150 cm dla rowerzysty – dobry żart

Ten wpis w pierwotnej wersji powstał w 2014 roku, czyli 7 lat temu (!) Od tego czasu zachowanie kierowców samochodów względem rowerzystów trochę się poprawiło, ale nadal jest bardzo, ale to bardzo dużo do poprawy. Nadal ginie za dużo rowerzystów i za dużo trafia do szpitala po spotkaniu z samochodem. Do napisania tego tekstu od nowa, zachęciła mnie informacja, że do Sejmu wpłynął projekt zmiany przepisów. Według niego, kierowcy mieliby mieć obowiązek wyprzedzać rowerzystę w odległości minimum półtora metra, a nie jednego metra jak dotychczas. Cóż, znów mogę powtórzyć to, co napisałem w tytule mojego tekstu siedem lat temu – 1,5 metra dla rowerzysty? Dobry żart.

Wyprzedzanie na gazetę

Niezmiennie zastanawia mnie, co siedzi w głowach osób, które wyprzedzają rowerzystów na gazetę, zwłaszcza gdy droga w promieniu kilometra jest pusta (nie żebym to usprawiedliwiał, gdy jest duży ruch). Co stoi na przeszkodzie, żeby zjechać całkowicie na lewy pas? On parzy?

Wyprzedzanie na gazetę
To jest max moich umiejętności graficznych ;)

Wielu, naprawdę wielu kierowców jakby bało się zjechać całkowicie na drugi pas. Nieraz robię tak, że gdy widzę, że z naprzeciwka nic nie jedzie, zjeżdżam trochę bliżej środka, tak aby zachęcić jadących z tyłu do zachowania większego dystansu.

Jeszcze większe dziadostwo, to wpychanie się pomiędzy rowerzystów. Tak jak na rysunku powyżej – mamy dwóch rowerzystów jadących z przeciwnych kierunków, a do tego pojawia się samochód. I pech chce, że wszyscy spotykają się w jednym miejscu. Wielu kierowców (nie mówię, że wszyscy), zamiast zdjąć nogę z gazu, włącza tryb „dawaj, dawaj, zmieścisz się„. No i zazwyczaj się mieści, jednocześnie nie zachowując metra od rowerzysty (albo i obu), ponosząc mu ciśnienie.

Krótkie obliczenia

Przykład? Droga gminna może mieć poza terenem zabudowanym np. 5,5 m szerokości (2,75 m jeden pas). Przyjmijmy, że szersza kierownica rowerowa ma 80 cm, a np. VW Passat 2,08 metra szerokości z lusterkami. Jak łatwo policzyć, rower i samochód nijak nie mieszą się na jednym pasie, tak więc wyprzedzanie go w sytuacji gdy jedzie jeszcze samochód z naprzeciwka (jak na rysunku powyżej) jest totalnym nieporozumieniem.

A sytuacja z rowerzystą jadącym z naprzeciwka? 2,08 + 0,8 + 0,8 = 3,68. Zostaje 1,49 metra, co daje nam ok. 75 centymetrów odstępu od każdego rowerzysty. Dużo, dużo za mało!

Moja sytuacja

Zaznaczę jedno – jestem totalnie niekonfliktowy, nie szukam dziury w całym, nie czepiam się wszystkiego, staram się jeździć defensywnie. Ale są sytuacje, gdzie muszę reagować. Kilka dni temu jechałem wąską, lokalną drogą. Sytuacja jak dwa rysunki wyżej + do tego zaparkowane samochody po obu stronach drogi. I kierowca z naprzeciwka – PRZECIEŻ SIĘ ZMIESZCZĘ! Prędkości na szczęście były nieduże, tak więc zdążyłem zainterweniować, zjeżdżając bliżej środka, blokując zapędy gościa, który prawo jazdy chyba znalazł w chipsach. Oczywiście skończyło się na trąbieniu i wygrażaniu ze strony kierowcy, brakło tylko refleksji z jego strony, co by się stało, gdyby jednak się nie zmieścił. Albo któregoś rowerzystę bujnęło np. na dziurze.

Pisałem Wam kiedyś w rowerowej relacji ze Szwecji, że przez kilka dni, które spędziliśmy tam z Moniką, ani razu nie kląłem pod nosem na zachowanie kierowcy. ANI RAZU! Wszyscy grzecznie wyprzedzali zjeżdżając na lewy pas czy nie włączali się do ruchu tuż przed nosem rowerzysty (w Polsce to niestety standard).

150 cm dla rowerzysty
fot. Sascha Kohlmann

150 cm dla rowerzysty

Już kilka lat temu ruszyła w Polsce kampania „150 cm dla rowerzysty„. Kampania słuszna i zasługująca na uznanie, niemniej to tylko pewien miły akcent, który w praktyce nie zmieni świata na dużą skalę.

Tak samo nie zmieni tego nowelizacja przepisu o zachowywaniu 1,5 metra odstępu. Dlaczego? Po pierwsze – nikt za to mandatu nie dostanie, bo jak policjant ma zmierzyć ten odstęp? Nie mówiąc już o tym, że policja nie będzie się zajmowała takimi „duperelami”, skoro borykają się z brakami kadrowymi.

Po drugie – mało kogo będzie to obchodzić. Sorry, ale ludzie z wypiekami na twarzy nie śledzą zmieniających się przepisów.

Narodowe narzekanie

Zobaczcie co się dzieje w Polsce, gdy pojawia się informacja o podniesieniu mandatów za wykroczenia drogowe. Albo gdy jakaś gmina chwali się postawieniem fotoradaru. Zamach na wolność kierowców! Będą nas łupić! Maszynka do zarabiania pieniędzy! Nie stać nas na mandaty! A na co to komu, ja jeżdżę samochodem i czuję się bezpiecznie!

To jest taka sama logika, gdy miasto buduje drogę rowerową i pojawia się grupa jojczących, że po co rowerówka, skoro tam NIE MA ROWERZYSTÓW (a może nie ma, bo się po prostu boją jeździć tą ulicą). A potem w innym miejscu wylewają żale, że rowerzyści PCHAJĄ SIĘ NA ULICE! No a gdzie mają jeździć? Podziemnymi tunelami? Albo jak mówił jeden z redaktorów łódzkiej gazety, którego nazwiska z grzeczności nie wymienię, żeby rowerzyści tylko po lesie jeździli?

To naprawdę żaden problem, żeby się odsunąć

Co zrobić, aby poprawić sytuację?

Jest tylko jeden skuteczny sposób. Zobaczcie, od lat jest tak, że gdy polski kierowca przekroczy granicę kraju, od razu zaczyna jeździć grzeczniej. Dlaczego tak się dzieje? Bo boi się mandatu! W Niemczech od zeszłego roku za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o 21 km/h dostaje się 80 euro mandatu (ok. 370 zł), a prawo jazdy zostaje zatrzymane na miesiąc. U nas? 100 zł mandatu i pogrożenie paluszkiem, bo prawo jazdy jest odbierane czasowo dopiero po przekroczeniu prędkości o 50 km/h, czyli trzeba jechać stówką w terenie zabudowanym!

To samo dzieje się w Niemczech przy przekroczeniu prędkości w terenie niezabudowanym o 26 km/h – mandat 80 euro i pożegnanie z prawkiem na miesiąc.

A u nas? Rozważane było zatrzymywanie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h w terenie niezabudowanym, ale temat upadł, bo byłoby za dużo pracy przy obsłudze tych sytuacji (pisałem o tym we wpisie o karnawale jeżdżących szybko, ale bezpiecznie). Gdzie z moich obliczeń wynika, że każdy powiat miałby raptem 100 dodatkowych spraw rocznie. A później mniej, gdy wszyscy przyzwyczailiby się do nowych przepisów.

Odpowiedzialność

Kierowca ciężarówki, samochodu, rowerzysta, pieszy – wszyscy w ruchu ulicznym muszą czuć pewną odpowiedzialność. Niestety, nie da się, jak widać, wypracować jej prośbą – trzeba zrobić to bardziej na ostro. Inaczej nic się nie zmieni.

Nie wierzycie? Popatrzcie na przydrożne rowy, usłane śmieciami. Plastikowe butelki, puszki, torby po fast foodach. Pobocza i lasy toną w śmiechach i nie jest to wcale przesada. Akurat w tym przypadku mandaty nic nie dadzą, bo za każdym drzewem musiałby się kryć strażnik podmiejski (choć fotopułapki co nieco dają). Ale wystarczyłoby, tak jak chociażby w Szwecji, doliczać kaucję do każdej butelki (dajmy na to 50 groszy). Gwarantuję wam, że gdyby nawet ktoś wyrzucił butelkę przez okno samochodu (czy zza kierownicy roweru), chwilę później by już jej nie było. Tak jak złom znika w mgnieniu oka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

118 komentarzy

  • dodam inna sytuację – zwykła asfaltowa droga gminna szerokości 3-4 metry – rower i auto jadą z naprzeciwka, czasami pobocze nawet i 5-10 cm nizej niż asfalt, czasem nie.

    Prędkość względna to suma prędkości auta i roweru bo przeciwne kierunki (albo inaczej ten sam kierunek a przeciwny zwrot ;))
    I żaden nie zwolni ani nie odbije nieco w swoje prawo tylko z impetem się mijamy, z impetem i na styk – tego nienawidzę
    Jak jest niżej pobocze 4-kołowcowi wygodniej zjechać nieco ale swymi gabarytami spychać rower poza drogę to…

  • Kurde, jeszcze nie napisałem o łosiach, którzy wyprzedzają, bez upewnienia się, że z naprzeciwka nie jedzie rower. Ale to jest pół biedy, bo wtedy szybko przełączam przednią lampkę na silny stroboskop i jeśli się nie schowa, to najwyżej zjeżdżam z asfaltu.

    Ale przynajmniej widzę go i mam czas zareagować.

  • i co się dziwić.. że tylu rowerzystów jeździ po chodnikach -> czy miasto czy poza miastem, rowerzysta jest traktowany jako zło i zawalidroga. Bezpieczna odległość przy mijaniu? A po co.. przecież można walnąć lusterkiem po nerkach ;/

  • Uwielbiam też tych trąbiących kierowców, co im rowerzysta na drodze nie pasuje. Nie ma różnicy czy to w dzień czy też w nocy. Przy okazji napomnę o rolkarzach wjeżdżających wprost pod koła, bo ja z kolei z nimi mam ostatnio sytuację przyspieszające bicie serca. W zeszłym tygodniu miałbym „dachowanie” rowerem (duża prędkośc i SPDy), gdyż dziewczyna prawie wywinęła orła przede mną i skręciła gwałtownie pod koła. Dziś przejechałbym kolejnego przy bardzo wolnej jeździe. Samochód może zabić, ale rolkarz też jest nas w stanie połamać.

  • Niestety, ale muszę się zgodzić. Ja ostatnio kupiłem sobie naprawdę porządną lampkę tylną do mojego holendra (z przodu mam „błyskacza”), a ponieważ obecnie się rehabilituję po wieloodłamkowym złamaniu rzepki i nogę mam jeszcze opuchniętą to jeżdżę szczególnie uważnie.Trudno więc byłoby powiedzieć, że jestem niewidoczny i mój tor jazdy jest nieprzewidywalny. Ostatnio zacząłem jeździć tak na 1/3 szerokości drogi, tam gdzie samochody mają prawe koło. „Nauczył” mnie tego kierowca MPK jadący autobusem 95, na ulicy Koszalińskiej w Poznaniu, który spowodował, że zlądowałem w krzaczorach (na szczęście wywróciłem się na prawą stronę, a ja rzepkę miałem złamaną w lewej nodze). Sądziłem, że to podmuch tego autobusu mnie zwiał z prawej krawędzi drogi po której jechałem, ale kobieta która jechała za autobusem i pomogła mi się podnieść stwierdziła, że nie – ewidentnie zostałem uderzony masywnym prawym lusterkiem autobusu, a autobus miał sporo miejsca z lewej strony. Oczywiście kierowca autobusu nawet się nie zatrzymał.

    Aby jednak nie było tak minorowo, to zdarzają się czasem wyjątkowo uprzejmi kierowcy, choć niestety zazwyczaj tylko na obcych „blachach”. Przykładem służyć mógłby kierowca niemieckiego TIRa, który w czwartek wyjeżdżał z „Lisnera” na Strzeszyńskiej i zauważył, że mam kłopoty z wyjazdem z „Biedronki”. Wyjazd jest tam wyjątkowo nieprzyjemny, bo jest lekko pod górkę, trzeba zrobić lewoskręt, asfalt kiepski, a z lewej strony jest łuk drogi i słaba widoczność. A samochody tam śmigają (i nie mam do nich o to pretensji). A tu kierowca dawał mi znak rękoma, abym wyjeżdżał dopiero jak on zasłoni światło drogi, co też zrobił i jeszcze mrugnął światłami abym ruszał. Co zauważyłem kierowcy takich TIRów dość często nie mają kłopotów, aby jechać do skrzyżowania za rowerzystą (tu doświadczenia z ulicy Lutyckiej). Mają też większą świadomość podmuchu jaki wywołują, więc starają się dojeżdżać do linii środkowej drogi. Oczywiście nie wszyscy, ale od czegoś trzeba zacząć :-)

    • Niestety z TIRami (a właściwie jednym ;P) na Lutyckiej ja mam trochę gorsze doświadczenie. Dojeżdżając do skrzyżowania wyprzedziłem jegomościa z prawej. A należy zauważyć, że z pełnym (czyt. przód+tył+odblaski tył) oświetleniem i w kamizelce byłem zauważalny jak reklama klubu go-go. Po zmianie na zielone but i szybko żeby znaleźć się za skrzyżowaniem, gdzie można było obrać bezpieczniejszą pozycję (pobocze i te sprawy). Zanim jegomość wrzucił drugi bieg, ja spokojnie byłem w połowie skrzyżowania, ale że nie należało ono do najmniejszych, zanim zjechałem zdążył mnie dogonić, radośnie klaksonem i innymi trąbami oznajmiając, że nie jestem tu mile widziany. Na szczęście skrzyżowanie ma to do siebie, że ma trochę asfaltu od strony drogi przecinanej i gdybym tego nie wykorzystał pewnie szybciej bym się zdecydował na kupno kasku ;). Ma też trochę asfaltu i po lewej stronie TIRowca, ale co zrobisz, przecież tamten parzy.

