Łódź – Częstochowa – Łódź rowerem, czyli 260 km na siodełku

Od dawna chodził mi po głowie pomysł zmierzenia się z trasą Łódź-Częstochowa-Łódź. W Częstochowie miałem już okazję być rowerem kilka lat temu, a ostatnio przejechałem się do Olsztyna, który koło Częstochowy leży. Wtedy wrócił pomysł na 260 kilometrów i nie minęło wiele czasu, gdy postanowiłem go zrealizować (a przynajmniej spróbować). Inspiracją był dla mnie m.in. wpis Piotra Mitki, podróżnika który spróbował pokonać 330 kilometrów i mu się to udało.

Wyjazd do Częstochowy

Wyjechałem o godzinie piątej rano i przez sporo czasu temperatura wynosiła 10 stopni. Myślałem, że będzie mi zimno, ale okazało się, że mięśnie szybko się nagrzały i jechało się dobrze. Niestety później temperatura zaczęła rosnąć i już koło godziny jedenastej zrobiło się 30 stopni w słońcu. Gdy dojechałem do Częstochowy, ok. 11:30 słońce już naprawdę mocno paliło. A na niebie zero chmur. Skupiam się na temperaturze, ponieważ to był najgorszy element tego dnia. W Częstochowie schowałem się w parku pod Jasną Górą, gdzie w cieniu trochę ostygłem i odpocząłem, potem zrobiłem sobie spacer po jasnogórskim wzgórzu i nadszedł czas na drogę powrotną.

Długa trasa rowerowa

Upał

Przez pewien czas zastanawiałem się nawet, czy nie wrócić do domu pociągiem. Temperatura wzrosła do 32,5 stopnia w słońcu (chmur nadal zero), a to już mogło grozić porażeniem słonecznym. Postanowiłem jednak się nie poddawać i w razie czego dojechać do Radomska i tam wsiąść w pociąg. Czy to był błąd czy nie, trudno powiedzieć, bo ostatecznie dojechałem, ale chyba następnym razem wsiądę jednak w pociąg. Słońce odbierało całą przyjemność z jazdy i wysysało siły. Oczywiście, mówi się, że złej baletnicy… ale mimo wszystko gdyby było 10 stopni mniej, jazda byłaby przyjemniejsza.

Po południu zrobiło się znośniej i od razu zaczęło mi się lepiej jechać, ale zmęczenie od słońca, a także kilometrów dawało znać o sobie. Gdy wiedziałem już, że dojadę do celu (czyli jakieś 60 kilometrów przed domem) tak rozłożyłem postoje, by jak najdłużej odpoczywać, ale wrócić przed zmrokiem. Najważniejszy w tym przejeździe nie był czas, ani średnia prędkość – jedynie to, że uda mi się dojechać.

Pielgrzymka do Częstochowy rowerowa

261 kilometrów

Ostatecznie przejechałem 261 kilometrów, zajęło mi to 11 godzin i 16 minut (średnia 23,2 km/h). Na postojach odpoczywałem przez równo pięć godzin. W trasie zawsze sporo piję, ale tym razem chyba też pobiłem swój rekord, bo doliczyłem się 5,5 litra płynów czyli ok. 0,5 litra na godzinę. A i tak wróciłem lekko odwodniony. Piotr swój tekst zakończył słowami „jedna rzecz nie daje mi spokoju… dałoby się zrobić więcej„, ja również mam takie wrażenie, że dałbym radę przejechać jeszcze trochę, tylko następnym razem zamawiam lepszą pogodę :)

Rowerowa pielgrzymka do Częstochowy

A teraz garść porad w formie wideo, jak przygotować się i co zrobić, by jednego dnia przejechać dużo kilometrów. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.

Powodzenia w realizowaniu rowerowych wyzwań i ja chyba też nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa ;)

Zapraszam do lektury wpisu, gdzie przy okazji mojej trasy Łódź – Tczew (330 km), którą przejechałem bez snu, zebrałem dużo porad, jak przygotować się do jazdy rowerem na długi dystans.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

179 komentarzy

  • Bardzo pomocny artykuł, właśnie niedawno przejechaliśmy z grupą 220km i mnie właśnie ratowały banany, batony i dużo wody :)

  • To i ja dorzucę parę groszy:
    – w słoneczny dzień warto posmarować się kremem z filtrem, podczas jazdy skóra bardzo szybko się opala, a jeśli ktoś nie może przekonać się do kasku, to chociaż bandamka
    – moim zdaniem lepsza jakakolwiek sakwa niż plecak (nie drętwieją ręce, plecy się tak nie grzeją)

  • niecałe 2 tygodnie temu poprawiłem życiówkę z 207km na 230 i to tak odstępie tygodnia ;-). JEst to spory wysiłek i osoby ktore nie mają pojecia jak reaguje organizmu po 50-150km, niech lepiej odpuszczą – choćby dla zdrowia.

    Niestety po tym 230km leciutko kolano zastrajkowało (był wmordewind i sporo podjazdów) ale po 2 dniach było już całkiem gitez.

    Dużo wody (a głównie izotoniki!), bananów czy owoców, o batonach nie wspomnę.

  • Prędkość OK ale widzę że kółeczka raczej szosa slick….na zwykłym góralku z oponą 2,1 jest zdecydowanie ciężej….

  • Mam Schwalbe Kojak: https://roweroweporady.pl/schwalbe-kojak-test-opony/

    To slick, ale do szosowej grubości jeszcze jej brakuje :)
    Na 2,1 nie wyobrażam sobie jazdy, to nie są opony do takich odległości.

    • ja mam 2.1 rower MTP i zrobić 100 km jest akurat! za tydzień w czwartek mam w planie 200 km ale bez przerw, spacerów itp. na raz ruszam i jade spokojnym rytmem ok 20 km/h

  • KOledzy, mój rekord to 302 km z pełnym ekwipunkiem, czyli sakwy, namot, spiwor itd. Na początku sierpnia jadę na Mazury izej wolę podrózować chyba pobiję swój rekord, bo dł. trasy wynosi 360 km. To, co mogę powiedzieć na temat długich dystansów, to najważniejsze jest równe , spokojne tempo i krótkie postoje, oczywiście duzo picia. Warto także skorzystać po drodze z przystanków autobusowych a zwłaszcza z ławeczek, by wyciągnąć się na krótki czas, by odpoczęły mięśnie.Raczej podróżuję z koleżanką, z którą świetnie się rozumiemy i mamy podobne tempo. Sama wybrałam się najdalej około 200 km ale było mi bardzo nudno, trasa była płaska , krajobraz niezmienny więc musiałam sobie podśpiewywać :)

  • Witam, mój rekord to 150km na góralu z oponami 2,3. Wrażenia z jazdy:
    – od 100km bolały mnie kolana
    – po powrocie do domu nie jeździłem przez kilka dni z powodu bólu tej mniej zacnej części ciała, bo jechałem w zwykłych spodenkach:/

    teraz planuje zrobić 200km i mam takie pytanie, bo chciałbym w połowie trasy odpocząć dłuższą chwilę. Ile wy odpoczywacie, tak żeby siły trochę wróciły, a żeby mięśnie nie ostygły całkiem?

  • Wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji i upodobań. Ja od razu napiszę, że jeżeli będzie upał to koniecznie musisz znaleźć dobry cień – w gęstym lesie (ale nie polecam, bo robali jest dużo), w gęstym parku, albo najlepiej w cieniu jakiegoś dużego budynku.

    Tak naprawdę możesz odpocząć ile chcesz, mięśnie i tak Ci „ostygną” i będzie trzeba zrobić malutką rozgrzewkę przed dalszą jazdą. Ale dłużej niż 20 minut bym nie siedział. Lepiej zrobić sobie potem jeszcze jedną, dodatkową przerwę.

  • Najdłuższą trasę zrobiłem podczas ostatniej wycieczki (236km). Teraz planuję „atak” na 300km. Mam zaplanowaną pętlę wokół miasta, w którym mieszkam, o długości trochę ponad 100km. W każdym momencie będę miał nie więcej niż 30km do domu, więc w razie niedyspozycji po prostu poddam partię.

    Co do dłuższych postoi się nie zgodzę. Podczas najdłuższej mojej trasy, miałem dwugodzinny postój, podczas którego spotkałem się ze znajomym z forum rowerowego. Psychicznie podzieliłem trasę na dwa etapy: pierwszy do spotkania (125km) i drugi z powrotem. To tak jakbym jechał dwa dni. udało się i powiem więcej, z powrotem jechałem jak po sznurku ze zdecydowanie lepszą średnią.

  • Zabrakło jednej, bardzo ważnej porady: przygotuj rower! Nic tak nie odbiera przyjemności z jazdy jak dzwoniąca tarcza, trzeszczący łańcuch, chowająca się sztyca czy źle działające przerzutki.

      • WD-40 nie ma za bardzo właściwości smarujących. Jedynie czyszczące i penetrujące.

        A po nałożeniu oliwki do łańcucha, warto odczekać kilka minut, a następnie przetrzeć łańcuch czystą szmatką, aby pozbyć się nadmiaru oliwki z zewnętrznej strony łańcucha. Pisałem o tym tutaj: https://roweroweporady.pl/czyszczenie-i-smarowanie-lancucha-rowerowego/

          • No to ja już nie łapię, najpierw piszesz o WD-40 i że nie smarem, teraz o smarze grafitowym… I pomijam to, że do smaru stałego brud łapie się jeszcze chętniej niż do oliwki do łańcucha.

          • Rzeczywiście, ja smaruję WD 40 i do roweru z przerzutkami wolę mieć czyste trybiki i psiknąć tylną kasetę po każdej podróży. WD nie tylko penetruje ale i smaruje. Ale jako, że jest to spray a nic stałego to smarowanie utrzymuje się krócej. Delikatne smarowanie smarem grafitowym, który jest rzadki jest według mnie całkowicie dobre do rowerów bez przerzutek. W rowerze z przerzutkami używam wyłącznie WD 40, bo zależy mi na sprawności i precyzji przerzucania przerzutek. Byłem np moim rowerem trekingowym na rajdzie MTB.
            https://www.youtube.com/watch?v=_U_m-yimlKM i bardzo potrzebowałem, aby mi się nic nie przykleiło do łancucha i nie wkręciło w trailer.
            Nie będę się wypowiadał na temat smarów używanych przez profesjonalistów do jazdy sportowej, bo one mają na pewno dobrane lepkości i inne własności smarne perfekcyjnie, ale płacenie za to w przypadku jazdy amatorskiej nie ma sensu.

            Smarowanie służy do jednej zasadniczej rzeczy – zmniejszenia tarcia.
            Dodatkowo likwiduje skrzypienie i zapobiega korozji łańcucha.
            No i też wszystko zależy ILE się tego dobrodziejstwa nakładzie. Lepiej nie przesadzać.

            Jeśli ktoś potrafi skutecznie nasmarować łańcuch słoniną czy zużytym olejem silnikowym, którego każdy warsztat samochodowy ma nadmiar, to nie mam nic przeciwko temu. Najwyżej jak nakładzie za dużo to się ubrudzi.

            Ale najważniejsze jest to, aby trailer nie uległ awarii w czasie jazdy.
            Miałem raz przypadek w rowerze nasmarowanym olejem silnikowym, że jechałem podgórkę na rajdzie i do trailera wpadła mi i przykeliła się gałązka. Siła łąńcucha go zerwała i owinęła wokół osi przecinając szprychy i blokując koło. Gdyby kaseta była posmarowana tylko WD 40, to ta sucha mała gałązka zostałaby po prostu zmielona.

            Spotkałem też inne zjawisko jak testowałem rower koleżanki świeżo odebrany z serwisu. Posmarowali jej czymś tłustym. I zdarzyło się coś takiego, że łańcuch przy zmianie przednich przerzutek przykleił się do zębatki. Po prostu zamiast odejść w kierunku tylnej kasety, się na niej owinął. Dobrze, że mam długoletnie doświadczenie w pedałowaniu, bo niedoświadczona kobieta by na pewno zerwała łańcuch i się wyłożyła.

            Myślę, że warto pisać o takich drobiazgach, bo dla większości ludzi smarowanie łańcucha to oczywista oczywistość i jak łańcuch jest czarny to wydaje im się, że sprawa załatwiona.

            Obejrzałem kilka rowerów znajomych. Dziwię się, że oblepione ulepkiem z piachu zębatki trailerów nie wzbudzają ich troski.

            Jeśli ktoś jeździ rowerem tylko do sklepu to naprawdę nie ma co robić ze smarowania nabożeństwa. Co innego jeśli zaczynają się prędkości i obciążenia.

  • machnąłem kiedyś trasę lublin-sanok(kawałek za) w jeden dzień, wyszło jakoś prawie 260, bardzo kiepskim rowerem górskim, w sumie jedyne co mi później doskwierało był brak siły ścisku w dłoniach przez kilkanaście dni, do tego stopnia ,że myjąc naczynia gąbka wypadała mi z ręki :)
    ale poza tym wszystko ok
    po około 100 km kolana padły, ale posiedziałem trochę i jakoś dalej pojechało :)
    oczywiście wcześniej sporo jeździłem ale ok 30 km dziennie w okolicach lublina(lsm-zalew)
    czasowo start-04.00 meta-19.30 w tym jazda zajęła 13 godzin

    z kumplem zrobiłem też trasę „dookoła” Szkocji,860 w 6.5 dnia (max 140 jednego dnia)

  • Witam.
    Super post i to w idealnym momencie. 31 ruszamy pociągiem do Szczecina później już rowerami do Dziwnowa po dniu przerwy w plan wchodzi trasa R-10 albo do Gdyni albo na Hel jeszcze gdybamy. Stroje już są sakwy też brakuje mi jeszcze kluczy i zapasowych dętek. Może doradzisz co jeszcze dobrze zabrać aby uniknąć kłopotów w trasie. Planujemy dziennie robić po 80km mamy na całą trasę w sumie kilka dni. Pozdrawiam.

