Skocz do zawartości

Modyfikowanie roweru - czy warto i dlaczego?


Rekomendowane odpowiedzi

Chodzi mi po głowie przygotowanie wpisu na blogu o sensowności modyfikowania roweru.

 

Powiedzcie mi jakie macie zdanie na ten temat. I nie chodzi mi o to, że ktoś kupił stary, sypiący się rower i go doprowadza do użyteczności,
ale bardziej takie sytuacje, że ktoś kupuje nowy lub prawie nowy rower i ostatecznie, po roku czy dwóch zostaje z niego sama rama, a wszystkie inne części są wymienione.

 

Sam się zastanawiam nad sensownością/opłacalnością takich zabaw i jakie jest Wasze zdanie na ten temat.

Odnośnik do komentarza

Wg mnie - w pewnym sensie się opłaca. Przykład mojego Cube'a gdy go kupowałem cena katalogowa stała na poziomie 3100zł, to był najdroższy rower na jaki mogłem sobie wtedy pozwolić ( i chyba najlepszy :)) Jednak było w nim pare części, z których nie byłem zadowolony. I w ten sposób sukcesywnie, co jakiś czas coś w nim wymieniam. Na pierwszy ogień poszedł amortyzator - cena katalogowa w okolicach początkowej ceny całego roweru - nie było mnie na to po prostu stać odrazu, a po kilku miesiącach mniej to odczułem. Kaseta i korba - wymienione dopiero, gdy je zużyłem, czyli niedawno. Pod koniec maja( czyli 15 miesięcy od zakupu roweru). Do tego nowy mostek i sztyca - i tak musiałem kupić - mostek był za długi a sztyca była tak wysunięta, że było blisko "czerwonej kreski" - przy mojej sporej wadze bałem się, że coś pójdzie nie tak - kupiłem dłuższą. W najbliższych planach hamulce, które wczoraj zamówiłem w dobrej cenie (deore XT) i kierownica - szersza, pewnie nukeproof warhead. ... no i koła - powoli zaczynam odczuwać, że są za ciężkie, a po czerwcowych Karkonoszach widzę, że za mało wytrzymałe. 
Reszta osprzętu jest ok. no, manetki może do wymiany i przednia przerzutka, bo "tylko" deore, ale... póki działa, i to dość dobrze, nie będę ruszał. 

 

Reasumując: modyfikacje mają sens, gdy baza jest na tyle dobra, że nie trzeba wymieniać wszystkiego, a wszystko robimy z głową kierując się faktycznymi potrzebami. 

Odnośnik do komentarza

Nie wypowiem się na temat doprowadzania do stanu użyteczności starego roweru, nie mam zdania. Chyba że mówimy o fanach faktycznie bardzo starych rowerów. Tutaj nie rozmawia się o opłacalności, bo to pasja.

Natomiast modyfikacje -- nawet dobrego -- roweru jak najbardziej, tak aby dostosować go do swoich potrzeb i oczekiwań. Choćby od prostego wyboru lampek, modyfikacji hamulców, czy jak znajomy zrobił: wzmocnione szprychy 2,33mm i obręcze oraz bagażnik do codziennej jazdy z sakwami (do pracy).

Ja mam rower, który kosztował jako nowy 4200 i za dużego pola manewru w sensownej modyfikacji nie miałem: dodatkowe światło z przodu, mocniejsze opony czy nowe siodełko ze sztycą -- szału mimo wszystko to nie robi. Były to rzeczy, które dokupiłem po dłuższym czasie użytkowania roweru.

Raczej pytanie mogłoby brzmieć: kiedy modyfikacje należy sobie odpuścić. Dla mnie granicą jest grzebanie w napędzie (nie mówię o naprawach), czy już wymianie samej ramy. Bo dla mnie oznacza to, że nie trafiłem kompletnie z wyborem roweru i lepiej go sprzedać i kupić coś innego.

Odnośnik do komentarza

Modyfikacje mają sens, jednak nie zawsze. Wg mnie kupić i zaraz po 1-3 miesiącach coś wymieniać nie ma sensu, wtedy lepiej kupować poszczególne części i złożyć "własny" rower. Dokładac jakieś elementy których nie miał kupiony rower, jak najbardziej, nawet w tym samym dniu i sklepie co kupiony rower.


