Piesi na pasach – hiszpańskie przemyślenia

Cały ten tydzień spędzam na Teneryfie, dlatego nie planowałem żadnego poradnikowego wpisu, aczkolwiek mam już w głowie przygotowane kilka fajnych tematów, które poruszę po powrocie. Ale spędzając tu czas i poruszając się po wyspie na pieszo, samochodem oraz rowerem zebrało mi się na kilka przemyśleń. Wydawać by się mogło, że skoro to ciepła, hiszpańska wyspa – to kierowcy pędzą na oślep, piesi chodzą po ulicach, a rowerzyści mają w nosie wszelkie przepisy ruchu drogowego. Hakuna matata :) Nic bardziej mylnego!

Po wyjściu z lotniska poszedłem na parking, na którym czekał na mnie samochód. Niesamowicie się zdziwiłem, gdy przed przejściem dla pieszych zatrzymał się samochód, by mnie przepuścić. Myślę sobie, dobra, może akurat dopiero co ruszał i z litości mnie puścił. Ale na następnym skrzyżowaniu było tak samo… Kolejne dni tylko potwierdziły to, co zobaczyłem. Tutaj kierowcy przepuszczają pieszych. ZAWSZE. Przez pięć dni nie zdarzyło się, żeby kierowca mnie nie przepuścił. Przed każdym przejściem dla pieszych jest wymalowana w poprzek jezdni linia ciągła, która przypomina o tym, kto jest w tym całym zamieszaniu najsłabszym uczestnikiem ruchu.

piesi-na-pasach-w-hiszpanii

Nie wiem jak to jest w kontynentalnej Hiszpanii, ale tutaj jestem po prostu wniebowzięty, jak kierowcy potrafią się zachowywać. Czy to przepisy? Czy to kultura? Pewnie połączenie jednego z drugim.

Gdy jeździliśmy rowerami nie zdarzyło się, żeby jakiś kierowca wyprzedzał nas na gazetę (150 cm dla rowerzysty? Dobry żart). Ba, jeżdżąc po górach (samochodem) widziałem kierowców, którzy czekali chwilę aż rowerzysta dojedzie na szczyt albo minie zakręt, by móc go spokojnie wyprzedzić. U nas to (jeszcze) nie do pomyślenia.

Następna sytuacja. Stoimy samochodem w niedużym korku. Z bocznej ulicy do ruchu chce się włączyć kilka samochodów. Z daleka widzę, że każdy kierowca wpuszcza po jednym samochodzie z bocznej uliczki. U nas? Czekaj aż uschniesz, bo nikt cię nie wpuści.

Z tego co wiem, jest u nas w planach wprowadzenie obowiązku przepuszczania pieszych na pasach. I bardzo dobrze, choć warto pamiętać, że nadal jest wiele przejść dla pieszych, które nie są zbyt bezpieczne i warto je przy okazji przebudować. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsza jest powolna zmiana mentalności. Pisałem o tym ja (i Wy w komentarzach) niedawno w tekście o pieszych na drodze rowerowej. Trzeba pamiętać o poszanowaniu praw innych uczestników ruchu i to realizować. Nie po to by każdy mógł robić to co chce, bo doprowadziłoby to do Armagedonu, ale po to by każdy mógł się czuć bezpieczniej.

Statystyki podają, że co trzeci martwy pieszy w Unii Europejskiej ginie w Polsce. Wcale mnie to nie dziwi, po tym co widzę poruszając się naszymi drogami. Oczywiście piesi nie są święci i czasami sami proszę się o śmierć, ale nie można zapominać ilu z nich ginie przez brawurę i bezmyślność kierowców.

Zmiana przepisów pomoże także rowerzystom. Teoretycznie kierowcy muszą przepuszczać nas, gdy droga rowerowa przecina ulicę idzie wzdłuż ulicy. Czy tak się dzieje? Jako tako to działa, ale i tak trzeba bardzo uważać na kierowców, którzy się zagapią. Kwestia pierwszeństwa w momencie gdy droga rowerowa przecina ulicę, nie jest jeszcze niestety unormowana w przepisach.

