Skocz do zawartości

Trekking vs gravel [do 4 tys zł] - moje doświadczenia


Rekomendowane odpowiedzi

Witam, 

na forum widziałem kilka razy dyskusję co jest lepsze jako jedyny rower uniwersalny do niemal wszystkiego (pasujący do miasta, na asfalt i lekki teren, las, błoto) - gravel czy trekking (czasami też rozważany jest mtb). Raczej przeważają opinie, że gravel. Ja doszedłem do przeciwnego wniosku, dlatego chciałbym się z Wami podzielić moimi przemyśleniami. Może komuś w przyszłości pomogą przy wyborze roweru (czyli dylematu, jaki sam miałem 2 lata temu).

Dodam jeszcze, że opiszę doświadczenia pod MOJE preferencje i MÓJ setup - nie u każdego to się sprawdzi. 

Rower traktuję w sposób zarówno unitarny, jak i rekreacyjny. Jest to dla mnie dobry środek komunikacji po mieście (gdy trzeba wyskoczyć po coś do apteki 2-3km od domu to często jest szybciej niż podjechać samochodem, szukać miejsca parkingowego itp.), ale też sposób na weekendowe wypady po, jak i za miasto (tak do 60km). Budżet jaki rozważałem to do 4000zł.

Myślałem o gravelu z niesportową geometrią, ale ostatecznie wybrałem trekkinga (o tym jakiego będzie później). Wiele osób na tym osób uważa, że trekkingi to ciężkie krowy z często zbędnym osprzętem. Ale, gdy tak sobie zacząłem liczyć wagę i to czego w co bym potrzebował doposażyć gravela, z rzeczy które wożę ze sobą:
-> Marin Four Corners albo Kross Esker 4 w rozmiarze M ważą ok. 12,9kg = 12900g. 
- bagażnik - dla mnie niezbędny, często korzystam z sakw, gdzie pakuję zakupy/laptopa do pracy/sprzęt na jednodniowy biwak. Waga ok 700g
- pełne błotniki - dla mnie bardzo przydatne, zarówno pod kątem dojazdów do pracy, jak i rekreacyjnych. Nie lubię być ubłocony; lubię ponadto gdy na rower mogę wsiąść w obecnym ubraniu, bez przebierania się na sportowo. Waga wraz z drutami ok. 800g
- jakieś lampki rowerowe - waga 120g
- stopka - w mieście zbędna, ale w klimacie biwakowym, żeby się dostać do sakw (zwłaszcza gdy jest mokro, a w okolicy nie ma drzew) przydatna - waga 210g
- uchwyt na telefon montowany na kierownicę - dla mnie niezbędny w mieście i w trasie - waga 120g
- sakwa (co najmniej jedna) - zastępuje mi plecak, jest dużo wygodniejsza w praktyce - waga (szacunkowo) ok 400g (liczę jedną, choć zazwyczaj wożę dwie).
- U-lock - droższego niż 1k roweru boję się przypinać czymś słabszym - waga ok 1000g.
- coś do picia - waga ok 500g.

Przy tak doposażonym gravelu łączna masa wychodzi 16,75kg. 

A jak się sprawa ma z trekkingiem? Mój model to Kross Trans Solar 2017. Waży on 15,5kg. Do tego co jest w zestawie, dodajmy ciężar: uchwytu na telefon, sakwy, U-locka, napoju. Wychodzi 17,52kg. 0,77kg więcej przy tych wartościach nie robi już raczej różnicy. A mam przecież spore plusy trekkinga:
+ prądnica w piaście - dla mnie olbrzymi plus, zawsze mam oświetlenie (używam nawet w dzień), nie muszę się martwić czy mi się rozładuje po zmroku, nie muszę pamiętać o doładowaniach
+ dobry amortyzator powietrzny (RockShox Paragon Gold) z pop-lockiem
+ regulowany mostek (lubię sobie kombinować z ustawieniem, czasem robię miejsko +30, czasem flat-gravelowo -30)
+ amortyzowana sztyca.
Z minusów trekkinga:
- nie ma niestety baranka.

Amortyzacja nie jest niezbędna, ale jest zalecana ze względu na ochronę stawów i kręgosłupa (dotyczy osób pracujących przy komputerze, czyli pewnie większości). Fizjoterapeuci dla osób z siedzącym trybem życia zalecają bardziej wyprostowaną postawę (ale bez przeprostu lędźwiowego) i amortyzację na sztycy i widelcu. Choć to już zupełnie inny temat, nie chcę żeby przesłonił wątek główny.


Podsumowując, mimo, że gravele są kuszącą grupą rowerów i gdybym miał gdzie trzymać kolejny rower to pewnie bym zainwestował w gravela. Jednak uważam, że jako jedyny rower all-around do jazdy po mieście jako środek lokomocji, do wypadów z rodziną na leśne ścieżki i do całodniowych wypraw turystycznych (dłuższych niż 1 dzień jak na razie nie robiłem) rower trekkingowy jest jednak lepszym wyborem. Zapraszam do dyskusji ? 

