Czy warto jeździć w kasku na rowerze?

Kaski rowerowe to w Polsce od wielu lat gorący temat. Rozpala dyskusje prawie tak samo jak szczepienie dzieci czy zarobki polityków :) Na ulicach możemy spotkać coraz więcej osób, które jeżdżą w kaskach, choć według moich obserwacji, jest to na razie nie więcej niż 10, może 15 procent rowerzystów w mieście. Większy odsetek uzbrojonych w kask możemy zobaczyć wśród jeżdżących na góralach oraz na rowerach szosowych. Kask w zasadzie przestał być „obciachem” czy ciekawostką, choć jeszcze piętnaście lat temu nie było to takie oczywiste. Na pewno spory wpływ na ich spopularyzowanie miał wprowadzony w 2003 roku przez Międzynarodową Unię Kolarską (UCI) obowiązek jazdy w kasku na wyścigach. Wymóg ten pojawił się po śmierci kolarza Andreia Kiwilewa, który zmarł po kraksie w wyścigu Paryż-Nicea.

„Zacznę od tego, że ja w kasku na co dzień nie jeżdżę. W zasadzie wyciągam go z szafy jedynie na dalsze trasy, po bardziej ruchliwych drogach. Wiem, że to trochę dziwne, tym bardziej, że większe ryzyko wywrotki na rowerze jest jednak w mieście. Ale robię to dla świętego spokoju, bo do jazdy w kasku przymusza mnie moja Monika.”

Te słowa pisałem we wrześniu 2013. Jak pewnie wiecie, w lipcu 2014 miałem wypadek po którym wylądowałem w szpitalu z połamanymi kośćmi głowy. Choć nie było kolorowo, na całe szczęście udało mi się z tego wylizać. Teraz po prostu cieszę się, że mogę dalej jeździć na rowerze i pisać dla Was na blogu.

Wśród wielu słów otuchy jakie od Was wtedy dostałem, pojawiły się też cierpkie głosy „taki specjalista, a bez kasku jeździł”. Cóż, ja po tym wypadku mogłem powiedzieć jedynie, że gdybym wiedział, że to się tak skończy, to bym wtedy kask założył.

I tu dochodzę do meritum, które jest odpowiedzią na pytanie czy warto jeździć w kasku. A więc nie warto. Chyba, że zdarzy się nam wypadek. Wtedy warto mieć go na głowie. A że wypadków niestety przewidzieć się nie da, wychodzi na to, że jednak warto jeździć w kasku.

Od tamtego czasu jeżdżę w kasku, choćby dlatego, że nawet niezbyt mocne puknięcie w to samo miejsce na głowie, może się skończyć bardzo źle. Smuci mnie to, że do jazdy z garnkiem na głowie zmotywował mnie dopiero wypadek, ale lepiej późno niż wcale.

Czy warto jeździć w kasku

Wokół samych kasków wyrosły dwie silne grupy: zatwardziałych zwolenników i zagorzałych przeciwników. Zebrałem kilka argumentów, które podają przeciwnicy kasków i pokażę Wam jak słabe one są. Podawałem je już w 2013 roku, więc nie jest tak, że to teraz się nawróciłem. Po prostu te argumenty od zawsze były bardzo kiepskie.

Zapraszam do obejrzenia odcinka Rowerowych Porad, w którym zastanawiam się, czy warto jeździć w kasku. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.

1) Większość urazów doznawana przez rowerzystów nie dotyczy głowy – mamy odruch obronny i dosłownie rękami i nogami bronimy się przed uszkodzeniem czaszki. Wszystko się zgadza, ale to nie znaczy, że urazy głowy się nie zdarzają. Po moim wypadku miałem jedynie trochę otarty łokieć i kolano oraz lekko przestawiony obojczyk, a w zasadzie całą siłę uderzenia przyjęła czaszka. Kiedyś miałem wypadek na skuterze, babka przywaliła we mnie samochodem tak, że przeleciałem jej przez maskę i upadłem na ulicę. Nie stało mi się wtedy absolutnie nic, poza tym, że byłem trochę potłuczony. Ale przywaliłem głową w asfalt tak, że gdyby nie kask na głowie, pewnie nigdy nie otworzyłbym tego bloga.

2) Jadąc w kasku człowiek czuje się bezpieczniej, więc „pozwala sobie na więcej” – cokolwiek to pozwalanie miało by znaczyć, nie jest to prawda. Jak człowiek jest głupi, to wmówi sobie wszystko. Osoby posługujące się mózgiem doskonale wiedzą, że kask nie chroni przed wypadkiem, ale to jest chyba tak samo logiczne, jak fakt, że pasy w aucie również przez żadnym wypadkiem nie uchronią.

3) Badania pewnego brytyjskiego naukowca dowodzą, że kierowcy mijając rowerzystę w kasku, robią to bliżej niż gdy się kasku nie ma. Kolejny przykład na to, że gdzieś ktoś puścił jakąś informację i zaraz jest podchwytywana przez osoby szukające podparcia swoich teorii. Na zdrowy rozum (w kasku czy bez) – czy myślicie, że kierowcy analizują w ogóle czy rowerzysta ma kask czy też go nie ma? Czy kierowca nie ma nic lepszego do roboty? Pisałem o tym trochę we wpisie „150 cm dla rowerzysty – dobry żart„. Odblaskowy pokrowiec na plecaku nawet nie pomaga i niektórzy kierowcy mimo, że nic nie jedzie z naprzeciwka potrafią wyprzedzić na gazetę.

4) Kask nie chroni podczas zderzenia z autem, ponieważ jest projektowany do zderzeń przy niewielkiej prędkości. Tylko Ci, którzy taki argument podają, zapominają, że zdarzają się jeszcze spotkania z samochodami, które nie poruszają się z dużą prędkością. Ba, zdarzają się spotkania z samochodami, które wcale się nie poruszają!

5) Jeżeli rowerzyści mają jeździć w kaskach, to może załóżmy je jeszcze pieszym, bo też mogą się przewrócić. Zdarzały się przypadki, że ludzie przy upadku tak niefortunnie uderzali się w głowę, że umierali. Ale mimo wszystko prędkość osiągana na rowerze oraz sam rower, który podczas upadku przeszkadza w odpowiednim ułożeniu ciała sprawiają, że rowerzyści są bardziej narażeni na upadki.

Wszystkie te „argumenty” legną w gruzach, gdy nasza głowa spotka się z krawężnikiem, kamieniem czy asfaltem. Wystarczy, że stracisz przyczepność, zagapisz się albo w coś wjedziesz – często nie ma czasu na reakcję, ruch obronny ręką czy nogą. Lecisz i uderzasz w co popadnie i czym popadnie. Pół biedy ciałem, najgorzej głową.

Oto co napisał Michał Kwiatkowski po pechowym wyścigu Mediolan – San Remo.

Michał brał udział w kraksie i później napisał: „Zawsze noś kask! Ten uratował mi życie!”.

Podsumowując – kask nie uchroni Cię przed głupotą (własną i czyjąś), nie uchroni przed bezpośrednim spotkaniem z TIR-em, nie ochroni innych narządów. Ale jeżeli tylko będzie poprawnie założony (na ten temat niedługo napiszę), pomoże uchronić głowę przed uderzeniem w coś twardego. Oczywiście nie całą głowę (chyba, że to kask typu FullFace, który chroni także szczękę, ale nadaje się raczej tylko do sportów ekstremalnych) i nie w każdym wypadku. Ale na pewno ograniczy ryzyko roztrzaskania głowy.

A nie jest to wielki wydatek. Cena podstawowych kasków zaczyna się od 50-60 złotych, a te bardziej markowe startują od 100 złotych. Najważniejsze aby spełniał normę EN 1078, czyli był dopuszczony do sprzedaży w Europie. Nie polecam kupować kasku na chińskich portalach aukcyjnych za kilkanaście złotych. Jak się to może skończyć, pokazał mój crash test kasku.

Na kask zawsze patrzyłem z rezerwą. Wiedziałem, że może pomóc, ale myślałem „ja przecież jeżdżę rozsądnie, patrzę tam gdzie jadę, nic mi nie będzie”. Każdy tak może myśleć. Dopóki nic mu się nie stanie. Czego i sobie, i Wam, nie życzę.

Skomentuj Krzysztof Jankowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

478 komentarzy

  • Niby podałeś argumenty za, ale jednocześnie samemu je podważając, więc tak jakby jest równowaga – generalnie fajny wpis. Zapomniałeś jednak poruszyć bardzo ważnej kwestii związanej z sianiem kultury strachu. Wciskanie kasków, po prostu odstrasza od rowerów. Dobitnie pokazuje to przykład Australii, gdzie po wprowadzeniu obowiązku jazdy w kasku, dramatycznie spadła liczba rowerzystów. W kwestii kultury strachu, polecam świetny wykład Mikaela z copengagenize: https://www.youtube.com/watch?v=pX8zZdLw7cs

    Co również ze statystykami, które pokazują, że bardziej na urazy głowy narażeni są piesi i kierowcy. Jeśli chcemy być konsekwentni, ich też namawiajmy do jazdy w kasku…

    Argument o kulturze strachu przekłada się też na dzieci. Jeśli rodzice będą się bać roweru, nie nauczą swoich dzieci odpowiednich postaw komunikacyjnych, co przełoży się na kolejne zastraszone pokolenie nierowerowe. Tak, tak wiem, powiesz mi, że dzieci się przewrócają. Ja się nie przewracałem, moje dzieci się nie przewrócą. A nawet jeśli to nabiją sobie guza, będą następnym razem ostrożniejsze. No chyba, że zostaną sportowcami i będą na rowerze rozwijać duże prędkości w lasach, to wtedy założę im kaski.

  • Zgadza się i o tym też napisałem – nie jestem zwolennikiem nakazu jazdy w kasku.

    A o jeździe w lesie, szybszej oczywiście, nie rekreacyjnej – nie pisałem, bo to oczywiste :]

  • Miałem kilka upadków i wypadków. Raz samochód wyjechał na ścieżkę, raz podjezdzając pod wzniesienie trzymając róg poluzował się straciłem równowagę, innym razem wyskoczył pies na drogę.
    Uważam, że kask warto mieć. Ani razu nie miałem sytuacji gdy uderzyłem głową, zawsze kończyło się jedynie na otarciach kolan i łokci, raz zdarłem totalnie rękawiczki. Po którymś upadku, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem kupiłem kask, nie jezdze nigdzie bez niego. Nigdy nie wiadomo co się może stać. Jeszcze się nie przydał, i obym nigdy nie musiał testować jego skuteczności.

  • Dla mnie sprawa jest oczywista. Wspomniane argumenty przeciwników są po prostu idiotyczne. Jestem zwolennikiem wykorzystywania wszelkich dostępnych sposobów zmniejszania skutków ewentualnych wypadków podczas uprawiania sportów i nie tylko. Nie jestem naiwny. Kask, rękawiczki czy inne ochraniacze nie czynią mnie nieśmiertelnym. Jeśli potrąci mnie TIR i przejedzie mi po głowie, to kask raczej mi nie pomoże, ale jeśli po wywrotce walnę głową o krawężnik, to wolę w kasku niż bez. Na żwir też wolę się wywrócić w rękawiczkach.

    Mnie przynajmniej dwa razy uratował kask. Raz w czasie stromego zjazdu na rowerze w górach przeleciałem przez kierownicę i wpadłem na drzewo uderzając m.in. głową. Kask pękł. Gdybym go nie miał, pękła by głowa. Drugi raz był na snowboardzie.

    Jeżdżę w kasku zawsze. Zwiększa moje bezpieczeństwo. Każdy rozsądny rowerzysta to wie. Tych bez wyobraźni trzeba ratować wprowadzając przepis nakazujący używanie kasku, świateł, odblasków itd. itd.

    • Kaski jak najbardziej popieram, ale przepis nie. Przepis spowoduje, że wiele osób machnie ręką i w ogóle nie wsiądzie na rower. Więc dla kierowcy rowerzysta będzie czymś egzotycznym = nie będzie się go spodziewał.

      Kask tak, nakaz nie.

      • No i dobrze. Czyli prawo zadzialalo. Idioci bez kaskow nie sa na drogach a ci co maja byc maja kaski. Plus rowerzystow juz jest mase. Paru mniej nie zaszkodzi.

        • „No i dobrze. Czyli prawo zadzialalo. Idioci bez kaskow nie sa na drogach
          a ci co maja byc maja kaski. Plus rowerzystow juz jest mase. Paru mniej
          nie zaszkodzi.”

          ?!

          Zapraszam do Australii i co się tam stało po wprowadzeniu obowiązku. Skoro tylko nie-idioci pozostali na ulicach, to mało tam mają ludzi inteligentnych. BTW nawet Ci krytykują wspomniany obowiązek, bo spadek liczby rowerzystów był dotkliwy, a (procentowo) potrąconych rowerzystów wzrósł bardzo wyraźnie; kierowcy odzwyczaili się wręcz od rowerów na ulicach.

          Zapraszam do lektury organizacji rowerowych w Australii oraz statystyk policyjnych.

          //Edit:
          W Kalifornii jest coraz większa presja zniesienia nakazu. Idę o zakład, że w ciągu roku zostanie on anulowany.

          • A może wprowadzić obowiązek jazdy w kaskach (wzorem innych państw) dla dzieci poniżej 13-15 roku życia albo poza terenem zabudowanym dla wszystkich.

          • Tak z ciekawości, w jakich krajach jest taki przepis? W sumie to niegłupie, bo dzieci jednak mają dużo słabsze kości czaszki.

          • O ile jest ten stan aktualny to (dzieci wiek 12-18 lat): Szwecja, Estonia, Islandia, Słowacja, Czechy, Chorwacja, Austria, Izrael, Japonia. Korea Płd. Dorosłym pozostawiłbym wybór, statystyki pokazują, że obowiązek kasków dla wszystkich nie poprawił bezpieczeństwa. Ja, osobiście tylko w kasku i „gonię” swoje dzieci do jazdy w kaskach.

          • Co do dzieci, moje widząc mnie wychodzącego na rower od zawsze w kasku, gdy same chca pojeździć, pierwsze co robią, to proszą aby im kask założyć.

          • od razu najlepiej zakażmy wychodzenia z domu ale pozwol że ja z tego zakazu nie bede korzystał. Ty tak

          • Porównanie z doopy wzięte. To może nie nakazujmy jeździć w pasach bezpieczeństwa samochodami?

          • Jeśli jazda bez pasów bezpieczeństwa ma zagrażać komukolwiek innemu niż samemu zainteresowanemu to zakazujmy ale jeżeli tylko temu który nie zapina to jest jego sprawa.
            Jadąc na rowerze bez kasku twój brak kasku nikomu nie zagraża. Ja wolałbym by państwo za mnie nie myślało – sam decyduję jak jeżdżę. Nie jeżdzę po ruchliwych jezdniach i nie wjadę na takie nawet w zbroi (bo gówno by dała tak jak kask gówno daje przy spotkaniu z jadącym 50 km/h czy tam więcej samochodem/motorem). A zadrapań się nie obawiam jak niektóre płaczki.

          • „Nie jeżdzę po ruchliwych jezdniach” myslisz, że coś złego może cie spotkać tylko na ruchliwej drodze? Na głupiej ścieżce rowerowej możesz mieć wypadek przez bezmyslnego właściciela, który prowadzi psa na zbyt długiej smyczy. Z powodu biegacza czy rolkarza ze słuchawkami, który nie reaguje na dzwonek czy krzyki. A sam, bez niczyjej „pomocy” też możesz upaść i przydzwonić głową w asfalt.:
            „A zadrapań się nie obawiam jak niektóre płaczki.” Tylko niedzielny rowerzysta tak może napisać. Jak przejedziesz ileś tam tysięcy km zmienisz zdanie. Przerobisz kilka takich nieciekawych sytuacji to nabierzesz pokory.

            Ciekawa staytstyka: liczba ofiar śmiertelnych wsród rowerzystów w 2013r. w kasku – 127; bez kasku – 464 (wg Insurance Institute for Highway Safety).

          • Wybacz złotko ale z paranoikami nie wchodzę nigdy w rozmowę bo tylko zarażają wszystkich swoim bezgranicznym pesymizmem a argumenty do nich i tak nie docierają.
            Jeżeli tak czarno widzisz rozrywkę jaką jest jazda na rowerze to pomyliłaś/eś blogi.
            Dzięki jednocześnie za diagnozę, niedzielny rowerzysta a to ciekawe , nie jeżdzę w niedzielę więc nie grozi to mi złotko.
            Statystyki? Pozwolisz, że ja sam będę dalej decydował o swoim życiu, nie statystyki.

          • Panowie, fajnie, że rozmawiacie, ale bardzo proszę – bez rozpoczynania wojenek. Musiałem wkroczyć i wymoderować co nieco, więc nie rozkręcajcie się.

          • To nie paranoja, pesymizm tylko jakieś już doświadczenie, przezorność i poszanowanie własnego zdrowia. Tak z ciekawości, ile tys. km robisz w sezonie (rocznie)?

          • z twojego punktu widzenia nigdy nie uznasz twojego scenariusza za paranoiczny, kilometrów nie liczę, nie jestem rasowym kolarzem i nie jestem jak to nazwałeś/aś niedzielnym , jeżdzę rekreacyjnie, raz 10 km raz kilkadziesiąt. jedno jest pewne – nie chciałbym by mi ktokolwiek przymusem państwowym narzucał że mam o siebie dbać w taki czy inny sposob i czy w ogóle dbać. Ilość przejechanych kilometrów nie ma tu znaczenia. Równie dobrze możesz mnie zapytać o ilość przebiegniętych kilometrów czy ilość przeczytanych komentarzy o wyższości jazdy bez kasku

          • A z ciekawości, ile Ty jeździsz, że uważasz się za doświadczonego? :-)

          • idę płakać, wzruszająca diagnoza. Zostać zmasakrowanym tak bardzo przez rowerowego wyjadacza – bezcenne.

          • Ale nie bierzesz pod uwagę tego, że jakby doszło do wypadku to właśnie za państwowe (czyli nas wszystkich) pieniądze będziesz operowany, a jak zostaniesz „roślinką”to utrzymywany do końca życia. A jazda w kasku zmniejsza to ryzyko. Dzięki takim przepisom państwo może zaoszczędzić na przyszłych kosztach leczenia.

          • Skąd wiesz że nie za prywatne? Skąd wiesz że będzie operacja? Oj neurotyk z ciebie
            Państwo zabiera bez mojej zgody składki więc ja bez twojej chcę z nich korzystać.
            Jak ulegniesz wypadkowi to mam nadzieję, że nie będziesz leczył się za moje pieniądze.

          • Pytanie było do Waltera, ale trochę odpowiem w swoim imieniu.

            7000-8000 rocznie w mieście (30km dziennie, odliczając urlopy i choroby, nie jeżdżę w weekendy, chyba że po świeże bułki na śniadanie), przez cały rok. Od 5 (6?) roku życia ani jednej wywrotki. Dlatego już raz się zapytałem, co Wy robicie, że tak często rozwalacie głowy?

            Rozumiem sportowców i wyczynowców, sport rządzi się swoimi prawami i tam bez kasku to denna głupota.

            Chyba żyję w innej rzeczywistości, bo jazda dla mnie nie generuje tak stresujących sytuacji, nikt nie usiłuje (nawet przypadkiem) mnie zabić. Ja siebie też nie. A rolkarzy, samochodów i zaspanych rowerzystów oraz psów w Trójmieście gęsto. Rower mnie odstresowuje.

            Jedyny uraz głowy, którego nabawiłem się od roweru (dosłownie) jak podczas wnoszenia go po schodach przywaliłem sobie kierownicą w głowę (nie pytajcie jak, nie przyznam się). :D

            Dla odmiany, ostatniej łagodnej zimy, czterokrotnie wywaliłem się na lodzie, raz obijając sobie solidnie kość ogonową i raz przywaliłem się w potylicę. Tu kask by się częściej przydał.

            //Edit. Ostatni akapit dotyczy chodzenia pieszo.

          • „jakieś już doświadczenie” tak dokładnie napisałem. Czyli nie duże ale już wystarczające. Nie silę się na znawce i eksperta, jednak argument typu „przymus państwowy” troche mnie rozwala. Nie miałem jeszcze jakiejś drastycznej kraksy ale i tak jazdy bez kasku sobie nie wyobrażam. Jeżdżę cały rok (też ok. 7-8 k) ale 95% poza miastem, drogi między wioskami.

            Wróć do mojej pierwszej wypowiedzi „A może wprowadzić obowiązek jazdy w kaskach (wzorem innych państw) dla dzieci poniżej 13-15 roku życia albo poza terenem zabudowanym dla wszystkich”, napisałem tylko tyle lub aż tyle.

            „az przywaliłem się w potylicę. Tu kask by się częściej przydał.” I dalej jeździsz bez?

          • „”az przywaliłem się w potylicę. Tu kask by się częściej przydał.” I dalej jeździsz bez?”

            To było jak szedłem pieszo (co niejednoznacznie napisałem). Mam chodzić po chodnikach w kasku? :-)

          • Dobrze, że doprecyzowałeś (edytowałeś) bo zrozumiałem ze to miało miejsce podczas jazdy rowerem.
            Ps. Mój mały „sukces”, kilka miesięcy temu namówiłem kolegę z pracy do jeżdżenia w kasku.

          • > Nie miałem jeszcze jakiejś drastycznej kraksy ale i tak jazdy bez kasku sobie nie wyobrażam
            Ja też nie ale sobie wyobrażam. Brak wyobraźni to twoja sprawa, twoje upodobanie także, nie będzie ono powodem do tego by zmuszać wszystkich rowerzystów do twoich upodobań

          • Eh… Tak niedawno wielokrotnie pisałem, że statystyki można sobie o kant d… potłuc, bo każdy może z tego wyciągnąć wnioski.

            „Ciekawa staytstyka: liczba ofiar śmiertelnych wsród rowerzystów w 2013r. w kasku – 127; bez kasku – 464 (wg Insurance Institute for Highway Safety).”

            Czyli jakoś 3,7 krotnie więcej, ale…

            Jak już podajesz liczby _bezwzględne_ to proszę, odnieś je do całkowitej liczby rowerzystów jeżdżących w kasku i bez niego. Ja sprawdziłem, Tobie też proponuje. Dojdziesz do ciekawych wniosków. Bo jeszcze Ci wyjdzie, że kask przyczynia się do wypadków śmiertelnych, zależności od kraju, gdzie robiono badania, co jest absurdem. Ot, taki urok liczb. :-)

          • Bo w kaskach jeździ tylko 10 do 15 procent i to daje 127 ofiar, więc proporcjonalnie 85 do 90 procent powinno być ok 875 ofiar, a jest prawie dwa razy mniej.Jak możesz to wytłumaczyć?

          • Masz wyobraźnię to jeździsz w kasku, tak to mogę wytłumaczyć. Ps. W pracy kolejny zaczął dojeżdżać w kasku.

          • A jak sobie łepetynę rozwalisz i będziesz potrzebował specjalistycznego leczenia, to kto za nie zapłaci? Ja i reszta pracujących, więc nie mów, proszę, że to tylko Twoja sprawa

          • tym komentarzem mi podpadasz – w innym jednak jest dawka rozsadku wiec zachowac poziom wypadaloby :) a ten argument jest do niczego bo osiagamy absurd w ktorym musimy scigac palaczy, pijaków I kilentelę mcdonald bo oni też są lekkomyślni i będą leczyć się za pieniądze z nfz

          • Cr, popieram cię.
            Od ponad 30 lat jeżdżę na rowerze bez kasku i nie mam zamiaru go kupować, nikt mnie nie zmusi.
            W Holandii jeżdżą bez kasków, w Nowej Zelandii po wprowadzeniu obowiązkowego noszenia kasków zmalała ilość rowerzystów a ilość wypadków pozostała na takim samym poziomie.
            Efekt Peltzmana się kłania, kompensacja ryzyka.
            Jak ktoś się czuje niebezpiecznie na rowerze to czemu nosi tylko kask ? Cczemu nie nosi kasku osłaniającego żuchwę, czemu nie nosi ochraniaczy na ręce i nogi, oraz w 30 stoponiowym upale nie nosi kamizelki odblaskowej i długich spodni z odblaskowymi wszywkami.

          • również niech nosi ochraniacze jak chodzi – przecież może się wyrżnąć :)
            Piszę to ze zdartym łokciem (a właściwie dwoma bo drugi też trochę załatwiłem) i kolanem bo wczoraj ładnie poleciałem na asfalt biegając :)

            No paranoicy, stosujcie kombinezony ochronne bo jeszcze sobie kolanka pozdzieracie hahah

          • Sam nie wiem o co Wam chodzi Robercie i Cr. Ja jestem od niedawna całkowitym zwolennikiem jazdy w kasku. Dawniej uważałem, że kaski są tylko dla wyczynowców, ale po kilku nieprzyjemnych sytuacjach, które zdarzyły się nie dawno, między innymi wywrotka na zakręcie na oblodzonej drodze dla rowerów obok ronda. Przewróciłem się wtedy na bok i „przejechałem” tak z 1m. Kolejne zdarzenie miało miejsce w ubiegłą środę kiedy jechałem z 30km/h i o mały włos nie wjechałem w bok samochodu (dokładniej opiszę tą sytuację za parę zdań;)). To środowe przeżycie skłoniło mnie do zastanowienia się nad moim bezpieczeństwie na drodze. Przypomniałem sobie wtedy, że gdybym w zimie jechał trochę szybciej i droga dla rowerów nie była by oddzielona tak szerokim pasem zieleni od ronda to mój poślizg skończył by się pod maską , albo uderzeniem głową w bok jakiegoś samochodu :/.Kasku obecnie nie posiadam (teraz żeby nie było, że jestem hipokrytą :P). Póki jeżdżę bez kasku czuję pewien dyskomfort, kiedy znajdę trochę czasu od razu pójdę do sklepu rowerowego i kupię sobie jakiś porządny kask. Ale wracając do tematu. Jak bardzo nie uszkodzili byście sobie ręki czy nogi, to od tego nie umrzecie, więc ochraniacze przynajmniej dla mnie do codziennej jazdy po parę kilometrów do pracy, szkoły czy znajomych są nie potrzebne, bo ryzyko ewentualnej wywrotki nie jest zbyt duże, a nawet jeśli z poobijanymi kolanami i łokciami da się żyć (gorzej sprawa się ma z dłońmi, ale to potem;)). Wracając do kasku, tu wkrada się jeszcze prędkość. Gdy jedziesz sobie spokojnie 15km/h to nawet wyskakujący z jakieś posesji, zza krzaków samochód który zatrzymuje się na środku chodnika dla pieszych i drogi dla rowerów, zagradzając przejazd rowerem. . Zachowując rozsądek spokojnie wyhamujesz. Inna jest sytuacja kiedy jedziesz 30-35km/h (tak właśnie wyglądała moja nieprzyjemna sytuacja). Wtedy przywalenie w bok samochodu prowadzonego przez jakiegoś idiotę jest praktycznie nieuniknione, a wtedy kask zmniejszy obrażenia głowy. Tak myślę, że nie ma sensu w sumie wpływać na tak wysokie prędkości (30+km/h) bo żaden przeciętny Janusz i żadna Grażyna nie jadą swoimi składakami tak szybko do pracy :P, a mowa o jakiś powietrznych wyczynach z rowerem, czy zjazdów sportowych bez kasków mija się z celem. Wracając do Janusza i Grażyny… Nie grozi im raczej spotkanie z bokiem samochodu (o ile ich składaki posiadają hamulce :P), ani korzeń równoległy do leśnej ścieżki (chociaż tu wkrada się nikczemny krawężnik, niepozornie wystający parę centymetrów łączący ścieżkę dla pieszych i drogę dla rowerów. Chwila nieuwagi i przednie koło się blokuje a Grażynka leży na boku z rozsypanymi ciepłymi bułeczkami z Lidla, z wstrząśnieniem mózgu. (Janusz tak samo tylko że z browarem xd), oczywiście nie mówię że każdy upadek bez kasku kończy się wstrząśnieniem, czy uciskiem.). Teraz chyba jeden z najbardziej znienawidzonych widoków na drodze, a mianowicie zakręt+rozsypany żwir albo liście. Upadek na bok gwarantowany, i tutaj przyda się dodatkowa odzież ochronna, taka jak rękawiczki, które ratują przed najgorszymi otarciami, czyli otarciami dłoni. Tutaj wracam do kamizelek i spodni (i kombinezonów). Ach… jak zobaczyłem Twoją wypowiedź Cr, to nie wiedziałem czy śmiać się, czy płakać… Kombinezony ochronne, kombinezony ochronne, kombinezony ochronne!!! Odzież rowerowa to nie ubiór sapera! Cofam się do wypowiedzi Roberta. Kto powiedział, że kamizelka nie może być na ramiączkach. Długie spodnie z odblaskowymi wszywkami… kolanka pozdzieracie hahah… widać, że chyba zagubiliście się w życiu, bo nawet „gimbusy” mają bardziej wyparzoną ge… znaczy buzię :) od Was i ich słownictwo, i szacunek do drugiej osoby jest o wiele większe od Waszego! White Rozmawiał z Tobą Cr na poziomie. Ok, tematem tego wpisu jest noszenie kasku. White na samym początku mówił o nakazie noszenia kasku przez dzieci. Ja jestem zdecydowanie za wprowadzeniem takiego przepisu, bo sam jako mały berbeć ledwo trzymający równowagę na rowerze upadłem na czoło. Miałem wtedy kask. Skończyło się to tylko potężnym guzem, a gdybym nie miał wtedy kasku, strach pomyśleć… A tak na sam koniec przepraszam za moje upośledzone poczucie humoru :P

          • Ta dyskusja jest stara, ale nadal warto się wypowiedzieć, moim zdaniem nie wszystko zostało powiedziane. Bezsens nakazu jazdy w kasku jest oczywisty. Przede wszystkim dlatego, że wolność nie może pozwalać ludziom tylko na robienie dobrych dla siebie rzeczy. Ludzie musza mieć możliwość także szkodzenia samym sobie (nie innym). Czy ktoś chce być ćpunem, nałogowym palaczem, jeździć bez kasku na rowerze, bez pasów samochodem i tak dalej, musi mieć prawo to robić. Ktoś tu chyba powiedział, że jazda bez pasów bezpieczeństwa jest słusznie zabroniona, bo ktoś kto nie zapina pasów szkodzi swoim współpasażerom. A ja pytam – i co z tego? Wewnątrz samochodu to kierowca, a nie rząd jest panem i władcą. To on zapewnia bezpieczeństwo pasażerom i on musi się interesować, by wszyscy te pasy zapięli. Jeśli tego nie zrobi, to w najgorszym wypadku będzie miał na sumieniu życie swojej rodziny. Jego wina. Prawo nie jest od tego, by unikać wszelkiej odpowiedzialności za swoje czyny.
            Sytuacja z kaskiem bezpieczeństwa jest analogiczna. Jak ktoś myśli o swoim bezpieczeństwie, to wsiadając na rower ten kask założy. Ale już sytuacja, kiedy ktoś jest zobowiązany do noszenia kasku jadąc dwie ulice dalej do spożywczaka bo tak uznali rządowi spece od wszystkiego, jest chora. Chcesz sobie szkodzić, jadąc po ruchliwej ulicy bez kasku? A proszę Cię bardzo, jedź i życzę, by nic złego się nie stało. Tylko jak już coś się stanie i będziesz miał wstrząśnięcie mózgu, to nie obwiniaj o to nikogo poza sobą. Kierowca który w Ciebie wjedzie może i będzie winny, ale to nie uratuje nikomu życia. Najwyżej takiemu przemądrzałemu rowerzyście na nagrobku napiszą „Żył lat 25. Miał rację”.
            No i koronny argument, do którego nikt jeszcze się nie odniósł. Nakaz powinien być, bo za leczenie będziemy płacić wszyscy z podatków. Czystą głupotą jest państwowe leczenie takich sytuacji, chyba wypadałoby iść w tę stronę? Nie leczmy państwowo ludzi, którzy wyrządzili sobie krzywdę tylko i wyłącznie ze swojej winy, umyślnie.

          • Masz rację że to jest przydatne, byle nie było to nakazane prawem. Ja nie twierdzę że kaski są nieprzydatne tylko że nie w każdych formach jazdy na rowerze są potrzebne i gdyby taki nakaz wszedł to objąłby każdego a jakoś nie bardzo widzę rowerzystę rekreacyjnego jadącego po parkach 15 km/h w kasku. No i oczywiście policjantów czychających na to by wlepić mandat rodzicom malucha bo jeździł sobie bez kasku

  • Mysle identycznie jak Lukasz. Kazdy jest kowalem wlasnego losu, nic nie powinno byc nakazane. Podobnie jak pasy bezpieczenstwa w samochodzie. Za wyjatkiem rzeczy ktore narazaja innych, typu oswietlenie, osobom bez oswietlenia na rowerze walil bym solidne mandaty. Oswietlenie nie jest drogie zwykle migajace diody LED ktore nic nie oswietla sprawia, ze jestesmy widoczni z daleka.

    • Pasy bezpieczeństwa nie są tylko dla Ciebie, ale także dla Twoich współpasażerów. Podczas wypadku możemy się z kimś zderzyć w aucie, albo wyrwać fotel osobie, która siedzi przed nami. O sytuacjach podczas dachowania nie wspominając.

      • Mój ojciec zawsze, gdy ktoś nie chce zapiąć pasów w aucie (argumentując „bo po co”), śmieje się że w takim razie już nie chodzi o zdrowie/życie tej osoby podczas wypadku, tylko o to, że nowa przednia szyba kosztuje 400 zł. Dziala.

    • Niestety są jeszcze koszty leczenia osoby ulegającej wypadkowi, które ponoszą wszyscy tak więc… pasy, kaski powinny być obowiązkowe.

      • Zgodnie z tym podejściem każdy, kto musi się leczyć przez swoją głupotę i ignorancję (np. palacze, bo nie kupiłeś auta z większą ilością poduszek powietrznych itd.) i błędy (np. sprawcy wypadków, wejście pieszego pod auto) powinien płacić z własnej kieszeni za leczenie. I tylko zdarzenia losowe by podpadały pod bezpłatne leczenie. Prawda?

        Np. GOPR powinien żądać zwrotu kasy za akcję ratowniczą, bo idioci wybrali się w góry bez przygotowania (częsta sytuacja).

        Tylko że to jest sprzeczne z definicją _ubezpieczenia_ (w tym przypadku zdrowotnego). Towarzystwa ubezpieczeniowe często w ten sposób nadużywają swojej pozycji.

        Poczytaj sobie tematy związane z legislacją, tłem historycznym i jak to jest u nas i w innych krajach (europejskich i USA oraz Kanady). Bo inaczej z dyskusją zejdziemy do poziomu populizmu. :-)

  • Nic nakazane ale oczywiscie sugerowane, ale nie przez starch.
    Odwolywanie sie do statystyk przez przeciwnikow kaskow jest bardzo idiotyczne. Wychodzac z zalozenia ze nigdy sie nie wywalilem to sie nie wywale a nawet jesli to tylko w 10% przypadkow dochodzi do urazu glowy(liczbe zmyslilem).
    Nie wazne jak uwazni bedziemy zawsze moze to ktos nas przewrocic, przypadkiem znajdziemy sie w tych 10%.

  • Wszystkie Wasze uwagi powyżej są słuszne. Jednak uważam, że niechęć do kasku ma źródło gdzie indziej. W naszym kraju jest to po prostu traktowane jako obciach. Nigdy kaski nie były popularne, a niestety w naszym kraju bycie odmiennym… Druga sprawa, jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę. Na kask trzeba wydać powiedzmy ze 100 zł, więc niepotrzebne wydatki…
    Wracając do pierwszego argumentu. Nasza mentalność może zadziałać również w przeciwną stronę. Założyć spodnie rowerowe, obcisłą koszulkę i kask z okularami to się wygląda bardziej pro i jest się lepszym!
    PS Sam posiadam kask. Kupiłem parę dni temu, więc nie miałem okazji jeszcze jeździć ;) Ale założenie jest takie, że będę jeździć w kasku.

    • A to ciekawe bo ja spotkałem się wręcz z przeciwną opinią. Gdy kask był jeszcze nowinką rowerową ( jakieś 5 lat do tyłu a może i więcej ) wśród kolarzy posiadanie kasku
      było kull i każdy zazdrościł takiego „wdzianka” bo tez chciał się wyróżniać i być kolorowym.

  • Sprawę obciachu nakręciły mocno tanie kaski z lat 90-tych, sprzedawane w hipermarketach. Teraz producenci poszli za modą i już w zasadzie takich nie oferują, chyba, że dla dzieci.