  • Mieszkam przy Niemieckiej granicy i bardzo często zdarza mi się robić trasy po Niemczech z prostej przyczyny. Tam droga rowerowa jest jakości naszych autostrad. Jeśli odcinek przebiega wzdłuż ruchliwej drogi, to jeszcze nie zdarzyło mi się by ktoś tam wyprzedził mnie na centymetry. Czasem wlecze się za mną z kilometr bo (uwaga!) nie ma wystarczającej widoczności. I jakoś mu się aż tak bardzo nie spieszy, by ryzykować życie moje czy swoje za te kilka minut.

    Dlaczego oni mogą tak się zachowywać a u nas taka Kambodża umysłowa? Przypomina mi to sytuację, w której kierowca TIRa przesiada się na małą osobówkę i dopiero wtedy dostrzega, jak to jest widzieć kilkutonowy pojazd jadący z Tobą na czołówkę, bo postanowił wyprzedzić kogoś kto jedzie 5km/h wolniej niż on.
    Dużo wody upłynie, nim i u nas ta kultura się przyjmie, ale wierzę że tak będzie :)

    Pozdrawiam

    • Bo jesteśmy narodem zawistnych, wrednych małostkowych skur…li bez empatii. Też jeździłem trochę po zachodzie Europy i niestety ale jak tylko minie się linie Odry to już wiem że jestem „Kambodży umysłowej”.

  • Dokładnie jak piszecie nic dodać nic ująć …Jestem już po takim zdarzeniu tylko szkoda ,ze skończyło się wylądowaniem w szpitalu i 7 miesięcy rehabilitacji …Już wsiadłam na rower ale z jakim lękiem …Mam nadzieje ze zapomnę o tym i będę śmigać na asfalcie :)

  • Wystarczy pojechać do Czech, Słowacji czy Węgier, zupełnie inna jazda, nie mówiąc o ilości ścieżek rowerowych.

  • Witam.
    Zgadzam się że niektórzy kierowcy pozbawieni są chyba całkowicie wyobraźni i nie szanują innych użytkowników dróg, ale uderzmy się w „rowerową pierś”- też nie jesteśmy święci. Często obserwuję rowerzystów jeżdżących po ruchliwych ulicach i skrzyżowaniach wtedy gdy obok poprowadzone są ścieżki rowerowe, wielu jeździ obok siebie, a kodeks dopuszcza taką sytuację jedynie wyjątkowo, gdy nie utrudnia ruchu drogowego.

    Nie wspomnę o szybkim przejeżdżaniu po pasach, czy gwałtownym włączaniu się do ruchu. Jak by na to nie patrzeć rower jest zawalidrogą na ulicach naszych miast, utrudnia płynny ruch samochodowy bo jest zdecydowanie od samochodów wolniejszy. Nie chcę tutaj usprawiedliwiać źle jeżdżących kierowców, ale wszystko ma dwie strony. Jakie stąd wyjście? Budowa jak największej ilości dróg rowerowych. U mnie w Toruniu obserwuję znaczny postęp.

    I jeszcze taka sprawa – jak mam jechać po ruchliwej ulicy to zjeżdżam na chodnik (wiem że to niezgodne z przepisami, ale moje bezpieczeństwo jest ważniejsze).
    Pozdrawiam

    • Niestety muszę potwierdzić Twoje obserwację dotyczące omijania – szerokim łukiem – przez rowerzystów tzw.DDR’ów ale wcale im się nie dziwię bo jeżeli ja wytrawny cyklofan mam problem z poruszaniem się po tych pseudo ddr’ach to czemu dziwić się sezonowym „kolarzom” . Stawianie znaków ddr przy byle chodniku nie oznacza, że ów „chodnik” może być ddr’em o czym zapominają nasi włodarze i ci co stawiają te znaki bez jakiegokolwiek pomyślunku i wyobraźni.

  • Najlepsza sytuacja jest kiedy kierowca samochodu boi się najechać na linię ciągłą podczas wyprzedzania roweru (chociaż nikt z naprzeciwka nie jedzie), a nie boi się zahaczyć rowerzysty.

    Też mam spostrzeżenie, że zdecydowanie bardziej bezpiecznie czuję się będąc wyprzedzanym przez TIRa. Taki wielki, a potrafi jechać za rowerem kiedy wyprzedzić się nie da. Podczas samego manewru zawsze zjedzie na pas obok. Zupełnie inne odczucia niż z obcowania z TIRami, kiedy sam kieruję osobówką;)

  • W weekend wybraliśmy się na wycieczkę rowerową pozdobywać kilka pobliskich szczytów ;) gdzie dotarło do mnie, że z rowerem tak naprawdę bezpieczniej niż na małoruchliwej drodze asfaltowej czuje się na stromym gruzowisku skalnym. A historia:

    Wyjeżdżamy z lasu w trójkę w odstępach jakieś 40 metrów, nachylenie asfaltu jakieś 30 stopni. Z daleka widzimy passata w kombi, który na drodze o szerokości 2,5 metra i w bramie jednego z domów usiłuje nawrócić. Patrzy to w prawo, to w lewo – można jechać! No przecież nic wielkiego burczącego nie jedzie (czyt. samochód). Zwalniamy, ale przecież to my mamy pierwszeństwo! Pierwszy kolarz podjeżdża bliżej, a samochód jak wyścigówka gazuje wprost pod rower. Oj no, wiadome – pisk opon roweru – oczywiście „specjalnie”, żeby kierowca lekko się wystraszył. Kolega objechał samochód i pojechał dalej. Druga, koleżanka tuż za nim już nie przejedzie, bo co z tego, że kierowca patrzy jak koleżanka przecież nie brzęczy i nie burczy (chyba, że jej w brzuchu) to jej nie słychać, wiec się taki pacan z kombi nie odsunie.

    Co z tego że w białych spodenkach, białym kasku i pomarańczowej bluzce ona wygląda jak żarówka. Nie jest przecież samochodem. Kolejno ja – widzę jakieś manewry kombiaka i koleżankę czekającą na mnie tuż za nim – dobrze, że tam była bo szczerze – jechałem z dużą prędkością i coś mnie tknęło, żeby zwolnić. I dobrze. Kombiak z impetem wprost pod moje koła. Zatrzymałem się przed tego tylnymi drzwiami – może pół metra brakło. Mnie też chyba nie było widać, przecież biały rower i biały kask są słabo widoczne. Może w zimie, ale nie w środku lata!

  • Dlaczego u nas taka kambodza umyslowa ?? bo chocby datego ze na kursach na prawo jazdy najwazniejsze jest to by kursant za wiele benzyny nie zuzyl…nie uczy sie ludzi jak nalezy postapic/zachowac sie wobec rowerzysty na drzodze etc….dodatkowo w Niemczech bo aktualnie mam niesamowiata przyjemnosc objezdzac tereny dookola Berlina nawet na drogach do malutkich wiosek buduje sie w odleglosci 2-3m od drogi sciezki rowerowe z gldakim asfaltem ale to juz jest polityka kraju i zrozumienie ze jak rower bedzie mie cswoja droge to i mniej porblemow na drodze bedzie mniej wypadkow stresu ;)

  • Nikt nie jest święty, wydawało mi się jednak że coś się zmienia na lepsze, że kierowcy zaczęli akceptować rowerzystów przynajmniej w moich okolicach i czar prysnął jak bańka mydlana po wjeździe do Katowic i poruszaniu się w okolicach gdzie nie ma ścieżek rowerowych. Wygląda to tak jakby kierowcy brali udział w jakimś konkursie kto przejedzie bliżej rowerzysty nie zahaczając go pomimo że pas obok jest wolny. O kierowcach MPK nie wspomnę bo to w większości miejsc osobna historia.

    Niestety polskie prawo ma najczęściej głęboko w tyle rowerzystów, chyba że chodzi o ich karanie.
    Sam jestem kierowcą osobówki i jakoś potrafię wlec się za rowerzystą jak nie mam miejsca do wyprzedzania, ba zauważyłem nawet że wtedy pozostali którzy są zmuszeni się wlec również za mną potrafią minąć wtedy rowerzystę szerokim łukiem. Niestety tego nigdzie nie uczą, tego się znikąd nie wynosi tylko takie nawyki samemu się wyrabia.

    • zgłaszasz na policję zdarzenie drogowe w którym ktoś Cię na żyletkę wyprzedził. Przydaje się do tego świadek lub nagranie z monitoringu.

  • @Roman
    Dokładnie jak piszesz, wolę jechać chodnikiem ja też jestem z Torunia, chociaż doświadczenie rowerowe u mnie jest niewielkie (przesiadłem się z samochodu jakiś tydzień temu) Dziś mało nie skosił mnie kierowca na Pl. Rapackiego bo nie działały światła… chciał na pewno mnie trafić ale moja wyobraźnia podpowiedziała mi żebym nie jechał szybciej niż przechodnie przechodzący po pasach (a byli już w połowie drogi po jego lewej stronie) wiedział że zdąży więc dodał gazu… wolałem zwolnić i zrównać się z przechodniami…

  • Trudno mi pominąć trzy historie o najechaniu mnie (rowerzystę) przez tkzw. kierowczynie. Ostatnim, trzecim już razie, sądziłem, że będzie to już ostatni raz, wedle przysłowia, do trzech razy sztuka.

    I wiecie co wspólnego stwierdziłem, u tych trzech pań. Binokle z szerokimi ,,dyszlami”. Nie do wiary, jak taka szkapa, niewiele widzi po bokach! Tak złożyło się, że zawsze były to panie i zawsze w binoklach z szerokimi zaczepami(?). To znaczy wcale nie wjeżdżałem nagle im z boku. Za pierwszym, pani rozjechała mnie, uparcie patrząc w lewo, jakby tylko z tamtej strony mógł najechać pojazd, przy jej wjeżdżaniu na pas ruchu w prawo. Ja, jechałem ,,chodnikiem”. po lewej stronie jezdni. Jeśli ktoś sądzi, że jest bezpieczny, jadąc na rowerze chodnikiem, jest to dowód błędnego rozumowania. Druga pani, skręcała w lewo w ulicę podporządkowaną z przerwy w wysepce. Przepuściła auta, mnie walnęła. Podobno mnie nie widziała. Trzecia pani, skręcała w prawo, z czerwonego w zielone, przepuściła pieszą, mnie walnęła. Siedziałem na masce. Wszystkie trzy przypadki, skończyły się źle dla rowerków, dobrze (?) dla mnie. Zdaje się, że jest w tym jakaś przestroga od losu. Tylko nie potrafię jej rozszyfrować!

    W 1979 roku w Finlandii, zanotowałem wzrokowo, chorągiewki poziome, lub odblaski, z lewej od bagażnika rowerowego doń przymocowane. Długie ,,drzewce” , na około 60 cm. Sprzedawano takie, wraz odblaskami na agrafkach, we wszystkich kioskach i innych popularnych sklepikach. Coś takiego ostrzegało wyprzedzających o koniecznym miejscu, dla rowerzysty. Rowerzysta, może omijać dziurę w jezdni, mieć chybnięcie z takiej czy innej przyczyny. Bierzcie, proszę, poprawkę na mój tor jazdy, chciałoby się rzec. Naród Fiński, „poszedł po rozum do głowy”, znacznie wcześniej od nas…

    I nie pomaga ludziskom, tyle nieszczęść. Widocznie kierowcy amatorzy, mustrują się z kompletnych zielonych. Nigdy nie dosiadali, roweru. A wydałbym przepis. Zapisy na kurs kierowców, po okazaniu się prawem jazdy na rower (karta rowerowa) i potwierdzenie jazdy na rowerze, przez co najmniej trzy lata, przez uprawnione ośrodki sportów rowerowych !!!

  • Moja teoria jest taka:
    jak jest droga niespecjalna dla rowerów warto grupować się po przynajmniej 2, 3, 4 rowery byle nie przekroczyć 15 ;) utrzymywać równe tempo jazdy i sobie jechać.

    Jeden rowerzysta bywa lekceważony ale grupka kilku z reguły już nie. A pomysł mi przyszedł do głowy jak jeden facet omal płuc nie wypluł, jak chciał mi dotrzymać tempa, bo miałem pod wieczór światło a on nie, tylko że o tym nie wiedziałem i jechałem swoje, a on sapał mi za plecami i na koniec się przyznał :D

  • @PG
    Owszem grupa rowerzystów jest rzadziej lekceważona od pojedynczego, ale grupowanie się nie zawsze się uda. Jakbym miał czekać czasami aż znajdzie się kilku rowerzystów jadących w tym samym kierunku co ja, to często musiałbym rezygnować z jazdy. Osobiście uważam że najważniejsza jest odpowiednia nasza widoczność i do tego kampanie lokalnych stowarzyszeń uczulających kierowców na problem zbyt bliskiego mijania rowerzystów.

  • Ale dobra, w mieście, wiadomo, ścisk, tłok, dużo samochodów. Zachowanie 1,5 metra odstępu jest bardzo często nierealne. Ba, czasem 50 cm to już luksus. Ja to doskonale rozumiem, zresztą, jak auto jedzie sobie przepisowo to spoko.