Tutaj według mnie został popełniony błąd. Dając częściowe pierwszeństwo rowerzystom, nie zrobiono tego w całości. Tak samo powinno być z pieszymi. Tak jakbyśmy my mieli zostać „króliczkami doświadczalnymi”. A lepiej było po prostu wprowadzić to jednocześnie, tak by nie było niedomówień i dziwnych luk w prawie.

Kończę, bo znowu powiecie, że wzięło mnie na marudzenie ;) A to nie jest marudzenie, bardziej smutek, że muszę jechać tak daleko, żeby zobaczyć jak można się wobec siebie zachowywać na drogach. I nadzieja, że u nas też tak będzie. I nie za 30-40 lat, tylko niedługo. Zmiana mentalności jest możliwa i bardzo w to wierzę.

Skomentuj barklu Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

48 komentarzy

  • Mam 10 km do granicy czeskiej a tam… inny świat:) np u nas często na pustej drodze małe auto typu Tico czy Seicento wyprzedza na styk na pustej drodze, a w Czechach TIR w całości zjeżdża na drugi pas.
    w Polsce zauważyłem pewien paradoks – w większych miastach jak Gliwice, Katowice kultura na drodze jest większa niż w miasteczkach czy wsiach i to właśnie na wsiach czy osiedlowych ulicach spotykam się z większym chamstwem niż w zatłoczonych centrach (głównie chodzi mi o wymuszanie pierwszeństwa na skrzyżowaniach) – czyli paradoksalnie to na spokojnej wsi mam większe szanse spotkania z blachą:)

    • Niestety zauważyłem tę prawidłowość,że im spokojniejsza droga tym bliżej mnie przejeżdzają samochody,ale nie zgodzę się ,że to tico z moich obserwacji wynika ,że to bmw i audi to najwięksi gazeciarze.

      • chodziło mi tu o to że mały, wąski samochodzik nie musi zajmować dużo przeciwnego pasa by ominąć rower w odległości przepisowego metra a często mi się zdarza, że takie toczydełko mija mnie na lusterka nawet jak z drugiej strony nic nie jedzie i bez problemu mógłby się odsunąć

        • Święta prawda, do dziś pamiętam astrę I, która na długiej prostej i pustej minęła mnie dokładnie o włos… poczułem na łokciu lusterko… ale mega bas w samochodzie musi być.

          Kolejną sprawą jest wymuszanie pierwszeństwa, wielu ludzi po prostu jedzie, bo ,,to tylko rower, więc niech ustępuje pierwszeństwa…” Zdarzają się miłe niespodzianki, jak np. gość, który czekał na włączenie się do ruchu (uliczka przecinająca chodnik i ścieżkę), cofnął się, żeby mnie przepuścić, ale to mega rzadkość.

          Do BMW niestety to się zgodzę, bo akurat jedyny wypadek miałem z udziałem BMW, drugiego uniknąłem na szczęście. Nawet jadąc samochodem gość w BMW wyprzedzając na pustej drodze cudem nie zahaczył mojego przodu. Niby marka o niczym nie świadczy, ale coś w tym jednak jest.

          Podobało mi się zachowanie kierowców w Gdańsku i ścieżki rowerowe (przemyślane), sam nie miałem okazji rowerem jeździć, ale ludzie rozglądali się i zwalniali przed przejazdami ze ścieżkami rowerowymi, u mnie w mieście (35 tys. ludzi), o ile ścieżką nie idzie grupa ludzi, to trzeba ciągle uważać, żeby jakiś inteligent nie zajechał drogi, nie mówiąc już o chwaleniu się ścieżkami rowerowymi, które są kompletnie (niecenzuralne słowa się cisną) nieprzemyślane.