  • moja dotychczasowa życióweczka to Łódź-Starachowice, 170km, średnia 23km/h chyba. Opony to były 2,1 własnie :) (Schwalbe Black Jack)

    także jak się nie ma co się lubi to się wsiada i jedzie a nie marudzi :) batoniki, kawka przed wyjazdem i sporo cukru w żarciu. Poza tym nieodłączne hotdogi ze Statoila no McDonalds :) Pozdrowienia dla tych co lubią skoczyć „ode wsi do we wsi” :)

  • @aaadam – wszystko zależy od osobistych preferencji i czasu jaki pozostał do końca dnia :)

    @Karol – poczytaj: https://roweroweporady.pl/co-zabrac-na-wyprawe-wyjazd-rowerowy/

    Oczywiście to lista w wersji long i trzeba ją dostosować do swoich potrzeb. A na Hel serdecznie polecam. Świetna sprawa.

    @Arek – ja jechałem do Pabianic, potem 485 na Bełchatów, za Bełchatowem 484 na Kamieńsk i w Kamieńsku w prawo drogą 91 na Radomsko i Częstochowę. Trasa najprostsza z możliwych i w niedzielę nie jest zbyt ruchliwa.
    Można też jechać na Łask – Szczerców – Nową Brzeźnicę, ale tamtędy jeszcze nie jechałem.

  • Bardzo fajnie. Ale szczerze. Co to jest 260 na slickach i z plecaczkiem lub bez.
    Czytam takie (nie powiem zle) pospolite porady i za glowe sie lape. Conajmniej jakby 100 km dziennie było kłopotem.
    Bez przygotowania z 35 kg bagażu na 2.25 smart samy schwalbe zrobilem 300. Fakt po asfalcie. Jednak tylko i wylacznie komary wsrod biebrzanskiego parku narodowego mnie powstrzymaly przed 350 a może wiecej. Na drugi dzien zrobilem 230 i dotarlem do celu.
    Jeździć więcej pisać poradniki mniej;)

    • Czemu nie poszedłeś na całość? Z twoimi ambicjami trzeba było od razu „bez przygotowania” z 60 kg bagażu 800 km zrobić. I to w błocie, deszczu i po kocich łbach. PS: wierzysz, że uwierzę w prawdziwość twojego wpisu?

  • @Anonim – jak pewnie zauważyłeś – jesteśmy na stronie „Rowerowe Porady”, a nie „Rowerowe Marudy”.

    Bardzo mnie cieszy, że robisz takie dystanse. Bardzo chętnie posłuchamy Twoich porad. Być może dla Ciebie 260 km to śmieszny dystans, dla mnie – w dodatku w upale, to bardzo dobry wynik.

    Dla przykładu podam Ci jeszcze Zdzisława Kalinowskiego, który jest rekordzistą trasy Świnoujście-Ustrzyki Górne (ok. 1008 km). Przebycie tej drogi zajęło mu 35 godzin i 58 minut.

    I on też może Ci napisać: Jeździć więcej, pisać komentarzy mniej ;) Bo zawsze się znajdzie ktoś mocniejszy od ciebie. Ale to nie znaczy, że ci „słabsi” nie mogą kilku rad udzielić. Dla takiego wyjadacza jak Ty być może są zabawne, ale dla kogoś kto w życiu nie jeździł gdzieś dalej – być może będą bardzo cenne.

    Więcej dystansu życzę. I nie tylko tego rowerowego.

  • moj rekord 305 kr -warszawa rower gorski oczywiscie jak mialem 18 lat i cale dnie spedzałem na rowerze czlowiek nie miał jeszcze prawa jazdy . marzenie to 520 km w 24 h kr-elk.ale teraz to pozostanie tylko marzeniem :-)

  • To jest jedna z moich słabych stron – nie wiem jak zabrać się za jazdę w nocy. Macie na to jakieś pomysły?

    Wiadomo, że w lato dzień jest długi i tak naprawdę ciemno jest między 22 a 3-4 rano. Ale mimo kamizelki odblaskowej, dobrej lampki z tyłu i reflektora z przodu nie wiem czy czułbym się komfortowo i bezpiecznie.

    A może niepotrzebnie się obawiam takiej jazdy?

    • Jedź nie ma strachu :D Ja byłem zmuszony ( źle wyliczyłem czas i dotarłem na obrzeża Krakowa już o zmierzchu ) przejechać ok 20 km przez Kraków bez jakiegokolwiek światła, do dziś mam dreszcze jak sobie pomyślę jaki ze mnie był „batman” ale nie miałem wyjścia bo na skwerach nie wolno się rozbijać. Nawet policjanci byli wyrozumiali i nic mi nie powiedzieli gdy podjechałem do nich by zapytać o drogę – był to mój pierwszy wyjazd w tak długą drogę. Opolskie – Kraków.

    • Cześc Łukasz,
      Ja jechałem w nocy. Końcówkę moich 250 km. Ubrany w kamizelkę i dwie opaski odblaskowe na rękach i jedną przymocowaną do kasku i migajace światełka rowerowe.
      Jedzie się cudownie. Szybciej. Jest chłodniej niż w dzień. A mózg oszukany ciemnością nie liczy ile jeszcze masz górek do pokonania. Trasa wydaje się być bardziej monolitem niż elementem z atrakcjami. Mijały mnie tiry. Kierowcy widzieli mnie dokładnie. Zachowywali bezpieczną odległość. Nie trąbili. Pełna kultura. Czułem, że widzą mnie z dużej odległości. I chyba o to chodzi. Być po prostu widocznym.

  • Moja rekordowa trasa to tylko 65 km rowerem górskim na niedopompowanych oponach (z lenistwa) trasa w upalny dzień była bardzo wyczerpująca. Teraz mam plan by zrobić trochę więcej i pojechać 80 km, wiem że to nie dużo ale jak dla mnie wystarczająco. I tu nasuwa się moje pytanie pisaliście o izotonikach, czy taki powerade się nadaje? A może w ogóle tego nie pić?

    • Polecam bardzo dobry izotonik chociaż lepszy jest izzostar a do tego snikers jako „zasilacz” ja tak przejechałem tysiące kilometrów .

  • Odpowiednio napompowane opony to podstawa. Na flaku jest zupełnie inna (gorsza) jazda.

    Jeżeli chodzi o drogę 80 km to moim zdaniem wystarczy woda czy sok. Co do izotoników to zdania są podzielone. Na mnie dobrze działają, ja przy dłuższej jeździe po prostu nie mogę pić wody. Ale to może być też siła sugestii :)

    Kiedyś się jeździło tylko na wodzie i też było dobrze z drugiej strony.

    • Spróbuj 1×1 energy drink vs woda+czekolada. Nigdy mnie ta metoda nie zawiodła. Na przemian co drugie zasilanie :-)

  • Ja również podzielę się wrażeniami ze swojej najdłuższej jednio dniowej traski. Pokonałem 190 km 10,5h z sakwami. Wyruszyłem z Białegostoku do Gołdapi. Pod koniec miałem wiatr wiejący w klatkę, szczere pole a gdy wjechałem do lasu musiałem pokonać jakieś 15km po brukowanej drodze. Nie znałem tej drogi, więc jeśli chcemy pobić dystans dobrze jest wiedzieć po jakiej nawierzchni będziemy się poruszać. Warto jest też mieć coś w zanadrzu do jedzenia gdybyśmy na jakimś odludzi nieco zgłodnieli.

  • Szacunek, masz pojęcie o długich dystansach bo sam takiej pokonuje. Wszystkie uwagi bardzo cenne i przede wszystkim prawdziwe:)

  • Łukaszu, a jak się przygotować/ uodpornić na te piekielne bóle kolan? Ja po wczorajszej 70-cio kilometrowej trasce doznałem takowej „kontuzji” i własnie się zastanawiam, czy to kwestia rozjeżdzenia, czy można się przed tym w miarę skutecznie zabezpieczyć- w sensie jakieś suplementy na stawy itp.
    Dodam że po roku przerwy w jeździe, od 3 dni nie zsiadam z mojej 10-cio kilowej szosy ( vintage na pełnej ;) ), gdzie wcześniej katowałem wszelkiej maści mtb’ki. Czy taka przesiadka też ma na to jakis wpływ?

  • Silne bóle kolan to nie jest normalna rzecz podczas jazdy rowerem na dystansie 70 kilometrów. W pierwszej kolejności sprawdź czy masz dobrze ustawione siodełko: https://roweroweporady.pl/jak-ustawic-siodelko-w-rowerze/

    Generalnie chodzi o wysokość (maksymalnie wyprostowana noga nie powinna się całkowicie prostować), przesunięcie przód-tył (linka z ciężarkiem puszczona spod rzepki, gdy korba jest ustawiona poziomo powinna przechodzić przez oś pedału, lub góra kilka centymetrów za osią). Bardzo ważne jest również poziome ustawienie siodełka, trzeba to zrobić z poziomicą – na oko będzie to mało dokładne.

    Inną sprawą jest to, że jeżeli od roku nie jeździłeś na żadnym rowerze, trzeba przyzwyczaić mięśnie do takiej pracy. Nie można się forsować, robić krótsze trasy i stopniowo je wydłużać.

  • Dzięki wielkie za radę. Dzisiejsza jazda po regulacji siodła to całkiem inna „bajka” Niby centymetr, a jaką zrobił różnicę :D jeszcze raz wielkie dzięki Łukaszu- stawiam piwko ;)

  • moja życiówka to 203 . taka większa pętla wkoło Poznania, a jutro planuje z Poznania do Włocławka a potem do Kłodawy na pociąg zaliczając po drodze 14 miast. Google maps mi wyliczyło 260 km i jestem ciekaw czy się uda.jestem amatorem ale jeżdze prawie codzien od 17 lat i byłem rowerem w 144 miastach a chce być we wszystkich i się ostro wziąłem za jazde. Mój życiowy przebieg to około 70-80 tys.km

  • dzieki. Udało się. pogoda była taka akurat. Duzo z wiatrem.Wyjazd o 3.45. pierwszy kryzys miałem po ok 60 km koło Gniezna z powodu zimna bo cała mgła na mnie osiadła i byłem całkiem mokry. potem wyszło słońce i do 180 km w rejon Lubrańca sie jechało dobrze.Tam po ok 20 minutach postoju nie chciało się już troche. Motywacją do dalszej jazdy byli 2 amatorzy kolarze za którymi się uczepiłem bo akurat jechali w tym samym kierunku.Teraz dzięki dla kolesia,który mnie przeprowadził z własnej chęci rowerem przez Włocławek jak widział mnie stojącego z mapą.Oszczędził mi dużo czasu na stanie z mapą.Tam mój licznik pokazał 200 bo jechałem troche pokrętna trasą.Od Włocławka obróciłem się w kierunku płd-zach i już miałem pod wiatr i dalsza jazda była coraz gorsza a postoje coraz częstsze.Były momenty że nie szło podnieść nogi żeby wsiąśc na rower.Zaliczając po drodze m.in.Lubień,Przedecz. W Kłodawie melduję się o 18.20 czyli pół godzinki przed pociągiem na który chciałem zdążyć ze stanem licznika 263,6 a górka od centrum Kłodawy na dworzec ciągnęła się w nieskończoność. Po powrocie do Poznania czekało mnie jeszcze 14 km do domu z dworca. To była masakra bo zastygło wszystko w pociągu ale jakoś się udało i bilans dnia to 277 km.Dziś 2 dni po trasie dokucza mocno kolano i ścięgno achillesa i obtarcia.Ale jest satysfakcja.

  • a co do porad, to jedzcie jak tylko poczujecie się głodni a picie miejcie pod ręką . Ja uszykowałem 8 bułek i banany i tak ledwo starczyło i 6,5 litra różnych płynów wypilem.Pozdrawiam wszystkich jeżdżących

  • Ja chciałbym zorganizować sobie wyprawę rowerową z szkocji ( miasta fraserburgh w którym ja mieszkam) do polski do mojego rodzinnego miasteczka (Głogów) Tylko nie wiem jaki rodzaj roweru mogę dobrać który by się nadawał do jazdy po każdym rodzaju terenu od asfaltu po górskie ostre tereny czy do takiej wyprawki dobre są rowery trekkingowe bądź crossowe które z tych rowerów jest lepsze na bardzi długie wyprawki??

  • @Adrian – świetna sprawa! Genialna trasa się szykuje, ponad 2200 kilometrów.

    Na taką trasę konieczne są sakwy, z plecakiem będzie ciężko. Więc albo trekking, albo cross z dołożonym bagażnikiem.

    Ja bym optował za crossem, ale to już naprawdę zależy co kto potrzebuje. Ja bym nie brał prądnicy w przednim kole, amortyzowanej sztycy i regulowanego mostka – a takie rzeczy często wkładają do trekkingów.

