Jak się nie dać zabić na rowerze?

Liczba rowerzystów na drogach z roku na rok rośnie. I to cieszy. Niestety, wolniej rośnie świadomość kierowców, w tym temacie. Ja w tym roku zostałbym potrącony trzy razy. Mój brat miał mniej szczęścia (akurat przez pieszą); a dziś dowiedziałem się, że moja znajoma w drodze do pracy, została potrącona przez samochód wyjeżdżający ze stacji benzynowej. Niestety nie zapowiada się, by w najbliższym czasie było lepiej. Kierowcom wszędzie się spieszy, są rozkojarzeni, gadają przez komórkę. Do tego dochodzi kiepska infrastruktura, która czasami sama prowokuje niebezpieczne sytuacje. Oczywiście niektórzy rowerzyści też nie są bez winy (patrz: Największe błędy rowerzystów), żeby nie było.

Co w takim razie możemy zrobić, by zmniejszyć ryzyko spotkania z samochodem (tudzież innym rowerem, pieszym itd). Jest kilka złotych zasad, które sprowadzają się do jednej, głównej: Zasady ograniczonego zaufania. Powiesz pewnie: „No tak, ale to rowerzysta jest słabszym uczestnikiem ruchu i to kierowcy powinni na niego uważać”. Zgadza się. Ale nie możemy zapomnieć, że po wypadku/stłuczce, jak mawia mój tata, nie ma winien – nie winien. Rower się naprawi (najlepiej z ubezpieczenia sprawcy), siniaki się zagoją, ale (odpukać) życia lub zdrowia już nam nikt nie zwróci.

Jak nie mieć wypadku na rowerze
fot. Mike Renlund

Nie chcę w tym wpisie hodować rowerowych tchórzy. Osób, które myślą, że każdy kierowca chce nas zabić, a jedna chwila nieuwagi spowoduje kataklizm. Tak nie jest. Ale im szybciej uświadomisz sobie, że tak naprawdę nie chcesz spotykać się z blaszaną puszką – tym lepiej dla Ciebie. Lepiej czasami odpuścić i niech sobie idiota jedzie, dogoni się go na następnym skrzyżowaniu i powie mu na spokojnie, co o nim myśli :) A oto kilka zasad, które polecam stosować.

1. Miej sprawny technicznie rower. Działające hamulce i dobrze napompowane dętki to podstawa. Słabe hamulce i za niskie ciśnienie w kole wydłużają drogę hamowania, co zwłaszcza podczas awaryjnych sytuacji ma olbrzymie znaczenie.

2. Przez cały dzień używaj oświetlenia. Okej, nie jest wymagane przez prawo (rowery muszą mieć zapalone światła jedynie w nocy), ale zobacz, że samochody jeżdżą cały dzień z włączonymi światłami, motocykle również. Żyjemy w takich czasach, że 4 akumulatorki AAA niezłej klasy można kupić za ok. 20 złotych, lampki również nie są drogie. Wiem, że część czytelników Rowerowych Porad się ze mną nie zgadza, ja jednak uparcie będę twierdził, że warto. A już zwłaszcza jesienią, gdy pada, a rano często są mgły.

3. Uważaj na wyjeżdżających z bocznych uliczek. To jest olbrzymi problem, a przyczyn jest wiele. Najczęściej problem dotyczy dróg rowerowych i małych, wąskich skrzyżowań. Kierowcy jeżeli nie wiedzą, że przecinają drogę rowerową – odruchowo dojeżdżają do skraju poprzecznej drogi. Często są zamyśleni lub zagadani. Czasami droga rowerowa jest niewidoczna, bo zarządca dróg nie zadbał np. o pomalowanie przejazdu na czerwono. Czasami zdarza się, że jadący rower jest po prostu niewidoczny, bo wyjeżdża zza rogu. Popatrzcie na ten przykład:

Rowerem do skrzyżowania
fot. Google Street View (kliknij aby powiększyć)

Kierowca dojeżdżający do takiego skrzyżowania, będzie bardziej zajęty obserwowaniem czy nie jedzie tramwaj/samochód, niż tym, że z prawej strony, zza ogrodzenia może wypaść rowerzysta. Okej, jest znak informujący o pieszych i rowerzystach, ale Zarząd Dróg nie zadbał o namalowanie przejścia dla pieszych oraz przejazdu dla rowerzystów. Skrzyżowanie nie jest duże, ruch tam nie jest wielki, ale to tym bardziej usypia czujność jednej i drugiej strony. Co robić? Jeżeli dojeżdżamy do miejsc, gdzie z góry wiadomo, że kierowca może nas nie zauważyć – warto zwolnić i samemu uważnie obserwować sytuację.
To samo tyczy się niestety stacji benzynowych, zwłaszcza tych przy jednokierunkowych ulicach. Kierowca dojeżdżając do jednokierunkowej drogi, zazwyczaj będzie patrzył w lewo, bo stamtąd nadjeżdżają samochody. Nie każdy spojrzy też w prawo, a coraz częściej można się „zdziwić”, bo przy głównych arteriach często budowane są drogi rowerowe.

