Skocz do zawartości

Czy dbacie o swoje rowery?


Rekomendowane odpowiedzi

Ja nie tam dbam o rower :rolleyes: - ja go używam 

Gdybym dbał to bym na niego chuchał i dmuchał, pucował i nie wyjeżdżał w brzydką pogodę i nie jeździł po lesie, nie przewracałbym się itd

 

Ale owszem gdy zaliczę paskudne błota rower jedzie na myjnię w drodze powrotnej do domu i nie wyobrażam sobie teraz nie spłukać zimowych osadów minimum 1 na tydzień

Nie wyobrażam sobie wstawienia do domu lub na klatkę roweru z toną błota i brudu żeby sobie zasechł i w końcu odpadł, choć po jeździe tylko po śniegu pozwalam żeby na klatce ten śnieg z roweru spłynął (co wymaga potem tam posprzątania po tym rozmrażaniu)

Smaruję co trzeba wg częstotliwości użytkowania oraz organoleptycznego sprawdzenia (naocznie, nausznie i naręcznie) stanu osprzętu.

 

Ale to jest zwykłe utrzymanie roweru w dobrym stanie technicznym - czym jest też wg mnie wymiana tego co się zużyje na nowe

 

Tego właśnie brakuje w naszym społeczeństwie - świadomości że gdy coś będzie utrzymane w dobrym odpowiednim stanie będzie działać dłużej i lepiej i będzie bezpieczniejsze dla nas samych i innych dookoła 

Ale to kosztuje na dwa sposoby, płaci się dwojako: własny zaangażowaniem i poszukiwaniem części albo wizytą w serwisie

A ludziom się wydaje że raz kupione to ma działać i działać, co robi - do czasu aż się zużyje (przedwcześnie) albo zepsuje

Odnośnik do komentarza

I dlatego niestety od listopada mam 0km... :./ Raz że nie mam ocieplaczy na spd, dwa - czyszczenie roweru co chwilę.

Niektórzy używają roweru, jako środka transportu. Czy -20, czy 20 cm śniegu - się wsiada i się jedzie. Nie mówię, że jakieś dalekie wyprawy. Kilka - kilkanaście km. Tyle, co konieczne.

 

 

Ja sam dałem kiedyś rower do jednego gościa, który też zajmuje się centrowaniem kół rowerowych i składa rowery, a jest też serwisantem rowerów nowych i zajmuje się tym w hali, obok sklepu rowerowego.

W kole, z tyłu urwała mi się jedna szprycha i nie wiem, jak to się stało, ale to spowodowało, że koło z tyłu lekko się fajtało i to już mi nie pasowało.

Pojechałem tym rowerem do tego gościa, który sam popatrzył, wykręcił urwaną szprychę, wkręcił nową szprychę i wycentrował felgę.

Zresztą, w przednim kole też mechanik, tyle że inny centrował felgę, ponieważ kiedyś mi coś się wpieprzyło w szprychy, gdy jechałem, wygięły się dwie - trzy szprychy i koło się od razu fajtało.

Z tym się źle jedzie i nie może tak być, żeby koło lub oba koła się fajtały podczas jazdy.

Ja bym tak nie potrafił jeździć, dlatego dbałem o to, mimo starego roweru starych felg, żeby koła były równo wycentrowane.

Koła kręcą się lekko, bo są tak ustawione, że rower sam jedzie z bardzo lekkiego spadku.

Koła nie mogą być za mocno skręcone w środku, bo wtedy, podczas jazdy, hamuje rower i on nie jedzie szybko.

Czasami, jak się kupuje nowy rower, czy to w sklepach rowerowych, czy gdzieś na targach, to rowery tam są za mocno skręcone fabrycznie i ciężko chodzą.

Trzeba poprosić, w ramach gwarancji, żeby serwisanci lub mechanicy poprawili, poluzowali, żeby można było lekko sobie jechać, żeby rower nie hamował.