          Omijanie przystanków autobusowych, 5 metrów po lewej stronie chodnika, 5 po prawej… slalom dosłownie, plus krawężniki… mało osób jeździ MTB po mieście, do tego takim ,,wypasionym”, więc kilka cm wystającego ostrego chodnika to według mnie przesada, projektanta powinni powiesić za pewną część ciała…

          A co do jazdy ulicami po za miastem, to jak dawno zauważono, lepiej jechać środkiem i wkurzać ludzi, niż jechać poboczem (wtedy prawie nikt nie zachowuje 1m tylko mija jak leci)

    • Czesi są chyba jacyś tolerancyjni ludzie,bo polacy jak widzą rowerzystę w rajtuzach to się wyśmiewają,obrażają a raz to nawet i ze sklepu mnie wyproszono.A Czesi?oni chyba nie zwracają uwagi na ubiór-nikt mnie nie obraził,nie wyśmiał…ostatnio nawet kilka razy pod rząd jechałem rowerem do Czech tylko po to,by w obcisłych ciuchach pochodzić po kaufland’zie.Brak reakcji-nikt mnie nie wyśmiał,nie obraził i nikomu to nie przeszkadzało.Szkoda że polska to nadal zacofany kraj.

      • nic dodać nic ująć!

        na szczęście Polska też powoooli normalnieje – 20 lat temu kupiłem sobie pierwsze przezroczyste (właściwie to bezbarwe bo nieprzezroczyste to tylko spawacz ma:)) okulary – na wsiach patrzyli jak na UFO i teksty dzieciaków typu „jaki gupi przeźroczyste bryle ma!”, podobnie kiedyś było z kaskiem

    • Tez mieszkam niedaleko granicy czeskiej (ok 20km). Gdzie mieszkasz?
      Natomiast nie zgodze sie z tym ze Czesi sa dobrymi i milymi kierowcami. Moze przepuszczaja pieszych i generalnie sa bardziej kulturalni niz Polacy w tej kwestii natomiast jezdza z ogromnym brakiem wyobrazni. Wyprzedzaja czesto na 3ciego i jeden taki spowodowal wypadek w ktorym uczestniczyla moja mama. Byl to facet majacy prawko ponad 20 lat na chyba 5 kategorii. Zawodowy kierowca z reszta.

  • „Tutaj kierowcy przepuszczają pieszych. ZAWSZE”

    „. Wydawać by się mogło, że skoro to ciepła, hiszpańska wyspa – to kierowcy pędzą na oślep, piesi chodzą po ulicach, a rowerzyści mają w nosie wszelkie przepisy ruchu drogowego. Hakuna matata :) Nic bardziej mylnego!”

    Nie wiem czy zwróciłeś uwagę na to, że wielokrotnie pisałem, że to pieszy _zawsze_ powinien być najważniejszy; nie rowerzysta, jak u nas niektórym w tyłkach się poprzewracało. Akurat jestem parę dni w Norwegii i widzę szacunek wszystkich (także rowerzystów, których tutaj sporo w Trondheim) do pieszych.

    Będąc na Zachodzie, choćby jako turysta, widać jakim jesteśmy zaściankiem.

    „Dając pierwszeństwo rowerzystom, nie zrobiono tego z pieszymi”

    I powtórzę z uporem maniaka: im miasto przyjaźniejsze dla pieszych to przy okazji i dla rowerzystów. Nie oczekuję specjalnych praw dla siebie’ jadąc rowerem, ale dla pieszych.

    „I nadzieja, że u nas też tak będzie. I nie za 30-40 lat, tylko niedługo. Zmiana mentalności jest możliwa i bardzo w to wierzę.”

    Dla mnie to jeszcze 2-3 pokolenia, ale nie wiem czy mi się chce tyle czekać.

  • @Rysiubat
    Prawda. Jak słyszę za plecami warkot rasowango tłumika, z góry wiem, że na tablicy rejestracyjnej będą TRZY litery: CBY, CTU, CGD, CSW … wioskowe kompleksy niespełnionych rajdowców są leczone w miastach – trzy litery, jak trzy paski na dresie – przypomina Wam to coś?

    • Ja także ma wielki respekt ale nie z szacunku tylko ze strachu przed frustratami drogowy, którzy są z klanu WOT, WSI, WDM, WPR, WWL, LLU, BBI, WPI , TKI, WWY

    • Kompletnie nie trafiłeś. To nie miejsce zamieszkania dodaje komuś rozumu czy stanowi o kogoś kulturze na drodze.