PS. Specjalnie podałem wagę poszczególnych części, żeby każdy mógł sobie policzyć wagę dla tego co sam potrzebuje.

PS2. Dość zbliżone wnioski byłyby przy mtb- również trzeba by go doposażyć w sporo sprzętu, które wagowo zbliżyłyby do trekkinga.


 

Odnośnik do komentarza

To o czym napisałeś  jest fajnie ujęte, ale jeśli bierzemy pod uwagę samą wagę. Niestety nie tylko ona odgrywa tutaj jakąś rolę, ale też to co chcemy robić z tym rowerem. Jeśli jeździsz głównie po mieście plus jakieś drobne wypady z sakwami w prostym terenie to ok, trekking się może nadać.

Co do gravela wtrącę słowo, że jazda nim po mieście dla mnie byłaby katorgą wymieszaną z katastrofą.... dziury w chodnikach, krawężniki co chwile, remontowane ściezki, to byłaby ciągła kalkulacja i balansowanie, żeby na byle jakiej dziurze czy przy zjeżdżaniu z krawężnika, nie wygryźć sobie języka albo nie wybić łokci, jeździłem na próbę sztywniakiem i nigdy już najchętniej bym na coś takiego nie wsiadł. A zyski prędkościowe w mieście żadne. Poza tym śmiać się chce jak już niektóre firmy zaczynają eksperymentować z zawieszeniem do graveli.... rynek rowerowy chyba ostatnie lata już nie wie w którą stronę iść, ale dobry marketing wszystko sprzeda.

Wracając do trekkinga to i tak dla mnie doposażone MTB byłoby lepsze, pomijając wagę, która może być podobna, to MTB daje dużo przyjemniejsze odczucia w terenie i większą kontrolę nad tym co dzieje się w danym momencie z rowerem. O ile na mieście może to nie mieć znaczenia tak na wyjazdach w teren to da nam dużo większy komfort i swobode wyboru tras. Choć tutaj też zalezy to od tego co rozumiemy poprzez wyjazdy w teren, tam gdzie ja jeżdżę zginąłby albo ten trekking albo ja ? . Kolejna sprawa jest taka, że w cenie dajmy na to trekkinga zawsze kupimy dużo lepiej wyposażone MTB(skutek lampki na dynamo i koszyczka z tyłu). Kolega jakiś czas temu kupił Krossa za 2900 zł, trekkinga, Alivio pomieszane z altusem, sprężynowy gniot na przodzie i inne pierdoły razem z hamulcami mt200, za 3000 zł, możemy znależć już MTB na pełnym Deore i dużo lepszym amorku. Trekkingi są bardzo dziwnie wyceniane.

Co do mojej opinii mówię to z perspektywy osoby, której na rowerze zdarzają się dość często wycieczki około 100 km z drobnymi sakwami. Więc swojego górala też traktuję dość uniwersalnie, od raczkowania na maratonach MTB po całodniowe wypady w których nie lubię, żeby droga mnie ograniczała.

 

Odnośnik do komentarza

Optyka się zmienia z czasem Panowie i wraz z nabieraniem doświadczeń. 5 lat temu popełniłem tu taki test, który będzie z grubsza zgodny z tym co @sl66 napisałeś:
https://roweroweporady.pl/f/topic/1305-cross-vs-mtb/#comment-10077

Dziś patrzę na to inaczej mając kilka lat doświadczeń z rowerami mtb 29 cali. Jaka jest przewaga roweru typu trekking/cross? Geometrycznie taki rower nie ma żadnej przewagi. Możemy znaleźć mtb o podobnej geometrii. Amortyzator? Przyzwoity mtb ma zawsze lepszy amortyzator. Miejsce na opony? W tym elemencie cross/trekking jest gorszy, gdyż rzadko kiedy akceptuje opony szersze niż 2 cale a zwykle nawet i nie to. Regulowany mostek? Może dokupić do  każdego roweru. Wygodna kierownica? To samo. Ma przewagę w jednym, jedynym elemencie, napędzie. Pod warunkiem, ze został odpowiednio skonfigurowany. Klasyczna korba trekkingowa 48x38x28 czy 48x36x26 zapewnia przełożenia pozwalające zarówno jechać szybko po asfalcie jak i bez problemu wjechać pod górę. Są jeszcze pewne inne elementy istotne dla niektórych użytkowników. Bagażnik, którego mocowania znajdują się w niektórych co bardziej turystycznych rowerach mtb, oraz rzadko w mtb spotykane mocowania na błotniki czy nóżke. Do tego dochodzi kwestia zintegrowanego oświetlenia. Niektórzy koniecznie chcą mieć piastę z dynamem, żeby się o nie nie martwić a niektórym wystarczy oświetlenie akumulatorowe. Waga w czasie jazdy po łaskim, jest kompletnie drugorzędna, czego jestem najlepszym przykładem. Na ustawkach szosowych zacząłem się na początku pojawiać na rowerze typu cross, ważącym blisko 15 kg do którego po pewnym czasie zamontowałem lemondkę. Moje osiągnięcia na takim rowerze to było 160 km ze średnią ponad 30 i 60 km ze średnią ponad 33. Był to ten rower:
http://www.bikestats.pl/rowery/Trekking-Bulls-Comp-485_1458_430.html