4. Zielonostrzałkowcy. Będę starał się, nie rozbijać przykładów na zbyt szczegółowe grupy, ale o tych kierowcach muszę wspomnieć. Znów sprawa tyczy się głównie dróg rowerowych. Niektórzy kierowcy widząc zieloną strzałkę – traktują ją jako zielone światło. Zapominając przy tym, że ten znak uprawnia jedynie do warunkowego skrętu. Pierwszeństwo przed nim mają piesi i rowerzyści mające zielone światło. Ile to razy widziałem samochody niezatrzymujące się nawet, by upewnić się, że ktoś nie przechodzi przez pasy. Ile razy na pasie obok stała ciężarówka zasłaniająca widok na przejazd dla rowerów. A kierowca zamiast zwolnić praktycznie do zera – przelatywał jak gdyby nigdy nic.
Tak jak w poprzednim przypadku – gdy wiemy, że kierowca skręcający na zielonej strzałce może nas nie widzieć – zwolnijmy i uważnie obserwujmy.

5. Skręcający w prawo. Od pewnego czasu, kolumnę samochodów można legalnie mijać z prawej strony. Mamy sytuację – korek, rządek samochodów, a Ty ciesząc się posiadaniem roweru omijasz stojące auta jadąc przy krawężniku. Nagle samochody ruszają, a pan Mietek przypomina sobie, że chciał skręcić w prawo. Jesteś na wysokości jego tylnych drzwi, on skręca, bum, pierdut. Kiedyś się tak nadziałem niestety. Jak tego uniknąć? Założyć, że kierowcy się nas nie spodziewają (bo się nie spodziewają). Gdy rządek samochodów stoi – należy bacznie obserwować, czy któryś z nich nie włączył kierunkowskazu, albo nie zaczyna wykonywać dziwnych ruchów. Gdy samochody ruszają, najlepiej zwolnić. Ci których mijałeś – już Cię widzą i jest szansa, że nie przejadą. Kierowca który jeszcze Cię nie widział, może Cię mieć w martwym polu w lusterku i nawet jeżeli w nie spojrzy, to Cię nie zobaczy.

6. Omijający „na gazetę”. Ktoś ponoć zbadał, że kierowca widząc rowerzystę w kasku, przejeżdża bliżej niego. Traktowałbym to jako durną ciekawostkę z cyklu „amerykańskich naukowców”. Odnośnie samych kasków wypowiedziałem się w podlinkowanym przed chwilką wpisie, ale ja mam jeszcze inną obserwację. Zauważyłem, jeżdżąc poza miastem, że kierowcy zdecydowanie szerzej mnie omijali, gdy miałem na plecak założony odblaskowy pokrowiec. Nie namawiam Cię do jazdy w kamizelce odblaskowej, ale uwierz mi – duży, odblaskowy element, zwłaszcza na trasie – powoduje, że kierowcy odruchowo zdejmują nogę z gazu.

Jak widzisz większość problemów bierze się z tego, że kierowcy po prostu nas nie zauważają. Nie ma się co zżymać, w stosunku do innych kierowców też tak robią. Czasami jeżdżę samochodem i w różnych newralgicznych sytuacjach myślę sobie: wal, a co mi tam. Przy prędkości 20 km/h za wiele się nie stanie, gdy siedzę w puszce. Co innego na rowerze – tutaj takie spotkanie odczuje się o wiele boleśniej. Tak więc nie pozostaje nam nic innego, jak tylko myśleć za innych. Skoro oni nie myślą o nas.

Skomentuj Adam Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

38 komentarzy

  • Kurczę, myślałem o akusach AAA :) Bo za mniej więcej tyle dostaniesz Eneloopy, Vartę czy GP. Już poprawiam tekst :]

  • Ciężko się nie zgodzić z ostatnią linijką. Niestety nie ma reguły, że im jesteśmy więksi tym będziemy bezpieczniejsi. Na różne wycieczki jeżdżę z sakwami i wymuszono na mnie pierwszeństwo niezliczoną ilość razy (kretyni wyjeżdżający z podporządkowanej, którzy widząc mnie zatrzymywali się, a następnie gdy byłem 10 metrów od nich, wyjeżdżali z piskiem opon tuż przede mnie.) Kto jechał z obciążonym rowerem, ten wie jak wtedy pracują hamulce (posiada v-brake). Dodatkowo wymijany na zapałki, przez osobówki, tiry i autobusy. W te wakacje zostałem zepchnięty z drogi do rowu przez wyprzedzający mnie autobus. Chyba pora zainwestować w kamerkę, nagrywać i przekazywać nagrania na Policję i publikować na youtube.

