegoś szacunku do innych. Sam byłem parokrotnie „obtarty” przez rower na chodniku. Oczywiście rowerzysta nie widział nic w tym złego.

    Nie wiem jak duże jest obecnie natężenie ruchu rowerowego w Trójmieście, ale jak wzrośnie tak dwukrotnie to albo się nauczymy jeździć, albo będzie jeszcze więcej kolizji między rowerzystami. Względnie policja ruszy tyłki i weźmie się za kontrole. Ale w to ostatnie nie wierzę. Sporadycznie ich widzę.

    Koniec offtopa.

    A autorowi jeszcze raz życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Nie mogę się doczekać kolejnych wpisów na blogu. :-)

  • Ja kupiłem swój kask niedawno, specjalnie przed trzydniową wycieczką rowerową, żeby chuchnąć na zimne i czuć się bezpieczniej. I choć nie zdarzył mi się żaden wypadek, to odkąd posiadam kask, zawsze zakładam go, choćbym miał przejechać tylko kilometr. Wychodzę z założenia, że nie po to wydałem tych kilka stówek, żeby teraz zbierały kurz na półce. Założenie może śmieszne, ale głowa bezpieczniejsza.

    Zdrowiej, Łukaszu. Pozdrowienia :)

  • @Slon
    Godne naśladowania. Dziw, że Łukasz tego nie przestrzegał.
    Ja sam też zakładam kask na każdy jeden kilometr. Inna sprawa, że na 20 minut pedałowania nie chce mi się nawet roweru ściągać :P

    Nie rozumiem natomiast osób, które szczycą się jazdą bez kasku, reklamując tzw. „pozorne bezpieczeństwo kasku”. Był już tu taki człowieczek, który na swoim blogu szczycił się, że jeździ bez kasku i jego dziecko w foteliku rowerowym też jeździ bez kasku.

    Nic tylko pogratulować bezmyślności. Nawet jeżeli faktycznie w zderzeniu z samochodem przy 40 km/h kask ma tylko 1% na uratowanie życia, to chyba warto ten 1% sobie zapasu zostawić. Inna sprawa to to, że o ile dorosły podejmuje decyzję o jeżdżeniu bez kasku i sam za siebie odpowiada [vide Łukasz] to szczycenie się, że dziecko jeździ bez kasku powinno być karane z urzędu pozbawieniem praw do opieki.

    Jaki wpływ na swoje bezpieczeństwo ma taki 3 czy 4-latek? Chyba żaden, a rodzic ma obowiązek o to zadbać. Czemu więc rodzice podejmują decyzję o „być albo nie być” za swoje dzieci?

  • Ja też życzę powrotu do zdrowia i prowadzenia bloga i oczywiście powrotu do jazdy rowerem. Niech się Pan trzyma będzie dobrze. A i wszystkiego najlepszego na urodziny .

  • Przykra sprawa.
    Życzę Ci jak najszybszej rehabilitacji.
    Z treści artykułu wyglada że wszystko z głową w porządku a to najwazniesze. Trzymam kciuki!

    Jedyna zaleta tej sytuacji to fakt że sporo osób czytających ten artykuł jednak zdecyduje się jeździć w kasku. Pewnie nie musi kosztować kilkuset zł żeby dac chociaż podstawową ochronę. Najważniejsze żeby był dopasowany i zapięty, choć jak to zwykle bywa wszystko co naprawde dobre kosztuje.

    Moim zdaniem w Polsce wiele osób wstydzi się jeździć w kasku. I to jest problem.

  • Zerkam na Twoje Rowerowe-Porady co kilka tygodni. Czytam wtedy zaległości lecąc tematami od najstarszych. Tak było też i tym razem. Od przedwczoraj czytam różności z ostatniego miesiąca i dziś doszedłem do tego przykrego niusa. A wszedłem tym razem (kilka dni temu) by poszukać tematów o …kasku! Od tygodni myślę o zakupie. A od kilku dni coraz intensywniej, po przygodzie gdy tylko refleks i dobre hamulce uchroniły mnie od walnięcia w kumpla i/lub wyjeżdżające auto. Teraz wiem na pewno – jutro kupuję kask!

    Zdrowia życzę i spokoju oraz szybkiej rehabilitacji .

  • Kask kaskiem. Nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś jeździł w kasku, jeśli to podnosi jego poczucie bezpieczeństwa.

    Nie zgadzam się jednak z tym, że kask jest ważniejszy od przestrzegania przepisów, ostrożności i rozwagi na drodze (co niektórzy wypowiadający się w Internecie mają na myśli). To może zapobiec wypadkom, a kask nie zapobiegnie. Nierzadko widuję po zmierzchu rowerzystów w kaskach ale na nieoświetlonych rowerach, co uznaję za przejaw bezmiaru głupoty z ich strony. Zagrażają innym rowerzystom i sobie, a kask w zderzeniu z samochodem, którego kierowca nie zauważył w porę nieoświetlonego roweru, najpewniej nic nie da.

  • @Uhtark
    Poszukaj w necie, może trafisz na przypadek założyciela Bydgoskiej Masy Krytycznej. Wracaliśmy ledwo po zmroku, widoczność nadal była dobra. Jechał oświetlony bardziej niż choinka na święta, 2 czy 3 lampki pod siodełkiem, jeszcze z 6 na plecaku, odblaski i… kask.

    Masa wtedy [rok 2005 albo 2006] była nielegalna. On zamykał kolumnę podczas powrotu po spotkaniu, jak zawsze… Przydzwonił w niego koleś przy 60 km/h. Jechałem parę minut za nimi bo jeszcze pojechałem zrobić szybki objazd. Według relacji osób, które wtedy jechały przed nim, po uderzeniu przeleciał w powietrzu około 8 metrów.

    Zapewne kask pozwolił mu przeżyć na intensywnej terapii pod aparaturą jeszcze kolejne 2 tygodnie, potem zmarł. Nie zmienia to faktu, że miał jeszcze 2 tygodnie na wybudzenie się, ale mawiają że nadzieja umiera ostatnia.

