Skocz do zawartości

Zakaz jazdy rowerem


Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Zauwazylem, ze od jakiegos czasu w stolicy grasuje rudobrody policjant na motocyklu, ktory uparcie egzekwuje nakaz jazdy po DDR. Tak w ogole, to nic do niego nie mam. Kulturalny, wytlumaczyl gdzie jest sciezka, jak na nia wjechac, nie ukaral. Ale chyba nie jednego juz zatrzymal, bo ostatnio jakos nie widze rowerzystow na jezdni. Na szosach tez jezdza sciezkami. Jedni bezpieczniej, inni - mniej, ale to juz inna bajka.

Przy okazji - tlumaczyl mi, ze jesli na jezdni jest dozwolona predkosc ponad 50 km/h, a nie ma sciezki, to mam obowiazek jechac chodnikiem. Wg mojej wiedzy - w takiej sytuacji - dopuszczalna jest jazda rowerem po chodniku, a to - pewna roznica. Jak to jest w rzeczywistosci?

I jeszcze oddobina czarnego humoru. W Nadarzynie, na jednej z glownych ulic chodnik jest oznakowany jako droga dla rowerow. Pod znakiem jest tabliczka: dopuscza sie ruch pieszych. Mozna? - mozna :). Ciekawe, czy zarzadcy drog w innych miastach pojda tym sladem?

Odnośnik do komentarza

Rowerzysta może jechać po chodniku gdy::
1. jedzie z dzieckiem do lat dziesięciu lub
2. podczas złej pogody (śnieg, silny wiatr, ulewa, gołoledź, gęsta mgła) lub
3. są spełnione jednocześnie trzy warunki:

  • chodnik ma co najmniej dwa metry szerokości,
  • ruch na jezdni jest dozwolony z prędkością ponad 50 km/h (w terenie zabudowanym),
  • brakuje oddzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla nich przeznaczonego.

Czyli MOŻNA (dla bojących się) ale to nie przymus.

Odnośnik do komentarza

A tak z ciekawości, jest jakikolwiek przepis dotyczący zorganizowanych grup? Bo u nas rokrocznie podczas pielgrzymki (sześć grup, każda po ok. 15 ludzi) wyjeżdżamy z Tarnowa w ogóle nie wjeżdżając na ścieżki. Pomijając nawet początkową eskortę przy wyjeździe (gdzie ścieżek nie ma), potem policjanci też już wielokrotnie nas mijali np. w radiowozach i zawsze tylko machają, i cieszą się, gdy zawalamy cały, jedyny pas ruchu, obok wiedzie pusty CPR, a ludzie zapewne wku*** się, próbując zdążyć do pracy na czas ;)

Co ciekawe, część uczestników w ogóle jest zdania, że nam nie wolno korzystać z CPR-u, bo jest to zbyt duże zagrożenie dla pieszych, toteż tę uliczną jazdę przenoszą potem na całą naszą drogę i nawet jak się nieco rozbijemy, a z grup zostają 3-5 osobowe podgrupki, to i tak zjeżdżamy z jezdni wyłącznie na postoje.

Odnośnik do komentarza

Dzieki @Mociumpel. Tak mi sie wlasnie wydawalo, a nie lubie wdawac sie w dyskusje z policjantem ;) .

@Elle - Pielgrzymki, to jest zupelnie inna bajka. Na Mazowszu pielgrzymki piesze ida polowa szerokosci drogi krajowej i policja jeszcze im to ulatwia. Sam widzialem. Staneli na skrzyzowaniu z droga lokalna i zganiali wszystkich jadacych na przeciw - w boczna droge. Jadacy w tym samym kierunku wyprzedzali kolumne lewym pasem. Za radiowozem, ktory jechal ok. 30 km/h.

Odnośnik do komentarza

Ale to nie jest piesza, która idzie zwartym, wielkim tłumem - takie coś bym rozumiała. U nas wygląda to po jakimś czasie mniej więcej tak: rower, sto metrów, dwa rowery, dwadzieścia metrów, trzy rowery i tak dalej ;)

 

Z policjantami nie ma co się kłócić. Zawsze mają rację, bez względu na przepisy. Jak nie wyjdzie z tym, znajdą inny. Jeszcze gorsza pod tym względem jest straż miejska.

Odnośnik do komentarza

Jasne, tylko mi chodziło o uparte omijanie rowerowych ścieżek "ponieważ jesteśmy grupą" ;) Więc bez względu na znaki i tak zawsze asfalt. Co do jazdy parami też mogłabym się przyczepić. A wkurza mnie trochę to, że są to ludzie, którzy mają już setki tysięcy kilometrów w nogach i zwiedzili pół świata na rowerach, a takiej podstawowej zasady trudno im przestrzegać.