    • Ostatnio wyprzedzający autobus by mnie potrącił, całe szczęście że na skrzyżowaniu i zdążyłem skręcić. Na poboczu były barierki. Gdyby to było kilka sekund wcześniej skończyłbym pod kołami…
      Szkoda, że nie spisałem wtedy rejestracji i numeru.

  • O tym samym myślałem, zero litości dla cwaniaków. Na Youtube można się naoglądać. I to nie tylko z Rosji, ale bardzo dużo filmików jest z Polski.
    Niestety nie każdy zasługuje na prawo jazdy.

  • nie ma się nad czym zastanawiać. po prostu trzeba uważać bez względu na to czy się jeździ ulicą czy chodnikiem

  • „za niskie ciśnienie w kole wydłużają drogę hamowania” ja bym się z tym nie zgodził. Za niskie ciśnienie powoduje większe opory toczenia – więc teoretycznie i praktycznie też rower szybciej się zatrzyma niż w przesadnie napompowanych dętkach. Ja mocno pompuje ( asfalt 4,5 – 5) i w większości przypadków zwłaszcza deszcz, ślisko koło się blokuje i jeździ po asfalcie jak chce ( ślizga się).

  • @TomC – muszę niedługo zrobić jakieś testy, bo przyznam Ci szczerze, że też nie jestem do końca pewny z tym ciśnieniem. Ale nie uprzedzajmy faktów – niedługo test :]

  • Kierowca, który potrąci rowerzystę mającego kamizelkę odblaskową oraz święcącego się jak choinka przed sądem stoi w bardzo niekorzystnej sytuacji. Nie pomogą tłumaczenia, że nie widziałem itp. Myślę, że fakt ten sprawia, że kierowcy ostrożniej mijają dobrze widocznego rowerzystę. My również będąc dobrze widoczni, w razie kolizji mamy większe szanse na udowodnienie winy kierowcy.

  • Ja mam chyba szczęście jeżdżę na rowerze około 9 lat do pracy cały rok w zimę również i jeszcze nigdy nie miałem przygody z samochodem ale jak autor pisze mam bardzo ograniczone zaufanie do kierujących :)

  • @Maciek
    Nie żebym się czepiał ale wymijanie przejeżdżanie pojazdu jadącego z przeciwnego kierunku. Manewr o którym piszesz to WYPRZEDZANIE. Proszę was, nie popełniajcie tego kardynalnego błędu i zwracajcie znajomym na to uwagę.
    Co do nagrywania natomiast i publikowania to też nie do końca jest to zgodne z prawem. Trzeba zasłonić rejestracje i wizerunek kierowcy. Za dużo roboty a jak ktoś zobaczy siebie na youtube to bez problemu wygrany proces ma w dłoni. A nawet jeżeli nie pójdzie do sądu to i tak bez problemu zmusi administrację do usunięcia filmu i być może zablokowania kanału. Można natomiast z nagraniem zgłosić się na policję mając dowody i złożyć zwyczajny donos i sprawa zostanie dalej rozpatrywana tak samo jak by została zarejestrowana przez monitoring miejski lub patrol policji. Zostałem o tym poinformowany przez komendanta straży miejskiej w Bydgoszczy, za co z tego miejsca mu dziękuję.

    @Masa
    Uwierz, że kierowca, który stanie przed sądem czy gdziekolwiek złożyć zeznania w sprawie potrącenia rowerzysty to będzie już za późno będzie na jakiekolwiek tłumaczenie.

  • „Jak widzisz większość problemów bierze się z tego, że kierowcy po prostu nas nie zauważają.” całkowicie się z tym zgadzam. Nie jeżdżę dużo, bo 10-30km dziennie (maj-październik) do pracy i tylko po mieście, ale zauważyłem, że wbrew opiniom niektórych, kierowcy nie zajeżdżają drogi z czystej złośliwości czy chamstwa, tylko zwyczajnie nie zauważają rowerzysty. Często jesteśmy równie widoczni jak piesi, a przemieszczamy się dużo szybciej.