  • Wiem że post nieco już leciwy ale ja też się pochwalę! Mając 15 lat zrobiłem 130 kilometrów Trasą Rzepin Myślibórz (Lubuskie- Zachodniopomorskie), może i nie dużo ale jechałem bez przystanków, starym Rometem Wagantem i to ze starą wojskową kostką. Trzy lata później chciałem ten rekord nieco poprawić i pokonać trasę Myślibórz Wałcz (140km) ale niedostatecznie przygotowany Romet po 50 kilometrach, w miejscowości Strzelce Krajeńskie odmówił współpracy. Rower został u gospodarza a ja wróciłem autostopem do domu. Teraz mam nowy krosowy rowerek i wracam do starej pasji :) Zataczam coraz to większe pętle a w kwietniu chcę pokonać drogę Ponad 150km trasą Szczecin-Gryfino-Myślibórz-Pyrzyce-Szczecin A potem coraz to nowe wyzwania :)

  • @Anonim – super sprawa i mam nadzieję, że pasja się rozwinie. Pomyśl czy nie opłacałoby Ci się np. ustalić sobie jakiś punkt noclegowy 150 km od domu (hostel, kemping, gospodarstwo agroturystyczne) – będziesz miał świetny patent na spędzenie weekendu :)

  • Praktycznie po środku trasy mam ciocię i wujka, których na pewno odwiedzę a jak wizyta się przedłuży lub stwierdzę że jestem zmęczony zrobię wycieczkę dwudniową :) Pozdrawiam!

  • Mój rekord: 212,5 km – Andrychów-Cieszyn-Katowice-Andrychów.
    W połowie lipca – temperatura ok. 25-27 st. w południe
    czas : 6:00-16:30 z czego 0,5 h na postoje. Zużycie napojów (słodzonych):2l/100km. Moja rada: nie bierz NIC co ci będzie niepotrzebne, a najlepiej ograniczyć się do narzędzi (np. zestaw do łatania dętek, lub zapasowa dętka) i trochę pieniędzy na napoje i/lub jedzenie. W lecie zapasowe ubrania są zbędne, więc nie wieziemy ani sakwy, ani plecaka. Zdecydowanie warto również sprawdzić pogodę.

  • @Dominik – jak najbardziej, im mniej tym lepiej.
    Tylko mnie zastanawia jedno – serio jechałeś przez dziesięć godzin i miałeś tylko pół godziny przerwy?
    Tyłek Ci nie odpadł? :P

  • Robię przerwy co ok. 15-20 km. ale bardzo krótkie (do 1-2 min.), żeby się nie „zastać”. Przed tym wyjazdem miałem przejechane ok. 28 000 km na rowerze przez 7 lat i cały ten czas jeździłem na wąskim siodełku, więc przyzwyczajenie zrobiło swoje. Mój plan na sezon 2014: 250 km w jeden dzień.

  • Mój rekord życiowy jednego dnia to 314 km. Jestem dosyć niedzielnym cyklistą, bo jeżdżę od czasu do czasu na wycieczki, które zawsze mają w granicach 150-200 km. Moje tempo jest naprawdę żółwie, bo jechałem ów rekordową wycieczkę jakoś 21 godzin, ale mimo wszystko jestem z siebie zadowolony, ponieważ lubię sobie stawiać wyzwania, a potem uparcie dążyć do ich realizacji. Na ten rok mam kolejny plan na trasę rekordową, tym razem około 420 km. Zdaję sobie sprawę, że jak na moje możliwości i również mojego roweru to jest wycieczka na 24 godziny, jednak mnie to nie odstrasza. Mam dobre oświetlenie, to mogę jechać nocą, nawet sam nie wiem czemu, lepiej mi się o takiej porze jeździ. :-)

    • He he chciałbym być takim „niedzielnym” cyklistą 314 km w jeden dzień ? lol ja bym umarł siedząc na siodełku :D

      • To może pomyśl nad siodełkiem bardziej dopasowanym do Ciebie :) I o dobrych spodenkach z pampersem.

        Moja najdłuższa trasa to 260 kilometrów i tyłek to była ostatnia część ciała, która mnie potem bolała :)

        • Mam zwyrodnienie kręgu lędźwiowego wiec takie środki nie pomogą po prostu nie mogę „przeginać” co i tak mi się zdarza dość często bo w trakcie jazdy się zapominam :D ale nie ma strachu z roweru jeszcze długo nie zrezygnuję. A spodenki mam i krzesełko też jest git .

  • mój rekord to 617 km, ciężko napisać że w jeden dzień bo zrobione w 30 godzin i 40 minut brutto…
    kiedy mijała doba na liczniku miałem 500 km,
    potraktowałem to jako kwalifikację do tegorocznego BBTour…
    od dwóch lat marzyłem o tym maratonie i wreszcie w tym roku zaliczę 1008 km, mam nadzieję w czasie poniżej 48 godzin
    pozdrawiam wytrwałych

  • @Chrzanaldo – jak słyszę o 314 kilometrach i „niedzielnym cykliście” to wydaje mi się, że jesteś zbyt skromny :)

    @mamusz – trasa Bałtyk-Bieszczady to świetna sprawa i życzę Ci powodzenia i dużo wytrwałości w przygotowaniach.

  • No cóż. Nie uważam się za jakiegoś wybitnego rowerzystę, ponieważ mój sezon rowerowy trwa od marca do listopada. Jeżdżę w weekendy, ale też nie zawsze, więc dlatego napisałem że jestem niedzielnym cyklistą, w porównaniu do niektórych. ;-) Zwłaszcza, że ja mam odmienny styl jazdy, tzn. biorę wszystko ze sobą, wyglądam prawie jakbym jechał na co najmniej kilkudniową wyprawę no i tempo nie jest takie szybkie, dla mnie jazda ze średnią 20 km/h to już udręka. :-)Ale dziękuję za miłe słowo. :-)

  • Ostatniego lata miałem podobną sytuację z upałem na trasie. Wycieczkę zaplanowałem na jakieś 170 km. Ze Stalowej Woli przez Leżajska do Łańcuta i powrót troszkę inna trasą. Z rana jechało się ok, ale po dojechaniu do Leżajska upał stał się nie do zniesienia nawet dla mnie, osoby lubiącej takie upały i dość odpornej na nie. Odpocząłem więc chwilę w przyklasztornym lesie i opracowałem nową, powrotną trasę. Dobrze zrobiłem, bo ledwo zrobiłem te 120 km, a o tych 170 nie byłoby mowy w takim upale. Trzeba znać umiar i swoje możliwości.

  • Jeszcze jest sprawa techniki jazdy… ktoś wcześniej napisał o bólu kolan. Kadencja, kadencja i jeszcze raz kadencja. Jestem dużym i silnym facetem. Moje pierwsze jazdy ponad 300-kilometrowe okupiłem bardzo dużym bólem kolan – dlaczego? Bo jechałem na twardych przełożeniach… Dopiero na 600 gdy spotkałem doświadczonych długodystansowców przekonałem się jak ważna jest odpowiednia kadencja… Reasumując kręcimy szybciej na lżejszych przełożeniach. Przy jeździe do 100 km to nie ma znaczenia, ale na 300, 600 czy 1000 to jest błogosławieństwo uwierzcie mi. Jedziemy z tą samą prędkością tylko częściej kręcimy korbą. Organizm to wytrzyma, kolana nie wytrzymają na pewno długiego dystansu na twardych biegach. Pozdrawiam

  • Mój dystans to 205 km 11 h brutto 9 h 40 min netto na trasie Ustrzyki Dolne – okolice Tomaszowa Lubelskiego .Ciężki rower/ 40 kg z sakwami/ 1/3 dystansu w górach i brak doświadczenia skutkowały ogromnymi problemami z kolanami. Teraz doceniam znaczenie kadencji, uzupełniania NA CZAS płynów , odpoczynku i przekąsek. Mieszkającym w okolicach Ustrzyk D. polecam nowy podjazd od drewnianego mostu w Ustjanowej 440 mnp na szczyt Żukowa 761 mnp na dystansie 5km.@ mamusz gratulacje i czapki z głów dla uczestników BBTour. W ubiegłym roku miałem ogromną przyjemność podjechać kawałek z Andrzejem z nr 10 od którego otrzymałem wiele cennych uwag dot. jazdy na długich dystansach.Ja- lat 57- ale zauważcie w jakim wieku są najlepsi w BBTour. Pozdrawiam

  • Moje trasy to wakacyjne przeloty 150-180 km dziennie. Kiedyś zabrałem brata… Dorosły facet, kupił sobie specjalnie nowy rower, sakwy, specjalne ciuchy, okulary, słuchaweczki, ipady… Twardziel przy wyjeżdżaniu z naszego miasta. Wiatr wiał w plecy, zero górek.. Jednak po 40 km płakał i powiedział, że mnie nienawidzi…:). Musiał ktoś po niego przyjechać a ja pojechałem dalej.. Przede wszystkim to trochę pojeździć przed jakąkolwiek wyprawą. W tym roku zabieram syna 12 letniego. Już ćwiczymy jeżdżąc codziennie. Nie wiem, pewnie maxymalne dzienne dystanse to będą 60-100 km, ale przez tydzień trochę się tych km uzbiera..:). Tomasz.

  • Wiadomo, rozjeżdżenie się to podstawa. Do tego trochę basenu, trochę rolek, trochę biegania, co kto lubi.

    A z brata się nie śmiej, tylko wyciągaj go na rower, do tras po 200 km trzeba się przygotować.

  • Trochę odgrzeje, ale się pochwale, bo własnie z tej stronki przygotowałem się na swoją pierwszą dłuższa traskę :) Jaworzno – Kraków (rynek) – Jaworzno 130 km (DK94 przez Olkusz) w 6 i pół godzinki. Dokładnie jak Ty, ok 5.5 litra wody spaliłem, a słońce dało mi ostro popalić…

    Jedyne co zrobiłem inaczej, to w drodze powrotnej skusiłem się na schabowego :) Moja następna dłuższa trasa to – Jaworzno – Ustroń ~ 100 km (więcej górek) i pociągiem do domku. Acha co do dłuższych tras, to już na pewno zabiorę się za nie w pochmurne dni, może nawet trochę deszczowe…

  • Ha, to jest właśnie dylemat. Upał źle, ale w deszczu czy wietrze też nie jeździ się super komfortowo. Ale mimo wszystko wolę 15 stopni niż 35 :)

  • @Łukasz
    Przy minus 15 komfort jazdy jest jeszcze większy ;-)
    Ulice puste, powietrze natlenione … tylko nieco więcej odzieży i trzeba uważać na zapocenie.
    W takie dni jednak bym nie robił aż tak długich dystansów, jak w artykule.

  • Dla wybierających się na dalszy wyjazd rowerowy (nawet jednodniowy), polecam lekturę testu mojego power banku, który kupiłem min. po doświadczeniach z tego wyjazdu:

    https://roweroweporady.pl/pqi-i-power-7800-test-powerbanku/

  • Ja przygotowuję się do wypadu do Międzyzdrojów (190km w obie strony) „bocznymi” drogami. Zaczynałem od 30km dziennie jakieś 2miesiące temu. W najbliższą niedzielę chcę dojechać do Kołobrzegu – od Rymania jest ścieżka rowerowa asfaltowa – i z powrotem ok.120km. Na trasie piję tylko wodę. Jedzenie kupuję po drodze jak robię przerwę. mój max to 80km.

  • @Agnieszka – od czegoś trzeba zacząć :) Potem powoli, powoli, stopniowo coraz więcej – tak się człowiek wkręca :)

  • Moja najdłuższa trasa w jeden dzień to 150 km. Chciałbym więcej ale żona nie pozwala :D. Jak pisałeś podstawa to przygotować organizm. Ja staram się w każdy weekend choć w jeden dzień przejechać około 100 km. W zależności od warunków wietrznych wychodzi mi 4 – 4,5 godziny. Z mięśniami nie mam problemów, największy to niestety tyłek, który po tych kilku godzinach doskwiera mimo regularnych jazd.

  • Żona nie pozwala? ;) Niezły żarcik.

    A jeśli chodzi o tyłek, to może masz źle ustawione siodełko? Albo po prostu niedopasowane do siebie, albo już zużyte?

  • Cześć,
    Mając rower od 5 tygodni za wiele jeszcze nie przejechałem na raz (82km) a w symie 580km, ale chciałem dwa słowa dorzucić o upale.
    W poprzedni weekend chciałem się wybrać z Bydgoszczy do Chełmna prawą stroną Wisły a wracać lewą. Niestety z trasy 80km musiałem ją skrócić do nieco ponad 42km ze względu na upał. Moja Sigma pokazywała skrajnie 37 stopni i czułem jak uciekają ze mnie siły do jazdy… Chyba nie ma nic gorszego niż upał. Nawet ostatnio wiatr przestał mi przeszkadzać :)
    Pozdrawiam!

  • Ja i moja ładniejsza połówka tego samego gorącego dnia pojechaliśmy na kawę do Zamościa… wyszło po 352 km na głowę… moja kobieta to jednak twarda sztuka

  • Łukaszu, ja bardzo chętnie się „wkręcę” (o ile mąż pozwoli :P) ale jest jedno ale…a mianowicie d..a szeroka, rozstaw kości 13,5, rower trekking, pozycja, ze względu na większą wydajność jazdy, bardziej pochylona a siodełko kanapa! :( To jest moja „masakra”.

  • fajny wpis, motywujący pewnie dla wielu, co do bólu w kolanach mogę jedynie podejrzewac przyczyne zlego ustawienia roweru, co czesto wlasnie przy dluzszych dystansach daje o sobie znac. Na YT znajdziecie sporo darmowych materialow z ktorych mozna troszke dowiedziec sie o takim podstawowym bike fitting ;) imho, pomocna wiedza.