    Ja jeżdżę bez oświetlenia, ale nie zapuszczam się na ulicę. Traktuję ją jako ostateczność i wolę zapłacić mandat albo tłumaczyć się policjantowi z jazdy chodnikiem niż ryzykować na ulicy. Pomijając już fakt, że staram się tak planować wyjazdy, by w domu być przed zmrokiem chociaż mam elementy odblaskowe na torbie podsiodłowej, plecaku, kasku a na głowie i tak nieprzepisową czołówkę, która poza miastem sprawdza się lepiej.

    Pisząc o nieoświetlonych rowerzystach, powinniśmy chyba poruszyć też temat nieoświetlonych pieszych. Oni nie mają obowiązku bycia oświetlonym, prawda? A jakie stanowią zagrożenie? Sam kiedyś jadąc samochodem o zmroku w ulewnym deszczu bym rozjechał pieszego na przejściu. Są różne sytuacje, w których nawet oświetlenie roweru czy pieszego nic nie da. To sytuacje, w których trzeba użyć mózgu i czasem się rozejrzeć czy nic nie jedzie.

  • @Xau

    Zjedz z chodnika na ulicę, to problem bycia widocznym i nieoświetlonych pieszych zniknie. Proszę, nie promuj zachowań raz, że niezgodnych z prawem, a dwa: zagrażającym bezpieczeństwu pieszych.

    BTW czemu nie zwolniłeś przed przejściem dla pieszych? To Twój obowiązek (od 1999 roku). No i generalna zasada: nie widzisz — nie jedziesz. Przynajmniej mnie tego uczyli. Pieszych i kierowców zostawmy w spokoju, najpierw zajmijmy się swoimi przewinieniami. Mamy ich zdecydowanie więcej.

    Rozumiem, że jeździsz w kasku, ale oświetlenie traktujesz jako drugorzędne. Szacunek, ja jeżdżę 24h z włączonym oświetleniem. Mało rozsądne jest być jedynym nieoświetlonym pojazdem na drodze. I być może dzięki temu nigdy nie miałem *żadnej* niebezpiecznej sytuacji na drodze, a przy całorocznej jeździe po 30km dziennie statystycznie mogłoby coś się wydarzyć.

    W przypadki nie wierzę, a wedle zwolenników kasków jestem co najmniej idiotą, bo go nie używam (ale nie mam nic do używających, tylko używajcie jakiś porządnych, bo czasem widzę takie podróbki, że aż strach). Ostatni raz wywrotkę na rowerze zaliczyłem mając 4-5 lat. Nie wiem co robicie że macie je tak często, może wynika to z mojego zachowawczego stylu jazdy i świadomości, że oczy trzeba mieć dookoła głowy.

    Generalnie offtopic się zrobił, a zdaje się, że Autor bloga planuje poświęcić na to oddzielny wpis. Będzie okazja podyskutować. A czuję, że dyskusja może być gorąca. :-)

    BTW jazda w nocy jest przyjemna i ma swój urok. Sprawdź samemu. :-)

  • @MaciekR
    Dzięki, nie mam dość jaj żeby jeździć po ulicy. Z doświadczenia wiem, że żadna ilość rowerzystów na drodze nie sprawi, że zaczniemy być zauważani. Nikogo nie namawiam do nieprzepisowej jazdy. Ty jeździsz bez kasku, ja bez oświetlenia. Mi na chodnikach i w lesie oświetlenie tyłka nie jest potrzebne.
    Piszesz o zwolnieniu przed przejściem. Gdzie napisałem, że jechałem szybko? Jestem aż nadto przepisowym kierowcą. Jechałem powoli, bo wycieraczki nawet nie nadążały zbierać. Gość ewidentnie musiał wtargnąć na przejście nie patrząc nawet czy coś jedzie. Mnie na pewno było widać, jego w ciemnych rzeczach i w masakrycznym deszczu zobaczyłem w połowie przejścia i wyjątkowo musiałem przyspieszyć.

  • @Xau

    „Dzięki, nie mam dość jaj żeby jeździć po ulicy. Z doświadczenia wiem, że żadna ilość rowerzystów na drodze nie sprawi, że zaczniemy być zauważani.”

    Mamy widać inne doświadczenie, przynajmniej patrząc na: Trójmiasto (Gdańsk w szczególności), Wrocław i Łódź, gdzie czuję się bezpiecznie (jedynie zimą trzeba mieć większą czujność, bo rowerzysta jest rzadko spotykany i kierowcy się odzwyczajają). Jakoś nie czuję się bohaterem, to są zwykłe dojazdy do pracy. Być może są miejsca, gdzie kierowcy samochodów są niereformowalni, ale jakoś wątpię.

    Twoje obawy rozumiem, bo regularną jazdę zacząłem późno bo w 2012 roku i pierwszy rok też się bałem ulicy. Jak (nie pamiętam z jakiego powodu, chyba na skutek plotki, że policja łapie „chodnikowców”) zacząłem jeździć ulicą poczułem ile tracę energii i koncentracji na dziurawych chodnikach i ciągłemu patrzeniu czy jakieś auto z posesji nie wyjeżdża. Najgorzej właśnie było z autami wyjeżdżającymi z bocznych dróg: oni się nie spodziewali rowerzysty na chodniku, a ja musiałem ciągle się pilnować. Przy dużym natężeniu ruchu było to uciążliwe i zabijało przyjemność i zalety podróżowania rowerem. Ale nadal unikam głównych arterii: za głośno, za duży ruch no i jednak rowerzysta taki jak ja skutecznie paraliżuje jeden pas ruchu.

    „Piszesz o zwolnieniu przed przejściem. Gdzie napisałem, że jechałem szybko? Jestem aż nadto przepisowym kierowcą.”

    A za tą insynuację przepraszam, bo za dużo sobie wyczytałem z Twojej wypowiedzi. Cofam to co napisałem.

    „Gość ewidentnie musiał wtargnąć na przejście nie patrząc nawet czy coś jedzie. Mnie na pewno było widać, jego w ciemnych rzeczach i w masakrycznym deszczu zobaczyłem w połowie przejścia i wyjątkowo musiałem przyspieszyć.”

