Skocz do zawartości

Jeżdżenie rowerem po wąskich, gminnych drogach.


Wyczynowy

Rekomendowane odpowiedzi

Zakładam temat, który dotyczy chyba każdego rowerzysty.

 

Ja bardzo często jeżdżę rowerem po tych mniejszych i gminnych drogach, bo po nich jest przyjemniej jeździć i nie ma takiego ruchu samochodowego, jak to się odbywa na drogach wojewódzkich i krajowych, gdzie nie tylko samochody i TIRY jeżdżą tam z dużą prędkością, ale i jest bardzo dużo samochodów, które jeżdżą po tych drogach, co jest trochę niebezpieczne dla rowerzystów.

Nie tak dawno wjechałem na drogę krajową, między Radomiem a Lublinem, jak rowerem jechałem do innego miasta, prawie 30 kl. w jedną stronę i samochody z różnych województw, zagraniczne TIRY, głównie z Ukrainy.

Jedzie się najlepiej rowerem po tych największych, krajowych drogach, bo są to równe, proste drogi, bez żadnych dziur, ale niezbyt bezpiecznie.

 

 

I takie pytanie, jak Wam się jeździ po gminnych drogach rowerem, które często są dziurawe, nierówne, wybujałe, łatane?

Jeszcze w wielu miejscach nie ma przy takich drogach ścieżek rowerowych, ale też trudno byłoby wybudować wielokilometrowe ścieżki dla rowerów.

Ja jeżdżę również dlatego i często po tego typu drogach, bo mam bliżej gdzieś dojechać i to dotyczy innych rowerzystów.

Odnośnik do komentarza

Ja w 95% używam dróg gminnych. Na Podkarpaciu (a przynajmniej w południowej części województwa, czyli tam gdzie mieszkam) drogi boczne są zazwyczaj w lepszym stanie niż główne. Dlaczego? Bo są nowe. Byliśmy mocno w plecy w stosunku do reszty Polski jeśli chodzi o drogi, ale zostało to nadrobione i co ważne nie ma stagnacji tylko proces poprawy infrastruktury drogowej ciągle idzie do przodu.

Odnośnik do komentarza

Niestety u mnie też to wygląda podobnie, te lepsze drogi są bardziej zapchane i większy na nich ruch, a te spokojniejsze mają znowu taką sobie nawierzchnię. Ja to robię tak że w tygodniu jeżdżę po tych mniej uczęszczanych, a w soboty/niedziele wskakuję na te główne krajowe - mniejszy tam wtedy tłok, no i praktycznie brak tirów.

Odnośnik do komentarza

W zasadzie nie jeżdżę koło siebie po żadnych drogach poza miastem oprócz wiejskich. Na mojej ulubionej ok. 100-kilometrowej pętli pod Warszawą, po której jeżdżą regularnie ze 4 duże grupy kolarskie oraz Kwiatkowski jak bywa w Warszawie, jest ok. 2-3 km kiepskiego asfaltu. Na tej pętli jedzie się ok. 1 km drogą trzycyfrową gdzie jest spory ruch (Droga Warszawa - Sochaczew) ale nie taki żeby głowę urywało. Na szczęście na tej pętli nie ma żadnych ścieżek rowerowych. Na szczęście bo mógłbym zostać zmuszony nimi jechać a szosówka nie jest od tego żeby się telepać po kostce Bauma. Dużo zależy od tego na ile się zna dany teren. Jak się pierwszy raz pojawiłem w Górach Świętokrzyskich to jeździłem trzycyfrówkami z dużą ilością ciężkiego sprzętu z tartaków i kamieniołomów. Teraz po kilku pobytach mam już z grubsza obcykane świetne wiejskie drogi. Asfalty mają tam dobre. Po polskich górach jeżdżę ostatnimi laty bardzo mało. W Karkonoszach nie masz w zasadzie wyjścia. Są 3 przełęcze, którymi możesz przejechać. Dwie z nich (Okraj i Szklarska) są drogami krajowymi i walą nimi ciężarówki i osobówki w dużej ilości. Przełęcz Karkonoska jest przejezdna w zasadzie tylko dla rowerów. W Tatrach też musisz jechać powiatówkami lub krajówkami. Albo z przez Głodówkę i Łysą Polanę do Tatrzańskiej Jaworzyny, gdzie trochę mniejszy ruch, albo z Jurgowa do Zdiaru. Z drugiej strony Tatr mało uczęszczana jest droga z Chochołowa przez Vitanovą i Oravice do Zuberca. A przez Chyżne do Trsteny walą same TIRy. W Czechach można spokojnie jeździć krajówkami i powiatówkami. Ruch mały. W Austrii to aż przyjemność jeździć po wioskach i miasteczkach. Tam praktycznie cały ruch jest wyrzucony poza miasta. Generalnie kiepskich asfaltów jest coraz mniej. Najgorsze jakie spotkałem były na Węgrzech, trochę na Słowacji i trochę u nas. Ale znikome ilości. Chociaż ostatnio jechałem z Warszawy do Kwidzyna samochodem i jak wjechaliśmy w kujawsko-pomorskie to wiejskie drogi były fatalne. Przypominam sobie że podobnie było w okolicach Puszczy Piskiej, to chyba warmińsko-mazurskie.