  • Tak jak napisał Mamusz… ból kolan to w większości wynik pokonywania większych odległości jadąc ciągle na twardych przełożeniach . kiedyś sam robiłem ten błąd

  • Podstawa to dobrze ustawić siodełko. Zajmuje to troszkę czasu, ale działa cuda, jeśli ktoś miał je ustawiona na odwal się: https://roweroweporady.pl/jak-ustawic-siodelko-w-rowerze/

    Druga sprawa, to to co pisze Marqobiker, też tak kiedyś jeździłem, że z przodu 48 zębów, z tyłu 11. Teraz przez większość trasy jeżdżę na 36-11, czasami wrzucając 48-11 z górki albo przy dobrym wietrze w plecy.

    Zdecydowanie odciąża to kolana, a szybsze pedałowanie (z większą kadencją), ale z mniejszym obciążeniem naprawdę daje ulgę kolanom.

  • 12 czerwca pokonałem 265 km w 12 godz 45 min netto 14 godz brutto. Rower z sakwami ważył 43 kg. Trasa Ustrzyki Dolne- okolice Zamościa.Cała wyprawa 4 dni 588 km. Przed wyprawą przejechałem 1200 km w górach. Ustawiłem siodełko wg. porad internautów, poprawiłem pracę nóg / kolana przy ramie/ , stosowałem miękkie przełożenia, płyny na bieżąco, posiłki co 30 km. Dzięki temu trasę pokonałem bez bólu pośladów i kolan i powróciłem dość świeży.@ TOMEQ- Moja żona bardzo mnie wspiera w moich wyprawach / sama rowerem nie jeżdzi/ i gotuje wspaniałe makarony , bardzo ważne w diecie długodystansowca. Ja + 57 . Pozdrawiam.

  • 346,39 km w JEDEN DZIEŃ.

    Witam Was wszystkich!
    Kilka dni temu pokonałem razem z moim bratem ten dystans w jeden dzień i chciałbym się podzielić swoim doświadczeniem z osobami, które też o czymś takim myślą, a nie wiedzą jak się do tego zabrać. Opis będzie dosyć konkretny, a rzeczy które w mojej opinii są ważne będę pisał wielkimi literami. Nie mam na celu nikogo krytykować czy się wymądrzać – niech Każdy i Każda z Was jak najwięcej skorzysta na naszym doświadczeniu.

    Trasa: Żyrardów >Wyszogród>Drobin>Rościszewo>Brodnica>Sztum>Malbork>Nowy Dwór Gdański>Stegna>Jantar
    Czas podróży: start 17.06.2014 godz. 4:45; meta 23:35 = 17h 50 min
    Czas jazdy: 16 h 20 min; śr. V 21,2 km/h; V max 50 km/h czyli przerw mieliśmy 1,5 h
    Pogoda: idealna, ~8 stopni (rano i w nocy) do 18 w dzień, niebo z chmurami i słońcem, niestety im bliżej morza, tym większy wiatr

    Rower: trekkingowy 28 cali z dynamem w piaście, oświetlenie przednie AXA PICO 30 LUX, tylne AXA RIFF STEATY; sakwy (komplet 3 szt.), pedały uniwersalne czyli na SPD, a z drugiej strony normalne; LEMONDKA !!!, siodło wąskie (~2 miechy temu były w Lidlu za 39 zł),
    Ubranie: krótkie spodenki na szelki z „pampersem” , koszulka termiczna?, kurtka rowerowa, buty na spd Vermont (najtańsze jakie znalazłem na rynku za 169 zł, nigdy nie miałem innych więc nie mam porównania jestem z nich zadowolony – jeżdżę drugi sezon), kask, okulary, kamizelka żółta odblaskowa

    Wyżywienie: pestki dyni i słonecznika, suszone owoce (rodzynki, daktyle, śliwki), IZOTONIKI (wg Łukasza przepisu – miód – najlepszy rzepakowy bo ma najwięcej cukrów, sok z cytryny + limonka (to mój dodatek), sól (najlepsza morska); wziąłem też inne jedzenie, ale o tym w „Błędach”

    Komentarz do WIELKICH LITER: oświetlenie moim zdaniem jedno z najlepszych na rynku i w bardzo rozsądnych cenach: przód ~80-90 zł; tył 45-59 zł. Nigdy nie widziałem Busch&Muller ale miałem 70 luxową Axy (faktycznie b. mocna ale wadą było to że przed samym rowerem do ~10m nie było oświetlone za to snop światła sięgał 100 !!! metrów, natomiast w tej 30 lux już 2 m od roweru mam oświetloną drogę aż do ~50 m – i szeroko bo na ~5-6 m. SUPER)

    pedały na spd – warto bo nogi nie tylko naciskają, ale również ciągną w takiej czy krótszej trasie to pomaga;

    Lemondka -specjalna podpórka montowana na kierowniku, dzięki niej jestem w bardziej pochylonej pozycji i opieram się na ramionach, dłonie się tak nie męczą jak na tradycyjnych crossach, czy nawet trekkingach o góralach już nie wspomnę, ale UWAGA na jazdę po mieście gdzie dużo jest uliczek, przejść dla pieszych itd. – jadąc na lemondce NIE MAMY HAMULCÓW!!!

  • ciąg dalszy (coś wcisnąłem niechcący :-)

    ten ułamek sekundy, który potrzebujemy aby z lemondki przenieść ręce na hamulce jest decydujący, a więc uważajcie proszę!

    Błędy: dużo czytałem o tym co jeść, pić itd. przygotowałem dużo za dużo jedzenia na drogę: kasza gryczana z wątróbką ~1,5 litrowy pojemnik (nie zjadłem nic); 5 x ~200 ml gotowanego ryżu z kurczakiem (ledwo połowę jednego zjadłem); 1 kg pestek dyni i słonecznika w sumie (zjadłem ~200 g?), suszone owoce – nie wiem ile miałem ale zjadłem może ze 200 – 300 g; 4 kanapki – zjadłem jedną + jedną bułę od brata, picie 4 litry izotonika Łukasza przepisu – wypiłem wszystko, woda bez gazu! – 4 litry wypiłem.

    Jedzenie bardzo nam obciążało sakwy, a naprawdę nie chciało się jeść- 1. że z wysiłku 2. pestki są wysokokaloryczne i mają dużo białka, które jest niezbędne do regeneracji zniszczonych mięśni (tak wyczytałem),3. owoce suszone są BARDZO WAŻNE w dostarczaniu węglowodanów?, które dają nam siłę, a do tego są bardzo syte i dlatego pewnie z jedzeniem wyszło jak wyszło (schabowych i maców po drodze nie byłbym w stanie zjeść na pewno)

    Kontuzję: jako takich nie mieliśmy, nie odwoniliśmy się bo b. często popijaliśmy, siły jako takiej nam też nie zabrakło (tak mi się wydaje), w trzeciej setce obaj zaczęliśmy odczuwać po 1 kolanie oraz ścięgna Achillesa no i oczywiście teraz już wiemy jak się czują „chłopaki” po szalonej nocy w klubie „pod błękitną ostrygą” ;-).

    Brat jechał bez bielizny ja miałem majtki pod spodenkami z pampersem, nie poobcierałem się, ale tyłek mi się pocił i nie wiedziałem momentami jak usiąść, na pewno wpływ na to miało, że moje spodenki mają już 5-6 lat i ten pampers się wygniótł i nie chronił tyłka jak powinien. Kupiłem sobie wczoraj nowe i inne życie…

    Zarówno brat jak i ja narzekaliśmy na ból karku (obaj mieliśmy w przeszłości urazy) to był efekt uboczny lemondki, gdyż pozycja jest jakbyśmy zadzierali głowę do góry (to nie jest naturalne) choć ja wiedząc o tym defekcie swojego organizmu kilka tygodni przed zacząłem go ćwiczyć i było DUŻO lepiej niż by było bez ćwiczeń.
    Awarie: na szczęście 0. choć bratu trochę pod koniec zaczęła szwankować przednia przerzutka, moja też ciężej chodziła, ale działała.

    Dojechaliśmy późno ze zmęczenia trochę zmarzliśmy pod koniec – byliśmy masakrycznie wyczerpani (podczas postojów i krótko po ruszeniu pod koniec trasy). Następnego dnia ledwo wstaliśmy bolały nas nasze kolana, ścięgna Achillesa, nogi w kostkach i mięśnie przy siadaniu i wstawaniu, ale po godzinie było już znacznie lepiej rozruszaliśmy się.

    Podsumowanie: OSOBIŚCIE uważam że suszone owoce, pestki dyni, słonecznika i płyny zwłaszcza izotonik w bardzo dużym stopniu zaspokoją zapotrzebowanie na energię na takim odcinku po ilościach widzicie, że ciężkie to nie będzie następnym razem… nas najbardziej wyczerpała trasa za Brodnicą – pod górkę, z górki te podjazdy to jakby ze 100 km więcej.

    Czy można zrobić więcej? Na pewno może każdy z nas zrobić więcej niż dotychczas robiliśmy, trzeba tylko odpowiednio zaprogramować głowę i mieć cel, bo jazda bez celu nie motywuje do walki z własną słabością.

    Mam nadzieję, że moje (nasze) doświadczenia przydadzą się komuś z Was
    Pozdrawiam serdecznie.

    P.S. nie wiedziałem, że można taką trasę 1000 km pokonać TO DOPIERO JEST WYCZYN, my to jesteśmy wypierdki wobec Tych MEGASTRONGMEN`ÓW !!! – może kiedyś ;-)

  • @Zdzich – bardzo fajna trasa, oby więcej wpadało :)

    @Irek – wielkie dzięki za podzielenie się swoimi przemyśleniami, świetna historia i kawał wiedzy. Na pewno z jedzeniem przesadziliście (z ilością), ale to każdy musi sobie sam indywidualnie dobrać to co lubi. Ja zwykle jeżdżę na kabanosach, czekoladzie i izotoniku (zamiennie z sokami owocowymi jak dłuższa trasa, żeby się nie znudziło).

    A 1000 km jeżdżą w BBTour, za dwa miesiące kolejna edycja będzie: https://1008.pl/
    Ale to już oczywiście nie w jeden dzień, chociaż są tacy, którzy jeżdżą ciągiem i rekord to 35 godzin z haczykiem.

  • noooo z tym jedzeniem to gruba przesada :-) ja w tym miesiącu już trzy razy pokonałem trasę ponad 300 km (taki trening przed BBTour 2014), moja zasada jest taka: przystanek z jedzeniem co ok. 50 km, zjadam wtedy bułę z wędliną i coś słodkiego np. pół czekolady, batona albo rogalika słodkiego i jadę dalej… no i regularne picie… nie należy przesadzać z batonami i izotonikami, w długiej trasie taka dieta potrafi dobrze zmulić, odechciewa się jeść:-) wtedy jedynym ratunkiem są stacje benzynowe i hot-dogi… kiedyś wracając do domu przesycony batonikami i izotonikami marzyłem o zwykłej kiełbasie i soku pomidorowym, marzenie spełniłem dopiero po upływie wielu kilometrów bo było święto…

  • Witam
    20.06.2014r. przejechałem 301km rowerem górskim na kołach 29cali, opony 2,25 (szerokie)
    czas brutto 18h
    czas netto 13h i 14 min.
    prędkość średnia 22,74
    Vmax 54,67km/h
    Wyjechałem o godz. 5:20 – powrót 23:15
    trasa Otwock-Lublin-Otwock
    Dzień przed wyjazdem odpoczywałem przygotowałem rower (czyszczenie, smarowanie)
    Na wyjazd zabrałem plecak 8l z piciem i jedzeniem
    Przez całą trasę wypiłem ok. 3l płynów (mało ale zimno było)
    Po powrocie następnego dnia czułem dystans jedynie w kolanach ale rozruszałem się do połunia krótką przejażdźką na dystansie 15km i czułem się jak bym w ogóle nigdzie nie był:-)
    Podczas trasy trzeba jeść co jakieś ok. 30km nawet jeśli głodu się nie czuje gdyż opaść sił można w każdej chwili.
    Jechać trzeba raczej na miękkich przełożeniach aby nie obciążać kolan.
    Ubranie najlepiej bezszwowe.
    Szwy po takiej trasie powodują obtarcia – nie odczuwa się tego na krótkich dystansach do 100-150 km ale powyżej wszystko ma znaczenie.
    Ważną rzeczą są dobre spodenki z dobrą wkładką.
    Jeśli ktoś ma pytania chętnie podpowiem jak się jedzie taki dystans.
    Rok temu zrobiłem 250 km
    Przyszły rok może ponad 300.

  • Trochę nie rozumiem rowerzystów którzy na długie dystanse zabierają swoje jedzenie do plecaka . Z jednej strony piszą o tym że każdy gram się liczy na trasie powyżej 200 km a z drugiej strony tachają ze sobą jedzenie tak jakby sklepów po drodze nie było , a latem sadów przy drodze gdzie możemy sobie coś z drzewa zerwać :)
    Ja zabieram tylko batony zbożowe bo nie wszędzie można je zakupić , resztę kupuje na bieżąco w zależności od potrzeb .
    Oczywiście każdy rowerzysta ma swoje zdanie na różne tematy i każde zdanie trzeba szanować .

  • Ja jak dotąd nie przejechałam więcej niż 143 km, najczęściej w ogóle nie przekraczam setek, bo rzadko jadę na dystans, częściej żeby coś zobaczyć po drodze i długi dystans sam się robi. Warto przed wyjazdem sprawdzić kierunek wiatru. Kiedy będzie nam pomagał, kiedy przeszkadzał. Najlepiej jeździ się w bezwietrzne dni. Chyba że się robi trasę w określonym kierunku, a potem jedzie z powrotem pociągiem. Choć osobiście wolę najpierw pociąg, potem jazda. Powrotne bywają zatłoczone.

