Skocz do zawartości

Trener rowerowy


niet

Rekomendowane odpowiedzi

Elle, właśnie takie forum może być jednym z fundamentów o których piszesz ale bardzo ogólnym czy powierzchownym. Jednym, bo oprócz tego wirtualnego miejsca jest jeszcze masa innych możliwości zebrania doświadczeń. Każdy przekaz, który dociera niesie treść, którą trzeba jakoś opracować i ocenić a szczególnie wtedy, gdy kończy się wydaniem ciężko zarobionych pieniędzy. Ślepa wiara w to co mówi guru jest w wielu innych miejscach gdzie pojawia się tysiące pytań i zachwytów: śliczne botki - gdzie kupiłaś? albo co to za model tłumika w motorze? itd.

Umiem rozróżnić przekaz marketingowy i nie ulegnę reklamie typu: W tych butach Pumy pobiegniesz tak szybko jak Bolt.

Rowery to jest coś nowego dla mnie. Wybrałem ten sport jako alternatywę dla biegania czy lekkoatletyki po operacji kolana. Technika z która zetknąłem się teraz po prostu powala na kolana (a muszę na jedno bardzo uważać) i każdy mój wybór z sieci jest przeze mnie potem wnikliwie weryfikowany. Dostęp do forum jest idealnie prosty tak samo jak do Wikipedii ale sama jako naukowiec chyba nie korzystasz z jej zasobów w ważnych i istotnych sprawach.

Jestem przykładem gościa, którego Jacek "namówił" na rower MTB Specialized. Podał argumenty za, wytłumaczył dlaczego - wszystko zrobił fair. Choć to z założenia anonimowe, nie jest anonimowy. Za każdym napisanym zdaniem stoi żywy człowiek, który ma większe doświadczenie ode mnie. Jak na razie będę się pytał o każdą pierdołę bo mam taką potrzebę. Jak to potem wykorzystam i kiedy, to inna sprawa. W tym wypadku podjąłem decyzje o kupnie i odbierałem rower stojąc o kulach - taka siłę ma to forum :D.

Odnośnik do komentarza

Od tego jest forum żeby wymieniać poglądy. Wszyscy jesteśmy amatorami. Jedni jeżdżą mniej, drudzy więcej. Jedni mają mniej czasu, drudzy więcej, Jedni traktują to jako pasję, inni kompletnie rekreacyjnie. Większość z nas ma już tyle lat że wie że marketing robi wszystko żeby nas namówić na wiele idiotycznych zakupów. Ja do reklam podchodzę wyjątkowo nieufnie. A już spoglądanie na to, na czym jeżdżą zawodowcy kompletnie nie jest dla mnie żadnym wyznacznikiem. Jeżdżą na tym za co im płacą i w strojach za których reklamę im płacą.

 

Dla mnie najlepszym wyznacznikiem jest to co używają dobrzy, zaawansowani amatorzy nie będący milionerami. Ci co płacą za wszystko z własnej kieszeni, nie mają sponsorów i nie wydają fortuny na byle głupotę. I z ich doświadczeń warto korzystać. I raczej z doświadczeń pokolenia w średnim wieku a nie młodzieży która "jara się" każdą nowinką techniczną i rzekomymi testami w tunelu aero. I dotyczy to nie tylko rowerów bo takie same tematy dotyczą np. tenisa gdzie to co jest polecane jest odwrotnie proporcjonalne do tego co jest dobre i zdrowe. O tenisie i kontuzjach łokcia spowodowanych nieodpowiednim sprzętem mógłbym napisać niemal doktorat.

 

Chodzi o to żeby robić to co sprawa nam przyjemność w sposób bezpieczny i sprzyjający zdrowiu i dobrej dyspozycji fizycznej i nie wydawać niepotrzebnie za dużo bez uzasadnienia.

Odnośnik do komentarza

Właśnie nie mam możliwości, bo w każdych drzwiach coś (a to wykładzina, a to próg). Przyznam, że początek był masakryczny i gotowa byłam stwierdzić, że w ogóle na rowerze nie umiem jeździć :D Najtrudniej było oderwać drugą nogę od kanapy, ale powolutku się udało - najpierw zmieniłam buty z SPD, żeby się przypadkiem nie wpiąć, potem obniżyłam siodełko, wreszcie siostra zaczęła mi trzymać siodełko i jakoś ruszyłam. Po kwadransie dochodzę do tego, że umiem się wpiąć i wypiąć, a nawet troszkę zmieniam przerzutki. Ale takie emocje, że prawie zaraz wchodzę w czwartą strefę HR :P

