Skocz do zawartości

Pierwsza wyprawa kilkudniowa, a dwie lewe ręce


Maciek92

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć.

Chciałbym poruszyć dość nietypowy temat. Mam zamiar wybrać się w przyszłym roku po raz pierwszy na kilkudniową wyprawę rowerową (3-4 dni). Do tej pory jeździłem max. 1 dzień, zwykle dystanse 100-150 km, rekord życiowy 214 km jednego dnia. O kondycję zatem się nie martwię za bardzo.

Co innego spędza mi jednak sen z powiek. Jestem dość mocno ograniczony w tzw. umiejętnościach technicznych. Owszem, wyczyszczę i nasmaruję łańcuch czy przykręcę lub odkręcę coś (nie zawsze), ale gdyby w trasie pojawił się jakiś problem (konieczność wymiany łańcucha, regulacja przerzutki czy wymiana jakiejś części przy nich bądź też prosta wymiana dętki), to leżę. Próbowałem czasami trochę się pobawić w serwisanta, ale efekt wychodzi zwykle taki, że serwis musi po mnie poprawiać. Krótko mówiąc: jestem noga w tych tematach.

Moje pytanie: czy jest sens w takim razie jechać na taką wyprawę, mając świadomość, że nie bardzo będę w stanie coś zrobić w razie potrzeby?

Dzięki z góry!

Odnośnik do komentarza

Zawsze możesz jechać w ciągu tygodnia aby móc odwiedzić serwisy rowerowe po drodze. A tak poważnie, z rzeczy, które musisz umieć to:
Wymiana opony/dętki i smarowanie łańcucha. Masz mega małe szanse, że uszkodzisz łańcuch, ewentualnie naucz się regulować przerzutkę, ale nawet jak będzie skakała to i tak pojedziesz. 
Mamy 21 wiek, jak coś Ci się popsuje w 10 minut ogarniasz serwis albo zostajesz w jakiejś agroturystyce na noc i rano ogarniasz serwis. 

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

Jeżeli rower będzie dobrze przygotowany PRZED wyjazdem, to jeżeli tylko nie będzie to jakaś ekstremalna eskapada, to szansa, że coś się stanie jest raczej nieduża. Choć oczywiście ZAWSZE można się gdzieś wywalić, patyk może się wkręcić w szprychy, może się zerwać gwint w ramie, gdzie przykręcamy bagażnik, o przebitej dętce nie mówiąc.

Ale to tak samo możesz jechać gdzieś samochodem i już na wstępie martwić się, że on się popsuje ?

Tak jak napisał Oskarr, grunt to umieć wymienić dętkę + zlokalizować przyczynę przebicia (np. wbity w oponę kawałek szkła czy drucik): https://roweroweporady.pl/jak-wymienic-detke-w-rowerze/

Jeżeli masz w rowerze tradycyjną, zewnętrzną przerzutkę, to wymiana to dętki żadne rocket science i robi się to łatwo. Potrzebne są tylko łyżki do opon, nowa dętka (choć warto mieć też łatki w razie czego) i oczywiście pompka.

Odnośnik do komentarza

Przez 20 lat i grubo ponad 100k km na rowerze miałem ze 3 razy zerwany łańcuch. Było to wynikiem niedopatrzenia. Bo raz miałem skrzywiony hak, czego wcześniej nie sprawdziłem i przerzutka wpadła w szprychy podczas jazdy pod górę na najwyższym przełożeniu. Drugi raz rozkuwał i zakuwał mi łańcuch jeden dziadek i słabo to zrobił a trzeci raz miałem spinkę do łańcucha innej szerokości niż łańcuch. Mój młody też miał raz przypadek zerwania łańcucha bo nie sprawdziliśmy po kraksie na wyścigu że mu się zgiął hak przerzutki. Urwał hak na treningu. Ze dwa razy na wyścigu też urwał łańcuch. Kolega na wyprawie w Austrii miał podobny przypadek i urwał hak. Moi znajomi tez dwa razy urwali haki w lesie. Więc żeby się przez takimi historiami zabezpieczyć trzeba mieć ze sobą zapasowy hak przerzutki, łańcuch albo zakuwać firmowym pinem albo korzystać z dobrej spinki do łańucha. KMC jest niezawodna. Mieć zapasową spinkę i multitool ze skuwaczem. Umieć skorzystać z rozkuwacza, żeby skrócić łańcuch i założyć jak trzeba.  Woże więc zapasowy hak przerzutki, spinkę, multitotl ze skuwaczem, jedną śrubkę do bloków SPD (bo raz mi jedna wypadła i nie mogłem się wypiąć i gleba), i adpater z Presty na Schradera. Kolega mi pisał że dzięki temu ostatnio rolnicy mu szosę Ursusem na polu napompowali :) Dętka, łyżki, łatki i klej do nich koniecznie :)