 

Bo fabrycznie to oni różnie mogą skręcać rowery i robią to szybko.

 

U mnie w rowerze jest wszystko ustawione i nawet, mechanik robił linkę do przedniego hamulca, bo stara linka była też zerwana, choć i tak nie korzystam z przedniego hamulca, a tylko z hamulca z tyłu koła.

Piasty, suporty, pedały i w ogóle wszystko - na kulkach - ma to do siebie, że rzadko za pierwszym razem ustawisz właściwy luz. Zwykle skręca się trochę mocniej, bo z czasem powinno się dotrzeć. Ale bywa też odwrotnie. Trzeba mieć po prostu 2 klucze w odpowiednim rozmiarze i to wszystko. Pół minuty roboty.

15 - 20 lat temu bardzo intratny był handel złomem. Holowałem przyczepę, która wraz z ładunkiem ważyła czasem ponad 150 kg. Szprychy w tylnym kole rwały się jaki nić pajęcza :). Wymiana - to była już rutyna. Z lewej strony - 2 min bez wyjmowania koła. Z prawej - wyjmowałem koło, ściągałem koronkę z torpeda i - analogicznie. Potem - z grubsza - wycentrować koło - 3 min.

Odnośnik do komentarza

Jedyne co robię przy rowerze to, naprawiam jak coś się zepsuje (co oczywiste), lub wydaje dźwięki których nie powinno być.

Zaś z konserwacji:
- 1/2 razy w roku smarowanie łańcucha, przed smarowaniem przecieram go szmatką nasączoną jakimś płynem do jego czyszczenia,
- jak hamulce (rolkowe) zaczynają hałasować, to uzupełniam smar
- 2x w miesiącu: ciśnienie w oponach i przegląd pod kątem szkieł, czy gwoździ
- co kilka (zima) lub kilkanaście (lato) tygodni smarowanie stopki rowerowej

W razie konieczności:
- regulacja naciągu linek,
- wymiana opon jak pojawi się wskaźnik zużycia


Z czyszczenia:
- rower trzymam w mieszkaniu, a używam codziennie: przed wniesieniem go do mieszkania małą szczotką wycieram go z śniegu, błota itp. trwa to z minutę
- po zimie myję go tym co znajdę w domu, a zwykle jest to delikatny detergent i 1 litr wody, szczotka, gąbka, szmatki itp.

Rowery tak traktuję od lat, przejeżdżając rocznie ponad 5 000 kilometrów i nie zauważam jakieś porażającej degradacji. Po prostu nie mam czasu, a rower traktuję mocno użytkowo. A jak wygląda mój rower tak traktowany, to można zobaczyć po zdjęciach w opisie testu długodystansowego (Gazelle Orange C8). Nie myłem go przed zrobieniem zdjęć, a je wykonałem, korzystając z słonecznej pogody, podczas lunchu w pracy. Ochrona była nieco zdziwiona. :-)

 

Generalnie, napęd ma lekko chodzić, hamulce dobrze hamować, a oświetlenie być sprawne. Reszta to estetyka. ;-)
 

Odnośnik do komentarza

I dlatego niestety od listopada mam 0km... :./ Raz że nie mam ocieplaczy na spd, dwa - czyszczenie roweru co chwilę.

U mnie też kicha :( Na zewnątrz mam raptem 160, z czego 120 to właśnie listopad. A w domu wcale nie lepiej. Raz jak wyszłam z szosą w listopadzie na godzinę, to potem myłam ją w domu przez trzy. I jak się czasem przyjrzę, to nadal widzę w zakamarkach jakieś przybrudzenia.