    Po powrocie z delegacji z Norwegii brakuje mi tego co tam jest: zbliżasz się do przejścia, a wręcz jesteś tylko w jego pobliżu i kierowcy się zawsze zatrzymują i nie ma wytłumaczenia, że nie widziałeś pieszego. Nawet dotyczy to pieszych przechodzących na czerwonym i (co osobiście mi się nie podobało, ale co kraj to obyczaj) rowerzystów na przejściu dla pieszych. Nikt nie trąbił, ani nie poganiał.

    Nigdy nie czułem się (jako pieszy) tak bezpiecznie jak tam. Jako rowerzyści nie mamy źle, ale pod względem traktowania pieszych jesteśmy (Kraj) zaściankiem. Wbrew pozorom im bardziej bezpiecznie będą się czuli piesi, to my, rowerzyści, też z tego skorzystamy.

    Owszem, korzystając z przejścia powinienem patrzeć czy jestem widoczny (co z resztą zawsze robię jak jadę rowerem), ale w wspomnianej Norwegii (i nie tylko) kierowcy by za dużo to nie pomogło w sądzie. U nas pieszego traktuje się jak intruza na drodze.

    Nie a propos: w weekendy nie jeżdżę — trochę się boję niedzielnych rowerzystów. Najgorzej jest w maju-czerwcu jak ludzie odkrywają na nowo rowery w swoich piwnicach i na DDRach robi się jesień średniowiecza. W tygodniu jest lepiej i kierowcom, i rowerzystom zależy na jak sprawniejszym dotarciu do pracy/domu i ruch jest bardziej uporządkowany.

  • Heh. Ja też niedawno miałem wypadek, ale nie tak poważny… chociaż mało brakło.
    Jak wracałem z pracy złapała mnie w trasie burza. Gdy spod kół wyprzedzającej mnie ciężarówki przeniosło się na mnie sporo wody (w zasadzie to na całej drodze było ze 4 cm wody), ja poszybowałem na prawą stronę na chodnik. Na szczęście głowa uderzyła już za chodnikiem w ziemię, Także skończyło się na obdarciu kolan, przedramienia i trochę na czole. W sumie najgorsze było stłuczenie prawego kolana.

  • Dużo zdrowia Ci życzę!

    Miałem przygodę która, zaważyła na tym, że z kaskiem się już nie rozstaję.
    Pewnego dnia kupiłem kask i leżał sobie około pół roku na półce. Planowałem go „kiedyś” założyć. Pewnego jesiennego dnia wybrałem się na krótką wycieczkę rowerową. Pomyślałem, że może założę kask (pogoda już mocno jesienna, liście itp. a może przeczucie?). Po około 2 km postanowiłem mocniej przycisnąć, stanąłem na pedałach i wdusiłem co sił, rozpędzając się szybko – wtedy to na moim starym rowerze pierwszy raz przeskoczył łańcuch (chyba w wolnobiegu).

    Jechałem po ścieżce rowerowej tuż przy drodze gminnej mocno uczęszczanej. W wyniku tego „przeszkoczenia” łańcucha przeleciałem przez krawężnik na jezdnię około 4 m uderzając głową (w kasku) o asfalt. Na moje całe szczęście nie wpadłem pod rozpędzony pojazd. Skończyło się tylko na otarciach i siniakach nie licząc zwichrowanego koła w rowerze i popękanej lampie.

    Od tego czasu z kaskiem się nie rozstaję i dziękuję opatrzności, że wtedy miała mnie na swojej uwadze….

  • Trzy lata temu kask najprawdopodobniej uratowal życie mojej żonie kiedy to nocna jazda, gwałtowne hamowanie i lot nad kierownicą skończyło się „tylko” pęknięciem kości w łokciu. Ale głowa dzięki kaskowi odbiła się tylko od asfaltu :)

    Pikanterii historii dodaje fakt, że dokładnie tego dnia ten kask jej kupiłem.
    Niedługo potem na mnie baba w samochodzie wymusiła pierwszeństwo na ścieżce rowerowej i też kask się przydał.
    Rok temu 11-letnia córka też w kasku zaliczyła glebę wjeżdżając na krawężnik.

    JAZDA TYLKO W KASKU!!!

    Zdrowia!!

  • XAU -> wiem że Tobie światło z tyłu nie jest do niczego potrzebne, ale pomyśl o innych rowerzystach którzy jadą za Tobą, np w ciemnym lesie – uwierz mi że widoczność jest wtedy bez porównania.
    Jazd w kasku nie jest obowiązkowa, jazda ze światłami jest obowiązkowa od zmierzchu do świtu i przy złych warunkach atmosferycznych.

    Czołówka nie jest nie przepisowa, nikt jej nie zabroni ale oprócz niej trzeba mieć wymagane przepisami oświetlenie przymocowane do roweru – oczywiście mówimy o nocy.

    Ja osobiście jeżdżę cały rok w kasku i z włączonymi światłami – inne światła na lato inne na zimę ale zawsze mam oświetlenie włączone i zapasowe baterie przy sobie.

  • Jazda tylko w kasku. Jak od 20 lat jeżdze na dwóch kółkach to jeszcze nic mi się nie stało. Do czasu. Dwa tygodnie temu stłuczka z pieszym z mojej i z jego winy, on nie patrzył, ja nie widzialem przez sekunde, lot przez kierownice, obtarcia lewej skroni, lewego barku i obojczyka, lewego łokcia, prawego kolana plus drętwiejące ręce przez 20 min po wypadku. Pieszy na obserwacji przewieziony karetką, ja na RTG.

    Morał, jazda w kasku może zdziałać cuda. Poza tym 250 gramów na głowie to niedużo. Akcja jeszcze nie zakończona, brak telefonu z komendy póki co. Miałem złożyć zeznania, najwyraźniej nie bardzo im się chce mnie szukać. Nawet wymiar sprawiedliwości przede mną ucieka. Tak samo jak kobiety. PozdROWER! Szybkiego powrotu do stanu z przed akcji;D

  • @Chemik

    Przednia też nie jest do przecenienia: jest się zdecydowanie lepiej widocznym dla samochodów wyjeżdżających z bocznych dróg, czy posesji.