    Do pracy jeżdżę w zwykłych ubraniach, żadnych kolorowych kamizelek itp., ale w tym roku, w odróżnieniu od zeszłego, zawsze mam włączone światła; może to przypadek, ale sytuacji „kolizyjnych” mam dużo mniej (i to wyraźnie, a nic innego nie zmieniłem). Głupio być na jezdni, czy nawet na ścieżce, jedynym uczestnikiem ruchu drogowego, który nie ma włączonego oświetlenia.

    Widoczność na drodze ma też jeden pozytywny efekt: kierowcy widząc mnie częściej przepuszczają mnie jak wyjeżdżam z drogi podporządkowanej, bądź gdy skręcam w lewo.

    Generalnie zasada jest prosta (i jako rowerzysta i jako kierowca): obserwuj otoczenie i czy widzisz, że drugi uczestnik Ciebie widzi. Czasem nie ma jak Ciebie zauważyć. Dzięki za wpis — potwierdził moje obserwacje.

  • Niby oczywiste rzeczy, a tyle ludzi o nich zapomina. Trzeba mieć po prostu wyobraźnię i świadomość, że to my na rowerze jesteśmy zawsze na straconej pozycji. Trzeba myśleć za siebie i za innych i nawet jak mamy pierwszeństwo to zwolnić trzy razy się rozejrzeć. Lepsze to niż pobyt w szpitalu. A punktu 3, 4, 5 to jest w ogóle dramat. Ludzie jeżdżą samochodem na oślep. Widzą zieloną strzałkę to nawet nie zwalniają. Przy wyjeździe z podporządkowanej często zatrzymują się dopiero za ścieżką rowerową, która była wcześniej..

  • Z tymi kamizelkami odblaskowymi to działa to w te sposób, że kierowca spodziewa się wtedy najczęściej policji, ewentualnie robót drogowych i dlatego zwalnia. Najlepiej wykorzystują to motocykliści noszący odblaskowe szelki z napisem POLSKA. Z daleka wygląda to jak POLICJA. Sam zwalniam odruchowo…

  • I jeszcze uwaga a propos zielonej strzałki. Strasznie kombinowali w Polsce z przepisami w tej kwestii, najczęściej posługując się wytrychami w stylu „bo przepisy w Unii…” itp. Niedaleko jadąc do Niemiec można tam zobaczyć strzałki zielone do skrętu w prawo NAMALOWANE na stałe. Takie w Polsce kiedyś były i takie powinny wrócić. Bo niestety muszę zgodzić się z Łukaszem, że w tej chwili kierowcy traktują tę zapalającą się strzałkę jak zwykłe zielone światło. Jak strzałka byłaby namalowana, każdy kierowca pamiętałbym, że musi bardzo uważać. Ale oczywiście władza w Polsce uważa, że obywatela trzeba prowadzić za rączkę, oduczając go myślenia i trzeba dokładnie mu powiedzieć, kiedy może warunkowo skręcać w prawo. W praktyce skutki są odwrotne do zamierzonych.

  • Jako świeżak na tym forum witam stałych bywalców :-)

    Co do treści – potwierdzam wszystkie zapisy z artykułu. Sama prawda.
    Jeżdżąc po mieście uznałem po kilku nieprzyjemnych sytuacjach, że światła to niestety – za mało. Pole widzenia nieostrego u kierowcy wymaga większej masy światła – stąd potwierdza się skuteczność odblaskowych pokrowców na plecaki.
    Ja, oprócz solidnej lampy o szerokim strumieniu (2xPower Led na dynamo), galerii czerwonych ledów z tyłu opasujących tyłek (widzialność na 270 st. dookoła), mam również neonową żółtą kurtkę.
    Ten zestaw póki co zmniejszył wyraźnie liczbę konfrontacji z rozgadanymi kierowcami z niewytartymi szybami aut, zajeżdżającymi drogę z podporządkowanych uliczek. Dlatego będę gorącym orędownikiem całorocznych świateł i odblaskowych kamizelek, co zresztą potwierdza treść ostatniego zdania artykułu.

  • Jeżdżąc rowerem trzeba przewidywać,nie ma innego wyjścia
    Kilka lat jazdy po Łodzi nauczyło mnie jednej rzeczy:im większy pojazd,tym większe pierwszeństwo :D