Dziś uważam, że najbardziej uniwersalnym rowerem jest rekreacyjny rower mtb. Dlaczego? Bo robi wszystko to co trekking/cross ale w przeciwieństwie do crossa, wyśmienicie radzi sobie w terenie. Cross/trekking to jest rower "asfaltowy", podobnie jak gravel, wbrew temu co pisze marketing. Jednym i drugim można jeździć po brukach, tłuczniu, szutrach i gruntówkach ale nawet na tych nawierzchniach mtb robi to lepiej. Pod warunkiem że ma odpowiedni napęd i odpowiedni amortyzator.

No i dochodzimy do tego jaki byłby rower ideał do wszystkiego. Dla mnie wyglądałoby to tak:
1. Rekreacyjna rama mtb z krótką górną rurą i wysoko położoną główką ramy. Takie ramy istnieją, typowy przykład Cube Attention.
2. Amortyzator olejowo-sprężynowy RockShox Recon TK Coil czy też RockShox XC 30 TK Coil. Ze względu na bardzo niskie koszty utrzymania i całkiem przyzwoitą amortyzację, działającą liniowo
3. Napęd 3x9 lub 3x10. Ponieważ ramy mają pewne ograniczenia, może być problemem znalezieniem i zamontowanie klasycznej trzyrzędowej korby mtb Deore FC-M590 44x32x22. Ale mój kolega ma swoim Cube Attention SL 2017, Deore FCM612 40x30x22, która też daje radę. Shimano nadal produkuje korbę Alivio 44x32x22, którą można użyć z napędem Deore. Czemu napęd 3x? Bo jest najbardziej elastyczny (przełożenia do wszystkiego) i najbardziej ekonomiczny w utrzymaniu (najmniej przekoszeń i korzystanie z 3 blatów, najczęściej ze środkowego). Wybrałbym Deore bo używam różnych wersji Deore od ponad 20 lat i jest to poziom, który gwarantuje dobre działanie i długowieczność.
4. Hamulce. Najchętniej tarczowe mechaniczne. Zero problemów z serwisem i 80-90% siły hamowania hydraulicznych. Ale jak nie to "po taniości" hydrauliczne MT400 z klamkami MT500 dają 99% tego co daje Deore. Natomiast Deore mają lepsze i trwalsze przewody i zatrzymają nas jednym palcem. Trzeba powiedzieć, przy okazji, że MT200 to kompletny shit i hamują gorzej niż moje v-brake sprzed 20 lat. A każde hamulce hydrauliczne, wymagają niestety serwisu co pół roku lub rok w zależności od przebiegu, wymiany płynów i odpowietrzania. 

Namówiłem kolegę na zakup tego Cube Attention 2017. Ma w nim bagażnik i błotniki mtb i jeździ nim do pracy z sakwami, na wyjazdy sakwiarskie, na ustawki mtb, turystycznie był ostatnio z namiotem na Sardynii, itd, itp. Rower prawie ideał. Kupił z kołami, których upgrade ktoś zrobił (bo 90% kół, które dają producenci to dno) no i planował upgrade tych badziewnych spowalniaczy MT200 do Deore. Używa oświetlenia akumulatorowego.

Mamy w domu ok. 10 rowerów. Najchętniej wybieranym przeze mnie i mojego syna rowerem do szybkiego wyskoczenia na miasto czy godzinnej przejażdżki jest zdecydowanie rower mtb. Z tym że mamy rowery przyzwoitej klasy, ważące poniżej 11kg, które nie nadają się do zostawienia pod sklepem.

Do jazdy "po bułki" mamy stalowy rower nazywany dziś fitness/hybrid sprzed 20 lat, który możemy spokojnie zostawić na pół godziny przypięty pod sklepem u-lockiem albo lekkim łańcuchem, jaki często na nim wozimy, owiniętym wokół sztycy podsiodłowej.

Mamy też rower, który można nazwać gravelem. Jest to rower przełajowy z roku 2011:
https://www.specialized.com/us/en/crux-comp/p/23530?color=35690-23530