      • Oj dużo mówi. Bardzo dużo jeżdżę samochodem i widzę, że największe buractwo ma 3-literowe, powiatowe rejestracje. Nawet ci, o których zapewne myślisz – miejscy, nowobogaccy emigranci… Mało tego, oni są jeszcze gorsi niż nasze CBY czy CNA.

      • Oczywiście, że miejsce zamieszkania nie stanowi o kulturze, ale kultura otoczenia w miejscu zamieszkania na pewno wpływa na drogowe zachowania.

  • Nie trzeba jeździć daleko, już Niemcy to zupełnie inne wrażenia. Wyjeżdżanie samochodów z parkingów i podwórek z zatrzymaniem się i przed chodnikiem i przed drogą, czekanie na możliwość bezpiecznego wyprzedzenia rowerzysty czy zwykła uprzejmość z wpuszczeniem kogoś na ruchliwym skrzyżowaniu :) Nic nie poradzimy, należy jedynie promować rowerowy styl życia w Polsce. Im więcej kierowców w wolnym czasie jeździć będzie rowerem, tym przypuszczalnie bardziej będą na rowerzystów uważać przesiadając się do aut.

  • Na przejeździe przecinającym drogę z pierwszeństwem rowerzysta ma pierwszeństwo dopiero gdy na niego wjedzie. Pierwszeństwo przed przejazdem jest tylko wtedy, gdy jedziemy wzdłuż drogi z pierwszeństwem. Zatem to, ze kierowcy się nie zatrzymują, nie jest sprzeczne z przepisami.

    • Pod warunkiem, że pierwszeństwo regulują znaki. Czyli na drodze rowerowej przed przejazdem powinien być znak A-7 „ustąp pierwszeństwa” lub B-20 „stop”. W innej sytuacji przejazd dla rowerów jest traktowany jak zwykłe skrzyżowanie równorzędne przynajmniej według GDDKiA.

    • Już poprawiłem tekst, musiało mnie przygrzać hiszpańskie słońce, że tak napisałem :) Tak jak piszesz, rowerzysta i pieszy ma pierwszeństwo jedynie w sytuacji gdy już znajdują się na przejeździe/przejściu.

  • Ta różnica faktycznie rzuca się szczególnie w oczy – różnica mentalności w PL i za granicą. Mam czasem wrażenie, że gdzie indziej ludzie się nie śpieszą tak szaleńczo, a u nas mają jakieś nieziemskie interesy nie cierpiące zwłoki i trzeba przejeżdżać na tzw. „bardzo bardzo bardzo późnym zielonym”, nikogo nie wpuszczać z bocznych uliczek, nie przepuszczać pieszych i rowerzystów. Czasem czuję się jak dzikus, kiedy jestem w innym kraju i z nieufnością podchodzę do każdego zwalniającego samochodu, bo a nuż coś się kierowcy odwidzi i zaraz przyśpieszy, albo to tylko złudne, że zwalnia na pasach?

  • Cytat: „Teoretycznie kierowcy muszą przepuszczać nas gdy droga rowerowa przecina ulicę. Czy tak się dzieje? Jeżeli ulica i droga dla rowerów idą równolegle do
    siebie, to jeszcze jakoś to działa. Ale spróbujcie przejechać w poprzek
    ulicy, najlepiej ruchliwej. Nie ma opcji, żeby ktokolwiek się zatrzymał, mimo, że według przepisów mamy pierwszeństwo.” według jakiego przepisu? przecież to jak samobójstwo przejeżdzać w poprzek drogi! Jeśli droga rowerowa biegnie równolegle do drogi a samochód skręca w dogę poprzeczną to kierowca musi ustąpić zarówno pieszym jak i rowerom, ale w przypadku skrzyżowania drogi rowerowej z jezdnią pierwszeństwo ma samochód (jedyna opcja, że znaki wskazują inaczej). Przecież pisząc takie stiwedzenia narażasz ludzi. A jeśli byłby taki przepis to wyobraź sobie jak kierowcza jadący pzepisowo 50km/h ma ustąpić roweżyście który jedzie np 25km/h i zobaczy go dopiero kątem oka w ostatniej chwili. Nie wyobrażam sobie wjechać komuś tak pod koła. Jeśli się ze mną nie zgadzasz podaj na jakiej podstawie tak piszesz.