  • Mało kiedy ktoś mówi o posiadaniu lusterka.Spotkałem się nawet z opinią / mówił to w radio policjant w jednym z wywiadów na temat bezpieczeństwa rowerzystów/, że nie jest wskazane posiadania lusterka z uwagi na martwe pole widzenia.Tą drogą rozumowania, nie powinny mieć też lusterka bocznego pojazdy samochodowe.
    Ja posiadam i dzięki niemu czuje się bezpieczny na drogach o dużym natężeniu ruchu samochodów. Oczywiście musi być zamocowane w taki sposób aby”kątem oka” można było kontrolować to co się za mną dzieje. Widzę w lusterku że za mną jedzie samochód i miga światełkiem że będzie robił manewr wyprzedzania mnie. Ok jest fajnie. Widzę że pędzi i nie daje znaku manewru, mało tego odstęp będzie mały, więc zjeżdżam na pobocze czy na bok. Ponadto widzę ,że za pierwszym pojazdem są jeszcze trzy pojazdy i wówczas szczególnie jestem wyczulony na własne bezpieczeństwo. A rower mój jest szeroki ponieważ mam boczne sakwy. Proszę się wczuć w taką sytuacje jak pędzą trzy czy cztery Tiry. Jak nie mam lusterka może mi się wydawać , że jedzie tylko jeden pojazd, odstęp jest ok 1 m i nagle szum, zawirowanie powietrza, kolejna bestia i kolejna. O wypadek nie trudno. Myślę , że nie raz uniknąłem kolizji. A martwe pole to nie problem, ono jest ale z boku.

  • A propos zielonej strzałki – dlaczego ona w ogóle jest zielona??!!
    Przecież kolorem zezwalającym na WARUNKOWY wjazd na skrzyżowanie jest ŻÓŁTY, a nie zielony!
    Tak więc strzałka zezwalająca na warunkowy skręt w lewo powinna być żółta, a nie zielona.
    Do tego nie zaszkodziło by gdyby migała…

  • Przepraszam, chodziło oczywiście o warunkowy skręt w PRAWO, a nie w lewo, nie wiem co mi wskoczyło z tym lewym… :)

  • Ano, w sumie prawda :)
    Tak czy inaczej – WARUNKOWY skręt powinien być dopuszczony za pomocą ŻÓŁTEJ strzałki, a nie zielonej.
    Pomogło by to uświadomić choć części tych kierowców, którzy o tym zapominają, że skręcając „na strzałce” nie mają pierwszeństwa.

  • To, że kierowcy często nie widzą w biały dzień nieoświetlonych obiektów nie jest spowodowane tym, że rowerzyści jeżdżą bez świateł, tylko tym, że wszyscy pozostali jeżdżą z włączonymi. Przyzwyczaili się do tego, że jak coś nie świeci, to nie jedzie i nie warto zwracać na to uwagi . Co więcej, w nocy reflektory są mniej sprawne, bo matowieją w nich odbłyśniki i częściej przepalają się żarówki. Więc zamiast zużywać baterie, lepiej znieść szkodliwy przepis.

  • Zauważ jaka jest różnica wielkości między samochodem, a rowerzystą. Poza tym często się zdarza, że gdy wjedziesz w zacienione miejsce, np. las – przestajesz być dobrze widoczny.

    Argument o zużywaniu się baterii, w przypadku ledowych lampek jest mocno nietrafiony.

  • Prawda, z racji że 99% aut ma włączone światła, to reszta ginie „w mroku”, ale nie do końca. Pieszy na drodze jest równie „dobrze” widoczny jak rowerzysta (patrząc z przodu jest praktycznie tej samej wielkości), ale pieszy porusza się znacznie wolniej no i poboczem, a nie środkiem ulicy. Rowerzysta wręcz przeciwnie. Dla mnie jazda z włączonymi światłami na rowerze w dzień jest informacją dla kierowców: „uwaga, jestem tutaj”. To że samochody mają włączone światła nie ma takiego znaczenia w dzień, raczej wielkość pojazdu, z czym się zgadzam z Łukaszem.

    Najgorzej i najniebezpieczniej pod względem widoczności jest (w biały dzień) jak się jedzie ulicą pod drzewami w cieniu, albo pod mostem. W zasadzie wtedy włączenie światła jest konieczne. Szczęśliwi posiadacze automatycznych świateł z czujnikiem światła nie muszą o tym pamiętać, ja ich nie posiadam i wole wyrobić sobie odruch włączenia światła w momencie wsiadania na rower.

    A i w dzień ważniejsze jest światło z przodu, nie rozumiem tych, którzy tylko włączają tylne, jak często zdarzają się wymuszenia pierwszeństwa, bo ktoś nas nie zauważył (rzadko przyczyną jest zwykła złośliwość), a jak często najechanie na tył roweru?

    W przypadku roweru spadku pojemności akumulatorków po 10 miesiącach (także jeżdżąc w zimę) nie zauważyłem.

    W przypadku i samochodu jak i roweru degradacji reflektorów też nie. BTW co to za reflektor, żeby w niej odbłyśnik matowiał, źle dobrana żarówka? Z resztą, w przypadku aut ma się ponoć pojawić obowiązek posiadania oddzielnych świateł do jazdy dziennej, więc problem się rozwiąże.