Kiedy mają sens, tak jak napisał kaktus + wymiana popsutych zużytych części na lepsze niż były. Ja tak zrobiłem w swoim jeździdełku: napęd, był wolnobieg 7, jest kaseta7 a wejdzie i 8, wymieniłem jeszcze chwyty.


Odnośnik do komentarza

 

Modyfikacje mają sens, jednak nie zawsze. Wg mnie kupić i zaraz po 1-3 miesiącach coś wymieniać nie ma sensu, wtedy lepiej kupować poszczególne części i złożyć "własny" rower. Dokładac jakieś elementy których nie miał kupiony rower, jak najbardziej, nawet w tym samym dniu i sklepie co kupiony rower.

Kiedy mają sens, tak jak napisał kaktus + wymiana popsutych zużytych części na lepsze niż były. Ja tak zrobiłem w swoim jeździdełku: napęd, był wolnobieg 7, jest kaseta7 a wejdzie i 8, wymieniłem jeszcze chwyty.

 

 

Nie doprecyzowałem :) oczywiście wszystkie zużyte części zostały wymienione na dwie grupy lepsze :)

Odnośnik do komentarza

 

Modyfikacje mają sens, jednak nie zawsze. Wg mnie kupić i zaraz po 1-3 miesiącach coś wymieniać nie ma sensu, wtedy lepiej kupować poszczególne części i złożyć "własny" rower. Dokładac jakieś elementy których nie miał kupiony rower, jak najbardziej, nawet w tym samym dniu i sklepie co kupiony rower.

Kiedy mają sens, tak jak napisał kaktus + wymiana popsutych zużytych części na lepsze niż były. Ja tak zrobiłem w swoim jeździdełku: napęd, był wolnobieg 7, jest kaseta7 a wejdzie i 8, wymieniłem jeszcze chwyty.

 

no i ja się obiema rękami podpiszę^ i też zgadzam się z tym co kaktus napisał.

Bo nowy rower w którym od razu zmienimy przerzutkę z Aliivio na XT i analogicznie z resztą osprzętu - to nie ma to sensu, jak się zużyje to wtedy się to "opłaci" bo wyższa półka - lepsza jakość - na dłużej, a że jest to coś docelowego to i dba się bardziej.

Bo jak chcesz zmienić to trochę po macoszemu te części do wymiany traktujesz bo wiesz że wtedy szybciej będziesz miał pretekst do wymiany, czy to dla siebie czy żony ;)

Odnośnik do komentarza

Miksowanie tego, co mam w garażu mogę uznać za część swojego hobby. Brat wyrósł z roweru, to dałem mu starą ramę z górala. Rama brata poszła do dziewczyny, a na ramie dziewczyny powrzucałem garażowy szrot i niewielkim nakładem mam mieszczucha. I to dość ciekawego, bo 68-er, czyli z przodu duże koło a z tyłu małe. Świetnie się to prowadzi.

Zamykając się w jednym rowerze - kupiłem sobie rower na wyścigi MTB. Z czasem wymieniłem koła na lżejsze i wyższej klasy, lżejsze opony. Napęd w ramach zużycia też przyszedł nowy i nieco wyższej klasy. Rower był dużo lepszy, niż fabrycznie. Pod kątem wyścigów zadowolenie ze sprzętu to też ważny czynnik psychologiczny. Bo w praktyce co to za różnica, czy mam kasetę alivio, czy XT na alu pająku..

Inna ważna kwestia, to wygoda. Dopasowanie siodełka, gięć kierownicy, długości mostka, wygodne chwyty. Nie zawsze rower nam pasuje tak, jak jest. A po zmianie kilku drobnostek staje się naszym mechanicznym bratem/siostrą. Jako dziwny przykład mogę podać Jubilata 2, który był przez chwilę moim rowerem zastępczym. Pozycja "miejska" to nie to, do czego dążę. Po wsadzeniu klasycznego, stalowego baranka było całkiem ciekawie (i komicznie) :P

Odnośnik do komentarza

Nie chodzi mi o sytuacje, gdy coś się zużywa i wymieniamy na lepsze, bo to akurat dobry moment :) I też nie chodzi o lekkie dopasowanie roweru do swoich potrzeb, bo najczęściej jest tak, że coś w rowerze może przeszkadzać.

