Jak zmotywować się do jazdy na rowerze?

Myślę, że żadnego rowerowego maniaka, nie trzeba nawet przez sekundę namawiać, by wyszedł na rower. Powód jest nieistotny: poszwędać się z kolegami, skoczyć na drugi koniec miasta, by zobaczyć nową drogę rowerową, a może nawet gdzieś dalej jak czas pozwoli. Szybka zmiana ciuchów, sprawdzenie ciśnienia w oponach i już jest upragniona wolność. Wiatr we włosach, promienie Słońca na twarzy, uśmiechnięci ludzie po drodze i chwile w których lepiej się myśli. Powodów do jazdy są tysiące, a może nie być ani jednego. Po prostu się to robi.

Niestety, czasami tak jest, że praca, szkoła, domowe obowiązki – wysysają z nas energię i odbierają chęć do zrobienia czegokolwiek, poza położeniem się na kanapie. Brak chęci zrzucamy na karb przemęczenia, kiepskiej pogody, niskiego ciśnienia (naszego lub atmosferycznego). Czasami wystarczy włączyć „na chwilę” komputer czy telewizor, by pół dnia minęło w mgnieniu oka. A wieczorem przecież iść na rower „się nie opłaca” – mówimy sobie.

Jak zmotywować się do jazdy na rowerze
fot. Joel Bedford

Ja też miewam chwile, gdy czuję się tak, jakby włochata małpa siedziała mi na głowie i uciskała ją z każdej strony. Chwile, gdy ciepły koc i kanapa mają magiczną moc przyciągania do siebie. Po prostu i zwyczajnie mi się nie chce.

Nie trzeba być psychologiem, by wiedzieć, że w takich chwilach najważniejsze jest wykonanie pierwszego kroku. Wystarczy ruszyć się z domu, by po chwili przekonać się, że to był bardzo dobry krok. Już kilka minut na rowerze rozrusza nasze zastane mięśnie, poprawi krążenie i natlenienie organizmu. Od razu zaczniesz się zastanawiać, czemu do jasnej pogody siedziałeś tyle czasu w domu, zamiast w końcu wyjść na rower.

Przedstawię Ci kilka sprawdzonych sposobów, na zmotywowanie się do wyjścia z domu w chwilach słabości. Jeżeli masz własne pomysły, podziel się nimi z nami. Jeszcze raz podkreślę, chodzi o sposoby awaryjne. Nie o zmuszanie się do czegoś, czego się nie lubi. Jazda na rowerze ma być zawsze przyjemnością samą w sobie.

1) Umawiaj się na rower –  jeśli już się umówisz z kimś na konkretną godzinę, głupio będzie się wycofać. Dobrym pomysłem jest też zapisanie się do klubu turystów kolarzy PTTK, takich klubów jest w Polsce jest ponad 40. Zwykle oprócz okolicznościowych imprez, organizują cotygodniowe spotkania rowerowe dostosowane do osób o różnej kondycji i jeżdżących w różnym tempie.

2) Wyznacz sobie cel – nie myślę tutaj o dalekosiężnych planach, typu schudnę 10 kilogramów czy zwiększę swoją średnią prędkość. Zostańmy w przyjemniejszym klimacie i celach na wyciągnięcie ręki. Powiedz sobie, że chcesz zobaczyć jakąś część swojej okolicy, w której dawno nie byłeś. Że chcesz zobaczyć, czy w cukierni na drugim końcu miasta, nadal sprzedają tak dobre lody jak kiedyś. Może odwiedzisz jakąś dawno nie widzianą koleżankę lub kolegę. Pomysł może być spontaniczny, czasami totalnie abstrakcyjny. Ważne by chcieć go zrealizować. Tylko nie jutro, ale właśnie dziś, zaraz :)

3) Lepszy wizerunek – cóż, jesteśmy gatunkiem stadnym i co by nie mówić, zawsze ktoś będzie miał o nas jakąś opinię. Zdecydowanie lepiej mieć opinię (nawet w oczach najbliższych osób, olejmy sąsiadów) osoby aktywnej, niż takiej która tylko siedzi przed telewizorem, popijając piwo.