    Ale powiedzcie mi, pusta droga, z przodu nic, z tyłu nic. Większość omija mnie pięknie, praktycznie zjeżdżają na pas obok. Ale zawsze znajdzie się ktoś kto spróbuje mi „zgasić papierosa” i udowodnić, że powinienem jechać kamienistym poboczem.

    Ech, ale nawet na Fejsie pojawiały się głosy, że „rowy dla rowerzystów, rowerzyści na pobocza, po co jeździcie na cienkich oponach” i tego typu brednie.

  • A moim zdaniem i tak najgorsze są drogi – wąskie.

    Jadę ostatnio rowerem przez bardzo niebezpieczna drogę powiatową łączącą zjazd z A4 do DK4 (a była to bardzo przyzwoita powiatowa droga)
    Z naprzeciwka sznur aut, za mną TIR i osobówki, zero chodnika i tego typu rzeczy.

    Osobówki w miarę wyprzedzają, TIR nie da rady, partnerstwo na drodze przede wszystkim więc się zatrzymuję na poboczu, niech ten TIR sobie skoczy do przodu, kierowca kumaty wiec migiem wykorzystuje sytuację i jedzie.

    A ja? No cóż balansuję między skrajem asfaltu a metrowym rowem, bo TIR w podzięce „przytula się” do mnie, pobocze ma góra 50-70 cm, obok rów
    Trudno mimo wszystko winić TIRa, ale te drogi….

    To tu:
    https://maps.google.pl/?ll=50.062924,21.476812&spn=0.049534,0.111151&t=m&z=14&layer=c&cbll=50.062835,21.476863&panoid=l4Y92odpdVgRNBwMZIxv5Q&cbp=12,159.57,,0,-6.81

  • Wydaje mi się że jest jeszcze coś gorszego niż wyprzedzanie rowerzysty z zachowaniem odstępu wielkości igły. Nie raz miałem sytuację gdy z naprzeciwka jedzie rowerzysta i pewien samochód go wyprzedza a ja nadjeżdżający z drugiej strony muszę uciekać na pobocze bo kierowca samochodu ustąpił juz przecież wystarczajaco dużo miejsca pierwszemu rowerzyście wiec niech ten drugi (ja jadący oczywiście prawidłowo ) zjedzie mu z drogi albo sugeruje się myślą „zmieszcze sie” ;|/

  • Ja ostatnio wziąłem taką starą linijkę drewnianą o długości 1 metra i przykleiłem to sobie do kierownicy (oczywiście ciężko się jeździ). Wiadomo wtedy kierowcy musieli mnie wyprzedzać z tą odległością. Super tekst.

    Pozdrawiam

  • Młodzi pewnie nie pamiętają, ale ROMET kiedyś wyposażał swoje rowery w takie odchylane pomarańczowe „chorągiewki” z odblaskiem.

  • @Piotr! Dobry patent! A może zamiast takiej linijki użyć sprężystego patyka z gwoździem na końcu… nie zahaczy i nie pociągnie, a nauczka będzie. Kijek pomalowany na jaskrawy kolor, a na wysokości gwoździa mała chorągiewka, żeby nie było, że nie widać. Prawidłowo jadący kierowcy nie mają się co obawiać, a cymbały… no cóż może zajarzą w jakim momencie nabawili się rysy na karoserii. I w przyszłości będą się trzymać od rowerzystów z dala!

  • Na wąskiej powiatowej drodze,jadąc z górki(prędkość)zostałem zepchnięty z szosy na pobocze. Wywrotka przez kierownicę, bo koło wpadło w dziurę. Centralnie głową kontakt z asfaltem. Pogotowie. Szpital i rozległe strzaskanie czaszki, oczodołów, i jakiś tam kręgów szyjnych. Ci co jechali z naprzeciwka nie zdążyli zauważyć marki ani tablic, bo byli skoncentrowani na widoku rowerzysty. To jest puenta do powyższego felietonu i komentarzy.

    Pomysł z odświeżeniem rometowskich chorągiewek jest b. dobry. Z tą zmianą, że nie patyk, ale starego typu antena samochodowa taki drut stalowy, no i oczywiście chorągiewka.

    Kiedy w domu zobaczy wielką rysę na lakierze to chyba wtedy będzie mijał szerszym łukiem.
    A co do TIR-ów, to mieszkam na wschodzie i zauważyłem, że Litwini i Ukraińcy najgorsi.(TIR-owcy)

  • Dlatego właśnie łamie przepisy, jeżdżąc po chodnikach. Nie mam zamiaru, w najlepszym przpadku, oberwać w łokieć lusterkiem.

  • Jest sporo rowerzystów z zanikiem mózgu i brakiem logicznego myślenia. Do niestety już byłej pracy dojeżdżałem rowerkiem, 5 km fajnie się jechało. Nie tylko ja jednośladem się poruszałem. Prawie każdy światełka miał (a kawałek za miasto trzeba było wyjechać) , odblaski, ba! nawet kamizelki! Była też grupa trzech kobiet jeżdżąca w grupie. Pierwsza, przodowniczka miałą światełka. Druga światełek niet, no bo po co. No i była ostatnia, najmłodsza z trio. Światełka miała, dość mocne, chińskie silikonowe „żabki”. Ale żeby nie było tak kolorowo… Czerwona lampeczka z przodu, biała z tyłu! Jechały w większości tą samą trasą co ja – nie raz je opieprzyłem ( łagodniej się tego napisać nie da… ). Oczywiście reakcje łatwe do przewidzenia – młokos, gówniarz ( 190 cm, broda… spoko :P ) rozkazywać i pouczać ich nie będzie! Jazda poboczem pod prąd, albo bez świateł i odblasków w nocy/nad ranem – kurde, kamikaze!

    Kilka lat wstecz jeździłem 20 km w jedną stronę do dziewczyny. Jako że mój góral się spie… z pierwszym odmówił posługi – wziąłem radzieckiego składaka mamy. W 2/3 trasy przejeżdżało się przez Dębołękę – praktycznie tylko dwa ostre, niebezpieczne zakręty, jeden za drugim. Ograniczenie do 40, zakaz wyprzedzenia, sporo wypadków. Wracam od dziewczyny, pierwszy zakręt w prawo spokojnie minął, w lusterku widzę jak mi coś na błotniku siedzi. Kręcę korbą solidnie, łańcuch pięknie się kręci, mam jakieś 25 km/h ( wyciskałem ponad 35 km/h na prostej na wigrusopodobnej konstrukcji). Krótka prosta się kończy, już w głowie się układa plan jak przejechać ten zakręt w lewo – 90*, lekko pod górkę. Nagle zielona Cordoba z damą za kierownicą postanawia wyprzedzić zawalidrogę – trąciła mnie lusterkiem, ja odbiłem w prawo, wprost na 15-20 cm krawężnik. Przeleciałem do rowu, babka pojechałą dalej. Zbieram się, oglądam składaka. Niby wszystko ok, ale… Prawa korba wygięta, oś pedała ( waginosceptyka co by poprawnie było) również. Przy pedałowaniu noga mi z pedałą spadała ciągle, ok 12 może trochę więcej km które pokonywałem w 25-30 minut jechałem ponad godzinę. Jeśli za tą Cordobą jechałoby coś jeszcze – nie byłoby wesoło.

    Wiele razy miałem wymuszane pierwszeństwo, raz z piskiem zatrzymałem się bokiem przed drzwiami auta. Tylny hamulec w góralu zablokował koło. Patrzę, gościu zjeżdża na stację benzynową. Rower pod pachę i z mordą na gościa – wyskakuje koksu, 2×2 m, łysy, uszy między ramionami – okazał się spoko, przeprosił i naprawił swoją siłą hamulec. Niestety to był jedyny taki pozytywny przypadek.

    O wyprzedzaniu w mieście, nagłym hamowaniu samochodu i prawo skrętach pisać chyba nie trzeba wspominać, każdy pewno to zna…

  • Ja konotuję dwie sytuacje: a) jadę solo na szosie, prędkość śr. 25- 45 km/h – wtedy jadę ok. 1 -1,5 m od pobocza, często środkiem mojego pasa i nie pozwalam/nie dopuszczam do sytuacji gdy mam być wyprzedzany na trzeciego; b) jadę z moją 6-cio letnią córką, prędkość 8-20 km/h jedziemy równolegle ona przy poboczu zygzakiem, ja prawie środkiem – efekt ten sam: nie ma wyprzedzania na trzeciego.

    Nie ma kompromisu – nie uciekam, choć często słyszę jęk hebli i marszczy mi się skóra na grzbiecie … i niżej.

    Dużo kolorowych i jaskrawych ciuchów, dużo odblasków i zdecydowana postawa użytkownika drogi na środku pasa. Staram się powiedzieć kierowcom innych pojazdów, że jestem równoprawnym użytkownikiem. Na mnie jako kierowcę samochodu, taka postawa działa i zmusza do zauważenia i respektowania praw innych.

  • Łukaszu, dobrze Cię rozumiem i fajnie czytało się ten wpis. Widać, że był on Tobie potrzebny, a my, miłośnicy rowerów doskonale wiemy co czułeś po tej feralnej sobocie, więc czytając go, wiedzieliśmy jakie emocje Tobą targają.

    Martwi mnie jednak jedna rzecz. Nie widzę na horyzoncie zmiany mentalności polskich kierowców. Zdrowego podejścia do rowerzystów chyba nawet nie nauczą na kursach na prawko. Jeśli ktoś jest imbecylem, to ciężko go z tego wyleczyć.

  • @PG

    Też niestety tak mi się wydaje,co gorsza niestety zauważyłem ostatnio zjawisko rozdwojenia jaźni. Mam sąsiadkę, kobieta po czterdziestce, matkę trójki dzieci, instruktorkę jogi. Na rowerze widuję ją często. Jeździ w kasku. Robi to bardzo rozsądnie.

    Parokrotnie miałem okazję z nią jechać jej samochodem. Ma sporą limuzynę z automatyczną skrzynią biegów. I nie waham się tego napisać – jeździ jak kretynka. I zachowuje się wobec innych użytkowników drogi (nie tylko rowerzystów), tak jakby nie chciała aby się zachowywano wobec niej. To chyba blisko dwie tony żelastwa daje taką pewność siebie, że można wszystko, a jak jest otoczona wyłącznie powietrzem to „trzeba rozważnie i ostrożnie, bo coś może się mi stać”. A w samochodzie są strefy zgniotu…

    I nie jest to odosobniony przykład.

    Co do tych mocno radykalnych pomysłów, które padły powyżej to jestem mocno sceptyczny. Po pierwsze to może sprowadzać zagrożenie na innych użytkowników drogi, jeśli choćby trzeba będzie dokonać jakiegoś manewru, uderzymy pieszego i co – nieszczęście gotowe. Po wtóre, słusznie zauważono, że za takie zachowania odpowiedzialny jest niewielki, ale mocno wkurzający odsetek kierowców.

    Łatwo to zobaczyć na pustej i prostej drodze (ja obserwuję to choćby na drogach wzdłuż Jeziora Kierskiego). Większość kierowców wymija z odpowiednim zapasem, ale zawsze znajdą się geniusze którzy robią to „na gazetę”. Brak miejsca? Nie. Mechanizm myślenia takiego kierowcy jest taki – nikt tego nie widzi, a jak nawet widzi to nie zareaguje, żadne niebezpieczeństwo mi nie grozi, to niby dlaczego miałbym tego nie robić? Czasem wręcz widać jak taki osobnik mija kolejnych rowerzystów „na gazetę”, wręcz będąc zmuszonym dla takiego manewru zjeżdżać w prawo (sic!).

  • Osobiście unikam jak mogę dróg u dużym nasileniu ruchu i jeszcze nie spotkałem się z żadnym przejawem wyjątkowego chamstwa (czasami ktoś zatrąbi, lecz to pewnie mózg jak orzeszek – dobre porównanie Łukasz), ale jak czytam wasze wpisy to wiem niestety, że wszystko przede mną.

    Poza tym zaczynanie tego tematu… muszą minąć pewnie ze dwa pokolenia zanim społeczeństwo dojrzeje do kultury na drodze. Podobnie przecież z chodzeniem pieszych po ścieżkach itd.

    W związku z tym życzę bezpiecznych wypraw i obyśmy spotkali się na jakimś zlocie a nie w szpitalu.
    Pozdrawiam :)

  • Coś jeszcze mi przyszło do głowy, może warto wprowadzić kampanię co grozi za potrącenie człowieka ze skutkiem śmiertelnym? Jeżeli nie jesteśmy „Frogiem”, który ma gdzieś wysoko kogoś i kpi z prawa, to nam śmiertelnikom grozi parę lat bez zawieszenia. Jeżdżę dużo samochodem służbowo (osobowym, ok. 50k rocznie) i jak widzę rowerzystę na drodze to jadę drugim pasem zwłaszcza jak jadę przez jakieś zabite dechami wsie.

    Pijanych widziałem nie raz i do tego zdarzyło mi się, że delikwent zatoczył się 30 m przed mną na środek drogi, gdy ja w tym czasie miałem ok. 100 km/h. Na szczęście nigdy nic mi się na drodze nie przydarzyło… odpukać.

    Pozdrawiam raz jeszcze :)

  • http://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/polski-kierowca/news-czy-mozna-lubic-rowerzystow-to-raczej-trudne,nId,1471849#iwa_item=1&iwa_img=1&iwa_hash=15899&iwa_block=worthSee ale nas pojechali

  • W 90% dużej części kierowcom brakuje wyobraźni – nikt im nie uzmysłowił jak to jest niebezpieczne i jak to wygląda z perspektywy rowerzysty. W wyciszonym, komfortowym samochodzie kierowca nie uświadamia sobie co się dzieje, kiedy rowerzystę wyprzedza mknący 100 km/h samochód. Nie musi nawet zbyt blisko jechać.
    Zdarza mi się w mieście, na światłach, dojeżdżać do takich delikwentów i sobie rozmawiamy. Wtedy są najczęściej dwa scenariusze. Albo trafiam na buraka, a w najlepszym razie ignoranta, który pozjadał wszystkie rozumy albo po wytłumaczeniu jak bardzo jest to ryzykowne kierowca przyznaje mi rację. Przypadków pierwszego typu jest niestety więcej. Ale powoli, powoli da się zauważyć poprawę.

