Skocz do zawartości

Giant Anyroad 2, dla przyjaciół: GravElle


Rekomendowane odpowiedzi

  • 1 miesiąc temu...

Hm, no dobra, przerobiłam w głowie już cały wstyd i powiem to, co powiem: wczoraj sprzedałam mojego GravElle'a. Ukochany był, ale niestety romans okazał się bardzo burzliwy i skończył drastycznym rozstaniem podczas ostatniej (nomen omej trzynastej ;)) wspólnej wycieczki, kiedy doprowadził mnie na granicę wytrzymałości. Tyle jeśli idzie o fakty. Poniżej historia jednej znajomości (sia la la la la la-a... :P).

 

Miałam Wam nawet pisać mniej więcej w połowie lipca pean na cześć roweru zwanego gravelem. Zebrałam dokumentację: całą serię zdjęć z różnymi rodzajami nawierzchni, aby tryumfalnie napisać: ha, patrzcie, wreszcie po tym jeżdżę! ;) Owszem. Po roku przerwy i poszczenia na Tribanie ("jejciu, jejciu, bo się rozleci on albo ja") wjechałam nieśmiało na ubite polne drogi, potem na żwirki, leśne ściółki, jakieś mniejsze korzenie, trawiaste ścieżki i niesiona adrenaliną, cieszyłam się pięknymi widokami, jakich na podtarnowskich wsiach mi brakowało (u nas niestety "chołpa" na "chołpie" i każdorazowo, jeśli chce się doświadczyć przestrzeni, trzeba się dobrze namęczyć). Wybrałam się nawet na wycieczkę z naszym kolegą @nctrns'em, gdzie na zjazdach mogłam przekonać się naocznie, że moje kółka naprawdę jadą same... Niestety, to była tylko jedna strona medalu.

Zaczęło się od szukania wymówek, żeby kloca nie znosić z trzeciego piętra. Że niby szkoda go na brzydką pogodę, to tę Leksę, co to kupiłyśmy z siostrą jedynie na trenażer, sobie leciutko podrasuję (czyt. kupię sprawne hamulce) i nią będę jeździć. Tak oto pojechałam sobie raz, potem drugi i... mit gravela trochę jakby przyblakł. Niby Claris (jeszcze wtedy nawet niezbyt wyregulowany) kontra 105 oraz niby stare, używane z nieznanym bliżej przebiegiem, nigdy nie serwisowane DT Swissy kontra nowiutkie Fulcrumy... że już nie wspomnę, że Trek był zwyczajnie brzydki, a przecież wszyscy wiemy, że kolor też jeździ... No i co z tego? Wróciłam ze średnią lepszą niż na Anyroadzie. I samoistnie kilka razy zeszłam do dolnego chwytu - rzecz u mnie dotychczas niespotykana. Neee, niemożliwie.

Dręczona wyrzutami sumienia wracałam uparcie na Anyroada. I oczywiście, że ciągnęło mnie do Leksy. Wreszcie zdarzyło się i tak, że Leksą skręciłam nie tam, gdzie trzeba i wylądowałam w terenie nie gorszym niż na gravelu. I przejechałam. I nie rozleciała się. Co jednak "najgorsze" - wróciłam do domu i nie odchorowałam tego wyjazdu. Coraz mniej mi się to wszystko podobało. Nie wierząc już żadnym tabelkom, pomierzyłam Treka od góry do dołu, podobnie Gianta. Co się dało, było tak samo. Przełożyłam w gravelu kierownicę niżej, ale nie pomogło.