4) Popraw sobie humor – pisałem to już wyżej, ale jeśli siedzisz teraz, smętny i bez chęci do życia – przypomnij sobie ostatnie wyjście na rower. Jak od razu poprawił Ci się nastrój, problemy uleciały (choćby na chwilę), a organizm przestawił się na aktywny tryb. Warto przemóc się w sobie, by się tak poczuć, prawda?

5) Sportowe aplikacje społecznościowe – jeśli masz zainstalowaną aplikację Strava (lub inną tego typu), dołącz do jakiejś rywalizacji, na przykład kto przejedzie więcej kilometrów w danym miesiącu. Albo dołącz do charytatywnej akcji, organizowanej przez dużą firmę – czasami płacą one na szczytny cel pieniądze, za przejechanie odpowiedniej ilości kilometrów. Jeżeli mamy aktywnych znajomych, szybko okaże się, że oni też korzystają z jakiejś aplikacji i będzie można nawzajem śledzić swoje postępy. A (patrz punkt trzeci), mało co tak motywuje jak chęć pokazania innym, że jest się „lepszym” :)

Tak jak pisałem, prawdziwych roweromaniaków nie trzeba przekonywać do jazdy. Zawsze znajdą choć chwilę, by pojeździć. Nie ma się też co przejmować pojedynczymi dniami kryzysu, czasami trzeba wrzucić na totalny luz. Ale to tylko w ramach wyjątku. W pozostałe dni – nie ma opcji – trzeba ruszyć się na rower.

Skomentuj Michał Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

39 komentarzy

  • Ja właśnie wróciłem z małej rundy po okolicy. Fajnie jest poczuć trochę słońca. Niby zimy nie było, ale i tak od razu chęć do życia wraca w taką pogodę.

  • Też właśnie wróciłam po leśnej szwendaczce, było przecudnie, słonecznie, odkrywczo i w ogóle super.
    Z Twoimi poradami zgadzam się całkowicie! Pozdrawiam

  • a no artykuł święta racja ,ja w tym tygodniu już też byłem na rowerku, raz kawałek tak żeby sprawdzić czy wszystko ok z rowerem wczoraj 5 km, a dziś już 13 km. Normalnie nie mogłem się doczekać, kiedy wystawię rower z garażu i nastała ta chwila, także na nadchodzący tydzień plany rowerowe już są. Czekam z niecierpliwością kiedy dołączy do mnie żona i córka (choć ta druga, to tak niechętnie). Jakby w zeszłym roku o tej porze ktoś mi powiedział, chodź na rower to bym go wyśmiał, a w czerwcu za namową kolegi złapałem takiego bakcyla, że w jeden dzień podjęta decyzja i zakup 3 nowych rowerów i się jeździ hehe. Pozdrawiam wszystkich roweromaniaków i życzę wielu wykręconych kilometrów.

  • Ja także wróciłam niedawno z wycieczki :))
    Dużo jest prawdy w tym, że najważniejszy jest pierwszy krok..
    Zamierzałam zrobić 10 km, bo obowiązki i tak dalej ..
    W rezultacie wyszło 30 „kilosków” ..
    Pogoda jak na początek marca jest wspaniała, więc nie sposób nie wyruszyć w trasę :)

  • Dzisiaj pierwszy raz w tym sezonie pękło 50km :) Od początku lutego -6kg, do zrzucenia jeszcze 10, moją motywacją są nadchodzące wakacje :)

  • Ja się dopiero przygotowuję do dłuższych wypraw :)Mam zamiar w sobotę przejechać 40 km. Gratuluję Michał silnej woli :)
    A tak poza tym, jak udało ci się tyle zrzucić ? :O
    Jakaś dietka dodatkowo ? :)

  • @Beata Codziennie rower albo basen. Miałem może 5 dni w lutym bez żadnej aktywności. Dieta? Hmm brak podjadania między posiłkami. Można się zdziwić ile po zsumowaniu wyjdzie tych przekąsek. Poza tym brak słodyczy/czipsów/napojów słodzonych/soków z kartonu, które też zawierają dużo cukru. Ja sobie wszystko zapisuje co zjem w celu łatwiejszej samokontroli. Poza tym ograniczenie pieczywa, makaronów, ziemniaków, ryżu, kasz. Większe ilości produktów z białkiem. Miałem nogę złamaną w kolanie rok temu i od tego czasu złapałem nadwagę, teraz planuję powrócić do wyjściowej. Może 6 kilo w miesiąc brzmi fajnie, ale pierwsze 2-3 to usunięcie nadmiaru wody i innych substancji zalegających w organiźmie. W tej chwili toczy się walka o każdy kilogram :)