  • Ja jeżdżę po mieście metr od krawężnika po „ścieżce”, którą wyznaczają prawe koła samochodów. To skuteczny sposób, żeby wyprzedzenie roweru nie było możliwe bez zjechania na sąsiedni pas ruchu. Przy takiej jeździe wyprzedzanie „na gazetę” należy do rzadkości – skoro kierowca już musi zjechać na sąsiedni pas, to wyprzedza z bezpiecznym odstępem.

    Rower nie jest zawalidrogą. Rowerzysta ma prawo korzystać z infrastruktury drogowej w ramach obowiązującego prawa, co powinni zrozumieć kierowcy. A że jest wolniejszy… Jeśli jakiemuś kierowcy w mieście nie podoba się, że jedzie za rowerem i nie może go wyprzedzić, to może przesiąść się do autobusu/tramwaju lub na rower. Drogi są nie tylko dla kierowców.

    Dodam, że warto współpracować na drodze. Sam przepuszczam samochody, jak się za mną zbiorą i widzę, że przede mną jest np. zatoczka autobusowa czy wjazd do posesji, na który można bezpiecznie wjechać.

    Chciałbym również zaapelować do rowerzystów, żeby zjechali z chodników na jezdnie. Nie taki diabeł straszny. Sam nie jeżdżę po chodnikach (z wyjątkiem mostu przez Wisłę w Grudziądzu), a przy zachowaniu zdrowego rozsądku, byciu przewidywalnym i zachowaniu szczególnej ostrożności, posiadania prawidłowego oświetlenia można w bezpieczny sposób korzystać nawet z dość ruchliwych jezdni, chociaż lepiej znaleźć sobie trasy alternatywne o mniejszym natężeniu ruchu nawet, gdy są dłuższe.

    Polecam zamontowanie lusterka wstecznego – bardzo pomaga w ruchu, nie potrzeba odwracać głowy do tyłu. Poza terenem zabudowanym można łatwo sprawdzić, co zbliża się z tyłu. Uważam, że dla bezpieczeństwa rowerzysty ma dużo większe znaczenie niż np. kask. Ja sobie nie wyobrażam jazdy rowerem bez lusterka wstecznego.

  • Oj, jak ja to doskonale rozumiem! Mnie nie tylko, co niektórzy, omijają „o centymetry”, ale i trąbią, nawet jeśli jadę zahaczając o trawę i rów.

  • Całkowicie zgadzam się z Twoimi i pozostałymi uwagami! Jeżdżąc rowerem zajmuję mniej miejsca na drodze/samochód w garażu/.Wiele spraw można załatwić dojeżdżając rowerem.Codziennie przebywam około 20 km.W moim Radomsku z kulturą kierowców jest podobnie a nawet gorzej.Policja działa słabo/aby do emerytury bez narażania się chuliganom drogowym/.Kiedyś na drodze rekreacyjnej przy zalewie/zakaz ruchu pojazdów/ motocyklista wyprzedził mnie z szybkością ok.100 km z prawej strony/!!!/.Gdy zgłosiłem to szefowi drogówki spojrzał na mnie z politowaniem pomimo że podałem nr.rej.ERA 24X5.Tak to wygląda.Ponadto trzeba mieć kolorowy strój i jechać 1 m od krawężnika-często to pomaga.Pozdrawiam serdecznie!

  • Łukaszu, po pierwsze bardzo Cię podziwiam, że masz odwagę jeździć po polskich drogach, bo to, co się dzieje na nich w stosunku do cyklistów woła o pomstę do nieba. Nie dość, że nie ma wybudowanych obok nich tak bardzo potrzebnych ścieżek rowerowych (jedynym wyjątkiem w woj. łódzkim jest ścieżka wzdłuż jezdni od okolic Tomaszowa Mazowieckiego do Spały wśród lasów), to na dodatek jeżdżą po nich setki nieudaczniów, którzy za bardzo nie wiedzą, co to takiego jest rower…hehehe

    Ale do czego właściwie zmierzam, otóż nie tak dawno wypowiedziałem się, że Masa Krytyczna jest bardzo potrzebna, szczególnie w Łodzi, gdzie na stałe mieszkam. Napisałem wtedy m.in., że rowerzyści bardzo boją się jeździć w Łodzi po bardzo niebezpiecznych ulicach, bo wszędzie czyha na nich śmierć lub w najlepszym wypadku kalectwo. I wiesz co? Otrzymałem niebawem odpowiedź na maila z zapytaniem, gdzie ja widzę setki trupów na ulicach, a odpowiedział mi nie kto inny, jak jakiś „głąbczasty” cyklista, którego żartem wymieniasz, jako następna „gwiazda” na nieboskłonie.

    Wniosek jest tylko jeden, nie tylko kierowcy nie tolerują cyklistów, bo niektórzy z nich sami są takimi gwiazdami.

    Pozdrawiam serdecznie
    Sławek z Łodzi

  • Ja jeżdżę 0,7-1m od krawędzi drogi/pasa ruchu. Bardzo pomaga na gazetowców. Zjeżdżam tez jak się za mną wlecze sznurek, a z naprzeciwka jest duży ruch, ale to tylko po za miastem. W mieście średnia prędkość to 20-30 km/h, a tyle jeżdżę.

    Pomysł z elastyczną „tyczką” wystającą w lewo na te 50-70 cm świetny. Gwoździa raczej bym do tego nie doczepiał. Widziałem też gdzieś patent z butelką PET i w nią włożonym kijem o takiej długości i zamocowaniu.

    Zamierzam tez „uzbroić” moje jeździdełko w głośny sygnał, tylko że hornit mi jakoś nie pasuje, air zounda ni cholery nie można już kupić. Więc trzeba będzie pokombinować z klaksonem 6V i akumulatorem. Tylko że żelowy drogi, a kwasowy ciężki. Aku ma też inną zaletę można rozbudować instalację o oświetlenie, ładowanie komórki, tableta, GPS.

  • @Sławek
    Masz na myśli to coś?
    http://goo.gl/maps/AF3XK
    Wiesz co? Dziękuję postoję

    To jest argument aby takie g.wniane miasta omijać z daleka
    Jak ktoś nie umie pływać lub moi się wody to nie wchodzi do wody
    Z rowerem jet to samo

    Żądam wygodnych poboczy asfaltowych na drogach, a nie kostkowego wydzielonego bullshitu tworzonego przez kretynów dla niedzielnych rowerzystów co się boi wszystkiego co ma 4 koła

  • Jeszcze trzeba dodać że czasami jest trudno jeżdzić blisko prawej strony ponieważ są tam najwieksze dziury a jak sie jeżdzi dużo kilometrów to nie chce sie wpadać w nie co 3 m. C

  • @Iowa74 – na Allegro ktoś jeszcze ma trzy sztuki Air Zounda na sprzedaż :)

    @Dar – na Facebooku komentarze zostawiał agent, który uważał, że rowerzyści są na drodze gośćmi (dobry żart) i powinni jeździć poboczami (nawet jeśli są gruntowe). A to, że mnie kierowcy mijali tak blisko, to moja wina, bo mam za wąskie opony. Powinienem mieć terenowe i jeździć gruntowym, dziurawym poboczem.

    Padłem ze śmiechu, a potem ten koleś zaczął tworzyć coraz lepsze teorie, robić bardzo chamskie wrzuty i w końcu się pożegnał z komentowaniem ;)

  • @Łukasz
    A tu?
    http://www.wykop.pl/link/2087532/rowerzysta-ukarany-mandatem-za-niejechanie-droga-rowerowa-po-lewej-stronie/
    Daje do myślenia o poziomie empatii, kultury drogowej itp – ile hejtu (pomija głupotę tzw organów państwa)
    Albo tutaj:
    http://www.wykop.pl/link/2089498/notoryczna-jazda-lewym-pasem-problem-polskich-kierowcow/
    gdy mowa jest o złym zachowaniu kierowców wobec kierowców (blokowanie lewego pasa) znowu to samo – nic tylko same zawalidrogi (pomijam kwestie legalności takich zachowań na drodze)
    Uwielbiam czytać takie tematy ;)

  • Osobiście jeżdżę w sumie tylko po drogach, ale to przyszło z czasem.
    I to nie przy krawężniku – najgorsza rzecz dla rozsądnie jadącego rowerzysty są stojące na poboczu auta. Nieraz miałem okazję zobaczyć przed sobą z impetem otwierane drzwi. Ostatnim razem kierowca przepraszał mnie w wielkim zażenowaniu, i to nie złość wtedy przychodzi na myśl, a skacze ciśnienie.

    Też nie wspomnę o nagłym wyjeżdżaniu z parkingu pod kątem 90 stopni względem rozpędzonego rowerzysty, sławnym już wyprzedzaniu, by nagle zajechać drogę ku zakrętowi w prawo. I ja muszę się już zatrzymać w takiej sytuacji.

    Dużo osób pisze, że boi się jeździć po drogach, jestem w stanie to zrozumieć, ale warto stopniowo „się wdrażać” bo jazda chodnikiem bywa równie niebezpieczna.
    Świetny wpis, pozdrawiam wszystkich zaangażowanych w temat ;)

  • Murarz wytarł ręce w zasłonkę.
    Glazurnik wysmarkał się w mój ręcznik.
    Urzędnik zażądał 5 zaświadczeń o fakcie oczywistym.
    Kierowca zajechał mi drogę, bo jechałem na rowerze.
    Pies sąsiada zagryzł mim kota, a potem mnie obszczekał (sąsiad!)
    Lekarz nie chciał mnie leczyć, zanim nie dostał w łapę.
    ………………………..
    Jesteśmy krajem CHAMÓW, proszę panów…

  • Gwoli uzupełnienia tematu http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,138764,16371310,Gonil_mercedesem_rowerzyste__Doprowadzil_do_wypadku.html

    Z tego co widzę, to pomijając wątpliwą argumentację kierowcy, to jego wersja jest sprzeczna z logiką (nie mówiąc o przepisach) – lewe lusterko jest całe, więc rowerzysta nie mógł go urwać, a jeśli urwane jest prawe to właśnie jest to wina kierowcy Mercedesa, który nie zachował należytej odległości od rowerzysty.

  • Panie I Panowie! Podsumowując wszysktie komentarze I historie to ja całą sytuację widzę następująco:
    kierowcy (osobówek, ciężarówek, tirówek, tramwajów I autobusów) I piesi niecierpią nas (rowerzystów) bo – argumenty I przykłady zostały przytoczone w Waszych komentarzach. lub idą po jezdni w nocy w czarnym ubraniu itd. na pewno nienawidzą też innych kierowców bo jadą powoli lewym pasem, nie włączają kierunkowskazów , jeżdżą po pijaku itd; my (rowerzyści) niecierpimy kierowców (wszystkich ww może z wyjątkiem tramwajarzy – jakoś nikt na nich nie narzekał, że zbyt blisko podjeżdżają do rowerzystów ;-)), niecierpimy też gapowatych pieszych bo chodzą nam po drogach rowerowych, mamy wstręt do innych pierdołowatych lub chamskich rowerzystów, którzy jeżdżą bez światła po zmroku, albo jadą lewą stroną świeżki czy slalomem.

    Jednym słowem wszyscy nienawidzą wszystkich! Ale ja nie przypisywałbym żadnej GRUPIE jako grupie (bo podane zostały też I pozytywne przykłady zachowań) jakichś szczegółnych cech negatywnych po prostu tacy są ludzie I nie zmienimy tego jedną dyrektywą czy zarządzeniem I niestety ciągle będziemy się nawzajem denerwować lub stwarzać niebezpieczeństwo lub chamsko zachowywać.

    Bądźmy wobec siebie bardziej wyrozumiali I UPRZEJMI !!! a na pewno tymi gestami zachęcimy innych nie zdecydowanych jeszcze czy są „źli czy dobrzy” użytkowników dróg I chodników do odwzajemnienia pozytywnych zachowań, a chamów I tak nic – włącznie z najechaniem na stopę, wyłamaniem lusterka, wsadzeniem kija w szprychy I innymi takimi zachowaniami – nie nauczy.

    Pozdrawiam.

    • Polecam zakupić kamizelkę odblaskową z napisem POLICE,
      na allegro jest kupa aukcji z dowolnymi nadrukami,
      wszystko zgodne z prawem, mam sentyment do tego miasta ;)
      matoły będą Was omijać jak g… w trawie.

  • Ja w ostatnią niedzielę też miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z jakąś „etiopią umysłową” za kierownicą. Zbliżałem się do jakiegoś gigantycznego korka na rogatkach miasta i wyprzedzałem auta z prawej strony. Jechałem dość szybko gdy nagle jakiś baran postanowił zajechać mi drogę, odruchowo skręciłem w prawo wystrzeliłem na podbiciu i wpadłem na chodnik. Na szczęście nic się nie stało bez zatrzymywania się pokazałem środkowy palec delikwentowi i pojechałem dalej.

  • Mnie burmistrz 3x w ciągu 1 miesiąca wyprzedzał na 20cm.

    Żartując myślałem przyczepić coś do roweru o długości 50cm, co mogło by choćby uderzyć w auto. Ale rozmyśliłem się po opowieści taty. Jego znajomy dojeżdżał do pracy rowerem i pewnego razu ktoś zajechał mu drogę na co zobaczył środkowy palec (całkowicie zrozumiałą). Kilka dni później wylądował w rowie- ponoć to samo auto zepchnęło go z drogi.

    Chyba wolałbym nie ryzykować.