 

Ale nurtuje mnie przypadek, który podał kaktus. Że ktoś ma w planie (nawet mglistym) kupić coś lepszego. To nie lepiej poczekać, jeździć na tym co się ma, a dopiero po uzbieraniu kasy od razu kupić to co się chce? Pytam luźno, bez napinki, ani oceniania kogokolwiek.

 

Bo nieraz czytam historie, że ktoś kupił niskobudżetowy rower i zaczyna się bawić w zwiększanie liczby przełożeń, wymianę amortyzatora, kół itd. I kończy z rowerem na niezłym osprzęcie, z kaszaniastą ramą z roweru za 800 złotych.

Odnośnik do komentarza

Tak jak pisałem - wszystko zależy od tego, jaką mamy bazę :) Przy rowerze za 800 zł mija się z celem, nie dość, że wymienić trzeba by właściwie wszystko to na dodatek sama rama jest dość niskiej jakości. 
Natomiast przy rowerze za 3 tys osprzęt jest już ok. Z pewnymi kompromisami, ale ok. Nie wiem jak z ramami u innych producentów, ale ta w Cube attention naprawdę daje radę. 
Przy wymianie niektórych części finansowo wygląda to mniej więcej tak, jak kupno lepszego roweru. A jeśli troszke poszperamy w sieci i poszukamy promocji wychodzimy na plus. 
 

Rower 2700 zl
Amortyzator 1750 zl (polecam zakupy za zachodnią granicą :))
Korba/kaseta 670 zl (ale zużyły się, więc i tak musiałbym zmienić... za takie, jakie były zapłaciłbym 400zł więc liczę jako 270 :))

mostek i sztyca 200zł (znów Niemcy - crankbrothers z 70% upustem - wyprzedaż zeszłego rocznika)

hamulce 550zł 

odejmijmy 450zł za sprzedaż starych części (hamulce, sztyca i mostek stan bdb, w amortyzatorze do wymiany korek (30zł), w korbie środkowy blat (30-70zł))

Razem: 5020zł za rower z Rebą i prawie pełnym XT. W tej cenie chyba ciężko kupić nowy rower z takim osprzętem? 

Odnośnik do komentarza

Hej,

Ja uważam, że każdy robi to na co ma ochotę, fantazję i fundusze. Zdecydowałem się na zakup szosowego roweru wiliera i to był przemyślany zakup, zdecydowanie nie chciałem roweru z carbonu i nie chcę z wielu powodu. Jedynie przymierzam się do zmiany kół na campagnolo scirocco, pedałów szosowych i butów(lake, sidi), obecnie jeżdżę w spd. No i jak napęd przeżyje swoje, to może przerzucę się na shimano 105, a jak będzie kasa to na campagnolo (pewnie jakieś używane). W gotowych rowerach z wyższej półki zawszę czegoś brakuję, chyba że mówimy o półce 10k w górę można wybierać do woli:)) choć wtedy przeważa carbon.

 

A trzeba brac pod uwagę, że wymiana zużytego osprzętu ultegra, może doprowadzić do zawału portfela... Jak kiedyś będzie mnie stać złożę sobie sa rower od podstaw, wiem to najdroższa opcja, ale chyba też najlepsza. W MTB pewnie jest większe pole do popisu, mnie interesuję jedynie asfalt:). Tylko decydując się na późniejsze modyfikacje, warto mieć coś lepszego niż ramę za 200 zł :) A dobrze wyregulowana sora, o którą dbam chodzi bezbłędnie. Nie startuję w zawodach, więc pewne niuanse szybkości przełożeń, walka o każdy gram nie mają sensu.

 

Żaden sprzęt nie zastąpi zawodnika i czasami mnie to razi jak widzę osoby na rowerach za 20k, co kręcą w niedziele, albo mają taki rower bo to modne :) i nikomu nic nie zazdroszczę (jedynie formy), tylko sprzęt też zobowiązuje, rower powinien odpowiadać stylowi jazdy i naszym oczekiwaniom "sportowym" ot takie moje może i głupie myślenie... Tony Martin wygrał etap na nie swoim rowerze:), ale cóż obojczyk złamał i po TdF. :-/.

 

PS. W szosie zainwestowałem też w fiting, robiłem w Wertykalu gdzie kupiłem rower, miejsce 1 klasa. Warto zainwestować w fiting, zwłaszcza na szosie!