  • „Szybkie przebranie ciuchów” – czy mógłbyś mi wytłumaczyć powyższą frazę? Nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło, a jeżdżę od 4 roku życia, przebierać ciuchów przed pójściem na rower. No i najważniejsze, za co miałabym je przebierać? ;P

  • Łukasz w zeszłym roku wpadłem przypadkowo na twoje porady i sledze je do dziś.Super artykuły.Tak trzymaj i na takim poziomie jak teraz.Już nie jednemu roweromaniakowi poleciłem twoją strone.

  • jak mieszkalam w Pl mialam super miejsce do jezdzenia, gdy mieszkam w Uk same gory i dolny i jakos nie moge sie zebrac aby znowu wrocic do regularnego jezdzenia…:(

  • Dla mnie najlepszym czynnikiem motywacyjnym jest ból pleców. Niestety prowadzę siedzący tryb życia, który trwa także w weekendy (nieraz po 12 godzin) czyt. praca i studia zaoczne.

    Dlatego wieczorami staram się wybrać na pół godziny spaceru, a gdy wygospodaruję godzinkę czy dwie to szybko wskakuję na rower bo wiem, że dzięki temu ulżę swoim plecom… No i łyda się wytopi ^^

  • Weekend bez roweru to weekend stracony. Ja dzis rano przejechalem 90km. Pozdrawiam wszystkich rowerowych entuzjastow.
    Cube Delhi pro

  • @lavinka – ha ha ha, nie tak to miało zabrzmieć :)

    @quanto – dzięki za miłe słowa.

    @be slim – a to po górach i dolinach nie da się jeździć? ;) Też wolę po płaskim, ale z drugiej strony jak już wjedziesz na górę, to potem jest przyjemność ze zjeżdżania.

    @Sławek – zacny rower i dystans też fajny.

  • W kwestii rywalizacji polecam dołączenie do programu http://zaliczgmine.pl/. Sakwiarze pewnie ją dobrze znają, ale „reszcie bandy” też może się spodobać :)

  • No napiszę ten pierwszy raz. Tym bardziej, że temat i tak bardziej skomplikowany, niż się wydaje na pozór.

    Powiem tak. Maniak jest zmotywowany. I to rozumiem. Ale to nie znaczy, że nie ma kryzysów. Kto tego nie zna, zwyczajnie nie miał jeszcze kryzysu. Wszystko z czasem przyjdzie. To akurat pewnik.

    Powody? Generalnie: wiatr i deszcz (brak czasu pomińmy, bo to inna działka). Wiatr i deszcz w trakcie dłuższej trasy nie przeszkadzają (a jeśli tak, to trzeba mieć jakiś PLAN B i tak). Ale jeśli trzeba się TYLKO przebrać (tak, na więcej niż 10 km już wypada się przebrać, chyba że ktoś cały dzień chadza w ciuchach technicznych – szacuneczek!), to już zdarza się, że nie zawsze motywacja jest. Nawet i po przebraniu niekiedy potrafi zniknąć.

    Deszcz? Generalnie, jeśli używa się odpowiedniej prognozy (polecam meteo.pl), to wiadomo, kiedy pada naprawdę. Opady poniżej 1 mm/h etc. można pominąć. Jeśli jest więcej, warto się zastanowić. Ale rezygnować? Czemuż? Najwyżej trzeba planować tak, by te ostatnie 30 minut od domu być w najlepszym razie na granicy ryzyka totalnego zmoczenia.

