Skocz do zawartości

Pranie odzieży kolarskiej


Rekomendowane odpowiedzi

Post - apel.

Posiadam małe doświadczenie w kolarstwie szosowym, ale jakieś już jest. Mam pewnie spostrzeżenie, o którym chciałem napisać już wcześniej.

Głównie jeżdżę sam, czasami do kogoś w tasie dołączę, czasami ktoś mnie dogoni i dalej jedziemy razem. Z reguły jest miło i przyjemnie, rozmowa działa jak nożyce do czasu. Lecz, już kilka razy zdarzyło mi się jechać za kimś, kto nie chce prać swojego stroju kolarskiego. Nie ważne jak szybko jedziemy, a zawsze to było w okolicach 32-35 km/h, to gościa z przodu czuć. Nie do wiary, że nawet przy takich prędkościach koncentracja nazwijmy to po imieniu - smrodu, jest na tyle duża, że wyraźnie trafia w peleton z tyłu. Pół zakrętki płynu do prania i mała miska z wodą załatwia sprawę w 3 minuty. Jest lato, pot się leje a potem bakterie robią swoje. Te plastikowe stroje, których używamy są praktycznie niezniszczalne a wypranie ich po każdej jeździe trwa mniej niż prysznic z którego chyba żaden ścigant nie rezygnuje.

Kolarze, pierzcie swoje stroje po każdej jeździe!

Odnośnik do komentarza

Apel bardzo na czasie! Raz miałam taką sytuację, że gość był bardzo sympatyczny i uczynny, chętnie mnie podciągnie i co i rusz, żebym jechała w tunelu... Z przykrością trzeba stwierdzić, że niestety jechało się łatwiej bez tunelu ;)

Na obronę powiem jednak dwie rzeczy. Pierwsza to zwyczajne życie - każdemu z nas zdarza się jechać nie tylko na rowerze. Oczywiście, jest to inny zapach niż stara koszulka, w którą wypocono się już dziesiątki razy. Jakkolwiek śmierdzi i ukryć się tego nie da, a na trasie nagle się człowiek nie wykąpie. To taka uwaga tylko po to, by rozgraniczyć apel od nagonki.

Natomiast drugą kwestią jest to, co wyprawiają sami producenci odzieży. Pamiętam ze dwa lata temu, kiedy kupiłam sobie pierwszą sportową bluzeczkę w Decathlonie. Kosztowała na dzień dzisiejszy niewiele, ale wtedy było to dla mnie bardzo dużo, więc za wszelką cenę chciałam, aby służyła jak najdłużej. Odczytałam metkę: ręczne pranie, max 30 stopni, a co gorsza - nie używać środków chemicznych. Po pierwszej jeździe nalałam ciepłej wody do miednicy, dodałam żelu po prysznic (w końcu mój pot na ciele zabija, a na pewno jest delikatniejszy od proszku) i wyprałam dzielnie koszulkę. Niby było okej, ale ledwo wyschła - smród. Dawaj, wyprałam raz jeszcze, tym razem dokładniej. Nie pomogło. Stwierdziłam, że nie będę tak jeździć i niech się dzieje wola nieba - oddałam do pralki. Koszulka nadal jest cała, nie zmieniła właściwości ani kształtów, a do tego pachnie. Może innych nie stać na takie ryzyko? Albo nie mają tak dobrego węchu?

 

Przy okazji dobrego węchu mam drugi apel: tak samo, jak pot, tak potrafią dobić trzy litry wody po goleniu lub innego damskiego perfumiku. Jechać za takim czymś jest koszmarem porównywalnym, szczególnie na podjazdach, gdy powietrze łyka się jak ryba wyciągnięta na brzeg i nie bardzo jest możliwość śmignąć albo odpuścić (zwłaszcza, jak ktoś jeszcze jest za nami). Dziś miałam dokładnie taką sytuację - prowadził nas bardzo miły, starszy pan. Ale kiedy tylko była taka możliwość, wolałam go mijać, nawet za cenę wystawiania się na wiatr. Przynajmniej było czym oddychać ;)

Odnośnik do komentarza

Jakoś rzadko mnie dopadają takie klimaty. Zapewne dużo zależy od tego ile się ma strojów. Mam ponad 10 koszulek więc ich brak nie jest problemem. Natomiast problemem jest ich materiał. Niestety wszystkie moje koszulki z Deca, Quest (nawet najwyższe modele) i parę innych są z takiego rodzaju poliestru że śmierdzą po jednym użyciu. Jedyna koszulka jaką mam, która kompletnie nie chłonie zapachów to Biemme. Nie wiem z czego jest ale w tym względzie jest świetna. Sądzę że problemem są też sprawy higieny własnej. Nawet nasz trener, który sam nie jeździ z młodzieżą na rowerze ma ogolone nogi i pachy i zachęca do tego innych zawodników.