    Moja dewiza na jazdę długodystansową? Wolno, postoje średnio co 10-15km na picie i żarcie. nie za długie, żeby mięśnie nie ostygły.

    @Marqobiker: Wożę żarcie w sakwach, plecak to pomyłka. Ciężar stabilizuje mi rower (na pusto w zasadzie nie umiem już jeździć), dzięki czemu nie jestem zależna od punktów żarciowych po drodze, których bardzo często po prostu brakuje, bo są przy głównych szosach, a tych zazwyczaj unikam, jak mogę. Miewam swoje Mekki, tzn. np. sklep w Czerwonej Niwie, albo delikatesy Centrum, ale traktuję je jako miejsca uzupełnienia żarcia na kilkudniowych trasach. No i własne żarcie wychodzi taniej. W sklepie dobrej kanapki nie kupię, smacznego ciepłego spaghetti też nie. Ale my z Meteorem to i namioty wozimy i kuchenkę gazową (nie zawsze jest możliwość rozpalenia małego ogniska). Tak to jest, jak się podróżuje po zadupiach i unika ludzi ;)

  • No właśnie , jedni nie wyobrażają sobie jazdy z plecakiem ( mniejszym czy większym ) a inni nie biorą pod uwagę jazdy z sakwami i ja właśnie do nich należę ale rozumiem ludzi jeżdżących z sakwami a nawet podziwiam . Znam kilka osób które nawet na 30-50 km wycieczki biorą sakwy .

    Ja tak @Lavinka nie jeżdżę dla dystansów czy jakiś tam rekordów ale żeby coś ciekawego zobaczyć i w większości są to jedno dniowe wycieczki , dla tego też nie chcę tracić czasu na przyrządzanie sobie jedzenie na trasie .

    ale tak jak psiałem , każdy ma swoje osobne spojrzenie na te sprawy i swoje spostrzeżenia .

  • @Marqobiker – tak jak piszesz, każdy ma swoje doświadczenia. Nie każdemu też pasują rzeczy, które można kupić w pierwszym lepszym sklepie.

    Ja ze sobą zwykle zabieram kabanosy i tabliczkę czekolady. To mój żelazny zestaw na drogę. A po drodze oczywiście zatrzymuję się w sklepach.

    Nie jest tak, jak pisze Lavinka, że sklepy są tylko przy głównych drogach. No chyba, że główną drogą nazwiemy drogę na Pcim Dolny ;) W prawie każdej wiosce jest sklep spożywczy, niekiedy zaopatrzony lepiej niż sklepy w mieście.

    Ja wszystko wożę w plecaku – na wzięcie pompki, dętki, małej przeciwdeszczówki i czegoś drobnego do jedzenia, po prostu szkoda mi wyciągać sakwy i montować bagażnik.

  • Łukasz, ja nie piszę o okolicach Warszawy. Ja piszę o np. Podlasiu czy rejonach przygranicznych na wschodzie, gdzie sklepy owszem bywają otwarte. W godzinę po mszy w niedzielę. I nie ma w nich chleba, bo są dwa bochenki tylko dla stałych klientów i za chwilę znikają. Albo kiedyś specjalnie szukaliśmy sołtysa, bo ktoś nam z tutejszych powiedział, że sklep jest jego żony. I on jej kazał dla nas otworzyć ;)

  • Na takich terenach to rzecz jasna że trzeba coś do jedzenia ze sobą wozić bo różnie może być z tymi sklepami . Sam tego doświadczyłem kilka dni temu na Roztoczu podczas Bożego Ciała włócząc się po właśnie takich malutkich wioskach gdzie w takie święto nie ma co liczyć na otwarty sklep . Jedzenie akurat mieliśmy ale rzecz jasna że woda i napoje po pewnym czasie się skończyły .

  • Ano, woda to nawet większy problem, bo jej zabraknąć nie może, a strumienie na nizinach nie bardzo się nadają do celów użytkowych. W górach po prostu nabiera się coś z góry strumienia, tu nisko człowiek jest zależny od małych sklepików. 1/3 sakw na dłuższych wyprawach to butelki z wodą do gotowania, bo nie wiadomo, czy trafi się otwarty sklep. Mówię o weekendówkach, bo w tygodniu jest z tym łatwiej. Ale bywa, że ma się pecha i przez 30km nie ma zupełnie niczego. Zawsze można poprosić o wodę gospodarza, ale z rolnikami w Polsce bywa różnie. Raz się trafi dobrze, raz się trafi źle. Osobiście wolę unikać interakcji z tubylcami, o ile to możliwe. Ale ja aspołeczna z natury jestem ;)

  • nawet w święta większość stacji benzynowych jest otwarta… jadąc długi dystans bo o takim tutaj mowa, nie sposób po drodze nie minąć kilku… ja w ostatnie Boże Ciało również jechałem dystans około 330 km i po drodze minąłem około 10 w pełni zaopatrzonych stacji benzynowych, fakt jest nieco drożej ale mówimy o sytuacjach wyjątkowych… pozdrawiam również wszystkie przystanki autobusowe – największych przyjaciół rowerzysty długosystanowego

  • Nie wiem którędy jeździsz, ale na moich trasach stacji benzynowych nie ma. Omijam szybkie szlaki samochodowe szerokim łukiem, nawet jeśli muszę wracać dookoła. :)

  • na trasę ok 100 km ja nie zabieram nic oprócz bidonów, jeśli wyjadę po posiłku (oczywiście nie bezpośrednio) to na tak krótką trasę wystarczy, ale jadąc ponad 300 km nie sposób jechać lasem :) a wszędzie indziej stacje benzynowe są (każdy wylot z byle miasteczka) i nie muszą to wcale być drogi krajowe…

  • To zależ gdzie się jeździ . Tak jak pisałem powyżej , w weekend Bożego Ciała jeździłem po Roztoczu i tylko jeden dzień jeździłem po takich drogach gdzie stacje były . W samo Boże Ciało trasa ułożona była tak że jechaliśmy pod samą granicę z Ukrainą , po wioskach , lasach i bezdrożach gdzie nie uświadczył stacji .
    Ogólnie z pragnienia tam nie idzie umrzeć po Roztocze znane z bardzo wielu źródlisk :)

  • Witam. W lipcu planuje podróż na Hel (około 340 km) przez jeden dzien. Wasze porady są bardzo pomocne. Mój najdłuższy dystans to 200 km wiec myślę, że dam radę. Największy mój problem to wyznaczenie trasy, żeby nie tracić czasu na szukanie trasy, ale myślę że jakoś sobie poradzę .

  • Hej, tutaj znajdziesz mój sposób na wyznaczanie trasy:

    https://roweroweporady.pl/wyznaczanie-trasy-rowerowej/

  • ZDZICH – nie znam jeszcze swojego numeru na BBTour, podejrzewam że zostaną one przudzielone na odprawie w przeddzień startu… na oficjalnej stronie BBTour: www.1008.pl będzie można obserwować na żywo jazdę każdego zawodnika. Szukaj bikera o nazwisku: Mariusz Woźny;-) będzie mi niezmiernie miło że będę mógł liczyć na choćby najmniejsze wsparcie duchowe i doping z Twojej strony zwłaszcza po 900 km kiedy zaczną się piękne Bieszczady…. pozdrawiam

  • @Mamusz – powodzenia, super sprawa. Ja może na emeryturze pomyślę o takim przejeździe, bo trzeba mieć dużo czasu na treningi jednak :)

  • Ja wlasnie ruszam ponownie trase Legionowo – Dobre Miasto ( około 220 km)
    do pobicia rekord z 2012 ( goral opony 2,1 4 bary) całosc 10 h w tym 8,32 w siodełki średnia 25,5.
    Tym razem zastanawiam się nad wyruszeniem szosowym rowerem.

    dobry artykuł
    Moje doswiadczenia – zaczynamy ze spokojnego tempa – potem sie tylko rozkręcamy.
    Pijemy, jemy i pijemy, pijemy, pijemy.

    Traktuję to jako trening przed Mazovia 24h w Wieliszewie

  • Cześć

    Wczoraj trasa 300km. Żukowo – Człuchów bocznymi drogami. Człuchów – Gdynia już krajowymi. Większość już napisano wyżej, ja dodam tylko, że trzeba zadbać o właściwą pozycję na rowerze (dopasowanie/regulacja roweru). Komfortowa pozycja pozwala na rozluźnienie się na rowerze, a to przekłada się na oszczędność energii. Niech pracują tylko te mięśnie, które muszą, i tylko wtedy, kiedy trzeba.

    Paradoksalnie – im szybciej jedziesz, tym bardziej powinieneś/powinnaś koncentrować się na rozluźnianiu – karku, ramion, pleców, pośladków, mm nóg, które nie muszą pracować, itd…

    Pozdrawiam.

  • ZDZICH – tak, według ostatnich informacji 319 to mój numer. Od maja w ramach treningu przejechałem jakieś 5000 km, a teraz zaczął się tydzień bez roweru, za to ze sporym stresem – jak na debiutanta przystało. Pozdrawiam:-)

  • MAMUSZ- jak powiadają moje wnuki- „spoko -dasz radę”. Na wszelki wypadek-668523705 no i niech Ci noga podaje a koło nie klei.

  • Zapraszam do Karkonoszy :) okolice Swiradowa, Lubania i okolic, 100 km to na naszych terenach naprawdę dużo :) jeżdżąc na morzem miałem wrażenie, że rower sam jedzie, a ja tylko kieruję :)

  • Ano, jazda w górach to zupełnie inna sprawa :) W tym roku testowałem okolice czeskiego Liberca i przy jeździe rekreacyjnej, to już 70-80 kilometrów to bardzo dużo :)

    https://roweroweporady.pl/trasy-rowerowe-liberec-gory-izerskie/

  • Ja wróciłem do rowerka po dekadzie :) kiedyś mój rekord to 310 km w 16 godzin na rowerze o kołach 26 cali (teraz zresztą też taki mam specjalized ) z amorem i około 21 km średnia pamiętam że zajeło mi to 16 godzin… wyruzyłem o 24 w nocy w domu byłem o 16 z minutami taki zakładzik że na typowym góralu nie da się przejechac 300 km w dobę,,,, w sumie tylko jakieś 1,30 min na odpoczynki ehhh to była forma,,,, teraz to robię po 70 km :)

  • W sobotni poranek MAMUSZ ruszył w morderczą trasę BBTour- 1008 km. Meta w moich pięknych Bieszczadach, ale niestety ich uroku nie dane mu było podziwiać. Ale tylko dlatego, że do celu dojechał w nocy. Rozstaliśmy się 30 km przed metą i 7 h przed upływem czasu. Wielkie gratulacje i podziw dla wszystkich uczestników, a zwłaszcza dla tych, których witaliśmy na PK Ustrzyki Dolne już w niedzielę wieczorem po 35 h jazdy.

  • 200 km w ramach docierania formy jednego dnia – trasa Wrocław-prawie Wieluń-Wrocław, czas ok. 8,5h (jazdy ciągłej bo pobyt u znajomych 2,5h to zaliczam jako odpoczynek), rower poziomy (2×20 cali 2,20 110 PSI z Nexusem 8 na tyle).

    Najważniejsze to pić pić pić i trochę jeść. Pozycja w zasadzie nieistotna, bo zawsze wygodna, jedyne co to po 3h monotonnego kręcenia pojawiać się zaczęło uczucie senności, a nogi spadać zaczęły z pedałów (nie mam SPD). Wystarczył jakiś isotonik własnej produkcji z nadmiarem miodu i jakoś senność minęła.

    Powrót to już była bajka, bo z lekkim wiatrem w plecy.

    Ogólnie wypad bez większego przygotowania, jedynie telefon do znajomych, że będę, plus 3 butelki 1,5 litrowe do sakwy i jakież żarcie – nic trudnego poza jednym ale – trzeba trochę było kondycji ogólnej mimo wszystko załapać, zanim mogłem sobie ot tak wsiąść i pojechać ;)

  • Teraz mogę oficjalnie napisać: mój nowy rekord w jeździe długodystansowej to 1016 km :-) ZDZICH – ogromne podziękowania za przemiłe towarzystwo, duchowe wsparcie i czekoladę, która uratowała mi życie na ostatnich podjazdach. Na pewno będę wracał w Bieszczady na rowerze bo są cudowne…

  • Moje wielkie gratulacje dla wszystkich uczestników BB Tour. Zwłaszcza dla Was Mamusz i Zdzich.

  • I cóż znaczą nasze 200, 300… a niech tam – nawet 600 km wobec dokonania MAMUSZA i innych BBTou-rowców. A impreza piękna – zasługująca na na lepszą oprawę. Niestety towarzyszy jej cisza medialna i tylko wtajemniczeni wiedzą, kto w dzień i noc przemyka rowerami przez ich region. Warto pokazać pasję i ogromny wysiłek ludzi, którzy bez sponsorów, trenerów, wozów technicznych etc. potrafią pokonać niewyobrażalny dla wielu dystans.

    Bieszczadzka końcówka to dla niektórych nadludzki wysiłek i dla nich warto wskoczyć na rower, oferując swoje towarzystwo lub choćby zwykłe „dawaj stary, dajesz radę” z chodnika. Niech wiedzą, że my wiemy kto oni. Ale to MAMUSZ może coś na ten temat. Ja zapraszam w Bieszczady za miesiąc – kiedy buki „zapłoną”. Na całym świecie nie ma takiego widoku. A co do uczestnictwa w BB-Tour? Kto wie?!