Międzyczasie, 30 lipca, przyszedł ten czas, gdy każdy szanujący się rowerzysta powinien już dawno zrobić tę pierwszą setkę w sezonie. Na tak wspaniałe wydarzenie nie godziło się brać brzydkiego Treka - przecież będą relacje na Instagramie, fotoreporterzy i wywiady ;) Wzięłam Anyroada. Trasa rozmyślnie została wytyczona po płaskim jak naleśnik, dobrej jakości asfalcie, z nieprzeszkadzającym wiatrem. Po 20km żałowałam. Po 35km zaczęłam lekko przeklinać. Fakt faktem, dopadł mnie deszcz, ale to miało średnie znaczenie, ponieważ wiatr mnie przy nim trochę pchał, a zamiast upału towarzyszył mi miły chłodek. Jakkolwiek ok. 60km zaczęłam zastanawiać się, jak najszybciej dotrzeć do domu, bo ramiona i kark zaczynały protestować. Koniec końców, po trzeciej ulewie, gdy zamknięto już wszystkie sklepy, zaczęło zmierzchać, a ja zostałam bez ani kropli we wszystkich trzech bidonach, zadzwoniłam po "wóz techniczny". Podjechałam jeszcze troszkę, spotkaliśmy się na 85 kilometrze. Wieczorem i kolejnego dnia nie mogłam odkręcić żadnego słoika (wcześniej już otwieranego) ani nawet pokroić pomidora. Przeklinanie przeszło w płacz - po raz kolejny dokonałam beznadziejnego wyboru i jeszcze roztrąbiłam na forum, jaki to gravel jest super. Wiocha! I jeszcze ludziom doradzam, co powinni sobie kupić - jakim w ogóle prawem?

Jakiś duszek na moim ramieniu podpowiadał, żebym siedziała cicho. Głupia sprawa wszakże... Przemyślałam to jednak. Życie nie składa się z samych rewelacyjnych wyborów i nie zawsze człowiek uczy się na pierwszym błędzie. Albo inaczej: ja się na pierwszym błędzie nauczyłam, bo nie kupiłam już roweru z za dużą ramą. Kupiłam rower o nieodpowiadającej mi geometrii, więc był to nowy błąd. A że inaczej tego nie umiem sprawdzić niż bawiąc się w kantor wymiany rowerów? Niestety. Przy 164cm, mieszkaniu w Tarnowie oraz posiadaniu wyłącznie wirtualnych rowerowych znajomych nie jest to zbyt proste. Nawet, gdy chciałam kupić rower, nie udało mi się nigdy znaleźć nic szosowego w mojej okolicy. Trzeba chyba zatem przyjąć, że tak już jest i się z tym pogodzić. Najważniejsze, że się sprzedał i to w bardzo korzystnej cenie. Właściwie jeśli pominąć koszt benzyny wyszłam na plus, a co ciekawe - jestem przekonana, że nowy właściciel także (wszystko dlatego, że udało mi się go kupić na wstępie tak tanio).

Rozdział pod tytułem: "gravel" uważam za zawieszony. Nie mówię, że już nigdy takiego nie kupię, bo jednak te szersze opony nadal nieco kuszą. Na pewno jednak już nie będzie aż tak "endurance". I bez wymyślnej budowy ramy - w tej brak drugiego bidonu mocno dał się we znaki. Z całej przygody został mi więc uchwyt na dodatkowe koszyki, trochę cennego doświadczenia, mimo wszystko także miłe wspomnienia i chyba też to, że bez przerobienia tego epizodu, nie odważyłabym się wjeżdżać szosą tam, gdzie się ona "na pewno rozleci na kawałki".

 

Do zobaczenia w eseiku na temat mojego kolejnego wybrańca ;) Mam nadzieję, że jeszcze w te wakacje i że na trochę dłużej niż "te wakacje" :P

Odnośnik do komentarza

Kurde a tak trzymałem kciuki. Ale trudno. Nie ustawiaj w poszukiwaniu swojego Świętego Grala. Taka myśl mi się nasuwa. Jakie to błogosławieństwo być amatorem/ignorantem. Gravel to mój pierwszy rower od lat, śmigam aż miło i jakoś nie ciągnie mnie ani do MTB ani do typowej szosy, jest mi wygodnie, ergonomicznie itp. A może sam się oszukuje i miałem poprostu szczęście. W sumie jak coś kupuje to przy moich gabarytach zawsze muszę wziąć największe. Jakie to błogosławieństwo być olbrzymem ignorantem amatorem...