Odnośnik do komentarza

Ja nie mam takiego doświadczenia jak Jacek, w nogach z 30-40kkm, łańcucha nigdy nie zerwałem. Haka przerzutki też nigdy nie wymieniałem jeszcze. Obecnie czekam na mój pierwszy zapasowy hak do XC 900, nowy zamówiony z 2 tygodnie temu z francji przez decathlon. Przy wygiętym haku (chyba mam wygięty, mam nadzieję, że to hak a nie przerzutka) po prostu kiepsko mi wchodzi jeden środkowy bieg. Kiedyś jak hak był krzywy to się prostowało przerzutkę i jechało się dalej. Ot, po przewróceniu sprawdzasz na sucho, czy na najmniejszej przerzutce nie zaryje przerzutka o koło. Nawet z wygiętym hakiem po prostu nie będzie wchodził któryś bieg. 

Adapter z presty oczywiście trzeba mieć, Presty nie napompujemy inną pompką niż rowerową. 

Nam też na wyjazdach parę razy się wygięły hamulce, głównie za czasów vbrake nagle coś obciera bo patykiem dostało. przydaje się multitool aby w razie czego odsunąć klocek od koła. 

Będąc teraz na wyjeździe w górach poszło nam 8 dętek, jedna przecięta opona, tak, że klejenie już jej nie pomogło, rozklejenie klocka w vbrakach i zjechanie do 0 klocków hamulcowych w tarczach. Jednego rowerzystę spotkaliśmy też z zerwanym łańcuchem i pytał, czy nie mamy spinki zapasowej. Po skończeniu mojego zapasu dętek podjechaliśmy do serwisu i zrobili nam wszystko od ręki. Z urwanym łańcuchem masz hulajnogę do najbliższego miasta, jak umiesz wymienić dętkę to spokojnie doczłapiesz się do miejsca, gdzie Ci zrobią serwis. 

Ja bym brał multitoola z imbusami i śrubokrętem płaskim/gwiazdką, pompkę, przejściówkę, szmatkę, smar do łańcucha, spinkę, łyżki, z 2 dętki i zestaw do klejenia - można skleić małą dziurę w oponie. 

W aucie dodatkowo wożę pompkę do amortyzatora, mleko do opon, dużą pompkę, 2-3 zapasowe dętki, zapasową oponę zwijaną 29". 

Odnośnik do komentarza

W mtb może pompkę do amora warto wozić. Aczkolwiek raz jak za mocno popuściłem powietrza po drodze i amor mi się zapadł, to dojechałem do domu po prostu na zablokowanym.

Kolega teraz był w Hiszpanii na wyścigu szosowo-gravelowym i poszło mu 8 dętek i opona. Na szczęście wiózł oponę zapasową. Ale to był trip z 10 dni i nie był przygotowany oponowo. Pojechał na szosowej oponie 28 cali. Z oponami mieliśmy parę przygód ale zwykle daliśmy radę dojechać do najbliższego sklepu żeby kupić nową. Natomiast na długi trip może warto rozważyć wożenie zestawu naprawczego do opon. Dla Ciebie info @Oskarr, że jest taki patent, który pozwala na naprawę opony tubeless bez jej zdejmowania. Wozi się to w zatyczkach do kiery. Widziałem że stosują na Cape Epic, który jest świetnym poligonem doświadczalnym i obserwuję bacznie co tam używają:
https://r2-bike.com/SAHMURAI-Repair-Set-Sahmurai-Sword-20-for-Tubeless-Tires

Hak masz rację, ważne żeby przerzutka po prostu nie wpadła w szprychy. Natomiast przy napędzie Sram, skrzywienie haka zwykle skutkuje dużym pogorszeniem się kultury pracy napędu. Shimano ma dużo większą tolerancję. Hak jest zwykle nie do dostania od ręki w żadnym sklepie , więc warto mieć. Zapasowych klocków nigdy nie woziłem ale słyszałem o przypadkach, że ktoś zjechał kocki w 2 dni w bardzo trudnych warunkach.