  • ZDZICH – masz całkowitą rację, przez całe 1000 km widziałem może 5 osób które zagrzewały mnie do jazdy… a w kryzysowych chwilach na dużym zmęczeniu doping potrafi dobrze zmotywować. Brakowało na trasie kibiców, okrzyków, tym bardziej chwała Tobie ZDZICH za przemiłe towarzystwo przez ładnych parę kilometrów. Dziękuję również przygodnemu rowerzyście Grzesiowi z Rzeszowa, który towarzyszył mi od Rzeszowa do Brzozowa.

    Człowiek zapominał o zmęczeniu kiedy jazdę można było umilić pogawędką. Generalnie impreza kapitalna, za dwa lata z całą pewnością pojawię się znów na starcie. Tym razem chyba w kategorii solo (zawodnik taki musi zachować 100 m odstępu od poprzedniego/następnego zawodnika, musi całą trasę pokonać sam bez wożenia się na kole i towarzystwa:) pozdrawiam długodystansowców i tych którzy chcą nimi być.

  • Gratulacje dla wszystkich wspierających. Co do kibiców, to nie wiem czy to takie proste by było organizacyjnie. Jednak lecicie na długim odcinku, zapewne dość szybko tworzą się grupki jadące swoim tempem i ciężko byłoby czekać, aż się pojawicie gdzieś w danym miejscu na trasie :)

    To tylko moje przemyślenie, z perspektywy ciepłego fotela. Zapewne kto mógł, ten obserwował i dołączał rowerowo po drodze :)

  • Codziennie dojeżdzam rowerem do pracy po 5 kilometrów w jedna stronę. W tym roku chcę dojeżdżać nawet zimą, ale nie wiem czy dam radę :)

    Mój rekord pobiłem w tym roku 70 km po Poznaniu i okolice Mosiny razem z kolegą w ciągu 5 godzin jeśli dobrze pamiętam, bylo to w maju. A w sierpniu pobiłem znów 99 km z Poznania aż do miejscowości za Trzcianką. Dojazd zajął mi jakieś 8 godzin, bo zawierzyłem gps rowerowemu z googli, który poprowadził mnie takimi lasami, że jechać się nie dało. Powrót to już tylko 6 godzin :) rower mtb oponki 1.75 z sakwami i namiotem, był naprawdę ciężki :D

    Wyjeżdżałem w piątek upał masakryczny trzy litry płynów zeszły i pełno batonów i bananów. Powrót już bardziej deszczowy brrr, i tylko 2 litry płynów za to jedzenia zeszło więcej. Żadnych bóli kolan, tylko plecy przy szyi mnie bolały, tak szczypały jakby, czego może być tego przyczyna? I trochę ręce mi drętwiały, ale to chyba normalne przy dłuższych trasach?

  • Witam wszystkich. Ja w tym roku w lipcu pokonałam trasę z Ciechanowa do Jastarni (około 350 km) w jeden dzień. Wyjechałem o godz. 2 w nocy na miejscu byłem o 22. Na rowerze zacząłem jeździć w tamtym roku każdą wolną chwilę spędzam na rowerze.

    Przed trasą do Jastarni pokonywałem trasy pomiędzy 100 a 200 km (cały czas jeżdżę kolarzówką). Przez całą drogę do Jastarni miałem 3 przerwy po około 40 min. W mojej ocenie najważniejsze jest przygotowanie psychiczne, nie zwątpiłem nawet przez sekundę. Ze sobą nie brałem nic oprócz picia i zapasowej dętki. Do Gdyni jechało mi się bardzo dobrze, ale przez Gdynię tragedia.

  • Witam nie wiem czemu nie wszedł cały opis. Ścieżki rowerowe te międzynarodowe typu R1 R10 nie na kolarzówkę. Po wyjechaniu z Gdyni na normalną drogę ok

  • @Marcin z Poznania – ból pleców czy drętwienie rąk, to nie są normalne objawy.

    Sprawdź czy masz dobrze ustawione siodełko i to nie tylko na wysokość, ale także przód-tył:

    https://roweroweporady.pl/jak-ustawic-siodelko-w-rowerze/

    Przyczyn może być jeszcze kilka, ale ja stawiam właśnie na nie najlepszą pozycję za kierownicą.

  • Dzięki, sprawdzę to :)

    Ale mam jeszcze jedno pytanie. Od jakiegoś tygodnia jeżdżę na kolarzówce i przy szybszym mocniejszym pedałowaniu bardzo szybko meczą mi się nogi czego przy mtb nie mam, a jak schodzę z roweru to mam wrażenie jakbym przejechał ze 100 km, nóg prawie nie czuje co mija po chwili, tego przy mtb tez nie doświadczyłem na tak krótkich dystansach (5 km). Przez cały tydzień ustawiałem siodełko, tak jak to opisałeś w linku którym podałeś i jest ciut lepiej.

    W związku z tym mam pytanie, czy to może być związane z tym, że na mtb i na kolarzówce przybieramy inne pozycje i po prostu muszę się do niej przyzwyczaić?

  • Mi się udało z kolegą kiedyś „na MTB” 180 km, ale pod prysznic potem nie mogłem wejść, bo podniesienie nogi na wyżej niż 20 cm graniczyło z cudem :) Ale uczucie gdy pokazało się licznik znajomym i rodzinie z dystansem dziennym – nie do opisania.

  • @Marcin – ciężko powiedzieć, nie widząc tego na żywo. Ale pozycja może mieć na to wpływ, dodatkowo może na szosowym rowerze używasz zbyt ciężkich przełożeń?

    Napisałem o tym w najnowszym tekście:
    https://roweroweporady.pl/jak-poprawnie-zmieniac-przelozenia/

    Że nie trzeba jeździć na najtwardszych przełożeniach, jeśli się nie ma pary w nogach. Lepiej na lżejszych i szybciej kręcić nogami.

  • Zajrzałam tutaj z powodu trenażera i wpadłam na ten artykuł.

    Cóż, my z mężem w tym roku w czerwcu zrobiliśmy trasę „rowerowa 7” Władysławowo-Otwock. Wyszło 475 km z czego: 1 dzień – 150 km w deszczu, a 2 dzień 330 km od 6.00 do 3 z minutami. Wyszło czynnej jazdy 17h, ale ostatnie 70 km jechaliśmy 3h.

    To była walka z własnym ciałem. Wszystko mówiło stop, tylko gdzieś z tyłu głosik jeszcze 1km dasz radę. W nocy oczy lubią płatać figle, dlatego podstawa to dobry reflektor. Unikaliśmy głównych dróg, więc dziurawe pobocza w nocy wymagały jeszcze większego wysiłku i dało to w kość – na następny dzień oczy paliły ogniem. Robiliśmy przerwy co 2h i jedna 2h, ponieważ dopadła nas burza w Mławie.

    Takie sprawy jak długie dystanse to już życiówki, normalnie jeździmy po 60 km, ostatnio w Kotlinie Kłodzkiej;-) A dodam, że na rowerze MTB, żadna kolarka ani cross ;-)

  • Na 29er 404 km w 24h (03:00-03:00) zaliczone ;) (opona przód 1.95 tył 2.1) w 2015 roku po dobrej rozgrzewce czyli w kwietniu lub w maju planujemy ze znajomym z klubu rowerowego pokonać dystans 450 km w 24h.

    Na ten dystans planuje zmienić przednią oponę na 1.8 cala, a tylną na 1.95″
    Życzę wszystkim pobicia własnych rekordów.
    https://www.facebook.com/gryfus.szczecin?fref=photo

    • Z tego względu, że jeżeli masz „pampersa” i do tego majtki, to te dwie warstwy zaczynają o siebie ocierać, co może się skończyć mało przyjemnie. No i dodatkowo bielizna trochę przeszkadza w efektywnym odprowadzaniu potu, bo to kolejna warstwa.

  • Ja w ubiegłym roku zrobiłem trasę Ostrów Wlkp – Ślesin – włocławek – Malbork – Krynica Morska w czasie, wyjazd: sobota o 15, na miejscu byłem w poniedziałek około 18-tej. Plany był jechać dalej wzdłuż wybrzeża, ale będąc na miejscu (ostatnie km przejechałem już na stojąco) zadek tak bolał że po 2 dniach odpoczynku,postanowiłem wrócić pociągiem do domu. Mimo małego niedosytu jestem bardzo zadowolony w wyprawy i planuje już następne na ten rok. Twoje porady okazały się bardzo przydatne. Dzięki

  • A ja polecam Camelbak 2L do plecaka z wyjściem na korek i co jakiś czas uzupełniać w nim zasób. Bardzo fajna sprawa.

  • Kalendarze treningów sportowych zalecają pierwsze 1000 km jeździć na spokojnie aby rozgrzać mięśnie. Istotna sprawą tworzenia takiej bazy wypadowej jest to aby jeździć długo i lekko nie mniej niż 2h jednorazowo a zalecany czas jazdy to 4 h przynajmniej raz w tygodniu lub 3 h dwa razy w tygodniu. Jeżeli ktoś jeździ częściej powinien pilnować aby miedzy jedną a drugą długą trasą był dzień odpoczynku, może to wyglądać następująco:

    – poniedziałek 4-6h jazdy
    – wtorek (odpoczynek i regeneracja) basen, spacer lub 1-1,5 h na rowerze kto co woli.
    – środa 3h jazdy
    – czwartek 4-6h jazdy
    – piątek ( odpoczynek regeneracja ) tak jak we wtorek
    – sobota 3h jazdy
    – niedziela całkowite wyłączenie się ze sportu tylko regeneracja organizmu aby nie „przepalić” mięśni.

    Oczywiście modyfikacji może być multum istotny jest tylko pewien schemat i oczywiście BARDZO ważne jeździmy delikatnie tak aby tylko jechać, żadnych sprintów, ostrych podjazdów itp na takie rzeczy jest czas dopiero po zbudowaniu bazy wyjściowej i nic wcześniej.

    Ja trenując w ten sposób na „szosie” w 3 lata wskoczyłem z 50 km na dzień 2-3 razy w sezonie na 80 km przy pierwszych wiosennych wypadach rozgrzewających.

  • Mój rekord – 175km (Kraków – Ogrodzieniec – Kraków) z tym, że jakieś ~30km pokonane w terenie (szlakami rowerowymi i pieszymi… im bardziej na północ tym bardziej piaszczyste niestety)… reszta asfalt lub ubite polne drogi.

    Wyjechałem ok. 7, wróciłem ok. 18 (samej jazdy było niecałe 8h). Dzień był raczej pochmurny (i niezbyt ciepły, nie więcej niż 18-20C), jedynie w okolicach Ogrodzieńca świeciło… co z reszta później spowodowało burze przed którą musiałem uciekać. Dopadła mnie dopiero w Ojcowskim Parku Narodowym… jakieś 30km przed domem. Resztę drogi pokonałem w deszczu i grzmotach (trzeba dodać, że prognoza na meteo.pl sprawdziła się wtedy w 100%).

    Byłem przygotowany na solidną ucztę u celu podróży, ale o dziwo nie potrzebowałem jej… całą drogę objechałem na kilku batonach zbożowych, kilku naleśnikach, 3l izotonika i 0.5l coli.

    Największym problemem dla mnie był ból pleców. Plecak trochę ważył, miałem w nim potrzebne narzędzia, kurtkę, trochę jedzenia i zapas wody (1l wożę ze sobą zawsze od kiedy mało się nie odwodniłem z powodu braku czynnego sklepu na odcinku ~50km!). Dlatego w przyszłości planuję zakup cross’a i założenie do niego OD RAZU sakw.

    Na koniec także pomyślałem „dało by się więcej” ;)

    Moje marzenie: Kraków – Bałtyk (Władysławowo lub Hel), ale to wyjazd nie na jeden dzień ;)

    • Oj tak, jeśli wozisz na plecach aż tyle, to lepiej mieć ze sobą bagażnik i albo sakwy, albo taką niedużą torbę, która leży na górze bagażnika.

      Ja na dalsze trasy zabieram dwie butelki po 0,75L i wiozę je w koszyczkach na bidon. Jeśli nie ma upału, to do kolejnego sklepu zawsze starcza.

  • Witam, świetny artykuł – bardzo przyjemnie się czyta. Mam jednak pytanie. Jestem laikiem, rower mam od 2 tygodniu. Ale ostatnio udało mi się zrobić 70 km jednego dnia i chyba na dobre mnie wciągnęło :) Wypiłem 2 puszki isostar. Jak często/ na ile kilometrów pić puszkę isostaru? Czy isostar w tabletkach jest mniej zdrowy niż w puszce? Pozdrawiam!

    • Hej, na 70 kilometrów wypiłeś zaledwie 500 mililitrów płynu?

      Wytycznych Ci nie podam, bo trzeba po prostu pić regularnie podczas jazdy. Najlepiej pociągać z bidonu/butelki co kilka minut. A im cieplej, tym częściej.

  • A ja polecam bidon Isostar 0,5 lub 1L. Mam oba i sobie chwalę. Można dostać na znanym portalu aukcyjnym za śmieszne pieniądze (15 PLN z przesyłką za 1L). Nie śmierdzi no i ma klapkę, dzięki czemu ustnik jest czysty nawet podczas jazdy po piachu.