Odnośnik do komentarza

To ja mam na prawdę luksusowe warunki. Ja nie wiem jak TIR wygląda. 

Farciarz :)

A tak serio jakoś lepiej mi się jedzie nieraz z tirami niż osobówkami. Może dotychczas miałem szczęście, ale odniosłem wrażenie że bardziej na mnie uważają. Osobówki ''lubią''  zajechać drogę, wyjechać niespodziewanie lub wyprzedzać na trzeciego. Oczywiście generalizuję trochę. ostatnio na 180km trasy miałem trzy przypadki głupiego zachowania kierowców. To i dużo i mało - zależy jak patrzeć. Wystarczyłby tylko jeden żeby załatwić rowerzystę niestety.

Fakt że jakość dróg się poprawia, szkoda że nie jest to równomierne dla całego kraju. Ale tu już dużo zależy od budżetu województwa i miasta. A także od chęci działania władz miasta, a z tym też bywa różnie.

Odnośnik do komentarza

Ja myślę, że co do wielu dróg gminnych i powiatowych, to tutaj też niektóre gminy po prostu oszczędzają na takich drogach, nie robiąc remontów tych dróg i one cały czas wyglądają w fatalnym stanie.

Jeszcze bardziej niszczeją od warunków atmosferycznych, od ciężkich pojazdów, typu: traktory duże, ciężarowe samochody wyjeżdżające z drewnem z lasów.

To są duże ciężary, które szczególnie latem, przy upałach niszczą te drogi.

 

Niektóre gminy i powiaty mogłyby wyłożyć środki na naprawy tych dróg, ale szkoda im przeznaczać nie małych pieniędzy, ponieważ przeznaczają na inne cele.

Ale mimo takich dróg, które jeszcze w wielu miejscach są fatalne, ja lubię jeździć po różnych wioskach, przez lasy i nawet, jak jeżdżę do znajomych, do innej miejscowości to czasem wybieram inną drogę, również są to gminne drogi, gdzie jedzie się dłużej o kilka kilometrów, ale sama przyjemność jechać długo przez lasy, przez kilka wsi.

Przeważnie jeżdżę drogą, która prowadzi prosto do tamtej miejscowości, o nazwie: Garbatka Letnisko w powiecie Kozienickim i jest to jakieś 20 kl. w jedną stronę.

Jeżeli chcę sobie pojechać okrężną drogą do tej samej miejscowości, to jadę chyba wojewódzką aż do drogi Zwoleń - Kozienice.

 

Nie lubię jeździć rowerem w dużych miastach i nie lubię w ogóle ścieżek rowerowych.

Chyba że są to ścieżki poza miastami, gdzieś w gminach, na wsiach to wtedy jeszcze mogę po nich jeździć.

Najlepiej mi się jeździ po różnych wioskach, przy lasach i oddycha świeżym powietrzem.

W miastach to żadna przyjemność, chociaż mają tam ROWERY MIEJSKIE.

Odnośnik do komentarza

Przyznam, że w dużych miastach trochę zaczynam głupieć i przestaję ogarniać przepisy drogowe :lol: Ale to wynika z nieobycia i przyzwyczajeń, bo w Tarnowie ścieżki rowerowe to fikcja, wszędzie są to w praktyce "chodniki, na których można spotkać rowery", przedzielone najczęściej przejściami dla pieszych (bo po co robić przejazd dla rowerów), więc tak naprawdę zmusza to do ignorowania przepisów i potem bezmyślnie ten nawyk się powiela. Zresztą, tak mówię o Tarnowie - jakiś miesiąc temu pojechałyśmy z siostrą na WTR i tak w sumie z głupia dojechałyśmy aż do Krakowa. Było już ciemno (około 20), więc to, co się działo w centrum, było istnym antyprzepisowym szaleństwem. W okolicy rynku piesi na wszystkich ulicach, a rowerem można było pomarzyć, żeby jechać kontrapasem. Po drodze zresztą też trzeba było jeździć tak, żeby siebie i kogoś nie zabić, a nie tak, by przestrzegać przepisów. Jedyny miły wyjątek stanowiły bulwary wiślane, na których piesi faktycznie unikali części dla rowerów i szli swoją. Poza tym - wolna amerykanka.