    ” i z włączonymi światłami – inne światła na lato inne na zimę ale zawsze mam oświetlenie włączone i zapasowe baterie przy sobie.”

    Jak ja, w lato pozycyjne, a gdy już jeździ się po zmroku (jesień-wiosna), z przodu lampkę doświetlająca drogę (łatwiej dojrzeć szkło na drodze). Jak wielu nie wyobraża sobie jazdy bez kasku, to ja bez włączonego światła. Z tym że ze światłami jak z kaskiem: tanie buble odpadają, długo dobierałem coś w rozsądnej cenie, nadającego się do miasta i nie uprzykrzającego jazdy innym. Z resztą widzę coraz więcej osób używających świateł w dzień, ale to głównie osoby jeżdżące do pracy czy szkoły.

    Zamiast kusić los i doprowadzać do sytuacji, że kask jest potrzebny, to lepiej zapobiegać. Kask ma swoje zalety i rozumiem osoby go używające, ale po konfrontacji z samochodem, poza głową kończynami, obrywa kręgosłup. Szkoda skończyć na wózku. Dotyczy to i widoczności siebie na drodze, czy ślepego egzekwowania pierwszeństwa i łamania przepisów, bo to nasze główne grzeszki.

  • Ja na razie jestem powolniakiem. Nie raz wole chodnik od ulicy ale wiem ze na nim jestem gościem. Drogi rowerowe natomiast sa dla wszystkich a nie tylko zawodowców. To nie jest miejsce do ścigania się tylko do jazdy – również rekreacyjnej dla rodzin z dziećmi. Koło mnie natomiast jest droga wojewódzka, a przy niej ścieżka z bardzo małym ruchem.

    Zdarzają się ananasy co wolą rowerem jechać asfaltem bez pobocza zamiast rowerówką. Rozumiem jedynie kolarzy. Przy innych zwalniam i mówię że zapomnieli okularów. Ostatnio tym ruchliwym asfaltem jechał dziadek z wnukiem… masakra.

  • A jeszcze dodam ze ostatnio solaris dyszał mi na plecach… wole pusty chodnik. Kto go wie czy by sie nie zdecydował wyprzedzać? Było wąsko.

  • Łukasz, wracaj do zdrowia :)
    Również miałem pewne zdarzenie 2 tygodnie temu. Otóż złamałem mały palec u prawej ręki, niestety przy stawie z przemieszczeniem co oznacza 5 tygodni w gipsie prawie do łokcia (dwóch ortopedów potwierdziło zalecenie). Myślicie, że na rowerze lub innym treningu? Otóż w domu podpierając się przed upadkiem niczym największa pierdoła (moje pierwsze i oby ostatnie złamanie).
    Pozdrawiam :)

  • Wracając po lipcowej masie krytyczne też miałem nieszczęśliwe wydarzenie. Wjeżdżałem na krawężnik przy dość dużej prędkości trzymając kierownicę jedną ręką (padało, przednie koło straciło przyczepność) i .. stało się: złamanie guzka lewego ramienia. Ręka na 6 tyg. unieruchomiona, a potem rehabilitacja. Ten sezon mam z głowy.
    Kolego wracaj szybko do zdrowia.

    Zastanawiam się na przyszły sezon nad kaskiem i ochraniaczami na barki, łokcie

    pozdrawiam wszystkich złamasów :-))

  • Wielkie, wielkie dzięki za słowa otuchy i życzenia :)
    Z dnia na dzień robi mi się coraz lepiej i myślę, że niebawem wrócę na rowerowe szlaki :)

    Co do samego zdarzenia, to brałem w nim udział jedynie ja i mój kuzyn. Nikt w nas nie wjechał. Sam nie wiem co się stało, czy to kuzyn wjechał we mnie, czy to mnie na jakiejś dziurze podbiło. Ale to nie jest specjalnie istotne.

    Co do pecha, to miałem po prostu wcześniej kilka zdarzeń, typu poślizg na torach tramwajowych czy „spadnięcie” z koleiny. I zawsze jakoś się tak układałem, że kończyło się na stłuczeniach.

    Kask mam od dobrych ośmiu lat i teraz na pewno zacznę w nim jeździć. Nie chcę zostać od teraz wiernym wyznawcą kasków i namawiać wszystkich wokoło do takiej jazdy, ale sam na pewno tak będę robił.

  • Dużo zdrowia i szybkiego powrotu na koła!!! :-)
    Wygląda na to, że z Łukaszem mam wiele wspólnego choć nie znam osobiście, a blog odnalazłem jakiś tydzień temu.

    To co mnie łączy z Łukaszem, to data 26.07.2014. Ja też w tym dniu zaliczyłem glebę, nie pierwszą, ale przykrą bo całkowicie zerwałem ścięgno Achillesa. No i jeszcze tak, jak Łukasz mam okrągłe urodziny w sierpniu … tylko o x * 10 lat więcej (wartością x nie będę się chwalił). W zerwaniu ścięgna trochę pomogły mi bloki 51, które będę zmieniał teraz na 56.

    Łukasz, i tak masz lepiej ode mnie – mam nadzieję, bo ja na rower wsiądę najwcześniej w okolicy końca listopada :-(
    Na szczęście, roweruję przez cały rok, więc jeśli nie będzie poniżej -10 stopni, to jakoś będę nadrabiał stracony czas na gnicie w gipsie.

  • @Chemik
    Czołówka jest nieprzepisowa – oświetlenie nie może być zamocowane wyżej niż 150 cm. Niska osoba nawet idąc bez problemu przekracza ten przepis, o średniego wzrostu rowerzyście na rowerze nie wspominając.

  • @Xau

    „Czołówka jest nieprzepisowa – oświetlenie nie może być zamocowane wyżej niż 150 cm. Niska osoba nawet idąc bez problemu przekracza ten przepis, o średniego wzrostu rowerzyście na rowerze nie wspominając.”

    Generalnie można używać, ale nie jako oświetlenie podstawowe, co z resztą Chemik wyraźnie wspomniał. W sumie to rozsądne wymaganie.