    Chodzi mi o coś w ten deseń:
    http://www.joannaskrzydlewska.pl/wp-content/uploads/2012/04/konferencja-11.jpg

    Na zdjęciu posłanka z kaskiem. Przekazywali takie kaski dzieciakom w szkołach w zeszłym roku. Tylko kto do jasnej ciasnej będzie jeździł w takim garnku na głowie :P

    A w kasku można naprawdę dobrze wyglądać:

  • Od niedawna stałem się cyklistą (w sumie od połowy lipca). Jako umysł ścisły i miłośnik internetu przetrząsnąłem cały internet za wszelakimi informacjami związanymi (typowa szajba ;) ) z moją nową drogą życia ;). Natrafiłem między innymi na Ten blog, którego Autorowi gratuluję, jako treściwy, pozbawiony ideologii (częsta przypadłość internetu).
    Ale do rzeczy, znalazłem swego czasu parę wpisów, na tematy rowerowe na blogu medycznym (nie chciałbym reklamować cudzych blogów, dlatego oddaję się pod ocenę Szanownego Autora).

    Sam jeżdżę w kasku raczej rzadko, dojeżdżam do pracy 18 km w jedną stronę ale głównie po drogach pozamiejskich (mieszkam na obrzeżu miasta), na których ciężko się przewrócić a widoczność samochodowa jest całkiem dobra (jestem też kierowcą, także bezpieczną jazdę rowerem opieram na własnych doświadczeniach) dlatego preferuję wygodniejsze odzianie głowy i bardziej może opływowe ;)

    Pozdrawiam

  • Jednoznacznie nie mozemy powiedziec, ze kask jest zbędny albo niezbędny. Jednak w 100% moze być przydatny, nigdy nie możemy być pewni że wsiadając na rower się nie przyda. Ci co uważają inaczej wg mnie faktycznie nie muszą nosic kasku bo coś im się stało w czerep.

  • Ze względów bezpieczeństwa pewnie powinno się zakładać sam jeżdżę w kasku od pewnego czasu zanim go założyłem sądziłem że inni jeżdżą bo tak modnie dziś wiem jak bardzo się myliłem bo jeśli ktoś nie dba o własną głowę to jego sprawa lecz pomijając względy bezpieczeństwa to jadąc w upalne dni z gołą główką może być różnie i miałem do wyboru czapkę lub kask no i tutaj zdecydowana przewaga kasku nad czapką bo system wlotu powietrza idealnie chłodzi czego nie zrobi czapka wręcz przeciwnie dlatego uważam że zdecydowanie kask.

  • Ja osobiście nie widzę sensu jazdy w kasku oraz sam nie praktykuję tego. Zdaję sobie sprawę, że jest to najbezpieczniejsza forma jazdy, lecz bez przesady. Jak się umie jeździć na rowerze to się nic nie powinno stać ;)

  • Ja umiem jezdzic na rowerze, ale nie moge powiedziec tego zawsze o wspoluzytkownikach drogi. Nie koniecznie sami sobie musimy stwarzac zagrozenie

  • Na temat kasków napisaliście już wiele mądrych rzeczy. Wniosek jest taki, że rozsądek powinien decydować. I żadnego obowiązku jazdy w kasku, bo to jak w Australii zniechęci ludzi do roweru. Poruszyłbym natomiast inny temat bardzo istotny nie tylko dla rowerzystów. Powinien być bezwzględnie przez policję egzekwowany obowiązek jazdy na rowerze po zmroku po drodze publicznej z OŚWIETLENIEM. Nie macie pojęcia ilu jest samobójców szczególnie na drogach lokalnych. Nie maja nic, nawet najmniejszego odblasku. Kiedyś na głównej drodze wyprzedził mnie szybszy samochód. Kilometr dalej stał na poboczu a po drodze rozrzucone były części roweru i… rowerzysty. A jakby mnie nikt nie wyprzedził?

  • Pisałem o tym nie tak dawno i w 100% się zgadzam:

    https://roweroweporady.pl/wlacz-oswietlenie-na-rowerze/

  • Po wypadku rowerowym nie rozstaję się z kaskiem. Zwyczajnie zjeżdżając asfaltem, z nie duża prędkością (do 30km/h), przed zakrętem nacisnęłam hamulec zbyt gwałtownie. Czekał mnie lot przez kierownicę i upadek prosto na twarz. Ułamane jedynki, złamany nos i pęknięty kask. Gdyby nie on, mogłoby być dużo gorzej.
    Mylą się ci, którzy piszą że ten kto potrafi jeździć nie upada. Mylą się również ci, którzy piszą że wystarczy jeździć ostrożnie aby kask był zbędny. Wystarczy 1 błąd. 1 głupi błąd. Nasz, bądź kogoś innego. Co nam szkodzi ubrać kask? W czym przeszkadza?

    • Ja praktycznie lewej klamki nie naciskam. Polecam robic to samo. Wcześniejsze hamowanie na tylne koło i lotu przez kierownice nie uświadczysz.

      • Dużo zależy od typu roweru. W mieszczuchu, gdzie zdecydowana większość ciężaru przypada na tylne koło i masz wyprostowaną sylwetkę, trudno przelecieć przez kierownicę. A często dochodzą sakwy na tylnym bagażniku. M.in. dlatego ten rower jest banalnie łatwy do opanowania na lodzie i śliskiej nawierzchni, gdzie poślizg tylnego koła jest łatwo kontrolować. Nie to co z przednim, gdzie poślizg często oznacza glebę. Zawsze na początku zimy zaliczam jakiś poślizg, po którym przypominam sobie co to jest lód. :-) Ale nigdy nie skończyło to się wywrotką, mimo semislicków.

        W takich rowerach dobrze jest sobie wyrobić nawyk hamowania obydwoma hamulcami, szczególnie że tylni raczej pełni rolę spowalniacza. Oczywiście, w zimę to odradzam. Kettler wręcz ma zintegrowane obydwa hamulce, a holenderscy producenci dodają, nawet do V-brake, modulator siły hamowania, utrudniający zablokowanie przedniego koła.

        Odciążenie przedniego koła ma swoje wady: w śniegu na grudach lubi podskakiwać i dobrze jest obniżyć ciśnienie w oponie.

  • Ja nie jeżdżę w kasku. Dlaczego ? Po prostu nie lubię i nie uważam aby był mi potrzebny. Jeżdżę zawsze po jak najmniej ruchliwych drogach i unikam jakichkolwiek potencjalnie niebezpiecznych sytuacji. Do tej pory to wystarcza. Po prostu czuję się pewnie i jeżdżę pewnie. Co prawda miałem 2 wywrotki z własnej głupoty, ale jedyne co ucierpiało to łokcie i kolana. Oczywiście nie namawiam nikogo do jeżdżenia bez kasku – to indywidualna kwestia.

  • Właśnie dzisiaj, na zakręcie przy prędkości 40 kmh przewróciłem się, uderzyłem kaskiem w krawężnik, kask pękł, głowa całą. Każdy kto jeździ bez kasku to deb… Zawdzięczam może i swoje życie temu, że miałem kask.

    • idąc twoją retoryką ja napiszę, że każdy kto jeździ 40 km na godz. to debil – skoro ty mnie obrażasz (jeżdżę bez kasku) i miliony innych użytkowników rowerów bo to zapewne próbowałeś napisać ale nawet nie potrafiłeś do końca ukazać nam jakże zacnego określenia. Jak chcesz obrażać innych rób to w pełni i nie udawaj potem kulturalnej panny

  • Kask – temat rzeka. Nie neguję potrzeby/przydatności kasku lecz wkurzają mnie ceny kasków, tj. skoro jeden może kosztować 40 zł a drugi kosztuje 350 zł to ja mam wrażenie (nieodparte), że ktoś „próbuje mnie zajść od tyłu i …”, chociaż są to wydmuszki styropianowe różniące się designem, kolorem – detalami. Służą do tego samego i prawdopodobnie w ten sam sposób, i nie uwierzę że kask za 350 zł lepiej uchroni dynkę. Wszyscy robią takie same, chroniące (ewentualnie) czubek głowy. Czy nikt nie wpadł na to, że taki może być super odblaskiem – ta skorupka plastikowa może być przecież odblaskowa. Ale na „wielkich” wyścigach kolarskich to jest niepotrzebne, więc i my indywidualni tego nie mamy. Aż się boję pomyśleć ile będzie kosztował kask znanej firmy w wersji odblaskowej – pewnie z 800 stówek :) Odblaskowa farba dotyczy również rowerów, a konkretnie ram. Mam pretensje do producentów za zastój w temacie.

    • Nie wygląd lecz struktura wewnętrzna i kształt kasku decyduje o jego skuteczności oraz PRAWIDŁOWE założenie i „umocowanie” do głowy a czym wielu nie wie.
      Złe umocowanie kasku grozi utratą zdrowia lub życia bo kask zamiast pomóc w ratowaniu będzie czynnikiem zwiększającym ryzyko urazu lub nawet śmierci.
      To coś za parę złoty nie jest kaskiem lecz ozdobą uważam, że za kask, który ma nas uchronić od poważnych skutków walnięcia w cokolwiek musi kosztować i poniżej 100 zł nie ma nawet na co patrzeć.

      • Jeśli kask spełnia normy bezpieczeństwa i ma taki certyfikat podany na naklejce wewnątrz to można się nim zainteresować.

    • W przypadku droższych kasków płacisz za lepsze systemy dopasowania do głowy, przewiewność, lekkość. Odnośnie wytrzymałości się nie wypowiadam, bo to powinny badać niezależne laboratoria. Ale tak jak pisze Tukan, od kasku za np. 20 złotych nie wymagałbym zbyt wiele, wystarczy pooglądać na YT jak się zachowują „kaski” motocyklowe w tej cenie, albo tańsze.

  • Podsumowując:

    Mamy następujące przyczyny związane z nieużywaniem kasków:

    Poczucie bezpieczeństwa
    1) Nie używam – zostawcie mnie w spokoju, jeżdżę bezpiecznie i nic mi się nie stanie,

    Poczucie krzywdy i wykorzystania przez rynek
    2) Nie używam – ktoś chce na mnie zarobić i kreuje się jakąś dziwną modę i parcie na jazdę w kasku,

    Poczucie tożsamości
    3) Nie używam – bo kaski są dla tchórzy i cieniasów, ja jestem „macho” i nie muszę

    Teraz prosta operacja zamiany słów i się okazuje, że mamy grupę … użytkowników:

    Potrzeba bezpieczeństwa
    4) Używam – mam złe doświadczenia z wypadkami na rowerze

    Akceptacja krzywdy finansowej
    5) Używam – bez względu na warunki i koszty chcę zapewnić sobie maksimum bezpieczeństwa,

    Potrzeba tożsamości
    6) Używam – dzięki temu wyróżniam się w tłumie.

    A Ty – czym leczysz swoje kompleksy?
    ;-)D

  • Jeżdżę w kasku od początku, jak tylko złożyłem sobie rower. Na początku trochę głupio się z tym czułem, ale dzisiaj głupio czuję się bez kasku. Do tego jeżdżąc po lasach i górach często zdarza się wjechać pod niższe drzewa, zwisające gałęzie, krzaki. Wtedy kask i okulary są zbawienne. Kilka razy po głowie gałęzią dostałem, oczywiście w kasku. O wymuszeniu pierwszeństwa przez kierowcę nie wspomnę…

  • Ja się zgodzę, że kask to indywidualna sprawa z prostej przyczyny – w ten sposób narażasz wyłącznie siebie, a nie innych, więc decyduj sam o sobie.

    @Olek: wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się obrażanie innych (kultura i dobre wychowanie przy okazji też), także może trochę kulturalniej porozmawiajmy. Jeśli ktoś chce jeździć bez to trudno – jego głowa i jego sprawa – każdy ma swój rozum.

  • @knox

    To nie obrażanie tylko moja opinia, bo każdy kto świadomie naraża swoje życie jest dla mnie deb… i nie zmienisz tego.

    Pozdrawiam

  • „:2) Jadąc w kasku człowiek czuje się bezpieczniej, więc „pozwala sobie na więcej” ” to działanie podświadome, podobnie dzieje się w przypadku samochodów. Pewne zachowanie zostało potwierdzone naukowo. Kierowca w aucie bez systemów wspomaganych jedzie wolniej niż w pojeździe w nie wyposażonym, ten sam kierowca. Podobnie jest w przypadku odległości wyprzedzania, działanie odruchowe.

  • @ktosiek
    Może i pozwala sobie na więcej, ale tylko w warunkach pewnego komfortu.
    To właśnie dlatego kierowcy tak łatwo sobie pozwalają na więcej gdy wiedzą, że COŚ im pomoże. Są chronieni z każdej strony, nawet sposób jazdy jest pod kontrolą i co? Gubią rozum i instynkt przetrwania, a skutki znamy.

    Kask dla rowerzysty nie pomoże uniknąć wypadku, ale zmniejszy skutki w prostych sytuacjach, które się każdemu mogą zdarzyć. Ja go traktuję jak element bezpieczeństwa biernego.
    W konfrontacji czołowej z autem nie pomoże i na to nigdy nie będę liczył, ale zdarzyło mi się najechać na krawężnik pod zbyt ostrym kątem, albo wjechałem pod niskie gałęzie.

  • Wiele lat jeździłem bez kasku i w ogóle nie byłem do nich przekonany. W 2010 roku gdy kupowałem nowy rower, w sklepie mogłem zakupić za 150 kask wart około 300, więc pomyślałem ze kupię, a gdy nie polubię jazdy w nim, to komuś odsprzedam z zyskiem :)
    No i od tego czasu nie wyobrażam sobie jazdy bez kasku. Przynajmniej 2 razy uratował moją głowę od ciężkich uszkodzeń. Jestem za tym aby promować jazdę w kasku, wśród rowerzystów, ale nie jestem za tym, aby kask był obowiązkowy.

  • Jezdze tylko w kasku. Gdyby nie kask, to juz dwa razy mialbym duzy klopot ze zdrowiem. Jeden kask pekl na pol, drugi popekal z przodu. Zona gdyby nie kask, to mialaby blat w czaszce. Dwie kolezanki z pracy, przeciwniczki jazdy w kasku, zaraz po pierwszych powazniejszych kolizjach kupily kaski. Kazdy moze zaliczyc upadek, a wtedy jadac bez kasku, moze juz byc za pozno, zeby pojsc po rozum do glowy.

  • Witam.
    Też nie zawsze jeżdżę w kasku (raczej mniej niż więcej)ALE przy pierwszej jeździe na moim nowym rowerze po deszczu zaliczyłem wywrotkę i uderzyłem bokiem głowy o asfalt (szkoda,że nie miałem kasku)niezły guz.

  • „Idiotyczne”? „deb…”? szkoda, że takie „kulturalne” pacany jeżdżą w kaskach, może by im się uraz głowy przydał.

  • Artykuł dosyć ciekawy, nawet przeczytałem wszystkie komentarze. I chciałbym się podzielić spostrzeżeniami.

    Otóż, dla jasności, jestem rowerzystą. I generalnie rozumiem tych co jeżdżą w kaskach i tych co nie jeżdżą ale totalnie nie rozumiem kolegi Olka. Co Cię to obchodzi, że ktoś nie jeździ w kasku? To jego wolny wybór i na pewno nie możesz o nim mówić że jest deb… Określenie deb… jest terminem medyczny i nijak się nie ma do ludzi którzy jeżdżą bez kasków…

    Do rzeczy. Ja nie jeździłem w kasku bo uważałem i dalej uważam, że przy prędkościach z jakimi jeżdżę ten kask mnie i tak nie uratuje a po za tym jazda w nim jest niewygodna. Po latach lekko zmieniłem zdanie. Kask kupiłem tylko z takiego powodu, że potrzebowałem go żeby wystartować w zawodach. Musze powiedzieć że całkiem dobrze się w nim jeździ, powiem więcej. Uchronił mnie ostatnio przed urazem głowy. Czyli generalnie kask jest OK. Ale nie dajmy się zwariować!! Nie wprowadzajmy obowiązku ich posiadania. Co mnie to obchodzi czy ktoś jeździ w tym kasku czy nie? Przecież ON mi krzywdy nie zrobi tylko sobie. Wolny wybór i już. Dokładnie takie samo mam zdanie na temat pasów bezpieczeństwa w samochodzie. Ja je zapinam nie dlatego, że ktoś mi każe ale dlatego że wiem, że możne mi to uratować życie!

    Osobną kwestią jest poruszany temat podświadomego poczucia lepszego bezpieczeństwa i jazdy z mniejsza ostrożnością. Tak jest czy sie komuś podoba czy nie. Podświadome czujemy sie bezpieczniej i podświadomie jedziemy szybciej… Dotyczy to tak samo samochodów.

  • Nie zgodzę się w kwestii pasów bezpieczeństwa w aucie. Zwłaszcza, gdy jedzie kilka osób. Podczas zderzenia, nieprzypięta osoba staje się na ułamek sekundy śmiertelną bronią. Pasażerowie z tyłu uderzają w przednie fotele z olbrzymią siłą, mogą także uderzyć w siebie. Ci z przodu też wcale nie wyjdą na tym dobrze, bez zapiętych pasów.

    Nie mówię już o dachowaniu. Każdemu polecam sprawdzić to w symulatorze dachowania. Niezapięte pasy w takiej sytuacji to proszenie się o śmierć, albo przynajmniej ciężki uszczerbek na zdrowiu. I to nie tylko swoim, ale także współpasażerom można zrobić olbrzymią krzywdę.

    Jeszcze co do poczucia bezpieczeństwa i szybszej jazdy. Moim zdaniem nie wynika to z obecności pasów czy poduszek. ale po prostu z tego, że samochody są w środku coraz lepiej wyciszone, mają coraz mocniejsze silniki i przez to jeździ się szybciej.

    W Dużym Fiacie przy 100 km/h, miało się wrażenie jakby wchodził w przestrzeń kosmiczną. I dużo szybciej się nie jeździło, bo po prostu się nie dało :)

    • co do poczucia prędkości,
      wyciszenie, zawieszenie, silnik – to robi kolosalną różnicę,
      swoim peugeotem 106 z 1.0 l silnikiem, przy 140 – kierownica wyrywała się z rąk, w środku huk że głowa pękała
      po dwóch latach wsiadłem do mercedesa brata, w którymś momencie zwrócił mi uwagę ile ja jadę, czy mnie nie po…. przypadkiem ;)
      prawie 200 na liczniku, w środku cicho, kierownica reaguje na najdelikatniejsze ruchy, a samochód płynie – nawet nie zdawałem sobie sprawy że tyle lecę (nie śledziłem prędkościomierza, na autostradzie w peugeocie nie było takiej potrzeby ;)

  • No tak, pominąłem ten fakt w swoich rozważaniach. Chodzi o te nieszczęsne pasy…

    Ale powtórzę. Nie dajmy se zwariować. W ogóle denerwuje mnie to, że Państwo na każdym kroku traktuje mnie jak idiotę, który np. może napić się płynu do spryskiwaczy dlatego zakazuje produkcji płynu z metanolu.

    Niemniej- polecam jazdę w kasku ale nikogo do tego nie zmuszam.

    • jak każda moneta tak i ta ma dwie strony ;)
      nie zabronili by robienia tego płynu …. gdyby nie to że byli ludzie którzy go pili
      z drugiej strony – owszem, często posuwają się za daleko
      ale jaki geniusz zdoła to wyrównoważyć ?

  • Wiem dokładnie o co Ci chodzi, ale z płynem do spryskiwaczy znów nie trafiłeś ;) Przecież tak samo możesz napić się Domestosa czy kreta do rur i wydaje mi się, że miałoby to jeszcze gorsze skutki niż płyn do spryskiwaczy.

    Akurat w tym przypadku chodziło o pomysłowych Dobromirów, którzy odzyskiwali alkohol z tego płynu, jak wiadomo, nie obłożonego akcyzą :) No i panów, którzy celowo taki płyn spożywali.

  • Podtrzymuję swoje określenie dla osób, które jeżdżą na rowerze bez kasku – deb…

    Ja nie jestem za tym, żeby wprowadzać obowiązek ich używania, ale mam prawo określać te osoby takim określeniem, tak samo określam tak osoby, które np. nie zapinają pasów w aucie (nawet jadąc samemu).

    Każdego indywidualny wybór i nikomu niczego nie mogę nakazać, ale mam prawo wyrazić opinie choćby była bardzo dosadna.

    Pozdrawiam :)

  • Dobra, panowie – cenzura wkracza. Koniec z deb… :) Zdaję sobie sprawę, że to słowo nie jest może zbyt wulgarne, ale mimo wszystko obraźliwe (pomijam kwestie medyczne).

  • No, według Ciebie może nie można, taki masz pogląd. Ja mam inny :) Często słyszę, że kask to tylko dla tych co jeżdżą po szosie, ewentualnie MTB w terenie i że jak ktoś jezdzi sobie powoli po mieście to nie potrzebuje … śmieszne twierdzenie. Nie wiele trzeba, żeby ktoś/coś nas zrzuciło z roweru, a uderzenie głową o beton/asfalt/krawężnik/znak drogowy/sygnalizator (mozna wymianiac i wymieniać) to nie jest przyjemne a tym bardziej zdrowe …

    Pozdrawiam

  • Witam,

    to mój pierwszy komentarz na blogu, więc zacznę od tego: gratuluję! Bardzo przydatne wpisy, kulturalne wypowiedzi, napisane poprawną polszczyzną – coraz rzadziej się na takie miejsca trafia, pośród zalewu wszechobecnego chłamu. No, ale do rzeczy – kaski…

    Na rowerze jeżdżę od dawna, ale dopiero od 2-3 lat wybieram się na dalsze wycieczki. Do tej pory jeździłem bez kasku, ale parę tygodni temu taki czerepowy ochraniacz kupiłem. Dlaczego? Nie wiem – może dlatego, że poczytałem trochę w internecie o tym, co na drodze przeżyli inni? Jak mawiają – mądry jest ten, kto uczy się na błędach – a jeszcze mądrzejszy ten, kto uczy się na błędach innych.

    Dyskusja „Kask – tak czy nie?” zapewne będzie trwała bardzo długo – od siebie mogę dorzucić jedną ciekawą rzecz, napisaną kiedyś przez osobę, która poznawała Włochy od strony motoryzacyjnej. Otóż Włosi bardzo często nie zapinają pasów. Dlaczego? Ich zdaniem, zapięcie pasów oznacza, że przewidują wypadek. „Po co mi pasy, skoro nie zamierzam się rozbić?” – podobnie, jak widzę po wypowiedziach powyżej, jest w temacie kasków…

    Na koniec jeszcze jedno – dziś jadąc przez Warszawę, na jednym ze skrzyżowań (na którym jechałem prosto) o mało co nie staranowało mnie Cinquecento – które skręcało w prawo, wymuszając pierwszeństwo. Całe szczęście, że udało mi się wyhamować (zabrakło centymetrów)… Dość powiedzieć, że dopiero w takim „krytycznym” momencie człowiek zdaje sobie sprawę, jak kruchy jest w starciu z toną blachy, tudzież z asfaltem.

    Pozdrawiam serdecznie.

    • Co do przewidywania, że można mieć wypadek. Gdy jeździłem na „szosie” wiedziałem, ze nawet upadek na prostej drodze może się skończyć nie ciekawie no bo trudno liczyć na coś innego gdy licznik oscyluje miedzy 30-50 km/h – jest to dla mnie logiczne i dlatego gdy zacząłem osiągać takie prędkości zakupiłem kask.
      Dzisiaj jeżdżę na MTB więc również mam kask bo mimo małych prędkości mogę zaliczyć glebę na byle korzeniu, dziurze czy kamieniu co nie znaczy, ze powstrzyma mnie to przed „szaleństwami” na rowerze :D

  • @Mateusz – bardzo dziękuję za Twój Komentarz. Zapraszam jak najczęściej. Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowych wpisach – możesz zapisać się na newsletter po prawej stronie :)

    Co do kultury wypowiedzi i poprawnej polszczyzny – dzięki za docenienie. Staram się, z różnymi efektami, ale próbuję pisać w miarę poprawnie.
    W komentarzach też staram się pilnować poprawnego pisania, zwykle mi się udaje.

  • Koledze kask uratował głowę i to wcale nie w czasie jazdy :)
    Przejechał prawie całą Sycylię na rowerze oczywiście i na stacji benzynowej niefortunnie się zatrzymał…poproszony o podjechanie kawałeczek dalej, podrzucił kierownicę by wjechać na krawężnik. Sakwy pociągnęły rower do tyłu i bam!! Przywalił tak głową o beton ,że kask poszedł w drobiazgi. Co by było gdyby go nie było? :/

  • Wczoraj dziesięcioletni chłopiec, kolega z klasy mojej córki, pojechał kupić prezent swojej mamie na Dzień Matki. Na rowerze, bez kasku. Został potrącony na przejściu dla pieszych przez samochód osobowy. Teraz leży w śpiączce w szpitalu i walczy o życie, a jedyne obrażenia jakie ma to poważne urazy mózgowo-czaszkowe. Gdyby miał kask, cała historia mogłaby się skończyć inaczej.

    Kask nie jest ani wielkim wydatkiem, ani wielką niewygodą, a tym bardziej nie jest obciachem. Dzisiaj po raz pierwszy poruszono ten temat w szkole, choć od kilku tygodniu dzieciaki przygotowują się do egzaminu na kartę rowerową. Szkoda, że dopiero w tak smutnych okolicznościach.

    Nigdy nie wiadomo, co czeka nas za zakrętem. Nasze mądre, prawie dorosłe dzieci mają chwile słabości, w których chcą pokazać innym, na co je stać. Chwile zamyślenia, kiedy nie zauważą nadjeżdżającego pojazdu. A w końcu popadają w rutynę, która najlepszych potrafi zgubić. Kask w niczym im nie przeszkodzi, a może uratować życie. Lub zdrowie.

    Mam nadzieję, że chłopak wkrótce się obudzi i wróci do klasy. Dzisiaj jednak moje myśli wracają ciągle do tematu: co by było gdyby?

    • Co do wydatków to niestety ale „prawdziwy” kask, który osłoni czaszkę i „złapie” uderzenie kosztuje i nie ma się co łudzić nie jest to 100 zł Jeśli ktoś myśli,
      że kask ala makrokesz uchroni w razie poważniejszego upadku to grubo się myli.
      Oczywiście lepszy kask za 70 zł niż żaden ale te poniżej tego pułapu cenowego
      to odradzam bo zamiast pomóc mogą zaszkodzić pękając przy uderzeniu i wbijając się
      w czaszkę. Kiedyś na pogadance o kaskach przy okazji masy krytycznej jeden
      z rowerzystów opowiadał o swoim koledze, który miał właśnie taki przypadek z tanim „kaskiem” rowerowym.

      • A ja myślę że są to legendy, ktoś opowiada, następny łapie i przekazuje dalej. Mnie głowę uratował kask za 50zł z lidla i nic się w czachę nie wbiło. Sianie takich teorii niczemu nie służy Panie Kolego. Chyba że masz jakieś oficjalne statystyki użycia tanich i drogich kasków.

        • Nie bez powodu w kaskach są stosowane różne technologie poprawiające ich wytrzymałość, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jedną z takich technologii jest in-mold, czyli stapianie styropianu z zewnętrznym plastikiem. To wpływa na cenę i często trzeba za to zapłacić, choć mniej niż parę lat temu.

        • Zacznę od tego, że moja opinia nie jest wydumana lecz wynika z opowiadań innych bardziej doświadczonych cyklistów (np uczestników wyścigów MTB czy ludzi, którzy mieli wypadek lub go widziel ) i jako lekcję edukacji opowiadają na zlotach jako zachete do „używania” kasku.

          Moja opinia jest MOIM subiektywnym odczuciem wynikającym również z doświadczeń w innych dziedzinach, które nauczyły mnie, że gdy kupisz coś tanio to albo ta „rzecz” nie spełni swej funkcji albo w tempie ekspresowym się rozleci w trakcie używania.

          Ta sama zasada funkcjonuje przy kaskach, ciuchach czy innych akcesoriach rowerowych dlatego twierdzę, że „kask” za mniej niż 70 zł nie ochroni naszej głowy w trakcie poważnego upadku. Trzeba tu również pamiętać, że czynniki atmosferyczne czy nasz pot – w dłuższej perspektywie – również mają wpływ na strukturę kasku zwłaszcza gdy ktoś używa go codziennie i przez wiele godzin.

          • Zgadzam się. Nie mam kasku, ale jakbym miał kupować, to nie lidlowy, nawet jakbym miał przepłacić za markę. Tak samo jak z hamulcami, oponami czy oświetleniem.

        • „Mnie głowę uratował kask za 50zł z lidla i nic się w czachę nie wbiło.”

          Wybacz, ale i dla mnie argument tego typu; czy to zachęta do taniego kasku czy kasku w ogóle (bo już i takie się pojawiały), nie przemawia.

          Pisząc takie teksty w pewnym sensie wpływasz na czyjąś decyzję zakupową, chcesz być odpowiedzialny za to jak kogoś jakiś marketowy kask zawiedzie?

          Czemu jak idzie o bardziej prozaiczną rzecz jak zapięcie rowerowe nikt nie poleci linki i zabezpieczenia 'no-name’, a z kaskami to nagminne? Ktoś mi to wytłumaczy? :D

          Zauważ, proszę, moje wcześniejsze wypowiedzi: nie mam kasku i absolutnie nikogo nie zamierzam zniechęcać do jego używania, o ile jest to świadoma decyzja, a nie na skutek w/w argumentów.

      • Bzdura. Kasku nie da się wyprodukować w szopie i wprowadzić do obrotu. Każdy kask na rynku musi posiadać atest dopuszczający go do obrotu. Jeździłem trochę motocyklem i dobrze wiem, że kask za 100 zł musi chronić tak samo dobrze jak kask za 600 zł. Reszta ceny to zastosowane technologie, wentylacje, systemy foniczne, odparowywania szybki, dodatkowe wentylacje tylnej części itp.
        Z rowerowymi jest podobnie – KAŻDY chroni głowę. Bez względu na to, ile kosztuje. Dodatkowe obciążenie cenowe oznacza np, że został nieco lepiej wykonany, ma więcej otworów wentylacyjnych, siatkę przeciw owadom na przednich otworach wentylacyjnych [wbrew pozorom bardzo przydatna] czy inne bajery.
        Każdy jednak kask, bez względu na cenę, ma swój „termin użyteczności”. Jest on naklejony na naklejce i po tej dacie generalnie kask powinno się wymienić. Ma to związek z jego obciążeniami na promieniowanie UV, wilgotność powietrza, pot itp. Warunki atmosferyczne zmieniają właściwości styropianu [a właściwie polistyrenu] więc nie da się zagwarantować, że po intensywnym użytkowaniu po 2-3 latach kask zaoferuje taki sam poziom bezpieczeństwa i twardości skorupy, jak ten bezpośrednio z taśmy produkcyjnej.

      • Swoją drogą. Co by się miało wbić w czaszkę rowerzysty w tanim kasku? Styropian czy ta nanometrowa powłoka plastiku go przykrywająca?

        Nie powielaj takich bajek.

        Wydaj 20 zł i kup najtańszy kask dla dzieci i uderz w niego młotkiem. Tak solidnie, bo mimo jego ceny nie będzie łatwo [właściwości styropianu] a następnie napisz nam, jak taki kask wygląda po rozbiciu.

        Albo nie, nie rób tego. Odpowiem ci… Kilkumilimetrowy płat styropianu pokryty minimalną warstwą plastiku. Jeszcze nie słyszałem, by styropian wbił się komuś w głowę i przebił jedną z najtwardszych ludzkich kości którą jest kość czaszki [jej kształt nie sprzyja przebiciu, podobnie jak zakrzywiony pancerz czołgu].

        Na potwierdzenie foty rozbitych kasków:

        http://blog.freeflowbikes.com/wp-content/uploads/2012/01/damaged-helmet1-550×410.jpg

        Ja tam nie widzę nic, co by mogło się przebić przez czaszkę :)

        • Nie będę się upierał, że mam 100% racji – to by było głupie – ale wole kupić droższy kask i mieć pewność, że „zadziała” gdy będzie trzeba.
          Co do zdjęć…..wybacz ale kask „giro” nie kosztuje 50 zł D przynajmniej z tego co wiem, i co innego walnąć kask młotkiem a co innego walnąć w drzewo, kamień czy grunt podczas upadku rowerowego to są całkiem inne nieporównywalne sytuacje.

          • Ale co jest innego w uderzeniu młotkiem? Chyba nie poważasz swojej siły i młotka 2 kg? Mnie się wydaje, że młotkiem większą krzywdę możesz zrobić niż randomowe uderzenie kasku w drzewo. Poza tym ty wspomniałeś o kaskach za 50 zł jako by się wbijały różne elementy w głowę, więc pokazałem ci jak wygląda rozbity kask. Czy to Giro czy Lidlowy, wątpię by różniły się po rozbiciu do tego stopnia, by ten tańszy miał platikowe osłonki w podbródku. Wiesz do czego służy ten plastik? To pewnego rodzaju ochrona przed promieniami UV i warunkami atmosferycznymi. Do tego celu nie jest potrzebny gruby plastik i prawdopodobnie właśnie dlatego to nie on jest elementem ochronnym lecz styropian… bo przed czym chroni sam plastik? Wg mnie przed niczym :)

          • Z resztą widziałem kiedyś w TV test kasku motocyklowego z kevlaru [sic!] w porównaniu do zwykłego, przeciętnego kasku… i wiesz co? Po zrzuceniu na niego 100 kg żelaza wyglądał dokładnie tak samo jak ten tani.

          • Ponieważ powyżej pewnych przeciążeń obie konstrukcje zachowają się tak samo.
            Plastik jest niezbędny żeby chronić przed penetracją skorupy kasku (do pewnego stopnia). Plastik chroni styropian przed uszkodzeniami (spodnia część kasku) i stopiony ze styropianem wzmacnia konstrukcję całości (in-mold).

          • Czegoś tutaj nie ogarniam. Gdy np. mówi się o zapięciach rowerów, to każdy wymienia jednym ciągiem: Abus, Trelock, Kryptonite i OnGuard. Wiadomo: dobre, ale „dopłaca się” za markę.

            A w przypadku kasków, które chronią życie i zdrowie już tego nie ma. I to wśród wyznawców kasków. Co jest grane?

            Argument w postaci uderzenia młotkiem w kask jest nietrafiony. Według tego „testu” dobry będzie hełm strażaka, garnek i poniemiecki hełm z Drugiej Wojny Światowej. Oczywiście w zderzeniu czołowym z taborem kolejowym albo tirem. Jednak nie chciałbym mieć skręconego karku; i przez wykonanie, i przez kształt skorupy. Jak miałbym nosić, to wolę „przepłacić”.

          • Wiesz dlaczego? Bo zapięcia rowerowe nie mają żadnych norm, które muszą spełniać. Możesz sobie w garażu wyprodukować zapięcie i je sprzedawać w marketach. Ochrona roweru a życia to dwie różne rzeczy. Rower [bez względu na cenę] nie jest wart tyle, co ludzkie życie. To właśnie dlatego kaski przechodzą przez procedury testowe, certyfikacje TUV itd. A zapięcia? No cóż, renomowani producenci chwalą się swoimi klasami twardości testami na ciekły azot i cięcia. Marketowe zapięcia chyba jedyny test jaki mają to test „za ile da się to sprzedać”.

            To tak, jak by powiedzieć, że poduszka powietrzna kierowcy w przeciętnej 12-letniej Astrze działa gorzej niż w Bentleyu. Pomijając inne, dodatkowe systemy ochrony, to poduszka kierowcy spełnia w samochodach takie same funkcje i chroni tak samo. Kask ma takie same funkcje – chroni cię a dopłacając za niego, pomagasz sobie lepiej chronić swoje życie.

          • „A zapięcia? No cóż, renomowani producenci chwalą się swoimi klasami
            twardości testami na ciekły azot i cięcia. Marketowe zapięcia chyba
            jedyny test jaki mają to test „za ile da się to sprzedać”.”

            A ART? Który czasem mocno weryfikuje deklaracje producenta.

            Z poduszkami ciut nie trafiłeś, tam jest mocno złożona sytuacja (SIL itp.)

          • Ale jak nie trafiłem z poduszkami? Nikt nie porównuje poduszki powietrznej do kasku ale o ich idee. Idea kasku jest taka, że ma chronić. Poduszka powietrzna też. I nie ma znaczenia, w jakim samochodzie to jest poduszka – mają chronić w przynajmniej tak samo dobrym stopniu.
            Mogę porównać też do fotelików samochodowych dla dzieci. Można kupić taki za 200 zł i on również będzie spełniał swoją rolę. Zabezpieczy dziecko, bo musi zabezpieczyć. Są oczywiście testy NCAP określające stopień bezpieczeństwa, ale każdy fotelik musi mieć atesty dopuszczające go do ruchu. Analogiczna sytuacja jest z kaskami, poduszkami i innymi rzeczami, które mają nas chronić. Zapięcie rowerowe nas nie chroni, stąd żeby je sprzedać, nie są potrzebne żadne dopuszczenia do obrotu. Mylisz wartość – w tym przypadku – roweru z ludzkim zdrowiem. Z resztą nawet zapięcie za 15 zł spełnia swoją rolę – uniemożliwia zwyczajne zabranie roweru. Kwestia tylko tego, jak bardzo lubisz swój rower. Ja swój lubię i nie używam żadnego zapięcia bo się z nim nie rozstaję. Wynika to ze specyfiki mojego użytkowania roweru, więc nie potrzebuję zapięcia. Potrzebuję za to kask i – żeby nie było – używam kasku markowego producenta. Moja żona również.