  • Nie zgadzam się, że włączanie lampek jest w dzień potrzebne, chyba że we mgle albo dymie. Uważam, że podstawową cechą bezpiecznego rowerzysty powinna być zdolność do przewidywania sytuacji i myślenia za innych, a włączanie lampek albo zakładanie kasku indywidualną sprawą.
    Samochodowe światła mijania nie są projektowane z myślą o używaniu ich przez 100% przebiegu, więc normalną rzeczą jest to, że w takich krajach jak Polska, szybciej się zużywają. Tu dużo zależy od modelu samochodu. Praktycznie niemożliwe jest spotkać Renault Clio, Toyotę Corollę albo Forda Focusa ze sprawnymi reflektorami. W przypadku tego pierwszego problemy zaczynają się już po 30 tys. km, kiedy pojawia się matowa plama w miejscu, gdzie unosi się powietrze nagrzane przez żarówkę. U mnie jeżdżą L-ki w tym modelu, więc widać to bardzo dobrze. To samo dotyczy policyjnych Kii, gdzie niektóre mają już w górnej części reflektorów czarny osad, a odbłyśnik w ogóle wyglądem nie przypomina lustra.
    Co do świateł do jazdy dziennej, to od 2010 r. jest obowiązek montowania ich przez producenta w nowo zaprojektowanych samochodach, ale można je legalnie dezaktywować i jeździć na światłach mijania, a w zachodniej Europie bez żadnych świateł.

  • Tytułem zakończenia tematu z mojej strony, bo się zrobił trochę off-topic.

    Aż się zmusiłem i obejrzałem swoją toyotę: 45 tys. km i nic nie widzę. Przyjrzałem się także innym autom, poza jednym co miał porysowane i brudne reflektory (wyglądały jakby stała w nich kiedyś woda) i też nie widzę tego problemu, więc nie wiem. W poprzednim aucie przejechałem 250 tys. km i też nic (poza jedną muchą, która się jakoś tam dostała i postanowiła sobie umrzeć ;-)). Z tym, że unikałem „super żarówek” o podniesionej sile świecenia i pilnuję na bieżąco czystości reflektorów (zawsze lepiej świecą, a i pewnie mniej się nagrzewają). BTW Focusy były znane z niestarannie zrobionych reflektorów, przednie szkło matowiało i żółkło pod wpływem słońca (!). Wystarczy się przejść po parkingach i sobie obejrzeć.

    Ale wróćmy do rowerów: nie ta moc światła i wielkość, co samochodowe, no i coraz bardziej popularne są oświetlenia LED, lampka przeżyje rower (a na upartego i właściciela). Żywotność akumulatorków to dwa lata, idzie przeżyć. Krótko mówiąc: koszt użytkowania znikomy, nie widzę logicznego argumentu, żeby ich nie używać.

    „Uważam, że podstawową cechą bezpiecznego rowerzysty powinna być zdolność do przewidywania sytuacji i myślenia za innych, a włączanie lampek albo zakładanie kasku indywidualną sprawą.”

    Właśnie dlatego włączam światło; wolę pomyśleć za innych. :-)

    I taki apel to innych rowerzystów: ustawcie sobie oświetlenie, snop światła powinien się kończyć maks. 10 metrów przed rowerem, nie oślepiajcie innych. Wieczorem jest to męczące.

    Tak sobie przeczytałem ponownie wszystkie komentarze i odnoszę wrażenie, że żyję w innym świecie, bo w sąsiednim na ulicach jest wojna, gdzie trup (wśród rowerzystów) sieje się gęsto i trzeba się zbroić. ;-) W moim od dłuższego czasu (ponad rok) nawet nikt nie wymusił na mnie pierwszeństwa, czasem jedynie trafia się auto źle zaparkowane, ale na takich jest sposób.

  • Taka krotka anegdota: Jechalem raz z kolega VW Golfem, zobaczył rowerzystow w odblaskowych kamizelkach z napisem Polska i zwolnil bo myslal, ze to Policja. Jak sie zorientował, to ich zwyzywał. No cóż na glupote nie ma rady, a szczegolnie na wlasna…

    Sam tylko raz mialem spotkanie z autem. Paniusia lat moze 19 wyjezdzala z omurowanej posesji i niestety nie zdazylem wyhamowac, dodam, ze jechalem sciezka rowerowa. Zalila mi sie, ze to takie niebezpieczne miejsce i wiedziala, ze w koncu kogos potraci. Poradzilem jej, aby wyjezdzala z posesji powoli, to rowerzysta bedzie mial czas aby zareagowac : )

  • „Zalila mi sie, ze to takie niebezpieczne miejsce i wiedziala, ze w koncu kogos potraci.”