 

Wniosek prosty, po co dywan? :P

Żeby parkietu nie niszczyć ;)

 

Tego właśnie brakuje w naszym społeczeństwie - świadomości że gdy coś będzie utrzymane w dobrym odpowiednim stanie będzie działać dłużej i lepiej i będzie bezpieczniejsze dla nas samych i innych dookoła 

Ale to kosztuje na dwa sposoby, płaci się dwojako: własny zaangażowaniem i poszukiwaniem części albo wizytą w serwisie

A ludziom się wydaje że raz kupione to ma działać i działać, co robi - do czasu aż się zużyje (przedwcześnie) albo zepsuje

Święte słowa. Dokładnie to samo miałam na myśli. Moje pucowanie szosy wynika głównie z posiadania kremowego dywanu ;) Dla porównania Kandsa trzymanego w piwnicy zwyczajnie przecieram ścierką, a na zewnątrz otrzepuję i wydłubuję śnieg. Poza tym nie mam jakiejś nerwicy natręctw, żeby ślinić chusteczkę i chuchać na lakier.

Ale też tak, jak już pisałam - nie zawsze tego wkładu, i to zarówno finansowego, jak i czasowego, rower wymaga nie wiadomo ile. Bardziej zwróciłabym uwagę na wyrobienie nawyków, jak nasmarowanie łańcucha czy nie trzymanie roweru w wilgoci, jeśli to nie jest konieczne. Coś jak głupie mycie zębów - parę minut dziennie, a ileset złotych na przestrzeni roku zostaje w kieszeni.

Odnośnik do komentarza

Żeby nie zniszczyć parkietu jest dywan. Żeby nie zniszczyć dywanu dobra jest folia budowlana - taka gruba, czarna.  :D  :D  :D 

 

Dawno temu rodzice opowiadali o b. dalekich znajomych co to kupili odtwarzacz video i trzymali go w styropianie żeby się nie obił. Pilot od TV w woreczku foliowym, dywan nakryty folią (przeźroczystą) - z tych samych powodów. Kapcie muzealne dla gości, cerata na stole itd. Mały obłęd  :o 

Odnośnik do komentarza

E tam - nie obłęd a kultura użytkowania i szacunek dla zakupionego, po ciężkich bojach i za ciężko zarobione pieniądze, przedmiotu.

Teraz jest łatwiej bo zawsze idzie kupić - tylko z kasą może być problem, jednak widzę zaczęło się traktowanie że co łatwo przyszło to łatwo poszło, będzie następne 

 

Mój ojciec to DBA o przedmioty - jako jedyny na parkingu ma wypucowany samochód (zresztą gdy będzie chciał go sprzedać to licytację będzie można zrobić na osiedlu), z pierwszych telefonów folię z ekranu siłą trzeba było mu zrywać, z zegarka zresztą też.

Etap pilota w woreczku foliowym już minął na szczęście

I tak czasami sobie myślę że gdybym mu dał mój samochód na 2 tygodnie do użytkowania to zabrałbym mu auto z 5 lat młodsze

Odnośnik do komentarza

O niektóre rzeczy też dbam przesadnie. Na przykład obowiązkowo muszę mieć etui i folię na ekran w telefonie, podobnie w tablecie i inaczej nie używam ;) Natomiast z takich hardcorowych rzeczy to właśnie osławiony pilot... tak, wyobraźcie sobie, że trzymam go w woreczku, bo inaczej mógłby nie działać. Jeszcze jak w telewizji jest Liga Mistrzów, to czasem i te dwa razy w tygodniu przez dwie godziny jest w ruchu, ale za to w lecie prawie w ogóle :D Z drugiej strony barykady jest natomiast samochód. Nie wiem ile już razy obiecywałam sobie, że przynajmniej raz w miesiącu odwiedzę myjnię... Tymczasem nadal na nadkolu mam bryzg z kałuży, w którą wjechaliśmy w Sylwestra :rolleyes: Generalnie jednak czystość jest dla mnie ważna, zupełnie inaczej niż porządek. Z tym drugim mam kłopot, odkąd pamiętam.