            Dlaczego ludzie wszystko wrzucają do jednego koszyka? Bo skoro zapięcia drogie są ok, to kask też musi być drogi. Tą samą drogą kierujesz się kupując samochód? Tzn mając do wyboru 3-letni za 40% wartości i tak idziesz do salonu po nowy?
            Cena czyni jakość, to fakt ale prócz tych „lepszych technologii” część płaci się też za markę. W ten oto sposób można kupić 6-letniego Citroena w cenie połowy Audi w tym samym roczniku. Czy to znaczy, że Citroen jest o tyle gorszy, a może Audi jest tak wybitnie lepsze że warto by kupić jego połowę zamiast całego samochodu?

          • Tak jeszcze apropos odniesienia do samochodów – mam wielu znajomych, którzy nie mogli sprzedać samochodu bo cena była za niska i nikt się nim nawet nie interesował. Po podniesieniu ceny o 2-3 tysiące nagle zaczęły się telefony i samochód się sprzedawał, więc niech nikt mi nie wmawia, że kask musi być drogi… bo idąc tą drogą to zaraz okaże się, że koszulka rowerowa żeby działała musi kosztować 300 zł a na samochód trzeba wydać 100k zł.
            Zacznijcie odróżniać przedmioty w sprzedaży od przedmiotów dopuszczonych do sprzedaży.

          • „Ale jak nie trafiłem z poduszkami? Nikt nie porównuje poduszki powietrznej do kasku ale o ich idee. Idea kasku jest taka, że ma chronić. Poduszka powietrzna też. I nie ma znaczenia, w jakim samochodzie to jest poduszka – mają chronić w przynajmniej tak samo dobrym stopniu.”

            W filozofii był taki koleś co zajmował się ideami. Tak BTW. Proszę poczytaj sobie o poduszkach powietrznych certyfikacji, wiarygodności (wspomniany SIL, który także jest stosowany w systemach p-poż), bo coś odnoszę wrażenie, że dyskutujemy o różnych sprawach.

            „Zapięcie rowerowe nas nie chroni, stąd żeby je sprzedać, nie są potrzebne żadne dopuszczenia do obrotu. Mylisz wartość – w tym przypadku – roweru z ludzkim zdrowiem. Z resztą nawet zapięcie za 15 zł spełnia swoją rolę – uniemożliwia zwyczajne zabranie roweru. ”

            Dobra, niepotrzebnie się uczepiłem zabezpieczeń, z podobnego kalibru masz choćby hamulce, opony itp. które zapewniają bezpieczeństwo czynne.

            „Dlaczego ludzie wszystko wrzucają do jednego koszyka? Bo skoro zapięcia drogie są ok, to kask też musi być drogi. Tą samą drogą kierujesz się kupując samochód? Tzn mając do wyboru 3-letni za 40% wartości i tak idziesz do salonu po nowy?
            Cena czyni jakość, to fakt ale prócz tych „lepszych technologii” część płaci się też za markę. W ten oto sposób można kupić 6-letniego Citroena w cenie połowy Audi w tym samym roczniku. Czy to znaczy, że Citroen jest o tyle gorszy, a może Audi jest tak wybitnie lepsze że warto by kupić jego połowę zamiast całego samochodu?”

            Nie stać mnie na tanie rzeczy, nawet jakby ktoś by chciał przyczepić łatkę snoba i naiwnego, który przepłaca za markę. Np. kupiłem rower, który na papierze (specyfikacja) powinien być tańszy 2-3 krotnie. Pewnie w nim 20% ceny to marka, ale wiesz co? Kolejny rok i zima i tylko raz mnie zawiódł gdy zerwałem linkę od przerzutek. Pomijam fakt, że już zaczyna „zarabiać” na siebie. Wygoda też ma znaczenie.

            Skoro na rowerze nie oszczędzałem, to nie będę tego robił na kasku, jak się na niego zdecyduję. I absolutnie nie będę też do tego namawiał innych, nie zamierzam ponosić odpowiedzialności za czyiś wypadek, nawet jakby to była tylko kwestia sumienia i samopoczucia.

            „Tzn mając do wyboru 3-letni za 40% wartości i tak idziesz do salonu po nowy?”

            Tak, o ile mnie stać na to. Doświadczenie życiowe (i moje i najbliższych) mnie nauczyło, że lepiej tak zrobić. Nawet będąc świadomym, że po wyjeździe z salonu auto straci ok. 30% wartości.

            Z każdym produktem tak masz: sprzęt Apple, gdzie płacisz za także markę i niektórzy za to wieszają psy na nim, podobnie z autami, gadżetami itp.

          • Nie chce mi się ciągnąć tego w nieskończoność. Widzisz, ja jeżdżę wielowahaczowym fullem Kellysa, który wg katalogu miał cenę 4500 zł… i jakoś nie czuję się gorszy od człowieka na tak samo wielowahaczowym Giancie [bez Maestro] w podobnej cenie na o wiele gorszym osprzęcie. Nie przepłaciłem za markę producenta ramy, a osprzęt mam w nim o 2 klasy lepszy. Nie mam wyrzutów sumienia, że mogłem trochę dopłacić za gorszego w specyfikacji Gianta żeby po prostu mieć Gianta. Dla mnie to specyfikacja roweru wygrała, bo oba to jednozawiasowe wielowahacze. Konstrukcyjnie to taka sama technologia, więc czemu miałem dopłacić za sporo gorszy osprzęt?

            Nie przytaczajmy już żadnych porównań, bo robi się z tego odbijanie piłeczki a pointa tego jest i tak jedna:

            Jeździć w kasku! Nawet w najtańszym, ale jeździć i dać sobie choćby ten 1% więcej szansy. Chcesz wydać więcej, kupujesz lepszy kask i dajesz sobie kolejne punkty procentowe szansy – ot cała dyskusja.
            Nie będę jednak dyskryminował kasków za 50 zł, tylko dlatego że są sprzedawane w sieci dyskontów… a te za 600 zł chronią głowę w stopniu nie mniejszym niż te za 50, więc jeżeli masz wybór jeździć bez czy kupić byle kask to KUP BYLE KASK. Ale to tylko moje zdanie.

          • Panowie, rozmawiać o cenie w przypadku wielu produktów moim zdaniem nie ma sensu.

            To nie jest tak, że siada prezes Giant’a i mówi: Nasz rower jest gorszy od Kellysa, to musimy sprzedać go w niższej cenie. Może spróbujmy sprzedać go drożej, miłośnicy naszej marki go kupią, a potem i tak na wyprzedażach rocznika popchniemy je 30% taniej (na czym i tak ładnie zarobimy).

            Ustalanie cen sprzedaży to duża strategia (nie zawsze dobrze robiona) i sama cena oczywiście nie może być wyznacznikiem. Zwłaszcza, że w rowery są składane w większości z podobnych elementów i „łatwo” je porównać przynajmniej na pierwszy rzut oka.

            Trzeba starać się umiejętnie odróżniać buble od fajnych produktów i dopasowywać zakupy do własnych potrzeb. To jest ważniejsze od ceny.

            Prosty przykład. Szukałem lekkiego i małego śpiwora do spania w ciepłych warunkach. Kupiłem syntetycznego Fjorda Nansena za sto-kilkanaście złotych. Mógłbym kupić puchowy śpiwór za kilkaset złotych, ewentualnie jakiś za 50 złotych, choć akurat w tym przedziale cenowym nie znalazłem tak lekkich śpiworów.

            A że korzystam z niego raptem kilka razy w roku, nie rzuciłem się na puch, bo mimo, że jest trochę bardziej oddychający i trochę lżejszy i cieplejszy – nie potrzebowałem takiego zakupu. Ten kto używałby go przez kilka miesięcy w roku – prędzej by skorzystał z jego zalet.

            Ale… nie jeżdżę może jakoś bardzo, bardzo dużo, ale nie mam dobrych doświadczeń z tanimi koszulkami rowerowymi (tymi za 20-40 zł). Kiedyś w takich jeździłem i zawsze coś mnie obcierało, a na dalszych trasach w upale robiła się z nich szmatka.

            Teraz nie jeżdżę w żadnych topowych ciuchach, po prostu z ciut lepszej półki i już nie narzekam. Ale wszystko przyszło z czasem i zbieranym doświadczeniem, co mi pasuje a co nie. Tak samo miałem z oponami (te najtańsze to kompletny badziew, muszę kiedyś o tym zrobić wpis), licznikami, narzędziami, siodełkami, oświetleniem.

            Nie stawiam znaku równości, że droższe=lepsze. I ale często sprawdza się tu maksyma (sparafrazowana przeze mnie): „Nie wszystko co warto kupić, się opłaca. I tak samo nie wszystko co się opłaca, warto kupować.”

            Tak więc do wszystkiego trzeba podchodzić z głową i czasem chłodno kalkulować.

          • Co do opon ciężko mi się nie zgodzić. Żona w swoim Krossie miała jakiś wynalazek typu Impac Tripac czy Bóg jeden wie co. Brat z resztą też w Krossie miał podobny wynalazek.
            Efekt tego był taki, że w rowerach użytkowanych głównie na asfalcie po ok 600 km opona żony nie dość, że na środku nie miała bieżnika to o skali zniszczeń przekonałem się dopiero, jak ją ściągnąłem. Opona miała setki małych pęknięć na bocznych ściankach. Nie muszę chyba pisać czym by się mogło skończyć nagłe najechanie na kamień, korzeń czy zjazd z krawężnika. Rozerwanie nadmuchanej do 3,5 bara opony przy prędkościach nawet powyżej 15-20 km/h to raczej nic miłego, zwłaszcza dla kobiety, która nie bardzo ma technikę bo wsiada na rower po ponad 10 latach i zaczyna uprawiać aktywną turystykę :)

          • A spotkałeś kogokolwiek kto miał doświadczenia z wybuchającą z tego powodu oponą? :) Żeby było takie ryzyko szkielet opony, czyli to co znajduje się pod gumą, musiałoby być uszkodzone. Natomiast pękanie samego gumowego płaszcza opony/bieżnika to zjawisko dosyć powszechne, również w drogich i markowych oponach.

          • No nie wiem. Szlag mi trafił oponę (bok się wręcz rozszedł) przy 5 barach i ok 20km/h, koło dociążone sakwą i torbą na ramię. Jakiś wystrzałowych efektów nie widziałem. Ot, z głośnym sykiem natychmiast zeszło powietrze i powyłaziły druty (oplot) z opony.

          • Masz spora wiedze w tym temacie i przyznaje, ze moja wiedza jest czasów gdy kaski były jeszcze „nowością” dla zwykłego „zjadacza” roweru. Czy masz może jakieś namiary na bardziej precyzyjne opisy techniczne dzisiejszych kasków ? Jeśli tak byłbym wdzięczny za link.
            Ot życie, człowiek myśli, że już wszystko wie a w rzeczywistości musi po raz kolejny dokształcić się w temacie :)
            PS. Nie posiadam TV :D

          • Precyzyjne opisy techniczne dzisiejszych kasków?

            http://www.giro.com/eu_en/products/men/helmets/road/aeon.html

            po prawej stronie masz podane „specjalności” tegomodelu z opisem (po angielski niestety), firma jest wiodącym producentem na świecie.

            http://www.met-helmets.com/index.php?option=com_virtuemart&view=productdetails&virtuemart_product_id=75&virtuemart_category_id=20&Itemid=823&lang=en

            Tu w opisie też wytłumaczone jakie funkcje mają detale kasku; jeden z najlepszych producentów na świecie

          • Serdeczne dzięki za info jak przeczytam to dopisze w PS. swoje wrażenia :)
            PS. :(( Angielski jest dla mnie przeszkodą a sam „artykuł”wygląda mi bardziej na reklamę niż specyfikację :/ czy umiałbyś przetłumaczyć tabelę ?

          • Raczej nie ma czegoś takiego jak specyfikacja. To co jest podane to aspekty konstrukcji samego kasku jak też jego wyposażenia.
            W przypadku wskazanego Meta (wysoki model)
            Konstrukcja
            – in mold intelligent fusion – różna gęstość materiału zależna od charakterystyki modelu
            – full wrap – zewnętrzny plastik pokrywa całość skorupy, także od dołu, zabezpieczając ją przed uszkodzeniami
            – ultimalite- wstawki z kompozytu w strategicznych punktach skorupy
            Regulacja rozmiaru
            – safe t advanced – system lżejszy z większą powierzchnią styku z głową rozkładający równomiernie nacisk
            Poza tym kask ma zaawansowany system regulacji pasków, dopracowany system wentylacji i wkładek poprawiających komfort i higienę, naklejki odblaskowe, dostępne części zamienne.

            Podane przed myślnikami nazwy są kreacjami tej firmy, nie są standaryzowane w branży, choć inne firmy często robią to samo lub podobne.
            Niższe modele będą miały prostsze systemy dopasowania do głowy; będą cięższe, skorupa będzie „czystym” styropianem a nie połączeniem z innymi materiałami.

          • Pewnie tej klasy kask sporo kosztuje :/ Ja mam MET’a ale już dość leciwego i zastanawiam się czy nie przyszedł czas na jego wymianę, jakby nie było czas robi swoje.
            Bardzo intensywnie go używam, prawie co dzień i po wiele godzin oprócz zimy i intensywnych opadów śniegu lub deszczu, chociaż parę razy mnie w nim zdrowo zmoczyło podczas letnich burz :D

          • Tak z ciekawości, jak sobie radzicie przy solidniejszych mrozach (min. -15*C) i kilku godzinach bycia na zewnątrz? Macie jakieś patenty?

            Ja bez ciepłego nakrycia głowy potem często mam problem z zatokami i — co mnie zdziwiło — z gardłem.

          • Zwykła „gładka” czapka i na wierzch kask o ile w kasku masz dobry system pasków i nie ma konieczności mozolnego przestawiania „uprzęży” . Ale powiem szczerze, że bardzo rzadko mi się zdarza wkładać kask w zimę, krótkie „przeloty” i wolna jazda jakoś mnie nie mobilizują do zakładania kasku.
            Dzisiaj można kupić specjalne „czapki” pod kask ponoć bardzo dobra sprawa – ja od dłuższego czasu planuje kupno takiej „czapki” tylko zapominam o tym gdy mam okazję być w rowerowym :)

          • Pod kask ubiera się buffa, czyli komin z elastycznego materiału, można go wywijać jak się chce, druga opcja to czapka, z wiatroszczelnymi panelami z przodu i na uszach, kominiarka w różnej formie.

          • Nienawidzę kominiarek bo zasłaniają uszy i częściowo twarz a nie jestem do tego przyzwyczajony. Lubię czuć powiew nawet mroźnego wiatru na twarzy. więc zaproponowałem „czapkę” pod kask bo jest mniejsza nie widać jej i grzeje głowę a nie uszy i kark :) prawdopodobnie jest też sporo tańsza od kominiarki.

          • Mam to samo, podobnie jak z kapturem w kurtce przeciwdeszczowej — obydwa może praktyczne ale odcinają częściowo od świata zewnętrznego, co ani nie poprawia przyjemności z jazdy rowerem, ani czasem bezpieczne.

  • Oczywiście, że kask czasem bardzo się przydaje.

    Tutaj też pozostaje pytanie, czemu dziesięciolatek jeździł sam po mieście? Co nie zmienia faktu, że to bardzo smutna sprawa z wypadkiem.

    • „Tutaj też pozostaje pytanie, czemu dziesięciolatek jeździł sam po mieście?”

      Tak nie do końca w Holandii to nie jest rzadki widok. Ale jestem świadom kultury na drogach u nas i u nich. Niestety. Tam kierowca, potrącając dziecko <14 lat, ma poważne kłopoty, niezależnie kto był sprawcą (z automatu zakłada się, że z winy kierowcy).

  • też nie jestem zwolennikiem obowiązku jazdy w kasku, ale gdyby mój znajomy te kilka lat temu miał kask to mógłby przeżyć spotkanie z autobusem, skończyło się na pęknięciu czaszki, obrzęku mózgu, śpiączce i śmierci po roku, poza tymi obrażeniami głowy miał tylko kilka otarć, w tym wypadku kask mógłby go uratować.
    Tak czy inaczej, to nie są częste przypadki, wręcz sporadyczne, a przy wypadkach z udziałem samochodów o wiele częściej występują obrażenia narządów wewnętrznych, od których kask nie uchroni… no cóż, bywa, ale wpis ciekawy, tak samo jak i cała strona!

  • Hej
    Dlaczego jeżdżę w kasku (nie zawsze i nie wszędzie, ale jeżdżę)
    Po pierwsze kupiłem go bo kolega miał, też chciałem i nawet trochę tam myślałem o bezpieczeństwie, jakbym przypadkiem przyładował w słup.
    No to dlaczego:
    1.Bo nie zwiewa go z głowy jak czapki, gdy mocniej dmucha
    2.Bo chroni przed gałęziami w gęstwinie
    3.Bo miał taką fajną lamkę z tyłu – jak jadę z dzieckiem w foteliku to oświetlenia pod sztycą nie widać , a bagażnik na którym jest drugie oświetlenie muszę zdemontować.
    4.Bo przytrzymuje słuchawki jak akurat w nich jadę i słucham muzy
    5.Bo czasami wykorzystuję swój kask jako mini koszyk na zakupy czy do czego w tym stylu (pomysł pewnej rowerzystki, który wydał mi się ciekawy)
    6.Bo dziecko też jeździ w kasku i daję mu dobry przykład
    7.Bo wydaję się nierowerowym ludziom bardziej pro ;)
    8.Bo chroni przed słońcem – ale ja nie jeżdżę wyczynowo i to tylko moje odczucie

    O bezpieczeństwie jazdy w kasku wiem niewiele i jak powiedział inny rowerzysta traktuję go jako ubezpieczenie – mam ale nie używam.
    ps. Ostatnio kask był używany zgodnie z przeznaczeniem jak odpinałem rower od barierki – pochyliłem się i łuuup w poprzeczkę którą wyparłem ze swojej świadomości. Zadzwoniło aż miło.
    pzdr

  • Jestem jak najbardziej za wkładaniem kasku na głowę. Trzy tygodnie temu miałem pecha, jechałem ścieżką rowerową w mieście ale przy krzakach, ok. godziny 22 a więc ciemno. Leciałem ok 30 km/h czyli nie była to jakaś ogromna prędkość, nagle z krzaków wyskoczył lis. Wybiegł tak niefortunnie, że może 2/3 metry przed moim przednim kołem. Nie wiem jak to zrobiłem, ale chyba za ostro skręciłem kołem hamując przy tym przednim hamulcem (całe życie używam głównie przedniego).

    Przeleciałem przez kierownicę, walnąłem brodą o chodnik, podniosłem głowę, a właściwie odbiło mi głowę od chodnika, po czym w tył głowy uderzyło mnie siodło roweru. Ponownie przyłożyłem głową o chodnik, tym razem bokiem głowy, rower odbił się stanął na koła i przewrócił się. Wstałem otrzepałem się, i poza obdartymi kolanami, rozwaloną lampką i cholernie bolącą ręką nie dostrzegłem innych obrażeń.

    Po dojechaniu do domu wstawiłem rower i przetarłem oczy ze zdziwienia, siodło roweru (w miarę dobrej klasy, cena >400PLN) pękło od uderzenia w moją głowę. Kask na odcinku potylicznym wgnieciony, na szczęście głowa cała. Ręka nadal boli, w środę idę do ortopedy. Myślę, że powyższy opis mojego wypadku jest dobrym argumentem opowiadającym się za wkładaniem kasku. :-)

  • Hm o tym, że kask zwiększa prawdopodobieństwo zmniejszenia lub wykluczenia urazu głowy w czasie kraksy jest niepodważalne.

    Osobiście widzę tu raczej problem, że w kasku nie jest się modnym a jak już go zakładać to tylko 'orzeszek’ bo w takim to kolarze jeżdżą i będziemy bardziej cool dzięki temu.

    Otóż moi drodzy fajnie, że ktoś chociaż orzeszek będzie nosił bo przy uderzeniu głową nie dozna wstrząśnienia mózgu lub pęknięcia czaszki.Jednakże, przy spotkaniu twarzą w twarz z asfaltem niewiele to da (i tak poobijamy sobie brodę i poobcieramy policzki).

    Dlatego też proszę nie śmiejcie się z ludzi którzy jeżdżą w full face bo dopiero taki kask naprawdę zapewnia sensowe bezpieczeństwo zarówno przed uderzeniem jak i otarciami.

    • Czy możesz mi powiedzieć jaka jest różnica w tzw FF a „orzeszkiem” i co to jest ten orzeszek ??

      • Ja wnioskuję, że chodzi po prostu o zwykły kask rowerowy. To w sumie ciekawe określenie, bo dla mnie „orzeszek” to kask BMX-owy :) Ale jak zwał tak zwał :)

        • Nie chodzi mi o same nazewnictwo lecz o umiejętność orientacji w temacie. Dokładnie tak samo to skojarzyłem orzeszek = BMX, FR, itp
          domyślam się że ten FF to pełny kask zjazdowy ale chciałem się upewnić.

          • Tak, FF to skrót od Full Face, czyli kasku, który osłania również szczękę. I to kask nie tylko zjazdowy, używa się go również podczas ostrych przejazdów po lesie czy na hopkach.

  • Witam,
    Rower szosowy kupiłem 2 tygodnie temu, tydzień temu miałem wypadek. Nie zachowałem odpowidniej odległości od auta, które jechało przede mną. W odległości ok 3 metrów wcisnałem obydwa hamulce, ale że byłem rozpędzony 20-30 km/h nie wyhamowałem i uderzyłem głową w tylną szybę (siła uderzenia była tak duża, że szyba zbiła się).

    Miałem rany cięto-szarpane na uchu wraz z ubytkiem małżowiny usznej oraz rozciętą skórę pod okiem. Ucho i przecięta skóra musiała być zszywana.
    Jeżeli miałbym kask, byłaby szansa że nie odniósłbym takich obrażeń – dlatego już szukam sobie odpowiedniego kasku dla siebie, bo gdy tylko będę mógł od razu wskoczę na moją szosówkę :)

  • @Anonim – cóż, jazda w full-face to chyba przerost formy nad treścią i trochę za gorąco :)
    I on wcale tak do końca nie chroni, bo zawsze może Ci się coś wbić w otwór na oczy :D

    Śmiać się oczywiście nie ma co, każdy niech jeździ w tym na co ma ochotę. Ale jazda w FF na dalszej trasie za miasto nie ma sensu – ugotowanie głowy murowane niestety.

    • Takie pytanie! Jeździłeś kiedykolwiek w kasku typu Full face? Jeżeli nie? To nie wypowiadaj się na temat komfortu jazdy w nim.

      Osobiście używam takiego kasku od pięciu lat. Faktycznie jest on troszeczkę cieplejszy od zwykłego kwasku (dużo większa jest różnica ciepła między jazdą w zwykłym kasku i bez).

      Dyskomfort w noszeniu tego typu kasku odczuwa się mocno w ruchu miejskim podczas postojów w słońcu na przejazdach (światłach) gdy temperatura przekracza 25 – 28 stopni w cieniu. Jadąc w takich samych warunkach z prędkością powyżej 20 km/h nie czuje dyskomfortu.

      Co do zasadności noszenia fulla a nie orzecha niech wypowiedzą się ci co jeżdżą na motorach oni dobrze wiedzą jaka jest wtedy różnica w urazach głowy!

      PODSUMOWUJĄC MAM GDZIEŚ ŻE KTOŚ PATRZY NA MNIE JAK NA WARIATA BO WIEM ŻE BLIZNY ORAZ NASTĘPSTWA URAZÓW ZOSTAJĄ Z NAMI DO KOŃCA ŻYCIA I JEŻELI JEST SPOSÓB ABY JE ZŁAGODZIĆ LUB NAWET WYKLUCZYĆ WART JEST POCZUCIA DYSKOMFORTU!!!

  • @Maciek

    Gdybyś zachował większą ostrożność, to wyhamowałbyś bezproblemowo przed tym samochodem. Zachowanie odpowiedniego odstępu od poprzedzającego dotyczy także rowerzystów.

    Mam nadzieję, że wypadek czegoś Ciebie nauczył i że będziesz trzymać odpowiedni odstęp podczas jazdy rowerem. Pamiętaj, że kask nie chroni np. oczu i wpadając na tylną szybę samochodu możesz się ich pozbyć pomimo kasku na głowie.

    Kask ma znaczenie co najwyżej drugorzędne dla bezpieczeństwa zwykłego rowerzysty.

    Pierwszorzędne znaczenie ma odpowiednia, rozważna i rozsądna jazda.

  • Jak ktoś czuje się bezpiecznej w kasku, to niech w nim jeździ. Niech jednak pamięta, że to nie kask jest podstawą bezpieczeństwa rowerzysty.

    Podstawą bezpieczeństwa rowerzysty jest rozsądna, ostrożna i defensywna jazda, posiadanie odpowiednio wyposażonego roweru (m.in. oświetlenie!), przy czym „rozsądna” jazda nie oznacza jazdy slalomem po chodniku między pieszymi.

    Ja jeżdżę w ruchu ulicznym od blisko 40-u lat i stosując się do rozsądku, zachowując ostrożność i ustępując nierzadko kierowcom w sytuacjach, gdy to ja mam pierwszeństwo, ale kierowca się pcha, nie miałem nigdy wypadku. Nie jeżdżę przy tym po chodniku (z wyjątkiem mostu przez Wisłę w Grudziądzu, który jest częścią bardzo ruchliwej DK16, a ruch pieszych jest tam minimalny), a po jezdni lub ddr. Nie pcham się na ruchliwe ulice w godzinach szczytu (wybieram drogi alternatywne, ale jeżdżę nimi poza szczytem. Jeżdżę przez cały rok, nierzadko po zmroku.

    Nie jeżdżę w kasku. Wiem, że ktoś inny może zrobić mi krzywdę swoim nieodpowiednim zachowaniem (np. po zmroku, nieoświetlony rowerzysta, którego nie zauważę). Może potrącić mnie samochód – zresztą jako pieszego także, a jako pieszy nie chodzę w kasku. Nie jeżdżę w kasku także samochodem czy autobusem, chociaż tu też „coś może się stać” – moja żona zna człowieka, który odniósł bardzo ciężkie obrażenia głowy w wypadku autobusowym, a jemu kask mógłby pomóc. A że coś może się stać? Czytałem o śmierci przy grillu – samochód wypadł z drogi i wjechał do ogrodu wprost w grillujących ludzi. Shit happens.

    Jeszcze raz powtarzam – nie jestem przeciwnikiem kasku podczas jazdy rowerem. Jestem przeciwnikiem tezy, że kask jest podstawą bezpieczeństwa rowerzysty, co jest bzdurą, gdyż kask chroni tylko niewielką część ciała rowerzysty, a zginąć można także na skutek obrażeń wielonarządowych, od których kask nie chroni, a zopobiec którym może rozsądek i ostrożność. Lepiej trzymać np. odpowiedni odstęp od poprzedzającego pojazdu niż testować kask.

    • Problem jest taki sam, jak w przypadku wypadków samochodowych. Owszem, za część z nich jesteśmy odpowiedzialni sami. Niedostosowanie prędkości, brawura. Spory odsetek tych wypadków spotyka jednak ludzi, którzy jeżdżą ostrożnie i zachowawczo. Bo co da twoja ostrożność, kiedy inni szaleją? Czy jazda samochodem nawet 20 km/h ochroni cię przed wyskakującym zza rogu tirem? Nie sądzę. Zdecydowana większość wypadków dotyka ludzi, którzy nie mają z nim nic wspólnego.

      Nigdy nie ufałem innym – czy to na rowerze, czy w samochodzie. Dzięki temu jeszcze żyję i się nie poobijałem, ale wielokrotnie miałem sytuacje w których musiałem ostro hamować nawet zachowując ostrożność. Pewnego razu rozpędzony jechałem ulicą, kiedy na zakręcie przy chodniku zauważyłem stojącą taksówkę. Coś mnie tknęło i chciałem ją ominąć nieco szerszym łukiem, sądząc że ktoś może z niej wysiąść. Liczyłem, że jeżeli już faktycznie ktoś będzie wysiadać z tego samochodu to jednak prawymi drzwiami i otworzy je tyle, ile będzie potrzebował. Niestety, myliłem się.

      Nie minął ułamek sekundy po tej myśli, kiedy drzwi taxi otworzyły się na max i musiałem hamować z tych ponad 30 km/h wystawiając tarcze na niezłą próbę. Pierwszy raz w życiu słyszałem piszczące tak głośno opony rowerowe a podczas tego hamowania tak mną miotało po ulicy, że wylądowałem pomiędzy torami tramwajowymi na środku pasa. Co by dała moja ostrożność, gdyby akurat za mną jechał inny samochód albo tramwaj? Raczej niewiele…

      Szczęście w nieszczęściu, ale twoja zachowawczość nic nie da na głupotę innych. Będziesz szedł po chodniku i cię ktoś potrąci…

  • https://roweroweporady.pl/prawie-dwa-tygodnie-w-szpitalu-i-co-dalej/

    Tym razem było trochę gorzej. Kończyny nadal mam całe, ręce oraz nogi jedynie sobie poobcierałem. Ale najmocniej oberwała głowa, na której nie miałem kasku…..

  • Do wczoraj nigdy nie czułam potrzeby jeżdżenia w kasku. Tak jak chyba większość rowerzystów uważałam, że jeżdżę rozsądnie i ostrożnie, więc nie powinno mi się nic nieprzyjemnego przydarzyć. Nie widziałam więc sensu kupowania kasku, który wydawał mi się u ludzi poruszających się rowerem po mieście wysoce ekscentrycznym i zbędnym dodatkiem.

    Tak było do wczoraj, kiedy to jadąc jak zwykle tą samą trasą do pracy, przy zjeździe z górki skręciłam tak jak zawsze w lewo, ale że na asfalcie był rozsypany jakiś piach, to wchodząc w ten zakręt przewróciłam się razem z rowerem, widocznie wpadłam w poślizg. Piszę widocznie, bo nie pamiętam samego upadku, a jedynie chwilę, jak ktoś zaczął pomagać mi wstawać i zbierać moje rzeczy z drogi.

    Obdarłam sobie twarz i miałam ranę do szycia na głowie, reszta ciała jest praktycznie nienaruszona (w lato byłoby na pewno dużo gorzej, bo i lżejsze ubrania nie chroniłyby ciała przed zadrapaniami), boli mnie jedynie ramię, szyja i plecy.

    Miałam dużo szczęścia, że nie mam żadnych poważnych obrażeń głowy, bo właściwie moja głowa najbardziej ucierpiała przy tym upadku. Dziwne są to statystyki, mówiące o tym, że obrażenia głowy zdarzają się rzadko przy wypadkach rowerowych… Ja jestem teraz w dużym szoku, że to właśnie mojej głowie oberwało się najbardziej. A przecież głowa to głowa, ma się jedną, a jak się w niej coś uszkodzi to się tak łatwo nie zregeneruje (jeśli w ogóle).

    No i morał mam teraz taki, że kupuję kask, jak tylko będę w stanie założyć cokolwiek na głowę bez syczenia z bólu. Wydaje mi się, że to właśnie głowa jest BARDZO narażona na konsekwencje upadku z roweru. Obdarty łokieć albo noga to pestka w porównaniu z czaszka, która może się rozłamać na kawałki przy bardzo pechowym upadku. I wcale nie trzeba jeździć wyczynowo, żeby znaleźć się w niebezpiecznej sytuacji…

  • Jestem przeciwnikiem NAKAZU jazdy w czymkolwiek :D Niech instytucje zaczną EDUKOWAĆ społeczeństwo ( zwłaszcza w szkołach ) a pewne problemy same znikną,
    Co do kasku to polecam w lato chroni od udaru i pomaga w chłodzeniu organizmu, przy uderzeniu o maskę rozwalimy szybę auta a nie głowę i chyba najważniejsze kierowcy ( tak mi się wydaję z obserwacji ) są bardziej „wyrozumiali” w stosunku do rowerzystów jadących w kasku
    i ciuchach rowerowych przynajmniej tak jest ze mną :) w moim miasteczku.

  • „Jeżdżę zawsze po jak najmniej ruchliwych drogach i unikam jakichkolwiek potencjalnie niebezpiecznych sytuacji” Tak i ja jechałam :p . Z górki. zero aut, wokół las. wystarczyło wjechać na kamień i poleciałam przy 40/h jak Małysz. Śliwa pod okiem i nad okiem, głową walnęłam na szczęście lekko ale nawet nie pamiętałam jak. A ogólnie to wszystko zależy od tego jak się poleci :) . Kask albo się przyda albo nie. Ja w sumie tak bardzo się przyzwyczaiłam, że bez niego czuję się jak bez głowy. Poza tym wracając z pracy mam zjazd 50/h i nie chciałabym się wywalić w tym miejscu bez kasku

  • Ja
    w sylwestra 2013/2014 miałem potężny dzwon – przy ponad 30 km/h jakiś
    gówniarz rzucił petardę na drogę. Ostro po hamulcach, drift, uderzyłem
    tylnym kołem o krawężnik. Później co pamiętam, to jak mnie jakiś
    mężczyzna z asfaltu zbierał. Koło rozerwane,
    ja miałem uszkodzone 2 kręgi szyjne i potężny wstrząs mózgu. Teraz
    staram się na dłuższe wyjazdy zawsze kask zakładać. Może nie wyglądam w
    nim pięknie, ale czuję się bezpieczniej:)

  • Podpisuję się rękami i nogami z pedałami pod tym postem. Uważam nawet, że do jazdy rowerem kask powinien być obowiązkowy, tak jak pasy w samochodzie. To właśnie po uderzeniu w głowę grozi nam najwięcej (chyba, że mamy do czynienia z samochodem). W ubiegłym sezonie przez zwykłe gabiostwo miałam wypadek na i to na ścieżce. Przednim kołem zjechałam w rowek między krawężnikiem, a paskiem zieleni. Na reakcję miałam może z 1/5 sekundy, uratowałoby mnie postawienie stopy, ale byłam zapięta w spd i nie dałam rady odpiąć się na czas.. Przejechałam się po nawierzchni, między innymi głową. Dzięki temu, że miałam kask skończyło się na otarciach łokcia, biodra itd. Ba! nawet nie miałam zamiaru kończyć przejażdżki. O tym jak poważnie mogło się to skończyć uświadomiłam sobie dopiero w domu po zobaczeniu kasku. Od tamtej pory zakładam zawsze. Może kiedyś wzbudzał on sensację na dzielnicy, ale teraz już nikt nie na to nie patrzy i każdy rozsądny rowerzysta ma go na głowie.

  • Źle napisane. Pomieszanie z poplątaniem.

    Źle, bo źle zadałeś pytanie. To które chcesz postawić brzmi: „Czy warto jeździć w kasku na rowerze sportowo?”. I odpowiedź na to pytanie brzmi: „Tak, zdecydowanie warto”. Twój przykład z Kwiatkowskim i komentarze osób, które miały wypadek przy 30-40km/h to dobrze ilustrują.

    Natomiast bardziej interesujące jest pytanie „Czy warto jeździć w kasku w ruchu miejskim?” Odpowiedź powinna brzmieć „Nie, chyba że dla dekoracji” i jeśli Twoja odpowiedź jest inna tzn., że mieszkasz w mieście ze źle zaprojektowanymi ulicami i niewychowanymi użytkownikami tych ulic.

    Przytoczyłeś argumenty przeciwników kasków ale tylko te, które mają akurat najmniejsze znaczenie. Najważniejszym argumentem przeciw kaskom jest ten, że w dobrze zaprojektowanym mieście jazda na rowerze jest bezpieczna nie dzięki kaskom, kamizelkom czy ochraniaczom a dzięki poprawnie zaprojektowanym ulicom i drogom dla rowerów.

    Dlaczego w centrum Kopenhagi nie znajdziemy ani jednej osoby w kasku (chyba że to turysta)? Bo tam nie ma kolarzy tylko zwykli ludzie na rowerach, którzy traktują rower jak szybsze chodzenie. Nie jeżdżą jednak 40km/h i nie sa spychani z drogi przez kierowców.

    W Polsce jest jednak inaczej. Stąd każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie czy warto jeździć w kasku. Postarajmy się jednak o to żeby kask służył jedynie sportowcom lub do dekoracji.