  • @PG – pierwszy post
    Nikogo nie bronię, ale znasz mechanikę samochodu? Ja ledwo ledwo ale wiem tyle, że dla „czterokołowca” zjazd jedną stroną na inną nawierzchnię to przekazanie większego momentu obrotowego na stronę o większej przyczepności [tej asfaltowej]. A jak to się kończy chyba nie muszę pisać, bo każdy zna jakąś historię o czołówce z drzewem.

  • ” Jesteśmy krajem CHAMÓW, proszę panów…”

    Rozumiem że Kolega, jako mieszkaniec tegoż kraju, siebie również do chamów zalicza???
    Doprawdy, nie lubię się kłócić, ale jak czytam takie posty, piącha sama mi się zaciska…

    Takie generalizowanie. Albo jak ostatnio, w pewnej restauracji, stwierdził minister Radosław: „brak dumy narodowej, taka murzyńskość…”

    Otóż drogi Kolego, JA chamem nie jestem. Taki ze mnie wyjątek. Wyjątek zaś, jak wiadomo, jest wrogiem reguły, jej absolutnym zaprzeczeniem.
    Przepraszam za offa.

  • wiem,wiem… niedawno wyprowadziłem się do innego państwa i na prawdę nie mam już tych problemów na drodze co w Polsce,straszne ale prawdziwe, pozdrawiam :) .

  • [off-topic]

    Ja jednak zgadzam się z JDG. Jesteśmy krajem chamów.

    Nie zwracałem na to uwagi, dopóki nie zacząłem mieć okazję pobyć trochę za granicami naszego Kraju. Choćby ostatnia wizyta. Czekam sobie w Kopenhadze na swój samolot, który miał opóźnienie i napotkałem dużą grupę rodaków najwyraźniej wracających ze zmywaka z UK. I to chyba z nienacka zaskoczonych podróżą, bo nie zdążyli się umyć. Przekleństwa pomijam milczeniem, bardziej uderzył mnie zapach nie do końca umytych ciał i wypitego piwa. Jednego z nich ochrona lotniska zabrała ze sobą. Z jednej strony tęskniłem za krajem, ale nie chciało mi się wracać. W każdym razie nie przyznawałem się w samolocie, że jestem Polakiem.

    Inne nacje (zachodnie) są może głośne i też lubią wypić za dużo, ale sposób bycia i zachowania i tak mają na znacznie wyższym poziomie niż my. Czemu my tak nie możemy?

    W Norwegii rowerzyści są niemal jak święte krowy, jeżdzą pod prąd, na chodniku, czy przejściu dla pieszych, o czerwonym świetle nie wspomnę. Czyli robią w sumie to co ja nie trawię, ale będąc pieszym nigdy nie czułem się jakoś przez nich przeganiany.

    Głupota i chamstwo u nas jest całkowicie niezależne od środka transportu.

    [/off-topic]

  • „Inne nacje (zachodnie) są może głośne i też lubią wypić za dużo, ale sposób bycia i zachowania i tak mają na znacznie wyższym poziomie niż my. Czemu my tak nie możemy?”

    Kiedyś miałem knajpę. Dwa razy przeżyłem najazd Anglików. Totalne chamstwo, pijaństwo, ryki, tłuczenie szkła, do tego pokazywanie genitaliów i ordynarne zachowanie wobec każdej kobiety. Dziadostwo jakiego w Polsce raczej nie ujrzymy.
    Wystarczy tego offa :)

  • No nie wiem wojewódzka to proszenie się o problemy ;)

    Pewnie gorsza trasa nie na rower szosowy ale i natężenie samochodów może trochę mniejsze.

    https://maps.google.pl/maps?saddr=Oporowska&daddr=52.1526019,19.336158+to:52.0902361,19.3040153+to:52.0297775,19.3155887+to:51.9120071,19.4754623+to:51.8351105,19.4835052+to:%C5%81%C3%B3d%C5%BA&hl=pl&ie=UTF8&ll=51.989954,20.220337&spn=1.009722,1.675415&sll=51.862924,19.716339&sspn=0.506293,1.360931&geocode=FUMCHQMdRYgnAQ%3BFRnJGwMd3gsnASnH3VkjZ5gbRzF8YNFiHIvkdQ%3BFXzVGgMdT44mASmjcz23AaMbRzHE-ApJ_u19Sw%3BFVHpGQMdhLsmASn3-deotKQbRzEaBEBM4pLfdg%3BFUcdGAMdBiwpASknz_gdwrcbRzFUHgxxxMnKwQ%3BFebwFgMdcUspASlF_MtgO8obRzFgf5du3KuU3A%3BFZDIFQMd798oASmvVkV1JMsbRzGs2yGbY658yw&gl=pl&mra=dpe&mrsp=4&sz=10&via=1,2,3,4,5&t=m&z=9

  • Znam ten ból.. Sama niedawno miałam sprawę w sądzie z kierowcą autobusu przegubowego, który wyprzedzał mnie w taki sposób, że bok mojej kierownicy szorował o bok autobusu. Popełniłam ten błąd, że zjechałam maksymalnie blisko do prawej krawędzi jezdni kiedy zobaczyłam w lusterku autobus, no i nie miałam dokąd uciec. Cieszę się, że przez te kilka sekund nie było na mojej drodze dziury ani studzienki, bo koleś pewnie miałby mnie na sumieniu.

    Kiedy zjechał do zatoczki przystankowej, zastukałam w okienko i poinformowałam go kulturalnie, że nie zachował odstępu. On odburknął: tu jest ścieżka. [ścieżki nie było, została zlikwidowana – został dwukolorowy fikuśny chodnik. Zresztą, co to za tłumaczenie?] Zgłosiłam sprawę na policję gdzie, ku mojemu ciężkiemu zdumieniu, zostałam potraktowana bardzo poważnie, a policjant który przyjmował moje zgłoszenie nakręcił się, że znajdzie zapis z monitoringu znajdującego się niedaleko miejsca zdarzenia bankomatu, sklepu czy czegokolwiek.

    Tak czy wspak, kierowca się nie przyznał, wylądowaliśmy w sądzie, gdzie zapis z monitoringu nie pozostawił wątpliwości co do przebiegu zdarzenia. Także kiero dostał nie tylko mandat, ale i pewnie koszty sądowe do pokrycia. Natomiast ja od tego czasu jeżdżę chodnikiem [na którym zresztą od niedawna dopuszczony jest ruch rowerowy – a więc po legalu ;)] pozdrawiam!

  • Jadę sobie wczoraj scieżką rowerową wzdłuż Al. Włókniarzy w Łodzi do Parku Poniatowskiego. Upał okrutny, pot się ze mnie leje, więc już się cieszę że za kilka minut odpocznę w cieniu na ławeczce, toast z bidona wzniosę, oraz (wstyd się przyznać) papieroska zapalę…

    Dojeżdżam ci ja do skrzyżowania z ul. Andrzeja Struga, patrzę w lewo czy coś nie jedzie i widzę jak jakaśToyotka mała, nader szybko zbliża się do przejścia a co za tym idzie do ścieżki po której jadę. Widzę kierowcę, a oczy u niego jakieś niepewne… Daję więc po heblach, zwalniam i widzę że kierowca jednak zdecydował się mnie przepuścić i zaczyna ostre hamowanie. Jednocześnie z przeciwka, ostro cisnąc w pedały, wjeżdża na skrzyżowanie jakiś dziadek siwy i z plecaczkiem. Rower u niego wyposażony we wszystko: liczniki, światełka, trąbki, torebki, lusterka, sakwy – nic tylko jakiś maniak rowerowy. Ów maniak, przestraszony nadjeżdżającym samochodem, gwałtownie skręca na moją część ścieżki i wali centralnie na pełnej szybkości we mnie. Matkobosko!

    Przewaliło mnie nad kierownicą, przeleciałem ze dwa metry w powietrzu i elegancko rozciągnąłem swoje 130 kg. na przeciwległym krawężniku. Cud że nic sobie nie połamałem ani nawet zbytnio nie potłukłem, wypadek kończąc z małą ranką na łydce. Gorzej z rowerem, przednie koło wygięte w rogala, zablokowane i pęknięta obręcz. Pozbierałem zewłok z ziemi i dawaj z pyskiem na dziada. Nabardziej wymyślne wulgaryzmy ino śmigały z prawa na lewo i z powrotem.

    Dziadek owszem, pozwolił mi spuścić ciśnienie słowem się nie odzywając, potem bardzo mnie przeprosił, stwierdził że jego rower nie ucierpiał, że ma lekko rozciętą rękę i w zasadzie już przyschło, następnie poczęstował mnie wizytówką i dawaj wsiadać na rower. O żesz ty! Cap go za siodełko i ściągam drania z roweru. Mówię mu że nie mogę ani jechać dalej ani nawet roweru prowadzić, do domu mam 7 km, że ma natychmiast wołać dużą taksówkę i jedziemy do sklepu po nową obręcz. Dziadzisko na to że nie ma pieniędzy. Kontruję drania że albo jedziemy albo wołam policję. Wtedy okazało się że kartę do bankomatu jednak ma przy sobie i że już dzwoni po taxi. Koniec końców pojechaliśmy do sklepu, dostałęm nową obręcz z piastą, opnę mi przełożyli i spokojnie dotarłem do domu.

    A dlaczego to opisuję? Ano dlatego że ścieżka w tym miejscu nie ma więcej niż 150 cm i w mojej ocenie jest zbyt wąska. Zwłaszcza w stosunku do dużego ruchu rowerowego jakina niej panuje. To było po pierwsze primo.

    Po drugie primo: zawsze zakładajcie kask i jeśli macie, również wszelkiej maści ochraniacze. Szkoda zdrowia, tym bardziej że idiotów nie brakuje.
    Było 150 cm? Było. Offa zatem nie było. :))

  • Jestem podobnym siwym dziadem/75+ i tylko 80 kg /ale mam inne spostrzeżenia dotyczące także jazdy młodych ludzi.

    Jazda po pasach,chodnikach beztrosko,szybko i na „luzie”. Tak jest b.często! W moim mieście/Radomsko/ starzy zachowują się lepiej.

  • Panie Józefie, jasne że tak, po każdej stronie 'barykady’ znajdą się ludzie bez wyobraźni.. sama jako rowerzystka pomstuję na tych, których pan opisał. Przez nich też ludzie wrogo nastawiają się do rowerzystów, trzeba to odczarować- jeździjmy kulturalnie, ustępujmy pierwszeństwa, przeprowadzajmy rowery, nie wyprzedzajmy czekających w kolejce do świateł samochodów [ja wiem, że mamy do tego święte prawo, ale moim zdaniem-nie warto z niego korzystać] i w ogóle- uśmiech, kulturka, takie tam. Sądzę, że w ten sposób można więcej zawojować..

  • Wielce Szanowny Panie Józefie!
    Bardzo przepraszam jeśli poczuł się Pan urażony. Pisząc ” dziad „, nie tyle miałem na myśli szacowny wiek, ile postawę tego pana. Sam nie należę już do ludzi młodych, skronie powoli mi siwieją i w żadnym razie nie było moim zamiarem postponowanie jakiegokolwiek seniora. Zostałem troszkę źle zrozumiany.

  • Ja ze swojej strony bardzo polecam szybką naukę. Tydzień temu pomykam sobie ścieżką rowerową przy ulicy Mieszka I w Poznaniu. Co jakiś czas są tam drogi prowadzące z parkingów osiedlowych do ulicy Mieszka I. Jadę sobie spokojnie i w bardzo blisko takiego skrzyżowania drogi osiedlowej z ścieżką, nagle staje na mojej drodze konserwa na czterech kołach. Było otwarte okno. Krzyczę więc, ostro już hamując, ” tutaj jest ścieżka rowerowa „.

    Kiedy znalazłem się z drugiej strony samochodu objeżdżając go z tyłu usłyszałem przez drugie otwarte okno ” masz jakiś problem ty jeb…. pedale !? „. Ciśnienie w ciągu jednej sekundy skoczyło mi na 180 i po zatrzymaniu zsiadam i maszeruję w stronę fraglesa w konesrwie w celu wydobycia zawodnika z potrzasku, w którym się nieszczęśnik usadowił i „uprzejmego” zapytania w czym ma problem.

    Chyba zrozumiał mój zamiar i pozamykał się jak w sejfie bankowym, a następnie z piskiem opon oddalił się. Nie zdążyłem nawet zatrzymać na pamiątkę naszego spotkania jakiegoś fanta z konserwy, a tym bardziej z samego fraglesa. Myślę jednak, że kiedy kolejnym razem będzie tam wyjeżdżał zwróci uwagę na ścieżkę rowerową. Polecam szybką naukę.

  • Bardzo fajny blog, dopiero odkryłam :)
    Ja miałam ostatnio interesująco-żenująca przygodę z Bogusiami z BMW (tzw. człowiek stereotyp).
    Jestem rowerzystką, która także czasami pojedzie samochodem, a czasami motocyklem (prawa jazdy oba są). Mam więc dość obszerny obraz, jak jazda wygląda z odmiennych perspektyw.

    Jeżdżę też w 100% przepisowo, takie moje hobby i przypadłość ;)
    Jeżdżę także mądrze i kulturalnie, w związku z tym nie toleruję chamskich zachowań i arogancji.