Smar do łańcucha wożę ewentualnie w buteleczkach mini do oleju po Sushi :) Taki pro tip :)  Kolejny pro tip to wymiana wszystkich możliwych śrubek na torx. Mój młody kupił z Ali Express większą ilość i w mostku, kierownicy i sztycy podsiodłowej mamy tylko torxy. Przy opadającej sztycy podsiodłowej to albo smar do karbonu albo damski lakier do włosów. Kolejny pro tip :)

Dętka może być nawet jedna ale łatki na normalny klej koniecznie. Bo przy większej dziurze te samoprzylepne nie działają. Mój kolega raz miał śmieszny ale skuteczny pomysł. Przebił dwie dętki w niedzielę na wypizdowie. Podjechał do rolnika i wziął sznurek. Zawiązał dętkę przed dziurą i za dziurą. Powietrze trochę schodziło ale doturlaliśmy się do pociągu :)  Od tego czasu bez łatek nie jeżdżę. Podobno można też zawiązać dętkę na supeł i tak jechać. Nie próbowałem. A w przypadku przedziurawionej opony, podobno w miejsce dziury podkładają w USA dolarowe banknoty. Nie wiem czy nasze złotówki też są tak wytrzymałe :)

Odnośnik do komentarza
W dniu 26.10.2021 o 09:24, Maciek92 napisał:

czy jest sens w takim razie jechać na taką wyprawę, mając świadomość, że nie bardzo będę w stanie coś zrobić w razie potrzeby?

Oczywiście, że tak. Wszystko zależy od..., że tak powiem, od Twojej akceptacji sytuacji ekstremalnej jaka może się wydarzyć - od akceptacji jakiegoś założonego teraz przez Ciebie ryzyka, które jesteś w stanie ponieść. Przykład z życia, może niezbyt dobry do naśladowania. W październiku zrobiłem 3 dniowy objazd granicą od Krynicy do Wołosatego. Założyłem sobie 3 noclegi (2 agro, 1 schronisko). Zakładałem, że tam dotrę i tam otrzymam "wikt i opierunek". Ale mogłem nie dotrzeć na te pkt. pośrednie, dlatego priorytetem jest dokładne studiowanie terenu na mapie, GPS i ogólna dobra orientacja w terenie (wyjazd nie był zorganizowany, studiowanie map i planowanie zajęło mi ze 6 tygodni). Wyjazd samotny. Udało się. I teraz uwaga: nie mam przytraczanych sakw (nie mam bagażnika); całość dobytku zmieścił się w ortalionowym, z Deca, 12 litrowym maratońskim backapcku . Dobytek czyli ? : zestaw kluczy imbusowych, scyzor victorinox, 6 łatek ale na klej tradycyjny (żadne samoprzylepne; no więc tubka jakiegoś lekkiego kleju 10g. SVS za 3 zł ). Dętki nie brałem (wliczyłem w ryzyko). Łyżki nie brałem, bo (tu niestety dla nowicjusza może być problem) mam patent własny na ściągnięcie opony, którą można praktycznie wszystkim wykonać (kluczem, płaskim śrubokrętem), mniej komfortowo oczywiście ale coś za coś - tu rezygnacja z łyżki na konto wagi wożonego sprzętu). Aha. Minipomka. Czołówka niepotrzebna, bo nie zakładałem jazdy w nocy ale... wziąłem. Bidony dwa na ramie. Odzież termiczna na sobie. Wiatrówka (w pakiecie 10x10x10cm w plecaczku). Karta bankomatowa+karton dowodu osobistego. Małe mydło hotelowe. Ściereczki w otworach kiery. Minibuteleczka  ze olejem (na mokry teren) do łańcucha. Tyle. Najczęściej używałem imbusa do przekręcania kiery ? w położeniu PN/S, dla komfortu aby móc przedzierać się przez zarośla przy podejściach. Aha: wkładka do zacisków szczęk hamulca konieczna na wypadek ściągnięcia koła. Wożę ją na szyi. Żadnych kluczy od domu, portfeli. Telefon bez ładowarki. Zakładałem, że dobiję na kwaterze. Tyle. 220 km drogi przez mękę do granicy z Ukrą, potem jeszcze powrót szutrami (jakże urokliwe na gravela!!) doliną Sanu. Pociąg. I żadnej nieprzewidzianej przygody technicznej nie było. Opony niestety dobite na maxa (90%) ale wliczone było mniejsze ryzyko kapcia. Nie polecam do naśladowania ale.. da się.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...