P.S. czekam na dalsze przygody. Trzymaj się ?

Odnośnik do komentarza

Elle jestem pod wrażeniem :)

 

Zaczynam zazdrościć twojej przypadkowej fuchy testera rowerów:)

 

Załóż bloga, będą ci sami rowery wciskać żeby znaleźć właśnie ten jeden:) cała Polska będzie ściska kciuki, za to żebyś znalazła :)

 

Pozdraeiam serdecznie, no i ja oczywiście trzymam kciuki. Coś czuję, że w końcu przetestujesz Ruby.

Odnośnik do komentarza

Jej, dziękuję, to bardzo miłe, co napisaliście :) Po czymś takim na pewno zrelacjonuję moje dalsze przygody.

 

Też coś czuję, że Ruby może być tym Graalem, ale to w dalszej przyszłości. Na razie Specialized nie jest mi pisany - najczęściej nie ma mojego rozmiaru, a kiedy już się trafi, to nawet przymierzyć nie mam możliwości, a co dopiero mówić o zakupie. Kiedy szukałam gravela, gość z Rzeszowa miał jeden. Ale po zadzwonieniu zaczął kręcić, że w sumie to jest z Przemyśla, do Rzeszowa miał przyjechać za tydzień (z moim temperamentem jest to wieczność) i w sumie nawet nie był pewien, czy to rama 52 czy 54. Trochę później miałam parcie na Diverge'a i byłam tak zdesperowana, aby kupić sklepowy, więc sporządziłam listę wszystkich (!) sprzedawców z całej Polski. Dosłownie żaden z nich nie miał interesującego mnie modelu w moim rozmiarze - znalazł się tylko jeden w Goeteborgu, co nawet dla mojej desperacji było zbyt wielkim krokiem ;) Następnie jakiś miesiąc temu chciałam z ciekawości przejechać się na Roubaix'e, który pojawił się na OLX. Okazało się, że facet jest za granicą i nie wyszło. Natomiast dwa tygodnie temu jechałam po rower aż do Puław. Niespełna 60km dalej był Roubaix. Stwierdziłam, że zostawię sprawę losowi - rower w Puławach był dostępny, a kontakt idealny, tymczasem gość od Roubaix odpisał, kiedy już byłam na powrocie pod Tarnowem, że jutro jego szwagier mógłby mi go pokazać. Jak widać układ gwiazd mi nie sprzyja - do mojego zodiaku przypisane są Treki, co i rusz na jakiś się natykam ;)

Odnośnik do komentarza

O proszę, jak zmiany szybko nadchodzą :) a ja nadal na Anyrodzie :)

Przyznam, że też mnie zaczyna ciągnąć w stronę rasowej szosy, ale pewnie tego sobie zostawię. Dlatego chciałbym wcześniej przetestować dość dobrze rower zanim podejmę jakąkolwiek decyzję. Może jednak to nie będzie to.

Pomyśl o testach jakie proponuje Spec w Krakowie (okolicach). Pisaliśmy gdzie oferują w temacie na forum. Wiem, że nie jest to specjalnie blisko Tarnowa, ale zawsze wyjdzie taniej niż kupno kolejnego roweru :P

Wróciłem właśnie z długiego weekendu w Pieninach, pożyczyłem tam jakiegoś Kellys'a MTB i przyznam, że też fajnie się śmigało po szutrowych ścieżkach. Niestety nie mam jeszcze bagażnika na rowery, żeby całą rodzinę zapakować więc nie brałem Giant'a. Widziałem trochę osób na fajnych MTB i trasy też piękne. Jednak większość rowerów to Kands'y z wypożyczalni :) 

 

Powodzenia w poszukiwaniu roweru idealnego!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...