    • Akurat mój wypadek nie był spowodowany jazdą sportową. Odnośnie projektowania ulic i kultury ruchu – tu się zgodzę. Ale ja swoje przemyślenia odnoszę głównie do Polski. A tutaj nigdy nie wiadomo kiedy ktoś na Ciebie wpadnie.

      Jak będzie u nas jak w Kopenhadze czy Amsterdamie, na sprawę kasków będzie można spojrzeć pod innym kątem. Choć… nadal trzeba pamiętać, że wypadki się zdarzają, nawet w najbezpieczniejszych miejscach na świecie.

    • Które miasto w Polsce ma dobrze zaprojektowane ulice? W którym użytkownicy ulic są dobrze wychowani? Wydaje mi się że takich nie ma.

    • Sęk w tym, że Ty mieszkasz w CYWILIZOWANYM kraju i nie potrzebujesz
      „maczety i dubeltówki” a my Polacy żyjemy jeszcze w dżungli i takie „akcesoria” są nam NIEZBĘDNE do przeżycia :D

  • NIe lubie jeździć w kasku i jakoś ciężko mi się do niego przekonać. Durny wygląd, przeszkadza mi na głowie i do tego zwiększa opory powietrza na bank :) Jednak mimo, że się przewróciłem na mojej szosie zaledwie raz w całej karierze, to i tak zakładam w większości wyjazdów.

  • A co z argumentem, że więcej urazów głowy przytrafia się w wypadkach pieszym niż rowerzystom? Poza tym – jesteś nieobiektywny (przez wypadek) – :) – wygoda też ma swoją cenę i nie można argumentować, że „skoro” może się przydarzyć wypadek, to „dlatego należy” nosić kask. Używając takiej argumentacji, pieszy też powinien być wyposażony, i to nie tylko w kask, ale i w ochraniacze na kolana i łokcie. Jakbyś był kobietą i by cię zgwałcili w południe w parku, to też argumentowałbyś, że nie warto wychodzić z domu, przynajmniej samemu, dlaczego jednak inni mieliby podlegać twojemu *nieracjonalnemu* strachowi? A osoby bardziej chronione rzeczywiście czują się bezpieczniej i mogą więcej – na przykład z wyżej skoczę na spadochronie lub bez :)

    • Zawsze jak pojawia się dyskusja o kaskach dla rowerzystów, lubię wklejać jednego linka do ciekawych statystyk:
      http://www.trasymasy.pl/czy-kaski-na-rower-powinny-byc-obowiazkowe/

      zdaje się, że i na tym blogu już to robiłem.

      Najciekawsze jest to:
      http://www.trasymasy.pl/wp-content/uploads/2013/12/czesci-ciala-narazone-na-uszkodzenia-w-wypadkach.jpg

      Jak widać rowerzyści z pieszymi najczęściej obrywają w głowę, kierowcy aut ciut mniej (różnice rzędu pojedynczych procent). Jedynie motocykliści pozytywnie się odcinają od tego trendu.

      Wnioski można wyciągnąć trzy:
      – kask pomaga, vide: motocykliści, tak więc jak byk zwolennicy kasków mają rację
      – piesi także powinni bezwzględnie nosić kask, kierowcy aut także. Generalnie wszyscy.
      – rowerzyści powinni obowiązkowo nosić ochraniacze na kończyny (czemu tak mało osób o tym mówi?).

      Oczywiście wszystko fajnie, ale statystyki mówią o wypadkach komunikacyjnych, a nie uwzględniają wypadków poza drogami (las, zawody itp.) i zwykłych upadków oraz głupoty, nigdzie nie zarejestrowanych..

      Dlatego dla mnie ciężką głupotą jest jeździć sportowo lub „agresywnie” i nie mieć chociażby kasku.

      W mieście przy średniej prędkości 15-20km/h (światła, DDRy które wymagają ciągłej zmiany kierunku ruchu i inne spowalniacze) jakoś nie widzę celowości. OK. zawsze to zabezpieczenie, ale tutaj największym zagrożeniem są urazy wielonarządowe i kręgosłupa (na skutek potrącenia), a nie upadku i obicia się (nie te prędkości). Przykład: Holandia i holenderska część Belgii (Walonia jest mało rowerowa), polecam pojechać i popatrzeć jak to jeździ cywilizacja i bardziej 'rowerowe’ kraje.

      Jeśli ktoś w mieście ma problem z urazami i wywrotkami, to powinien przemyśleć swój styl i technikę jazdy, bo w końcu kask może okazać się niewystarczający.

      Generalnie jak już ktoś zakłada kask, to nie jakiś badziew z biedronki i innego lidla, ale dopasowany do swojej główki i stylu/miejsca jazdy. Przykład: Kopenhaga, gdzie jak już ktoś ma kask, to typowo miejski. Sorry, to kosztuje, ale bądźmy konsekwentni.

      • Bardzo rozsądna i wyważona riposta :D i całkowicie się z nią zgadzam.
        Co innego jechać po jajka a co innego szaleć na wykrotach w lesie czy w górach dlatego jestem PRZECIWNIKIEM NAKAZU posiadania kasku podczas jazdy a ZWOLENNIKIEM EDUKACJI zachęcającej do jego używania.

    • Wydaje mi się, że w tekście wystarczająco to uargumentowałem, a idea tekstu nie zmieniła się od czasu jego powstania (przed wypadkiem).

  • Zapominasz o jeszcze jednym argumencie, według mnie bardzo ważnym: zbyt częste przypominanie o kaskach rozkręca wokół roweru „atmosferę strachu” – tzn. sugeruje, że jazda na rowerze jest bardziej niebezpieczna niż samochodem czy też chodzenie pieszo – tymczasem statystyki tego nie potwierdzają. Ba, uraz głowy dużo częściej przytrafia się… kierowcom. Dlaczego nikt nawet nie promuje jazdy w kasku samochodem? I tu dochodzimy do kolejnego punktu, czyli „rower jako sport”. To oczywiste, że do jazdy wyczynowej kask jest niezbędny, zarówno ze względu na osiąganie prędkości, jak ryzyko wywrotki na przeszkodzie terenowej (czy to w MTB, czy też np. wpadnięcie w dziurę szosówką). A i pochyła pozycja bardziej sprzyja przeleceniu przez kierownicę. Ale w mieście, na rowerze miejskim gdzie pozycja w zasadzie uniemożliwia OTB, ze stosunkowo niewielką prędkością (taką aby się nie spocić jadąc do pracy)? To normalny środek transportu i tworzenie atmosfery zagrożenia może część osób zniechęcić – a im mniej rowerzystów, tym większe ryzyko wypadku. Sam kasku używam na wycieczki rekreacyjne, gdzie czasem cisnę, ale krótkie „docelowe” jazdy po mieście odbywam bez. Z resztą przecież ta sama zasadza obowiązuje i w samochodzie: do zwykłej jazdy kasku nikt nie zakłada, ale w rajdach czy wyścigach są obowiązkowe.

    • Myślę, że w tekście to dostatecznie uargumentowałem. Piesi i rowerzyści są najmniej chronionymi uczestnikami ruchu. Ale w przypadku rowerzysty do tego układu dochodzi rower, który podczas upadku dodatkowo przeszkadza.

      Ale jestem daleki od tworzenia atmosfery zagrożenia. Każdy decyduje sam czy jeździ w kasku czy nie.

  • Nie chce mi sie rozpisywac po raz 10 na ten temat. W skrocie. Kask powinien byc wymagany przez prawo dla kazdego rowerzysty. Kropka. Tak samo jak odblaski i swiatla.

    Kolega mial 2 wypadki w miescie w obu gdyby nie mial kasku to by nie zyl albo mial uraz glowy.

    1. W glowe musisz udezyc sie tylko raz i koniec.
    2. Ja sie nie czuje. Wrecz unikam samochodow bo nie ufam kierowca. WIdze co wyprawiaja w Polsce na drogach.
    3. Badania pewnego naukowca pokazywaly, ze rosliny szybciej rosna jak puszcza sie im muzyke powazna. Takei badania nic nie znacza i mozna je interpretowac jak sie chce.
    4. Chroni. Oczywiscie, ze chroni. Jak ktos w ciebie wjezdzie 100 na godzine to nic ci nie pomoze. Na motorze tez ci nie pomorze przy 100km/h. Jak mam wpasc na maske samochodu w miescie przy 50 z kaskiem lub bez, wybieram swoje szanse z kaskiem. A ty co bys wybral?
    5. A jezeli wprowadzimy 30h na godzine w miescie to wszysty beda jezdzic 30h w miescie. Bzdury. Rowerzysci sa o podwyzszonym ryzyku i dlaczego chyba nie musze tlumaczyc. Wjedz w krzeslo rowerem albo potknij sie o krzeslo. Co jest bardziej niebezpieczne?

    Zawsze jezdze w kasku bo wole miec minimalnie wieksze szanse, czy to w wypadku jak ktos mi wejdzie pod rower i bede leciec na asfalt, czy jak wjedzie we mnie samochod z boku kierowany przez blondynke powodujac akrobacje na masce i uderzeniem glowa w szybe. Czy chociazby dostaniem w leb lusterkiem od autobusu. Wszystkie przyklady z zycia wziete.

    Kask powinien byc wymogiem prawnym tak samo jak odblaski i oswietlenie.

    PS> Kask to jest bardzo malo przeszkadzajaca sprawa i wrecz minimalny wymog sprzetowy tak samo jak zapiecie czy lampka. Kask powinien byc kojazony jako czesc roweru tak samo jak czesc motoru.

    • Nie znam przepisów w innych bardziej rowerowych krajach (Holandia, Dania), wydaje mi się że tam również obowiązku nie ma. Trudno Holendrów czy Duńczyków posądzać w takim przypadku o ciemnotę.

    • Obowiązek czy nakaz nic nie da a wręcz zaszkodzi tej „dyscyplinie” oraz samym obywatelom. Państwo powinno EDUKOWAĆ a nie represjonować nakazami czy zakazami.

    • Napisałeś na końcu i na początku swojej wypowiedzi o wymogu kasku, więc rozpisałeś się na ten temat najmniej 11ty raz :)
      Jak udowodnisz że kask ma to samo znaczenie w czasie jazdy jak światła czy odblaski to wtedy można podyskutować.
      Światła i odblaski poprawiają Twoją widoczność dla innych a sensowne światła poprawiają Twoją zdolność widzenia drogi przed Tobą – w obu przypadkach wzrasta bezpieczeństwo Twoje i innych. Twój brak świateł podnosi ryzyko kolizji/wypadku. Kask nie. Równie dobrze możesz się domagać obowiązku mocowania kółek bocznych.
      Kask nie jest kojarzony jako część motoru, zawsze jest i będzie kojarzony z osprzętem motocyklisty.
      Kask to indywidualna sprawa i to czy komuś przeszkadza czy nie i w jakim stopniu jest również bardzo indywidualne. To tak jak napisać że pedały i buty spd są niezbędne do bezpiecznej i efektywnej jazdy w terenie.
      Zapięcie wymogiem sprzętowym?

      • Kask powinien byc wymogiem bezpieczenstwa analogicznie do pasow w samochodzie a kwestia mody czy widzimisie. Taka jest moja opinia i nie musisz sie z nia zgadzac. Za duzo jezdze na rowerze i za duzo widzialem i slyszalem aby wierzyc w takie banialuki i puste argumenty jak powyzej. To nie jest zabawka. Tu chodzi o bezpieczenstwo. Nie podoba ci sie baz kasku. To nie jezdzij na rowerze. Proste.

        • Ja również dużo i od dawna jeżdżę na rowerze i wiele widziałem i „sam doznałem”.
          Idąc dalej tropem nakazu również wrotkarze powinni mieć przepisowy obowiązek jazdy w kasku. I skejci. i łyżwiarze.
          Z jakiegoś powodu jednak w wielu krajach o dużo wyższym poziomie świadomości rowerowej niż Polska, Dania, Holandia, inne, takiego obowiązku nie ma. Trudno posądzać ich o głupotę, brak doświadczenia itd.

  • Po wywrotce na rowerze, uderzyłem głową w beton potem krawężnik. Dzięki temu że miałem kask na głowie -żyję. Tylko kilka szwów na brodzie. Kask poszedł w kontener ale jest już nowy. Ja nie wyobrażam sobie teraz jazdy na rowerze bez kasku. Podstawowe wyposażenie każdego rowerzysty. Życzę wielu km. Pozdro

  • Ponownie przeczytałem dyskusję dzięki odświeżeniu wpisu i muszę powiedzieć, że agresja prokaskowych dyskutantów robi wrażenie. Szczególnie, że nie ma danych naukowych popierających którekolwiek z rozwiązań :) Dlatego sugerowałbym szanownym dyskutantom zrezygnować z nazywanie kogoś idiotą, jego czynów idiotycznych (nie mówiąc o argumentach), jeśli samemu nie ma się zbyt wiele argumentów w ręku.

    • Czy potrzebne są dane?
      Rozsądek na pewno.
      Niektórych nie przekona nic, tak jak innych nie przekona zapinanie pasów i będą jeździć bez ich używania, nawet ryzykując mandaty, czy płacąc kolejne.
      Dla większości niechętnych kaskom „wystarczy” wypadek, w którym ucierpiała ich głowa.
      Mniejszości nie skłoni do tego nic.

      • Ehem – można by zaryzykować stwierdzenie, że dane=rozsądek. Ale to tylko w takim rozsądnym świecie ;)
        Znów agresja! Czy twierdzisz, że wszyscy jeżdżący bez kasków to ludzie nierozsądni? Po co? Przecież to nonsens.
        A ja np stwierdzę, że jazda bez lusterka w rowerze powoduje dużo więcej niebezpiecznych sytuacji. Mógłbym się założyć, że statystyka potwierdzi moje dane i okaże się, że ludzie jeżdżący z lusterkiem stanowią odsetek promila ofiar rowerowych :) Nie masz lusterka w rowerze? Jesteś nierozsądny! :D

        Ps, strasznie polecam lusterko w rowerze – bardzo mi się spodobało i naprawdę uważam, że poprawia bezpieczeństwo.

        • Stwierdzam jedynie że dla pewnych ludzi żadne argumenty, przepisy prawa i nawet własne bolesne doświadczenia nie są dostatecznie przekonujące. Znam jednego, który po kaskaderskim upadku na beton z dwumetrowej rampy (nie miał kasku) i drastycznych urazach głowy, miesiącu w szpitalu, 3 miesiącach rehabilitacji, upośledzeniu motoryki i sprawności intelektualnej nadal nie widzi sensu w ochronie głowy.
          Dyskusje na forach na temat kasków zawsze wyglądają tak samo.
          To mój punkt widzenia wynikający z kontaktu na żywo i internetowego z rowerzystami wszelkiej maści.
          Ostatni upadek zaliczyłem 5 tygodni temu, nieduża prędkość. Nie wiem czy uraz głowy którego doznałbym bez kasku byłby niebezpieczny dla mojego zdrowia, cieszę się jednak że żwir wydłubałem sam ze skorupy zamiast lekarze z mojej głowy.
          Dla innych byłby to może nawet powód do dumy, bo blizny wyglądają męsko i sensownie. Dla mnie nie.

      • „Czy potrzebne są dane?”

        Tak, bo „na wiarę” to wierzę w Boga, a nie w fakty. Chyba że zrobimy z tego religię i kult kasku. Podobnie niektórzy robią np. z wegetarianizmu wypaczając ideę tego sposobu żywnienia (nie, nie jestem wegetarianinem ;-)).

        Fakty i dane (niestety, nie statystyka, bo każdy ją nagina) to jest to, co się zawsze obroni. Każdy inny argument łatwo obalić i ośmieszyć zwolenników. A szkoda, bo kask ma swoje niezaprzeczalne zalety (nie, nie używam kasku ;-)).

        • A słyszeliście panie i panowie o tym, ze statystycznie wy i wasz kot macie po pięć nóg :D taki żart pokazujący absurdy statystyk.
          Co innego statystyki a co innego gdy po raz któryś z kolei słyszę opowiadanie jak kask ratuje komuś zdrowie i życie. Uważam, że należy brać wzór z tych bardziej doświadczonych cyklistów i nie mam zamiaru sprzeczać się z „zawodowym” ścigantem MTB, że kask to bzdura.
          Jezeli takie osoby mówią mi, że warto mieć „orzecha” to ja nie dyskutuję tylko stosuje radę w życiu ot co.

          • Niestety nie wiesz o czym mówisz. Warto dowiedzieć się jak działa dzisiejsza NAUKA i nie wypisywać podobnych „anegdot”. Są one szkodliwe dla dyskusji. Chcesz nosić kask – super, nie chcesz? Ok. Jeśli jednak potem w prawie ktoś ma decydować o czymś takim jak zdrowie, życie i wolność, to wypadałoby się opierać na czymś więcej niż na doświadczeniach kolarzy (z całym szacunkiem dla nich, nie są chyba w większości autorytetami od bezpieczeństwa na drodze). Byłoby oczywiście miło. A tak pozostaje nam czyjeś widzimisię poparte skrajnym przypadkiem, BYĆ MOŻE pogarszające bezpieczeństwo większości. Nie mówiąc o tym nawet, że wszystkie kaski źle założone mogą sprawiać więcej zagrożenia niż brak kasku. Obrażenia rotacyjne, dodatkowa dźwignia przy dużej średnicy kasku, dziesiątki niedostatecznie przebadanych zagrożeń. Fajnie? „Gdybym nie miał kasku byłbym trupem” Może przeciwnie? Dlatego mamy NAUKĘ by takie problemy rozstrzygać. Tymczasem cieszmy się jazdą na rowerze i nie wprowadzajmy atmosfery tego terroru. Na szczęście takie powyższe przykłady raczej można przyrównać do straszenia katastrofami lotniczymi pasażerów bardzo bezpiecznego (dzięki badaniom!) środka transportu jakim jest samolot.

          • Nie miałem zamiaru kogokolwiek straszyć a wręcz przeciwnie rozśmieszyć, skecz pokazuje tylko, że statystyki nie odzwierciedlają rzeczywistości i tak jak mówisz aby był jakiś niepodważalny argument konieczne są badania naukowe. Zachodzi w tym przypadku pytanie
            czy ktokolwiek prowadzi takie badania i kiedy będą dostępne wyniki ?
            Póki co nie zostaje nam nic innego jak wymienianie się doświadczeniami i poglądami by mieć jako taki obraz sytuacji w tym temacie. Dlatego nadal podtrzymuje stwierdzenie, że warto słuchać bardziej doświadczonych cyklistów nawet jeśli pewne zagrożenia mogą być wydumane czy przesadzone bo lepiej zapobiegać niż leczyć a te 200 zł raz na 5 lat to nie majątek by skąpić na „skorupę”, która chroni najwrażliwszą część ciała.

          • Tukan, prawda jest taka, że kot nóg nie posiada. A ta opisywana charakterystyka pod mianem „statystycznie” to co to jest? Średnia arytmetyczna? Nawet uznając że kot ma 4 nogi, to średnio wychodziłoby po 3 i jest to prawada dla kazdego kto rozumie co to jest średnia. Ludzie którzy tego nie rozumieja, starają się odpowiedzieć na pytanie jaka jest przeciętna liczba nóg wsród populacji złożonej z jednego kota i jednego człowieka – tylko po co zadawać takie pytanie?

        • A w którego boga wierzysz, bo bogów to Ci u nas dostatek?
          Od najstarszych jak ra po najmłodszych typu FSM.
          Wierzysz w cos na co brak jakichkolwiek dowodów, a nie wierzysz gdy któś mówi jawnie, że kask uratował mu życie?
          Statystyka opisuje fakty na podstawie danych, jest oparta na metematyce, której naginąć nie mozna. Pisanie o manipulacjach w statystyce jest głebokim dowodem na to, że nie rozumie sie czym jest statystyka

          • Zabawne, zajmowałem się (i szykuje się podobny projekt) modelowaniem opartym właśnie na statystyce. W tym temacie dawałem linka do pewnych statystyk, z których można wszystko udowodnić, więc radziłbym zwolenników każdej opcji trochę przystopować.

            „Wierzysz w cos na co brak jakichkolwiek dowodów, a nie wierzysz gdy któś mówi jawnie, że kask uratował mu życie?”

            Jakbyśmy chcieli do tego „naukowo” podejść to trzeba zainscenizować dwie identyczne sytuacje, różniące się brakiem i obecnością kasku. Tylko że chętnych mało, a manekiny z crash-testów samochodowych się nie nadają.

            No i takie głupie pytanie: skąd wiesz, że na pewno kask w danym przypadku uratował życie (względnie zdrowie)?

          • Takie mam mocne wrażenie, że po przeoraniu skalnego rumowiska głową przy dość sporej predkości, bez kasku byłoby bardzo ciężko. Z twarzy tatar byłby na 100%

          • Ktoś mógłby powiedzieć że w tej sytuacji niezbędna byłby pełna zjazdowa zbroja :)
            Poza tym kask chroni czaszkę od góry, twarzy nie. Nie za bardzo wyobrażam sobie w jaki sposób twarz pozostała w dobrym stanie w tym przypadku. By tak było musiałbyś mieć kask integralny i gogle.

          • To tylko wrażenie, bo to co się działo i skutki tej sytuacji pozwalają przypuszczać że PRAWDOPODOBNIE odniósłbyś śmiertelne obrażenia.
            Możesz więc napisać że kask najprawdopodobniej uratował Ci życie. Ale pewności nie masz tak jak realnie tej pewności nie mogą mieć Ci wszyscy którzy piszą że kask URATOWAŁ im życie.
            Uważam że to dobrze że ktoś ryzyko bierze poważnie i uznaje kask za skuteczny dla siebie środek ochrony przed skutkami wypadku. Nawet jeśli to małe zadrapanie, czy cokolwiek innego, kosmetycznego to ja wolę tego nie mieć.

          • Nie ma powodu by stwierdzić że kask URATOWAŁ życie. Żeby tak powiedzieć konieczne byłoby zaliczenie takiego samego wypadku przez tą samą osobę, bez kasku, tego jednak raczej nikt zrobić nie zechce :) Można co najwyżej powiedzieć że w danej sytuacji kask ograniczył obrażenia głowy.

          • Aby sprawdzić, czy spadochron ratuje życie, najpierw trzeba tą samą osobę zrzucić z 5000 metrów? Bo nie wiadomo w sumie, może odbije się kilka razy, wstanie, otrzepie się i odmaszeruje?
            Kamizekli kuloodporne sprawdzasz tak samo?

          • A kamizelki kuloodporne kiedyś tak testowali twórcy na sobie. Poczytaj sobie. No i pomijam fakt, że ktoś wymyślił coś takiego jak manekin do testów naszpikowanego elektroniką i czujnikami. Jest używany do wielu celów: od kamizelek i aut, po ubrania p-poż.

            Wymiękam, porównywać testy kasku do spadochronu. To chyba już za dużo na moją głowę. :D

          • Jak chłop krowie w rowie teraz napisze:
            tomek pisze, że aby być pewnym, że kask uratował komuś życie, należy wyglebić tego kogoś w identycznej sytuacji bez kasku i sprawdzić co się stanie. Więc pytam się, czy aby stwierdzić, że spadochron komuś uratował życie, trzeba sprawdzić co stanie się temu komuś po upadku bez spadochronu?
            Wymiękłeś kolego już na poziomie rozumienia tekstu, który czytasz, bo porównań jakichkolwiek nie było.

          • „tomek pisze, że aby być pewnym, że kask uratował komuś życie, należy
            wyglebić tego kogoś w identycznej sytuacji bez kasku i sprawdzić co się
            stanie. Więc pytam się, czy aby stwierdzić, że spadochron komuś uratował
            życie, trzeba sprawdzić co stanie się temu komuś po upadku bez
            spadochronu?”

            No, ja też napisałem coś podobnego. A odpowiadając na Twoje pytanie: o manekinach czy symulacjach słyszał?

            A wracając do niezrozumienia:

            „Wymiękłeś kolego już na poziomie rozumienia tekstu, który czytasz, bo porównań jakichkolwiek nie było.”

            A w takim razie jak to nazwać Twoją odpowiedź na uwagę Tomka:
            ” Żeby tak powiedzieć konieczne byłoby zaliczenie takiego samego wypadku przez tą samą osobę, bez kasku”

            (nota bene coś podobnego wcześniej napisałem)

            A Ty odpisałeś:
            „Aby sprawdzić, czy spadochron ratuje życie, najpierw trzeba tą samą osobę zrzucić z 5000 metrów? ”

            Jak inaczej można to nazwać, jak nie porównanie, to co? Przyznam się, że może za mało książek czytam i słownictwo mam ubogie, ale może mnie poratujesz? ;-)

          • Znów zbyteczna filozofia, a wystarczy cofnąć się kilka postów i sprawdzić o czym rozmawiamy. Wspominałem o rumowisku skalnym, czyli zwalisku kamieni o wielkości od tostera po telewizor 30″, była tez znaczna prędkość(>40km/h). Więc pozwoliłem sobie na metaforę o pewności pewnych zdarzeń i spadochronie czy też kamizelce kuloodpornej – mogę dopisać kolejną, czy jak rzucisz kamień do morza, to żeby mieć pewność, że dotrze do dna musisz skoczyć i pójść na dno z tym kamieniem? Nie jest to porównanie tylko pytanie z użyciem sugestywnej metafory! Jak się zapytam, czy żeby mieć pewność ze się oparzysz wkładając rękę do ognia, to też zarzucisz mi, że porównuję kolarstwo do pirotechniki?

          • Stawiasz skok z/bez spadochronu na równi z jazdą rowerem w/bez kasku? Bezsensowne porównanie.
            Skok bez spadochronu kończy się śmiercią, z wyjątkiem bardzo specyficznych sytuacji opisanych w historii lotnictwa. Wypadek na rowerze, bez kasku może skończyć się róznie w takiej samej sytuacji.
            Mam na koncie kilka wypadków rowerowych w czasie których uderzałem głową o ziemię lub różne przeszkody ale nie powiem że kask uratował mi życie, co najwyżej zredukował lub zapobiegł urazom głowy. Bo oczywiste jest że szlif na skorupie bez kasku byłby szlifem na mojej głowie, tak jak kamyczki wbite w kask pokaleczyłyby mnie bez ochrony kasku. Nie zmienia to faktu, że ani szlif ani kamienie nie są równoznaczne ze zgonem.

          • Nie ma to jak nie rozumieć tekstu czytanego i dopisywać swoje teorie.
            Przeczytaj proszę jeszcze raz (łączne z Twoim wpisem na który odpowiadałem) następnie spróbuj zrozumieć co napisałem.

          • W grupę rowerzystów w której tylko jedna miała kask na głowie a 100 było bez wpada szaleniec i zaczyna strzelać z broni. Po wszystkim relacji w TV powiedzą że w kasku zginęła tylko jedna osoba i aż 50 bez niego. Ty pomyslisz, że to na pewno dlatego że nie mieli kasku. Czy na pewno?

  • 99x można upaść i nic sobie nie zrobić, ale może zdarzyć się ten jeden upadek, który może zmienić całe twoje życie. Wtedy będzie się żałowało, że nie założyło się kasku. Ja wolę nie żałować.

  • Ze zwolennikami kasków mam jeden problem. Przeczytałam tekst, przejrzałam komentarze, i komunikat, jaki otrzymuję, to: „jesteś głupia, Twoje argumenty są idiotyczne, nieprawdziwe, z dupy wzięte, jesteś idiotką, debilem, powinny być na to przepisy”.
    Przypomina mi to trochę post Rowerzystki Miejskiej, piszącej w stylu „nie jeździsz zimą = jesteś leniem”.
    Uważam, że słowne przepychanki ani nie podnoszą poziomu dyskusji, ani nie pomagają w namówieniu kogokolwiek do zmiany przekonań (a wręcz przeciwnie, sprawiają, że jeszcze bardziej okopujemy się na swoich pozycjach). Nawet we mnie od razu obudził się duch walki i bardzo się pilnuję żeby pisać spokojnie i bez capslocka :)

    Tak, jeżdżę bez kasku. Tak, uważam argument nr 5 za w pełni uzasadniony – sama jako piesza najwięcej niebezpiecznych sytuacji miałam właśnie z… o-włos-mijającymi mnie, pędzącymi rowerzystami. Załóżmy kaski pieszym, rowerzystom ochraniacze, najlepiej wszystkich i wszystko owińmy folią bąbelkową :)
    Nie mówię oczywiście o dopiero uczących się dzieciach czy jeździe szybkiej/sportowej/po lasach. Tu kaski jak najbardziej. Ale do spokojnego poruszania się po mieście? Nie, dziękuję.

    Walczmy z brakiem oświetlenia, brakiem wyobraźni, walczmy ze zbyt szybką, niebezpieczną jazdą, walczmy z rowerzystami łamiącymi przepisy, a kaski zostawmy do indywidualnej decyzji.

    Ze świątecznymi pozdrowieniami dla wszystkich zaciekle wojujących :)

    • Justyno,

      Podpisuję się pod tym obydwoma łapkami. Cieszę się, że jest coraz więcej osób, które to potrafią wypośrodkować.

      BTW, nie mam kasku, ale śmieszy mnie inny argument: kaski są brzydkie i w ogóle. Guzik prawda, widziałem kaski, które z powodzeniem udają kaszkiety, czapki itp., a pod spodem mają solidną skorupę. Niestety drogie: w Belgii kosztowały ok 100-120 Euro.

    • Justynko, w moim tekście w żadnym miejscu nie wyzywam ludzi od debili. To moje przemyślenia i myślę, że z mojego tekstu każdy może wyciągnąć własne wnioski.

      Jak widać po komentarzach, są i zwolennicy i przeciwnicy. Staram się oczywiście tonować dyskusje, ale gdybyś zobaczyła kilka komentarzy w oryginale, to złapałabyś się za (nomen omen) głowę.

      • Łukasz, Ciebie w żadnym wypadku nie posądzam o wyzwiska :) Kilka podobnych określeń przewinęło się jednak w komentarzach i nawet nie próbuję wyobrażać sobie, przez jakie kwiatki musiałeś się przebijać przy moderacji. Nie wiem, skąd u ludzi tyle jadu w stosunku do czegoś, co w żaden sposób nie wpływa na innych uczestników ruchu. I żaden z tych agresywnych komentarzy jakoś mnie jeszcze nie nawrócił :)

        • W drugą stronę też były agresywne komentarze. Sam się dziwię, że ten temat wywołuje aż tak gorącą dyskusję. Ale może niech wywołuje, a każdy sam niech wyciąga wnioski.

    • (..) Walczmy z brakiem oświetlenia, brakiem wyobraźni, walczmy ze zbyt
      szybką, niebezpieczną jazdą, walczmy z rowerzystami łamiącymi przepisy, a
      kaski zostawmy do indywidualnej decyzji (…)

      BINGO !!! Oto sedno sprawy :) Justyno gratuluje zdrowego rozsądku.

      • Dodałbym do tego jeszcze zniesienie powszechnej „darmowej” „służby” „zdrowia” i wporowadzenie dobrowolnych ubezpieczeń medycznych. Jak komus przyjdzie zapłacic kilkadziesiąt tysiecy za kilka szwów na głowie bo jechał bez kasku (a owu z pewnoscią bedzie zawierac pewne ograniczenia w tej kwestii) to szybko zmieni nastawienie do kasków.
        W obecnym stanie prawnym, aż mie dziw bierze, że ustawodawca nie wprowadził jeszcze obowiązku jazdy w kasku, bo:
        1. wieksze wpływy z tytułu vat z powodu zwiekszonej sprzedazy kasków
        2. wikeksze wpływy z cit z tych samych powodów
        3. większe wpływy z mandatów karnych za brak kasku
        4. mniejsze wydatki na leczenie urazów głowy
        Jak widac z powyższego, jest tylko kwestią czasu wprowadzenie obowiazku jazdy w kasku.

        • „1. wieksze wpływy z tytułu vat z powodu zwiekszonej sprzedazy kasków
          2. wikeksze wpływy z cit z tych samych powodów
          3. większe wpływy z mandatów karnych za brak kasku
          4. mniejsze wydatki na leczenie urazów głowy”

          Pod warunkiem, żeby ludzie tłumnie chcieli się ubezpieczać (vide: USA).

          • Jak narazie, to ludzie nie mają u nas wyboru i są tłumnie zmuszeni do ubezpieczenia. A skoro ustawodawca moze zmusic do ubezpieczenia zdrowotnego, to i może zmusić do noszenia kasku co by na opiekę zdrowotną wydawać trochę mniej. Kosztów nie poniesie jakichkolwiek, a oszczedności bedzie miał plus dochód z obrotu kaskami.
            A co do dobrowolnych ubezpieczeń, jestesmy ludźmi wolnymi, powinnismy mieć prawo wyboru, czy chcemy być leczeni czy zdychać pod płotem szpitala.

          • To się tylko tak łatwo mówi. Wiele osób dziś powie, że ma wolny wybór i oni nie potrzebują leczenia, a za rok nagle się okaże, że jednak potrzebują i będzie płacz.

            Cóż, na tym polega właśnie ubezpieczenie zdrowotne, że wszyscy się zrzucamy na leczenie wszystkich (nawet tych, którzy nie płacą składek). Czasami jest to kulawe i nieudolne, ale jakoś działa i mimo wszystko nie chciałbym oglądać potem umierających ludzi pod szpitalami.

          • Łukasz, obecnie to wygląda tak, że wszyscy płacą, a jak potzreba odwiedzić specjaliste, to płacą ponownie za prywatną wizytę, bo na nfz termin jest za 2 lata.
            Co do leczenia nieubezpieczonych – pójdź do przychodni i powiedz, że nie pracujesz, nie jesteś ubezpieczony i chcesz się widzieć z lekarzem pierwszego kontaktu – nie przyjmą Cię – chyba, że odpłatnie.

          • Myślałem głównie o nagłych przypadkach wymagających hospitalizacji. Przy przewlekłych sprawach jest gorzej.

            Odnośnie nieubezpieczonych, to przecież każdy zarejestrowany jako bezrobotny dostaje ubezpieczenie. Można się też dopisać do ubezpieczenia żony/męża. Nie jestem biegły za bardzo w sprawach ubezpieczeniowych, ale nigdy nie słyszałem żeby był z tym problem.

        • Myślę, że po zniesieniu „darmowej służby zdrowia” wielu zrezygnowałoby z jazdy rowerem, w kasku czy bez. Jak komuś przyjdzie zapłacić x zł za kilka szwów na nogach lub zwichniętej ręce, to przerzuci się na spacer. :)

    • z tymi dziećmi się nie można zgadzać, w reszcie mogę ci przyznac rację za słuszne podejście. Jednak nie dzieci – dzieci się uczą i mają miec pełną swobodę, nie jeżdzą ulicą ani nawet drogami dla rowerów tylko po parkach, nieruchliwych asfaltowych ścieżkach, a kask jest zbędny. Uczyłem się bez kasku i ochraniaczy i żyję. Nie wychowujcie pokolenia pussies

      • Z dziećmi jest o tyle ten „problem”, że mają jeszcze nie zrośnięte w pełni kości czaszki, i o ile sam nie używam kasku, to w tym przypadku sens jego zakładania go dzieciom uważam za rozsądny.

  • Ostatnio oglądałem dokument o Mario Cipollini. Miał okrutny wypadek podczas Vielta a España w 1994 roku, Wtedy nie było obowiązku kaskowego. Polecam przyjrzeć się, co się dzieje z głową Mario w zwolnionym tempie w drugiej części klipu.
    https://www.youtube.com/watch?v=f1Y_KOwa5pA

  • Prawdopodobieństwo przydzwonienia głową jest małe ale ewentualne konsekwencje duże.
    Fajny jest argument typu „jestem ostrożny/a – nic mi się nie stanie” a jesteś pewny/a że nikt Ci nie przygrzeje z tyłu?
    Co do obowiązku noszenia kasku czy zapinania pasów – zakładam, że gdyby leczenie/rehabilitacja nie było za darmo, to ilość oponentów byłaby mniejsza:). Oczywiście to kontrowersyjny wniosek bo zaraz pojawi się kolejny, że kolarstwo górskie jest niepotrzebne i skoro naraziłem się na niebezpieczeństwo to mam się sam leczyć. Ale skoro istnieje groźba niebezpieczeństwa to dlaczego go nie ograniczyć, na tej samej zasadzie jak w pracy (BHP)?.
    Co rozumiecie przez jazdę miejską? Jazdę z prędkością 10km/h? Bo w moich pagórkowatych miastach daję radę jeździć szybciej niż przepisowe 50km/h.

    • Rehabilitacja jest co prawda darmowa, natomiast dostęp do darmowej jak i jej skuteczność – z tym jest gorzej. Korzystałem dwa razy, z czego drugi z kilkumesięcznym poślizgiem.

    • „Co rozumiecie przez jazdę miejską? Jazdę z prędkością 10km/h? Bo w moich
      pagórkowatych miastach daję radę jeździć szybciej niż przepisowe
      50km/h.”