Nie żebym jakaś literalna była, bardziej zdroworozsądkowa i jak jest ścieżka zagrażającą mojemu bezpieczeństwu, to najczęściej i tak jadę jezdnią. Podobnie, jeśli nagle ścieżki jest 50m, to też nie zjeżdżam. Ale staram się zachowywać bezpieczeństwo, a nie jechać parami na podjeździe na drodze krajowej, bo mi się nudzi samemu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli DDR jest po "mojej stronie" to wjeżdżam na nią. Jeśli tego nie zrobię i namierzy mnie Policja to się nie wytłumaczę ale jak jest po drugiej stronie (czyli nie muszę na nią wjeżdżać) to wszystko zależy od natężenia ruchu. Jak jest intensywny to też korzystam z DDRa ale jeśli nie to nie nawet nie próbuję.

Co do jazdy obok siebie to w centrum miasta uważam to za niezbyt rozsądne bo jednak ruch duży ale poza miastami szczególnie na jakichś powiatówkach nie widzę w tym nic złego. Nawet jak jedzie cała grupa i zajmuje pas. Często jak widzę taką sytuację to z daleka krótko trąbnę i zwalniam żeby mieli czas i bez stresu odpowiednio się ustawili. 

Odnośnik do komentarza

https://czasopismo.legeartis.org/2017/07/rowerem-ulica-mimo-drogi-dla-rowerow.html

 

 

Sprawa wyglądała następująco: kwietniowym porankiem rowerzysta jechał trzypasmówką (trzy pasy na każdej z jedni, po środku torowisko tramwajowe, po obu stronach chodniki za pasem zieleni) przy prawej krawędzi prawego pasa. Po przeciwnej („lewej”) stronie drogi poprowadzona była droga dla rowerów, jednak cyklista ani nie miał jak do niej zjechać (a nawet jeśli miałby jak zjechać, to nie wiedział, że DDR jest tam daleko po lewej).

Rowerzystę zatrzymał do kontroli policjant na motocyklu, którego zdaniem doszło do naruszenia obowiązku jazdy drogą dla rowerów — tą położoną daleko po lewej — jednak sprawca rzekomego wykroczenia odmówił przyjęcia mandatu, zatem sprawa trafiła do sądu.

Zdaniem obwinionego poruszał się on zgodnie z zasadami ruchu prawostronnego: prawym pasem, przy prawej krawędzi (art. 16 pord). Miał prawo tak jechać, bo po jego prawej nie było żadnej drogi dla rowerów, nie było znaku drogowego B-9 (zakaz wjazdu rowerów), zatem prowadzący rower może nawet nie wiedzieć, że po przeciwnej stronie jest jakaś ścieżka rowerowa (do której i tak nie miałby jak dojechać).

Sąd uniewinnił rowerzystę: na jezdni, z której korzystał obwiniony, nie było zakazu ruchu rowerów, a osoba jadąca skrajnie z prawej strony nie ma szans dostrzec drogi dla rowerów po lewej. Poza tym nikt nie ma obowiązku obserwować znaków drogowych przeznaczonych dla przeciwnego kierunku ruchu.

Rowerzysta ma obowiązek korzystać z drogi dla rowerów jeśli jest ona wyznaczona dla kierunku, w którym się porusza (lub zamierza jechać), zaś jako pełnoprawny uczestnik ruchu ma obowiązek jeździć zgodnie z zasadami ruchu prawostronnego — jednak skoro przy „jego” pasie nie było informacji, że DDR jest po przeciwnej (lewej) stronie, to tym bardziej nie mógł przejechać na przeciwną stronę po przejściu dla pieszych.

Dlaczego jednak ten — chyba słuszny i sprawiedliwy — wyrok uważam za miejscami błędny i niemiarodajny dla analizy całego sporu?