Odnośnik do komentarza

I nie obcierasz się? Włosy między nogami do czegoś niby służą.

Jak jadę w teren to i jedna koszulka starcza na trzy dni - potem wali niesamowicie ale nie będę brał całej walizki ciuchów w sakwy. A jak to mawiał znajomy: od smrodu jeszcze nikt nie umarł.  :D

Podobno na bakterie dobry jest "katadyn" - takie coś do uzdatniania wody co to zabija bakterie.

Odnośnik do komentarza

A wiecie, że na to nigdy tak nie spojrzałam? Faktycznie włochate pachy są gorsze ;) i mam tu na myśl higienę.

Ja jestem gdzieś pośrodku tych "włochatych" mód - jeśli chodzi o praktyczność, ani nie popieram dupci niemowlęcia, ani naturalności (szczególnie, jak ktoś jest Burtem Reynoldsem :p). Ale zgadzam się, że włosy po coś są. Dlatego, gdzie tylko mogę, to się nie golę, ale strzygę na króciutko - bakterie nie mają aż tyle pola do popisu, a ja nie mam otarć.

Odnośnik do komentarza

Musi jak musi - może. ;)

U kobiety brak włosów wydaje nam się taki "higieniczny" i elegancki ale to wymysł ostatnich czasów. Jeszcze całkiem niedawno panie nie goliły się tak jak teraz tylko "hodowały" gęstwinę - wszędzie. Zresztą faceci tak samo. A teraz to czasem nie wiadomo czy to facet czy baba - wygolone całe ciało. Jeszcze się można pomylić :D

Odnośnik do komentarza

@rowerowy, bez wygolenia też się można czasem pomylić ;) I to w każdym wieku - u młodych najczęściej kwestia zbytniego wygolenia, odzieży, a czasem i makijażu czy biżuterii (bo to też się zdarza), natomiast u 50+ bywa zupełnie odwrotnie. Tydzień temu na rogu ulicy moją uwagę zwrócił ktoś, kto wyprzedawał chyba zawartość swojego domu albo jakieś śmietnikowe znaleziska - puste butelki, lampkę, książki itd. Siedziałam, czekając na tramwaj i tak przez chwilę na tego kogoś patrzyłam - pojęcia nie mam, czy facet, czy kobieta ;) Powiecie, że menel, no może (choć menel to dla mnie nieco "wyższy" stopień), ale takich ludzi widuje się w przychodniach i autobusach, nie tylko w małych miastach czy na wsiach.

 

Wracając do tematu, z tym "muszeniem" u kobiet straszny temat tabu. Teoretycznie niby tak, wszystkie muszą, a potem to się słucha w kuluarach: nie golę, bo zima albo wręcz odwrotnie: jak można mieć włosy gdziekolwiek?! Moja kuzynka, która mieszka w USA (wyemigrowała, mając ok. 18-20 lat i już nie wróciła), jak się ostatnio dowiedziałam, co miesiąc chodzi na całkowitą depilację wszystkiego - łącznie z włoskami na rękach. A jak brała tam ślub, to jak jej ojciec pojechał z Polski, wydarła gościa do kosmetyczki, gdzie woskiem rwali mu włosy z klaty, no bo jak to będzie wyglądać pod białą koszulą. Osobiście lubię popatrzyć i na ładnego mężczyznę, i na ładną kobietę, ale trochę mnie ten "kosmetyczny terroryzm" i idące z nim w parze sylwetkowe mody czasem przerażają. Bo jest to dla mnie lekka paranoja, że sama łapię się na tym, że rozmiar 42 to już gruba, a jak ma meszek tu czy tam, to już nie należy się pokazywać publicznie.

Odnośnik do komentarza

Jeżeli chodzi o higienę i zapach na trasie to większości przypadków jednak raczej wina właśnie braku higieny własnej. 

Człowiek spocony nie zaczyna śmierdzieć od tak od razu. Tylko dopiero jak bakterie zaczynają się rozwijać na jego ciele (w czasach antycznych robiono perfumy z potu gladiatorów i nie tylko).

 

Czasem mi się zdarzy że szybko wychodzę na rower, żeby uciec zanim dzieci wrócą do domu i złapię koszulkę z poprzedniego treningu, ale jakoś nie zauważyłem, żeby waliła. Dodam od siebie tylko, że nie depiluje się po całości, ale od połowy ud w górę aż do twarzy zarostu żadnego (poza delikatnym zarostem na rękach). Obtarcia mi się nie robią, a pachy golę maszynką (nie, nie tą do twarzy :) mam podział na te do twarzy i w dół.)

 

edit: a koszulki to kupiłem w większej ilości używane w dobrym stanie i nie mam problemu, że nie mam w co się ubrać. Tylko spodenek mam 3 pary z czego 2 słabej jakości i na dłużej niż 20-30km to lipa.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...