    @Wszyscy

    Z swoich obserwacji widzę dwie duże wady używania jej (czołówki) tam, gdzie są inni uczestnicy ruchu:
    – świeci tylko w tym kierunku, gdzie patrzy rowerzysta, czyniąc z niej bardzo „chaotyczne” oświetlenie,
    – bardzo łatwo oślepić innych, o czym z resztą także zapominają fani mocnych świateł.

    Z resztą komplet dobrych świateł, które sprawdzają się w mieście (i do bycia widocznym, i do oświetlenia drogi, bez oślepiania innych) można kupić do maks. 200 PLN, łącznie z akumulatorkami. Z jednej strony 200 złotych piechotą nie chodzi, z drugiej realnie poprawia to bezpieczeństwo.

    Drugim fajnym „bajerem” są paski odblaskowe na oponach. Gdy zobaczyłem kiedyś wczesnym wieczorem, rower z takimi oponami, w świetle reflektorów samochodowych, to doszedłem do wniosku, że muszę je mieć — dają silny refleks o charakterystycznym kształcie widoczny z sporej odległości.

  • ->XAU – przepis mówiący o 150cm dotyczy rowerów, nie znalazłem przepisu zabraniającego pieszym poruszać się z czołówką.

  • Lukaszu, Twoja smutna przygoda przewazyla szale – przedwczoraj zakupilem pierwszy w zyciu kask rowerowy. Dopiero teraz, choc jezdze codziennie, juz od lat. Chyba doroslem do tej decyzji :) Wracaj szybko do zdrowia, pozdrawiam

  • @MaciekR

    Skoro szukales i testowales – pochwal sie jakich lampek ostatecznie uzywasz?

    Ja staram sie nawet przy pelnym sloncu jezdzic z wlaczonym stroboskopem z przodu. Za to zima – pelna moc, bo wracam z pracy juz po ciemku.

  • @Bolek:

    Po dłuzszym kombinowaniu, po zakupie nowego roweru, wykorzystuję to co jest dostarczone z rowerem (czemu to dalej) i Trelock LS750.

    Do czego potrzebowałem:
    – jeżdżę tylko po mieście,
    – o zmroku pojawia się problem nieoświetlonych ulic, DDRów, więc standardowe 10 lux to za mało, optymalnie wyszło mi 25-30 lux z przodu, większa moc w mieście zwiększa ryzyko oślepiania innych
    – nie jeżdżę po lesie itp.,
    – światła do jazdy dziennej mają być trwale przymocowane do roweru, a „zimówka” musi łatwo się zdejmować (przy niskich temperaturach tworzywo twardnieje)
    – mają nie oślepiać – mają spełniać normę StVZO,
    – odcinków, gdzie jest naprawdę ciemno nie jest dużo (do 5km z 24km odcinka), szkoda świecić pełną mocą cały czas, więc tryb 10-15 lux, z przodu, też się prosi,
    – przód i tył ma być bardzo dobrze widoczny z odległości >200 metrów,
    – światło ciągłe (w sumie implikuje to StVZO)

    Początkowo myślałem żeby z przodu wywalić fabryczną lampkę i poszukać innej o dwustopniowym trybie świecenia. Pomysł odpadł ze względu na cenę. Najśmieszniejsze, że lampki fabryczne okazały się najlepsze z tych co oglądałem z myślą o jeździe dziennej: oszczędne, dobra widoczność jak się jedzie w cieniu drzew, czy tunelu itp..

    Przód: Gazelle LightVision LED
    Tył: Axa Riff LED.

    O ile przód jest w tylko „przyzwoity” (czas życia akumulatorków zaledwie 15h), to z tyłu jestem bardzo zadowolony. Gdybym je kiedyś uszkodził, to szukałbym oryginalnego modelu, szczególnie tylnej. Z przodu bym może pomyślał o jakieś innej zintegrowanej 15/30 lux, ale są drogie.

    Problem pozostał z wyborem lampki na przód z myślą o zimie i generalnie jazdy w ciemnościach. Wybór padł na Trelocka LS 750. Nie jest ideałem, ale oszczędnie obchodzi się z akumulatorkami, dobrze oświetla drogę i nie grzeje się. Ma dwie wady:
    – filigraniowa obudowa, co prawda spadła mi nie raz i nic się nie stało, ale tworzywo sprawia wrażenie delikatnego
    – na dużych krawężnikach i dziurach potrafi nieco opaść mocowanie, trzeba o tym pamiętać

    Ma jednak jedna dużą zaletę, o którą — nie wiedzieć czemu — ciężko u konkurencji: można ją obracać w poziomie, dzięki czemu mogę ją zamocować na dowolnym miejscu kierownicy, a nie tylko w centralnej części.

    Myślałem także o produktach B&M, ale przeginają z cenami.

    W praktyce AXA z tyłu i Trelock z przodu jest bardzo dobrym rozwiązaniem w mieście. Da się zamknąć w kwocie 200PLN

  • Łukasz na wstępie to szybkiego i owocnego powrotu do zdrowia .
    Owocnego , bo moim zdaniem to jest okres który powinniśmy poświęcić na przemyślenia. ;)

    Ja w kask zaopatrzyłem się po 2 zderzeniu kiedy mogło się skończyć najgorzej, a ktoś dał mi kolejny raz nową szansę.
    Uświadomiłem sobie że miałem duuuużo szczęścia i lepiej nim więcej nie szastać. Ja na szczęście byłem mocno poobijany + połamana ręka dość niefortunnie ta sama co kilkanaście lat wcześniej również na rowerze. Czemu na szczęście, bo pewnie już ktoś Ci mówił, że silne uderzenia głową niestety (odpukać) mogą się odezwać po latach. O miliardach komórek zamordowanych lepiej nie wspominać ;) ale widzę że tu dajesz radę.

    Tak czy inaczej przez rok kasku nie ściągałem (1 miesiąc w gipsie plus 2 rehabilitacji zrobiło swoje), po roku wyluzowałem, potem był szlif i kask wrócił do łask.
    Obecnie śmigam w kasku w terenie, za miastem oraz zimą zawsze, na mieście niekoniecznie, ale to jest igranie, jak widzę co ludzie robią na DDRach lub kierowcy na drogach.