  • zacznijmy od smaczków: obwinionemu zarzucono jazdę rowerem ulicą mimo drogi dla rowerów (obowiązek ten wynika z art. 33 ust. 1 pord) — ale w opisie zarzutu pojawia się… art. 45 ust. 2 pkt 1 pord… czyli korzystnie z telefonu podczas jazdy;
  • nie wiadomo na jaką okoliczność słuchany był ów policjant — w uzasadnieniu pojawia się zdanie sąd uznał za niemiarodajną tę część zeznań świadka [policjanta], w której świadek przedstawił swoją interpretację oznakowania wskazując, że pomimo tego, że znak informujący o drodze dla rowerzystów znajdował się po przeciwległej stronie jezdni, to ten znak również obowiązywał osoby, które poruszały się po prawej stronie jezdni w kierunku przeciwnym (tj. obwinionego)” — a przecież rolą świadka nie jest analiza przepisów ruchu drogowego (od tego właśnie jest sąd), lecz przedstawianie faktów;
  • wątpliwy jest akapit, w którym mówi się, że zdaniem policjanta obwiniony wiedział, że ma DDR po przeciwnej stronie, bo codziennie jeździ tą drogą do pracy — tu sąd odparował, że „zarządzający drogą może zmienić występujące w danym miejscu oznakowanie drogowe, a także zdarza się również, że poszczególne części drogi, w tym również ścieżki rowerowe, poddawane są modernizacji, w czasie której wyłączany jest na nich wszelki ruch” — cóż, sąd uległ dość typowej pokusie rozważań teoretycznych, a przecież powinien oceniać fakty: czy w tamtym dniu „ścieżka rowerowa” była wyłączona z ruchu? — zaś rozważania, że „zdarza się” remont są bez znaczenia dla istoty sprawy;
  • uważam także, że sąd nieprawidłowo ocenił czym w istocie jest ruch prawostronny: prawostronność „liczy się” w obrębie jezdni, nie drogi czy jakiegoś układu drogowego, a z art. 16 ust. 1-4 pord nie wynika, że wszystko musi jeździć z prawej (i mijać się z lewej), bo gdyby tak było, to każda droga dla rowerów musiałaby być jednokierunkowa (natomiast owszem, ruch prawostronny oznacza, że rowerzyści na DDR mijają się od lewej);
  • czy zatem brak znaku B-9 oznacza, że rowerzysta ma prawo jechać jezdnią (zwłaszcza jeśli gdzieś obok jest droga dla rowerów)? innymi słowy czy rowerzysta powinien korzystać z DDR dlatego, że ona jest — czy też dlatego, że na jezdni będzie miał znak zakazu wjazdu rowerów?
  • odpowiedź jest wieloczłonowa: po pierwsze każdy uczestnik ruchu musi wiedzieć, że część obowiązków lub zakazów, które zwykle wynikają ze znaków — może jednak wynikać bezpośrednio z norm (por. rozważania o parkowaniu ciężkich aut na chodniku, o wjeżdżaniu samochodem do lasu, o parkowaniu w strefie zamieszkania — czasem jest jakiś znak, który „zawiera w sobie” zakaz parkowania, czasem w ogóle nie ma żadnego znaku — po prostu trzeba znać zasady. Moim zdaniem oznacza to, że rowerzysta ma obowiązek jechać po drodze dla rowerów (art. 33 ust. 1 pord) dlatego, że ona jest — a nie dlatego, że na przylegającej jezdni jest znak B-9;
  • wgłębiając się w temat: jeśli istotny jest znak B-9, to przecież mógłbym w ten sposób tłumaczyć jazdę rowerem po każdej ulicy, także tuż przy DDR („bo tu nie ma znaku B-9, panie władzo!”);
  • owszem, w opisie znaku B-9 jest dyrektywa, której realizacji akurat prawie nie widuję („Ponadto znak B-9 stosuje się na drogach, w obrębie których lub w pobliżu których wyznaczono drogę dla rowerów, a znak nakazujący korzystanie z tej drogi może nie być widoczny dla kierujących rowerami. Na odcinku drogi poprzedzającym miejsce umieszczenia znaku B-9 stosuje się odpowiedni znak (np. F-5, F-6) w celu poinformowania kierujących rowerem, że wjazd rowerów jest zabroniony, i poprowadzenia tych uczestników ruchu na część drogi przeznaczoną dla rowerów”, pkt 3.2.10 w rozporządzeniu ws. szczegółowych warunków technicznych dla znaków drogowych) — ale przecież art. 33 ust. 1 pord jest, jakby nie patrzeć, nadrzędny (przy okazji zauważyłem: „Znak B-9 „zakaz wjazdu rowerów” (rys. 3.2.10.1), wyrażający zakaz ruchu rowerów (…)” — prawodawca myli zakaz wjazdu z zakazem ruchu…);

Dlaczego zatem uważam, że wyrok jest co do zasady — mimo tych uchybień — prawidłowy?