    Niczym oszukać przeznaczenie. :D

  • Temat co prawda już przegadany (i nie wiem, czy do końca właściwy do opisania tego, co chcę poruszyć), ale ostatnio tak mnie zbulwersowała jedna sprawa, że muszę to z siebie wyrzucić.

    Chodzi mianowicie o głośną ostatnio sprawę (sprzed kilku dni) 'rajdu’, jaki urządził sobie kierowca białego BMW M3 wraz z kilkoma motocyklistami ulicami Warszawy (szerzej np. tutaj: http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-szalenczy-rajd-bmw-m3-ulicami-warszawy-nieoficjalnie-policja,nId,1439855).

    Po pierwsze, sprawa kierowcy rzeczonego samochodu. Jeśli prawdą jest to, co podają portale informacyjne, to za kierownicą maszyny o mocy ponad 400 KM siedział 23 latek. Nie wiem, jakie procesy myślowe zachodzą w głowie tego człowieka, skoro decyduje się jechać po mieście z prędkościami, które na autostradzie uruchomiłyby każdy fotoradar. Być może jestem 'nie tej daty’ – choć sam mam 24 lata – ale poza obrzydzeniem, oburzeniem i złością, wywołanymi przez takie 'wyczyny’ – czuję się lekko zdezorientowany. Przecież to niemal tak, jakby dać małemu dziecku nowoczesny karabin maszynowy, wpuścić do zatłoczonego centrum handlowego i pozwalać bez ograniczeń naciskać spust. Abstrahując już od jakiejkolwiek kontroli ze strony otoczenia (której w tym wypadku bez wątpienia zabrakło), czy taki człowiek nie ma hamulców (i bynajmniej nie chodzi tu o te tarczowe w samochodzie)?

    Po drugie, działania policji – a raczej ich brak. Na filmie wyraźnie widać, jak szaleniec mija policyjny patrol, który akurat interweniował przy jakimś zdarzeniu, które wymagało uwagi. Czy policja nie ma radia, przez które mogliby wszcząć jakieś działania, mające na celu zatrzymanie takiego bandyty? Wygląda na to, iż prawdą jest, że policja woli łapać kierowców za brak gaśnicy w samochodzie – bo tych łatwiej zatrzymać.

    Po trzecie, działania sądów (i policji także). Otóż domniemany kierowca BMW jest znany policji, ba – ma już na swoim koncie m.in. ucieczkę przed pościgiem, 'zwieńczoną’ rozbiciem samochodu. Czym zakończyła się tamta historia? Niczym (mając na uwadze ciężar wykroczeń, jakich dopuścił się ten mężczyzna). Muszę to powiedzieć głośno i stanowczo: uważam to za skandal i kpinę z tzw. wymiaru sprawiedliwości. Koleś jechał bez prawa jazdy. Przekroczył wszelkie możliwe ograniczenia prędkości, osiągając momentami ponad 200 km/h. Wymuszał pierwszeństwo, narażając na utratę zdrowia i życia innych użytkowników drogi. Uciekał przed policją. Teraz – urządził sobie Need for Speed w centrum Warszawy – i na wypisanie wszystkich wykroczeń nie starczy tu chyba miejsca. I co? I nic! W momencie takim, jak ten, żałuję, że nie mieszkam w bardziej cywilizowanym pod tymi względami kraju – przecież na zachodzie za takie coś dostałby mandat w wysokości kilku tysięcy euro, sprawę w sądzie i prawdopodobną odsiadkę. A u nas? Zapłaci i pojedzie dalej. Czy taki finał aby na pewno przystaje państwu, które chełpi się „doganianiem Europy Zachodniej” pod względem cywilizacyjnym?

    Po czwarte, reakcja ludzi. Czytam sobie wypowiedzi forumowiczów i innych komentatorów w Internecie i własnym oczom nie wierzę. „Koleś ma jaja.” „Szacun dla niego.” „Wy nigdy tak nie pojedziecie.” „Zazdrościcie, brzuchate tatuśki w waszych kombiakach.” „Wielkie uznanie dla niego – owszem, jechał szybko, ale zero ryzyka.” To tylko niektóre z wypowiedzi. (I nie są to przejawy tzw. trollowania – bo na te jestem uczulony i wydaje mi się, że potrafię je identyfikować.) To ja się pytam: jakiego społeczeństwa się doczekaliśmy? Jakie wydarzenia, jakie wzorce sprawiły, że wyczyny takiego potencjalnego zabójcy spotykają się z aprobatą, wyrazami uznania i wcale nie odosobnionymi pomrukami zadowolenia? Całe szczęście, że pojawiały się też głosy przeciwne, przez które przemawiał rozsądek – ale sam fakt, że przytoczone przeze mnie wcześniej komentarze wystąpiły (i na dodatek dość licznie) sprawia, że mam coraz mniejszą ochotę na bycie częścią takiego społeczeństwa. Fakt, do zbyt wielu kontaktów z ludźmi nie mam okazji, więc może moje przekonania są staroświeckie i nieprzystające do dzisiejszych czasów i powszechnie akceptowanych norm – ale mam cichą nadzieję, że nie jestem z moimi poglądami sam.