    Niewiele naprawdę trzeba. Nie nakłaniam nikogo. Każdy powinien sam decydować o tym.
    Wystarczy, że ktoś będzie jechał szybciej i zwali nas z roweru, spotkanie skroni z krawężnikiem to może być nasze ostatnie spotkanie.

    Jeszcze raz zdrowia i pomyślności wszelakiej ;)
    Pozdrawiam

  • @Defel – Kuzyn ma się dobrze, nic poważnego mu się nie stało. Tylko się trochę poobijał.

  • Z oczywistych powodów, wielokrotnie przytaczanych w komentarzach, jakiś czas temu podjąłem decyzję że kask będzie „integralną częścią mojego roweru”. Tam gdzie rower tam i kask. Zachęcam wszystkich do używania kasków, jednocześnie sprzeciwiając się przymusowi w stosowaniu takiej ochrony. Niech każdy sam zadecyduje, bo świadoma decyzja jest zawsze lepsza od ustawowego nakazu. A wszystkim niezdecydowanym powtarzam – „Gołą głowę przykładam do poduszki, do asfaltu wolę przyłożyć kask”.

    Łukaszu, zdrowiej i życzę Ci żebyś jak najszybciej znów mógł stanąć na pedałach :)

  • Dzięki za życzenia, powoli wracam do formy :) Nie wiem tylko o jakim czarnym pancerzu piszesz. Jeśli o kasku, który wrzucałem na Fejsa, to mam go od ośmiu lat :)

  • Łukasz, życzę Ci szybkiego i pełnego powrotu do zdrowia i oby Cię taka przygoda więcej nie spotkała! W ubiegłorocznym wypadku miałem wprawdzie o wiele więcej szczęścia niż Ty, ale była to lekcja, która poskutkowała – od tamtego dnia jeżdżę w kasku codziennie i bardzo sobie chwalę :) Pozdrawiam!

  • Fetysz kasku jest zaskakujący. Kask chroni tylko i wyłącznie przed tym co rowerzysta może zrobić sobie sam. Jak Pan Dróg i Bezdroży walnie rowerzystę podczas wyprzedzania na odległość lakieru – kask nic nie pomoże. Jak kierowca ogarnięty wybiórczą ślepotą – wymusi pierwszeństwo, kask również do niczego się nie przyda. Kask chroni przed upadkami na GŁOWĘ, w żaden sposób nie wpływa na bezpieczeństwo rowerzysty w ruchu ulicznym. Używają go głownie, ci którzy szybko jeżdżą rowerami po lesie, albo po szosie, wtedy kiedy ryzyko UPADKU jest największe.

    No ale zawsze można się przypieprzyć, zrzucić winę w razie wypadku, czy ponarzekać na rowerzystów. To samo jest z kamizelkami. Kiedyś pewna pani prokurator argumentowała, po wypadku, w którym jakiś szaleniec wjechał w rodzinę na rowerach stojącą na poboczu „Bo nie mieli kamizelek i kasków”

    Takie opowieści jak ta już mnie nudzą. Ciekawe czy gdyby poprzyglądać się temu zatroskanemu taksiarzowi przez cały dzień, to okazałoby się, że jest Idealnym Kierowcą, któremu większe i mniejsze błędy absolutnie nigdy się nie przydarzają? W ogóle są tacy? Jakoś nikt tego od samochodziarzy nie wymaga, za to rowerzyści mają być idealni a błędy jednostek bez poczucia żenady generalizuje się na wszystkich . O tym, że 90 procent wypadków z udziałem rowerzystów i samochodów jest z winy kierujących pojazdami zmechanizowanymi to już nawet nie ma co wspominać. Bo to nie pasuje do wizji strasznych rowerzystów terroryzujących i prześladujących kierowców samochodów.

  • @Patrzący – oczywiście, że kaski nie chronią przed niczym, jak tylko przed urazami (nie wszystkimi) głowy. Ale nie przesadzałbym z „fetyszem”. Są kaski w sklepach, więc jak ktoś chce, to po prostu kupuje i nosi na głowie.

    Ja znam sporo historii, gdy kask naprawdę ochronił głowę przed grzmotnięciem w ziemię. Sam kiedyś miałem wypadek na skuterze, gdy babka wymusiła na mnie pierwszeństwo i gdyby nie kask, to pewnie nie byłoby co ze mnie zbierać. A tak, skończyło się tylko na lekkich stłuczeniach.

    Moja historia nauczyła mnie, że często właśnie w najprostszych sytuacjach, może wydarzyć się coś nieprzewidzianego i niezbyt fajnego. I zapewne kask sporo by mi dał. Od teraz będę już zawsze jeździł w kasku, ale nie planuję zbyt mocno do tego nikogo namawiać, bo kto będzie chciał jeździć w kasku, to to będzie robił. A kto nie – ten nie.

    A pijani, albo porąbani kierowcy – to jest inny temat, który też nieraz tutaj na blogu poruszałem.

  • A ja, jak kiedyś wsiądę znowu na rower to na samochody i porąbanych kierowców mam już przygotowany dzwonek, który zabija dźwiękiem (140 dB) :-) Oczywiście stosowanie wyłącznie na kierowców, a nie na pieszych bo ktoś by mógł zejść na zawał.

  • „Kask jest ważny.”

    Tak samo ważne jak przestrzeganie przepisów, czy (rozsądna) jazda z włączonymi światłami w rowerze. Ale jakoś łatwiej o rowerzystę w kasku niż o przestrzegającego przepisy i szanującego innych. A kask jest ostatnim ogniwem bezpieczeństwa… Gdyby taką energią dbać o przestrzeganie przepisów (przez siebie i innych) jak o kask to byśmy byli wzorem dla innych.