      Średnia: 15-20, w Sopocie 5 (jest ograniczenie prędkości), chwilowa 25. Czyli spacerowe, „holenderskie” tempo. Jakbym jechał >30, to na bank bym już miał kask. 50km/h nie rozwinę ze względu na światła i inne ograniczenia znakami, czy infrastrukturą (pomijam typ roweru). Nawet elektryk nie był w stanie mnie przyśpieszyć.

      „Fajny jest argument typu „jestem ostrożny/a – nic mi się nie stanie” a jesteś pewny/a że nikt Ci nie przygrzeje z tyłu?”

      Wtedy masz przetrącony kręgosłup i urazy narządów. Dosyć częste w mieście, w Polsce, niestety.

      „Oczywiście to kontrowersyjny wniosek bo zaraz pojawi się kolejny, że
      kolarstwo górskie jest niepotrzebne i skoro naraziłem się na
      niebezpieczeństwo to mam się sam leczyć.”

      Jak ktoś jeździ inaczej niż rekreacyjnie i nie ma kasku i/lub ochraniaczy, to faktycznie świadczy o braku rozsądku i głupocie.

      Opinię opieram tylko i wyłącznie na obserwacji rowerzystów w Holandii oraz Belgii: nieśpieszne tempo (do 25km/h), bardzo mały odsetek rowerzystów, którzy na skutek upadku, czy potrącenia (to ostatnie z resztą rzadkie) mają coś więcej niż siniaki. Mówię o codziennych rowerzystach, którzy jeżdżą także w ściegu i gołoledzi (dosyć częsta). Żyją w innym świecie, z innymi prawami fizyki? Problemem są u nich głównie obrażenia narządów w okolicach brzucha i kończyn w przypadku potrącenia.

      Swoją drogą co Wy robicie? Od czasu jak miałem 6 lat ani jednej wywrotki. Do pracy 24km, jeżdżę cały rok.

      • Nawet w mieście jadąc pomału zdarza się, że samochód mnie zamyka (tzn. wyprzedza i skręca w prawo), jak na razie zawsze wyhamowałem, ale jak kiedyś się nie uda?
        Rzadko jestem w dużym mieście ale bywam w Katowicach, Gliwicach, Bielsku, Ostravie, jeśli nie ma korka to bez problemu jadę 30, oni 50 a na wylotowych szybciej. Jeśli jest wolniej to jest ciasno i tu też częste są sytuacje, że ktoś wyprzedza z małą różnicą prędkości i tak sobie jedziecie koło siebie aż on o Tobie zapomni (szczególnie ciężarówki, autobusy) i zaczyna Cię dociskać do krawężnika. W korku natomiast omijając z prawej czy między pasami możesz spotkać akurat otwierane drzwi czy ktoś z chodnika wejdzie by przejść bo auta stoją.
        Oczywiście można jechać 10 km/h ale to nie jest jazda:)
        Hipotetycznych sytuacji można wymyśleć dużo, zdarzają się rzadko ale wykluczyć ich nie można i ja wtedy wolę mieć orzeszka:)
        Kolega przywalił na nartach o glebę mózgownicą, jak go znam to szybko nie było, stok narciarski raczej nie ma ostrych krawędzi – niby nic mu nie było, do domu zjechał sam ale na bóle głowy uskarża się już dwa lata.

        Dlatego właśnie jest nacisk na kaski – złamana ręka się z rośnie a głowa jest trudna do leczenia.

      • Jeździmy. :)
        Niektóre miejskie wypadki w których przydał się kask, były absurdalne ale okazały się realne.

  • Parę lat temu była afera z kaskami co niby jakiegoś polityka ktoś w rodzinie produkował certyfikowane kaski i dlatego chcieli przepchnąć tą ustawę ale wtedy jakiś jajogłowy od statystyk powiedział, że lepiej pieszym nakazać chodzenie w kaskach bo procentowo oni częściej ulegają wypadkom niż bajkerzy.

  • Dużymi zwolennikami kasków są widzę wyczynowcy. Przepraszam, co mają wyścigi (ewentualnie skakanie na rampie, MTB) do obowiązku jeżdżenia w kasku? Jestem absolutnie za jazdą w kasku po lesie, w Tour de France, wspinaczce wysokogórskiej, Paryż-Dakar, etc. I co z tego?

    Dyskusja o kasku mnie osobiście bardzo denerwuje (stąd w ogóle zabieram głos, normalnie nie ma to sensu – patrz nasza dyskusja) gdyż dla mnie to jest to temat zastępczy. Są być może dziesiątki ważniejszych spraw niż kask dla rowerzystów, ważniejszych dla bezpieczeństwa rowerzystów! Dużo ważniejszą sprawą byłoby staranie się o przeprowadzenie solidnych badań apropo co i jak zrobić by do wypadków nie dochodziło i by ich skutki minimalizować, też można dorzucić kaski do sprawy. Bez porządnych badań dyskusja nie ma sensu bo się przerzucamy „rozsądkiem”, który nie musi być nic wart (proszę sobie przeczytać jak do dziś nawet „testuje” się kaski dla rowerzystów). Kto powiedział, że przykład z lusterkiem nie jest ważniejszy niż kask? Kto powie mi czy noszenie czapki z daszkiem i okularów słonecznych gdy blask oślepia użytkowników drogi nie jest ważniejsze od kasku? Ja twierdzę, że powyższe jest dużo ważniejsze. Prowadzi do uniknięcia niebezpiecznych sytuacji. Zasada ograniczonego zaufania, edukacja w tym zakresie, o to się spierajmy a nie o jakieś (być może) bzdury. Kup kask (najlepiej w cenie roweru testowany jak reszta kawałek styropianu), jesteś bezpieczny i rozsądny. Strata czasu.

    • Nie jestem wyczynowcem. Przez ostatnie 5 lat poruszam się w mieście po asfalcie. Nie jestem na nim sam, na lokalnie rozpowszechnionych ścieżkach rowerowych również.
      Nie napisałem nigdzie o obowiązku noszenia kasku.
      Skakanie z rampy ma w tym przypadku tyle wspólnego że odniosłem się do spostrzeżeń odnośnie mojego komentarza. Dla niektórych żaden argument, obowiązek czy nawet duże własne nieszczęście nie jest żadnym argumentem. To moje spostrzeżenie a nie przywołanie do rozsądku. Nie jestem w stanie do niego przywołać.
      Jest wiele spraw ważnych dla bezpieczeństwa rowerzystów, jednak tak czy inaczej dyskusja o nich nie maja właściwie sensu, bo nie masz mocy sprawczej, żeby coś w tych kwestiach zmienić. Wyedukować kogokolwiek też nie nie możesz. Jaka ważna kwestia by to nie była to jedynie internetowa burza mózgów, która skończy się gdy uczestnicy wrócą do swojej rzeczywistości.

      • Przeciwnie, każdy może edukować, byle nie nachalnie (jako ktoś w stylu nauczyciela mam czasami okazję). Jeśli też nie będziemy kręcili się w kółko jednego tematu i nie damy się zadowolić wymijającymi przepisami, które tworzone są dla poklasku, to jest szansa, że coś się zmieni. Internetowe dyskusje w tym pomagają. Temat rowerowy jest moim zdaniem coraz bardziej obecny w mediach i myślach ludzi – rowerzystów po prostu przybywa, a wśród rowerzystów jest coraz więcej polityków na różnych szczeblach. Z pewnością niektórzy czytają fora. Oby ;)

        • Możesz – ale nie jesteś tak naprawdę w stanie. Chyba że masz informację zwrotną, potwierdzoną że ktoś przyjął Twoją edukację w tym względzie. Kolega, znajomy, ktoś kogo znasz i wiesz jak się zachowuje teraz.

      • A to ciekawe bo mnie uczono, że każda dyskusja ma działanie edukacyjne. Edukacja to właśnie dyskusja na dany temat połączona z wyciąganiem wniosków i ustaleniem danego kierunku postępowania. Trudno mówić o edukacji gdy jesteś zmuszony do „wkuwania” regułek, których nie rozumiesz lub nie wiesz jak je zastosować w życiu codziennym.

    • „Dużo ważniejszą sprawą byłoby staranie się o przeprowadzenie solidnych
      badań apropo co i jak zrobić by do wypadków nie dochodziło i by ich
      skutki minimalizować, też można dorzucić kaski do sprawy.”

      Są, ale w Holandii i Danii. U nas (patrz dyskusja) nie ma chęci podawania argumentów (faktów) za, czy przeciw. Lepiej się wyzywać kogoś od debili.

    • Chcesz badań n/t minimalizacji skutków badań i jednocześnie jesteś za jazdą w kasku po lesie? To znaczy że widziałeś badania o skutkach wypadków w lesie?:)
      Lusterko fajna rzecz ale wiesz – moja głowa się obraca i zanim skręcę w lewo to się obejrzę. Okularów też używam, mam światła, hamulce, często jeżdżę w opaskach i kamizelce odlaskowej oraz nie ufam innym.
      Aspektów bezpieczeństwa jest wiele i dlaczego nie wykorzystać wszystkich dostępnych?
      Przy małej prędkości kask może i niepotrzebny, przy dużej zapewnie odpadnie razem z głową ale jest wiele sytuacji pośrednich gdzie może pomóc.
      Nie wierzę że kask czy nawet downhillowa zbroja ochroni mnie na 100%, ale zmniejszy ewentualne następstwa wypadku. Dużo powyższych wpisów jest o fakcie kupna kasku po wypadku – a czy jednak nie lepiej przed?

  • Zostałem przekonany do kupna kasku lecz nie zamierzam wydać więcej niż 100zł.
    Czy waszym zdaniem istnieją sensowne kaski do tej kwoty?

    • W cenie do 100 zł na allegro są produkty Meridy, Muddyfoxa, Krossa, Authora, Alpina, B-twin. To są albo producenci Rowerów, albo bezpośrednio kasków. W ciemno można je polecić zamiast wielu innych o dziwnych nazwach, których nigdy nie widziałem, a rozeznany w tej kwestii jestem nieźle.

      https://allegro.pl/author-kask-mtb-skiff-niebieski-52-58cm-2015cr-i5108469320.html

      To przykład,kask ma technologicznie to samo co drożsi konkurenci (więcej rozmiarów niż jeden, regulowaną uprząż, skorupę stapianą z zewnętrznym plastikiem, siatkę przeciw owadom). Nie ma może wyrafinowanego kształtu, nie wiadomo ile waży ale jest od producenta który naście lat jest na rynku.

      Inne są tańsze.

      https://allegro.pl/kask-bell-roam-niebiesko-czarny-m52-58-cm-siewierz-i5083713107.html

      kolejny przykład, bardzo znany producent kasków, także motocyklowych.

      • Zwróć uwagę by miał regulację obwodu głowy, można go lepiej dopasować, przydaje się gdy jedziesz w czapce lub bez. Kaski sa robione na wymiar od/do – taki bez regulacji ciężko dopasować – ja swój miałem pomniejszony uszczelkami do okien, bez czapki bylo oki ale w czapce znów za ciasno i siedział automatycznie wyżej na głowie. Generalnie kaski tanie są słabo wentylowane, rozważ czy nie warto wydać więcej niż potem narzekać jak to źle się jeździ w kasku. Ja kiedyś miałem najwyższy dostępny w Polsce model Prowell’a (robili też kaski dla Alpinusa) który jest dużo cieplejszy, niż też niedrogi (na wyprzedaży 159zł) Met Dedalo http://www.bikekatalog.pl/2008/?ppg=show&baza=ubiory&pid=651, w aktualnej ofercie masz podobne http://velo.pl/odziez/kaski/met/pilgrim i http://velo.pl/odziez/kaski/met/gavilan
        No i najważniejsze – nie kupuj kasku bez przymierzenia!

        • Trudno kupić bez przymierzenia na necie,a w moim mieście (czytaj wiosce) to mogę sobie sprawdzić tylko te z lidla albo mediaexpert,a bawić się w: zamówienie kilku kasków w celu przymierzenia i odsyłanie tych niedopasowanych się nie zamierzam.
          A co do wentylacji to nawet kiepsko wentylowany kask daje więcej powietrza na głowę niż najlepsza bawełniana czapka z daszkiem (tak mi się wydaje).
          Będę się posuwał raczej za radą doświadczonych w tym temacie :)

  • Jeżdżę także motocyklem, więc kask podczas jazdy jednośladem jest dla mnie czymś tak naturalnym, że się nie zastanawiam I wkładam go nawet, gdy jade do odległego o 200 m sklepu. Zresztą podobnie jak buty SPD, bo w zwykłych byłoby strasznie niewygodnie…

    A kilak razy kask się przydał – pieszy któy wyskoczył pod koła I przeleciałem przez kierownicę, konar drzewa, któego nie zauważyłem szybko jadąc przez las, zaczepieniem kierownicą o rower jadący (zataczający się) z przeciwka…

  • Moje doświadczenia z kaskiem. W 2008 roku dostałem fuchę jako kurier pocztowy. Piszę fucha bo było to dodatkowe zajęcie i ze względu niskich dochodów raczej dla zdrowia niż poprawy finansowej. Jako kurier miałem rower 28″. Nie jeździłem zbyt szybko ale raz o zmroku nie zauważyłem nadjeżdżającego z lewej rowerzysty a innym razem (czy liść się przykleił czy przymrozek zadziałał) przy skręcie wylądowałem na siatce ogrodzenia.

    Pomyślałem wówczas o dwóch rzeczach: bądź widoczny i chroń głowę. Kości zawsze da się poskładać. Z powodu różnych dodatkowych odblasków i migoczących lampek dzieci nazwały mnie „Pan Światełko”. Przyznacie że wdzięczna łatka. A kask prócz roli ochronnej stał się świetnym termoregulatorem. W chłodne dni głowa nie marzła a w upalne nie przegrzewała się.

    Po paru latach dowiedziałem się że na zachodzie Europy to co robię jest powszechne. A wkrótce i u nas coraz więcej ludzi zaczęło używać kamizelek odblaskowych i kasków. Nie przypisuję sobie zasługi wdrożenia ale uważam się za prekursora w swoim środowisku.

    I jeszcze w kwestii kamizelki odblaskowej. Z początku kierowcy okazywali większy respekt myśląc że jestem funkcjonariuszem.

    • No funkcja termoregulacji głowy przynajmniej w upał,jest dla mnie argumentem przeważającym w skali 4 do 5 jeśli chodzi o wybór przydatność/ochrona.
      Kask wydaje mi się lepszy od bawełnianej czapki – to jest powód dla którego się tą sprawą zainteresowałem.

        • W pełnym słońcu latem chroni przed bezpośrednim wpływem słońca,w efekcie i przed udarem.Czapka oczywiście nie musi być bawełniana,może to być chusta,czy czapka kolarska,etc.
          Może się mylę,ale wydaje mi się że w kasku jest chłodniej niż w jakiejkolwiek czapce.

          • Bawełna jako włokno tkanin do zastosowań sportowych jak jazda na rowerze jest ostatnim (najgorszym) wyborem, za syntetykami i wełną. Włókno bawełniane pęcznieje, zatrzymując wodę, co jest nieprzyjemne a w temperaturach innych niż mocno letnie mniej lub bardziej niebezpieczne.
            W kasku nie jest chłodniej, tak czy inaczej w tym czy tamtym miejscu jest on barierą dla przepływu powietrza. Wentylacja jest jednak bardzo dobra od paru lat, nawet w tańszych produktach. Są jednak osoby które na podjazdach zdejmują kask mocując go na kierownicy.
            Zawodowcy długo opierali się kaskom podając za powód właśnie gotowanie się głowy, dopiero kilka śmiertelnych wypadków w peletonie spowodowało zmianę przepisów.

          • Zaraz, jakich wypadków? Przecież kask „nie chroni przed wypadkami”… ;-)

  • Cóż… Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Też kiedyś myślałem że nigdy, PRZENIGDY NIE ZAŁOŻĘ kasku. Myślałem… do czasu. Teraz nawet jadąc 500 m do bankomatu zakładam kask. Czasem zdarza mi się o nim zapomnieć, ale wtedy wystarczy 50 m i natychmiast po niego wracam. Jako ciekawostkę powiem tylko, że odkad jeżdzę w kasku, nie zdarzył mi się ani jeden niebezpieczny incydent, ale to nie ma znaczenia. Te które zdarzały mi się wcześniej mam wciąż w pamięci, i to wystarcza. Życie ma się jedno. Koniec, kropka.

  • Argument nr 3 jest bzdurny. Badania owego „naukowca” wykazaly, ze kask powoduje, ze kierowcy mijaja cie srednio 2cm blizej, podczas gdy srednia wyniosla cos kolo 134, czyli nie wykazano bezposredniego zwiazku z bezpieczenstwem, ktory nastepnie dorobili sobie „interpreterzy badan”.

    Jezeli chcemy z tych badan wyciagnac jeszcze ciekawsze wnioski, to uwaga, kobiety byly wyprzedzane w odleglosci srednio 10 cm wiekszej niz mezczyzni. Czyli bycie facetem jest 5 razy gorsze niz jezdzenie w kasku!

  • Młody, obiecujący 16-letni piłkarz został śmiertelnie potrącony przez samochód http://sport.wp.pl/kat,1726,title,Tragedia-w-Groblach-16-letni-pilkarz-nie-zyje-Wracal-z-kosciola,wid,17426352,wiadomosc.html
    Zginął na skutek obrażeń głowy. Gdyby tylko miał kask lub hełm… Choćby taki stary, z czasów II wojny światowej. Można się śmiać, ale śmiechy „legną w gruzach, gdy nasza głowa spotka się z krawężnikiem, kamieniem czy asfaltem.” To jest zatem ostatecznym dowodem za słusznością tezy noszenia przez pieszych hełmów.

    • Gdzie tam kask! Hełm i zbroja? – Po prostu trzeba jechać samochodem – najbezpieczniej w trakcie potrącenia przez samochód ;) Ja nawet jak idę do sklepu 200m to jadę samochodem. ;)

      • Ale bez kasku autem? Rajdowcy i sportowcy używają. O klatce bezpieczeństwa i innych zabezpieczeniach nie wspomnę. ;-)

        A tak po Świętach wszystkim życzę zdrowego rozsądku i bezpiecznej jazdy. :-)

  • Jeszcze niedawno byłem człowiekiem który twierdził, że ludzie w kaskach są zwyczajnie śmieszni. Otóż jakieś 2 miesiące temu, jak zaczynałem swój sezon przypadkiem załapałem się na jakiś konurs w media expert i dostałem od nich kask rowerowy. Stwierdziłem no dobra, mam kask zobaczę jak się z nim jeździ i pech chciał, że właśnie tego dnia miałem wypadek… przeleciałem przez ramę i wyrżnąłem głową w chodnik (samochód zajechał mi drogę). Gdyby nie kask, który wygrałem z czystego przypadku i do którego sceptycznie podchodziłem, dzisiaj mogłbym być kaleką. Kask może i wygląda śmiesznie, ale lepiej śmiesznie niż w ogóle.

  • Hej,
    Mam pytanie, a jako, że temat o pulsometrach umarł to pytam tutaj – Dla amatora jeżdżącego koło 2 tys. km rocznie, jaki poleciłbyś pulsometr? Główny cel to poprawa kondycji oraz zrzucenie zbędnych kg :P Na oku mam POLAR FT1,FT2 lub FT4. Mógłbyś coś doradzić? Będę wdzięczny

    • Wszystkie komentarze staram się przeglądać na bieżąco, więc wolałbym na to pytanie odpowiedzieć w tamtym wpisie. Ale ok, niech już będzie tutaj.

      Różnica między FT1 a FT4 to około 90 złotych. Za to dostajesz kilka usprawnień (licznik kalorii, procentowy HR, więcej planów treningowych). Ale są to w sumie drobne różnice i ja nie widzę jakiejś super różnicy między tymi modelami.

      Co ciekawe, Polar podaje, że tylko te dwa modele są kompatybilne z uchwytem na kierownicę, a FT2 już nie. Nie wiem czy to niedopatrzenie czy naprawdę tak jest, ale warto o tym pamiętać.

      • Dzięki za odpowiedź.Doszło kilka nowych modeli polar rs300x,suunto m2 i kilka sigm .Ciężki wybór i ciężko znaleźć dobre testy ich . :(

  • Jazda w kasku czy bez . Jazda z zapietymi pasami bezpieczenstwa czy bez pasów.Kazdy powinien zadac sobie pytanie dlaczego to robie . Robie to ze wzgledu na obowiazujace przepisy albo robie to dla mnie samego .Kazdy z nas jest juz na tyle swiadomy ze zna albo moze sobie wyobrazic konsekwencje w przypadku bezposredniej konfrontacji .Nie wyobrazam sobie jazdy na rowerze , na nartach ,jazdy autem bez zapietych i dopasowanych pasów. Mam wspanialych znajomych ,rodzine z których w zaden sposób nie chcialbym zrezygnowac .

  • @ Olek: „Podtrzymuję swoje określenie dla osób, które jeżdżą na rowerze bez kasku – deb…”

    Dlaczego? Bo zwiększają prawdopodobieństwo kontuzji, śmierci? Równie dobrze można tak nazwać każdego, kto decyduje się jeździć rowerem po polskich drogach, w kasku czy bez. Wszak bezpieczniej pobiegać po parku, lesie. Tak więc Olek uważaj, żeby jakiś biegacz nie nazwał cię w podobny sposób.

  • Do kasku dołączam plecak ze zwiniętą kurtką przeciwdeszczową i np. cieplejszą bluzą. Zwłaszcza przy enduro przydał mi się kilka razy doskonale chroniąc plecy.

  • Witam
    Ja po pierwszym upadku bez kasku (na szczęście nie groźnym) na drugi dzień polecialem i kupiłem kask.
    Do pracy bez kasku. Po pracy każda moja krótka/długa wycieczka tylko w orzeszku :)

  • Bardzo często, podobne dyskusje prowadzą do przekonywania przekonanych, bo nieprzekonanych żaden argument nie przekona.
    Aforyzm przypisywany Owidiuszowi mówi: „Quidquid agis, prudenter agas et respice finem!” czyli „cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca!” Właśnie, trzeba przewidywać POTENCJALNE konsekwencje. Wbrew temu, co się niektórym wydaje (to moja głowa) konsekwencje niepomyślnych zdarzeń ponosimy my wszyscy.
    Tym, którzy patrzą z góry na tańsze kaski (np. z Lidla), chciałbym przypomnieć, że autor tego bloga opisywał kask z Lidla – identyczny z markowym, wyprodukowanym przez uznaną firmę, który w ofercie Lidla był sprzedawany pod lidlową marką Crivit. Cena nie zawsze jest sztywnym wyznacznikiem jakości. Kryterium ceny: poniżej 100 zł – be, powyżej – cacy może być bardzo zawodne, bo w wyższej cenie zawarty jest haracz za markę, firmę.

    • No to ja jestem skrzywiony mentalnie :D
      Po Twoim wpisie stwierdzam, że kupno „lepszych” akcesoriów działa chyba
      u mnie jak placebo :D, chociaż z drugiej strony jakoś nie potrafię się przekonać
      do „tandety” bo zawsze sobie ceniłem solidność i jakość wykonania i tak np wolę zapłacić drożej za mebel, narzędzie czy ciuch by używać go długie lata niż kupić tanio i wymieniać daną rzecz co roku lub co dwa lata…stanowczo mówię NIE towarom krótkiej użyteczności.

      • Mam kask z lidla,kosztowal 59.99,jakosc wykonania -super-lekki,wygodny.porownywalem go wczoraj z kaskiem znanej firmy w martes sport.Roznica-kask z martes kosztowal 299zl a nie posiadal nawet siatki zabezpieczajacej przed owadami na otworach wlotowych,dodatkowo kask z lidla posiada swiatlo czerwone diodowe z tylu. Jedyne co bylo lepsze w drozszym kasku to kolor-czarny mat.
        Oba kaski posiadaly te same atesty na dodatek.

        • Jeśli tylko pamietać, że kaski z lidla są przeznaczone do miasta/rekreacji to wszystko jest ok.
          Co do siatki, nie we wszystkich kaskach jest wymagana. Mam meta bez owej siatki i jakoś nie czuję, aby jej obecność cokolwiek poprawiła.
          Za to obniżona część potyliczna to jest coś czego darmo szukać w tanich kaskach.

          • Jak podczas jazdy wleci Ci pszczoła pod kask to zrozumiesz potrzebe jej posiadania :)

          • Ta pszczoła dała mi trochę do myślenia, hmm
            Przejrzałem kilka kasków do enduro: ixs trail rs; met parabellum; fox striker; bluegrass golden eyes.
            Są to kaski z dość sporymi otworami wentylacyjnymi w cenie, o której można powiedzieć, że jej bardzo daleko do 100 pln, a siatek na owady w nich się nie uświadczy. W to, że producent chciał oszczędzić na najwyższych i zarazem najdroższych modelach w swojej kolekcji raczej nie uwierzę.
            Może pszczoły omijają rowery z daleka :)

          • Siatka jest rzadkością w markowych kaskach. Nie znam przyczyny, tak po prostu jest.

          • A to już zależy od modelu, w giro: transfer i remedy jest siatka, a w hex nie ma

      • Nie wiem jak z mentalnością, ale z ortografią fatalnie! Pozwolę sobie zauważyć, że pisze się RZECZ, a nie ŻECZ – tego nie trzeba nawet umieć ani pamiętać, bo edytor sam wskazuje błąd.

        Trzeba umieć czytać ze zrozumieniem – napisałem: Cena Nie ZAWSZE jest sztywnym wyznacznikiem jakości. Tandeta czy „tandeta” jest bezcenna czyli nie zna ceny, nie kieruje się ceną. Może być drogie dziadostwo i zupełnie solidny tani produkt. Niestety, teraz większość towarów ma krótki czas użyteczności – taki trend. Więc, może nie warto przepłacać?

  • Kaski i ogólnie wszystko co jest związane z bezpieczeństwem to dość specyficzna grupa towarów. Pamiętam jak wyglądały zakupy fotelika samochodowego dla córki – w czasie wizyty w sklepie z akcesoriami dla dzieci zastanawialiśmy się z żoną, który model wybrać. Ostatecznie na placu boju zostały 3 foteliki w cenach od „średniej” do „wysokiej”. Poprosiliśmy sprzedawcę o radę bo nie mogliśmy się zdecydować – cenowo każdy z nich był do zaakceptowania – chodziło nam o względy bezpieczeństwa, komfort dziecka, opinie klientów itp. Zamiast merytorycznej odpowiedzi usłyszeliśmy mniej więcej coś takiego: „chyba nie chcą państwo oszczędzać na bezpieczeństwie swojego dziecka”… Fotelik kupilismy w innym sklepie ;)
    Ale faktem jest, że kupujemy nie tylko bezpieczeństwo dla dziecka, ale także spokój sumienia dla siebie.

  • Kaski moim zdaniem raczej dla dzieci, początkujących, niedzielnych kierowców albo hardcore wyczynowców. Dla osób jeżdżących na co dzień po mieście to bardziej uciążliwość niż realne zabezpieczenie. Ja od 5 lat codziennej jazdy nie miałem sytuacji w której kask by się przydał a często nawet przeszkadzał ograniczając pole widzenia.

    • Powala takie rozumowanie. I brak wyobraźni – nie wydarzyło się dotychczas, to nie wydarzy się nigdy. A jak się już wydarzy, to potem będzie w mediach skamlanie o zrzutkę na rehabilitację.
      Żeby kask nie ograniczał pola widzenia, to należy dobrać jego (kasku) wielkość, by nie wpadał na oczy. Kask to nie garnek.
      Kierując się takim rozumowanie, należałoby zadać sobie pytanie czy w samochodzie poduszki powietrzne lub odpowiednie strefy zgniotu są, też, tylko dla dzieci, początkujących i niedzielnych kierowców?

      • Pan to widzę z tych co chciałby żeby wszystko było obowiązkowe: kaski, kamizelki, oc dla rowerzystów… co dalej pasy rowerowe i śledzenie z satelity? Do tego pierdyliard przepisów ograniczających swobodę jazdy a wszystko w imię bezpieczeństwa.

        • Człowieku – czytaj ze zrozumieniem i mów za siebie, a nie przypisuj własnych interpretacji innym. Pokaż mi, gdzie cokolwiek napisałam na temat jakichkolwiek nakazów czy zakazów?
          Tak, najlepiej znieść wszelkie przepisy – pełna swoboda, luz-blues, hulaj dusza…

  • To się zawsze tak kończy. Do pierwszej poważnej gleby. Kumpel jak spotkał marsjan, którzy go porwali (czyt. obudził się w szpitalu) zakłada kask nawet jak jedzie po bułki do sklepu. Warto zawsze i wszędzie mieć na głowie kask. Mimo, że wygląda się w nim jak pół dupy za krzaka ;) Oby Ci co nie noszą po wywrotce mogli go już zakładać. Pozdrower

  • Rozbiłem na głowie przynajmniej 3 kaski – to, że tu piszę to najlepszy dowód, że warto mieć kask. Nie uważam, żebym jeździł jak wariat czy nie umiał jeździć. Zwykle uszkodzenia kasku zdarzały się momentach bardzo błahych. Kilka przykładów:

    1. Leśna ścieżka, trochę gałązek zwisa na nią. Pochylam głowę, małe gałązki stukają aż tu nagle BUM. Za małymi gałązkami był gruby konar. Huknęło, ale głowa cała. Nawet się nie zatrzymałem. Pęknięcie na kasku zauważyłem przypadkiem po kilku dniach

    2. Kraksa w peletonie. Akurat schodziłem ze zmiany, w grupie, ktoś kogoś liznął koło i spowodował efekt domino. Dostałem czyimś rowerem i poleciałem przez kierownice na głowę. Blizna na twarzy jest do dziś ale to co osłonił kask całe. Z ciekawostek ukończyłem maraton jako jedyny z uczestniczących w kraksie dlatego, że tylko mój rower przetrwał upadek. Kupiłem nowy kask i kilka dni później…

    3. …Coś śliskiego rozlanego na jezdni. Gdy chciałem zwolnić przed pasami (przepuścić pieszych) rower dosłownie zniknął mi spod tyłka. Było tak ślisko, że po upadku przejechałem parę metrów po asfalcie i nawet się nie zadrapałem. Taki efekt jak na basenowej zjeżdżalni. Niby trzesz o coś, a skóra się nie ściera. Niestety kaskiem trafiłem w krawężnik. To był jedyny raz kiedy przez kask nabiłem sobie guza.

    Wniosku nie muszę chyba pisać.

    • Poironizuję sobie trochę:)
      1. nie szaleję w lesie – ja jeżdżę w mieście gdzie mamy samych kulturalnych i myślących kierowców którzy nigdy się nie śpieszą, więc co mi się może stać?

      2. ja nie jestem sportowcem – spokojnie jeżdżę tylko po chodniku i ścieżkach rowerowych, więc po co mi kask?
      3. jestem ostrożny i przewidujący, stosuję zasadę ograniczonego zaufania, a Ty gdybyś umiał jeździć i patrzył na drogę a nie na panienki, to byś zauważył w porę tę plamę na jezdni i ją ominął
      Wniosek – powinni Ci odebrać kartę rowerową – stanowisz na drodze zagrożenie dla siebie i innych – kask tego nie rozwiąże!

      • Karta rowerowa to za czasów prl’u. A ja zycze tobie,zebys zmadrzal ,albo w sumie- nie nos kasku- niech selekcja naturalna zrobi swoje :)

      • cytuję: stanowisz na drodze zagrożenie dla siebie
        i co z tego co chcesz zeby panstwo mu (nam) zabraniało sobie szkodzić???

  • Heh jezdze duzo po gorach i moze by mi sie kask przydal, ale w zyciu go nie zaloze bo by mnie ludzie na wiosce smiechem zabili :D Niestety kask to tylko w miescie bo na wsi to ludzie patrza na ciebie jak na kosmite ;/

    • Wolisz ,zeby sie nie smiali ,a w najgorszym przypadku byc warzywem przykutym do lozka lub nie byc juz w cale, czy moze lepiej ,zeby idiota sie smial ale bedziesz o wiele bardziej bezpieczny i co najwyzej zarobisz siniaka?

      • Heh no niby wiem, ze powinno sie jezdzic w kasku a tymbardziej w gorach, ale… no wlasnie ale :D Narazie nie mam odpowiedniego stroju wiec sam kask faktycznie glupio wyglada ale jak zakupie stroj to mysle, ze zaczne w nim jezdzic :>

        • Tez tak mialem kiedys . Dostalem kask od zony,nie jakies cudo tylko lidlowski. O dziwo bardzo wygodny i po 5 h przejazdzce nawet go noe czulem specjalnie. Od kiedy go dostalem to sie przelamalem i zaczalem jezdzic w kasku,teraz bez niego nie wychodze :)

    • a nie smiali sie jak kupiles taki drogi rower? i ze jezdzisz nim po lesie zamiast isc na dziewuchy lub flaszke obalic z kumplami?:) liczy sie to czego Ty chcesz a nie jakas stara baba z ktora nie masz nic wspolnego

  • Mnie do jeżdżenia w kasku skłoniła podobna jak Twoja historia. Podobna w skutkach ponieważ akurat ja się nie zagapiłem tylko zap….. po lesie jak dureń. Opisałem to pod artykułem „kask rowerowy, jaki wybrać”. Nie chcę spamować, więc jeśli chcesz to przenieś mój wpis tutaj. Ps: ja nadal nie znoszę kasku. Ale się z nim nie rozstaję.

  • Kasku uratował mi głowę, kiedy w lipcu 2014 (jak Ciebie) zahaczył mnie przejeżdżający samochód. Nie ma czasu na wyjęcie ręki i osłonięcie twarzy, walisz głową w asfalt jak leci. Dzięki niemu mogę jeździć dalej, a nie jestem warzywkiem.

  • Według mnie kask to konieczność. Do tej pory na rowerze jeździłem sporadycznie, jednak od kilku lat zawsze jeżdżę w kasku pomimo tego, że na rowerze przewracałem się tylko w dzieciństwie. Zachęciły mnie do tego dwa zdarzenia. Po pierwsze był to upadek w czasie jazdy na nartach. Jechałem w kasku (nie myślałem wtedy o bezpieczeństwie, a o tym, że kask nie przemaka i lepiej chroni głowę przed różnicami temperatur) po miejscami oblodzonym stoku. Lodu unikałem jak tylko mogłem jednak w pewnym momencie tuż przede mnie wyjechało jakieś dziecko i się przewróciło. Żeby go nie zabić musiałem wjechać na lód, przewróciłem się i dosyć mocno uderzyłem głową w ziemię. Nic mi się nie stało, ale sądząc po sile uderzenia tylko dzięki kaskowi. Drugie wydarzenie to historia opowiedziana mi przez Tatę. Jego znajomy dużo jeździł na rowerze, nigdy się nawet nie przewrócił. Pewnego razu wybrał się na ok. 100 km wyjazd. Wracał do domu jak zaczęło się ściemniać. I pół kilometra od domu jakiś mądry człowiek ukradł właz kanałowy. Było to w takim miejscu, że znajomy nie mógł tego zauważyć. Wjechał w dziurę i na niecałe 3 miesiące wylądował w szpitalu – pęknięty obojczyk i bardzo mocny uraz głowy. Na szczęście jechał w kasku – gdyby nie to, prawdopodobnie zmarłby na miejscu.

  • Według mnie kasku trzeba używać, a argumenty przeciwników są po prostu słabe. Sam miałem wiele sytuacji, w których mogło dojść do większej lub mniejszej stłuczki. Na szczęście koniec końców jeszcze wypadku nie miałem, ale zawsze jeżdżę w kasku.

    • Piotrze, według mnie kasku w znaczącej większości przypadków nie trzeba używać a argumenty przeciwników są po prostu słabe. Sam miałem wiele sytuacji, w których nie doszło do żadnej stłuczki. Na szczęście jazda rowerem jest bezpieczną formą poruszania się po mieście i nie tylko. Przestałem jeździć w kasku. ;)

      Wszystko pięknie, byle tylko nie wprowadzono u nas nakazu jazdy w kasku :)

      Apropo dyskusji gorącej wyżej, między Walther, white (przypadkowa zbieżność? :D) i Maciejem Ruteckim – Też się dziwię co ci ludzie wyprawiają, że się tak przewracają na tych rowerach? Jeżdżę codziennie do pracy rowerem, średnio 6000 km rocznie od jakichś 3 lat, nigdy się nie przewróciłem, nigdy nie miałem sytuacji podbramkowej, żaden z moich znajomych także nie. Chyba jednak zbyt dużo tu wyczynowców :)

      Zresztą jak to w internecie, jeśli szukasz opinii, znajdziesz głównie negatywne, gdyż pozytywnych nikomu się nie chce umieszczać :D.