    • Już poprawiłem tekst, musiało mnie przygrzać hiszpańskie słońce, że tak napisałem :) Rowerzysta i pieszy ma pierwszeństwo jedynie w sytuacji gdy już znajdują się na przejeździe/przejściu.

  • We Szwecji kierowcy też mają kulturę jazdy .W prawdzie nie wszyscy,ale z tego co spostrzegłem,to sporo kierowców przestrzega tam przepisy i naprawdę jest ok. .A u nas to brak kultury-kierowcy zajeżdżają drogę rowerzystą,wyprzedzają „o włos” ,na przejściu dla pieszych też czasem trzeba swoje odstać,a sygnalizacja świetlna…cóż,daltonistów którzy widzą tylko zielone to u nas pełno.Nie mam zamiaru nikogo obrażać,ale mi osobiście jeździ się lepiej po Czechach oraz Szwecji(zarówno samochodem jak i rowerem)niż po polsce.Mam nadzieję,że to się zmieni-że kary będą bardziej „bolesne” i nie mam tu namyśli żadnych wysokich mandatów a np.zatrzymywanie prawka.Szkoda tylko ,że po naszym kraju jeździ sporo osób bez prawka … .

    • Witam,
      mnie zdarzyło się przejechać niemal pół Szwecji na rowerze już wiele lat temu i praktycznie jak sięgnę pamięcią to nikt z moich znajomych ani ja nie mieliśmy problemu z kierowcami aut a tym bardziej z tirami. Po prostu można było się skupić na samej przyjemności jazdy niż oglądania się za siebie z duszą na ramieniu. A u nas?
      Jak znalazł przypadek z dnia dzisiejszego – podążam do Torunia rowerem, jadę chodnikiem, bo o ścieżce rowerowej nikt nie pomyślał, a facet od strony jezdni ładuje się na mnie i dodatkowo sobie przyspiesza zadowolony z siebie jakby nigdy nic. Pewnie ksiądz bo to wjazd na plebanię. Dojeżdżam na Skarpę i dalej już ścieżką rowerową a tam dwie paniusie dyskutują nad wózkiem dziecięcym, obydwie tyłem do mnie odwrócone, zadek wypięty i zero możliwości ominięcia kaszalota. No krew mnie ścięła. Kawałek dalej pan z pieskiem – właściciel z lewej, zwierz z prawej a pośrodku smycz. O pradawni bogowie! – wołam. Lecz nie koniec całej mojej opowieści bo dojeżdżając do końca owej ścieżki przy przejściu podziemnym ktoś postawił sobie autko akurat w miejscu gdzie kończy się / zaczyna wygodny podjazd dla rowerów.
      Jak dla mnie to jeszcze co najmniej 10 pokoleń zanim zmądrzejemy, choć pewne oznaki na lepsze są. Jednak jak mówi przysłowie: jedna jaskółka wiosny nie czyni.

      • Tak,ale we Szwecji jest pełno polaków i od razu widać,który to szwed a który polak.Szwed jedzie samochodem przepisowo,zaś polak-wiadomo.

        • Do mojego miasta często zjeżdżają Niemcy (Warmia i Mazury), w wakacje częściej można zostać przepuszczonym na pasach, ale jak się spojrzy na rejestracje, jest to rejestracja niemiecka… inna kultura

  • Witaj w cywilizowanym świecie. A tu u nas musi zmienić się mentalność a nie przepisy. Tzn przepisy ok, spoko, nie żebym był przeciw zmianom. Najsłabszy – pierwszy to dobra zasada. Ale w czym innym tkwi problem. Przecież nie ma permanentnych kierowców/rowerzystów/pieszych, większość z nich staje się każdym z nich okresowo. Przecież chamstwo i bezmyślność panuje wśród rowerzystów takie samo. Naprawdę tak nie ma w Waszych miastach? Aż nagram to kiedyś na kamerę. Ścieżka nadmorska w Trójmieście. Scenka do powtórzenia za -każdym- razem, szczególnie w sezonie. Jadę ścieżką, zatrzymuję się żeby przepuścić stojących na brzegu pieszych, bo nikt nie chce ich przepuścić od minuty. Staję – wtedy 5 do 15 rowerów wymija mnie z lewej. Oczywiście dalej nie przepuszczając pieszych. Totalna cebula. Więc nie mówcie ze kierowcy tacy a tacy.