Odnośnik do komentarza

@PawelGeo, z mądrości mogę tylko dodać żebyś nie robił niczego na siłę. Ja parę razy w życiu próbowałem robić coś co miało być "dobre" ale męczyło mnie samo trenowanie i czasami dochodziło jeszcze do kontuzji. Kiedy strasznie napaliłem się na Aikido - treningi lekkie, rozgrzewka itd. ale coś w tym było takiego, że mi nie podpasowało i zrezygnowałem. Bark goił się przez chyba dwa miesiące. :huh: 

Nie trenuję. Lubię po prostu samą jazdę, a jeżeli alternatywą jest jazda samochodem, której znowu nie cierpię wychodzi tylko jedno rozwiązanie - jeżdżę rowerem do pracy. Jeżdżę cały rok, w słońce i deszcz, ciepło i zimno. Czasem jest łatwiej czasem ciężej, bo nie znoszę upałów, a jak za mocno wieje to przestaje być bezpiecznie. Czasem z czystej chęci odmiany wsiadam jednak do auta dlatego, żeby jazda się nie sprzykrzyła. Żeby nie było, że muszę ale że chcę. Ale nie każdy lubi być uwalany błotem, przemoknięty czy przewiany. 

 

Nie polecę żadnego trenażera, bo u mnie w domu stoi kupiony z 15 lat temu Olpran - taki rowerek treningowy. Doskonały jako wieszak na ciuchy :D 

A propos problemów z kolanem. Mąż koleżanki z pracy tak lubił biegać, że ignorował zalecenia lekarzy. Wyrok - po ostatniej operacji musi całkowicie zrezygnować z biegania i jeszcze dodatkowo z nart. Został mu rower, którego niezbyt lubi.

 

A tak zupełnie dodatkowo - żeby zachować jakąś tam formę i móc się zapiąć w spodnie, robię codzienną gimnastykę. Takie tam kilkanaście minut dziennie. Może czasem więcej. Zazwyczaj rano przed pracą. Dzięki temu nie czuję się sflaczały, a i na rower wskakuję już dobrze rozgrzany :) 

Odnośnik do komentarza

Zwykłej, "marnej" gimnastyki będę bronić do śmierci ;) Mój dziadziu ćwiczy codziennie rano od ponad 60 lat. Dosłownie - dzień w dzień i nie ma uproś, chyba że naprawdę jest obłożnie chory. Facet ma skończone 89 lat, chodzi o własnych siłach, jeździ rowerem i samochodem, codziennie robi zakupy do domu. Oczywiście, że to nie jest taka jazda na rowerze, jak nawet niektórych rodzin w niedzielne wakacyjne popołudnie, ale i tak myślę, że bez tego w ogóle by się nie ruszał, bo ma już tyle zwyrodnienień i schorzeń, że pierwszą grupę inwalidzką dostał jeszcze w poprzednim stuleciu, a lekarze widzieli go na tamtym świecie co najmniej kilkakrotnie ;)

Ja wciąż niestety wprowadzenie tego nawyku odkładam na wieczne nigdy :/

 

@Rowerowy, a tak z ciekawości, co robisz, że tak sobie możesz być uwalony błotem na przyjazd do pracy? Przebierasz się czy coś? I masz gdzie trzymać rower?

Odnośnik do komentarza

[...]

Nie trenuję. Lubię po prostu samą jazdę, a jeżeli alternatywą jest jazda samochodem, której znowu nie cierpię wychodzi tylko jedno rozwiązanie - jeżdżę rowerem do pracy. Jeżdżę cały rok, w słońce i deszcz, ciepło i zimno. Czasem jest łatwiej czasem ciężej, bo nie znoszę upałów, a jak za mocno wieje to przestaje być bezpiecznie. Czasem z czystej chęci odmiany wsiadam jednak do auta dlatego, żeby jazda się nie sprzykrzyła. Żeby nie było, że muszę ale że chcę. Ale nie każdy lubi być uwalany błotem, przemoknięty czy przewiany. 

[...]

 

Też jeżdżę codziennie do pracy, bo by mnie coś trafiło gdybym wybrał auto. Choć czasem rano mi się nie chce i pojawia się myśl o samochodzie, Jak u nas niedawno spadł śnieg wracałem do domu 1,5h. Niby długo, ale na całej trasie (20km) i tak byłem szybszy od aut, bo żadne mnie nie wyprzedziło. Jedynie dwa ostatnie dni wybrałem komunikację, bo za oknem szklanka na drogach. Ale i tak wolę mróz od upałów.

Odnośnik do komentarza

@Rowerowy, a tak z ciekawości, co robisz, że tak sobie możesz być uwalony błotem na przyjazd do pracy? Przebierasz się czy coś? I masz gdzie trzymać rower?