    Łukasz: wpis o kaskach aż się prosi. Temat będzie mocno popularny. Widać to tutaj. :-)

  • @MaciekR – daaawno, daaawno temu pisałem o kaskach:

    https://roweroweporady.pl/jaki-kask-rowerowy-kupic/

    I tekst o tym, czy warto jeździć w kasku:
    https://roweroweporady.pl/czy-warto-jezdzic-w-kasku-na-rowerze/

    Muszę pomyśleć o odświeżeniu pierwszego tekstu.

  • Kolega Patrzący pisze o PRZYCZYNACH, a kask jest po to żeby łagodzić SKUTKI. Oczywiście że nie uchroni on nas przed szeroko pojętą nieodpowiedzialnością współużytkowników dróg oraz innymi zdarzeniami losowymi. Jeśli jednak…

    Jeśli jednak kiedyś, nie daj Panie Boże,
    Inny bezimienny „Pan Dróg i Bezdroży,
    Zmieni mój tor jazdy w trajektorię lotu,
    Nie chcę mieć na głowie tylko kropel potu.
    Blisko czy daleko – w końcu gdzieś dolecę
    Twardym lądowaniem kończąc przykrą hecę
    I witając Ziemię raczej się ucieszę
    Że na czubku głowy siedzi mój orzeszek.

  • @Łukasz: no patrz, nie zauważyłem że jest taki temat, niepotrzebnie tutaj pisząc.

    @Dazla

    Ładny wierszyk.

    Z przyczyn wypadków nie uwzględniłeś najpopularniejszej: czyli zrobienie samemu sobie krzywdy. Na jednym dużym polskim forum rowerowym jest wątek o „glebach” rowerzystów: zdecydowana większość to efekt kuszenia losu, co jest o tyle przerażające, że nie mamy metalowej puszki, poduszek powietrznych czy pasów bezpieczeństwa, które mają chronić całe ciało przed urazami.

    Oczywiście: możemy jeździć zachowawczo, ale wystarczy niebezpieczny manewr kierowcy, albo nasz błąd i też możemy mieć wypadek. Wtedy faktycznie kask ma rację bytu i to jest duży argument za jego stosowaniem. Ale kask powinien być *jednym* z wielu elementów poprawiających bezpieczeństwo naszego zdrowia/życia.

    Choćby scenka z przed paru dni w Gdańsku: koleś na szosówce (spd, kask, od kolorów na gaciach aż się w głowie kręciło) na Podwalu/Hucisku usiłował wymusić (czerwone światło) pierwszeństwo. Myślał że zdąży, ale nie pomyślał o szynach tramwajowych i zaliczył glebę. Szczęśliwie auta się zatrzymały widząc debila. Kask pewnie mu pomógł, ale po kiego sprowokował całą sytuację? Co ciekawe mniej aut robi takie manewry, choć są lepiej chronieni. Swoją drogą zawsze myślałem, że ten typ roweru nie wybierają amatorzy jak ja, ale bardziej świadomi rowerzyści.

  • @Dazla
    Powiedz, o czym myślałeś pisząc to zdanie?
    „Nie chcę mieć na głowie tylko kropel potu”
    Według mnie powinno być chyba
    „wolę mieć na głowie kilka kropel potu” bo ze zdania, które pokazałeś wynika, że wolisz mieć na głowie coś więcej niż pot [krew?].

  • @Xau

    W kolegę z BMK trafił pijany kierowca. Pewnych zdarzeń nie przewidzisz.

    Jadąc chodnikiem jedziesz także ulicą. Mam tylko nadzieję, że korzystasz z ddr, jeśli są wzdłuż chodnika. I że nie jeździsz po chodniku wzdłuż mało ruchliwych ulic.

    Co do braku oświetlenia, jadąc nieoświetlonym rowerem po ddr stwarzasz zagrożenie dla innych rowerzystów. Twoje odblaski mogą być niewidoczne w świetle standardowej, montowanej fabrycznie lampy rowerowej. A nikt nie będzie kupować silnych lamp do rowerów, bo komuś innemu nie chce się zamontować prawidłowego oświetlenia

    Przynając się do jazdy bez oświetlenia pokazujesz, że zachowujesz się nieodpowiedzialnie i lekceważąco wobec innych użytkowników dróg. To wskazuje, że niepotrzebnie nosisz kask, gdyż nie ma on czego chronić.

  • @Xau

    Piesi nie muszą być oświetleni. Po co pieszemu oświetlenie na chodniku, gdzie w zasadzie nie powinno być żadnych pojazdów?

    Lepiej oświetl Twój rower, żeby pieszy mógł zobaczyć Ciebie, jak terroryzujesz go na chodniku.

  • @MaciekR

    Przykład sytuacji na Podwalu/Hucisku pokazuje, że ważniejszy od kasku jest rozsądek. Kask chroni (w ograniczonym zakresie) tylko fragment głowy, zupełnie nie chroni reszty ciała. Zginąć można także od urazów wielonarządowych (np. pęknięta wątroba, pęknięta śledziona, pęknięta aorta, połamane żebra i przebite nimi płuca).

  • @Uthark – tak, masz rację, zdrowy rozsądek jest najważniejszy. Można ubrać się jak ludzik Michelin, a potem skoczyć ze skały i zginąć. Normalna sprawa, tak na logikę.

    Ale bardzo mi się nie podoba, gdy zaczynasz tworzyć jakieś zawoalowane żarty na mój temat, takie jak np. tutaj:
    http://forum.gazeta.pl/forum/w,372,123166452,152632873,Re_Kask_kaskiem_ale_.html

    Nigdzie w tym wpisie nie namawiam do jazdy w kasku i namawiać nie będę. Każdy ma swoje przemyślenia i podejście. Nieraz pisałem, że narzucanie obowiązkowe jazdy w kasku jest bez sensu.

    A Ty prowadzisz jakąś dziwną krucjatę, gdzie argumenty masz w większości słuszne, ale przedstawiasz je w bardzo agresywny i mało przystępny sposób. Jedyne co mogę Ci poradzić, to zluzowanie trochę gumy, bo sposób w jaki przekazujesz swoje doświadczenia, jest ze sporą napinką (niepotrzebną).