    • Oczywiście, że cebula to stan umysłu, a nie środek transportu. Ale pamiętaj też, że w wielu, wielu kierowców samochodów nie skalało się jazdą na rowerze albo przejściem pieszo więcej niż jednego skrzyżowania (ze światłami w dodatku, gdzie przynajmniej wiadomo co i jak).

    • Takie i inne chore sytuacje wynikaja rowniez z podejscia „wladz” do transportu, oznakowania, budowy drog i przejsc dla pieszych.
      Drogowka, policja i wykonawcy drog nie wspolpracuja ani nie koordynuja wspolnych dzialan co przeklada sie na zastraszajaca ilosc absurdow prawnych, oznakowan czy wykonastwa i przez to obywatel nie przestrzega przepisow – brak spojnosci.
      Sam osobiscie permanetnie olewam – w pewnych miejscach swego miasteczka – przepisy i oznakowania a dostosowuje sie do zastanej sytuacji, gdybym zrobil inaczej prawdopodobnie bylbym juz kaleka nie zdolnym do samodzielnego poruszania.
      Takie sytuacje ucza wrecz NIE przestrzegania przepisow, ja na szczescie zdaje sobie sprawe co robie „zle” i wiem dlaczego ale ilu mlodych w ogole sie zastanawia nad sytuacja jaka zastanie na drodze ?

  • Myślę, że przesadnie pogarszasz obraz Polaków, a idealizujesz Hiszpanów. Nie spotykam się z aż takim chamstwem kierowców (pieszych owszem). 1 na 2 kierowców przepuszcza [ieszych na przejściach.

    • Trochę kiepski wynik, z którego nie ma co się chwalić. Dla porównania w Brukseli tylko raz musiałem czekać aż samochód przejedzie — miałem czerwone. Teraz zauważasz różnicę między nami a cywilizacją? :-)

    • Ani nie pogarszam, ani nie idealizuję. Po prostu piszę to co widzę. Nie wiem skąd jesteś, ale zapraszam do Łodzi na przykład na ulicę Obywatelską czy Maratońską. Prędzej korzenie zapuścisz niż cię jakiś kierowca przepuści. U nas przepisy nie nakazują przepuszczania pieszych, więc nie jest to chamstwo, a po prostu brak zrozumienia.

      Ale chamstwem jest wyprzedzanie na gazetę, o czym pisałem w podlinkowanym tekście i sam sobie tego nie wymyśliłem. Kwestia gdzie jeździsz, może są miejsca gdzie kierowcy odsuwają się na drugi pas (hah).

    • Toż nawet na postkomunistycznych Węgrzech w Budapeszcie starczyło podchodzić do przejścia bez świateł żeby autka się grzecznie zatrzymywały.

  • Wiele aspektów społecznych (np. jakość urzędów, szpitali, dróg itd.) można by tak porównywać z Hiszpanią, Szwecją, Czechami, Węgrami i myślę, że też pozostałoby tylko pozazdrościć.

  • Miałem podobne wrażenia jak byłem na Teneryfie – szokiem dla mnie było to zatrzymywanie się samochodów przed przejściami mimo że byłem jeszcze dosyć daleko. W samej Hiszpani też jest to widoczne, ale trochę mniej.
    Lubię też przekraczać granicę polsko-czeską. Po wjeździe do Czech zaczyna się inny świat – pełno rowerzystów, ładne oznakowania tras rowerowych itp.

  • Witam Łukaszu bardzo ciekawy blog.Czy mógłbyś zrobić artykuł o hamowaniu dwoma hamulcami? Mam 13 lat i gdy potrzebuje szybko wyhamować to hamuje obydwoma hamulcami (przedni mam ustawiony na skraju uniesienia tylnego koła choć w hamulcach szosowych nie łatwo o to). Lecz moi koledzy niestety nie zdają sobie sprawy z powagi tematu i zazwyczaj hamują samym tylnym, a przedni mają tak że ledwo idzie klamkę ruszyć (bardzo mocno naciągnięta linka). Pozdrawiam.