Odnośnik do komentarza

No to tutaj przykład mojego górala na wyścigi. Była dość ciekawa, sztywna rama z karbonowymi widełkami. Osprzęt ~deore. Świetna baza do dalszych przeróbek. Rower zafundował mi sporo frajdy, a po późniejszym ulepszaniu jeszcze więcej frajdy. Koła wymieniłem mimo iż stare jeszcze nadawałyby się do jazdy. Reszta szła wraz ze zużyciem.

Myślę dużo znaczy kontekst. Bo to, że sobie kupię nowe koła do jednego roweru nie znaczy, że tamte mi przepadną, albo puszczę je za bezcen. Jak się ma kilka swoich rowerów, rower dziewczyny, mamy, brata itp. to te części zwykle nie przepadną, tylko się gdzieś zagospodarują/poleżą w garażu czekając na gorsze czasy. Z takich właśnie rupieci złożyłem teraz rower na miasto. Jeśli ktoś ma tylko jeden jedyny rower i małe mieszkanko w bloku, to może to inaczej wyglądać.

Odnośnik do komentarza

czasami mnie to razi jak widzę osoby na rowerach za 20k, co kręcą w niedziele, albo mają taki rower bo to modne :) i nikomu nic nie zazdroszczę (jedynie formy), tylko sprzęt też zobowiązuje, 

 

Zrobię mały offtop, bo zawsze mnie kłuje w oczy, gdy ktoś tak pisze. Nie mogę się z Tobą zgodzić. Każdy niech jeździ na tym na czym chce i na co go stać. Równie dobrze ktoś może powiedzieć, że "hej, Łukasz, masz rower na osprzęcie SH 105, a ile Ty w ogóle jeździsz? Taki osprzęt to dla tych co robią po 10.000 km rocznie!"

 

Jeżeli kogoś stać, to kto mu zabroni. Już pomijam to, że może kupił, bo miał jakieś większe plany dot. jeżdżenia i mu nie wyszło. Ale nawet jeżeli kupił, bo po prostu chciał mieć lekki rower to też jestem w stanie to zrozumieć. A że modne? To chyba w bardzo zamkniętym gronie pasjonatów. Przeciętnego Kowalskiego bardziej zainteresuje Twoje Lambo niż Twój karbon ;)

 

W każdym razie ja wychodzę z założenia, że jak kogoś stać, to niech sobie ma. Po to w końcu są pieniądze, żeby się nimi cieszyć. Nawet jeżeli jest to nieuzasadnione ekonomicznie. No i chyba w tę stronę pójdę przy pisaniu tekstu na blogu. Bo wymienianie wszystkiego w rowerze też finansowo nie ma sensu, ale za to jest radocha :)

Odnośnik do komentarza

Hej,

Oczywiście że tak, jak byłoby mnie stać jeździłbym na sprzecie zdecydowanie droższym niż mam obecnie, ale niektórych ekonomicznych barier obecnie nie przeskocze. Bardziej chodziło mi o obnoszenie się, czy wywyższanie w tym niby światku kolarskim. Po prostu niektórzy zachowują się jakby kilka sukcesów w wielkich wyścigach i oceniają po sprzęcie, ciuchach itp. A tego bardzo nie lubię, bo sam za gówniarza katowałem marketowy syf bo nie było kasy na nic innego, a radości miałem i tak co nie miara bo kocham rowery i ludzi pozytywnie nastawionych do tego sportu i na trasie spotykam osoby, z którymi pomimo tego, że sie nie znamy można gadać godzinami :) pasja łączy, a nie dzieli.

 

Źle zostałem zrozumiany, ale też źle to napisałem. Mnie również daje ogromną radość kupowanie lepszego sprzętu dodatków itp, a ograniacza Nas jedynie budźet. A jeszcze większą przyjemnośc odnajduję w samemu wymienianiu części, regulacjach czy myciu swojego rowerka. W pasji często ekonomia odchodzi  na bok i kupujemy bo chcemy to mieć i już  :)

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

A to zmienia postać rzeczy :) Faktycznie, bywają osoby, które zatraciły zdrowe spojrzenie na niektóre rzeczy i potrafią twierdzić np. że tańsze rowery niż ich "nie jeżdżą" :)
Ale działa to też w drugą stronę. Są osoby, które będą uparcie twierdzić, że rower z marketu za 300 złotych niczym się nie różni od roweru za 3000 złotych.

 

W każdym razie fajnie, że się zrozumieliśmy :)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...