      • Mój tata za kierownicą samochodu pokonał ok. pół miliona kilometrów i nigdy nie miał czołówki – czy to znaczy że pasy w samochodze może wyrzucić bo mu nie potrzebne?
        Wierzę że nie miałeś wywrotki ale w brak sytuacji podbramkowej już nie wierzę, nigdy nikt Ci nie wymusił pierwszeństwa, nie zajechał drogi i nie zepchnął Cię na pobocze? Szczęściarz z Ciebie! Gdybym był Tobą to bym sobie kupil totolotka:)
        Statystycznie rzecz biorąc, to w sumie mi też kask niepotrzebny, bo nigdy poważnie nie wyglebiłem w lesie ani w górach. Miałem dwa spotkania z samochodami (raz przeleciałem przez auto razem z rowerem) i nigdy nie uderzyłem głową! Dodam że to były wymuszenia z ich winy.
        Statystycznie patrząc (tak jak Ty) stwierdzam że rosyjska ruletka jest bezpieczna – przecież większość strzałów jest pusta:):)

        • Po prostu straszysz ludzi. Prosiłbym też nie używać też tego rodzaju statystycznych wycieczek, gdyż nijak się mają do statystyki. Wyjaśniliśmy już chyba sobie, że kask rowerowy pomaga tylko w bardzo szczególnych warunkach (i tylko dobrze założony) i w równie szczególnych może po prostu zaszkodzić. Obie sytuacje są niezwykle rzadkie bo rowerzyści nie są problemem jeśli chodzi o wypadki. Porównywanie samochodu i roweru nie ma sensu. Samochód to maszyna do zabijania, zdolna wyrżnąć dziesiątki osób w jednym zdarzeniu. Jest więc jasnym, że do prowadzeniu samochodu potrzeba prawa jazdy i, że w czasie jazdy obowiązują dodatkowe przepisy (dziękuję za obowiązek świateł mijania – bardzo zwiększa nasze bezpieczeństwo), ograniczenia (nie wiem czy wiesz – z postu nie wynika – że pasy bezpieczeństwa nie służą tylko bezpośredniemu bezpieczeństwu kierowcy w wypadku i są jak najbardziej słusznie obowiązkowe).
          W Poznaniu, po którym się głównie poruszam, zauważyłem znaczące zwiększenie rowerzystów, normalnych, w normalnych ubraniach, na codzień poruszajacych się rowerem. Jest pięknym widokiem gdy po podniesieniu np szlabanu, najpierw przejeżdża grupa rowerzystów a za nimi ruszają samochody. Dzięki powszechności cyklistów ja czuję się znacznie bezpieczniej – po prostu kierowcy uczą się, że jest nas więcej. Są też piękne panie, które nigdy nie pojechałyby w kasku ;). Należy za wszelką cenę zapewnić im bezpieczeństwo każdym innym możliwym sposobem! :D Ja w każdym razie zamierzam walczyć o zwiększenie liczby rowerzystów jako najlepszym sposobem poprawy bezpieczeństwa. Obawiam się, że np obowiązek kaskowy i straszenie ludzi POGARSZA nasze bezpieczeństwo.

          -OSTRZEŻENIE PRORODZINNE-
          Czy wiesz, że każdy głos prokaskowy usuwa jedną Cycle Chick z naszych ulic?
          ;)

          • Nie porównywałem roweru i samochodu – przykład z pasami był analogią do Twojej argumentacji „nigdy mi się nie przydało tzn. jest to niepotrzebne”.
            Nie straszę statystyką – napisałem że nigdy nie uderzyłem głową, nawet podczas kolizji z samochodem, czyli statystycznie mi też kask niepotrzebny:) (opierając się na Twojej argumentacji).
            Piszesz o światłach mijania i pasach – te kwestie też są szeroko komentowane i też mają dużo przeciwników.
            Zgadzam się że wzrost ruchu rowerowego zmniejsza poziom chamstwa u kierowców.
            Kontrowersyjnie (nie do końca na serio) – chcesz jeździć bez kasku to jeździj ale ewentualne następstwa urazu lecz/rehabilituj za własne pieniądze a nie NFZ (on i tak biedny jest).
            I na koniec pół żartem – co z tego że pani jest piękna jak mało rozsądna?:)

          • Pasy i samochód pojawiają się w tej dyskusji (w wielu postach) moim zdaniem bezsensownie i ta powyższa samochodowa wycieczka miała na celu rozłączenie tych tematów (jako nieporównywalnych, analogie błędne).

            Tak jak piszesz, wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi, na dziś kask jest Ci niepotrzebny. ;)

            Dla mnie jazda w kasku nie ma nic wspólnego z rozsądkiem, jazda bez niego również.

            W każdym razie dziękuję za dyskusję i do widzenia być może w innym temacie.

          • Analogia pasów i kasku wg mnie jest słuszna – obie rzeczy są zalecane jako zwiekszające bezpieczeństwo, obie są negowane, a to że w samochodzie ryzyko jest większe nie ma tutaj dużego znaczenia (swoją drogą dopiero na przełomie lat 80/90 wprowadzono nakaz jazdy w pasach w terenie zabudowanym, nie było ich też na tylnych siedzeniach ale to raczej nie dowód, że są nieprzydatne, prawda?)

            Kask potrzebny czy nie ale wolę go mieć (mam od 17lat) – punkt patrzenia zależy od punkt siedzenia:
            po pierwsze – mieszkasz w dużym mieście gdzie poziom kultury kierowców jest zapewnie większy niż np. u mnie (widzę różnicę pomiędzy moją 90tys. robotniczą wioską a aglomeracją katowicką, a jeszcze większą między Czechami)
            po drugie – nie wiem jak Ty ale przeciętny rowerzysta na wsi czy przytoczony przez Ciebie cycle chic porusza się z prędkością 15-20km/h a ja zazwyczaj 25-35km/h (czyli też żaden wyczyn), co powoduje, że jak mi samochód wymusi pierwszeństwo/zajedzie drogę, to muszę hamować (często tylko na przednim kole) a przed cycle chic samochód zdążyłby odjechać.

            po trzecie – powyższa różnica gra też rolę podczas jazdy w sznurku aut jadących z prędkością podobną do mojej, auto zamiast jechać za mną to jedzie obok mnie a następnie spycha mnie na krawężnik – cycle chic byłby tylko wyprzedzany
            po czwarte – ta sama różnica działa dla mnie niekorzystnie gdy samochód wyprzedza mnie przed samym skrzyżowaniem i skręca w prawo często zanim do końca mnie wyprzedzi
            Być może to jest powodem dlaczego Ty nie masz sytuacji podbramkowych a ja mam często, co nie znaczy że kiedyś Cię nie spotka (życzę by nie).

            Gdzieś wyżej pisałeś, że kask przydaje się w lesie a w mieście jest niepotrzebny – ja bezpieczniej czuję się w lesie, bo wiem że drzewo mi żadnego numeru nie wywinie:)

            Podsumowując – każdy jeździ inaczej, gdzie indziej, w innych warunkach – każdy sam dba o swoją mózgownicę.

          • Z ostatnim zdaniem się zgodzę. Po prostu pochopnie nie naklejajmy sobie łatek typu nierozsądny. To nie jest argument w dyskusji.

          • „Kontrowersyjnie (nie do końca na serio) – chcesz jeździć bez kasku to
            jeździj ale ewentualne następstwa urazu lecz/rehabilituj za własne
            pieniądze a nie NFZ (on i tak biedny jest).”
            Ach więc o to ci chodzi!
            1-Rzeczywiście chyba serio tego nie piszesz.
            2- Ja też płacę składki więc dlaczego poza własnymi powodami które wymieniłem w punkcie 4 miałbym nie korzystać z usług państwa gdybym chciał?
            3- Jeżeli tak bardzo boisz się, że ktoś skorzysta z twoich składek to postuluj likwidację NFZ – przynajmniej się na coś przydasz. Rozumiem, że nie latasz za innymi i nie zakazujesz im chodzenia na szpilkach (można skręcić nogę), palenia papierosów (można dostać wiele chorób układu oddechowego – i nie tylko), zażywania narkotyków dożylnych jedną igłą przez wiele ćpunków i jakiegokolwiek kontaktu z obcą krwią (łatwo jest tak złapać HIVka a terapia jest w pełni refundowana – koszt na jedną osobę to ok. 42 000 rocznie!). Więc zejdź z rowerzystów. W zamian już lepiej działaj na rzecz HIV.
            4-NFZ jest biedny. Nie jest biedny tylko jest nieudolnie zarządzany a większość pieniędzy płynie na opłacanie zbędnych stanowisk. Usługi finansowane przez NFZ stoją na bardzo niskim poziomie. Publiczną służbę zdrowia omijam, cenię swoją godność i czas. Zresztą po co o tym w ogóle pisać skoro czyjaś jazda w kasku nie zmniejszy kolejek. Pisał o tym ktoś powyżej. Zakazy i nakazy jazdy w kasku i inne bzdety w krajach w których jazda rowerem jest bardziej powszechna niż w zaściankowej i zapatrzonej w zachód Polsce nie istnieją a liczba wypadków nie jest większa.

          • Bieda NFZ była skrótem myślowym, pod którym miałem na myśli niewesołą sytuację służby zdrowia na poziomie usług.
            Kask nie ma zmiejszyć liczby wypadków (bo niby jak?) ale zmniejszyć ich ewentualne następstwa.
            Przykład o szpilkach był dobry:)
            Skoro rusza Cię kontrowersja to dorzucę jeszcze trochę czarnego humoru: jeśli kask zmiejszy skutki urazu to maleją wydatki NFZ,
            ale z drugiej strony jeśli przy cięższym wypadku kask uratuje życie ludzika, którego „naprawa” może być bardzo kosztowna i niegwarantująca sukcesu, to spowoduje jeszcze większy wzrost wydatków – oj ja się muszę poważnie zastanowić czy warto promować kaski:):)

          • To prawda, należy się zastanowić bo co jeśli kask zwiększy skutki wypadku? To jest właśnie pytanie, którego nie biorą chyba pod uwagę prokaskowcy (nikt się do niego nie odniósł pomimo, że wielokrotnie temat podnosiłem). Źle założony kask (kto zakłada dobrze? – mniejszość?) Kask „gigantyczny”(powstaje dźwignia na szyję – uraz szyi aż do skręcenia karku?). Taki posiadam – „Author Basic” swego czasu za jakieś 120zł, „certyfikaty cztery” (czyli wszystko cacy?), regulacja na potylicy. Obwód głowy dwa razy większy, do tego albo go założysz tak, że nie będziesz mógł ust otworzyć, albo rusza się niemożebnie. Wybacz ale z takim kaskiem to może bym się wybrał na budowę i ochroni mnie przed cegłą zrzuconą z niedużej wysokości (certyfikat).

            Dobra, załóżmy że lękam się dzień i noc, spać nie mogę bez kasku. To jaki mam kupić? Bez certyfikatów (nic niewarte)? Za XXXX zł, tylko „tej” marki? Badany on jest jakoś? Przecież to kupowanie kota w worku! To może jeździć w kasku budowlanym BHP (przynajmniej bardziej przetestowane)?
            Nonsens!

            Masz losowy (powiedzmy „jedyny dobry”) kask i kupiłeś sobie spokój sumienia itd. Ok. Ale nie opowiadaj, że to się nazywa rozsądek.

            Skomentuję dziwne wycieczki o NFZ, gdyż to sprowadzanie życia do absurdu typu „przywiąż się pasami do łóżka byś nierozsądnie nie spadł i karm dożylnie gdyż normalne jedzenie jest niebezpieczne (zadławienie) inaczej narażasz mnie na zapłatę za Twoje leczenie a przecież tego byśmy nie chcieli. Chcielibyśmy, by ludzi, których my uznamy za nierozsądnych nie leczyć a karać, surowo”

            Po co ja to piszę? Poniosło mnie ;)

          • masz kupić kask dopasowany i dobrze go wyregulować/założyć.
            to tak jakby nie kupić butów bo większośc z nich ma inny rozmiar niż napisano:)

  • moim zdaniem kask warto mieć na głowie ,jednak nie powinno być to obowiązkiem .Do jazdy z kaskiem trzeba przekonać się samemu.

  • Ja zawsze jeżdżę w kasku. Trzeba mieć wyobraźnię i potrafić sobie uświadomić, że nie wszystko można przewidzieć. Np. to, że nie zauważy się szarej linki holowniczej na tle szarej ścieżki rowerowej – ja tak miałem i gdyby nie kask, nie pisałbym tych słów – poleciałem do przodu na łeb. Samochód holujący był już za ścieżką, a holowany przed. Na lince nie było żadnych elementów ostrzegających.

  • Taka ogólna uwaga.

    Ja właśnie wróciłem z Amsterdamu: spotkałem tylko dwójkę rowerzystów z kaskami wśród tysięcy bez.

    Kto tam był zrozumie, ale w skrócie dla tych co nie mieli okazji zobaczyć rowerowej Holandii: rowerzyści są wszędzie, byłem ciągle przeganiany wręcz z przejścia dla pieszych (to jest rowerowy terroryzm), bo rowerzyści nagminnie łamią wszelkie możliwe przepisy, nawet zajeżdżając drogę tramwajom(!). Ale co śmieszne: mimo tego chaosu i dzikiego tłumu rowerów ani jednej kolizji, wywrotki itp. Co jest grane?

    Może po prostu potrafią jeździć w mieście? Co mi z kasku jak mnie potem najedzie auto, albo rozpędzony rower?

    Dlatego zwracam uwagę kolejny raz: jak ktoś ma problemy z częstymi wywrotkami bądź zajeżdżaniem drogi przez auta, to niech koniecznie się zastanowi nad swoją techniką jazdy i swoją widocznością na drodze, bo tragedia będzie kwestią czasu.

    Wychodzi na to, że przeciętny rowerzysta w Holandii umie lepiej jeździć od przeciętnego rowerzysty w Polsce. I nie ma co tutaj zwalać winy na auta, infrastrukturę czy klimat.

    • Jeżeli w Czechach przy tej samej technice jazdy i tym samym ubiorze czuję się bezpieczniej niż w Polsce tzn. że co?
      Przez samochód przeleciałem w dzień bez „ruskiej” mgły ubrany w zieloną fluoroscencyjną bluzę – kierowca zeznał że mnie nie widział.
      Kuzyn od trzech lat mieszka w Szwecji, też twiedzi że jazda tam a u nas to niebo a ziemia, dlatego Twoje porównanie Polski i Holandii jest wg mnie „nieporównywalne”.

      • To jajco. Nie lubię się powtarzać: jeżeli lubisz jeździć w stroju supermana, różowej sukience kopciuszka czy kasku to ok i twoja sprawa. Jeżeli lubisz jeździć bez kasku to również twoja sprawa. Zwolennikom jazdy w kaskach to jednak nie wystarczy i są na tyle upierdliwi żeby z niewiadomych przyczyn zatruwać przeciwników i próbować jechać po ich ambicjach odwołując się do głupoty i rozsądku. A najchętniej by wprowadzili zakazy. Zwolennicy, apeluję, zluzujcie poślady.

        • to jajco? a coś bardziej konstruktywnego umiesz wymyśleć?
          użyj siły argumentu a nie argumentu siły (w tym wypadku słabego hejtu)

      • Tak tylko się zastanawiam: 8000 km rocznie, przez cały rok, tylko po mieście (Trójmiasto). Żadnej niebezpiecznej sytuacji, porównywalnie często wymuszano na mnie pierwszeństwo jazdy gdy jechałem samochodem czy rowerem po zbliżonej trasie. Wręcz częściej kierowcy ułatwiali mi np. skręt (szczególnie w lewo) na ulicach niż bym jeździł samochodem. Podobnie wrażenia ma moja dziewczyna (podobny dystans) czy znajomi. Jacyś inni jesteśmy? Ciągle mówimy o Polsce? Nie ubieram się niczym choinka; tylko obowiązkowe oświetlenie, które używam zawsze.

        Czuje się mniej bezpiecznie niż w aucie, ale to tylko przez świadomość, że na rowerze nic mnie nie chroni w zderzeniu z autem, a nie przez obecność samochodów. Bądźmy poważni — rower wybrałem dla przyjemności.

        Wbrew pozorom na bezpieczeństwo w Holandii ma wpływ ilość rowerzystów, którzy wręcz sterroryzowali resztę. Nie infrastruktura, której w zasadzie w centrum Amsterdamu nie ma (jest zbyt wąsko na oddzielenie ruchu rowerowego i samochodowego, dopiero dalej od centrum pojawia się separacja. I na pewno nie przestrzeganie przepisów. :D

        Największym zagrożeniem dla mnie są rowerzyści-debile, bo inaczej ich nazwać nie można. Chyba to było rok temu: koleś na wysokości Sopotu — Kamienny Potok wyprzedzał mnie na ostrym i wąskim zakręcie, w miejscu, gdzie jest fatalna widoczność (przy stacji benzynowej, na Niepodległości). Głupich jak wielu, dosłownie 2-3 minuty później go zbierali inni rowerzyści z DDR. Miał kask, nawet myślę, że mu się przydał, choć po co przyłbica skoro łeb zakuty?

        Pomijam masę niepełnosprytnych jeżdżących pod prąd na wąskich DDR.

        Zalet kasku nie neguję, ale większość zdarzeń do głupota i niedorozwój samych rowerzystów, którzy chyba prosto z lasu wyjechali i nie potrafią się zachowywać w mieście.

        Dlatego z uporem maniaka będę pisał, że jak ktoś ma problemy z umiejętnością jazdy w mieście, to powinien ją sobie odpuścić, albo sobie przemyśleć swój styl jazdy, bo to kiedyś może się skończyć tragicznie.

        • Jeden człowiek gra w totka całe życie i nic nie wygra – inny zagra raz i trafia szóstkę – jacyś inni są?
          Ty mieszkasz w Gdańsku, ja na zadupiu – 90tys. robotniczna wioska.
          Rok temu jechałem na Tour de Pologne do Katowic, trasa 110km.
          Katowice, Chorzów, Ruda Śląska – ciasno, duży ruch, zero problemów.

          Po drodze wieś, droga przez las, pusta droga, na skrzyżowaniu z boku wyjeżdza auto wymuszając pierwszeństwo.
          Ktoś pisał o poczuciu bezpieczeństwa – zapewnia mi je na skrzyżowaniu jadący za mną TIR:)

          • „Jeden człowiek gra w totka całe życie i nic nie wygra – inny zagra raz i trafia szóstkę – jacyś inni są?
            Ty mieszkasz w Gdańsku, ja na zadupiu – 90tys. robotniczna wioska.”

            Jakoś _nikt_ z moich znajomych nie miał żadnych przygód na rowerze w mieście, więc nie jestem odosobniony. Mieszkałem przez parę dekad w 13 tysięcznym mieście i też czułem się bezpiecznie.

            Tak BTW, ktoś kto chce zacząć przygodę z codziennym używaniem roweru to po takich wpisach, jakie można znaleźć pod tym artykułem zrezygnuje z tego pomysłu. Bo jak byk wynika z tego, że bez zbroi nie wychodź na rower: trup ściele się gęsto, kierowcy aut polują na rowerzystów, co chwilę się ktoś przewraca, cudem (albo dzięki kaskowi) zachowując twarz. No normalnie wojna na ulicach. Nie idźcie tą drogą, albo chociaż nie róbcie wody z mózgu normalnym ludziom przez swoją histerię. :D

          • Masz mieszkanie/dom? zapewnie masz je ubezpieczone?
            ale po co? czy Tobie lub znajomym dom się spalil, zawalił, zatopiła powodź, ukradli wszystko? bo mi i moim znajomym nie.
            ubezpieczenie to wyrzucone pieniądze! i nie siejmy paniki z ubezpieczeniami bo nikt już domu nie kupi:)
            Inny przyklad – odprowadzacie swoje dziewczyny w nocy bo sama się boi? ale dlaczego? zgwałcili ostatnio kogoś? bo w moim mieście nie.
            To że ryzyko jest małe nie znaczy że go nie ma.

          • „[…] To że ryzyko jest małe nie znaczy że go nie ma.”

            A „ruskie” czają się już za granicą…. Tylko proszę bez populizmu. :-)

  • Właściwie, to miałem na razie jeden wypadek. To było na trasie dla pieszych gdzieś w okolocach Zamościa. Jechałem wolno, naprawdę. :) Co więcej stwierdziłem, że jeszcze zwolnię.
    no to daję po hamulach, za chwilę poczułem nieważkość przy spadaniu, chwilę później leżałem na ziemii. Przywalilem ostro głową. Na szczęście miałem kask, to mnie uchował. Ale niewiele brakowało, bo czasami go zdejmowałem (gorąco było). Ale już nie będę :D

  • Walter, masz 1000% racji. Jak White i inni chcą jeździć w kaskach, to niech sobie jeżdżą, ale niech nie terrroryzują pozostałych, którzy sobie nie ŻYCZA, aby ktoś narzucał kask. Co do policji to jestem zdania, że te „nasze” Geheimes Staatspolizeiamt, będzie urządzać polowania np. na babcie jadące rowerem polną drogą do sąsiadki kilometr dalej.

    • 1- Dziękuję że to widzisz i przyznajesz rację.
      2 – Najważneijsze że nawet gdyby ścigali samobójców – to też jest absurdem i niejeden glina Ci to powie. Policja ma ścigać tych którzy stanowią zagrożenie dla innych a nie dla samego siebie

      • artykuł dotyczył kwestii czy WARTO jeździć w kasku a nie czy TRZEBA, na zasadzie zalecenia a nie nakazu, nikt tu nie rzucił propozycji penalizacji braku kasku – więc jeśli Walterze ktoś ma ścisk tyłka (co mi ostatnio zarzuciłeś) to Ty i tobie podobni:)

        • „nikt tu nie rzucił propozycji penalizacji braku kasku”

          Przeczytaj wszystkie komentarze (wiem, że ich jest sporo do przejrzenia). Znajdziesz niejedną taką wypowiedź. :-)

    • Nick fajny. :) Czujesz się terroryzowany przez dyskutanta w polemice internetowej? Jego podejście przekłada się w jakikolwiek sposób na twoją rzeczywistość albo ogólnie polską?
      Wychodzisz z domu, nie zakładasz kasku, jedziesz. Żadnego terroru. nie pamiętam by kiedykolwiek zwolennicy kasków zablokowali jakąkolwiek drogę uczęszczaną przez rowerzystów….

  • Kiedyś też jeździłem bez kasku. Do czasu kraksy i czołówki z drzewem.
    Wtedy przyszła myśl….czas kupić kask. Ale odstraszyły mnie ceny..od 150 w górę…i jeździłem dalej bez aż do kolejnej kraksy (przewrotka przez stery na schodach).
    Od tej pory w każdym momencie w kasku. 5 minut do sklepu..kask..3 minuty od kolejki do pracy ..kask. rolki..kask..
    Nie ma innej opcji.
    Człowiek uczy się na błędach..niestety swoich.

    • kolego, jeżeli dla ciebie spotkania z drzewami i przewrotki na schodach to chleb powszedni to może tobie zbroja potrzebna nie kask..
      „Od tej pory w każdym momencie w kasku”
      w kasku też śpisz i jesz śniadanie

      • Gdzie drwa rąbią tam wióry lecą i gdyby kózka nie skakała to by nózki nie złamała oraz nie śmiej się dziadku z czyjegoś upadku.
        Zawodnikom też zdarza się pojechać szybciej niż swoje mozliwości, czy to znaczy że są daremni?

        To że Paweł „wydachował” to zapewne znaczy że jeździł a nie się woził. Czy Ty kiedyś zjechałeś ze schodów na swoim Horizonie Crazy?

        Jak sam napisałeś 22 dni temu „Nie jeżdzę po ruchliwych jezdniach i nie wjadę na takie nawet w zbroi” – ja jeżdżę po ruchliwych drogach krajowych bez pobocza, nieobce mi są centra większych miast (aglomeracja katowicka).

        Dlatego nam kaski się przydają a Tobie na placu zabaw niepotrzebny. Twój sarkazm jest infantylny, na zasadzie stada wróbli zadziobujących kanarka bo ma żółte piórka.

        • ’To że Paweł „wydachował” to zapewne znaczy że jeździł a nie się woził.’
          Tak, z tego tytułu stał się prawdziwym rasowym rowerzystą a nie to co ja.
          Schody pokonuję w bardziej tradycyjny sposób, nie potrzebny mi do tego rower.
          'Dlatego nam kaski się przydają a Tobie na placu zabaw niepotrzebny.’
          Dopiero teraz stwierdzasz że wam są potrzebne – a ile to epitetów poleciało w stronę przeciwników kasków i osób neutralnych – i że tylko debile i idioci jeżdzą bez nich – zapominacie o potrzebach i różnych stylach jazdy, o preferencjach i przeznaczeniu kasków. Owszem mi na placu zabaw kask nie będzie potrzebny.

          Kierowca rajdowy nie daje upustu swoim emocjom pisząc o idiotach bez kasków za kółkami w mieście a w środowisku rowerowym jest to powszechne że osoba bez kasku na każdym wątku o słuszności kasków jest nazywana idiotą i lekkomyślnym durniem który na rowerze jeździ od święta.
          Dzięki za komplementy

          • Ani ja ani Paweł nie nazwaliśmy Cię głupkiem, więc nie wrzucaj wszystkich do jednego worka, wyżyj się na nich a nie na nas.
            Z twojego cytatu wynika że na drodze widzisz zagrożenie, ja również dlatego używam kasku i zalecam go też innym. (zalecam a nie każę)
            Zdaję sobie sprawę że sposób jazdy i okoliczności jazdy starszej pani na wsi powoduje, że jej zagrożenie jest mniejsze niż moje i zmuszanie jej do ubrania orzeszka byłoby przesadą. Ale jeśli ta pani wjedzie na drogę wojewódzką to już taka bezpieczna nie będzie – tym bardziej że nie ma świateł i ubiera się raczej na szaro.
            Co do kierowców rajdowych to znajdź mi wywiad z takowym który sugeruje, że pasy bezpieczeństwa są niepotrzebne w przysłowiowej drodze do kościoła – bo temat pasów też Cię dręczy:)

  • Niedawno trafił mnie w głowę kamień , który wystrzelił spod kół nadjeżdżającego samochodu. Na szczęście miałem kask i skończyło się na wgnieceniu w piance. Gdybym miał odkrytą głowę, byłaby uszkodzona skroń, wywrotka i kontuzja… Noście kaski.

    • I nie wychodźcie pod żadnym pretekstem z domów. Tak będzie lepiej i najbezpieczniej. A po domu tylko w kasku!

      • i znowu się czepiasz? ale o co?
        facet opisał że mu się przydało i tyle, bez żadnych insynuacji n/t bezkaskowców.
        czy gdybym napisał, że przydał mi się parasol i warto go nosić w plecaku, to też byś mi odpisał, że najlepiej żebym z domu nie wychodził bo się roztopię na deszczu? a i bym po domu chodził w pelerynie bo co to będzie jak mnie sąsiad zaleje:)

        • Czepiam? Przecież ja dokańczam jego myśl. Gdyby napisał że mu się przydał ok. On oczywiscie stworzył insynuacje co by było gdyby (skąd wie po co insynuuje? Wiem czemu – to modne wśród zwolenników kasków
          ) no i populizm: noście kaski.

          • Chyba oczywiste jest, że jeśli jest wgniecienie w kasku to na skroni mielibyśmy zadrapanie lub rozcięcie oraz guz lub przynajmniej by zabolało. Nigdy nie widziałeś pękniętej szyby w aucie? to zawsze jest mały kamyczek:)
            Z treści wynika że kask się przydał – NAWET JEŚLI NIE JEST TO NAPISANE WPROST DUŻYMI LITERAMI!

          • no i co z tego? Zadrapać się możesz wszędzie – nie tylko na rowerze. Nawet w kasku. A co gdyby ten kamień uderzył ciebie w oko? Nosisz gogle? Nie podoba mi się retoryka neurotyków

          • Tak zawsze jeżdżę w okularach i rękawiczkach:)
            Wożę też ze sobą zestaw małego wulkanizatora i światła+zapasowe baterie, często też ubieram (lub zakładam na plecak) kamizelkę (podpatrzone 10 lat temu w Londynie)
            A w zimie noszę czapkę nie tylko dlatego że mama mi każe:):)

          • Wiem o tym, fajnie że mu się przydał ale co to do mnie ma i co ma do innych? nie podoba mi się tworzenie potencjalnych czarnych scenerii, dramatyzowanie i gdybanie o tym co by się stało gdyby nie kask. Równie dobrze na pewno wiesz że kamień może trafić cię gdy idziesz szosą – masz nawet większą szansę że będzie bardziej bolesny – bo prędkości samochodu na trasie są duże – lepiej nie używać tego argumentu do „straszenia” innych i nie gdybać za dużo bo zamiast zachęcić to zniechęcacie – do jazdy.

  • Warto posłuchać tego pana i jego opowieści o kaskach rowerowych i nie tylko (po angielsku z możliwością włączenia napisów angielskich).
    http://www.wykop.pl/link/1942112/dlaczego-nie-powinnismy-nosic-kaskow-rowerowych-tedx-kopenhaga/
    Film w skrócie:
    1) kask chroni przy prędkości do 20km/h,
    2) kask jest testowany na okoliczność uderzenia w jego górną część – czubek głowy,
    3) test polega na upadku na głowę z pozycji pieszego,
    4) kaski nie są testowane na okoliczność urazów bocznych,
    5) w krajach gdzie wprowadza się obligatoryjne noszenie kasku spada zainteresowanie rowerami – bo sport zaczyna być postrzegany jako niebezpieczny,
    6) ryzyko wypadku wzrasta o ok 14% gdy masz na sobie kask – przypuszczam, że chodzi o fałszywe poczucie bezpieczeństwa właściciela kasku, przez co myśli, że może sobie pozwolić na więcej, ale także w innych uczestnikach ruchu zmniejsza poczucie ostrożności, bo przecież „inni mają kaski, mam i ja”.
    7) Poprzez takie akcje z kaskami budujemy cywilizację strachu, która za niedługo będzie się bała wyjść z domu.

    Spoza filmu: kask amortyzuje uderzenie, ale również przez to je rozszerza. Zamiast uderzenia w punkt, mamy „falę” uderzeniową, która działa na całą głowę. Czasem jest to dobry efekt, a czasem może spowodować większy uraz mózgu niż gdybyśmy byli bez kasku.

    Nie zamierzam Cię Łukaszu przekonywać do nienoszenia kasku. Co więcej sama zamówiłam dwa dla siebie i męża. Warto tylko zdawać sobie sprawę z konsekwencji noszenia kasku: tych dobrych i złych. a nade wszytsko jeszcze raz polecam film.

    • Ja nikogo nie namawiam do jeżdżenia w kasku. Sam mam od roku zawsze kask na głowie, bo popękana czaszka raz mi wystarczy. Nawet przypadkowe uderzenie w to samo miejsce może się dla mnie skończyć gorzej.

      Odnośnie punktu 6, to tak jak pisałem w tekście, złudne poczucie bezpieczeństwa daje jedynie ludziom z mózgiem wielkości orzeszka. To tak jakby mówić, że ubezpieczenie samochodu zachęca do szybszej jazdy, bo przecież w razie czego mi oddadzą kasę.

      Odnośnie „fali uderzeniowej” to nie znam się za bardzo na anatomii, ale trochę fizyki liznąłem i mimo wszystko ciężko mi sobie wyobrazić taki przypadek w którym lepiej oberwać w gołą głowę.

      Jeżeli chodzi o cywilizację strachu… Ja bym aż tak bardzo nie szerzył strachu przed cywilizacją strachu :) Na ulicach może co 10 rowerzysta ma kask i myślę, że tak pozostanie. Wyboru dokonuje każdy indywidualnie.

  • Ja zawsze jeździłem bez kasku i broniłem się przed nim rękami i nogami. dostałem w prezencie szosówkę z zastrzeżeniem, że bez kasku nie wolno wsiadać. Cóż było robić – kupiłem, przyzwyczaiłem się i raczej mi nie przeszkadza.
    Co do argumentów, że „jeżdżę spokojnie” i „po ścieżkach”, to w ciągu ostatnich 3 lat 3 razy miałem kolizję z samochodami, wszystkie 3 na ddr, wszystkie z winy kierowcy, w jednym przypadku samochodu nie powinno tam w ogóle być, w jednym mogłem ewentualnie przewidzieć nieodpowiedzialność kierowcy, w ostatnim ja nie miałem szans go widzieć. Jazda na ścieżce jest bardziej niebezpieczna niż poza nią – na ulicy jesteś użytkownikiem drogi i wszyscy wiedzą jakie masz parawa i cię widzą. Na DDR przy przejeździe przez ulicę jesteś intruzem, którego nie widać, można przeoczyć, na którego nie zwraca się uwagi. Wiem, bo więcej jeżdżę szosą i to od lat, a trochę ścieżkami i tu należy więcej uważać na kolizje.
    A koronnym argumentem za noszeniem kasku jest zdanie mojej córki, która pracuje na SOR i czasem w karetce. Ona wie, bo widuje.

    • koronnym argumentem za noszeniem kasku jest zdanie mojej córki, która pracuje na SOR i czasem w karetce. Ona wie, bo widuje.
      Jestem pewien że widzi też złamania. Złamania rąk i nóg, potłuczenia zdarzają się na placu zabaw, na korcie, na boisku, na lodowisku – zakażmy wszelkich sportów ustawami. Najlepiej siedźmy w domach, przykuci do wózków inwalidzkich. Na przykład na facebooku. A nie, od tego można oślepnąć. Cóż zakażmy więc facebooka.
      Tworzenie cywilizacji strachu powinno być karane prawnie. Bo odnoszenie się do SOR i karetek w przypadku jazdy na rowerze przeciętnego adepta dwóch kół faktycznie może wpędzić w głęboką obsesję na punkcie bezpieczeństwa a w najlepszym wypadku – zniechęcić do jazdy.

      • Motocykliści też jeżdżą w pełnych kaskach i się specjalnie nie buntują, choć mój teść jeździł w berecie w latach 50.
        Ja jeździłem rowerem około 40 lat bez kasku i w późnym wieku zostałem niejako przymuszony. Naprawdę, noszenie kasku to kwestia przyzwyczajenia – mówi ci to starszy pan, całe życie nieuznający kasku.
        Ani pasy bezpieczeństwa, ani elementy odblaskowe na kurtkach pieszych, ani bariery między nitkami autostrady, nakolanniki u rolkarzy, żólto-czarne paski na stopniach w zakładach pracy, ochronniki słuchu – to wszystko nie jest kultura strachu, choć kiedyś tego nie było, a dziś w pewnych okolicznościach jest uregulowane przepisami. Wiem, że niektórym wolność osobista kojarzy się z brakiem uregulowań dotyczących bezpieczeństwa osobistego i ekologii.
        Niestety, nie można wprowadzić odpłatności za ratowanie życia w wypadku świadomego lekceważenia zasad bezpieczeństwa. Stan naszej cywilizacji nie dopuszcza zostawienia człowieka samemu sobie „bo był nieroztropny”. Z tym, że płaci za nieroztropność solidarnie całe społeczeństwo. Niektórzy nazywają to socjalizmem, ale taka reguła zależy bardziej od poziomu cywilizacyjnego państwa niż od ustroju. Karetka jedzie po każdego w USA, niezależnie od posiadanego ubezpieczenia i możliwości późniejszej spłaty kosztów akcji ratowniczej. Społeczeństwo płaci, społeczeństwo wymaga.A że w imieniu społeczeństwa wypowiada się ustawodawca – to paradygmat demokracji przedstawicielskiej.

        • Lud łyknie wszystko więc wprowadzmy więcej zakazów. Do niewoli też da się przyzwyczaić.
          Cóż, nie odpowiadam za to że lud nie potrafi walczyć o swoje – to już wasz problem, wyuczona posłuszność Polaczka.
          Ale nie u mnie kolego, Jeśli kiedykolwiek rząd w PL wprowadzi nakaz jazdy w kasku to biorę race i kamienie i idę na zadymę.
          Nie chodzi wyłącznie o mnie bo ja taki nakaz zleję.

  • Czytam ten post i nasuwa mi się jedno pytanie. Od zeszłego sezonu postanowiłem sobie, że jednak zainwestuję trochę gotówki i kupię kask. Zaszkodzić na pewno nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie, tak jak piszesz, może uratować przed przykrymi konsekwencjami upadku.
    Pytanie – koniecznie markowy kask czy nie do końca?

    • Gdzieś w komentarzach była już dyskusja czy warto dać za kask stówkę i więcej, czy taki kask za 30 złotych będzie działał tak samo.

      Powiem Ci tak, ja od dawna staram się nie kupować najtańszych rzeczy, bo często jest tak, że te najtańsze rzeczy albo się szybciej zużywają, albo są wykonane po linii najmniejszego oporu. Tak by tylko wyglądały, a potem się okaże, że taki kask spadnie Ci na ziemię i pęknie na pół.

      Kask nie musi być markowy, ale te 80-100 złotych bym zainwestował w coś porządniejszego.