 

Po co ci parkiet jak i tak go dywanem zaslaniasz:D

Ponieważ tak sobie zrobił właściciel mieszkania? ;) W sumie dobrze, bo nie ciągnie zimno od podłogi.

Odnośnik do komentarza

Z drugiej strony barykady jest natomiast samochód. Nie wiem ile już razy obiecywałam sobie, że przynajmniej raz w miesiącu odwiedzę myjnię... Tymczasem nadal na nadkolu mam bryzg z kałuży, w którą wjechaliśmy w Sylwestra 

Co do samochodu, to jak się sam pobrudził to niech się sam teraz myje. Co innego w środku. Z dywaników wysypuję piasek, deskę wyczyszczę, tapicerkę też. Przednią szybę myję bardzo często ale to z praktycznego punktu widzenia.

Na myjnie pojadę jak się zrobi ciepło chyba, że przegapię i znowu przyjdzie zima  ;) .

Dbam o domowe przedmioty ale nie mam żadnych natręctw. Meble podklejam żeby nie zniszczyć podłogi, bo wiem, że ewentualnie będę musiał ją sam wymieniać - szkoda roboty. To samo z innym sprzętem. Ale pilot ma prawo się zużyć i tyle. Jak kupuję to nie po to żeby trzymać w pudełku. Chcę korzystać z tego co mam. Kupuję mało. Jestem minimalistą. Jak coś mam to chcę żeby długo wytrzymało ale nie przesadzam. Dlatego workom foliowym mówię zdecydowanie NIE.  :D 

Odnośnik do komentarza

Podpisuję się rękami i nogami, ale z tym pilotem jest dokładnie tak, jak u niektórych z rowerem. Rozumiem, że jak ktoś dojeżdża na dworzec dzień w dzień, to ten rower będzie stał pod chmurką, czy świeci słońce, czy leje żabami. Ale jak korzysta się z roweru jedynie w sezonie, a na zimę wrzuca do wilgotnej, nieocieplanej szopy, najlepiej razem z narzędziami do ogródka, których używa częściej, co i rusz robiąc chmurę kurzu, no to już trochę się prosi o pogorszenie jego stanu technicznego. I wtedy - w mojej opinii - należy go lepiej zabezpieczyć. Analogicznie jest u mnie z pilotem. Są miesiące, kiedy nikt go nawet nie dotknie i nie z potrzeby tworzenia muzealnego eksponatu, ale dlatego, że ma w zanadrzu atrakcyjniejszą rozrywkę niż gapienie się w ekran ;)

 

Nie wiem, czy kupuję mało. Moja siostra twierdzi, że dużo, ale ona jest według mnie ekstremalna. Kupuję to, czego w danym momencie życia potrzebuję (lub czasem się zdarza: wydaje mi się, że potrzebuję :P). A że nie niszczę tak, jak ona, to potem ma trzy rzeczy na krzyż, a ja całe tony ;) I czasem naprawdę zachodzę w głowę, jak ona to daje radę zrobić - ja używałam wspominanego już Krossa przez lat osiem. W warunkach różnych, łącznie z zimowymi. Miał jedną większą rysę, poza tym w porządku. Ona wzięła go ode mnie i po jednym sezonie (nie myślcie, że zrobiła przy tym tysiące kilometrów, najwyżej tysiąc, wszystko po asfalcie i może raz spotkał ją deszcz) rys kilka, pedał złamany, plastikowa osłona wolnobiegu pęknięta, skórka z siodełka cała odłazi, rogi po bokach zdarte do sreberka i tak można by mnożyć.