    Wieje? Nic to. Warto zaczynać pod wiatr (i z wiatrem wracać). Luboż zaczynać z wiatrem (tylko wtedy zwykle powrót będzie pod wiatr – chyba że kierunek jego się zmieni – a i o tym poinformuje zawczasu dobra prognoza). Jak kto woli. Po pierwsze: rzadko wieje naprawdę mocno. Po drugie: rzadko wieje cały czas tak samo mocno. Po trzecie: rzadko wieje cały czas tak mocno i w tym samym kierunku. Po czwarte: lasy, zabudowania i wzniesienia stanowią naturalne bariery antywiatrowe, między którymi można niekiedy nawet dość prosto przeprowadzić trasę w sposób nieinwazyjny. Po piąte: jeśli trasa jest naszą trasą codzienną (rozsądnie krótką: do godziny w jedną stronę), to naprawdę po pewnym przyzwyczajeniu mało rzeczy demotywuje. Wobec perspektywy poprawy nastroju, rzecz jasna. Zwykle pierwsze kilometry entuzjastyczne nie są. Ale ostatnie w danym dniu? Kto doświadczył, ten wie.

    Można by jeszcze mnóstwo (na przykład o śniegu, lodzie i soli, z którymi już żartów jest mniej), ale na pierwszy post wystarczy. Z pozdrowieniami dla Autora serwisu.

  • Y. dzięki za kawał dobrego komentarza :) To prawda – wiatr i deszcz potrafią wyssać energię w moment.
    Ja w zeszłym roku jadąc do Gdańska, miałem wiatr praktycznie cały czas w twarz i jakby go nie było (już nie mówiąc gdyby wiał w plecy), dojechałbym pewnie dwa razy mniej umordowany :)

  • Warto nowy sezon zaczac tez moze i od nowych ciuchow technicznych :-) od minionego poniedziałku natrafilem w jednym z popularniejszych marketow z niebiesko-zoltym logiem na literke L na akcesoria i ubrania rowerowe. Uwazam, ze bylo warto zaoszczedzic te 210 zl na 1 ciuszku niz kupujac markowe stroje :-) Nowy stroj takze moze motywowac do jazdy na rowerze.

  • A ja chyba jestem dziwny, bo mi się zawsze chce ;) Zdarzyło mi się nawet jeździć w górach z połamanym palcem, czy nawet śródręczem (tu już „tylko” po asfalcie, nuuuudy) :P

    Jeżdżę też w śniegu, błocie, deszczu, nocą. Zazwyczaj szukam wymówek, żeby pójść na rower, nie żeby na niego nie iść :D

  • Pamiętajmy może, że nie każdy ma w sobie (i: nie zawsze) ekstremistę. A i ten, kto ma, może go zatracić. Na chwilę albo i na zawsze. Nie życzę tego nikomu, ale tak to w życiu bywa.

    A już na pewno nie każdy wie od razu o technicznych sprawach, dotyczących choćby tego, jak się ubrać i co zabrać ze sobą na wszelki wypadek (narzędzia, części, ciuch zapasowy), nie mówiąc już o doborze sprzętu (niby proste, ale nowe siodełko czasami może zepsuć dłuższą wyprawę, jeśli się go zawczasu nie przetestuje. Ale o tym już było.

    Mnie to się ekstremista włącza daleko od domu raczej, gdy trzeba zdążyć na nocleg za sto ileś kilometrów w ciągu dnia, a jest nawet pod lekki wiatr, ale ze mną jest na przykład dziecko, które może nie wytrzymać – a przecież nie chodzi o to, by dziecko wytrzymało, tylko by miało z tego trochę zabawy. Wtedy trasa kombinowana wśród drzew zwykle daje jakąś ulgę (przy okazji, po szóste: w twarz dokładnie wieje mniej więcej tak samo często, jak w plecy ;) I drugiego uczestnika trzeba także jakoś zmotywować. Zwykle się udaje :) W razie czego, zawsze trzeba mieć świadomość, że jeśli odpuścić trzeba, to i można.

    Na co dzień testuję raczej cele mniejsze. Za to: metodycznie.

    Brzmi prosto. Nie odpuszczać możliwie przez cały rok (choć jazda po śniegowej brei w zadymkę czy mgłę, po śliskim, wśród samochodów w mieście lub poza nim to już dla mnie raczej zbędna hiperekstrema, dodatkowo z niepotrzebnym ryzykiem głupiego wypadku).

    Poznawać ciuchy rowerowe i zależność ich skuteczności od temperatury (to każdy musi sprawdzić sam, a sama marka nie zawsze coś tu mówi). Również sprzęt, w szczególności ten, który ma styczność z ciałem (ciuchy, ew. kaski, ale i na przykład okulary, skarpety, czapki czy rękawice – rzeczy drobne, a bardzo istotne).