    • Witaj, dziękuję za miłe słowa. Jeżeli chodzi o technikę hamowania, to zapisuję sobie ten temat na moją listę i zapewne kiedyś go poruszę na blogu.

    • porad o technice jazdy poszukaj na bardziej sportowych portalach np. portal.bikeworld.pl, Bikeboard.pl, dh-zone.com lub w bibliotece książek o mtb.
      Na suchym asfalcie na wprost możesz użyć tylko przedniego bo tylne kolo i tak jest w powietrzu:) natomiast na śliskim i w skręcie rośnie rola tylnego – rower zachowuje się stabilniej używając obu hamulców słabiej niż jednego mocniej. To zależy od sytuacji, terenu, warunków, opon, hamulców, Twoich umiejętności czy nawet geometrii roweru.
      Poćwicz w bezpiecznym terenie np na łące, a najlepiej zrobisz jak pobawisz się w zimę na śniegu.
      PS. Nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi z ciężko działającym hamulcem u kolegów.

  • „Mam czasem wrażenie, że gdzie indziej ludzie się nie śpieszą tak szaleńczo, a u nas mają jakieś nieziemskie interesy nie cierpiące zwłok…”

    :) Tylko do momentu przebywania w samochodzie. Po wyjściu z auta nagle przestaje im się spieszyć – Dr Jekyll i Mr Hyde.

  • A ja się boję jeździć po ścieżkach rowerowych. Kilka razy dosłownie „o włos” uniknąłem potrącenia przez samochód wyjeżdżający z bocznej uliczki. Są dwa typy zachowań –
    1. duża prędkość I ostro po hamulcach tuż przed jezdnią – na wysokości DDR I chodnika. Jednakowo groźne dla pieszych I rowerów.
    2. Przepuścic pieszych I zablokować DDR aż będą mogli włączyć się do ruchu.
    A jak jadę jezdnią – nie ma tego problemu.

  • ,,czyli paradoksalnie to na spokojnej wsi mam większe szanse spotkania z blachą”..bo taki ,,kierowca” wyrwany z korka i natłoku czerwonych świateł miejskich nadrabia zaległości na długich prostych asfaltowych śródleśnych-polnych-wiejskich:) nazwijmy to: odreagowuje ;)

  • Byłem niedawno przez tydzień w Amsterdamie. Rowerzyści wjeżdżali sobie na czerwonym na przejścia, i samochody stawały praktycznie z piskiem opon. Bez wymachiwania pięściami, bez „baranów”, jakby z automatu, mimo że w zasadzie miały pierwszeństwo. Albo miejska arteria – wzdłuż niej pas dla rowerów, i dopiero za pasem parking dla samochodów. Nasz kierowca wypatrzył miejsce, wrzucił kierunek i po prostu zjechał, ignorując nadjeżdżające rowery. Bezpośredniego niebezpieczeństwa nie spowodował, ale niektórzy rowerzyści musieli zwolnić albo zahamować, i tu już pojawiły się gniewne pokrzykiwania i wymachiwania rękami, co znamienne również ze strony pieszych. Co – w efekcie – skłania mnie do myślenia że to nie nad przepisami trzeba pracować, ale nad mentalnością obywateli. Tak jak to ktoś już napisał – wystarczy żeby kierowcy stali się rowerzystami, choćby i na chwilę. Nawet taka chwila rowera włączy trochę wyobraźni.

    Ja osobiście pokochałem Amsterdam :)

    • „Rowerzyści wjeżdżali sobie na czerwonym na przejścia, i samochody stawały praktycznie z piskiem opon. Bez wymachiwania pięściami, bez „baranów”, jakby z automatu, mimo że w zasadzie miały pierwszeństwo.”