Tak chyba niektórzy mają. Widzę to najbardziej chyba po używanych telefonach na Allegro (od lat moje główne źródło zaopatrzenia w ten właśnie produkt), ale w sumie też i po naszych w domu. Moja siostra nosi swój telefon do kuchni, gotuje przy nim lub je, używa etui od przypadku do przypadku, jak się oderwie folia, to tak sobie dynda i przyciąga okruszki, i potem po roku mój telefon wygląda, jak nowy, a jej... No, zdarzało się, że musiała kupować nowy, bo a to szybka pękła, a to jakiś elementy nie łączył, a to jeszcze co innego. Czy to znaczy, że ja mojego nie używam? Ano używam, znacznie więcej niż ona i prawie do wszystkiego, ale zachowuję pewne zasady. A zadbanie o to, że mam zamknięte etui i folię, nie trzymam rozładowanej baterii w nieskończoność lub też nie noszę urządzenia tam, gdzie pryska tłuszcz, unosi się mąka albo jest gorąc od piekarnika, nie uważam za jakąś skrajną przesadę. Powiedzmy, że jak coś takiego, jak smarowanie łańcucha raz na te 300 suchych kilometrów ;)

Odnośnik do komentarza

Jak bym widział moją córkę. Wszystko robi z telefonem. Teraz ma już szlaban i powiedziałem, że jak rozwali następny to wróci do klawiszy ale w zeszłym roku rozwaliła telefon 4 czy 5 razy. Obecny ma już zbite szkło ochronne (na szczęście to jest dodatkowe szkło) i rozwalone etui. 

Czasem niestety to wina braku szacunku dla pieniądza. Jak zacznie sama na to pracować to wtedy doceni. Chociaż starsza jakoś nadal nie docenia... :( A może to pokolenie tak ma?

Odnośnik do komentarza

Może po prostu charakteru? Między nami jest sześć lat różnicy, trudno to nazwać pokoleniem ;) A pieniędzy? Siostra obecnie zarabia dużo lepiej niż ja, ale zaliczała też czasy studenckie, kiedy pożyczała ode mnie, żeby móc telefon kupić. Ani wtedy, ani teraz nie dbała. Poza tym ona taka trochę dziwna jest dla mnie ;) Z jednej strony potrafi taki ufajdany komputer czy telefon użytkować i jej kompletnie to nie przeszkadza. Ale regularnie zazdrości mi sprzętów, bo najzwyczajniej w świecie mam je bardziej wypasione - jak nie muszę kupować telefonu czy laptopa co pół roku, to wiadome, że jednorazowo co te 2-3 lata stać mnie na lepszy. I ona niby to wie, ale żeby zmotywować ją do zadbania, to jakoś jest nie do połączenia :D

Odnośnik do komentarza

To specyfika tego forum ;) Choć w sumie wszystko kręci się wokół tego samego. To, co piszesz o telefonie za 30zł - moim zdaniem cena nie ma takiego znaczenia (chyba że w przełożeniu na trwałość, poza tym odrzuciłbym skrajnie ekstremalne przypadki), ważna jest co najmniej przyzwoita jakość wykonania oraz zadbanie o daną rzecz. Innymi słowy - lepiej (wygodniej) jechać na zadbanym Wigry niż pordzewiałym i rozregulowanym Treku. Oczywiście, że makrokesz za 300zł rozsypie się szybciej, ale też prawdą jest, że nic nie jest pancerne i brak przynajmniej podstawowej troski potrafi doprowadzić każdy sprzęt na granicę rozpaczy jego użytkownika.

Odnośnik do komentarza

Na Wigry - może niekoniecznie ;), ale na klasycznych damkach Romet i IFA (made in NRD) :) - jeździłem z powodzeniem przez wiele lat. Jeszcze 2 miesiące temu miałem ostrzaka na takiej ramie.

Jeśli ktoś nie jeździ sportowo, a nawet - ale nie wyczynowo - im prostszy - tym lepszy. Po prostu łatwiej o niego zadbać. Zawsze chętniej ktoś wymieni koronkę za 10 zł i łańcuch za 8, niż kasetę za stówę i łańcuch za 50.

M. in. dlatego - już parę osób na tym forum próbowałem namówić na single speed. Nie wiem, z jakim skutkiem?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...