  • W 2014r wiosną kupiłem stary rower z 1967r kupowałem go z myślą ze go odnowie i pojadę nad morze , rower został rozebrany pomalowany nasmarowany no i miałem ćwiczyć niestety zmieniłem prace {kierowca międzynarodowy 10000km miesięcznie za kółkiem } i brakło czasu na jazdę przejechałem przez niecały rok może z 70km ale w sierpniu 2015r na urlopie bez przygotowania wziąłem niezbędne rzeczy i pojechałem w trasę Gorzów Wlkp./ Międzyzdroje do Szczecina dojechałem w 6,5 godz. z trzema przerwami po 20 min. dalsza trasa była cięższa cały przejazd zajął mi 16 godz. 40 min. ale wierzyłem od samego początku że dam rade rower ma 48 lat ja 49 jednak STARY CZŁOWIEK I MORZE zdjęcia na FB

  • Hej :)

    Mój rekord to 109 km w 7 h na oponach 2.2. trasa naokoło śniardw z dojazdem z mikołajek więc minimum asfaltu. nie powiem, byłem pozytywnie zmęczony ale nie miałem żadnych, ale to żadnych zakwasów czy jakichkolwiek niemiłych efektów tej wycieczki. po drodze kanapki, batony, kabanosy, izotoniki i 2 piwa. wiem że to niewielki dystans ale dał mi satysfakcję bo zwykle jeżdżę 50-60 km ale regularnie, 3-5 razy w tygodniu. oczywiście efekt „mógłbym więcej” pojawił się przy ok 100 km ;) pzdr

  • Na początek: super blog. Gratuluje wpisów i forum na poziomie!

    Chciałem tylko zauważyć jedną rzecz, bo właśnie się zastanawiam nad kupnem drugiego (szosa endurance, przełaj, fit) roweru do obecnego crossa. Mnóstwo z Was przejechało ogromne według mnie dystanse (mój rekord to 170km na owym crossie) na rowerach różnych i różniastych, z obciążeniem i bez, na slickach i wielkich terenowych balonach. I wszyscy dali radę!
    Czy nie jest tak że masa roweru nie ma szczególnie dużego znaczenia do jeżdżenia na dystans? Czy spinanie się o każdy gram ma sens? Czy nie jest to przypadkiem szpan? Mój rower nie jest przesadnie lekki, waży jakieś 13kg + akcesoria więc wyjdzie pewnie ponad 15kg. Ja osobiście nie widzę istotnej różnicy w jeździe bez obciążenia a jazdą z sakwami. Mówię tu o średniej prędkości przelotowej, bo w rozpędzaniu oczywiście różnica jest.
    I na koniec, czy warto kupować według Was szosę? Czy będzie łatwiej pokonać długi dystans? Czy pozycja będzie na tyle nie wygodna że nie przejadę nawet 100km? Może znajdzie się jakaś osoba która oprócz szosy jeździ też na innym rowerze.

    Pozdrower!

    • Hej, dzięki za miłe słowa :)

      Jeżeli chodzi o masę roweru, to jest to skrzyżowanie fizjologii z psychologią. Im cięższy rower, tym ciężej go rozpędzić, a także jazda pod górę będzie bardziej wymagająca.

      Ale teraz pojawia się kwestia – ile ma ważyć rower? Jedna osoba powie, że 20 kg jej w ogóle nie przeszkadza, inna, że nie wsiądzie na rower, który waży więcej niż 8 kilogramów. I to jest psychologia :)

      Czy szpan? To zależy. Jeżeli ktoś każdej napotkanej osobie zaczyna opowiadać, że rower jest z karbonu, i waży 6 kg, i w ogóle zobacz jaki lekki, i wcale nietani! To może być szpan. Ale jest wiele osób, które po prostu lubią mieć lekki rower i nie epatują tym dookoła.

      Mój rower waży +/- 10 kg i po założeniu bagażnika i sakwy też nie czułem się szczególnie poszkodowany. Ale różnicę podczas jazdy oczywiście czuć, chociaż nie wiem czy nie bardziej opór powietrza stawiany przez sakwę nie zrobił różnicy.

      Ale… nie chciałbym już jeździć rowerem, który wyjściowo waży 17-18 kilogramów. Kiedyś jeździłem i wracać do tego nie chcę. Człowiek się szybko przyzwyczaja do tego co ma i nawet jeżeli czułbym różnicę tylko przez 5% trasy, to bym się z tego cieszył.

      Reasumując moje przynudzanie. Walka o każdy gram moim zdaniem nie ma sensu (w amatorskich warunkach). Co nie zmienia faktu, że przy zakupie nowego roweru, albo wymianie zużytej części będzie czymś złym, jeśli spojrzymy na wagę.

      Jeżeli chodzi o to czy warto kupić rower szosowy, to nikt Ci na to odpowiedzi nie udzieli. To już Ty sam musisz się o tym przekonać. To nie jest rower dla każdego, ale Ci, którym taki rower się spodobał, potem już niekoniecznie chcą wracać do crossów czy fitnessów. A pozycja zależy w dużej mierze od geometrii ramy. Jeśli to będzie rama endurance, czyli bardziej turystyczna, to jakaś wygoda będzie. Ale pamiętaj, że to nadal będzie rower szosowy.

      • Myślę, że dużo zależy od indywidualnego odczucia. Gdy założyłam bagażnik do mojego rowerka, przez pół miesiąca narzekałam, że mi ciężko „na tyłku”. Już te dodatkowe 1,5 kg (sam bagażnik) było odczuwalne. Podobnie z wnoszeniem roweru na piętro czy z podjazdami > 5 kg robi dla mnie ogromną różnicę w odczuciu i przy średnich :)

        • Bagażnik, który waży 1,5 kg to faktycznie małe kowadełko :) Mój waży 0,85 kg i chętnie wymieniłbym go na jeszcze lżejszy, ale cholercia, nie chce się popsuć :)

  • rzeczywiście na taką wycieczkę trzeba się dobrze przygotować. pamiętam jak wybieraliśmy się na survival – gdyby nie sklep cqb.pl to nie wiem jak byśmy sobie poradzili z tym wszystkim – duzo sprzętu od nich nam się przydało – najbardziej własnie jakies plecaki, śpiwory ale i nawet kompas sie przydał! a bez noży to juz nie wiem jak bysmy dali rade

  • Witam, jezdze rowerem od nastu lat, czasami wiecej czasami mniej, najwiecej pare lat temu zrobilem 180 km w 1 dzien, zyciowka, teraz srednio robie 40km, Do czego zmierzam, w miesiacu sierpniu mam urlop, planuje zrobic trase Beydgoszcz-Dąbki ( 230 km ), malo wiem na temat przygotowań, diety w trakcie jazdy, nawodnienie oraz jakie siodło bo te co mam strasznie uwiera, kondycja starcza ale krocze nie pozwala :) pozdrawiam i czekam na porady

    • Cześć,

      O kondycji: https://roweroweporady.pl/jak-przygotowac-kondycje-na-wyjazd-rowerowy/

      Co jeść i pić: https://roweroweporady.pl/co-jesc-i-pic-na-rowerze-dieta-rowerowa/

      Jakie siodełko kupić: https://roweroweporady.pl/jakie-siodelko-kupic-radza-blogerzy-rowerowi/

      Rodzaje siodełek: https://roweroweporady.pl/rodzaje-siodelek-rowerowych-jakie-siodelko-kupic/

      Na dalekie dystanse podstawą są spodenki z wkładką. Będzie o tym odcinek w poniedziałek, na moim kanale na YT.

  • ja tam rowerkiem sie często wybieram na długie wycieczki wiec najczęściej zaopatruję się w sklepie CQB.pl.najlepiej na takie wyprawy zabrać ze sobą odpowiednie jedzenie, strój a nawet jakieś rzeczy do obrony i np. nóż czy coś…

  • Przejchałem 250 km w jeden dzień, zwykłym rowerem trekkingowym 26 cali.3×7. Moje rady są takie.
    1. Zaplanować trasę z prędkością turystyczną 12.5 km/h (doświadczenie pokazuje, że taka wychodzi prędkość podróży jeśli człowiek zatrzymuje się na robienie zdjęć, zjedzenie mamusinych pierogów po drodze itd…
    2. Wyjechać o świcie – 5 rano wydaje się idelna – punkt 5, wtedy nawet bez smartfona można sobie w głowie odliczać czas i dystans.
    3. Odżywianie. Pamiętaj, że musisz dostarczać cukier i elektrolity. I to w regularnych odstępach czasu. Ja zabieram pakiet POLSKICH! bo jestem patriotą „energy drink” Verva i termos ze słodkim kompotem na bagażnik. I piję co około godzinę na zmianę 1 energy drink 1 kubek słodkiego kompotu z termosu. Wiadomo, że kompot skończy się po około 3 sesjach. Więc wtedy mam przyjemność zaczepić chłopa na wsi i poprosić o wodę ze studni, (może być też kranówa ze stacji beznynowej) i przy okazji pogadać „o pogodzie i polityce”. Z WYPRAWY 250km nie wiedzialem czy mogę przetrwać 18 godzin bez jedzenia, wolałem wrócić żywy, a więc zjadłem jeszcze już głebokim popołudniem i wieczorem po 1 kebabie (warzywa+mięsko)
    4.Ubiór. Obowiązkowo. Kask daje stałą temperaturę głowy i nie zauważysz zmian pogody w ciągu dnia. Pozostały ubiór. Ja sobie wybieram na taką jazdę słoneczny wyżowy dzień bez wiatru!!!!!!!! – sprawdzić prognozy pogody i jechać tylko kiedy nie ma wiatru. W wyżu wiatr zwiększa się w ciagu dnia i słabnie wieczorem, więc wyjazd rano daje dużo korzyści..
    Ja ubieram się w kamizelkę odblaskową na gołe ciało, i opaski odblaskowe na ręce +kask, Niczego więcej. Jeśli w prognozie pogody jest możliwość opadów, wtedy musicie zabrać lekką kurtkę przeciwdeszczową, ale bez żandych swetrów, bo w lato jest wystarczająco ciepło.
    5. Gadżety. Zawsze włączam !MoveComputerbike do rejestracji trasy. Nawigacji warto używać w miastach tylko, bo zużywa ona masę prądu. Tak więc jadąc z Rawy Mazowieckiej do Skierniewic jej nie uzywałem. MIjając tablicę Skierniewice włączyłem.nawigację, dzięki czemu w Skierniewicach zachowywałem się jak lisek w kurniku, w ciągu kilku minut, nie znając miasta i nie wytracając predkości wyjechalem w kierunku Nieborowa.
    Tu jest fimik z całej wyprawy:
    https://www.youtube.com/watch?v=IR2Oz7xTWes
    6. WAŻNE!!! Gdy skończy się wspomaganie elektorniką. Stosować się do przysłowia TiRowców. KTO DROGĘ SKRACA DO DOMU NIE WRACA. Nie kombinować i jechać głównymi drogami. Zwłaszcza, jeśli zbliża się noc.
    7. Po powrocie wypić piwo! -Małe dawki alkoholu zabijają zmęczenie. I iść spać.
    8. Technika pedałowania. Możliwie duża prędkość prze najniższym obciążeniu nóg. Wykorzystywać zjazdy do szybkiej jazdy i podjazdy pod górki na myślenie o czymś innym, aby oszukać mózg. Ja np śpiwam w myślach albo odmawiam modlitwę.
    9. Nie zatrzymywać się na dłużej niż 30 min. Aby nie ostygnąć i nie zesztywnieć.
    10. Sprawdzać na rozgałęzianiach szlaków nawigację, aby nie wywieść się w pole, przejeżdżając krótki odcinek z 5-10 m w daną drogę. To już zostanie wykryte. Bo okazuje się, że np. „skręć w prawo” odnosi się do szrutowej drogi za 20 m, a nie do gruntowej przy której, akurat jesteśmy.
    AMEN.

    • Z większością punktów się zgadzam. Dzięki za tak fajne opracowanie :)

      Natomiast pewne zastrzeżenia mam do podpunktu trzeciego. Zdecydowanie warto pić napoje częściej. Wlać coś do bidonu/butelki i popijać małymi łykami co 5-10 minut. A już zwłaszcza gdy jest gorąco. Dzięki temu zmniejszymy ryzyko odwodnienia. Jest takie stare przysłowie, które nadal się sprawdza – gdy podczas wysiłku zachce Ci się bardzo pić – jest już za późno.

      • Zdecydowanie tak, dodałbym, że picie w czasie jazdy zdecydowanie zapobiega utracie dystansu i najlepiej robić to przy podjazdach pod górki. Wtedy i tak musimy jechać wolno. Na górce bidon na ramę i pełen gaz.

  • Witaj Łukasz.

    Chcę się wybrać rowerem do Swarzewa z Rawy Mazowieckiej.

    Mniej więcej sobie wszystko zaplanowałem. Bazując na twojej wyprawie do Gdyni.

    Ale mam pytanie techniczne. Do tej pory jeździłem rowerem trekkingowym 26 cali przerzutki 3×7. Co dawało mi średnią prędkość podróżną 15 km/h jak dobrze cisnąłem to 20 km, a prędkość max rzędu 25 km/h.

    Ponieważ trasa jest długa myślę o tym aby pożyczyć rower od wujka 28 cali i takie same przerzutki. Aby był większym połykaczem dystansu.

    Ale z doświadczenia wiem, że nie ważne jaki rower, osiągi są takie same, bo i tak trzeba poruszyć tę samą masę. Natomiast jest plus roweru z dużymi kołami, że na zjazdach z górek można rozwinąć większe prędkości i połykać dystans.

    W związku z tym mam pytanie. Z jakimi prędościami średnimi się poruszasz i z jakimi maksymalnymi. Czy robisz sobie postoje i jak długie. I widzę, że poruszasz się rowerem 28 cali.

    W związku z tym zasadnicze pytanie.

    Czy warto na tę trasę 350 km pojechać rowerem 28 cali, aby szybciej jechać.

    Pozdrawiam

    Tomek.

    ) i jedno pytanie geograficzne, czy wiślana trasa rowerowa jest w całości z jakiejś nawierzchni czy jedzie się po piachu, gdybym chciał zjechać z jedynki i pojechać wzdłuż wisły tą trasą.