      W Holandii przechodzenie czy przejeżdżanie na czerwonym w zasadzie zawsze jest ignorowane przez policję. Zauważ proszę, że często sygnalizatory dla pieszych mają tylko żółte i zielone światło, bez czerwonego(!). Ten ostatni kolor występuje tylko tam, gdzie są tramwaje (bezwzględny nakaz ustąpienia pierwszeństwa tramwajowi). Zielone oznacza, że możesz wejść z zamkniętymi oczami na przejście. Żółte (migające) — warto spojrzeć na ulicę i dać szansę wyhamować kierowcom, którzy zawsze się zatrzymują. ;-)

      Ale i tak im daleko do Norwegów, gdzie możesz legalnie chodzić na czerwonym. Rowerzyści, co ciekawe, jeżdżący na przejściu w takiej sytuacjji są przepuszczani (choć jadą nielegalnie). W centrum Trondheim często widziałem rowerzystów i pieszych idących w poprzek skrzyżowania na czerwonym.

      „Nasz kierowca wypatrzył miejsce, wrzucił kierunek i po prostu zjechał, ignorując nadjeżdżające rowery. Bezpośredniego niebezpieczeństwa nie spowodował, ale niektórzy rowerzyści musieli zwolnić albo zahamować, i tu już pojawiły się gniewne pokrzykiwania i wymachiwania rękami, co znamienne również ze strony pieszych.”

      Kierowca miał szczęście, że nie było policji, albo praworządnego obywatela (którego u nas — nie wiedzieć czemu — nazywa się donosicielem), bo by go to drogo kosztowało. Tam takie manewry nie są tolerowane i ciężko nawet dyskutować o wysokości mandatu. Nie bez powodu Polacy za granicą robią się nagle grzeczni; nie stać ich na chamstwo. :-D

      „Ja osobiście pokochałem Amsterdam :)”

      Ooo tak. Będę tam w przyszłym tygodniu i doczekać się nie mogę. :-)

      BTW Wbrew pozorom w Holandii rowerzyście wszystkiego nie wolno: policja bardzo nie lubi wymuszania pierwszeństwa na pieszych. Możesz jeździć nawalony rowerem, nawet pod prąd, ale z pieszym lepiej nie zaczynać. Za to bardzo lubię ten kraj.

  • Ja mieszkam w Niemczech i tu nie musi byc poprzecznego paska wystarczy zebra i wszyscy sie zatrzymuja sie przednia ucza tu tego ze ty w aucie jestes bezpieczny a taki pieszy czy rowerzysta nie

  • Kilka tygodni temu miałem okazję spędzić dwa dni w Barcelonie. I co mnie najbardziej rozwaliło (poza upałem :P) to lokalizacja ścieżki rowerowej. Proszę sobie wyobrazić, że na głównych arteriach ścieżka jest normalnie zlokalizowana przy krawędzi jezdni (a nie jako część chodnika) – jako jeden z pasów. ALE! Ścieżkę od pasów ruchu oddziela pas parkingowy – tak jest: auta (i popularne tu Vespy) nie parkują na chodnikach (chociaż tak oczywiście też bywa), ale na wydzielonym do tego celu pasie przy okazji osłaniając rowerzystów przed głównym ruchem idącym po środkowych 2-3 pasach… Mniam :)

  • Nie jeżdżę rowerem, ale jakoś znalazłam post i przeczytałam go z zaciekawieniem. Nie byłam nigdy na Teneryfie, ale Hiszpania podoba mi się bardzo i staram się spędzać tam trochę wolnego czasu. Także i w mojej ocenie fakt, że Hiszpanie przepuszczają pieszych na pasach, nawet gdy jadą szybko i nawet gdy są taksówkarzami, bardzo się rzuca w oczy, a wręcz szokuje. Zgadzam się, że najpewniej jest to kwestia zarówno mentalności jak i przepisów, ale chyba bardziej tego pierwszego. No cóż, może i w Polsce niebawem tak będzie. pozdrawiam

  • Piesi nie mają zawsze pierwszeństwa niestety. Dobrze jest to opisane tutaj: https://www.prawo-jazdy-360.pl/aktualnosci/pierwszenstwo-pieszych-na-drodze

    • A czy ja gdzieś o tym napisałem, że mają je zawsze? Mają – jeżeli są już na pasach i na nie nie wtargnęli. A poza tym – muszą stać i czekać.