 

Co zaś do głównego wątku, czyli dróg gminnych - jeżdżę głównie takimi, choć odkąd mam szosę, coraz częściej zastanawiam się, po jakiego grzyba ;) Z założenia faktycznie są mniej ruchliwe, ale na tym niestety ich zalety się kończą. Po pierwsze większość tych naprawdę bocznych i nieuczęszczanych albo prowadzi donikąd (lub połączenia są takie, że musiałabym cały czas z nosem w mapie siedzieć), albo jest to dziura na dziurze i to takie naprawdę głębokie, że czasem leśne drogi są lepszej jakości, więc na szosie przy oponach 25c czuć to bardzo boleśnie (no, chyba żeby zwolnić do 12km/h, ale wtedy zaczynam mieć mylne wrażenie, że na piechotę byłoby szybciej :P). Na tych z kolei, które są zrobione, po pierwsze ruch jest dość duży, a nawet jeśli nie, to kierowcy korzystają z lepszej nawierzchni i jadą, jak do pożaru. Druga wada tych nowych to nieszczęsne ścieżki rowerowe. Co gorsza, wsie są niewielkie, więc i drogę walną na dwieście metrów od granicy do granicy, jak się nagle zaczyna, tak i nagle się kończy. Naturalnie - kostka i spacerujący piesi, którym żaden rower nie straszny i można sobie dzwonić, a nie zejdą na bok. Często staram się przez to te pseudościeżki omijać, ale różnie jest to odbierane. Najczęściej kierowcy po prostu mnie wyprzedzają, raz na ruski rok zatrąbią, ale zdarzyło mi się też tak, że facet specjalnie zrobił korek i zaczął jechać równo ze mną po to tylko, żeby otworzyć okno i nawrzucać mi od wszystkich kur* świata tego, że mam spi* na ścieżkę. A ponieważ moja odruchowa nerwowa reakcja to uprzejmy opór zamiast potulnej owieczki, po sekundzie, gdy ochłonęłam, musiałam nadkładać 10km i wracać inną drogą, bo pomyślałam, że jak ten kretyn zatrzymał się gdzieś kilkanaście metrów dalej, to przecież gotów mnie tam zabić. Więc mam duży uraz. W każdym razie tych pseudościeżek jest w mojej okolicy coraz więcej i coraz trudniej jechać gdzieś, żeby na nie nie trafić :(

 

Drogi główne mają najczęściej zaletę w postaci bardzo szerokiego pobocza, które rzadko uczęszczane jest przez kierowców. Właściwie używają go głównie do postoju i ewentualnie awaryjnie, kiedy jakiś idiota z przeciwka wyprzedza na czołowe. Tylko spalin trochę, ciągły szum, no i widoki najczęściej też nie najpiękniejsze.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

W Karkonoszach nie masz w zasadzie wyjścia. Są 3 przełęcze, którymi możesz przejechać. Dwie z nich (Okraj i Szklarska) są drogami krajowymi i walą nimi ciężarówki i osobówki w dużej ilości. Przełęcz Karkonoska jest przejezdna w zasadzie tylko dla rowerów.

 

Dlatego najlepiej nastawić się nie na szosę, ale na przełaj. Na Okraj i Jakuszyce swobodnie można dojechać leśnymi traktami omijając asfalt, wrażenia z takiej jazdy tez dużo lepsze :-) Droga na Odrodzenie (Przełęcz Karkonoska) jest za to wyasfaltowana, ale z zakazem ruchu samochodowego, same kilka ostatnich kilometrów ma jednak na tyle kiepski asfalt, że pokonanie ich szosówką to nie lada wyzwanie - nawet nie tyle pod górę, co z powrótem w dół.