    I tak z 15-20 km chociaż przeciętnie docelowo dziennie (zaczynając od zdecydowanie mniejszej średniej projektowanej na początek) w perspektywie rocznej zrobić.

    Nie przychodzi to od razu. Ale buduje pewność siebie. Pewność solidną, niekoniecznie ekstremalną. To, co przeżyliśmy, jest nasze. A to dużo. Choć i to nie wszystko. Zaś jazda pod wiatr, właściwie niezależnie od sprzętu, to jedno z klasycznych ćwiczeń kolarskich. Na psychikę także. Łatwo nie jest. Ale albo już się wraca, albo się wróci z wiatrem. Powolutku. Przynajmniej na początku. Zawsze się dokądś dojedzie w końcu :)

    Co ciekawe, w pewnym momencie i stanie doświadczenia wiatru (nie mówię tu o bardzo długich i wyczerpujących odcinkach, w dodatku z ładunkiem i z innymi pseudoatrakcjami pogodowymi, terenowymi i sprzętowymi) wcale nie czuć. Podobnie zresztą jak w tracie jazdy równo z wiatrem. Rzadko się to zdarza idealnie. Ale się zdarza, czasami nawet i przez kilkadziesiąt kilometrów bez przerwy. I to jest to. Z deszczem i śniegiem już raczej to nie wychodzi, lecz i nie to celem naszym przecież, by z każdym i wszystkim zawsze wygrać.

  • @Cinek – nie krępuj się, pisz śmiało, że chodzi Ci o Lidl i markę Crivit :) Cóż, ja mam swoje zdanie jeżeli chodzi o ciuchy, ale pewne rozmowy już miałem z Lidlem, odnośnie testowania ich ubrań – zobaczymy, może test się pojawi.

    @For Fun – ze złamanym palcem? Uuuuch, nieźle :)

    @Y. – ze wszystkim zgoda, jedynie trochę dziwi mnie ciągnięcie ze sobą dziecka na trasy liczące, jak to ująłeś sto ileś kilometrów. Nie mi oceniać, ale to już chyba nie jest przyjemność, chyba, że to „dziecko” ma 14 lat i więcej :)

  • @Łukasz
    Oczywista. Absolutnie nie ma mowy, żeby dziecko „ciągnąć” ze sobą. Tak jak napisałem, to musi być przyjemność. Czyli, jeśli dziecko robi aktualnie więcej niż setkę dziennie, to jest to dopuszczalne wtedy i jedynie wtedy, gdy: 1) robi to z przyjemnością; 2)przedtem z przyjemnością zrobiło co najmniej kilkakrotnie setkę dziennie, a jeszcze przedtem odpowiednio więcej razy odpowiednio mniej kilometrów dziennie. A nawet jeśli nagle mu się odechce, to jest to odpowiedzialność dorosłego, nie dziecka. Wiek ma tu znaczenie zdecydowanie mniejsze. Mój 11-latek (w tym roku 12 lat) sam mnie prosił i nadal prosi o takie wycieczki, a pierwszą setkę w ciągu dnia zrobił w wieku lat 10. Także na własną prośbę i nie na rekord. Co nie znaczy, że każdy 10-latek tak musi :).

    @Cinek @Łukasz
    Co do marki Crivit, to nie jest to może wątek na jej ocenę, ale mogę ze swego doświadczenia polecić do doraźnego użytku. Kupiona dwa lata temu tania (ok, 100-150 PLN) a nominalnie narciarska kurtka świetnie sprawdza się jako rzecz zimowo-wiatroszczelna na rower, a w dodatku ma elementy odblaskowe. Jednak nader szybko (w tym roku) puszczają zamki błyskawiczne, zaś sama tkanina nie jest bakterioodporna i wymaga prania znacznie częstszego niż na przykład kurtka Northland (też tania marka, ale bakterioodporna, co oznacza już próg cenowy 400/500 PLN), gdyż inaczej daje o sobie intensywnie znać zapachowo. Natomiast o elementach bielizny technicznej Crivit słowa złego nie powiem. A cena, jak już zauważono, atrakcyjna.