      • Dzięki! W sumie racja, lepiej dołożyć i mieć na kilka sezonów niż za pół roku szukać nowego :) Postawiłem na kask firmy BELL a dokładnie na model UKON. Sądzę,że w kwocie 110zł to dość dobry wybór.
        Cześć!

  • proponuję cytat na początek artykułu:)
    „Wypadek to dziwna rzecz. Nigdy go nie ma, dopóki się nie wydarzy” A. A. Milne, „Kubuś Puchatek”

  • Rozumiem to że wypadek spowodował u Ciebie zmianę podejścia do kasku. Jak jednak wytłumaczysz mniejszą ilośc ofiar zdarzeń na rowerze w Dani i Holandi , przy większej ilości rowqerzystów, oraz ogromnej ich ilości jeżdżących bez kasków? Mówię o jeździe komunikacyjnej, nie rekraacyjnej i sportoej, w lesie, bezdrożach, itp.

    • U nas wypadków też nie ma aż tak wiele, jakby się wydawało, ale u nich jest bardzo rozwinięta infrastruktura rowerowa. Chociażby poza miastami przy każdej większej (a często i mniejszej) drodze idzie równolegle droga dla rowerów.

      Dochodzi do tego inna kultura jazdy kierowców samochodów i ciężarówek. Stąd pewnie mniejsza liczba ofiar.

      • No widzisz, też myślę że mniejsza ilość ofiar u nich to wynik lepszych zachowań użytkowników dróg, jak i infrastruktury po za miastami. Ja do kasku nic nie mam, kto chce niech w nim jeździ. Jednak uważam że powinno się w nim jeździć:
        – po lasach, bezdrożach
        -uprawiając sport
        -dzieci wszędzie.
        W pozostałych sytuacjach uważam że nie jest niezbędny.
        Podobnie podchodzę do kamizelki odblaskowej. Używam :
        – od zmroku do świtu
        – przy opadach
        – przy znacznym zachmurzeniu
        – gdy jadę przez las ( szuter, polna, asfalt nawet krajówka) i gdy przy jezdni rosną gęste krzaki, a nie jest długą prostą.
        W pozostałych sytuacjach uważam że wystarczy nie ubierać się w ciemne kolory.

        • Dlaczego uważasz że leśna droga jest bardziej niebezpieczna niż krajówka bez pobocza? swoją drogą na osiedlowej drodze jest dużo więcej „blondynek” czy „władców szos” niż w lesie, a to oni powodują podbramkowe sytuacje:)

          • Z tego co wiem, kask rowerowy jest skuteczny przy upadkach z i uderzeniach z nieweielkimi prędkościami.
            Dlaczego kask w lesie? Aby ochronić baniak przed gałęziami.

            Dlaczego nie na krajówce? Bo jak walnie mnie auto z prędkością 30+ to przy upadku kask i tak dużo nie pomoże. Przy 30-50 około może i baniak jakoś jeszcze jako-tako ochroni, ale inne obrażenia i tak będą znaczne, jak nie śmiertelne. Przy wyższych to nawet baniaka nie ochroni. A jeździć w pełnym motocyklowym nie mam zamiaru, a tylko taki by miał sens. No oczywiście razem z pozostałą częścią „zbroi” motocyklisty.

            To jest moje zdanie, i moje podejście do tematu kask na rower. Nikogo nie chcę namawiać do jego powielania. Każdy ma swój rozum, i zrobi po swojemu. Jak chce jeździć w kasku, proszę bardzo, nie będę jego krytykował.

          • Nie zapominaj, że wystarczy dziura w asfalcie lub przypadkowe złapanie pobocza, by się wygrzmocić.

            Ja do kasku też nie namawiam, ale nie stawiałbym sprawy zero-jedynkowo, że albo życie albo śmierć. Albo nic albo rozpędzony TIR :)

  • Po pierwsze dobry kask to profesjonalizm i tak powinni myśleć Ci co jeżdżą dużo na rowerze,,, Dużo pojęcie względne ja jeżdżę 7000-8000 rocznie, bardzo często 5-6 razy w tygodniu po minimum 40 km i kask daje mi poczucie, że nie jestem byle rolnikiem na rowerze tylko rowerzystą amatorem ale zawsze.

    Po drugie kiedyś bez kasku zaliczyłem upadek w lesie i wstrząśniecie mózgu 2 tygodnie w szpitalu a i tak dobrze, że tak się skończyło jak bym mial kask, to tylko kask by ucierpiał.

    Po trzecie lubię swój biały kask Foxsa i nie wyobrażam sobie już jeżdżenia bez niego, daje poczucie jakiegoś małego profesjonalizmu, a do tego koszulka rowerowa i nie wyglądamy jak za przeproszeniem żul spod budki z piwem co wsiadł na rower i jedzie, tak że tylko kask :)

  • Kask jeśli ma pomóc w jednym przypadku na 100 wypadków to i tak warto go mieć, czasem może uratować życie lub zdrowie czasem nie lecz jeśli pomoże w tym jednym przypadku wolę go mieć i jak już pisałem ludzie patrzą na Ciebie jak na profesjonalnego rowerzystę a nie żula na rowerze to widać i czuć i nawet kierowcy patrzą inaczej jak jedziesz w kasku i ubraniu rowerowym a nie w bawełnianej koszulce i bez kasku

    • Jak kask jest miarą profesjonalizmu, to chyba wolę być tym żulem.

      „Kask jeśli ma pomóc w jednym przypadku na 100 wypadków to i tak warto go mieć”

      I na tej samej zasadzie: ochraniacze na kolana i łokcie, gumiaki izolujące od podłoża (dotkniesz uszkodzonego kabla i żegnaj: kiedyś taki leżał na drodze po burzy jak jechałem później rowerem), defibrylator (AED — bardzo mądra rzecz; powinny być wszędzie) i tysiące innych rzeczy, bez których boję się wyjść (o jeździe nie wspomnę) na ulicę w Polsce. Myślałem jeszcze go gazie pieprzowym (oj może uratować życie i zdrowie).

      Nie mogłem się powstrzymać i nie skomentować tego. :D

      • Człowieku twoja wypowiedź brzmi jak wypowiedż totalnego laika ja yczestniczę często w maratonach rowerowych, mieszkam w Beskidzie Wyspowym a na rowerach zjadłem zęby. Ale nie chodzi tu o przechwałki, mam zjechać z Radziejowej albo z Obidzy bez kaskuuuu mam jechać drogą ogólnokrajową ze śrendią ponad 35 na MTB bez kaskuuuu, ale ignorant skąd tacy na tej stronce.

        • „Człowieku twoja wypowiedź brzmi jak wypowiedż totalnego laika ja
          yczestniczę często w maratonach rowerowych, mieszkam w Beskidzie
          Wyspowym a na rowerach zjadłem zęby,,, ale nie chodzi tu o
          przechwałki,,, mam zjechać z Radziejowej albo z Obidzy bez kaskuuuu mam
          jechać drogą ogólnokrajową ze śrendią ponad 35 na MTB bez kaskuuuu,,,,
          ale ignorant skąd tacy na tej stronce”

          „No i jeszcze ubierz bawełnianą koszulkę i bez rękawiczek no bo w sumie po co ręce się tylko grzeją ,,,, Boże skąd się tacy biorą i być może jeszcze uważają za rowerzystów.,,,, Przyjedź w góry kiedyś to pojeździmy zobaczysz czy kask nie jest potrzebny :)”

          „W sumie po co kask na skuter 50 ja takie wyprzedzam :) no po co kask i tak Cię nie uratuje a jaki ciężki może wręcz źle działać na kręgi szyjne.”

          Aaaa to przepraszam. Jak będę jeździł w maratonach to na pewno kask założę, jak w każdym innym niż komunikacyjnym zastosowaniu roweru.

          BTW ten ignorant i laik co go tak nazwałeś ma 24 km do pracy w jedną stronę i jeździ cały rok (tak a propos Twoich wcześniejszych przechwałek).

          Ale z mistrzem nie mam co się równać, cóż… a przynajmniej w umiejętności rzucania wyzwisk. Wybacz, ale nie zamierzam tolerować chamskich odzywek pod czyimś i swoim adresem. Może i masz doświadczenie w jeździe rowerem, ale w kulturze osobistej zerowe.

          EOT

          //Edit: i nie spamuj tylko edytuj wcześniejsze posty.

          • No widzisz jeździsz do pracy ja uprawiam szeroko pojęte Enduro rowerowe zjechałem cale Beskidy od Niskiego po Żywiecki 70% mojej jazdy to tereny górskie i nie utwardzone szlaki ale na asfalt też wkładam kask. Wypadków mialem 10 i nieraz kask pomógł.

          • Ja zjechalem na rowerze całe beskidy i nieraz kask pomógł,,, uprawiam Enduro rowerowe i jeżdżę w 70% po nieutwardzonych szlakach gorskich ale na asfalt też zakładam kask miałem dziesiątki upadków i wypadków i nieraz pomógł

          • Aha a jakoś moi znajomi rowerowi których mam kikunastu każdy jeździ w kasku i nie wyobraża sobie inaczej

      • No i jeszcze ubierz bawełnianą koszulkę i bez rękawiczek no bo w sumie po co ręce się tylko grzeją. Boże skąd się tacy biorą i być może jeszcze uważają za rowerzystów. Przyjedź w góry kiedyś to pojeździmy zobaczysz czy kask nie jest potrzebny :)

      • W sumie po co kask na skuter 50 ja takie wyprzedzam :) no po co kask i tak Cię nie uratuje a jaki ciężki może wręcz źle działać na kręgi szyjne.

  • Gdy siedzę za kółkiem jako kierowca to mam dokładnie odwrotne odruchy niż podane w argumencie (skądinąd debilne te argumenty). Kiedy widzę rowerzystę w kasku zawsze odwdzięczam się bardzo przepisową jazdą, zwalniam, wyprzedzam z ogromnym łukiem by mu nie przeszkadzać.

    Rowerzysta w kasku jest dla mnie bardziej widoczny na drodze i mam przed nim większy respekt. Kiedy widzę idiotę bez kasku to mam go w poważaniu niech walczy z wiatrem harpagan od siedmiu boleści. Wtedy wyprzedzanie robię w wersji middle (choć i tak bardzo uważam bo jako, że sam jestem rowerzystą to po prostu zawsze uważam na rowerzystów nawet bez kasku).

    Rękawiczki, okulary i kask to podstawa i przedmioty te mają często po kilka funkcji.
    Np.
    Kask po za bezpieczeństwem kask pomaga w lesie gdy przedzieramy się i na wysokości głowy pojawią się gałezie. Kask ma też daszek, który pomaga
    czasem pod slońce, pod deszcz itp.
    Rękawiczki pomagają jako ochrona dłoni ale także absorbują uderzenia od kierownicy (zwłaszcza gdy mamy sztywny wideł), poprawiają komfort jazdy, służą jako wycieraczki potu co na dużych dystansach jest ważne.
    Okulary nie tylko chronią przed intensywnym słońcem lub poprawiają kontrast i ocieplają ale też chronią przed owadami w lesie czy nadmiernym łzawieniem od wiatru.

    Bagatelizowanie podstawowego ekwipunku rowerzysty to przejaw niewiedzy, braku doświadczenia i głupoty.

    • „Rowerzysta w kasku jest dla mnie bardziej widoczny na drodze”

      ?!

      „Bagatelizowanie podstawowego ekwipunku rowerzysty to przejaw niewiedzy, braku doświadczenia i głupoty.”

      No to w samej Kopenhadze jeździ jakieś pół miliona głupich ludzi, w Holandii i Francji liczby idą w miliony. Oj dzieci, dzieci….

      • Tak jak napisałem, jak widzę rowerzystę w kasku to zdecydowanie ostrożniej podchodzę do niego na drodze i staram się zwracać uwagę na jego sytuację, kiedy go wyprzedzić by nie robić mu kłopotu itp. Jestem dla niego zwyczajnie życzliwszy bo wiem, że traktuje kwestię bezpieczeństwa poważnie, jest prawdziwym rowerzystą, dużo jeździ i mam dla niego szacunek. Dodatkowo kask poprawia widoczność rowerzysty.

        To, że 90% ludzi to płycizna umyslowa to oczywisty fakt i dotyczy to również Holandii, Francji i każdego kraju na ziemi. Powszechny dostęp do internetu tylko to potwierdza.

        • „To, że 90% ludzi to płycizna umyslowa to oczywisty fakt i dotyczy to
          również Holandii, Francji i każdego kraju na ziemi. Powszechny dostęp do
          internetu tylko to potwierdza.”

          Oj tak, potwierdza ^.

          BTW może wyjedź kiedyś z tego kraju cebuli i zobacz jak wygląda cywilizacja. Polecam. Zobaczysz jak tam wygląda „płycizna umysłowa”, bo skompromitowałeś się niesamowicie, bo widzę, że kompletnie nie wiesz o czym piszesz.

          BTW jak już mówimy o głupocie itp. Dla mnie największymi debilami są osoby, które mają wywrotki w mieście i nie wyciągają z tego wniosków. Sorry, ale ostatni raz miałem wywrotkę jak byłem głupim gówniarzem.

          W krajach „płycizny umysłowej” nie widziałem nikogo, kto miałby wywrotkę, a ruch jest dużo większy, rowerzyści jadą obok siebie w odległości kilkunastu centymetrów(!), wbrew pozorom nie powoli i wśród samochodów. Mówimy o miastach, gdzie w dzień, o każdej porze w ruchu masz od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy rowerzystów. Przez cały rok.

          Można? Można.

          Po takich wizytach wiem, że to polscy rowerzyści nie potrafią się zachowywać na drodze, a z techniką jazdy są na poziomie ucznia podstawówki w Holandii. Ale polscy janusze uważają się za najlepszych, zwalając winę na kierowców, infrastrukturę, pieszych i kogo się da.

          A trudno się przyznać do własnej głupoty.

          „Dodatkowo kask poprawia widoczność rowerzysty.”

          Jak? Odpowiesz na pytanie, czy nadal będziesz farmazony pisał?

          • W Polsce jadę sam, tam (NL, DK) jak sam piszesz i widać na załączanych przez Was w filmikach jeźdżą swoiste peletony. Dla mnie to właśnie stanowi różnicę w podejściu kierowców dupowozów do rowerzystów. Ponadto większość kierowców uważa, że rower jedzie na pewno bardzo powoli a niektóre jednak umieją szybciej:). Większość moich problemów wynika właśnie z tego (wymuszenia pierwszeństwa, zajeżdżanie drogi przed skrzyżowaniem zaraz po wyprzedzeniu) a nie z tego że się przewracam (Twoje insynuacje są żałosne). Jedynym moim błędem jest to, że czasem zachowuję się jak kierowca Kamaza a nie roweru – ale przecież nie będę się zatrzymywał przed każdy autem z prawej bo może mi nie ustąpi?? (przy założeniu że mam pierwszeństwo)

          • „Większość moich problemów wynika właśnie z tego (wymuszenia
            pierwszeństwa, zajeżdżanie drogi przed skrzyżowaniem zaraz po
            wyprzedzeniu) a nie z tego że się przewracam (Twoje insynuacje są
            żałosne).”

            Taka prośba, odwiedź kogoś znajomego w pogotowiu ratunkowym i zapytaj się z jakimi typowymi urazami do nich trafiają rowerzyści po wypadkach komunikacyjnych (nie mówię tutaj o sportowej jeździe, bo sam przyznasz, że to zupełnie co innego).

          • urazów głowy jest mniejszość ALE jak już jest to najtrudniej go wyleczyć i następstwa ciągną się długo, ręka zrośnie się po miesiącu a po trzech nie będzie boleć, kolega jeszcze po dwóch latach skarżył się na częste i mocne bóle po przygrzaniu makówą o stok
            co do potwierdzeń medyków to z ciekawości zapytałem kiedyś moją neurolog – utwierdziła mnie w powyższym
            a co do sportu – czy jazda 30-35km/h w ruchu to tylko bezpieczny transport czy coś więcej? wjeżdżając do Cieszyna jest ok. 1.5km zjazdu, prędkość pow. 50km i kilka podporządkowanych do minięcia – chciałbym choć raz tam zjechać nie myśląc za innych:)

          • Że urazy głowy, choć rzadkie, to często są poważne, to mnie zaskoczyło, że na oddział ratunkowy w najgorszym stanie trafiali rowerzyści z urazami wielonarządowymi (czy jak to się fachowo nazywa). Łatwo się domyśleć, że po spotkaniu z samochodem. Gdyby ktoś wymyślił jakiś patent na to, to byłby bogaty.

            A tak pozostaje nam:

            ” chciałbym choć raz tam zjechać nie myśląc za innych:)”

          • już wymyślili:) pełna zbroja + to http://www.scigacz.pl/Kamizelka,powietrzna,czy,warto,ja,miec,20938.html
            i możesz się bawić w kaskadera – oczywiście zanim się ugotujesz:):)
            i jeszcze coś dla Ciebie niekaskowca – pisał o tym nawet nasz gospodarz:) https://roweroweporady.pl/poduszka-powietrzna-dla-rowerzystow/

          • Już wymyślili http://www.scigacz.pl/Kamizelka,powietrzna,czy,warto,ja,miec,20938.html + pełna zbroja i możesz się bawić w kaskadera zanim się nie ugotujesz hehe
            oraz coś dla Ciebie zaciekłego niekaskowca (a o czym już pisał nasz gospodarz) https://roweroweporady.pl/poduszka-powietrzna-dla-rowerzystow/

          • Oj zawiało kompleksami, oczywiście polscy rowerzyści są gorsi bo są z Polski. Najwyraźniej to ty nigdzie jeszcze nie byłeś po za krajem zesłania emigracyjnego skoro takie pierdoły piszesz.

            –„W krajach „płycizny umysłowej” nie widziałem nikogo, kto miałby wywrotkę, a ruch jest dużo większy, rowerzyści jadą obok siebie w
            odległości kilkunastu centymetrów(!)”–

            Hahahaha tia, takie rzeczy to tylko w Chinach :D

            W Polsce też mamy przykłady takich peletonów rowerzystów jadących z zakładzików przy małych mieścinach po pracy i tam też „nie widziałem” żadnego wypadku. Za to zapraszam do takiego peletonu np. w Poznaniu na rondzie JNJ gdzie metrowej szerokości ścieżka zaczyna się wuj wie gdzie jakieś 20m przed rondem i dosłownie wyrzuca rowerzystów na dwupasmówkę zaraz za sygnalizacją. Na bank cały holenderski peleton przejedzie to zgodnie z przepisami bo przeciez to wyższe formy ewolucji ahahahah rozbrajasz mnie człowieku :D

            To jak kask poprawia widoczność bo to jest prawdopodobnie po za twoim poziomem percepcji jeśli tego nie zauważasz jakie mają formy wizualne kaski i jak zmieniają sylwetkę rowerzysty.
            Do tego kaski mają często jaskrawe kolory, specjalne naklejki i na pewno są elementem wyróżniającym się w ruchu drogowym jak kamizelki, odblaski i inne elementy ostrzegawcze.

            –„BTW jak już mówimy o głupocie itp. Dla mnie największymi debilami są
            osoby, które mają wywrotki w mieście i nie wyciągają z tego wniosków. „–

            Dla mnie największymi debilami są osoby, które nie wygrały w totolotka i wypełniają kupon ponownie.

            To teraz pytanie do Ciebie znawco: miałeś kiedyś wywrotkę w mieście? Rozumiem, że jeśli tak to Twoim wnioskiem jest własnie zaniechanie jeżdżenia z kaskiem? GRATULACJE

            Co do bezpieczeństwa w mieście to zależy w ogóle o jakim mieście mówimy bo są miasta bardziej mniej przyjazne rowerzystom. Widać od razu, że nie masz zielonego pojęcia o czym piszesz. Z rowerem masz tyle wspólnego co ja z lotami na marsa. Twój udział w tej dyskusji można skwitować jako hejterstwo.

            A tak szczerze: jestes taksówkarzem prawda?

          • A i owszem kaski mogą zwracać uwagę swoimi kolorami i wzorami tu nie ma wątpliwości. Tak jak i koszula. No ale jak nie widzisz wystarczająco użytkownika drogi bo nie ma kasku to kto cię puścił na drogę? A jeszcze teksty typu „nie ma kasku to mam go w poważaniu niech walczy z wiatrem harpagan od siedmiu boleści.
            Wtedy wyprzedzanie robię w wersji middle (choć i tak bardzo uważam bo
            jako, że sam jestem rowerzystą to poprostu zawsze uważam na rowerzystów
            nawet bez kasku” Może czas przesiąść się do MPK? nawet nie saugeruję jazdy na rowerku bo jeszcze innych użytkowników drogi nie zauważysz (albo celowo będziesz miał w dupie bo jeżdzą bez kasków)…

          • Kaski nie mogą tylko ZAWSZE zwracają uwagę kierowcy i wzmacniają efekt respektu przed rowerzystą na drodze i to chciałem właśnie podkreślić to pisząc. Co natomiast ty chcesz osiągnąć obrażając mnie? Odpowiedz sobie sam na jakim poziomie merytorycznym stoi Twoja wypowiedź.

          • Na podstawie czego twierdzisz że kask zawsze zwraca uwagę kierowcy? I jak to się przekłada na respekt?
            W żadnej dziedzinie życia nie ma rzeczy która ZAWSZE działa. Może wpływać mniej lub bardziej znacząco na coś ale nie w 100 procentach.

          • Podobnie jak nie zawsze musisz zobaczyć, że masz czerwone światło przed sobą? Ach to wersjonowanie faktów, relatywizm dla koleżków z blożka… nigdy nie bijmy się w pierś, nikt z nikąd nie moze mieć racji, trzeba zawsze znaleźć 1%, który obali wpis natręta bo prawda leży zawsze po naszej stronie. Jakie to żenujące…

          • Uwaga, nie karmimy trolla, poszukałem w Sieci i widzę że jest ciężko z tym panem.

            Zgłoszone do Łukasza.

          • Ja nie jestem niczyim koleżką. Zawsze i nigdy to słowa, jak parę innych, które nic nie mają wspólnego z życiem/rzeczywistością itd. Zmuś się troszkę, poczytaj więcej komentarzy to zauważysz że jeżdżę w kasku, bez względu na to czy to miasto czy teren.
            Gdybyś napisał że kask zawsze zwraca TWOJĄ uwagę to można się zgodzić.

          • Dobrze, dziękujemy koledze za gościnne występy, ale na Rowerowych Poradach obrażanie innych osób nie jest mile widziane. Gorące dyskusje – tak, wyzywanie personalnie od idiotów i wysyłanie do szpitala – nie.

            Masz swoje zdanie, inni mają swoje. Można na ten temat pogadać, a nie spieniać się niepotrzebnie.

          • „Kaski nie mogą tylko ZAWSZE zwracają uwagę kierowcy i wzmacniają efekt respektu przed rowerzystą na drodze”

            Kurczę, ktoś coś pisał, niemal słowo w słowo, niedawno podobnego: Kask->respekt->profesjonalista… I było także coś o rękawiczkach i okularach.

            To już naprawdę przestaje być śmieszne.

            @disqus_7CAgtcsZTa:disqus zrobił się śmietnik, IMO ostatnie dwa-trzy dni powinny pójść na śmietnik.

          • nie powinno póść na śmietnik – Wasza pyskówa jest świetnym obrazem obrazem relacji na polskiej drodze

          • „Oj zawiało kompleksami, oczywiście polscy rowerzyści są gorsi bo są z
            Polski. Idź się leczyć człowieku, najwyraźniej to ty nigdzie jeszcze nie
            byłeś po za krajem zesłania emigracyjnego skoro takie pierdoły piszesz.”

            Oj uwierz mi, że byłem.

            Widzę co się dzieje na DDRach w Gdańsku jak jest więcej niż kilkanaście osób czekających na światłach. Widziałem co jest na DDR w Amsterdamie gdy na światłach czeka 30-40 osób. Widziałem też jak masa rowerzystów w Holandii potrafi współdzielić drogę z autami, a droga ma 2,5 metra szerokości (centrum). Widzę w Polsce jak rowerzyści nie potrafią korzystać z kontrapasa (nagminne) i DDR jednokierunkowego. Śluza rowerowa to abstrakcja. Generalnie, umiejętność współdzielenia drogi jest największym problemem.

            „Na bank cały holenderski peleton przejedzie to zgodnie z przepisami bo
            przeciez to wyższe formy ewolucji ahahahah rozbrajasz mnie człowieku :D”

            No właśnie zabawna rzecz; z zeszłych wakacji na DK22 (ciągnie się chyba od Malborka do Chojnic, średnio przyjazna droga dla rowerzystów), drogą zapierdziela rodzinka: dwoje dorosłych, jedno dziecko w przyczepce, drugie, chyba nastoletnie już jedzie samodzielnie. Typowi sakwiarze. Zgadnij z jakiego kraju?

            Tabuny niemieckich turystów na drogach to drugi przykład. Łatwo poznać obcokrajowców z rowerowych krajów. Jadą ulicą, przy okazji mało chaotycznie, pod tym względem w zasadzie tylko właściciele szosówek i sakwiarze zachowują się podobnie: płynnie, swoim tempem, wystarczająco daleko od brzegu drogi, że są dobrze widoczni i nie utrudniając ich wyprzedzania.

            „To jak kask poprawia widoczność bo to jest prawdopodobnie po za twoim
            poziomem percepcji jeśli tego nie zauważasz jakie mają formy wizualne
            kaski i jak zmieniają sylwetkę rowerzysty. ”

            Aaaa, no patrz, myślałem że do tego są odblaski i światła, gdyż są skuteczniejsze. W PORD mnie oszukali.

            BTW Jakoś mało kasków ma solidne odblaski (porównywalne do tych na ubraniach). W każdym razie ciekawa interpretacja i cieszę się, że odpowiedziałeś na pytanie.

            „To teraz pytanie do Ciebie znawco: miałeś kiedyś wywrotkę w mieście? ”

            Nigdy, przykro mi.

            „Z rowerem masz tyle wspólnego co ja z lotami na marsa. ”

            Uhm. Przyznaje się bez bicia, mało jeżdżę: co prawda cały rok, ale do pracy mam zaledwie 24km. Co podług osiągów jednej z osób, którą znam z widzenia jest przeciętny wynik.

            „A tak szczerze: jestes taksówkarzem prawda?”

            Nie, przykro mi.

          • „Nigdy, przykro mi.”

            I tu mamy odpowiedź na pytanie o Twoje doświadczenie w temacie. Jest żadne. Po co zabierasz głos w dyskusji? Należysz do typowej grupy osób, którzy zawsze najlepiej jeżdżą i zawsze wiedzą co ich czeka na drodze, wszystko kontrolują i nigdy nie będą mieli wypadku.

          • W każdym razie radzę Ci, zobacz jak to wygląda na Zachodzie i spróbuj jeździć tak samo i u nas. Zdobędziesz ciekawe i wartościowe doświadczenie. Nadal podtrzymuję tezę, iż polscy rowerzyści są najgorszymi, porównując ich do krajów „starej” Europy. I nie piszę tylko o przestrzeganiu przepisów, ale umiejętności jazdy w mieście w ogóle. Kierowcy są przy nich niemal święci.

            Ale — z drugiej strony — jeśli doświadczenie mierzyć ilością upadków, to mamy chyba samych ekspertów. :D

            Ja jednak się cieszę, że przy moich dystansach w mieście nie mam jakiś stresujących sytuacji, o upadkach nie wspomnę. Przy zmianie nastawienia jakoś przyjemniej mi się jeździ, bez obawy, że coś mnie potrąci, albo ja kogoś uszkodzę. A chyba w jeździe chodzi o to aby jeździć, co nie?

            „Należysz do typowej grupy lekkomyślnych pajaców, którzy zawsze najlepiej
            jeżdżą i zawsze wiedzą co ich czeka na drodze, wszystko kontrolują i
            nigdy nie będą mieli wypadku.”

            Niemniej, myślę że czas zakończyć dyskusję; zniżyłeś ją do żenującego poziomu.

          • Wiele kasków ma bardzo proste kształty, jest w kolorze czarnym. I to bez względu na to czy jest to kask szosowy, „miejski” czy mtb. Są to produkty także znanych producentów.

            http://www.giro.com/eu_en/products/men/helmets/urban.html

            Tu produkty Giro z działu urban. W przeciwieństwie do mtb czy szosy forma jest bardzo prosta, minimalistyczna wręcz. Tylko 3 modele z całej kolekcji mają opcjonalnie kolor żółty „sygnalizacyjny”.
            Kask nie zmienia sylwetki rowerzysty.

            I cokolwiek twierdzisz na temat ichniej płycizny umysłowej: kultura poruszania się po drogach i świadomość ludzi POD TYM względem jest na innym – wyższym poziomie.
            Podstawowym powodem różnicy jest to że w krajach płycizny kierowca samochodu bardzo często jest też rowerzystą. Będąc w obu rolach zmienia się sposób postrzegania pewnych rzeczy i podejscia do nich.

          • „Tu produkty Giro z działu urban.”

            Ooo, ktoś zwrócił uwagę na fakt, że są kaski z myślą o mieście. Co prawda, ktoś powie, że to tylko nabijanie kasy i każdy się nada, ale zdecydowanie nie. Jakbym się zdecydował na kask, to zdecydowanie na tego typu.

            Abus także ma coś w swojej ofercie. A jakby ktoś kiedyś by szukał jak ja, to największy — jak na razie — wybór jest tutaj:
            https://www.rowerystylowe.pl/c-279/miejskie-kaski-rowerowe

            powiem szczerze, że niektóre na tyle mi się podobają, że nawet kiedyś być może się skuszę. Warto też odwiedzić sklepy stacjonarne będąc w Francji/Belgii itp. (ale w Holandii kask jest rzeczą nieznaną), drogie, ale fajne.

            „Podstawowym powodem różnicy jest to że w krajach płycizny kierowca
            samochodu bardzo często jest też rowerzystą. Będąc w obu rolach zmienia
            się sposób postrzegania pewnych rzeczy i podejscia do nich.”

            Ooo tak, w Brukseli kierowcy czasem mają różne „fazy” (choć daleko im do nas). Ale rowerzysta czy pieszy jest nietykalny i absolutnie nikt nie parkuje na chodniku. Ci drudzy też nie odwalają takich numerów jak u nas: przejeżdżanie na czerwonym (inna sprawa, że chyba mogą na swoją odpowiedzialność) czy przejściu dla pieszych nie należy do rzadkości, ale na ulicy wiedzą gdzie ich miejsce.

          • Oczywiście, że zmienia sylwetkę, zarys głowy jest o +3-4 większy a to daje naprawdę dużo.
            Czarne kaski tak samo robią wieksze wrażenie na drodze niż ich brak.
            Nie pisałem tutaj ARTYKUŁU o ochronie w DH/enduro i daleki byłbym od tego.

            Kolejny wpis tylko po to żeby sie przyczepić i naprawdę nie wiem co chcecie udowadniać, ze kaski są bez sensu?

            Ty lepiej o kulturze już nic nie pisz człowieku bo podobnie jak retszta dyskutantów tutaj się skompromitowałeś.

            Żenada i opuszczam kółeczko wzajemnej adoracji w myśl zasady „nie dyskutuj z idiotą…”

          • „Oczywiście, że zmienia sylwetkę, zarys głowy jest o +3-4 większy a to daje naprawdę dużo. Czarne kaski tak samo robią wieksze wrażenie na drodze niż ich brak.[…]”

            looool. Człowieku, jestem Twoim idolem. :D

            „Żenada i opuszczam kółeczko wzajemnej adoracji w myśl zasady „nie dyskutuj z idiotą…””

            Ale posprzątaj po sobie, proszę. Najlepiej z kolegą podpisującym się jako „Wojtasss”. :-)

          • Nie, jedynie że to co piszesz jest momentami bez sensu, a nie wszystko.
            Na drodze raczej nic nie robi wrażenia. Jeśli już to na użytkownikach dróg i to nie na wszystkich.
            Znam kilka osób które w mieście miały wypadek, kolizję z samochodem. Wszystkie miały na głowach kaski,każda ubrana w rowerowe ciuchy, niektórzy w specjalne ciuchy do jazdy miejskiej (fluorescencyjne, zintegrowane oświetlenie w kaskach, w kurtkach), widoczność też była dobra. Takie wrażenie zrobili że skończyło się wypadkiem. Kierowcy nie byli pijani, nie mieli wad wzroku. Dlaczego tak się stało? Bo widocznie czynnik ludzki bywa bardziej problematyczny.
            I uświadom co znaczy +3-4 większy.

    • nikt nie napisał że kask nie ma zalet a i owszem w niektórych formach uprawiania sportów rowerowych się sprawdza np. enduro, downhill, kolarstwo ale wprowadzenie obowiązku oznaczałoby że wszyscy będą z tego rozliczani również osoby jeżdżące po lasach rekreacyjnie, parkowi niedzielni turyści czy rasowi rekreacyjni rowerzyści co jest komedią (w enduro i kolarstwie do kasku nie trzeba nikogo ustawą zmuszać – KAŻDY sam potrafi ocenić ryzyko) a to to samo jakby rozliczać kierowcę miejskiego za brak kasku (takiego jak noszą kierowcy rajdowi)
      Mamy za dużo ustaw więcej debilnych nam nie potrzeba. I tylko o to chodzi

      Kombinezon płetwonurka czy kurtka puchowa też się sprawdziłyby na rowerze kiedy jest zimno bo świetnie chronią przed zimnem ale zmuszanie do jazdy w nim ustawą byłoby co najmniej debilne. Tak samo jak pisanie że ten kto nie jeździ w … to bezmyślny kretyn i amator.

      • W enduro i downhillu?

        O czym my tu piszemy? To są dyscypliny gdzie stosuje się extremalne środki bezpieczeństwa. Tam głupcem jest ten, kto wyjeżdża bez integrala, zbroi lub ochraniaczy na całym ciele a nawet z tymi środkami są to dyscypliny ekstremalne i skrajnie niebezpieczne.
        Mówimy tu o zwykłym kasku dla rowerzystów jadących w ruchu drogowym i na leśnej ścieżce. Daleki jestem od postulowania obowiązku, też nie lubię przepisów i tego nie proponuje. Wskazuję tylko na głupotę nie stosowania kasku przez zwykłego rowerzystę. No ale jak ktoś myśli, że rower może kosztować 300 zł to kask jest dla niego nieosiągalnym kuriozum. Dla mnie to przejaw debilizmu i tyle. Zwłaszcza, że taki świeżo upieczony rowerzysta ma często później skłonności do szarżowania i pokazywania czego ten jego cud za grosze z dziwną sprężynką w ramie nie potrafi.

        • Kaski enduro to nie są kaski integralne. Są to bardziej rozbudowane kaski otwarte. Integrale są stosowane przez niektórych użytkowników, jednak również producenci fullfejsów nie uwzględniają ich w tej kategorii. Zbroja od bardzo dawna nie jest stosowana jako środek ochrony w dh czy enduro, nawet wśród profesjonalistów. Ochraniacze na piszczele/kolana i na łokcie, owszem. Nie uważam że to kwestia mody ewentualnie głupoty.

      • I byłbym daleki od stwierdzenia, że każdy potrafi ocenić ryzyko. To jakiś farmazon i twierdzenie, że każdy jest jasnowidzem.
        Jeden drobny przykład z życia wzięty: Śmiem twierdzić, że rzadko który rowerzysta miał okazję zderzyć się z problemem śmiesznie łagodnego zjazdu po drodze polnej przeoranej przez naprawdę ciężki sprzęt budowlany. Jedna utwardzona, zwirowa koleina potrafi być pułapką dla rowerzysty. Dostanie się w koleinę, która sie tylko pogłębia oznacza brak możliwości wydostania się z niej. Gdy stracisz balans nie możesz zachamować bez ruchu korygującego a jeden drobny ruch podtrzymujący rownowagę może oznaczać zderzenie ze ścianką koleiny i lot przez kierownicę z prędkościa 35km/h.

        Dla rowerzysty bez kasku zagrożenie jest śmiertelne, ja miałem tylko zdartą skórę na obu ramionach. Oczywiście kalkulowałem ryzyko jak każdy… tylko, że mialem kask, czy rzeczywiście kazdy by go założył wiedząc, ze będzie jeździl spacerkiem po lesie?

  • Nigdy nie nosiłam kasku, bo zwyczajnie mi w nich niewygodnie. Nawet jak jeździłam konno, to mnie kask wkurzał, ale w tym przypadku nie byłam na tyle szalona, żeby go nie włożyć. W ogóle nawet czapek w zimie nie noszę na rzecz kaptura, bo nie lubię, a w lato zakładam na głowę najwyżej apaszki ^^

    Przyznam jednak, że coraz więcej jeżdżę na rowerze i czasem mam pewne obawy — szczególnie podczas dróg o większym ruchu / dozwolonej prędkości, bo do kierowców nie mam za grosz zaufania. Z drugiej strony, jadąc po ścieżkach rowerowych w lasach / parkach, czy po ubitych drogach, ciężko mi widzieć potrzebę noszenia kasku. Zdarzały się wywrotki, pewnie, ale mam na tyle szybki refleks, że nawet spadając z konia, spadam w odpowiedni sposób, nie robiąc sobie krzywdy.