    • Cześć, porównywanie „wyników” różnych osób średnio się sprawdza. Każdy ma inne możliwości, preferencje i trasy, którymi jeździ. A także jeździ się z różnym obciążeniem.

      Moja średnia z jazdy, kiedy jadę 100 i więcej kilometrów dziennie, po raczej płaskich trasach, to 23-24 km/h. Patrzenie na maksymalną nie ma sensu, bo co Ci da informacja, że na Mazurach potrafiłem z górki wycisnąć 70 km/h? :D

      Postoje oczywiście robię. Jeżeli jadę turystycznie i mam przed sobą kilka dni jazdy, staram się jechać na totalnym lajcie i bez spinania. Postoje robię mniej więcej co 30 kilometrów. Wolę częściej stawać, ale na krótko, niż jechać dłuższe odcinki i stawać na dłużej.

      Jeżeli chodzi o wielkość kół, to po prostu pożycz od wujka rower i przejedź te 40-50 km, na pewno poczujesz czy większe koła Ci coś dały. Oczywiście pamiętaj o sprawdzeniu ciśnienia w kołach.

      Trasy wiślanej nie znam. Sprawdzał ją ponoć Damian z roweremposlasku.pl musiałbyś go zapytać.

  • Ja z kolei najwięcej przejechałem 118 km.Wcześniej 104km.Jeżdżę szosówką jestem początkujący ale bardzo to lubię.Ścięgno w prawym kolanie mi siadało przy tych setkach.Podstawa według mnie to banany batony i czekolada.Staram się jeździć chociaż 20 ze 2 razy w tygodniu jak czas pozwala a w weekend więcej od 60 do 118 :D.Następny cel 200 km.Zawsze wkurza mnie branie plecaka i w sumie jest ciężki nie mam sposobu na to-portfel zapięcie zapas wody 2 litry banany batony…

  • Fajny, bardzo spójny artykuł bez zbednych farmazonów:) w niedzielę planuję swoją pierwszą dlugą trasę 120km.. Do tej pory robiłam najwyżej 50-70.. Największy problem dla mnie to przewożenie płynów.. w rowerze mam zamontowany jeden uchwyt na bidon, na trasie 50km wypijam ok. 2.5-3l wody z dodatkiem musujących tabletek uzupełniających elektrolity i mineraly.. Z tabletkami nie ma problemu ale transpost wody jest juz problemem. Przekąski na trase + woda i klucze to trochę ciężaru.. Jestem drobna i nie lubię jechać z ciężkim plecakiem a nieraz na trasie nie ma gdzie uzupełnić wody..

    • A masz w ramie drugie miejsce na koszyczek na bidon? Ja tam akurat zazwyczaj wożę pojemnik z pompką, łatkami, przeciwdeszczówką. Ale czasem wrzucam tam drugi bidon. Bidon można też założyć na kierownicy albo za siodełkem pokombinować.

  • Witam, w najbliższy poniedziałek planuję przejechać z Łodzi do Częstochowy, jedyny warunek to brak opadów, temperatura mnie nie przeraża. Chcę przejechać trasą przez Łask i Szczerców, według googlowskiej mapy jest tam najmniej przewyższeń, a nie chce sobie utrudniać ;) do tej pory robiłem sporadycznie trasy po około 40-50km dopiero dwa tygodnie temu się trochę rozjeździłem i robiłem codziennie po 50-60km, jednego dnia z dłuższą przerwą zrobiłem 80km, takie odległości nie są dla mnie żadnym problemem, więc myślę że dam radę. Najciekawsze jest to, że wpisałem w google hasło „jak przygotować się do dłuższej trasy rowerem” i wyskoczyłam mi ta stronka na której jest akurat Łódź – Częstochowa :) Opona w rowerze 2.1. Trzymajcie kciuki żeby się udało ;) Pozdrawiam wszystkich fanatyków rowerowych podróży oraz autora artykułu :)

    • Powodzenia :) Jeżeli chodzi o przewyższenia, to drogą przez Pabianice – Bełchatów – Kamieńsk – Radomsko też nie ma specjalnie podjazdów. Może przed samą Częstochową ze dwa, ale to nie są jakieś specjalnie strome podjazdy. Tyle, że w tygodniu na tej trasie będzie duży ruch, a ja tamtędy jeździłem zawsze w weekendy.

      • Witam, więc jak postanowiłem tak zrobiłem :) przyjechałem w dniu wczorajszym trasę Łódź – Częstochowa. Początkowo trasa miała przebiegać przez Łask i Szczerców, aczkolwiek w początkowej fazie coś pomyliłem i Łask minąłem jego wschodnią stroną ;) Pierwsze 45km przebiegało w większości po leśnych i polnych drogach z czego byłem bardzo zadowolony, wyjechałem na drogę krajową 483 na wysokości drogowskazu z informacją „Czestochowa 83” :) tutaj już caly czas tą drogą aż do Czestochowy. Po równo 100km dopadł mnie kryzys, ktory już nie odpuścił aż do końca, ostatnie 29km czekałem tylko na finish. Moge teraz szczerze stwierdzić, że nie byłem jeszcze przygotowany na taką trasę, nie mniej jednak udalo się ;) Pogoda nie rozpieszczała, temperatura wahała się pomiedzy 7 a 10 stopni, dwa razy w trakcie przejazdu delikatnie popadal deszcz. Cała trasa zajęła mi rowno 7h z postojami, czas samego przejazdu to 5:50, srednia prędkość wyniosła 23,45km/h, co uważam za dobry wynik. Dzisiaj czuję lekkie zakwasy w udach i na barkach od plecaka, ekwipunek jaki zabralem wazyl okolo 8kg. W trakcie przejazdu nic mi nie doskwieralo tak jak siodełko ;) pomimo zakupionej nakladki żelowej i getrow z wkładką piankowa, już po 40km mialem wrażenie że siedzę na kamieniu. Nie mam tutaj pomysłu na to jak złagodzić ból w trakcie jeżdżenia, wszędzie słyszę że z czasem sie przyzwyczaje, ale ile to ma trwac jeszcze? Podsumowując, jestem zadowolony że się udalo, ale była to trochę za dluga trasa. Będę trenował więcej, żeby następnym razem po 130km czuć niedosyt ;). Pozdrawiam

        • Nie warto ładować sobie na plecy obciążeń rzędu 8 kilogramów na tak daleką trasę. Niepotrzebnie obciąża to kręgosłup i pogarsza odprowadzanie potu. Jeżeli musiałeś wieźć ze sobą tyle bagażu, lepiej już przerzucić to do sakwy na bagażniku. No i zastanowić się czy wszystko co wziąłeś było potrzebne, bo szczerze mówiąc moja walizka na wyjazd na kilka dni potrafi ważyć mniej :)

          Druga sprawa – zakładanie nakładki żelowej na siodełko i jazda w spodenkach z wkładką nie ma sensu. Albo nakładka, albo spodenki. Dokładanie kolejnych warstw będzie tylko pogarszało sprawę, zamiast ją polepszać. Zobacz też czy masz dobrze ustawione siodełko, na blogu znajdziesz wpis o tym.

          A tak to super, że się udało :)

          • Zabralem ubrania na przebranie, 3 napoje po 0,75l, zestaw imbusow, dentke, dokumenty, klucze, bulke, 2 banany, 4 batoniki i najwiecej ważącą blokade w formie grubego łańcucha (teraz juz wiem ze nie byla potrzebna) i jakos tak sie zebraly te kilogramy, sakwy i bagażnika jeszcze sie nie dorobilem ;) Siodelko ustawialone poprawnie, sprobuje nastepnym razem zrezygnowac np z nakladki, zobaczymy jaki bedzie efekt, choć mam jakąś swoją teorię na to po wczorajszym przejeździe, zastanawiam się czy może miec wpływ na ból intensywne i ciągłe pedałowanie (bo staralem się utrzymywać prędkość powyzej 20km/h), czy przy spokojnej jeździe możemy ten ból zmniejszyć?

          • Cóż, według mnie, im dalej jedziemy (jednorazowo), tym mniej rzeczy ze sobą się bierze. Jeżeli wiozłeś ze sobą łańcuch, to faktycznie nic dziwnego, że plecak tyle ważył :) To mogło również wpłynąć na komfort jazdy, bo taki ciężar jednak mocno obciąża kręgosłup, a jednocześnie ciśnie w siodełko.

          • Łukasz. Mógłbyś rozwinąć ten temat bardziej. Może pod tytułem : jak zapakować się na długie jazdy rowerem szosowym lub crossowym by odczuwać komfort.

          • Hej, co masz na myśli pisząc o komforcie? Zawsze dołożenie ciężaru do roweru będzie powodowało pewien dyskomfort, zwłaszcza na podjazdach :)

            Na pewno warto przy sakwach obciążać je równomiernie. A korzystając z toreb do bikepackingu, nie przeładowywać ich bardziej, niż wymyślił producent.

  • 23,2 to średnia z jazdy czy z całej wycieczki ?. Mam na myśli czy obejmuje też te 5 h postoju ?. A swoją drogą oczywiście gratuluję dystansu :).

  • Cześć. Bardzo fajny artykul. Mam takie pytanko. Znajomy nakręcił mnie na wyjazd
    nad morze a mieszkamy w Gliwicach.W planach mamy jechać 3
    dni po 200 km 10 godz dziennie planujemy jechac tak na początku czerwca. Nie wiem czy zdąże się przygotować? Największy mój
    dystans to 107*km w zeszłym sezonie. co o tym myślicie?

    • Cześć,
      pierwsza, najważniejsza sprawa – w zeszłym roku ile dni z rzędu jeździłeś po 100 km? Zupełnie inaczej patrzy się na pojedyncze, jednodniowe przejazdy, a inaczej na jazdę dzień po dniu, gdzie organizm nie ma tyle czasu na regenerację.

      Do przejechania 3×200 km na pewno trzeba się dobrze przygotować. To nie jest już kaszka z mleczkiem i trochę kilometrów w nogach trzeba mieć już przejechanych w danym roku.

      Czy zdążysz się przygotować? Na pewno! Tylko do czerwca warto regularnie jeździć, nawet po te 30-40 km dziennie, w miarę wolnego czasu, a w weekendy na dalsze trasy.

      Do tego dochodzi kwestia psychiki. Ja, gdybym szykował się na taki przejazd, wcześniej w weekend zrobiłbym 2×200 km, nawet samemu. Samotnie jedzie się trochę trudniej, niż w dwie osoby (nie ma się za kim schować przed wiatrem, no i motywacja jest ciut mniejsza), ale jak dasz radę na drugi dzień przejechać 200 km, to jadąc w dwóch i trzeciego dnia sobie poradzisz :)

      W każdym razie zrobiłbym sobie taki test, żeby poznać reakcję organizmu i oswoić się z długimi trasami.

  • W zeszłym roku kupiłem szosę, moja życiówka to 125km. Od stycznia regularnie 2-3 razy w tygodniu jeździłem na trenażerze (1,5h+) lub biegałem (średnie tempo 6min/km) – max 16 km bez odpoczynku. Ponadto, ćwiczę domowymi sposobami nogi, grzbiet i brzuch. Dzisiaj przejechałem w 4h 102km po Mazowszu. Czy wg Was dam radę przejechać 220km (650m przewyższeń) za 2 miesiące?

    • Cześć, jeżeli przejechałeś stówkę, a poza tym regularnie ćwiczysz, to i 220 km spokojnie przejedziesz. Warto byłoby, żebyś spróbował jeszcze w międzyczasie przejechać np. 160-180 km, żebyś zobaczył jak organizm będzie się zachowywał. Bo im więcej kilometrów, tym niestety słabiej się jedzie, ale jak się pozna swoje reakcje, to potem jest łatwiej.

  • Polecam bukłak. Na długich trasach jest niezastąpiony – jedziesz, popijasz tak często, jak chcesz i odwodnienie nie grozi. Wlewam do środka 1 litr kubusia lub soku malinowego (albo czego tam sobie kto lubi), następnie uzupełniam 1 litrem wody niegazowanej i potem popijam w trasie smaczny kompocik. Żyć nie umierać :) Jazdy na samej wodzie nie polecam, bo szybko zbrzydnie. Natomiast smaczny napój działa zbawiennie na morale. Fakt, że trzeba go wozić w plecaku, ale tak naprawdę żadnego „balastu” się nie odczuwa, no i jest to niska cena, jak za pożegnanie z odwodnieniami.

  • Mój aktualny skromny rekord Zielona Góra-Kliczków-Zielona Góra 169 kilometrów w około 10 godzin na oponach 26×2,0, w tym kilkanaście kilometrów ubitym gruntem. Osobiście wolę wyruszać w pełni dnia a wracać pod wieczór, żeby w chwili największego zmęczenia chociaż powietrze było przyjemne. Biorę tornister a w nim aparat, cola (woda w koszyku), kilka batonów. Tornister zawsze stawiam na bagażnik, żeby o tyle mniej się pocić. Minus jest taki, że batony lubią się topić, ale co dla kogo jest ważne-sklepy na wsiach zwykle są droższe ;-) Przerwy zwykle regularnie po kilka minut co około 25 kilometrów. Bardzo ceniłem sobie rogi rowerowe, nieco stabilizują ręce, no i zawsze można zmienić chwyt kierownicy, żeby mniej bolało. W nowym rowerze niestety rogów nie mam.

    • To zależy od dystansów, wrażliwości ciała itd. Jedni na wkładkach z Lidla jeżdżą długie dystanse i nie narzekają, inni wolą coś chociażby od Pearl Izumi czy innych producentów.