Koledzy z magazynu udostępnili mi jedną szafkę. Rano korzystam z prysznica więc jestem najczystszym pracownikiem w firmie :P. Ciuchy wiszą sobie na wieszaku blisko kaloryfera i się suszą, buty (te zimowe) nie przemakają więc się nimi wcale nie przejmuję. Po pracy przebieram się i ruszam do domciu albo jak trzeba to śmigam parę kilometrów do centrum Poznania do jakiegoś sklepu. 

 

A ja do pracy mam około 5,5km i jeżdżę samochodem. Na rower za krótki dystans, żeby był sens wsiadać ;)

Jeden kolega z magazynu ma do pracy 7,5 - przyjeżdża codziennie, drugi ma ok. 3 km więc często chodzi pieszo. Oczywiście przebierają się w ciuchy magazynowe ale jeżdżą w cywilnych. Na takim dystansie nawet się nie spocą więc mogliby równie dobrze pracować w tym co mają na rower.

 

Ja też mam jakieś 5-6 km, zimą mi się nie chce jeździć, bo ubieranie się i przebieranie zajmuje za długo, a i roweru mi trochę szkoda w tych warunkach. 

Mi bardziej było by szkoda pieniędzy wydanych na paliwo. Miesięcznie 500 - 600zł, nie licząc obsługi samochodu. Komunikacją mogę też dojechać ale trwa to ok. 1,5 godziny czyli 30 min dłużej niż rowerem.  ;) 

Odnośnik do komentarza

Ja też mam jakieś 5-6 km, zimą mi się nie chce jeździć, bo ubieranie się i przebieranie zajmuje za długo, a i roweru mi trochę szkoda w tych warunkach. 

 

Kurczę, ja przy dłuższych dystansach nie czuję potrzeby (współpracownicy także) przebierania się specjalnie na rower, a pracuję w biurze. Przy 5km to nie zdążyłbym się spocić. :-)

 

 

[...]

 

Mi bardziej było by szkoda pieniędzy wydanych na paliwo. Miesięcznie 500 - 600zł, nie licząc obsługi samochodu. Komunikacją mogę też dojechać ale trwa to ok. 1,5 godziny czyli 30 min dłużej niż rowerem.  ;)

 

Tylko wiesz, ja mam auto i już jeden akumulator tak załatwiłem (w tygodniu w zasadzie go nie ruszałem). Teraz przed zimą oddaje auto do serwisu, aby go sprawdzili i podładowali.

 

Ale prawda: paliwo, zużyte zawieszenie itp.: rocznie można sporo zaoszczędzić, a że przy okazji jazdy rowerem nie przysypiam w pracy, to też jest warte odnotowania. W zasadzie co 2 lata mogę sobie zafundować rower miejski (którego używam na co dzień) w zasadzie z górnej półki.

Odnośnik do komentarza

Nie mam samochodu ani prawka, a dojazd MPK zajmuje mi tyle co rower tak, żeby się nie spocić

Zimą wychodzi szybciej komunikacją, bo nie muszę się przebierać (w cywilnych zimą raczej nie pojadę) i bawić się w zapinanie czy przecieranie roweru, no i mycie go co drugi dzień. Lenistwo tej zimy wygrali.

 

Zeszłej, kiedy miałem dalej, w pracy miałem szatnie i przebierałem się i tak w ciuchy robocze i miałem tani rower, jeździłem całą zimę. Zwłaszcza że w godzinach szczytu rower był szybszy :D

 

Tapatalk'd

Odnośnik do komentarza

Ostatnio zacząłem sporadycznie stosować chodzenie do sklepu na piechotę. Jako lekki trening wieczorny a przy okazji oszczędzanie samochodu. Fakt że przy takiej sporadycznej jeździe akumulator długo nie pożyje. No i mój samochód na dojeździe do sklepu nawet nie zdąży się na tyle rozgrzać żeby się przełączyć na gaz. A benzyny pali w mieście 17 litrów.

Odnośnik do komentarza

Ja wczoraj dzięki rowerowi podratowałam akumulator ;) Facet z Allegro miał jeden dzień obsuwy z paczką, co w sumie zrozumiałe i ani krzty żalu do niego mam, ale ja oczywiście musiałam mieć opony "na już" i świat by się zawalił, gdybym siedziała przez weekend patrząc na trenażer, którego nie mogę używać :P Tak więc spakowałam manatki i dawaj, do Dębicy. Rano ledwo odpalał, 90km zrobiłam i od razu widać, że akumulator jest bardzo wdzięczny.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...