Odnośnik do komentarza

Myślę że ma tak gdzieś ok. 200 rowerowych znajomych. Z nich wszystkich przełajówkę ma nie więcej niż 10 osób. I jest po temu powód. Z tego jakieś 5, które muszą mieć bo się zimą ścigają w przełajach i kilku zapalonych szosówców, którzy nie uznają MTB a chcą uciec z szosy do lasu. A powód jest taki że przełajówka nie została stworzona do jazdy długodystansowej tylko do godzinnych wyścigów i nie ma u nas dróg pod przełajówki. Miałem i mam różne rowery. Przełajówki nie planuję. Jak mam wjechać w teren to mam od tego MTB. Kolega ostatnio jeździł po Karkonoszach mieszkając w KArpaczu i twierdzi że z jazdą off-roadem jest tam bardzo słabo. Nie ma wyrobonych singli, którymi można jeździć. Natomiast po czeskiej stronie jest ich w bród.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

 

 

, albo jest to dziura na dziurze i to takie naprawdę głębokie,

 

W nocy - rzeczywiście czasem jest niefajnie, ale w dzień... cała frajda - zrobić slalom między dziurami ;)

 

. Druga wada tych nowych to nieszczęsne ścieżki rowerowe. Co gorsza, wsie są niewielkie, więc i drogę walną na dwieście metrów od granicy do granicy, jak się nagle zaczyna, tak i nagle się kończy. Naturalnie - kostka i spacerujący piesi, którym żaden rower nie straszny i można sobie dzwonić, a nie zejdą na bok.

Na Mazowszu - najczęściej takowe są przy drogach krajowych i czasem - wojewódzkich, a na dodatek przy jezdni stoi znak B-9 :(

Jeśli przy drodze gminnej jest nawet ścieżka rowerowa, to raz na ruski rok komuś przeszkadza, że z niej nie korzystam.

 

 

Drogi główne mają najczęściej zaletę w postaci bardzo szerokiego pobocza, które rzadko uczęszczane jest przez kierowców. Właściwie używają go głównie do postoju i ewentualnie awaryjnie, kiedy jakiś idiota z przeciwka wyprzedza na czołowe. Tylko spalin trochę, ciągły szum, no i widoki najczęściej też nie najpiękniejsze.

 

Bardzo fajna rzecz, ale niestety - pomału przechodzi do historii :(

Ale na drogach krajowych najczęściej linia krawędzi drogi jest namalowana 20 - 30 cm od krawędzi asfaltu. Komfortu nie ma, ale daje się jechać - nie utrudniając ruchu samochodom.

A jeśli chodzi o TIR-y, to uważam, że są sprzymierzeńcami rowerzystów, zwłaszcza że ich kierowcy są znacznie bardziej przewidywalni, niż kierowcy osobówek.

Niedawno miałem dłuższą ściechę pod wiatr i przez 80 km gniotłem w żółwim tempie. Wjechałem na odcinek o dużym natężeniu ruchu ciężarówek i od razu średnia o 30% do góry. 

Odnośnik do komentarza

@jancio, frajda ze slalomu kończy się, kiedy jest to droga gminna, ale mimo wszystko ruchliwa. Tak jest na przykład na Pomorzu, zwłaszcza w sezonie (choć ja jeździłam akurat w maju i teraz w październiku, więc żaden szczyt). Jak bardzo są to boczne drogi, świadczyć może fakt, że nie ma nawet street view na Google. Dziury są takie, że aby je ominąć, najlepiej byłoby jechać środkiem ulicy (wtedy nawet nie trzeba slalomów), ale jest to ryzyko - w obie strony jeździ może nie jakoś strasznie dużo samochodów, ale co najmniej jeden na 30-60 sekund się trafi, poza tym jak już jadą, to tak ze średnią 90 na liczniku.

 

Też mnie smuci odchodzenie takich dróg do lamusa. Masz rację, że ciężarówki potrafią być bardzo pomocne. Nie mówię o podczepianiu się pod nie ani przeszkadzaniu im w jeździe, poza samobójcą nie jestem, jednak wystarczy, że przy niesprzyjającym wietrze lub na podjeździe minie człowieka jedna, dwie i nagle +10 do mocy ;) Oczywiście każdy kij ma dwa końce - jak na podjeździe taka ciężarówka nadjeżdża z przeciwka to potrafi mocno zaboleć.

 

Nie tylko na Mazowszu wrzucają B-9. Niestety, coraz częściej się to pojawia wszędzie. Swoją drogą, czy to mimo wszystko nie jest powtarzanie znaku? No bo przecież, jak już jest znak ścieżki rowerowej, to rowerzysta ma obowiązek się po niej poruszać (czy to robi, to już jest inna sprawa).