  • Nie ma portalu w internecie by istniały w nim racjonalne i reprezentatywne komentarze dla ogółu społeczeństwa
    Na motoryzacja.interia.pl tez nic sensownego o rowerzystach nie znajdziesz tylko hejt
    Każdy portal ma swoją specyfikę komentarzy i tyle
    a ze wymiar sprawiedliwości III RP to komediodramat to wiadomo

  • @Mateusz – doskonale Cię rozumiem. Mnie rozbroiła sytuacja, gdzie pijany facet zabił rowerzystę, uciekł z miejsca zdarzenia, a z więzienia wyszedł po dwóch latach(!).

    Minęło kilka lat i znów pijany zabił dziecko i też uciekł z miejsca wypadku, było o tym głośno na początku roku. Policja znalazła go za granicą, gdzie spokojnie jeździł sobie na nartach.

    I co się teraz stanie? Posiedzi trzy lata i znowu go wypuszczą zabijać? Jeden wypadek niczego go nie nauczył, więzienie widać też. Jestem daleki od kary śmierci, ale czasami niektórzy to aż się sami proszą.

    A co do tego „rajdowca” z BMW, to nie dość, że takie cyrki robił, to jeszcze wrzucił to do internetu. Chyba chciał żeby go w końcu złapano i wystawił się na złotej tacy. Tak mi się wydaje, bo trzeba mieć gorąco pod kopułą, że się tak jeździ i jeszcze tym wszędzie chwali.

    A co do kierowców i ich podejścia, to tacy „tatuśkowie w kombi” też nie są lepsi:
    https://roweroweporady.pl/bmw-to-nie-samochod-to-stan-umyslu/

  • „Tak więc nie pozostaje nam nic innego jak tylko myśleć za innych. Skoro oni nie myślą o nas.” – złote słowa które nie tylko rowerzyści czy kierowcy, ale wszyscy uczestnicy ruchu powinni wziąć do siebie!!!

  • Miałem dynamo w piaście, ale ciągle paliło mi żarówki i LEDy zresztą też :( poza tym na postoju takie światło nie działa, chyba że mamy lampkę z podtrzymaniem, która świeci chwilę po ustaniu dopływu prądu.

    Swoją drogą ciekawi mnie, jak wygląda aspekt prawny lampek na dynamo – bo jak rower stoi, to nie świecą, powodując zagrożenie – w przeciwieństwie do bateryjnych :)

    Z mocą lampek też nie należy przesadzać, parę razy zostałem oślepiony przez jakiegoś pro-bikera, który zamontował sobie jakiś prawie że reflektor przeciwlotniczy :P

    Co do tanich lampek – zwykle wysiadają w nich mocowania – wyłamałem już w paru sztukach – i włączniki – przestają kontaktować albo się same wyłączają, wpadają do środka etc. Potem co najwyżej można z nich zrobić lampki zasilane z dynama ;)

  • Ja bym jeszcze dodał – zawsze zakładaj kamizelkę odblaskową ( 6-10 zł ) dostępne w sklepach BHP, budowlanych itp.
    Polecam żółtą bo ma ona czynnik psychologiczny – takie kolory ma policja – kierowca widząc żółtą kamizelkę podświadomie zwalnia.

    • Ja bardziej polecam, jeśli już, kamizelkę typowo rowerową. Kosztuje trochę więcej (od 40 złotych w górę), ale wygląda o niebo estetyczniej niż zwykła „fruwajka”.

      • Tylko, że „niedzielny” rowerzysta nie wyda takich pieniędzy na bluzkę :) więc dobrą alternatywą jest „fruwajka” ja dość często mam i jedno i drugie bo niektórzy kierowcy cierpią na kurzą ślepotę i jak „coś” nie wali im niczym żarówa w oczy to tego nie zauważają :( Fruwajka ma też tą zalete, że posiada „wbudowane” paski odblaskowe i gdyby nawet padło nam oświetlenie jesteśmy nadal widoczni z bardzo daleka nawet w nocy.