Kupiłem go za 1300 zł. Za 600 zł kupiłem używany napęd Tiagra, za stówę nowoczesną gravelową kierownicę typu flare, za 150 komplet opon 700x42 mm. Przełożyłem do niego moje lekkie, aluminiowe koła szosowe, których już prawie nie używam. Dla interesujących się wagą, waży 9,9 kg. Do czego go używam? To jest mój "adventure bike". Jeździłem nim po Kaszubach i Górach Świętokrzyskich. Wykorzystuję go jako rower zimowy do jazdy po szosie i przejechania na skrót przez las. Jeżdżę nim latem nad jezioro z torbą bikepackingową z klapkami, kąpielówkami, ręcznikiem, książką i czymś do żarcia łapać heban. Jakbym miał się wybrać z jakąś grupą na wycieczkę turystyczną 100 km to też byłby moim wyborem. Nie mam w nim mocowań na błotniki ani na bagażnik. Bagażnika nie używam, sakwy Ortlieb sprzedałem bo też nie używałem. Nie lubię jeździć obładowany nie wiadomo czym i nie lubię spać pod namiotem. Mam do niego minimalistyczne błotniki Zefal Swan i Zefal Cruiser i minimalistyczne oświetlenie akumulatorowe. Doszedłem do wniosku że zupełnie w tym rowerze nie są mi potrzebne hamulce tarczowe. Wolę mieć rower lekki, bezproblemowy i wymagający minimalnych kosztów serwisowych. Zamierzam tylko zmienić korbę z obecnego 46x34 na 46x30 bo czasem brakuje pod górę przełożeń. 

A przy okazji doposażania go zastanawiałem się nad modą na gravela. Jest to w dużym stopniu marketing przemysłu rowerowego. To nie jest rower do wszystkiego jak się go reklamuje. Dopóki nie będzie wyposażony w amortyzator, to będzie kiepskim rowerem terenowym. Natomiast jest wielu użytkowników, którzy boją się szosy i taki rower jest dobrym wyborem do jazdy długodystansowej, Na trekkingu czy mtb, na prostej, szerokiej kierownicy, nie ma jak się ukryć przed wiatrem. Ilość chwytów też jest mocno ograniczona, więc trekking/cross/mtb znacznie gorzej nadają się do długich wyjazdów. Co nie znaczy że się nie nadają. Pamiętam dwudniowy trip z kolegami sprzed paru lat, kiedy zrobiliśmy 280 km w 2 dni. Ja i kolega na crossach, ten od Atention wtedy na mtb 26 cali, dwóch kolegów na szosówkach. Ten od mtb z sakwami, ja z torbą na bagażniku, kumpel od crossa z małym plecaczkiem, ci od szos też z plecaczkami. Jechaliśmy niespiesznie ze średnią ok. 20 km/h. W jakimś momencie tempo było dla mnie u kumpla za wolne i na naszych crossach się pojechaliśmy do przodu jadąc jakieś 24-25 km/h. Więc da się jeździć na wszystkim. Zależy jakie kto ma potrzeby i zasoby fiansowe.

 

Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, MalySzaryCzlowiek napisał:

Kolejna sprawa jest taka, że w cenie dajmy na to trekkinga zawsze kupimy dużo lepiej wyposażone MTB(skutek lampki na dynamo i koszyczka z tyłu). Kolega jakiś czas temu kupił Krossa za 2900 zł, trekkinga, Alivio pomieszane z altusem, sprężynowy gniot na przodzie i inne pierdoły razem z hamulcami mt200, za 3000 zł, możemy znależć już MTB na pełnym Deore i dużo lepszym amorku. Trekkingi są bardzo dziwnie wyceniane

 

Właśnie ja miałem trochę wyczucia rynku i szczęścia, w zeszłym roku kupiłem Kross Trans Solar 2017 za 3700zł, model dużo lepiej wyposażony niż obecny topowy trekking Krossa, a zarazem dałem 1300zł mniej. Na pokładzie mam pełny osprzęt Deore (w tym hydrauliczne tarczówki) oraz przerzutki Deore XT. Do tego świetny RockShox Paragon Gold 65mm. Myślę, że mógłbym go spokojnie teraz sprzedać z zyskiem ? 

https://goldsport.pl/7893-atr-rower-kross-trans-solar-2017-2076.html#/11-kolor-czarny/490-rozmiar_ram-m

Odnośnik do komentarza

@MalySzaryCzlowiek @jajacek
Zgadzam się, że gdyby dało się wyposażyć rekreacyjnego mtb we wszystko to co ma trekking, to byłby rower najbardziej uniwersalny! Niestety, mtb nie ma jak dla mnie istotnych elementów: oświetlenia w piaście (naprawdę super przydatna sprawa) oraz uniwersalnych przełożeń pozwalających szybciej pojechać na asfalcie. 
 

Godzinę temu, jajacek napisał:

Cross/trekking to jest rower "asfaltowy", podobnie jak gravel, wbrew temu co pisze marketing. Jednym i drugim można jeździć po brukach, tłuczniu, szutrach i gruntówkach ale nawet na tych nawierzchniach mtb robi to lepiej.

Zgadzam się, tylko ja (i podejrzewam, że wielu użytkowników rozglądających się za crossami/trekkingami) jeżdżę w 70% po asfalcie, a jeśli zjadę na teren to nie jest to nic bardziej terenowego niż błotna polna droga, leśna ścieżka, czasem jakaś kamienista górka. Przy takich proporcjach lepszy będzie według mnie jednak trekking (z sensownym amorem), bo na asfalcie i po mieście jedzie się jednak lżej (oczywiście wiele zależy od opon, jakie wsadzimy, ja np. Schwalbe Marathony wymieniłem jednak na gravelowe Continentale SpeedKing CX 35C, bo przeszkadzało mi uślizgiwanie koła na byle błotku ?).