  • Ja należę do tych, którym czasami motywacja jest potrzebna. Bo samo przekonanie o przyjemności i innych korzyściach czasami nie wystarcza.
    Ale… sezon się nam pięknie i szybko zaczął :-) Choć wiem, że dla niektórych trwa nieprzerwanie.
    Zakończyłam sezon 6 stycznia, a otworzyłam 16 lutego.
    Niestety, na razie nie jeżdżę codziennie. Moje otwarcie to ok. 10 km w lesie – w towarzystwie moich psów.
    Ale w ostatni poniedziałek „bryknęłam” rowerkiem do robotki, czyli niecałe 40 km. Powrót już autem :-D
    Widać spadek formy, bo i czas gorszy niż jesienią, i przystanek po drodze.
    Tak czy inaczej dzień zaczął się cudnie, pogoda wspaniała i już nie żałuję, że na nartach w tym roku prawie nie pojeździłam. No ale „przebieranie” ciuchów… Chyba trzeba stały zestaw po-rowerowy zostawić w szafie w pracy :-)
    Poza tym miło, że trafiłam na ten blog – jest naprawdę ciekawy. Pozdrowionka!

  • … ale mowa była o motywacjach do jazdy na rowerze?

    W sumie, jak ktoś ma ponad 20 lat pożycia małżeńskiego, to po co ma chodzić na ploty do sąsiada, czy piwo?
    Lepiej pokręcić na rowerze, a w deszczowe, wyjątkowo nieznośne i dokuczliwe dni, to i w piwnicy się porządek zrobi z linkami i z łańcuchem … i jakoś się kręci.
    Na rowerze zdrowiej znacznie i psychika też sobie odpocznie.

  • Najlepszą motywacją są PIENIĄDZE ;)
    Dojeżdżam do pracy 60 km w obie strony. Pozwala to zachować w kieszeni c.a. 500 zł./miesiąc w relacji do samochodu. Co prawda rower ma elektrycznego pomocnika, ale dzielimy się wysiłkiem po połowie ;) No i bardzo pomaga na niechęć do jazdy pod wiatr. Na deszcz pomaga wodo- i wiatro-odporna odzież oddychająca (kurtka, spodnie, buty).
    Wystarczy więc znaleźć odpowiednią dla siebie motywację, a na wszelkie trudności sposób się znajdzie.

  • witam
    Fajnie że dzielisz się z innymi swoim doświadczeniem są supeeer napisane i z pewną dozą humoru i tego co podziwiam i popieram pokory (wykorzystam parę twoich uwag)
    Jeżeli przeczyta to ktoś z okolic Płocka to zapraszam na 3 dni wrowerze
    Płock-Toruń-Golub Dobrzyń-Płock i coś tam jeszcze po drodze np: deszszczcz.i słońce
    Wiem że jest mało czasu na decyzję ale ekipa która miała jechać tak jakoś się wycofała i
    pozostał tylko jeden wariat któremu mimo niesprzyjających prognoz pogodowych nadal się chce
    Dziś jest 27 kwiecień niedziela
    wyjazd 1 maja raaannoo tak więc mało czasu ale mamy przed sobą dłuuugi łyk-end
    więcej po skontaktowaniu się pod azuch1@onet.pl
    Przepraszam że wykorzystuję twój blog jak skrzynkę kontaktową, wybacz
    TONĄCY BRZYDKO SIĘ CHWYTA
    pozdrowienia
    arek

  • @Arkadiusz – mam nadzieję, że uda Ci się kogoś znaleźć. Napisz jeszcze np. na forum Gazety Wyborczej w dziale rowery: http://forum.gazeta.pl/forum/f,372,Rowery.html

  • Hej,
    widzę, że poruszacie tematykę rowerową. Bardzo mnie to cieszy, gdyż jestem ogromnym fanem przejażdżek rowerowych. Szukam aktualnie jakiś dobrych okularów przeciwsłonecznych na rower. Może coś polecicie? Zastanawiam się nad dwoma modelami: S- 30B Arctica ) lub S- 50 Arctica . Które będą lepsze?

  • @Karol989
    Okulary nie wpływają za wiele na motywację do jazdy na rowerze, ale jak założysz niefajne, to się można się źle poczuć. Jak mówią „Pro(fesjonaliści)” – wyglądać, jak „trzepak”.
    ;-)

    Z okularami, jak z pompką – nie załuj paru groszy więcej – idź do sklepu i przymierz przed lustrem w kasku, jaki masz (przy okazji wspieraj lokalnych sprzedawców).
    Wszystkie okulary pięknie wyglądają na modelach i w folderach, ale kazdy ma swój kształt twarzy, rozstaw oczu, wyrazistość rysów. Zwykłe okulary też się przymierza u optyka, czemu te na rower chcesz kupić „w ciemno”?