    Sytuacja następująca:
    Jadę drogą rowerową, dojeżdżam do skrzyżowania z przejazdem rowerowym, mam światło zielone, więc jadę. Nagle wyskakuje zza rogu dzika beemka z 3 Bogusiami i wymuszają na mnie pierwszeństwo, ponieważ oni muszą teraz skręcić w prawo, a przecież strzałka warunkowa oznacza „jedź na zdrowie, byle szybko i nie patrząc”. Musiałam dać mocno po heblach, bo inaczej bym wylądowała twarzą w ich szybie. Rzuciłam szybkie „gdzie ku*wa” i pojechałam dalej. Bogusie zaczęli jechać obok mnie dostosowując prędkość do mojej (ja na drodze rowerowej, oni na ulicy). Myślę sobie „no co, jadą to jadą, przecież im nie zabronię” i olałam już sprawę. Za kilkanaście sekund następne skrzyżowanie, Bogusie przyśpieszają i co robią? Skręcając w prawo zatrzymują się na przejeździe rowerowym i częściowo na pasach „blokując” mi przejazd. 2 wysiada (trzeci siedzi, może mu jednak trochę wstyd było), tępe spojrzenia, szerokie karki i idą w moją stronę.

    Nie wiem jakie mieli zamiary, bo przecież mogli chcieć mnie serdecznie przeprosić i podać rękę na zgodę. W każdym razie uśmiechnęłam się do nich szeroko i myknęłam na jezdnię kontynuując moją jazdę. Jeszcze w ramach ostrożności skręciłam na dróżkę, gdzie samochód nie ma możliwości wjechać.
    Do dziś nie mogę się nadziwić – czy oni naprawdę się spodziewali, że blokując mi przejazd tak mnie nastraszą, że zmuszą do potulnego zatrzymania się?

    Poza tym… czy oni naprawdę chcieli mnie karać za własne wykroczenia?
    Czy oni serio chcieli bić jedną dziewczynkę we 2? :P

  • @AGA bardzo podoba mi się określenie ” Bogusie ” :-) . Ja takich nazywam ” kwadraty ” – ludzie nie mający bezpośredniego, nawet czasowego połączenia z swoim mózgiem. Głowy noszą tylko po to aby kiedy pada deszcz woda nie naleciała im do środka i oczywiście jedzą nią :-).

  • No cóż, zwykły dzień z życia polskiego rowerzysty.
    Proszę Państwa trzeba edukować, informować, a opornych, cwanych i chamskich zmuszać.

    Po pierwsze, jak w świecie zwierząt, odstraszacze-napuszcze czyli wszelkie patenty optycznie zwiększające wielkość, a w naszym przypadku szerokość roweru i zniechęcające do bliskiego wyprzedzania. Flagi, maszciki, anteny, baloniki, butelki, saperki, widły, siekiery, pręty zbrojeniowe, druty kolczaste, piły łańcuchowe, a to wszystko wożone na bagażniku. A najlepiej żeby były to atrapy wyżej wymienionych przedmiotów. Spójrzcie z jakim szacunkiem (czytaj odległością), są wyprzedzani Złomiarze, jeśli już się znajdą na drodze. A im więcej wystającego z ich wózków złomu, tym większy „szacunek”.
    Oczywiście proszę „siekiery i drut kolczasty” traktować z przymrużeniem oka, ale w optycznym odstraszaniu tkwi duży potencjał.

    Po drugie – niestety kamera i to wyraźnie skierowana do tyłu.
    Za niezachowanie wymaganego odstępu od rowerzysty podczas jego wyprzedzania taryfikator przewiduje 300 zł mandatu. Ale to rozwiązanie dla bardziej drastycznych „przypadków”.

    A jako, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, karą dla wyprzedzających na gazetę powinno być przymusowe przejechanie ulicami przez centrum dużego miasta w godzinach szczytu. I tak z pięć dni pod rząd. Taka lekcja była by bezcenna…

  • No to moje dzisiejsze zajście:

    Jadę sobie rowerem jezdnią prosto a z parkingu przy firmach czeka na wyjazd auto z chęcią skrętu w lewo co jest zabronione (ale to szczegół bo był wieczór ruch mniejszy)
    Niestety auto stoi tak jak ten prostokąt:
    http://prntscr.com/4egu9o
    czyli dobry metr wysunięte poza linię krawężnika więc na moim torze jazdy (bo rowerem skrajem drogi) – ale co ważne bez chęci wyjechania czyli próby wymuszenia pierwszeństwa (nic na to nie wskazywało).

    Widzę to z daleka więc dojeżdżając i omijając (łukiem niestety czyli z wyjazdem szerzej na jezdnię) machnąłem facetowi ręką, że się wysunął za bardzo i tyle – jadę dalej.
    A tu za mną ryk silnika, pisk opon i koleś mnie goni (czyli zrobił legalny skręt w prawo) – zrównuje się ze mną, jeb po hamulcach i drze mordę, że mi nie blokował i co tam w ogóle chcę, ja mu żeby tylko pilnował linii krawężnika (tym bardziej ze tam jest dobra widoczność).
    A gościu gaz do dechy ryk silnika pisk opon i pojechał.

    I teraz tak:
    agresja słowna (choć bez wulgaryzmów), bardzo agresywny styl jazdy, chęć dogonienia i pogadania ze mną w stosunkowo mało istotnej sprawie, i to mimo że sam zrobił błąd, to jeszcze za wszelką cenę chce wydrzeć się jak ja mogę coś od niego chcieć.

    Swoją drogą ciekawe skąd załapał od razu o co mi chodziło, skoro uważał się za niewinnego w sprawie?
    Auto co może zaskoczyć wielu to BMW ;):):)
    Ale mi chodzi o tą agresję wariat, frustrat, co za koleś, no i o rażący brak odstępu właśnie przy wyjeżdżaniu z podporządkowanej.
    Raz już miałem taki przypadek, to pani jak machnąłem ręką z daleka od razu wsteczny wrzuciła i cofnęła.

  • Ja się najbardziej boję lewoskrętów, po tym jak mnie kiedyś na wsi pukneli, teraz nawet w mieście mam obawę, czy jakiś idiota jadący za mną mimo wystawionej ręki, pozwoli mi zmienić pas…

  • @Bartek – to, że masz obawy przy lewoskręcie, to normalna sprawa. W takich sytuacjach trzeba mieć sporo wyczucia i koncentracji. Ale nie możesz liczyć na to, że ktoś Ci „pozwoli” zmienić pas. Bo nikt tego nie musi robić. To Ty musisz wyczekać odpowiedni moment, by pas zmienić.

    Często lepiej jest też zmienić pas trochę wcześniej, gdy samochody są daleko i już szykować się do skrętu. Niestety, sama wystawiona ręka, nie daje Ci pierwszeństwa przed innymi pojazdami.

  • Od kiedy zamontowałem sobie kamerkę na kask, kierowcy jakoś inaczej obchodzą się ze mną na drodze. Nie wyprzedzają na centymetry, nie wyprzedzają na przejściach dla pieszych, ani na podwójnej ciągłej. Czasami jest mi ich jest żal, że tamuję ruch pod górkę, ale zjechać na bok nie mam gdzie, bo pobocza brak.

  • Jestem kierowcą który lubi zap…ać jak i również rowerzystą który lubi.. pędzić :) Rowerzystów po których widzę, że nie są wprawionymi bajkeremi omijam z dużo większej odległości, niż kolesia w ciuchach za 2k i SCOTTCIE za 15k z racji tego, że jak napisałeś, nie zawsze jest na to miejsce, oczywiście nie wyprzedzam go na gazetę :) A widać gołym okiem chłopa, który jedzie jak po sznurku i wiem, że nagle mi nie wpadnie pod koła.

    Większe zastrzeżenia mam do rowerzystów z perspektywy gdy w danych godzinach jestem kierowcą: większość to głąby – niestety. Teraz są przejścia dla pieszych i rowerzystów, gdzie nie trzeba zsiadać z roweru – super ALE TO NIE ZNACZY, ŻE MOŻNA PRZEJECHAĆ NAWET NA ZIELONYM ŚWIETLE 40 KM/H!!! APELUJĘ TU DO WSZYSTKICH ROWERZYSTÓW ZWOLNIJCIE I ROZEJRZYJCIE SIĘ NIE JEDŹECIE NA PAŁĘ. KIEROWCA SKRĘCAJĄC NP. NA ZIELONEJ STRZAŁCE MA OGRANICZONE POLE WIDZENIA. POZA TYM JAK LECI KTOŚ SZYBKO, TO Z WIĘKSZEJ ODLEGŁOŚCI KIEROWCA GO NIE WIDZI, A NAGLE WYSKAKUJE JAK FILIP Z KONOPII. TAK SAMO WIEM, ŻE UCIĄŻLIWE JEST ZSIADANIE Z ROWERU NA ZWYKŁYCH PRZEJŚCIACH DLA PIESZYCH, ALE NA BOGA CHOCIAŻ ZWOLNIJCIE!!

  • @HD Albo czegoś nie załapałem w Twojej wypowiedzi, albo nie do końca znasz przepisy.

    To, że ktoś ma ciuchy za 2k i rower za 15k nie znaczy, że jest rowerzystą PRO. A nawet jeżeli to uwierz mi może jechać jak po sznurku, ale na jego drodze pojawi się dziura, studzienka kanalizacyjna czy cokolwiek innego i zachowa się jak zwykły amator, zwykły rowerzysta. A wtedy gdy wpadnie pod Twoje koła, nie pomoże Ci tłumaczenie typu: „Myślałem że się nie zachwieje i nie wpadnie pod moje koła”. To jest ułamek sekundy.

    Co do opinii, że większość rowerzystów to głąby i tu się nie zgodzę z Tobą. Jest grupa ignorantów, ale przez pryzmat pewnej grupy nie można tak twierdzić o większości.

    Kolejna sprawa to Twoja wypowiedź o zielonych strzałkach. Jeżeli będąc kierowcą zatrzymasz się zgodnie z przepisami i rozejrzysz, a nie jak bezmózgie Yeti tylko zwolnisz do 30 kmph i wyjdziesz z założenia, że skoro strzałka jest zielona i nikogo nie ma na przejściu to mogę jechać, wtedy zauważysz obiekt zbliżający się ze sporą prędkością.

  • @HD – mnie najbardziej zastanawia, jak Ty z tyłu rozróżniasz (jadąc samochodem), czy ktoś jedzie na rowerze za 15 koła, czy za 1500?

    Ale spokojnie, napisałeś, że nie wyprzedzasz na gazetę, to najważniejsze. Ale wierz mi, że możesz jechać na rowerze i za 50 tysięcy, omijanie z bliska jest tak samo nieprzyjemne, jakbyś jechał na rowerze za 500 złotych. Nawet prosto jak po sznurku. I tu dobrze napisał Jędruś.

    Co do zielonej strzałki, to absolutnie zgadzam się z Jędrusiem. Zobacz na ulice. Ilu kierowców traktuje strzałkę po prostu jak zielone światło? I niektórzy nawet nie upewniają się, czy przez przejście dla pieszych ktoś przechodzi. A czasami wystarczy, żeby na wielopasmowej drodze stał TIR, który zasłania widoczność. Ale wielu kierowców nic sobie z tego nie robi, tylko spokojnie pruje w prawo, bo „przecież zielone”.

    Muszę też czepić się jeszcze jednego. Czy jeśli dojeżdżasz do skrzyżowania, chcesz przejechać na strzałce, to powiesz mi, że nie widzisz jadących 40 km/h samochodów po poprzecznej ulicy?

    Ale żeby nie było, ja też nie namawiam do „prucia 40 km/h” na drogach rowerowych przy dojeżdżaniu do skrzyżowań. Czasem lepiej pomyśleć za durnego kierowcę, a czasami wymusza to na nas źle zaprojektowana infrastruktura. Szerzej napisałem o tym tu:

    https://roweroweporady.pl/jak-sie-nie-dac-zabic-na-rowerze/

  • Trochę się nakręciłem pisząc tamten komentarz. Wiem, że coś może spowodować nagłą zmianę kierunku jazdy u rowerzysty dziura, korytko ściekowe. Sam miałem wątpliwą przyjemność wjechać w nie, w sumie tak dla zabawy na zjeździe i nie opanowałem przedniego koła, bo mi wyrwało kierownice z rąk i gleba na środku pasa. Na szczęście nic nie jechało i skończyło się na małym zadrapaniu, co mojego kompana podróży bardzo zdziwiło bo myślał, że skończy się pobytem w szpitalu :)

    Dlatego obserwuję mijanego rowerzystę, jak i również staram się zobaczyć co jest przed nim, żeby móc przewidzieć jego zachowanie. Co do rozpędzonych rowerzystów przejeżdżających przez przejścia z dużą prędkością zdania nie zmienię, bo za dużo takich wariatów prawie potrąciłem. Co do mojego podejścia to musicie wiedzieć, że na rowerze jeżdżę od 20 lat, a samochodem od 12 i (nie tylko w Polsce), dlatego pisałem przez ten pryzmat, bo wydaje mi się, że bardzo dobrze rozumiem zachowania kierowców, gdy jadę na rowerze, jak również gdy jadę samochodem.

    Jędruś – rowerzysta nie jest tak widoczny jak auto z zapalonymi reflektorami po zmierzchu, który nawet nie ma zapalonej pchełki z przodu i ciemne ciuchy :)

  • A co do wyceny sprzętu rowerzysty oczywiście przesadziłem :) jednak nie oszukujmy się, wy chyba też potraficie jednym rzutem oka rozróżnić 50 letniego rowerzystę na WIGRY, od chłopa jadącego 30 km/h w koszulce funkcyjnej kasku i getrach. Pozdrawiam :)

  • @HD zgodzę się że po zmierzchu rowerzysty ubranego na ciemno bez oświetlenia tzw. batmana lub nietoperza łatwo przeoczyć, szczególnie gdy popycha ile sił w nogach (bo nie ile fabryka dała ;-), jednak zatrzymując się na strzałce jest większa szansa zauważyć takiego magika. Nie chciałem Cię urazić pisząc, że o tym przejeździe na strzałce bez zatrzymania, tylko pisałem to z autopsji jak widzę kierowców nawet nie zwalniających na strzałce.