Wiadomo, że rower bardziej terenowy lepiej pojedzie na wybojach/ szutrach itp. Ale oczywiście jest coś za coś i w tym przypadku jest to kosztem oporów jeżdżenia po asfalcie. Wszystko zależy od proporcji. To tak jak z samochodami. Jeśli ktoś jeździ po mieście 90% czasu, a niekiedy przejedzie powoli polną drogą do babci, to nie kupi Jeepa mimo, że na polnej drodze dużo lepiej by sobie poradził niż powiedzmy Passat. Wydaje mi się, że przy podanych przeze mnie proporcjach (70% asfalt, 30% ww. lekki teren, 0% terenu gdzie niezbędny byłby mtb) cross/trekking jest jednak rozsądniejszą opcją. A takie proporcje przyjmuje większość osób szukających jednego roweru do wszystkiego (którzy są adresatami tego wątku). 

Odnośnik do komentarza

To czy jedzie się lżej po asfalcie zależy wyłącznie od opon a nie od tego czy jest to mtb cross czy trekking. Paragon  Gold, jest jedynym przyzwoitym amorem trekkingowym. Waży 200 gram mniej niż RockShox Recon ale ma dużo mniejszy skok, węższe golenie, akceptuje maksymalnie oponę 45 mm i nie ma regulacji tłumienia powrotu. Nie ma tu żadnej jego przewagi oprócz wagi, która jak napisałem, po płaskim praktycznie nie ma znaczenia. Uważam że nic więcej niż napęd Deore w takim rowerze nie jest potrzebne ale prawa manetka XT zmienia szybciej przełożenia co akurat lubię.

Porównajmy co możemy dziś kupić za 4k.
1. Kross Trans 8.0, trekking
Atrapa amortyzatora Suntour NEX, napęd Shimano Acera 3x9, atrapa hamulców MT200, najtańsze błotniki, bagażnik, oświetlenie (wartość 300 zł)

2. Indiana Storm X7, rekreacyjny mtb
Amortyzator powietrzny o wartości ponad 1000 zł, napęd Deore 2x10, hamulce Shimano MT400. 

Czy jest co tu porównywać? Nie ma. Za trekkinga na tych podzespołach musielibyśmy dać dużo więcej. Zmian opon to koszt 100-150 zł.
 

Odnośnik do komentarza

Że się wtrącę. Najlepszy rower do wszystkiego? Oczywiście, że gravel. Najbardziej uniwersalny? Oczywiście gravel. Mam Speca Diverge na oponkach 35 mm. Bez problemu śmignę nim 150 km po asfalcie z prędkością porównywalną do szosy endurance, którą wcześniej posiadałem. Ale również bez problemu przejadę przez las, szutry czy ubite gruntówki. Nie wyobrażam sobie takiego połączenia na crossie czy trekkingu, nie mówiąc o mtb. Miałem kiedyś szosę, dokupiłem mtb i stwierdziłem, że każdy z tych rowerów z osobna w dalszym ciągu mnie ogranicza. Dokupiłem więc gravela i pozbyłem się tamtych obu, bo od kiedy mam gravela to tamte stały, a jeździłem tylko nim. Nawet jeśli mtb jest lepsze w terenie to na asfalcie to traktor (oczywiście traktorowi da się założyć węższe opony, tylko po co). Dla mnie rower uniwersalny to taki rower który równie dobrze radzi sobie na asfalcie, jak i w terenie. A w obu tych środowiskach gravel jest zdumiewająco dobry (oczywiście nie mówię o ciężkim terenie). Ja w każdym razie nie zamienię swojego na żaden inny. Nie twierdzę, że to co napisałem to jedyna prawda. Każdy ma prawo do swoich odczuć, w końcu najważniejsze, żeby czerpać z jazdy przyjemność. Tylko nie rozumiem czemu jest tyle negatywnych emocji wokół graveli. Ja np nie lubię mtb, bo lubię w rowerach lekkość, szybkość i prostotę. Ale nie siedzę i nie wypisuję jakie to mtb są do dupy. Po prostu nie kupię więcej i tyle.

Odnośnik do komentarza

To co napisałeś potwierdza że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. No niestety opony 35 mm nie zapewniają ani komfortu ani przyczepności w terenie. Testowałem to i takie testy wyszły negatywnie. Co nie znaczy że tak się nie da jeździć. Da się. Ale np. taki słynny Remco Evenepoel startując pierwszy raz w wyścigu gravelowym wybrał opony 42 mm, nie bez przyczyny. Nie ma roweru idealnego do wszystkiego. Dla mnie gravel na oponach 35 mm nie jest gravelem, tylko rowerem nazywanym obecnie road plus. IMO gravel jest skazany na amor z przodu. Bo dopiero z nim stanie się on uniwersalnym rowerem, który daje sobie dobrze radę w lekkim terenie do jakiego miał być przeznaczony. I sądzę że właśnie rowery ze sztywnym widelcem pozostaną w kategorii "road plus" a te z amorem będą kategorią "gravel".