  • @Karol989 – jest dokładnie tak, jak napisał Bik4done, najlepiej samemu przymierzyć w sklepie.
    I kupić takie, w których będziesz czuł się absolutnie idealnie.

    Ja kiedyś tak kupiłem okulary, że w sklepie leżały „nieźle”, ale czegoś mi brakowało. Ale uznałem, że to moja fanaberia i kupiłem. Potem okazało się, że leżą dobrze, ale po półgodzinie zaczynają mnie uciskać w skroń. Muszę je w końcu wystawić na Allegro :)

    A te które podałeś różnią się głównie wyglądem, te droższe mają powłokę przeciwko parowaniu szkieł, oraz trzeci komplet szkieł.

  • @Karol989 jeśli zdecydujesz się na zakup przez internet to polecam te z powłoką . Cechuje je twardość, odporność na zarysowania.

  • ja jakoś szczególnie nie muszę motywować się do jazdy, ale czasami są takie dni, że wstać mi się nie chce. Wyjeżdżam zazwyczaj w weekendy, wtedy wstaje o 5 albo o 6 rano. Według mnie wystarczy chcieć, a motywacja przyjdzie sama. W razie czego dodatkowym bodźcem jest dla mnie Runtastic i bikestats.pl. Jak widzę tam za dużą dziurę między wyjazdami troszkę jest mi wstyd, bo inni to widzę, że mam „lenia”. Także staram się systematycznie zapełniać statystyki. Pewnego dnia, w środku tygodnia wstałem o 4 rano żeby przejechać sobie 40km przed pracą :)

  • W niektórych miejscach zamieszkania, niestety jedna rzecz potrafi popsuć człowiekowi chęć na rower. Cholerne psy. Bezpańskie czy też oporządzane przez przygłupich właścicieli. Przypuśćmy, że jakoś uda Ci się wyjechać z takiego „rewiru”, uciekając czy broniąc się gazem, kilka godzin przyjemnej jazdy po mieście lub poza miastem… a później powrót do domu i znów walka z kundlami. To jest na prawdę bardzo dobijające.

  • Moja przyjaciółka nauczyła się jeździć na rowerze w wieku 50 lat. Nie jest jeszcze biegła, ma problemy przy jeździe po szutrze, boi się też pokonywania zakrętów z prędkością powyżej 20 km/h. Boi się, że ma problem z zachowaniem równowagi. Ale ma ambicje. Przejechała dotąd około 500 km. Jak można jej pomóc? Ma ktoś podobne doświadczenia? Obecnie jeździ na rowerze hybrydowym Romet. Na obręczach YAK 19 (rozmiar 622 x 19 C) ma założone opony Continental Ride Tour Extra 28 cali na 1,75 cala. Czy zmiana opon na szersze, gravelowe pomoże? Jaki maksymalny rozmiar opon można założyć na te obręcze? Czy można założyć opony bezdętkowe np. Continental Terra Trail ProTection? Bardzo proszę o pomoc.

    • Cześć,
      jeździć, jeździć, jeździć. To najlepsza rada. Samo nie przyjdzie, trzeba się oswoić.

      Na obręcze założy się opony nawet o szerokości 60 mm (2,35 cala), kwestia czy takie wejdą do ramy i widelca, bo obawiam się, że niestety nie. Do rowerów crossowych zwykle nie wkłada się opon szerszych niż właśnie 1,75 cala.
      Zresztą wystarczy spojrzeć ile jeszcze miejsca jest po bokach (a także od góry) na opony, a trzeba zostawić zawsze jakiś zapas.

      Odnośnie opon bezdętkowych, to te obręcze, które są obecnie raczej nie są do tego przystosowane. Można próbować samemu je przystosować, o czym możesz przeczytać np. tu: https://www.1enduro.pl/ghetto-tubeless-opony-bezdetkowe/
      Niemniej czy się to uda – tego nie jestem w stanie zagwarantować.