    Niedaleko mnie jest zjazd z trasy, którym wracam z pracy, na moście skrzyżowanie i do skrętu w prawo osobny pas, jak również zaraz za skrętem jest krótki fragment pasa dla tych co właśnie skręcili i bardzo często kierowcy pakują się tam z prędkością rzędu 40 – 50 kmph. Kilka razy widziałem jakby został tam potrącony pieszy, a i rowerzysta który akurat powinien tam rower przeprowadzać, bo nie ma przejazdu wyznaczonego.

    Na zachodzie rowerzysta jest inaczej postrzegany niż u nas.

  • No nie widać gnoi, bo inaczej nazwać ich nie można. Lampka kosztuje 5 zł taka zwykła pchełka nie mówię żeby każdy miał 1k lumenów na kierownicy, tylko żeby był widoczny z tych 50 metrów. Dzisiaj byłem się karnąć 20 km, z czego połowę jechałem już wracając po ciemku drogą rowerową. Jakiś slams atak, dzisiaj nie dość, że z 30% nie posiadała dziś oświetlenia, to jeszcze sobie parami obok siebie jechali…

    Nie wiem czy puste łby po weekendzie czy chcą zginąć. Ja jeżdżę dosyć szybko, ważę prawie 110 kg, więc jakiś głąb ucierpi bardziej. Albo kupię te tysiąc lumenów i będę takim kretynom walił po gałach i pieszym którzy sobie spacerowali jak np. dziś po ścieżce rowerowej koło kina KREWETKA w Gdańsku Głównym.

  • @HD

    „pieszym którzy sobie spacerowali jak np. dziś po ścieżce rowerowej koło kina KREWETKA w Gdańsku Głównym.”

    Akurat tam ścieżka jest nieszczęśliwie poprowadzona. Codziennie jeżdżę, tylko z drugiej strony (przy dworcu), ale idąc pieszo w kierunku Starego Miasta (w miejscu, które opisujesz) wiele razy sam się zapominałem, że jest tam DDR. Tam gdzie są przystanki to zawsze trafią się piesi, szczególnie że idąc w kierunku przejścia podziemnego w zasadzie muszą się pojawić na DDR.

    Podobnie po drogiej stronie, koło KFC, gdzie jest fatalne oznakowanie.

    Ale niepełnosprytnych „batmanów” trzeba tępić. Kiedyś przez takich deb… będę miał wypadek. Oby do zimy; zostaną najbardziej rozsądni.

  • @MACIEKR
    Masz rację pod KREWETKĄ jest lipa ale czemu nawet taksówkarze stoją na ścieżce i kręcą bajere. Czyżby też nie wiedzieli że 30cm obok jest ścieżka rowerowa?

  • Jako kierowca nie cierpię rowerzystów na ulicach. A jako rowerzysta, jeśli tylko mogę to unikam jazdy po ulicy. A jak już muszę jechać po ulicy, to tak blisko prawej strony, jak na to pozwalają warunki.

  • Tak w ogóle sugeruję wszystkim rowerzystom twojego pokroju, by sprzedać rower, skoro nie potrafisz nim jeździć. Po to się inwestuje w rower do miasta, by móc się poruszać szybciej i wygodnie. A toczenie się z prędkością 5 km/h (a przy okazji denerwowanie pieszych) raczej wyklucza te założenia.

  • Zgodzę się z Bartkiem. Drogi Anonimie, a czy zdajesz sobie sprawę, że nie masz prawa jeździć po chodniku? Tym samym łamiesz przepisy ruchu drogowego. Wystarczy trochę kultury i nikt nikogo już nie blokuje ani nie denerwuje.

    A że jedziesz możliwie jak najbliżej prawej to świetnie, zgodnie z przepisami, ale nie z dobroci serca, na co by wskazywała Twoja wypowiedź.
    W naszym kraju wciąż panuje przeświadczenie, że ludzie na rowerze reprezentują biedę i powinni jeździć po wiejskich drogach…

    Smutne to, ale z drugiej strony też dużo poprawy widać ostatnimi czasy, więc tylko trzymać kciuki :)

  • Nie karmcie trolla. Nie dość że nie szanuje przepisów, to jeszcze ma egoistyczne podejście do wspólnej przestrzeni.

  • Ja też proszę o zachowanie spokoju, Anonima już wymoderowałem, Ciebie Bartku również lekko obciąłem, bo w takiej sytuacji, Twój komentarz do warzywa pastewnego nie pasował do kontekstu ;)

    Anonima bardzo proszę o podpisywanie się i nie wypisywanie głupot.

  • Ja byłem świadkiem niedawno, jak kierowcy jadącemu na Kiercelaku w Warszawie strzeliła kicha. Jechał 30-40, wozem nawet zbytnio nie rzuciło i zdążył spokojnie na feldze dojechać do pobocza. Tylko jeden kierowca musiał przyhamować, by w niego nie uderzyć. A teraz wyobraźcie sobie, że taki „Kubica w Golfie” jedzie 80 i opona wybucha podczas wyprzedzania rowerzysty „na chusteczkę” – a wóz ściąga na stronę, gdzie jest przebita guma…

    Jak widzę takich pacanów, co wyprzedzają o milimetry albo jeszcze wydzierają japę, by przestraszyć rowerzystę – to aż chce mi się zamontować wysuwany widelec w rączce chwytu – „nie umiesz wyprzedzać kulturalnie – sznyta na lakierze i goń mnie, frajerze!”

    Wiem, że nie wszyscy kierowcy są tacy, tak samo, jak nie wszyscy rowerzyści szarżują slalomem między przechodniami – ale niestety – mniejszość głąbów w Bolidach Młodzieży Wiejskiej robi złą prasę normalnej większości.

    • Zaaajebisty pomysł! dodaję do listy „zamontować kolec w rączce”
      A poważnie mozna tam zamontować właśnie jakieś światełka takie długie w słupku, jak z festynów czy coś, długie to na 30-50cm chyba

  • „abym życzył komuś spotkania z drzewem albo z drogówką” – w drogówce pracują też ludzie, często rowerzyści. Jak ktoś nie ma czegoś na sumieniu to spotkanie z drogówką kończy się na kontroli dokumentów oraz dmuchaniu, a spotkanie z drzewem….

    Pozdrawiam

  • Jak dla mnie sprawa jest dość banalnie prosta. Jeżdżę i rowerem, i osobówką, i motocyklem i pojazdami powyżej 3,5 tony również. Wg mnie jezdnia jest dla pojazdów silnikowych, chodniki dla pieszych, ścieżki rowerowe dla rowerów. I przykro mi, ale przy mentalności ogółu naszego narodu, inaczej być nie powinno, może i nawet nie tylko w PL.

    Gdyby każdy dawał sobie radę z tym wyzwaniem, jakie przed sobą stawia, bo niewątpliwie prowadzenie czeogokolwiek dla większości „kierowców” to własnie wyzwanie, sprawa byłaby inna.
    Jednak jadąc samochodem środkiem miasta i widząc na środku 3 pasmowego skrzyżowania rowerzystę stojącego na samym środku na czerwonym sygnalizatorze, a mającego obok szeroką, pustą ścieżkę rowerową, ręce mi opadają. Inni – pogaduchy na całego i jazda po pasie jezdni jeden obok drugiego, ramię w ramię.

    Znów piesi – łażący po ścieżkach, w Katowicach to jest plaga: w parkach, na ścieżkach wiodących przez miasto. Już nie raz zaliczyłem awaryjne hamowanie i przeskok przez kierownicę, gdy kolejna _nierozumna_ osoba wyszła sobie z autobusu wprost na ścieżkę rowerową i pod koła roweru, nie podnosząc ani razu głowy znad swojego ajfonika…

    Kierowcy nieprzestrzegający przepisów co do skrzyżowań ze ścieżkami rowerowymi czy co do samej obecności rowerzystów na drodze to również masakra.
    Jednak często ta obecność rowerów w mojej opinii prowokuje do nerwowych zachowań, gdy właśnie rower ładuje się pomiędzy auta, a ścieżkę woli zostawić samą sobie.

    Infrastruktura pozostawia dużo do życzenia: dziury, studzienki, wysokie krawężniki. Nie da się tego pogodzić nie mając podstaw do działania. A podatki coraz wyższe!

    Jak to umieścił Jeremy Clarkson w pseudo-spocie mającym promować jazdę rowerem – „I don’t ride a bike because I can afford a car”. :D

  • Ja miałem „lepszą” przygodę gdy znudzona młodzież postanowiła sprawdzić moją odporność na uderzenie nogą podczas wymijania.
    Pewnego dnia jak zwykle jadę sobie rowerkiem aż tu nagle coś mnie wali z całych sił w lewe ramię tak, że ledwo utrzymał kierownicę w ręku.
    Myślałem w pierwszej chwili, że to uderzenie lusterkiem ale nie… szczęka mi opadła gdy zobaczyłem wystającą nogę przez okno !?! formalnie zatkało mnie i nawet nie potrafiłem się zdenerwować tak bardzo byłem porażony głupotą „bawiącej” się młodzieży.

  • Hmmm. Boją sie zadrapać lakier tak?
    Hmmm mam pewien pomysł;>
    Możnaby jakąś konstrukcję kolcowatą wkładać na boki, niczym jakcyś renagaci z pustyni czy madmaxa, tak na szerokość 15-20 centymetrów ;>

    iii / lub Atrape kałasza na plecach >;)

    Widać nie wystarczy, że widać, ważniejsze CO widać >;) a ma być widać, że nie warto zadzierać ;>

    Pozdrawiaaaaam

  • Zdarzenie z dnia dzisiejszego: wracałem z Konina do Turku, odcinek drogi z kilkoma wysepkami. Pierwszy tir wyprzedził mnie tak że gdybym nie odbił to by mnie ze sobą zabrał. Jestem spokojnym człowiekiem, opowiadam się za kulturą na drodze (nie raz i nie dwa zjeżdżam na pobocze, albo wyhamowuję żeby samochód mógł mnie wyprzedzić-hmmm, coraz rzadziej kierowcy dziękują) ale teraz widząc następnego wjechałem w linię prawego śladu samochodu i tak jechałem widząc z naprzeciwka sznur aut i wysepki. wiem – niegrzeczne. Hmmm ten kierowca wyprzedził mnie w bezpiecznej odległości.
    Lat temu około 12 jechaliśmy z kolegą z Turku pod Szczecin: Turek, Konin, Września, Poznań (obwodnica), Pniewy, Kwilcz aż do Gorzynia czyli droga z „milionem” Tirów. Powiem że z nich wszystkich tylko jeden wyprzedził nas za blisko. Tak było kiedyś ….

    • Dlatego gdy planuję wyjazdy rowerowe, wyznaczam trasę mniejszymi, nie-TIR-owymi drogami. Nie zawsze się da, ale jakbym miał cały czas jechać drogą bez pobocza, gdzie śmigają ciężarówki, to bym wcale nie jeździł, bo to żadna przyjemność.

  • ” koniec ze straszeniem śmiercią na drogach”
    -myślę że to nie jest straszenie a realna rzeczywistość !
    niestety kultura jazdy na drogach w Polsce jest beznadziejna.
    Dlatego rowerzyści poruszający się po drogach publicznych w Polsce powinni sobie uzmysłowić że jazda po drodze za każdym razem to „mój ostatni raz”

  • Jak czytam takie posty z bólem dupy x 1000 to śmiać mi się chce. Prawda jest taka że rowerzyści powinni jeździć tylko po ścieżkach rowerowych jak taki chce wjechać na drogę po której jeżdżą samochody powinien mieć odpowiedni dokument poświadczający o jego wiedzy o ruchu drogowym, ubezpieczenie oraz rejestrację jak każdy użytkownik. A tak to jest wolna amerykanka jedzie taki po drodze gdzie samochody poruszają się 90km/h i się dziwi że to jest niebezpieczne. Sam lubię jeździć na rowerze ale robię to w miejscach gdzie nie ma samochodów bo inaczej jest to po prostu niebezpieczne.

    • LOL, a co to zmienia. Napisałeś to tak jakby znajomośc/przestrzeganie przepisów uzależniało jak rowerzysta ma być traktowany na drodze. Ja mam kilka kategorii prawa jazdy, cały czas się doszkalam, oglądam programy, czytam. Na rowerze jak i samochodem robię wszystko żeby jeździć zgodnie z przepisami. Jadąc na rowerze nie wyprzedzam samochodów na przejściach dla pieszych, zatrzymuję się na zielonej strzałce, na stopach, sygnalizuję manewry na jezdni, drogach dla rowerów, staram się być przewidywalny. Guzik z tego, i tak jestem co rusz wyprzedzany z niebezpieczną odległością.
      Polskie prawo nie zabrania jazdy rowerem po drogach krajowych, więc nie wiem jaki jest problem. Jest to niebezpiecznie głównie przez kierujących pojazdami wielośladowymi i czasami motocyklistów ze znikomą wiedzą o ruchu drogowym (no ale przecież mają uprawienia, ubezpieczenie i OC) i zerową wyobraźnią.

    • Nie rozumiem? W jaki sposób taki dokument dla rowerzysty poprawi bezpieczeństwo?

      Poruszanie się po takich drogach jest dla rowerzysty dozwolone przez przepisy. Gdyby karta rowerów była obowiązkowa to i tak rowerzysta może jechać tego typu drogą. Wiec co zmieni posiadanie karty?

      Dwa, to kierowcy samochodów stwarzają tu groźne sytuacje. Wszyscy pewnie maja dokumenty uprawniające i jakoś tu nic nie pomaga.
      Niebezpiecznie jest ze względu na to jak zachowują się inni uczestnicy ruchu, a nie jakiego typu jest to droga. Nieważne czy to osiedlowa, teren zabudowany czy niezabudowany.
      Auto może mnie rozjechać na każdej z tych dróg.