Poniższe wideo wyraźnie to potwierdza:
https://www.youtube.com/watch?v=iW0DKcT5pB4

Cytat z tego wideo: "suspension is faster over bumps, no matter if you are riding a mountain bike or a road bike". W testach na bruku słynnego Lasku Arenberg, z wyścigu Paryż - Roubaix, które robili prezenterzy GCN, najszybszym rowerem był hardtail mtb, co znakomicie potwierdza ten cytat.

Natomiast co do mtb, to się @Piwpaw nie wkręciłeś. Czemu? Nie wiem. Mogę tylko gdybać że nie miałeś odpowiedniego roweru i nie wiedziałeś gdzie jeździć. Jak zaczynałem z mtb, jeździłem na budżetowym rowerze, ważącym blisko 15 kg i za cholerę nie mogłem zrozumieć czemu ludzie jeżdżą "po wertepach" i czemu twierdzą że sprawia im to przyjemność. Po prostu na budżetowym rowerze nie ma płynności jazdy i trudno tą przyjemność odnaleźć. Dopiero pożyczenie rowerów za kilkanaście tys zł mnie oświeciło. Na fullu czy hardtailu ważącym 10-12 kg z dobrym amortyzatorem, na dobrych kołach, z dobrymi szerokimi oponami, na ciśnieniu poniżej 2 bary, po prostu się płynie po nierównościach i korzeniach i dopiero wtedy pojawia się banan na gębie. Jest pewien poziom minimum dla roweru mtb. I jest to poziom powietrznego amora, rozsądnego napędu i przyzwoitej wagi. Zaczyna się pojawiać zwykle w okolicach 4-5 tys zł. Często tu pojawiająca się ostatnio Indiana Storm X7, XC 100/120 z Decathlonu, czy kiedyś absolutny hit sprzedaży, Kellys Gate 30, są tego przykładami. 

Ostatnio jechałem na jednym z moich ulubionych singli w Kampinosie Długiej Górze i byłem niesamowicie zachwycony jak piękny jest to singiel i z jaką przyjemnością się po nim jedzie. Nie odnajduję takiej przyjemności nigdzie na Mazowszu na rowerze szosowym. Dopiero jak wyjadę nim w góry pojawiają się podobne doznania. Dlatego w ostatnich latach spędzam więcej czasu na mtb niż na szosie.

Odnośnik do komentarza

Masz rację, że w mtb się nie wkręciłem, może dlatego, że nie miałem wysokiej klasy mtb. Ale ja się wywodzę z szosy, na której jeździłem przez ostatnie 25 lat i taki rodzaj kolarstwa preferuję. Po prostu lubię rowery lekkie, proste, bez amortyzatorów, o które trzeba dbać, serwisować itd, a które dla mnie poza cięższym terenem są zupełnie zbędne (za cięższy teren uważam trasy górskie oraz płaskie z kamieniami, korzeniami i piachem). Z tym, że kiedy wskoczyła mi piątka z przodu przestałem patrzeć na średnie, zacząłem jeździć wyłącznie dla siebie i coraz bardziej zaczęło mi doskwierać to, że szosa skazuje mnie tylko na asfalt. W dalszym ciągu najbardziej lubię długie asfaltowe jazdy, tak 100-150 km, ale z możliwością przejazdu przez las czy polne gruntówki, a także kontynuowania jazdy, gdy kończy się asfalt i przechodzi w szuter. I do takiego zastosowania gravel jest dla mnie oczywistym wyborem i kompletnie nie rozumiem dywagacji na temat po co komu gravel. Zauważyłem też, że teraz jeżdżę bardziej spontanicznie, o wiele częściej po prostu gdzie mnie oczy poniosą, bo wiem, że każda droga jaka figuruje na mapie drogowej będzie dla mnie przejezdna. Wreszcie nie muszę już upewniać się czy wszędzie jest asfalt i wszystkiego planować jak to było, gdy posiadałem szosę. Być może mylę gravela i road plus. Myślę, że ten drugi też by się u mnie sprawdził. Zresztą mój gravel robi u mnie właśnie za road plus. Jednak nie żałuję, że wziąłem właśnie gravela. Na 35tkach daje mi to co road plus, ale jednocześnie daje mi więcej, bo ma większy potencjał terenowy. Po pierwsze układ przełożeń bardziej mi pasuje, jest bardziej uniwersalny niż w napędzie typowo szosowym, no i łańcuch jest jednak stabilniejszy.  Po drugie mogę do niego wrzucić opony 47 mm kiedy chcę zmienić jego charakter i pojeździć więcej po terenie. I właśnie to należy do uroków graveli, że można ich używać na wiele sposobów. Podsumowując, w moim przypadku szosa nie ma już racji bytu, bo ten mój Diverge mi ją z powodzeniem zastąpił. Natomiast gdybym miał się w 100% kolarsko realizować to w moim przypadku powinienem mieć gravela i mtb. Gravela na asfalt i lekki teren i mtb w cięższy teren. Ale ponieważ w cięższym terenie rzadko bywam, a ilość miejsca na trzymanie rowerów też mam ograniczoną to pozostanę tylko przy gravelu. Natomiast absolutnie zgadzam się, że gravel to nie jest rower do regularnej jazdy po terenie. Gdybym miał kupować rower do jazdy tylko poza asfaltem to również rozważyłbym mtb. Gravel jest idealny do jazdy mieszanej, gdzie udział asfaltu to min. 50%. Natomiast w dalszym ciągu będę się upierał, że mtb na asfalt się kompletnie nie nadaje, choćbyśmy nie wiem jakie wąskie opony założyli. Oczywiście na krótkich odcinkach się da, ale ta monstrualnie szeroka kierownica wymuszająca bardzo szeroki chwyt, a długie asfaltowe dystanse całkowicie się wykluczają. Po prostu nie ta pozycja. Tu baranek jest niezbędny(pomijam już wagę typowego mtb, ale powiedzmy waga ok 11-12 kg jak w przypadku dobrych mtb nie jest już problemem). Natomiast crossy i trekkingi to rowery zdecydowanie bardziej do turystyki i typowej rekreacji. Cięższe i wolniejsze od gravela.