  • po pierwsze impossibilium nulla obligatio est — a jazda rowerem ulicą mimo drogi dla rowerów będzie jedynym rozwiązaniem jeśli konstrukcja skrzyżowania, którym obwiniony wjechał na tę jezdnię uniemożliwia przejazd ku DDR (i wątpię by dało się wymuszać przeprowadzenie roweru po zebrze);
  • stąd oczywistym absurdem jest oczekiwanie, by w tamtym miejscu stał znak B-9 — zakaz wjazdu rowerów przy braku alternatywy oznacza, jakby na to nie patrzeć, dyskryminację pewnej kategorii ruchu drogowego;
  • po drugie oczywiście jeśli obiektywnie nie można dostrzec (zza łącznie 6 pasów i podwójnego torowiska), że po przeciwnej stronie jest wyznaczona DDR, to… impossibilium nulla obligatio est;
  • sumarycznie oznacza to, że moim zdaniem wyrok byłny prawidłowy o ile obwiniony nie miał możliwości bezpiecznego wjechania na drogę dla rowerów, która była po lewej (czyli poruszał się jezdnią do pierwszego wjazdu);
  • jednak wyrok jest nieprawidłowy jeśli rowerzysta miał możliwość skręcić na obowiązującą go drogę dla rowerów — bo sąd niewłaściwie zinterpretował pojęcie ruchu prawostronnego oraz pominął okoliczność, że obwiniony miał świadomość, że DDR jest po lewej stronie.

Tych okoliczności jednak sąd I instancji nie ustalił, zatem orzeczenie — o ile jest apelacja — powinno zostać uchylone, a sprawa zwrócona do ponownego rozpoznania.

 

Odnośnik do komentarza

Przede wszystkim to, że się umiesz wytłumaczyć, nie ma żadnej wartości lub znikomą. Wartość ma, jak zinterpretuje to sędzia oraz co z Twojej wypowiedzi uzna, że warto wziąć pod uwagę w uzasadnieniu. Dotyczy to nie tylko przepisów drogowych, nie tylko sądów i nie tylko Polski. Tak ma ludzka rasa i nawet jeśli mi także się to nie podoba, to i tak niewiele to zmienia.

Natomiast co do samych sądów, nie chcę się wypowiadać, bo pewnie nie jestem obiektywna. Na razie straciłam tam wszystko, co mogłam, ale wciąż w głębi serca chcę wierzyć, że komuś tam pomagają.

Odnośnik do komentarza

Przede wszystkim to, że się umiesz wytłumaczyć, nie ma żadnej wartości lub znikomą. Wartość ma, jak zinterpretuje to sędzia oraz co z Twojej wypowiedzi uzna, że warto wziąć pod uwagę w uzasadnieniu. 

Chodziło mi o coś innego. Oznakowanie CPRów na trasie, którą jeżdżę na codzień jest niekomplente, niejasne i niejednoznaczne (pisałem go Gminy, że miejscami oznakowanie jest zagrożeniem dla rowerzystów ale mnie olali). Dlatego na upartego mogę rżnąć głupa. Ale nie w tym rzecz. Często wolę mieć spokój i szukam DDR. Nawet jak est z kostki, krzywy czy dziurawy.

Im dłużej jeżdżę tym bardziej skłaniam się ku wnioskowi, że DDRy i nie powinny być obowiązkowe, a chodniki zakazane. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji. Natomiast zdaję sobie sprawę, że tak się nie da.

Odnośnik do komentarza

Jeśli przy drodze stoi znak B-9 - w 95% przypadków stosuję się do niego. Jeśli takiego znaku nie ma - w 80% przypadków ignoruję obowiązek jazdy po DDR.

Przykład: jest w Radomiu ulica długości ok. 1 km i ok. 50 m w górę. Pod górkę jadę po DDR. Przy czym nie tyle kieruję się przepisami, co zdrowym rozsądkiem i ogólnymi zasadami kultury. Natomiast w przeciwnym kierunku - zdecydowanie - nie. Przy czym znów - zdrowy rozsądek jest dla mnie ważniejszy niż przepisy. Ścieżka nie jest oddzielona od chodnika ani wysokim krawężnikiem, ani pasem zieleni. Nie muszę naginać. Wystarczy, że będę zjeżdżał na luzie. Wyjdzie dziecko, czy moher i może być masakra. Natomiast jadąc po jezdni - moim zdaniem - ruchu nie tamuję. Wręcz przeciwnie - zdarza mi się objeżdżać samochody.

Tak to wygląda w rodzinnym mieście. Natomiast w obcym - dochodzi jeszcze kwestia, że DDR-y nie są oznakowane. Zbliżam się do węzła komunikacyjnego, ścieżka odchodzi gdzieś w bok, rozwidla się i pojęcia nie mam dokąd prowadzi.

I znów odrobina czarnego humoru: w pewnej wiosce w mazowieckim zbudowano ok. 500 m DDR i postawiono znak B-9. Oczywiście - ścieżka z kostki, ale to szczegół. Przejezdna. Natomiast kończy się ona między dwoma niewidocznymi zakrętami oddalonymi od siebie o ok. 50 m. Jeśli jadę w kierunku, w którym mam ją po lewej stronie jezdni - szczerze - mam stracha, kiedy z niej zjeżdżam.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...