      Jak większość rowerzystów mam tez prawo jazdy i często poruszam się samochodem. Jeżdżę rowerem rekreacyjnie ale tez codziennie do pracy po zwykłych drogach, wolałbym ścieżkami, ale ich nie ma. Lasu w środku miasta tez nie ma.
      Gdyby wszyscy kierowcy, niezależnie od ilości kół w pojeździe, zaczęli myśleć, ale tak na poważnie myśleć o konsekwencjach swojego zachowania. I w tym myśleniu uwzględnić innych, to nie tylko rowerzyści mieli by lżej, ale i wypadków stricte samochodowych byłoby dużo, dużo mniej.
      Pozdrawiam

  • Ja miałam już kilka razy bardzo nieprzyjemne sytuacje związane tak z TIRami, jak i osobówkami. Raz, kiedy mnie TIR wyprzedzał z lewej w mieście, w trakcie manewru wrzucił kierunek i skręcił w prawo na skrzyżowaniu. Chyba tylko wrodzony szybki refleks i cała po hamulcach uratowała mnie przed zmiażdżeniem. Innym razem, TIR wyprzedzał mnie przed zakrętem. Nagle z naprzeciwka wyjechało auto i TIR odbił gwałtownie w prawo…Tyle, że ja byłam w połowie długości jego naczepy. Tym razem skończyło się dla mnie w rowie. Pokrzywy i inne zielska zamortyzowały gwałtowne hamowanie. Jestem tez kierowca auta osobowego i niestety, na podstawie przykrych doświadczeń z drogi, nie mam szacunku dla większości TIRowców. Nie liczą się z nikim na drogach.
    Inna sprawa- osobówki i notoryczne wyprzedzanie „na gazetę”, zwłaszcza przy dużych prędkościach (poza miastem)., notoryczne wymuszanie pierwszeństwa, czy zatrzymywanie się przy wyjeżdżaniu z podporządkowanej na DDR.
    Nie można oczywiście zapomnieć o pieszych, którym się wydaje, że DDR to przedłużenie chodnika, a rower przecież zatrzyma się w miejscu… „to nie auto, nie jedzie szybko”…
    Jazda na rowerze po polskich drogach wyrabia stalowe nerwy i refleks bynajmniej nie szachisty :)
    Niestety, dopóki nauka kultur jazdy nie znajdzie się obowiązkowo w programie kursu na prawko, będzie chamsko i niebezpiecznie.

    • Zgodzę się ze wszystkim oprócz jednego: „notoryczne (…) czy zatrzymywanie się przy wyjeżdżaniu z podporządkowanej na DDR”: jadąc autem, problemem dla mnie często jest to, że nie ma innego wyjścia jak zatrzymanie się na DDR aby ustąpić pierwszeństwa; skrzyżowania są tak skonstruowane, że z perspektywy samochodu nic nie widać do póki nei wiedzie się na pas dla DDR i tam zatrzyma przepuszczając pojazdy z pierwszeństwem. Jako kierowca oraz rowerzysta zawsze czuję się w takiej sytuacji niezręcznie, ale czekając na przejazd przed pasem dla rowerów nie miałbym szans na obserwację drogi, w którą chcę wiechać. Często taka sytuacja jest wymuszona bezsensowną budową skrzyżowań, nie uwzględniającą DDR albo traktujacą DDR jako dodatek do skrzyżowania, zamiast jego integralnej części.

      Obserwacja dot. głównie Wrocławia – dla przykłądu skrzyżowanie ul. Armii Krajowej z ul. Bogadaina, ale nie tylko.

  • Czemu krytykować kampanie która walczy o lepszy stan polskich drogach? Czemu rozdzielać świat na rowerzystow i kierowców duza cześć tych osób zalicza sie obu grup jednocześnie?
    Czemu prowadzić wojnę z kierowcami, którzy gdzieś maja przepisy? Chyba lepiej edukować i cos przekazywać niż iść na noże i zaostrzać konflikty

    Peace and Love☮️

    • ” Jeśli jeszcze ktoś nie zauważył, tekst ten powstał po to, aby zeszło ze mnie trochę powietrza. (…) Nie chcę również wywoływać kolejnych wojenek kierowców z rowerzystami.”

      Na blogu znajdziesz także edukacyjne teksty. Pisałem takie nie raz.

  • Wyprzedzanie na gazetę… A co powiecie o WYMIJANIU na gazetę? Miałem takie przeżycie. Prosta droga, auto x wyprzedza auto y i z ogromną prędkością jedzie na mnie. Toż to próba zabójstwa była.

    Druga (nie)ciekawa przygoda. Jadę rowerem. Jakieś 15 metrów przede mną inny rowerzysta. Wyprzedza mnie samochód i próbując się zmieścić między mną a drugim kolarzem „daje ostro po hamulcach”. Niewiele brakowało żebym wpadł do samochodu przez tylną szybę. Ewentualnie zostałbym rozpłaszczony na bagażniku.

  • Ja uwielbiam jako kierowca auta takich rowerzystów którzy jadą środkiem ulicy, a ścieżka rowerowa jest pusta i stanowi dekoracyjną aleję. Często tez widuje taki typ rowerzystów, którzy maja kolarzówę to po ścieżce nie będzie jechał to obciach, a on zainwestował w stój marki x i najnowszą kolarzówką- to jak na takiej ścieżce się lansować skoro nikt z niej nie korzysta i go nie ogląda.
    Ale cóż poradzić skoro taki rowerzysta lubi jechać wśród spalin i nos wkładać do rury wydechowej….

    • A może też dlatego że większość ścieżek rowerowych jest robiona z kostki i nie wiem czy kolega jeździł kiedyś na rowerze szosowym po takim czymś. Ja jadąc na MTB-ku jestem nieźle wytrzepany gdzie o szosowych strach pomyśleć. Tutaj raczej trzeba zagłębić się raczej kto planuje te ścieżki bo kostka się do tego nie nadaje, łatwiej i lepiej wylać asfalt po którym można normalnie się poruszać.

  • Nie mogę rozkminić, czemu ludzie muszą sobie robić tak koło tyłka, zamiast po prostu traktować się w porządku. Wszyscy jesteśmy uczestnikami ruchu drogowego, szanujmy się! I uważajmy, a nie „byle szybciej, przecież się zmieszczę”… bo rowerzysta jest mały i zawsze się gdzieś upchnie, nie? Ech… jeszcze wiele do zrobienia.

  • Kilka uwag:
    1. Policja może i ma braki kadrowe, ale przede wszystkim ma za dużo leni.
    2. Ich główna praca to nabijanie kilometrów – jeden prowadzi a drugi gapi się w smartfona. Mimo, że samorządy dopłacają za dodatkowe patrole.
    3. Brak egzekwowania podstawowych przepisów powoduje zwykłe chamstwo kierowców.
    4. Nie istnieje „prawko” bo to nie „małe piwko” ale jest „prawo jazdy”.

  • Tak jak piszesz Łukasz nic to nie da ,następny martwy przepis. A szkoda bo rowerzystów coraz więcej na drogach i coraz ciaśniej się robi , jeśli kierowcy samochodów nie będą jeździć bezpiecznie to w tym roku może być dużo wypadków. Dotyczy to też rowerzystów ponieważ dużo ludzi zaczęło jeździć od niedawna (bo zaraza) i ma brak doświadczenie i też potrafią nieźle zamieszać na drodze. pozdrawiam

  • Cześć, z tego co wiem te przepisy Niemczech związane z odbieraniem prawa jazdy ostatecznie nie weszły w życie.

  • Niestety żadne akcje i kampanie nic nie pomogą. Polskie społeczeństwo nie jest tzw. „społeczeństwem obywatelskim”, jak np. wspomniane szwedzkie. To tak, jakby wśród niepiśmiennych robić promocję czytelnictwa. Niestety. Na drogach ekspresowych, mimo że rowery tam już nie jeżdżą, to zachowanie dużej części kierowców jest również skandaliczne. I zawsze – ale to zawsze – zastanawia mnie, czemu jeden z drugim, który łamie wszelkie ograniczenia prędkości i tak bardzo się spieszy, po wyjściu z auta idzie już normalnie? Czemu nie biegnie chodnikiem, rozpychając innych ludzi i drąc się na nich? Przecież tak się przed chwilą spieszył… ?☝️

  • Myślę, że najlepszą rzeczą jaką możemy zrobić jest prawidłowe (przykładne) wyprzedzanie. Sam to często obserwuję.. Gdy jedzie kilka aut i pierwsze wyprzedzi mnie zbyt blisko to wszystkie pozostałe za nim zrobią to samo. Gdy z kolei sam jadę autem i prawidłowo wyprzedzę rowerzystę (włączając kierunkowskaz i zjeżdżając na maxa na lewy pas) to wtedy auta za mną również prawidłowo wykonują manewr wyprzedzania :) Także psychologia tłumu może tutaj pomóc..

  • Według mnie zarówno jedna strona jak i druga jest winna. Nagminnie jadąc rowerem kierowcy krzyczą jak w korku wymijam ich z prawej strony i wjeżdżam przed światła, z drugiej strony jak jadę autem to czasami dostaję palpitacji widząc co robią rowerzyści.

    Co ciekawe mój chyba najniebezpieczniejszy wypadek na rowerze zdarzył się gdy… starszy Pan na składaczku wymusił na mnie pierwszeństwo, praktycznie wjeżdżając mi w bok roweru.

    Państwo też nie poprawia sytuacji dopuszczając urządzenia wspomagające ruch (np. rolkarzy) do jazdy po drogach rowerowych. Jednocześnie wypchnięcie wszystkich rowerzystów, niektórzy w ogóle nie znają przepisów o ruchu drogowym, na ulicę jest bez sensu. Jeżeli jedziesz powoli, uważasz na innych, nie czujesz się pewnie to powinieneś mieć możliwość jazdy po chodniku.

  • A oto moje 3 grosze:
    1. Odstęp i „poczekanie” aż da się wyprzedzić rower, to podstawa. Sam poza rowerem jeżdżę samochodem i motocyklem. To naprawdę nie problem; Łukasz ma rację. Dlaczego w Europie Zachodniej (Włochy, Francja, Austria…) samochód po górskuej drodze potrafi jechać za rowerzystą ponad kilometr. I gdybyn nie pokazał ręką „jedź!”, jechałby następny. A z drugiej strony niektórzy pozwalają się wyprzedzić na zjazdach-serpentynach, ale to już rzadziej, niestety.

    2. Nadmierna prędkość, to ulubiony parametr do karania, a moim zdaniem wcale nie najważniejsza przyczyna wypadków. Oczywiście zawsze można powiedzieć „gdyby jechał wolniej…” ale w ten sposób gdyby stać lub jechać 1 km/h, byłoby najbezpieczniej, a przy stłuczce i tak ktoś mógłby powiedzieć „powinien jechać wolniej”. Może ograniczenia prędkości powinny być bardziej zróżnicowane (deszcz, ciężarówki, godziny itp…). U nas to rzadkość. A znaki (lub ich brak) są tak często absurdalne, że uczą łamania przepisów. Ręczę, że gdyby urealnić ograniczenia, kierowcy skrupulatnie stosowaliby się do nich i ani mandaty ani fotoradary nie byłyby tak znienawidzone. Oczywiście zawsze znalazłaby sie garstka idiotów – i tych należałoby wyłapać i ukarać.

    3. Dla mnie jako rowerzysty największa zmora na ulicach, to faktycznie wymuszanie pierwszeństwa przy włączaniu się do ruchu przez samochody i gorzej – sytuacja, gdy samochód wyprzedza mnie tuż przed skrzyżowaniem, po czym „daje po heblach” i skręca na tym skrzyżowaniu w prawo (a w zasadzie stoi i czeka na możliwość skrętu).

    4. Nie lubię DDR-ów. Lubiłbym, ale wszystkie niemiłe zdarzenia w jakich uczestniczyłem, miały miejsce właśnie na drogach dla rowerów. Ani piesi ani kierowcy nie traktują ich jak jezdni. Nie ustępują pierwszeństwa gdy powinni, nie rozglądają się przed „wtargnięciem”, trudno jest wyprzedzić inny rower (wąsko, jazda środkiem), nikt ich nie sprząta z liści itp… itd. Najlepsze są DDR-y wydzielone jak skrajny pas jezdni. Są traktowane poważnie przez wszystkich, jednokierunkowe, i zazwyczaj pokryte asfaltem, a nie kostką!!!

    5. Koledzy narzekają na rolkarzy na DDR-ach. A niby gdzie oni mają jeździć? Lawirować 25 km/h lub nieraz szybciej po dziurawych chodnikach między pieszymi? Czy po jezdni między samochodami? Ale rolkarze powinni się oglądać i ustępować (zmniejszyć rozkrok), jeśli ktoś z tyłu chce jechać szybciej np. na rowerze. Sam także czasem jeżdżę na rolkach ale zawsze wiem, czy ktoś za mną jedzie, czy nie. Rolkarz na DDRze powinien czuć się jak gość, a nie gospodarz i często tak jest.
    Oczywiście nie mówię tu o dzieciach na rolkach.

    6. I jeszcze ostatnia sprawa. Nie rozumiem, o co ten cały hałas z elektrycznymi hulajnogami. Według dotychczasowych przepisów taka hulajnoga dokładnie wypełnia definicję roweru. Zamiast tworzyć nowe przepusy wystarczyłoby uświadomić ludziom, że to JEST ROWER. Nigdzie w kodeksie nie jest powiedziane, że rower musi mieć pedały i siodełko. Musi być napędzany siłą mięśni, mieć co najwyżej 90 cm itd… Może mieć silnik wspomagający o takich to a takich parametrach – tu trzeba byłoby czsasem wprowadzić modyfikację, że „hulajnogarz” aby jechać, musi się od czasu do czasu odepchnąć nogą, aby nie był to motorower.

    Pozdrawiam serdecznue