Odnośnik do komentarza

Ja również wywodzę się z asfaltowo-szosowej jazdy rowerem i też mam piątkę z przodu. Na mtb tak naprawdę pojawiłem się dopiero jak mój syn zaczął ścigać się w mtb, czyli jakieś 6-7 lat temu. Chociaż miałem rower mtb już w 1992 ale wtedy były to rowery bez amortyzatora i bardzo mało jeździłem nim w terenie.

Właśnie wracam z jazdy moim adventure bike, na foto. Średnie? Ścigał się już nie będę, bo i pesel i zdrowie nie to. Natomiast nadal kumpluję się z ludźmi, którzy jeżdżą i na mtb i na szosie i brakuje mi jazdy z nimi. A oni nie potrafią jeździć bardzo wolno. I najchętniej nadal bym z nimi jeździł. Jazda samotna mnie nie interesuje, chociaż zdarza mi się samemu jeździć. Boli mnie że straciłem formę ale miałem problemy zdrowotne. Potrzebuję wrócić do formy, która bez wielkiego zaginania się, pozwoli mi przejechać 70-120 km ze średnią w pobliżu 30. Dziś zrobiłem trochę ponad 50 km ze średnią ok. 24.

spacer.png

Rozumiem aspekt kosztów serwisowych. Dlatego żadna z naszych szos ani moja przełajówka nie są na hydraulice. Serwisowanie naszych dwóch rowerów mtb kosztuje tyle co naszych pięciu szosowych. Albo więcej. Średni roczny koszt serwisowy dobrego roweru mtb typu hardtail to ok. 800-1000 zł przy przebiegu 3k km. Tyle zwykłem robić na mtb i kolejne 6k na szosie.

Przełożenia mają znaczenie. Do jazdy turystycznej korba 46x30 mi w pełni wystarcza. Ale jak jeździłem na ustawki szosowe potrzebny mi był blat minimum 50 z przodu a najchętniej miałem 53x39, bo nie znoszę compacta.

Co do kwestii mtb czy crossa lub trekkinga na asfalcie i prostej kierownicy mam  trochę inne spojrzenie. Jeździłem fitnessami i crossami wiele lat. Mieszkałem tez w Turcji i na Karaibach, gdzie dużo jeździłem i gdzie miałem różne rowery. Takie rowery mają duże zalety do jazdy turystycznej. Masz dużo lepszy przegląd sytuacji wokół siebie niż na baranku, pozycja jest mniej pochylona i wygodniejsza i masz dużo lepszą manewrowość. Natomiast to samo co opisuję jako zaletę jest wadą powyżej pewnej prędkości, począwszy od powiedzmy 25 km/h. Im szybciej jedziesz, tym większe są opory powietrza. Wyprostowana sylwetka z szeroko rozstawionymi rękami ma dużo większe opory niż pochylona na baranku. Czyli nie są to rowery do szybkiej jazdy. A czy to znaczy że nie można na nich szybko pojechać? Absolutnie nie. Mój syn regularnie robi sobie rozjazdy po mieście i ma zawsze średnie powyżej 30 na dystansie 50-80 km. Jeździ na oponach 2,3 cala i ciśnieniu rzędu 1,2 bara. Więc ograniczeniem jest tu nasz własny silnik. Waga tak jak napisałem na płaskim ma totalnie znikome znaczenie. Aerodynamika zawsze triumfuje nad wagą do nachylenia ok. 8-9%. 
 

Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, jajacek napisał:

najchętniej miałem 53x39, bo nie znoszę compacta.

Z czystej ciekawości pytam - co jest nie tak z kompaktową korbą? Miełem ją w poprzedniej szosie (OK, ciągle ją mam, ale podpięta na stałe do trenażera) i też jakoś nie leżały mi blaty 50/34. Teraz mam 52/36 i jedzie mi się znacznie lepiej. Tylko gdyby ktoś zapytał dlaczego, to nie potrafiłbym konkretnie odpowiedzieć.

Odnośnik do komentarza

Indywidualne preferencje. W aluminiowej szosie na początku z 15 lat temu, miałem korbę trzyrzędową 50x39x30. Miałem wtedy rower na Campagnolo Mirage. Najmiększa koronka była 29 i po naszych, czeskich i słowackich górach jeździło mi się bardzo dobrze na 30x25 czy 30x29. Potem kupiłem karbonową ramę i marketing mnie przekonał że czas trzyrzędowych korb się skończył. Pojechałem na Słowację na wiosnę, jeszcze bez formy, mając compact 50x34 z kasetą 11x28 i natrafiliśmy na podjazdy mające 15%. Kadencja na 34x28 była rzędu 30, na granicy dania z buta. Oceniłem szybko że to shit i zamówiłem trzyrzędową korbę 52x39x30, którą ujeżdżam po górach do dziś. Ja, to ja, spora nadwaga. Ale mój kumpel, partner treningowy, 60 kg przy 175 wzrostu. Też kupił szosę mającą compact na Tiagrze. Pojechał w Bieszczady i tak samo ocenił że to shit w naszym wieku. Po płaskim jadąc spokojnie 28-30 km/h, na blacie 50 zarzynasz kasetę od góry a na 34 od dołu. Szybko zmienił lewą klamkę na 3x i kupił potrójną korbę. Często jeździ w Alpy. Zwykle po kilku dniach na każdym większym podjeździe wrzuca co ma, czyli 30x34 bo mając na karku 5 z przodu, nie ma już regeneracji i nie ma żadnego sensu się zarzynać. No i dochodzi jeszcze stopniowanie. Do jazdy po płaskim dobra jest np. taka:
12-28 (12-13-14-15-17-19-21-23-25-28)
a na góry taka
11-32 (11-12-14-16-18-20-22-25-28-32)
Ale w górskiej Shimano Tiagra jak widać tracisz stopniowanie od dołu. Jak jedziesz rekreacyjnie to nie ma to znaczenia. Ale jak chcesz pocisnąć na szybkiej kadencji, to masz przy zmianie przełożenia ogromne różnice w kadencji wybijające z rytmu. Shimano tego nie przemyślało. Campagnolo w napędach 10-rzędowych ma taką kasetę na góry
13-29 (13-14-15-16-17-19-21-23-26-29)
I jak widać twarde przełożenia są co 1.
W 11-rzędowych napędach Campa ma taką kasetę:
11-32 (11-12-13-14-15-17-19-22-25-28-32)
a Shimano 105 kasetę 11-rzędową 11-32 ma taką:
11-32 (11-12-13-14-16-18-20-22-25-28-32)
Już lepiej. Nie każdy da radę na 34x28 czy 34x32 pocisnąć dzień po dniu po górach. Są tacy co montują kasetę XT 11-36 pod warunkiem, że im przerzutka uciągnie.

Drobne szczególiki ale dla niektórych istotne.

Młodemu w zeszłym roku, jak pojechał trenować na miesiąc do Hiszpanii, zrobiliśmy z semi compact 52x36, 52x34 i był bardzo zadowolony. Tylko mówił że na dni regeneracyjno-odpoczynkowe, przydała by się kaseta o szerszym zakresie niż 11-28. A to jest koń co pod górę jedzie dwa razy szybciej niż my. Kolega który był z nim miał twarde przełożenia i po tygodniu miał już problem z kolanem, które potem leczył 3 miesiące. Więc nie ma sensu się zarzynać. Już wolałbym w szosie 46x30 niż 50x34.

Odnośnik do komentarza

OK, dzięki. Mi w semi-kompakcie w zasadzie wszystko pasuje, tylko chyba kasetę muszę zmienić. Brakuje wolniejszego/lżejszego ostatniego przełożenia. Teraz mam 11-30 (11-12-13-14-15-17-19-21-24-27-30), niby fajnie i w 95% sytuacji wystarcza. Ale pozostają te 5% gdzie chciałoby się mieć trochę większą koronkę z tyłu, to zwykle niezbyt długie, ale ostre górki, bywa że nachylenie jest 20% i odrobinę więcej, gdzie na moją słabą nogę wolałbym 11-32 lub 11-34, żeby na 'jedynce' mieć przełożenie przód-tył mniej więcej 1:1, Ale jak mówię, te podjazdy nie ciągną się długimi  kilometrami, więc zmiana napędu na ogólnie lżejsze przełożenia po całości nie ma chyba sensu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...