    Raz nawet przy rowerowej wywrotce zrobiłam fikołka w powietrzu, upadając na stopy i dłonie ^^ (za mocno pociągnęłam za przedni hamulec i mnie wywinęło do przodu). Natomiast jak mi się podwinie koło na konarze, mam tendencję do zeskakiwania w bok, zanim wypierniczę się z całym rowerem. Ale możliwe, że w końcu się na kask zdecyduję z racji możliwej stłuczki z innym rowerem / samochodem.

    No i jeśli kiedyś uda mi się śmigać z takimi prędkościami jak szosowcy, to nawet się nie będę zastanawiać ;P

    • Jeżeli chodzi o kwestię wygody kasku, to jeżeli będziesz kupować, musisz poświęcić trochę czasu na połażenie po sklepach i przymierzenie kilku modeli. Ja mam kask od wielu lat i co prawda zakładam go na głowę za każdym razem dopiero od roku (wcześniej sporadycznie to robiłem), to nigdy mi nie przeszkadzał. Trzeba po prostu dobrze dobrać kask do głowy.

  • Jednym z najczęściej powielanych kłamstw o kaskach rowerowych jest twierdzenie, że w rowerowej Europie jeździ się w kaskach i te kaski cieszą się powszechną akceptacją ze strony rowerzystów. W praktyce jest dokładnie odwrotnie.

    Jaki procent rowerzystów nosi kaski w „zroweryzowanych” krajach UE?
    Badania Europejskiej Federacji Cyklistów wskazują, że niewielki:
    – Holandia – 0,1 %
    – Niemcy – 2 %
    – Francja – 2,4 %
    – Dania – 3 %

    – Wielka Brytania – zaledwie 22%

    Cytat za ibikekrakow.com

  • Miałem wypadek na rowerze w którym straciłem jedynki. Oczywiście byłem wtedy bez kasku. Ścigałem się wtedy z kolegą, który żeby wygrać zajechał i drogę. Dałem po przednim hamulcu i wyleciałem przez kierownicę. Lekarze mówili, że to cud, że wogóle przeżyłem. Od tamtej pory zawsze mam kask. Oczywiście jak sobie jeżdżę po osiedlu, czasami mi się zapomina albo nie chcę go brać, bo poci mi się głowa. Ale jak jadę do sklepu czy do szkoły, to mam go zawsze.

  • Niestety i ja jestem przykładem że kask warto mieć, teraz po wypadku nawet jak jadę po mleko za róg to zakładam kask. To że my jeździmy dobrze nie znaczy że inni tak dobrze jeżdżą. W moim przypadku auto zajechało drogę efekt taki że miałem kilka szwów nad brwią blizna do końca życia. Najgorsze że 1 dioptria mi poleciała w lewym oku. Jeździjmy w kaskach i cieszmy się naszą rowerową pasją

  • Gdyby nie kask to roztrzaskałabym wczoraj głowę :(
    Przejeżdżając przez tory kolejowe rower stracił przyczepność i położył się bokiem a ja wystrzeliłam z roweru na bok głowy i twarz. Usłyszałam straszny trzask kasku, pomyślałam, że to mogłaby być moja głowa i dziękowałam Bogu, że głupota moja nie zwyciężyła i w ostatniej chwili sięgnęłam po kask wychodząc z domu. Przejechałam bokiem twarzy po asfalcie i wyglądam teraz dość ciekawie, rękawiczki uratowały mnie przed zdarciem skóry z rąk, otarty łokieć, zdarte kolano, żwir w ustach. zapamiętam na całe życie i nigdy nie wyjadę bez kasku !!!!!!!!!!!!!!!! Ten trzask kasku do dziś mi dudni w głowie….

  • Tak odgrzewając stary kotlet:

    http://www.ecf.com/wp-content/uploads/ECF-Helmet-brochure-2012-for-web.pdf

    (link pojawił się przy okazji kolejnej inteligentnej dyskusji w tym temacie na Facebooku).

    I pozdrawiam wszystkich myślących, którzy są świadomi zalet i wad kasków. Bez histerii i ignorancji (odpowiednio po każdej ze stron). Zauważyłem taką zależność, że tacy rowerzyści mają dziwnie bardzo mało „przygód” z kierowcami i samymi sobą. A co trzymają na swoim czerepie to inna sprawa. :-)

  • Z tymi argumentami, to jest tak, że zawsze znajdą się lepsze. Konkretnie, jeżdżę, oprócz roweru, także na motocyklu. Każdy motocyklista powie ci, że kask nie chroniący szczęki to gówno, a nie kask, bo większość urazów to twarz. Więc tak naprawdę konsekwentnie należałoby nawoływać, żeby rowerzyści nosili kaski ze szczęką na wzór krosowych. Szybki nie wymagam, bo mamy okulary :) Kiedyś nie było kasków rowerowych i ludzie jakoś funkcjonowali, ja osobiście jeżdżę na rowerze 25 lat i nigdy nie przywaliłem głową, a leżałem wielokrotnie. Więc tak naprawdę kwestia jest taka – na coś trzeba umrzeć i nie ma sensu zabezpieczać się od wszelkich ewentualności, bo wtedy wszyscy chodziliby po ulicach ubrani jak ludzik Michelin.

  • Jeżdżę wszędzie w kasku oprócz do szkoły- zniszczyliby go i wysmiewali, szkoda mi bo drogo kosztował :p treningi i inne przejażdżki zawsze w kasku

    • Czyli mówisz, że w szkołach nic się nie zmieniło… Kilka razy w licealnych czasach pojechałem rowerem do szkoły. Raz mi powietrze spuścili, więc nasmarowałem nakrętki wentyli smarem grafitowym i problem się skończył ;)

      Nie daj się wyśmiewać za kask, to jest Twoja głowa i możesz dbać o nią, jak tylko chcesz. Ze mnie się ostatnio „śmiał” jakiś frajer, któremu zwróciłem uwagi, że po ciemku jeździ bez oświetlenia. Nie chciałbym się śmiać na jego pogrzebie (odpukać, bo nikomu tego nie życzę).

  • Ja bym się bał jeździć bez kasku. Jeśli coś daje chociaż 1% większych szans na wyjście z wypadku bez szwanku, to warto to mieć. Tak samo na stoku narciarskim jakbym jeździł bez kasku, to nie wiem, czy jeszcze bym żył. I wcale nie wynika to z tego, że nie umiem jeździć, po prostu nigdy nie da się przewidzieć, czy ktoś w ciebie nie wjedzie. Zresztą kaski nie są takie złe, idzie kupić całkiem ładny. Ja mam na rower kask Catlike, a na stok taki kupiony w Decathlonie.

  • Jako, że wątek jest długi, a temat kasków mnie wybitnie interesuje (dotyczy? tak, bo nie chcę, by komuś wpadł do głowy przymus ich stosowania) to i trzy grosze ode mnie.

    Jeżdżę rowerem już kilkadziesiąt lat – różnymi rowerami, kiedyś składakami, w wakacje na wsi „Ukrainami”, później różne wersje rowerów miejskich, MTB, trekking. Znam jeden przypadek rowerzysty, któremu kask by się przydał – kolega na zawodach nie zauważył stojącej przyczepy na jezdni i pochylony „przydzwonił” w nią.

    Sam na rowerze wywaliłem się wielokrotnie – na piachu na asfalcie, w lesie, bo ktoś wykopał jamę przeciwko quadom, bo zaczepiłem o drzewo, jadąc z góry przelatywałem przez kierownicę, spadałem w bok jadąc po stromym stoku w lesie, w zimie na lodzie przy dużej prędkości (nie wiedziałem, że jest lód) i nigdy nie uderzyłem głową. Teraz moje dzieci poddawane są indoktrynacji, żona też dokłada od siebie. Większość rodziców wozi dzieci w fotelikach z kaskami na głowach (dzieci z kaskami, rodzice bez kasków) – nie wiem po co.

    Aż dziwne, że:
    – rodzice nie posyłają dzieci w kaskach – na przejściach dla pieszych zdarzają się wypadki – „gdyby dzieci miały kaski” to by może przeżyły?
    – dzieci raczkują bez kasków – to żart – bo przecież są już kaski dla raczkujących pociech;
    – kierowcy samochodów nie jeżdżą w kaskach – na wypadek dachowania – jak znalazł.

    Co mam przeciwko kaskom? Ano:
    – ograniczają swobodę ruchów – gdy jadę samochodem przeszkadza mi choćby czapka na głowie, a tu mam w kasku na rowerze jeździć? dobre sobie;
    – rowerem jeżdżąc staram się jak najdłużej jeździć bez czapki i w zasadzie mi się udaje, bo w zimie używam opasek na uszy;
    – jest mi gorąco – kask ma dziurki? :) fajnie, w lecie, jeżeli muszę – nakładam mokrą czapkę z daszkiem – to chyba jedyny wyłom w moim idee fixe.

    Jeżeli ktoś chce – niech jeździ, może nawet sobie poduszki na kolana przypiąć tudzież używać kombinezonu rajdowego, ale skąd się biorą pomysły zmuszania innych do czegoś? To tak jakbym ja nakazał wszystkim jazdę bez pasów bezpieczeństwa, bo uważam je za coś mnie ograniczającego? Tak, tak uważam, ale czy mam prawo zmuszać innych do jazdy bez pasów? Jeżeli ktoś chce – niech zapina. Idealny przykład to syn Zientarskiego, który przeżył potworny przypadek, bo nie zapiął pasów – jego przypięty kolega spłonął w samochodzie.

    Czy mam podobny przykład dla kasku jak dla pasów (spłonięcie w samochodzie)? Chyba nie. Jeżeli ktoś zechce mnie zmusić (albo moje dzieci) do kasków to ich nie nałożymy. Ostatnio z młodszą córką byłem w miasteczku ruchu drogowego – bo kaski nie były wymagane. Oczywiście uczę dziecko jeździć ulicami, by się nie bało ruchu drogowego i pokazuję, że można jeździć ulicą, że wcale nie potrzeba ścieżek.

    • Nikt nie chce Ciebie przymusić do jazdy w kasku. I nikt z Ciebie nie drwi, że bez niego jeździsz, bo niby czemu miałoby tak być. Ale Ty już sobie pozwalasz na złośliwości i przytyki. Nie tędy droga.

      Jeżeli chodzi o pasy w samochodzie, to śmiało możesz ich nie zapinać. Ale polecam to robić tylko wtedy, gdy jedziesz sam. W przeciwnym wypadku, to żaden problem spotkać się z pasażerami, zderzając np. głowami: https://www.youtube.com/watch?v=FU12n1sdLx0

      • Dodałbym, że obecnie niezapinanie pasów bezpieczeństwa (lub złe zapięcie) w samochodzie z poduszkami powietrznymi, to proszenie się o poważne urazy nawet przy głupiej stłuczce. Nie bez powodu niektórzy producenci (np. Honda/Acura w USA) tak konfigurują elektronikę w niektórych modelach, że poduszki się dezaktywują i pojawia się ostrzeżenie, gdy kierowca/pasażer niepoprawnie siedzi na fotelu, lub nie ma zapiętych pasów.

        • To zdecydowanie za mało. Pojazd powinien odmawiać jazdy gdy wykryje, że ktoś nie zapiął pasów lub zrobił to niewłaściwie – niczym winda, gdy jest przeciążona.

      • 1. Nikt nie chce mnie przymusić? W tym wątku 90% chętnie by wszystkich przymusiła, posłowie mieli też takie pomysły. Co jak co, ale chętnych do zrobienia innym dobrze jest masa. Uszczęśliwiacze na siłę.

        2. Co do pasów – znam osobiście dwa przypadki gdy ludzie przeżyli dzięki niezapiętym pasom, znam też przypadki gdy pasy pomagały. Sam miałem kilka stłuczek – mniej lub bardziej poważnych (żadna z mojej winy, jedna wczoraj), w trakcie żadnej pasy nie napięły się. Niech to będzie kwestia wyboru – straszenie ludzi filmikami o tym co się dzieje podczas wypadków nie działa. Ludzie muszą sami chcieć tego używać, inaczej to jest nakładanie kagańca – „nie chcecie być bezpieczni? no to was będziemy karać!”

        3. Drwię? Nie drwię – to naturalna obserwacja tego, co się dzieje dookoła. W takim kierunku to zmierza, w końcu ludzie szalejący na rowerach mają zbroje, ochraniacze na kolanach, ale ktoś wpadnie na pomysł, by może to innym rowerzystom wcisnąć na ciało, bo skoro pomaga w sportach ekstremalnych to i tu pomoże. Podobnie z „bezpieczeństwem”. Jako dziecko i jako dorosły człowiek – zdarzało mi się jechać w bagażniku, bo nie było wolnych miejsc. Jako dziecko – to była frajda, jako dorosły – konieczność – z punktu widzenia bezpieczeństwa współczesnego Policja zabrałaby prawo jazdy.

        4. Kontynuując drwinę. W młodości jako dzieciak jeździłem bez pasów, fotelików, kolega jeździł na tylnym siedzeniu „malucha” obok namiotów, śpiworów i puszek z jedzeniem do Bułgarii, a teraz Justyna Kowalczyk – tak, tak Justyna Kowalczyk sama przyznała, że w samochodzie między miejscami startów – LEŻY NA PODŁODZE i śpi podczas jazdy – czy to nie straszne?

        Drogi autorze – nie twierdzę, że Ty chcesz przymuszać, ale niestety większość ma naturę essesmanów – jak coś jest dla nich dobre to inni też muszą.

    • parę frazesów i tęp lud wierzy że bez kasku by jakiś Kowalski zginął. Dzięki za powiew zdrowia w oparach absursdu. Jedyna kwestia w której się nie zgadzam (choć parę lat temu się zgadzałbym) to zapinanie pasów a mianowicie jest sytuacja gdzie niezapięty pas może zaszkodzić i to niestety na zawsze kierowcy z naprzeciwka. Wtedy gdy osobnik z niezapiętym wleci mu do auta. Ale nie o pasach gadamy tylko o kaskach więc to całkiem inna sprawa. Nie dla kasków!! Ale jak ktoś chce to niech sobie nawet worek piasku na głowę włoży. Nie moja sprawa, mnie do kasku nie przymuszać!

      • Pasy, kaski itd. to pokłosie strachu przed incydentami. Dziadkowie nie mogą wziąć wnuka do sklepu w centrum miasta, „bo nie ma fotelika”, jednocześnie magicznie problem znika gdy np. dziecko jedzie taksówką, autobusem… To nie jest problem li tylko kasków – to jest problem bardzo szeroki.

        Ulewa, jadę samochodem, na przystanku PKS matka z dzieckiem – dylemat – wziąć, czy nie wziąć, bo akurat wyjąłem swój fotelik.

        Jestem przy granicy południowej z dzieckiem na rowerach – przejeżdżam granicę – nagle dziecku coś zagraża i opiekuńcze państwo czeskie ukaże mnie mandatem (pohutka?).

        Albo gdybym był szczęśliwym posiadaczem czworaczków w wieku lat 3 to muszę sobie kupić samochód 7 miejscowy, bo jeżeli przypnę pasami 4 do tylnego siedzenia to coś im się stanie?

        Kaski dla mnie to jeden z absurdów, które jak nie teraz to za czas jakiś zostaną wprowadzone. Co do tego jestem pewny, przed 2020 rokiem ktoś zrobi to dla dobra wspólnego w Polsce.

    • Miałam takie podejście jak ty, a właśnie siedzę na oddziale ratunkowym, bo przywaliłam głową o beton na dzisiajszej jeździe. Jak to się stało? Głupio. Było ciemno, a ja zagapiłam się i zahaczyłam o zaparkowany samochód. Na reakcję było za późno. Przekoziołkowałam przez kierownicę, spadając centralnie na głowę. Wiem teraz, że kask uratował mi życie, bo przy takim upadku nie było szans, żebym nie rozłupała czaszki. A tak skończyło się tylko na niegroźnym złamaniu w okolicy łokcia. W ciągu miesiąca się zagoi.

      Podobnie jak Łukasz już nigdy nie siądę na rower bez kasku.

      • daruj sobie podsycanie strachu u innych, mamy ci współczuć że spadłaś z rowerka czy mamy uczyć się na twoich błędach i popadać w lęki? Dziękuję, ja się uczę na swoich błędach i nikt mi tego nie zakaże.

        • Podsycanie stachu? Nie, po prostu napisałam, jak było. To twoja sprawa, czy będziesz nosić kask czy nie. Pisałeś jednak o indokrynacji. Taka to indokrynacja, że ludziom te kaski rzeczywiście ratują życie? Tobie do tej pory nie zdarzyło się upaść na głowę, ale czy to znaczy, że taka sytuacja nie może się zdarzyć? Też mi się zdarzało spadać „niezliczoną ilość razy”, ale w końcu moje szczęście się skończyło i spadłam pechowo.

      • Przepraszam, ale jak można nie zauważyć samochodu? :-)

        Twój wpis przypomniał mi się niedawny wypadek w Gdyni (z września), kiedy rowerzysta przewrócił się i uderzył z całej siły w śmietnik. Oczywiście, rozgorzała dyskusja „a jakby miał kask…”.

        Dopiero jak zwróciłem uwagę, że koleś jechał po dziurawym chodniku, zamiast po pustej, lokalnej ulicy i to z taką prędkością, że uszkodził oraz przewrócił betonowy (!) kosz na śmieci, to parę osób dopiero się zastanowiło, że problem leży dużo głębiej (widziałem parokrotnie skutki zderzenia auta z takim koszem przy prędkościach „parkingowych” i żadnemu kierowcy nie udało się go przewrócić).

        Niektórym najwyraźniej włącza się jakiś tryb „nieśmiertelności” jak wsiądą na rower, kask niewątpliwie przydatny, nie ochroni przed skręceniem karku, czy najechaniem przez samochód. Jak widzę niektóre „akrobacje” rowerzystów w mieście, to zastanawiam się gdzie jest granica. Nie mogę doczekać się zimy, kiedy pogoda odsieje większość z nich i jest bezpieczniej na DDRach.

        Tak trochę dygresyjnie.

          • A faktycznie. Kolega przypomniał mi o wypadku sprzed kilku lat, kiedy rowerzysta na szosówce uderzył w zaparkowaną ciężarówkę (zginął na miejscu).

            Z drugiej strony ludzie nie zauważają tramwajów, a to duże, jedzie jednostajnie i raczej tory podpowiadają jak pojedzie… czyli wszystko jest możliwe.

          • A może dlatego, że byłam zmęczona po całym dniu jazdy? Że było już ciemno i słabo było widać mimo lampek? Że mam szybki, zwrotny rower na szosowych oponach, na którym chwila nieuwagi może dużo kosztować? Że samochód był źle zaparkowany, przez co dosłownie wyrósł mi na drodze? Że wystarczą 3 sekundy, by patrzeć w dół na drogę albo licznik rowerowy, zamiast do przodu, by w coś przydzwonić? O wypadek naprawdę nie trudno ani samochodem ani rowerem.

          • Już nie chwal się że spadłaś z rowerku, nie chcę tego już czytać i wątpliwe że kogokolwiek prócz ciebie to obchodzi.

          • A to niestety prawda, zdarza się. Zaskoczyłaś mnie jedynie z tym że trafiłaś w samochód, bo ja jeżdżę dla odmiany „defensywnie” bo jednak do Holandii nam daleko i trzeba myśleć też za kierowców. Jeżdżąc po ulicy bardziej się obawiam przetrąconego kręgosłupa jak niekiedy auta mijają mnie na milimetry niż urazu głowy. Podejrzewam, że to kwestia napotykanych sytuacji.

            Najważniejsze, że obyło się bez poważniejszych urazów. :-)

          • Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło, więc też siebie zaskoczyłam :D Generalnie staram się bardzo uważać i mieć oczy dookoła głowy, ale widać, czasem to za mało. A o przetrącony kręgosłup też się boję ;) Nieraz samochody zmuszały mnie do zejścia na chodnik z powodu mijania na gazetę albo przekraczania prędkości (znak wskazuje 30 km/h, a wariaci pędzą 60 km/h :/). Bo nogę czy rękę można złamać i żyć dalej. Ale z pękniętą czaszką czy złamanym kregosłupem niestety nie wstanie się i nie pójdzie dalej.

  • Obowiązek noszenia kasku na rowerze to największa bzdura! Idąc tropem bezpieczeństwa, najwięcej ginie na drogach pieszych i kierowców aut, to oni w pierwszej kolejności powinni nosić kaski. Przejechałem na rowerze przez 44 kraje, zwiedziłem prawie całą Europę, byłem w Afryce, Azji i przejechałem całą Australię. Gdy jeżdżę sam i bez kasku to jest super, jak jadę w brevecie to tam zawsze komuś musi się coś przytrafić. Nie lubię jeździć w kasku, czuję dyskomfort, jestem rozproszony, w upał głowa się przegrzewa, boli szyja przy długiej jeździe, kask uwiera!!! Kask to dla mnie koszmar, używanie go jest nielogiczne!!!

  • ja bez kasku latam od kilku lat, po około 10 tysięcy rocznie, okrągły rok,
    i z czasem też mi się zmienia punkt widzenia.
    jakieś doświadczenie tu, jakaś sytuacja tam – to jest chyba coś do czego trzeba dojrzeć.
    jest to uciążliwe, zakładanie, transport poza rowerem, przechowywanie – w pracy czy miejscu docelowym,
    ale ….
    samochód który minął nie o milimetry,
    wywrotka w której drzewo minąłem ledwie ledwie,
    rozmowy z innymi rowerzystami amatorami, gdzie śmiejemy się z niedzielnych rowerzystów w kolarskich wdziankach – ale bez kasku jestem tylko ja
    kolega w szpitalu,
    samochody które prawie lusterkami trącają w łokcie
    i te dziury w drogach – coraz szersze, coraz głębsze

    i co, trafiłem tu szukając jaki kask kupić :D
    zaraz po tym jak zmieszał mnie ogrom wyboru na alledrogo.pl ;)

    • Ja kupiłem kask wczoraj ze względu na upały. Po prostu szukałem nakrycia głowy i kolega stwierdził, że może najwyższy czas w kask zainwestować. Zaraz potem pojechałem na wycieczkę około 40km w pełnym słońcu 30 stopni i było dużo lepiej niż bez kasku.

  • To może od razu jeszcze jeździjmy w ochraniaczach kolan i łokci itp. Nie znam przypadku, aby ktoś w moim otoczeniu kiedykolwiek doznał poważniejszego urazu głowy, bo nie miał kasku. Przesada z tą ochroną wszystkiego, co się da.

  • Nie podważając ogólnego sensu, akurat punkty 2 i 3 są błędne. Nie chodzi o świadomą analizę, tylko właśnie o tą automatyczną ocenę, jakiej ludzie dokonują. I tak, ludzie czujący się bezpieczniej podejmują więcej ryzyka, to mechanizm psychologiczny znany jako tzw. kompensacja ryzyka.

    Nie zmienia to nijak faktu, że kask warto mieć.

  • a jak przekonać kogoś kto kasku nie chce, bo nie potrzebuje? Macie więcej przykładów gdzie kask faktycznie kogoś uratował?

  • Nie wiem, czy zasadne są tu jakiekolwiek „argumenty” za czy przeciw. Dla mnie sprawa jest prosta: czy kask zwiększa moje szanse przeżycia podczas jazdy na rowerze? Tak, pewnie w 0.5% (przy moim melepeceniu od czasu do czasu), ale zwiększa. Podobnie jak… maszerowanie w nim na ulicy, jeżdżenie w nim na nartach czy w aucie (zawsze może się zdarzyć zderzenie). Gdyby to było 50%, może bym się zdecydował. Jednak zapomina się w tego typu jak ww. wpis o bardzo ważnych 2 rzeczach: po pierwsze to moje życie i moja sprawa, mój brak kasku zabije tylko mnie, nikogo innego, więc dajcie mi wybór. Papierosy i alkohol są legalne, choć szkodzą (akurat ich unikam) ;) Po drugie: dla mnie osobiście (nie wiem, czemu) kask jest mega-niewygodny i to niezależnie od ceny. Jeżeli mam jeździć w kasku, bo np. wejdzie taki obowiązek, to zwyczajnie zarzucę narty i rower, do tego stopnia mnie to wkurza. O ile wiem, nie jestem wyjątkiem. Chyba nie idziemy pod prąd „ekologii” i nie chcemy zniechęcić np. 15% rowerzystów do używania jednośladów i przesiadki do samochodów? ;-)

    • „Jednak zapomina się w tego typu jak ww. wpis o bardzo ważnych 2 rzeczach: po pierwsze to moje życie i moja sprawa”

      I fragment mojego wpisu:

      „Na kask zawsze patrzyłem z rezerwą. Wiedziałem, że może pomóc, ale myślałem „ja przecież jeżdżę rozsądnie, patrzę tam gdzie jadę, nic mi nie będzie”. KAŻDY tak może myśleć. Dopóki nic mu się nie stanie. Czego i sobie, i Wam, nie życzę.”

      • cyt.: „Jednak zapomina się w tego typu jak ww. wpis o bardzo ważnych 2 rzeczach: po pierwsze to moje życie i moja sprawa”
        I fragment mojego wpisu:
        „Na kask zawsze patrzyłem z rezerwą. Wiedziałem, że może pomóc, ale myślałem „ja przecież jeżdżę rozsądnie, patrzę tam gdzie jadę, nic mi nie będzie”. KAŻDY tak może myśleć. Dopóki nic mu się nie stanie. Czego i sobie, i Wam, nie życzę.”

        Co nie zmienia faktu, że są ludzie (nie ja), którzy mają swoje życie w małym poważaniu – znam takich, co np. jeżdżą autem bez zapiętych pasów. Znają plusy i minusy. To jest ich wybór – nie wynika on z przekonania, że „im nic się nie stanie, bo jeżdżą ostrożnie”, tylko po prostu dokonali wyboru i godzą się z ryzykiem. Chodzi mi o to, żeby nie wprowadzać zasad typu „obowiązkowa jazda w kasku”, „obowiązkowa jazda w pasach”, „obowiązkowe krojenie cebuli w rękawicach z kevlaru”. Owszem, należy mówić o plusach i minusach danego rozwiązania, można zachęcać (lub zniechęcać – zależnie od poglądów) – i tyle. Niech każdy samodzielnie decyduje o swoim zdrowiu i życiu. Ważne, żeby to wszystko było bez PROPAGANDY.

        • Jeszcze może jeździć bez włączonych świateł w nocy :) Pasy w samochodzie RATUJĄ życie i nie wiem co komu przeszkadzają? Wsiadasz, zapinasz i tyle. Tak samo wolę mieć w aucie poduszki powietrzne czy taką konstrukcję, że nie złoży się podczas drobnej stłuczki. Jednak chyba każdy wolałby siedzieć w razie wypadku (nawet nie ze swojej winy) w solidnej limuzynie, niż w Tico (że nie każdy może sobie na to pozwolić, to inna sprawa, ale to nie jest tematem dyskusji).

          Jeszcze raz podkreślę – nie jestem za obowiązkiem jazdy w kasku na rowerze, za co nieraz obrywa mi się od zwolenników tego pomysłu. Tak samo nie jestem za zniechęcaniem do takiej jazdy. I już :)

          • OK, teraz rozumiem. Tylko jeszcze 2 drobiazgi, żeby uściślić:

            cyt.: „Jeszcze może jeździć bez włączonych świateł w nocy :)”

            Zły przykład: to już wpływa na bezpieczeństwo innych (postronnych) ludzi, a ja mówię wyłącznie o zachowaniach mających wpływ tylko na daną osobę. Tak samo nie zgadzam się, gdy siedzący za mną pasażer nie zapina pasów – bo w razie zderzenia z przodu jego ciało zgniecie mnie. Ale jak jedzie sam – niech robi, co chce z pasami :)

            cyt.: „Pasy w samochodzie RATUJĄ życie i nie wiem co komu przeszkadzają?”

            Są przypadki, że na odwrót – zabijają i nie można o tym nie mówić. Jednak prawdą jest, że w WIĘKSZOŚCI ratują, więc statystycznie lepiej jeździć w pasach niż bez nich. A co do przeszkadzania: mnie akurat dużo wygodniej się jeździło bez pasów (tak, były takie czasy, że po mieście nie było obowiązku zapinania!) i gdyby nie to, że chcę długo żyć i statystycznie zwiększać swoje szanse, to wolałbym jeździć bez pasów. Nie wiem, czemu nie wymyślono jeszcze nic lepszego przez tyle lat, pomijając fakt, że dużo lepsze są pasy symetryczne, a nie 3-punktowe i nie wiem czemu do seryjnych aut nikt ich nie montuje ani nie prowadzi na ich rzecz kampanii, chociaż jeszcze lepiej ratują życie i zdrowie.

  • W celu uzupełnienia dyskusji podam jeszcze jeden argument za jazdą w kasku, czy istotny czy nie – nie wiem, po prostu taki scenariusz również jest możliwy. Podczas wysiłku fizycznego może się zdarzyć zasłabnięcie i im ten wysiłek bardziej intensywny tym ryzyko większe. Wiadomo, że zasłabnięcie podczas jazdy na rowerze wiąże się z niebezpiecznym upadkiem, nie dość że upadamy z wysokości to jeszcze przemieszczamy się z jakąś tam prędkością, dodatkowo jesteśmy nieświadomi i odruchowo nie zamortyzujemy uderzenia. Powiedzmy, że u osób młodszych ryzyko omdlenia jest niewielkie (chociaż czasami niezdiagnozowane schorzenia objawiają się w czasie intensywnego wysiłku), ale z wiekiem to ryzyko wzrasta więc myślę, że dla osób starszych kask byłby wskazany. Dodatkowo jestem zdania, że jeżeli ktoś uprawia sport bardziej intensywnie niż w sposób rekreacyjny to dla własnego dobra powinien zrobić podstawowe badania – na pewno zbadać układ krążenia. Wiadomo, że wszystkiego nie da się uniknąć, ale często niewiele trzeba, żeby sobie pomóc albo przynajmniej nie zaszkodzić. Pozdrawiam i bezpiecznej jazdy życzę.

  • Jeździłam wiele lat bez kasku i zawsze przekładałam jego zakup na kiedyśtam, nigdy nie miałam nic przeciw idei, ale było tyyyyle ważniejszych rzeczy. I cóż, nie będzie w tym miejscu żadnej smutnej historii, nie miałam wypadku, nic mi się nie stało, ot, w końcu kask kupiłam i jeździ mi się z nim spoko. Nie odczuwam żadnych niedogodności, chroni mnie przed słońcem, gałęziami w lesie, mimo ze od zakupy nie wywinęłam orła ani razu nie uważam go za bezsensowny balast. Generalnie polecam. Jedyną większą wadą jaka mi się nasuwa jest to, że wybitnie mi w nim nie do twarzy i psuje mi fryzurę, ale jakoś przeboleję, w końcu to wyjście na rower, a nie podryw.

  • BTW istnieje rozwiązanie które mogłoby pogodzić obie strony, kask działający jak poduszka powietrzna uruchamiający się w momencie wypadku (Hovding), chociaż nie wiem, jak to naprawdę działa w praktyce.
    Sama nie jestem miłośniczką wiatru we włosach, praktycznie zawsze na rower zabierałam jakieś nakrycie głowy więc tradycyjny kask jest dla mnie jak najbardziej OK.

    • Hovding jest spoko, gdzieś już o nim coś pisałem. Natomiast taki kołnierz z poduszką powietrzną sprawdzi się tylko przy spokojnej jeździe po mieście + jego sporym minusem jest to, że jest jednorazowy. Kask oczywiście jak się nim solidnie w coś przywali, też powinien iść do wyrzucenia, nawet jeżeli nie uległ uszkodzeniu. Ale czasami wystarczy wpaść w poślizg na rowerze, przewrócić się, nie uderzając w nic głową. I w takiej sytuacji ponad 1000 złotych za Hovding wylatuje z kieszeni, gdzie przyzwoity kask kosztuje 200-400 złotych i w przypadku gdy nie walniemy nim w nic, możemy go spokojnie dalej używać.

      Tak więc wszystko ma swoje plusy i minusy :)

    • Ja jeżdżę na szosówce średnio 10000-15000km rocznie. Średnia prędkość to 25km/h…Max 83km/h..
      Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy żeby nie mieć kasku na głowie… Zresztą mieszkam w Norwegii i tutaj jeżdżąc po drogach publicznych jest kask obowiązkowy, a zresztą jazda w kasku jest tutaj wbijana od dziecka i jest to naturalne dla wszystkich.Nikt sobie nie myśli że będzie głupio wyglądał itd… Raczej patrzą na rowerzystów bez kasku jak na wariatów…
      Wymieniam kask co dwa lata (cena około 400-800pln za życie to nie jest raczej dużo…)albo po jakimkolwiek upadku.. Już nie jeden raz ratował mi głowę…

  • Jakieś 2 m-ce temu odwiedziłam ten blog po raz pierwszy, właśnie kiedy zakupiłam nowiutki rower.Zastanawiałam się nad zakupem i ewentualnym używaniem kasku.Kupiłam i wciąź nie do końca przekonana do niego kupiłam też elegancką białą czapkę z daszkiem.Trzy dni temu umówiłam się z koleżanką na przejażdżkę na którą niestety nie dojechałam.5 minut po wyjechaniu z domu tak nieszczęśliwie się na tym rowerze wywróciłam że skończyło się na wstrząśnieniu mózgu,szytej brodzie,poobdzieranej twarzy i ciele ale całej głowie(miałam na niej kask).Właśnie wtedy zastanawiałam się nad założeniem czapki bo przecież żadna moja koleżanka nie jeździ w kasku.Dzień wcześniej przejechałam 26 km i nic się nie stało a tu raptem parę minut,jeszcze w mieście taki pech.Teraz już wiem,że nigdy bez kasku nie wyjadę z domu bo ten właśnie kask być może uratował mi życie bądż zdrowie.Jak tylko wyliżę rany jadę w plener.
    Jazda w kasku? TAK !
    Pozdrawiam Edyta

  • Też należę do takich „nawróconych”, na szczęście u mnie skończyło sie tylko na bolesnym siniaku. Wcześniej kask ubierałem tylko na dłuższe wyjazdy, z zadowoleniem dopełniając nim sportowy outfit. No ale tak po mieście? Nieee, to nie pasuje, dżins, czasem koszula i… kask? Niee. Do czasu, aż łeb nie oberwał i to „jak ja wyglądam” przestało być istotne. Tak więc od tamtego czasu – zawsze w kasku!

  • Bez kasku do pracy śmigałem całe lato, po pracy też często. 26 lat po schodach schodziłem i nic myślałem mnie nie zaskoczy. Pewnego letniego popołudnia sprowadzając rower po wspomnianych schodach coś poszło nie tak. Niestety nie pamiętam co bo 2 dni wyrwane z pamięci. Upadek wręcz w miejscu na plecy – ubranie czyste , rower ok. Łokieć do operacji, pęknięta czaszka i krwiak na mózgu. 3 tygodnie szpitala – 3 miesiące L4 – 2 lata zanim łokieć do końca wyleczony – jako tako.

    Długo próbowałem się usprawiedliwiać że przecież po schodach bym w kasku nie schodził – lecz o dziwo jak się człowiek przekonuje, najwygodniejszym miejscem transportu kasku jest głowa.

    Podsumowując to miałem farta – w noszeniu kasku nie szukam teraz wytłumaczenia jego zastosowania bo dobitnie zostało mi udowodnione po co mi on jest. Mimo iż mogę nie mieć więcej okazji przez następne wiele lat go przetestować nie zamierzam więcej bez niego wsiadać na rower.

  • Czy warto? Pewnie warto. Bo troszkę bezpieczniej. A jeszcze bezpieczniej jest nie jeździć rowerem, tylko uprawiać jogging w parku, lesie. Jednak i tam czai się zagrożenie – kleszcze, żmija zygzakowata, agresywny pies. Najważniejsze to wybrać coś dla siebie – bilans zysków i strat.
    Żadnych odgórnych nakazów :)

  • Zawsze warto! Mój wypadek na rowerze miał miejsce przy prędkości może 8-10 km/h. Na bezpiecznej wydawałoby się drodze rowerowej. W pewnym momencie robotnik remontujący obok drogę coś krzyknął, odwróciłem w jego kierunku głowę, w momencie gdy spojrzałem znów na wprost siebie zobaczyłem w odległości ok. 30 cm słupek od znaku drogowego. Bim bam. Rozcięta skroń, pełno krwi, nie doszedłbym sam do szpitala gdyż krew wlała mi się obficie do oka. Ktoś mi pomógł. Gdyby miał ten kask nie byłoby szpitala, szycia … chodzenia z plastrami jak gwiazda półświatka :)