Odnośnik do komentarza

@jancio, frajda ze slalomu kończy się, kiedy jest to droga gminna, ale mimo wszystko ruchliwa. Tak jest na przykład na Pomorzu, zwłaszcza w sezonie (choć ja jeździłam akurat w maju i teraz w październiku, więc żaden szczyt). Jak bardzo są to boczne drogi, świadczyć może fakt, że nie ma nawet street view na Google. Dziury są takie, że aby je ominąć, najlepiej byłoby jechać środkiem ulicy (wtedy nawet nie trzeba slalomów), ale jest to ryzyko - w obie strony jeździ może nie jakoś strasznie dużo samochodów, ale co najmniej jeden na 30-60 sekund się trafi, poza tym jak już jadą, to tak ze średnią 90 na liczniku.

 

 

Dawno nie byłem na Pomorzu... Cóż... cyklista, to twardy gatunek... Kiedyś na jednej z moich ulubionych tras sołtys zwinął asfalt na weekend ;) Serio - remont drogi. Wprawdzie zgubiłem tylną lampę, ale - 3 dyszki dało radę :)

Wielu dróg, nawet wyższej klasy nie ma na street view. Kiedy obczajam nową trasę - po prostu powiększam mapę po kawałku i widać wtedy: sklep, kościół, pomnik itp. To daje już pewną orientację.

 

 

 

 Oczywiście każdy kij ma dwa końce - jak na podjeździe taka ciężarówka nadjeżdża z przeciwka to potrafi mocno zaboleć.

 

 

Podobno jeździsz na szosówce. Zdaje mi się, że powinien być tam dolny chwyt na baranie :D

 

 

Nie tylko na Mazowszu wrzucają B-9. Niestety, coraz częściej się to pojawia wszędzie. Swoją drogą, czy to mimo wszystko nie jest powtarzanie znaku? No bo przecież, jak już jest znak ścieżki rowerowej, to rowerzysta ma obowiązek się po niej poruszać (czy to robi, to już jest inna sprawa).

To bardzo delikatny, a wręcz śliski temat.

Wydaje mi się, że najczęściej B-9 stawiają tam, gdzie jeździ dużo rowerzystów (miejscowych. Do kościoła, do sklepu itp.) Prędkość 10 - 15 km/h, często - wężykiem lub środkiem jezdni, nierzadko - pod wpływem alkoholu. W stosunku do takich cyklistów - naturalne jest oczekiwanie innych uczestników ruchu, że powinien się poruszać po DDR, a jeśli takowej nie ma, to poboczem lub po chodniku. Mimo, że jest to zabronione - nie słyszałem, żeby ktoś dostał za to mandat.

Drugi koniec skali: jeśli ktoś jedzie 40 km/h lub więcej, to na tzw. drodze dla pieszych i rowerów będzie stwarzał zagrożenie i to poważne. W takim przypadku - raczej powinien jechać po jezdni i mimo, że jest to zabronione - też nie słyszałem, żeby ktoś dostał za to mandat.

Staram się takich sytuacji unikać, ale czasem zdarza mi się jechać nawet ekspresówką. Wtedy, kiedy jestem w obcej okolicy i po prostu nie znam innej drogi. Jeździ się naprawdę świetnie. Dobry asfalt, ekrany zasłaniające od wiatru, samochody jadące ponad 100 km/h - naprawdę ciągną. Czasem ktoś zatrąbi, ale policja okazała pełną wyrozumiałość :) 

Odnośnik do komentarza

Nie mam żadnej wątpliwości że przepisy tworzą u nas idioci. Przepisy powinny być dostosowane do zmieniąjących się okoliczności. A te są takie że jeźzi coraz więcej rowerzystów w tym częśc jeździ i trenuje na szosówkach. Przepisy mają to gdzieś więc powinny być zmienione. w niektórych krajach Ue jest przepis że maksymalna prędkosć na ścieżce rowerowej wynosi 30 km/h a na chodniku czy ścieżce chodniku czy w podobnym miejscu gdzie jest wspólny ruch pieszych i rowerzystów 10 km/h. I ma to dla mnie sens. Z drugiej strony nakaz jazdy ścieżką powinien być wyłacznie kiedy idzie ona obok chodnika, oddzielonego wyraźnie od ścieżki rowerowej i po której nie pałętają się piesi. U nas niezbędne jest stworzenie znaku "zakaz łażenia po ścieżce" bo to że jest to ścieżka wyłącznie dla rowerów, większość ma gdzieś. Generalnie jesteśmy ok. 20 lat za cywilizacją rowerową.

 

W kwestii Pomorza potwierdzam że drogi są podłe a ruch duży.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...