  • @XAU i inni

    „Czołówka” nie stanowi oświetlenia roweru – dlatego jest nieprzepisowa. Nie zwalnia z obowiązku oświetlenia roweru, gdy trzeba. Nic mi nie wiadomo, żeby była zabroniona, więc można pewnie ją stosować jako oświetlenie dodatkowe.

    A po zmroku warto mieć oświetlony rower. Ma to bez porównania większe znaczenie niż najlepszy kask. Trzeba być widocznym – inaczej samochód może najechać na nieoświetlonego rowerzystę i żaden kask nie pomoże. Ja często jeżdżę po zmroku i nierzadkim widokiem jest rowerowy „ninja” w kasku.

  • @ Łukasz i inni

    Przepraszam, że uraziłem Ciebie. Jeśli uraziłem moim sarkazmem kogoś innego, to też przepraszam.

    Jeszcze małe co nieco o oświetleniu. Do jazdy po mieście nie są potrzebne żadne lampy za 200zł. Wystarczy fabryczna lampa rowerowa lub jakaś lampy na baterie – spokojnie można zmieścić się w 50zł.

    PS. Na wszelki wypadek dodam, że nie mam nic przeciwko kaskom

  • Witaj, na początek napiszę że od niedawna wczytuję się w Twojego bloga, jednak uważam że to najlepiej zorganizowany kącik wiedzy rowerzysty. Dobra robota.

    W zeszły piątek sam przydzwoniłem w auto wynurzające się z bramy. Kierowczyni po prostu mnie nie widziała. Jechałem bez kasku i jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności głowę mam całą, ale rozwalone kolano.
    Jednak mimo to, sądzę że kask jest potrzebny, gdyż uderzenie kolanem a głową, stanowi ogromną różnicę.

    PS. A co do uwidaczniania się na ulicy, to nie mam więcej pomysłów co mogę więcej zrobić, gdzie z przodu mając dwa odblaski, dwa światła, kamizelkę odblaskową i kask kolorowy, to i tak w wielu przypadkach jestem niewidoczny dla wielu kierowców…
    Pozdro.

  • Polskie drogi rowerowe (i nie tylko) to jakaś masakra. Ale życzę również szybkiego powrotu do zdrowia. Jak niedługo zajadę w takie jedno miejsce w swoim rodzinnym mieście, to wrzucę fotkę nowoutworzonej drogi rowerowej. Jezdnia była dość szeroka to domalowali pas dla rowerzystów i niby wszystko ok, ale po środku geniusze dorobili takie wysepki dla pieszych, z wysokimi krawężnikami :(

    Ostatnio był jakiś wypadek, bo samochód mijając wysepkę zahaczył tylne koło rowerzysty. Na szczęście rower oberwał najmocniej, a rowerzysta jedynie się poobijał – główka cała bo miał kask drogi Łukaszu :) Nie żebym sam jeździł w kasku.

  • Jazda rowerem po mieście to chyba jeden z najniebezpieczniejszych sportów.

    Ostatnio wjechałam na szynę kolejową.
    Dwa szwy na wardze, dwa złamane zęby (grrr), porządnie stłuczone kolano, i rozcięcie na prawym nadgarstku, 7 szwów, też dość porządne, na szczęście ścięgien sobie nie zerwałam, ale lekarze na ratunkowym przychodzili sobie robić zdjęcia…

    Jak pech to pech, ale cóż mogło być gorzej. Ciekawe kiedy będę mogła wsiąść na rower…

  • no to trochę Cię pokiereszowało – ja miałem 2 wypadki dwukrotnie uderzył we mnie samochód – raz na drodze kierowca zawracał i mnie nie zauważył, a 2 raz wjechał we we mnie na przejeździe dla rowerów w tym wypadku nawet nie spojrzał na ścieżkę, za 1 razem jechałem bez kasku wylądowałem w szpitalu wstrząs mózgu szwy, w tym drugim kask już miałem, skończyło się na siniakach. Ludzie obojętnie jak dobrze jeździcie, to nie jesteście na ulicach sami. Pamiętajcie o tym i zakładajcie kaski.

  • Miło słyszeć, że doszedłeś do zdrowia; chociaż jak piszezsże odczuwasz jeszcze trochę jego skutki.
    Polskie drogi są bardzo niebezpieczne. Ja jeżdżę po mieście i czasami drogach w północnej Germanii i czuję się dość bezpiecznie, kierowcy uważają na rowerzystów. Obok większych dróg są drogi dla rowerów, ale do sytuacji w Holandii trudno je porównywać, tam są autostrady dla rowerów równe jak stół.
    Mój brat jeździ na rowerze w Polsce, znacznie intensywniej niż ja i miał już dwa poważne wypadki. Polscy kierowcy aut jeżdżą w porównaniu do kierowców w krajach gdzie sytuacja na drogach jest najlepsza, nadal bardzo niebezpiecznie.
    Jako rowerzysta należy wziąść to pod uwagę i jeździć defensywnie. Poza miastami należy używać dróg z małą ilością aut.
    Ja jako pieszy gdy czasami odwiedzam Polskę zachowuję się przy przekraczaniu ulic i przy przejściach dla pieszych bardzo ostrożnie, bo mimo, że chyba większość kierowców przy przejściach dla pieszych zwraca na tychże uwagę, to są tacy którzy jadą jakby byli na drodze szybkiego ruchu.
    Jeszcze raz: dobrego zdrowia i uważaj na siebie.

    • Dziękuję za miłe słowa.

      Niestety mimo ostrożnej jazdy, włączonych dobrych lampek w ciągu dnia, to i tak zdarza mi się spotykać „kierowców”, który chcą udowodnić, kto rządzi na ulicy. Już nie mówię o psychopatach, którzy wyprzedzają na gazetę, nawet gdy z naprzeciwka nikt nie jedzie :(
      I na takich dzikusów nie mamy żadnego wpływu, choćbyśmy jechali mega ostrożnie z oczami dookoła głowy.

      Jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie zanim u nas się coś zmieni. Jedną z przyczyn na pewno są za niskie mandaty, których się już nikt nie boi i na drogach panuje bezkarność. A mandat od policji to dla większości „krzywda” zamiast nauczki i okazji do refleksji.